Excop napisał/a:Niestety,, trudno się z tym nie zgodzić, Snake. 
A mi, Excopie, niestety trudno takim słowom Snake'a dawać wiarę.
Snake napisał/a:Jest wręcz przeciwnie. To ci tak zwani odmieńcy i społeczne wyrzutki nie chcą się wczuć w sytuację innych ludzi, szczególnie tych słabszych. Ci odmieńcy, w tym przypadku kontestujący umowę społeczną o obronie wspólnego dobra jakim jest ojczyzna, państwo mają na uwadze jedynie swoje indywidualne dobro i korzyści. Nie chcą ryzykować swojego indywidualnego zdrowia i życia aby chronić słabszych od siebie, których są setki tysięcy. Ludzi chorych, starych, zniedołężniałych, ubogich. Tych wszystkich, którzy nie są w stanie uciec gdzieś daleko albo ich na to nie będzie stać.
Młode, zdrowe byczki, którzy widzą tylko swoje JA, JA, JA... mają to w nosie. Niech ludzi słabych broni ktoś inny, oni przecież mają swoje jedno życie do przeżycia, które chcą przeżyć tak beznadziejnie jak tylko potrafią to obecne młode pokolenia i ch... ich obchodzi co będzie z innymi ludźmi.
Tak to wygląda, nie inaczej.
Podobne słowa o obronie kobiet, dzieci i osób starszych usłyszałem niedawno od oficera, który miał przeprowadzić szkolenie z obowiązku zachowania poufności informacji, gdy wezwano mnie niedawno na ćwiczenia rezerwy. To była jego improwizacja. Nie wchodziła w zakres szkolenia, ale oddaje sedno argumentacji przy podnoszeniu morale tych, których wzywa się pod broń.
Rzeczywistość wygląda zgoła odmiennie. Bezpośrednim celem działania wojska jest wygranie wojny/uchronienie państwa przed przegraną czy utratą suwerenności lub terytorium a nie ochrona słabszych. Ochrona słabszych może być efektem pośrednim, ale nie jest warunkiem bezwzględnym. To państwo ma pierwszeństwo przed obywatelką/obywatelem, a nie na odwrót. To pamiętam jeszcze chyba z lekcji PO, że nie należy wymagać od wojska, że będzie rzucać się do obrony każdej wioski albo nie należy wojsku zarzucać, że jakiś teren odpuściło, dając tam swobodny dostęp wrogowi ale w tym czasie realizowało własne cele strategiczne. Wie o tym niemal każda świadoma obywatelka czy świadomy obywatel, ale ten argument o obronie kobiet itd. zawsze się pojawia. A ma on taką samą wartość, jak twierdzenie, że pieniądze wydawane z przeznaczonego na pomoc ofiarom przestępstw funduszu sprawiedliwości, na garnki dla koła gospodyń wiejskich, wypełniają ten warunek. Bo koło gospodyń zorganizuje przy użyciu tych garnków festyn z pogadanką na temat zapobiegania przestępczości. Najczęściej celem wroga nie jest eliminowanie atakowanego narodu (chociaż i takie wojny się zdarzają) ale, owszem, i ludność cywilna poniesie ofiary, gdy wróg uzna, że będzie to jeden ze sposobów osiągnięcia celu strategicznego i na koniec politycznego. Jest więc bardzo prawdopodobne, że ci słabsi, te kobiety, dzieci i starcy... byliby mniej narażeni na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, gdyby... nie podejmowano żadnych działań obronnych. Wystarczy porównać choćby liczbę ofiar przy zajęciu przez Rosjan Krymu, niemal bez oporu, z tym, co się dzieje teraz na wschodzie Ukrainy. Wystarczy porównać liczebność ofiar wśród ludności cywilnej Polski podczas II WŚ z liczbą ofiar w państwach, gdzie opór był symboliczny lub go nie było. Można więc postawić całkowicie zasadny zarzut, że to chwytający za broń "obrońcy słabszych, kobiet, dzieci i starców" biorą udział w zwiększaniu ryzyka dla tych, których - jak twierdzą - bronią. Tym, czego chcą bronić ochotnicy chwytający za broń, jest poczucie narodowej dumy. Idee. I to jest to indywidualne dobro, do którego obrony chcą też zaprosić mniej gorliwych, ale podatnych na argument o potrzebie bronienia słabszych.
Oczywiście łatwiej jest poświęcić jakieś własne dobro (choćby zdrowie lub życie) w walce o interes państwa tym, którzy uznają państwo za wspólne DOBRO. Podobnie jak łatwiej jest umierać za wiarę tym, którzy wierzą w Boga i w jakieś "życie wieczne (w raju) po śmierci", niż tym, których kontakt z religią ogranicza się do chrztu, którego nawet nie pamiętają, bo nie byli świadomi, gdy byli poddawani tej umowie społecznej. Trudniej jest tym, którzy uważają państwo za wspólne ZŁO KONIECZNE, dla którego nie ma alternatywy bez jakiegoś globalnego kataklizmu albo... adekwatnie - niewierzącym ale przyzwyczajonym do religijnych tradycji.
Warto zauważyć różnicę, jaka występuje w obowiązkach udzielania pomocy/ochrony. Wszyscy jesteśmy zobowiązani do udzielania pomocy osobom, których życiu zagraża niebezpieczeństwo, ale... w czasie pokoju pierwszą zasadą jest upewnienie się, że podczas udzielania pomocy to nam nie będzie zagrażać niebezpieczeństwo i jesteśmy zwolnieni z obowiązku pomocy, gdy ta pomoc oznaczałaby konieczność zaryzykowania własnego zdrowia lub życia. Jakże odmiennie wygląda nasz obowiązek, gdy trzeba bronić państwa. W tym przypadku ryzykowanie własnym życiem jest przynajmniej dopuszczane, zazwyczaj pożądane a następnie jest przedstawiane jako powód do chluby. Jedynie państwa uznają zabijanie za legalny sposób rozstrzygania konfliktów. Pojedynki między zwaśnionymi ludźmi są w większości krajów zabronione, traktowane jak próba zabójstwa. Sołtys wioski nie może skrzyknąć chłopa, postawić kos na sztorc i ruszyć na sąsiednią wioskę, której kilku mieszkańców np. gwałci kobiety z jego wioski czy wypasa swoje bydło na pastwisku tej wioski. Zabijanie jest złe zawsze wtedy, gdy nie służy państwu/religii/ideologii. Dlatego jeśli ktoś uznaje życie za podstawową wartość, może dojść do wniosku, że system, który legalizuje zabijanie a nawet wynosi je do rangi czynów chlubnych, jest złem... nawet jeśli koniecznym.
W skrócie - gdyby odmieniec Tuwim miał większy wpływ na ludzi, to miałby większe zasługi w obronie słabszych, niż generałowie. Bardziej chyba "poszczęściło się" odmieńcowi Mahatmie Gandhiemu, bo jego pacyfizm jakoś zadziałał. I przyniósł zamierzony skutek.