Ehh, muszę się wygadać.
Mieliśmy sąsiadów, klatkę obok. Tak samo jak my: właściciele 4 kotów i psa. Z balkonu odprowadzona kładka na zewnątrz, żeby koty mogły wychodzić. Ich koty były cudowne, bardzo przyjazne, zawsze dawały się głaskać. Piesek fantastyczny. Mieli go od szczeniaka. Bardzo, bardzo radosny, żywy, zawsze się bawił z naszą suczką. Miał swoją pomarańczową piłeczkę z którą wszędzie chodził. Głaskałam go na każdym spacerze i dawałam przysmaczki. Gdy wyjeżdżaliśmy, oni dokarmiali nasze koty. A ona mówiła że gdyby miała dom, miałaby w nim pełno kotów. Że kocha koty. Jak jednego potrącił pociąg, to od razu jechali do schroniska żeby wziąć kolejnego. Uważałam ich za super ludzi. Myślałam że nikt na tym osiedlu (oprócz nas) tak nie kocha zwierząt.
2 tygodnie temu zauważyłam, że nie ma ich ani zwierząt. Wysłaliśmy do nich SMSy, dzwoniliśmy - nie odbierali.
Dziś na stronie naszego lokalnego schroniska zobaczyłam ogłoszenie o ich psie - że trafił do schroniska. Że tak źle to zniósł, że przez 4 dni nie wychodził z klatki i się trząsł (zupełne przeciwieństwo tego, jakim go zapamiętałam). Razem z nim trafiły 4 koty, tak przerażone że sikały pod siebie. I apel o pilna adopcję, bo zwierzęta tragicznie znoszą nową sytuację.
Wtedy już byłam pewna że tam się coś odjebało. W schronisku niestety nie udzielili mi informacji.
Natomiast ich mieszkanie wyglądało, jakby było opuszczane w pośpiechu - otwarte okno, na pół opuszczone rolety. Z mężem doszliśmy do wniosku że stało się coś strasznego, np. zginęli w wypadku samochodowym (świadczyło o tym to, że nie odbierają telefonu).
Serio - popłakałam się. Nie dość że zwierząt żal, to u sąsiadów coś się stało.
Poruszyłam niebo i ziemię żeby się dowiedzieć. I co się okazało? Wyjechali sobie do Anglii, a na portale wrzucają zdjęcia z piwem albo jak jedzą ciasto, uśmiechnięci i szczęśliwi. Jakbym dostała w łeb.
Napisałam do niej z innego konta, że zostawili okno otwarte. O dziwo odpisała. Spytała które okno i że ktoś z rodziny zaraz podjedzie. Wtedy spytałam jak mogli oddać zwierzęta do schroniska. Czy wie jak one to przeszły? Pies ma traumę, koty sikają pod siebie. Ona że strasznie je kocha, ale nie miała wyjścia, nie chciała ich wyrzucać na ulicę, a musieli wyjechać. Odpisałam że nic jej nie tłumaczy. Ona "ja mam inne zdanie, do widzenia".
Mają tutaj rodzinę - dwóch synów którzy mieszkają osobno. Mogli im dać zwierzęta (tym bardziej że planują powrót do Polski). Mogli popytać sąsiadów. Mogli zrobić cokolwiek.
Jak czuli się wywożąc miauczące koty w kontenerkach? Jak czuli się zostawiając psa? Pies pewnie cieszył się gdy jechali do schroniska. Myślał że wycieczka. A potem nie rozumiał, dlaczego pan wsiada do samochodu sam.
Dla niektórych może być śmieszne, że tak to przeżywam, ale cóż...
Nie rozumiem tego. Nigdy przenigdy nie oddałabym swoich zwierzaków. Nawet gdyby zmarł mąż, nawet gdybym miała długi, nawet gdybym musiała wyjechać do innego kraju. Nigdy.
Ich konta na facebooku pełne są filmików i zdjęć z kotami i psem, podpisy: "mój kochany chłopczyk", "wszyscy których kocham na jednym zdjęciu". Ona jest w grupie "Kocham koty".
Tak strasznie mi żal tych biednych zwierząt. I tak bardzo nienawidzę tych ludzi. Jak tu jeszcze zaufać komuś kto mówi że kocha zwierzęta?
Ten piesek pewnie tam wciąż czeka aż przyjdzie pańcio z jego pomarańczową piłeczką. Ale się nie doczeka, bo pańcio wrzuca na fejsa zdjęcia z imprez.