madoja napisał/a:(swoją drogą - zauważyliście że oni nigdy nic nie wiedzą? diagnostyka weterynaryjna w Polsce jest tragiczna, robią masę badań, biorą tysiące złotych i nigdy nie wiedzą czegoś na pewno, tylko leczą metodą prób i błędów)..
Diagnostyka ogólnie tak wygląda - strzelasz, aż trafisz i leczysz w większości objawowo. Na kotach się nie znam, ale w przypadku psów, to przy szybkości ich metabolizmu po prostu trudno powiedzieć cokolwiek na pewno. Tym bardziej, że właściciele często kłamią.
"tak, tak, dużo spacerujemy" - a pazury trzeba obcinać regularnie, bo nigdzie się nie ścierają, stawy w rozsypce, a pies popuszcza. 'Dużo spacerujemy" okazało się być dwoma spacerami dziennie po oszałamiające 20min. Po badaniach - nerki ledwo działają, wątroba ledwo przędzie a psiak 5cioletni.
'tak, tak, bardzo mocno dbamy o higienę, bo pies śpi z nami w łóżku" - a dupa zalepiona czopem zeschniętego gówna, po wycięciu którego pies oddaje 3 ogromne stolce zaraz na stół. Wizyta u weta, bo 'pies nie chce jeść już trzeci dzień i skomle'. Karmiony jakimś chappi czy podobnym shitem + resztkami ze stołu. Kolejny młody psiak z wątrobą na skraju wydolności i bez połowy zębów, które trzeba było mu usunąć w trybie natychmiastowym ze względu na infekcje.
'dbamy o psa, strzyżemy go regularnie' - a pazur pierwszego palca (ten z boku łapy i trochę nad poduchami) rósł tak długo nieogarniany, że zrobił pętlę i niejako przekolczykował łapę. Dodatkowo kołtuny powodujące odparzenia i infekcje, bo to jedna z tych ras, których się nie strzyże i któremu 'strzyżenie na lato' zrobiło ogromne kuku. Pies trafił do weta z powodu przegrzania.
Nie ułatwia sprawy fakt, że obecne rasy są często obarczone wieloma defektami genetycznymi - zwłaszcza te z pseudo hodowli. I kolejna rzecz - pies żyjący w domostwie żyje nawet 2-3x dłużej niż psowate na wolności. Dla zobrazowania - dziko żyjące lisy dożywiają średnio 4-5 lat. Rzadko dłużej. Pies domowy tej samej wielkości nierzadko żyje 15 lat.
Już nie wspomnę, że regularnie się znajduje kiełbasy i inne rzeczy z trutkami, gwoździami, czy szkłem. Afer z zatrutymi karmami robionymi z odpadów też nie brakuje.
Dlatego nie zawsze da się trafić z diagnozą. I co najważniejsze - odpowiednio szybką, aby zdążyć ze skutecznym leczeniem.
Ale i tak zwykłych naciągaczy nie brakuje. Jak w każdym zawodzie. Bo takich wetów na swojej drodze też niestety spotkałem. Ale samo leczenie nie jest łatwe. Zwierząt w szczególności.