Witam,
Zarejestrowałem się na tej stronie aby poznać Waszą opinię na temat mojego problemu(?). Postaram się przedstawić sytuację w dość krótką historię bo kto chciałby czytać istną książkę?
W sierpniu poprzedniego roku poznałem pewną dziewczynę na portalu randkowym, ona mieszka +/- 200 km od mojego miejsca zamieszkania, ale wiadomo, że na samym początku nikt nie zwraca uwagi na to ponieważ nie wiadomo dokąd idzie te znajomość. Rozmawiało nam się bardzo dobrze, złapaliśmy dobry kontakt no i tak dni mijały, przeszliśmy na messengera no,ale po jakimś czasie wrzuciłem pytaniem czy jest szansa się spotkać?
Ona była zainteresowana spotkaniem a ponieważ ma rodzinę w mieście oddalonym od mojego o 25 km to umówiliśmy się, że jak będzie na weekend u nich to po prostu ja przyjadę. Tak też się stało, spędziliśmy sobotnie i niedzielne popołudnie i oboje ocenialiśmy, że było miło i fajnie by było to powtórzyć. Tym razem zaproponowałem żeby przyjechała do mnie, mieszkam sam więc nie musiała by stresować się moimi rodzicami itd, zgodziła się i jakoś we wrześniu wpadła na weekend. Możemy przewinąć teraz do kwietnia/maja bo od tego września do końca marca byliśmy w stałym kontakcie, przyjeżdżała kiedy mogła (miała o wiele łatwiej jeśli chodzi o wolne aniżeli ja dlatego też to ona przyjeżdżała).
Gdzieś przez ten czas wpadł mi pomysł żeby sprzedać swój dotychczasowy domek i kupić coś większego, bliżej centrum miasta i nigdy nie rzuciłem pomysłem żeby ona dobierała kredyt i dokładała się itd, sam chciałem to wziąć na swoje barki,
wstępnie umówiliśmy się, że to ona przeprowadzi się do mnie gdyż no ja mam tutaj pracę już na umowę na czas nieokreślony, swoje mieszkanie no i w mniejszym mieście łatwiej wystartować gdyż mieszkania są tańsze. Gdy przyjeżdżała to starałem się aby zapoznać ją z miastem, często spacerowaliśmy i pokazywałem gdzie co jest. Sama z siebie chciała dołożyć do nowego mieszkania, ale odrzuciłem ten pomysł ze względu na to, że gdy będzie się przeprowadzać to fajnie jak by szukała pracy bez przymusu, że musi ratę kredytu płacić. Rozmawialiśmy na ten temat długo i tłumaczyłem, że jestem w stanie sam dobrać tyle pieniędzy aby kupić większy "kwadrat". Właściwie z dnia na dzień ona zaczęła odpychać od siebie myśl aby tu przyjechać pod pretekstem, że nie wiadomo co z pracą itd starałem się jej przetłumaczyć, że nawet gdyby to możemy zostać w dotychczasowym domu, jest trochę miejsca i może szukać sobie powolutku pracy bez większego ciśnienia a mieszkanie kupilibyśmy jak oboje stanęlibyśmy na nogi, bez pośpiechu... Te argumenty były kiepskie dla niej...
Rzuciła pomysłem żebym ja wyprowadził się do jej miasta, załatwi mi jakaś pracę (ma gdzieś rodzinę wysoko postawioną w jednej z firm). Gdy zapytałem co z mieszkaniem to odpowiedziała, że możemy na start wynająć no i tutaj zaczął się problem, zacząłem jej tłumaczyć, że nie po to mam swój dom aby go sprzedać i płacić komuś trzecią pensję za to, że udostępni mi mieszkanie do życia, że wyjeżdżając tam rzucam wszystko dosłownie (dobrze płatną pracę jak na miasto w którym mieszkam, umowę na czas nieokreślony, która daje mi zdolności kredytowe), sprzedaje dom i koniec końców jadę w totalnie nieznane, na wynajęte mieszkanie, na pracę o charakterze umowy śmieciowej i zapytałem co jak nie wyjdzie nam? Ona wróci do rodziców a ja zostanę sam w wynajętym mieszkaniu właściwie pozostawiony sam sobie, ryzyko było ogromne.
Ona za chwilę rzuciła argumentami, że teraz zostanie jej ostatni rok stiudów, będzie miała jeszcze mniej czasu na przyjeżdżanie do mnie, że też chciałaby żebym był blisko, że ona nie widzi się w tak mały mieście jak moje itd itp.
Rozmowa stanęła w martwym punkcie, ja próbowałem jej tłumaczyć, że kolejność: wyjanem - ślub - kredyt - kupno mieszkania jest stratą czasu przede wszystkim przez pozycję numer jeden bo ile trwałby wynajem? Minimum rok, później zbieranie pieniędzy na wesele i na szarym końcu My czyli Nasz wspólny dom i ewentualne potomstwo.
W majówkę wybrałem się do jej rodzinnego miasta (ponieważ tak ustaliliśmy wcześniej) i pokazywała mi miasto, poznałem jej rodziców i tak tydzień minął. Właściwie codziennie gdzieś byliśmy, coś widziałem. Miasto piękne, mówiłem jej to,ale
dla ludzi, którzy startują jest cholernie ciężkie do życia (tym bardziej jak jedno z nas byłoby "nie tutejsze". Od momentu mojego powrotu zaczęła zachowywać się inaczej, zaczęła stosować chłodnik więc ja nie pozostając dłużny zrobiłem to samo, pytała o co chodzi itd więc jej wytłumaczyłem, że zauważyłem zmianę w jej zachowaniu...Przez ostatni miesiąc były dni gorsze i lepsze (większa część to jednak ta gorsza) i na dzień dzisiejszy postanowiliśmy odpuścić sobie tą znajomość i od czasu do czasu wysyłamy sobie jakąś wiadomość,ale to już jedna, dwie wiadomości na dzień. Choć zaangażowałem się bardzo (ona również) i poczuliśmy do siebie coś więcej to jednak wymęczyło mnie jej zachowanie, starałem się przez cały miesiąc pokazać jej, że mi zależy, ale też trzeźwo patrzę na pewne rzeczy, uważam, że startując ode mnie po prostu będzie nam łatwiej, przynajmniej na start.
W między czasie wpadł mi jeszcze jeden pomysł, ale o tym już jej nie informowałem, po co skoro ona widzi tylko to, że jej plan jest
OK a cała reszta to blee?
I tutaj pojawia się moje pytanie, nie jak spróbować naprawić czy jak odzyskać kontakt... Bardziej chciałbym poznać Waszą opinię? Czy dobrze, że zostałem przy swoim zdaniu? Pokrótce opiszę to tak:
Jeśli ona przyjechała by do mnie:
- ja zostaje w obecnej pracy i nie martwię się o umowę czy kredyt
- mamy gdzie mieszkać (mieszkanie w żaden sposób nie jest obarczone pożyczkami itd)
- ona powolutku może szukać pracy taką jak by chciała, nie musiałaby łapać pierwszej lepszej
- możliwość kupna większego mieszkania nie za rok, dwa czy pięć tylko właściwie "od ręki"
- znajomość miasta (ona znała poniekąd moje miasto gdyż czasami tu bywała u dalekiej rodziny)
jeśli ja bym wyjechał tam:
- zmiana swojego życia o 180 stopni
- na początku praca na śmieciówkę dopiero później możliwość otrzymania umowy na rok, później dwa i pewnie po tej drugiej przedłużyliby na czas nieokreślony
- brak znajomości miasta jeśli chodzi o mnie
- wynajęte mieszkanie za które TRZEBA PŁACIĆ podejrzewam, że z mediami to całą jedną pensję, z drugiej utrzymanie się
- gdy się coś psuje to ona wraca do rodziców a ja pozostaje sam...
- piękne miasto z wieloma fajnymi miejscami, to ogromny plus, przyznaję