No dokładnie sprawy finansowe są ważne choć w moim przypadku nie najważniejsze. Mam 3 wspaniałych dzieci które potrzebują zarówno ojca jak i matki. Ludzie nie takie mają problemy i są razem. Ratują związek dla dobra wszystkich. Ale on nie chce. Nawet jak mówiłam mu o terapii to powiedział ze i tak zdania nie zmieni. Separacja wg niego nie wchodzi w grę. On po prostu nie chce z nami mieszkać. No dzieci to on kocha i zrobi dla nich wszystko. Wg mnie miał zrobią dobrze. Wszystko podane na tacy. Nigdy go nie ograniczalam. , nie kontrolowalam. W czasie naszego małżeństwa zrobił 3 podyplomowki, różne kursy. Z pracy w tamtym roku też co rusz gdzieś jeździł. Ale mówi mi przecież też mogłaś robić. Ciekawe kiedy? Moi rodzice nam dużo pomagają. Tato pilnuje najmłodsze dziecko. A mąż jak ma wolne to wiecznie ma coś do załatwienia. Przestałam się do niego odzywać. Właściwie chyba też zacznę traktować go jak powietrze bo jak do tej pory zbytnio nadskakiwalam żeby jemu było dobrze.
Co to jest miłość. ? Czy ludzie którzy są ze sobą 10, 20 lat mogą powiedzieć tak samo kocham cie jak 10, 20 lat temu? Przepraszam jak chciał 3 dziecko to kochał czy nie. Wiem ze po tylu latach jest w pewnym sensie przyzwyczajenie do drugiej osoby. Myślę że większość ludzi tak ma. Nieliczni szukają atrakcji bo chcą szukać szczęścia bo rodzina mu go nie daje. Tego nie rozumiem. Co będzie szukał kogoś kto da mu szczęście ? Na ile ? Na rok. , dwa? A jak znowu przyjdzie szara rzeczywistość. Czy takie nie jest właśnie życie. Moja mama przeszła z ojcem wiele ale są razem. Czy są szczęśliwi nie wiem, ale zawsze byli z nami. Ja nie mogę pojąć tego ze tej rodziny nie chce ratować. Jeśli nie ma kochanki to może ma już kogoś na oku. Nie wiem...
133 2017-02-02 11:45:23 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-02-02 12:05:59)
Jasne, że pieniądze to nie główny problem autorki wątku, ale utracone zaufanie. Po własnych doświadczeniach wiem, że obecnie jej mąż nie nadaje się do jakiejkolwiek rozmowy, a porządkowanie spraw materialnych podziała jak kubeł zimnej wody. Twój mąż autorko, wymyślił sobie że zamieszka w wyremontowanym mieszkaniu? remont z waszych wspólnych środków z myślą o zysku- może w atrakcyjnym miejscu w dużym mieście? Nie jestem prawnikiem, ale masz prawo o decyzji w sprawie zarządzania wspólnym majątkiem- jeżeli korzystniej byłoby wynajmować to mieszkanie- to możesz chyba decydować? . Od razu też zaznaczyłabym mężowi, że opieka nad dziećmi będzie wspólna- na weekendy cała trójka do męża,najlepiej od 7 rano- niech się zajmie lub zajmą, ty pojedź do SPA. Mam wrażenie, że on żyje w przekonaniu, że faktycznie zacznie nowy rozdział bez obciążeń. Postaw go do pionu. Niech podejmuje decyzje stojąc na ziemi, a nie lewitując w oparach absurdu, w których utwierdza go zapewne jakaś przyjaciółka. Nie przesądzamy sprawy w Twoim wypadku- ale porady które dostajesz na otrzeźwienie męża tak czy siak będą skuteczniejsze niż pokazywanie dobrych stron związku, bo to nie działa!!!! PSPS Jak wraca z pracy, niech to on zajmie się dziećmi, a TY leć na siłownię, świetnie redukuje stres w którym teraz żyjesz!
cssc nie zastanawiaj się i nie rozkminiaj dlaczego, to nie ma sensu.
Jak Cię czytam, to jakbyś o mnie pisała, pan kariera, wyjazdy, szkolenia, ciągle coś, gdzieś, ja wiecznie sama z dziećmi "bo on musi". Kolejny zakompleksiony, niedowartościowany gnojek, zapewne właśnie szaleńczo zakochany, który pomylił miłość z zauroczeniem i szałem tyłka. Traktuj obojętnie dziada, dla niego teraz prosząc, mówiąc o terapii jestes śmieszna, niestety przykre ale tak jest. On już ma wizję swojego nowego życia, w świeżo uwitym gniazdku, niestety nie z Tobą, rządzą nim hormony, jest w amoku i zrobi wszystko żeby tą wizję zrealizować.
Ty jak pisałam, pomysl o sobie, nie martw się, że nie dasz sobie bez niego rady, bo dasz i to nie tylko finansowo, ale przede wszystkim psychicznie, choć pierwsze miesiące będą nie do zniesienia. Fizycznie, jesli masz pomoc rodziny tez będzie dobrze, zresztą, zobacz on wiecznie wyjeżdżał więc już od dłuższego czasu sobie radziłaś.
Nie martw się jeszcze przyjdzie czas, że napiszesz tu, że stoisz twardo na nogach i cieszysz się życiem, a ta menda płacze i błaga Cię o litość, bo schemat przeważnie jest ten sam. Ktos tu kiedys napisał, że ponad 90% takich pseudo związków rozpada się przed upływem max. 5 lat, a najczęściej po roku -dwóch.
Jak ja Ciebie doskonale rozumiem, wiem ile to bólu... i mnóstwo pytań bez odpowiedzi... Ja popełniłam całe mnóstwo błędów, co tylko odbiło się na moim zdrowiu i zwiększyło moje cierpienie.
I proszę Cię nie ratuj na siłę tego związku - skup się na sobie, dzieciach i zadbaj o swoja przyszłość, bo z tej relacji nic już raczej nie będzie...
Naprawdę przygotuj się na trudne chwile, bo człowiek którego znałaś tyle lat nie jest już tą samą osobą.
Pisz, dostaniesz tu wsparcie od osób, które doświadczyły tego samego. Wiedzą co czujesz i jakie targają Tobą emocje. To naprawdę bardzo pomaga.
Pewnie trudno Ci w to uwierzyć, ale to wszystko minie... nic nie dzieje się przez przypadek a przed Tobą jeszcze otworzą się nowe możliwości, których w tym momencie nawet się nie spodziewasz
Wszystkiego dobrego !
Może mój wątek będzie pomocny.
Twój mąż autorko, wymyślił sobie że zamieszka w wyremontowanym mieszkaniu?
Może być i tak, że inwestował wspólne pieniądze w to mieszkanie wiedząc od początku, że nie będzie na wynajem... Znaczy wprowadził żonę w błąd, inaczej oszukał. W takim wypadku decyzja o rozstaniu nie była spontaniczna, a od dłuższego czasu planowana i przeprowadzana. Jednocześnie w niekorzystny dla żony sposób rozporządził jej finansami, bo czy wzięłaby z nim kredyt wiedząc, że to mieszkanie dla niego, a nie na wynajem? To jest punkt zaczepienia pod kątem batalii sądowej
Od razu też zaznaczyłabym mężowi, że opieka nad dziećmi będzie wspólna- na weekendy cała trójka do męża,najlepiej od 7 rano- niech się zajmie lub zajmą, ty pojedź do SPA.
Solidarna opieka nad dziećmi to po połowie. Kto dzieci odwozi i przywozi do przedszkola, szkoły.
Jeśli faktycznie zależy ci na kontakcie dzieci z tatą, to zaproponuj mu opiekę naprzemienną.
138 2017-02-02 12:56:54 Ostatnio edytowany przez bleumarine (2017-02-02 13:20:14)
Jeśli faktycznie zależy ci na kontakcie dzieci z tatą, to zaproponuj mu opiekę naprzemienną.
Taaa, koniecznie... I funduj 2- letniemu dziecku huśtawkę, tydzień u mamusi, tydzień u tatusia i kochanki. Naprawdę bardzo mądre rozwiązanie, tatusia na pewno szybko sprowadziloby na ziemię, tylko dziecka szkoda. Dziecko musi wiedzieć gdzie jest jego dom, a nie skakać raz tu raz tam i przy okazji od maleńkiego mieć wpajaną patologię, bo jak inaczej nazwać związek tatusia z kochanką, który jest na chwilę zresztą, jak przypuszczam.
139 2017-02-02 13:10:33 Ostatnio edytowany przez Angel55 (2017-02-02 13:13:45)
Biedna jesteś Autorko
Współczuję Ci Czemu ludzie potrafią być tacy okrutni? I przede wszystkim - dlaczego ludzie są egoistami? No cóż, na to nie znamy odpowiedzi. Masz wsparcie rodziców to dobrze, pomogą Ci. Najważniejsze żebyś nie była sama z tym wszystkim.
Ja mam teraz tak samo, nagle to koniec, bo mu się nie chce starać i naprawiać
Wiem co czujesz, osoba, którą znasz tyle lat nagle taki numer Ci wywija... Nie obwiniaj się. Tym bardziej, że on nie wykazuje chęci naprawy.
Dasz radę, wierzę w Ciebie!
My kobiety tak naprawdę jesteśmy bardzo silne psychicznie Dasz radę, masz dzieciaczki, które Cię kochają.
A z dziećmi... Niech on sam zaproponuje jak chce je widywać. Wtedy zobaczysz, czy mu na nich zależy czy nie. Mało to takich typów, co mają gdzieś dzieci?
Albo znajdziesz sobie wspaniałego faceta, który będzie dla nich tatą.
Pewnie w tym wszystkim jest strach, strach przed samotnością. Jak można w tym wszystkim się odnaleźć, skoro mąż chce sobie ułożyć życie na nowo, kogoś poznać, być szczęśliwym. A ja??? Gdzie w tym wszystkim jestem ja z 3 dzieci. Nawet jeśli, to nie wiem czy bym chciała, aby obcy facet wychowywał jego dzieci. Zresztą powiedziałam mu to, że może ja też kogoś poznam, kogoś kto będzie z jego dziećmi. On ta to, że nie myśli takimi kategoriami. To przepraszam jakimi???? On będzie pławił się w szczęściu a ja???Mam być sama do końca życia????
141 2017-02-02 15:55:32 Ostatnio edytowany przez Teufel (2017-02-02 15:59:43)
Pewnie w tym wszystkim jest strach, strach przed samotnością. Jak można w tym wszystkim się odnaleźć, skoro mąż chce sobie ułożyć życie na nowo, kogoś poznać, być szczęśliwym. A ja??? Gdzie w tym wszystkim jestem ja z 3 dzieci. Nawet jeśli, to nie wiem czy bym chciała, aby obcy facet wychowywał jego dzieci. Zresztą powiedziałam mu to, że może ja też kogoś poznam, kogoś kto będzie z jego dziećmi. On ta to, że nie myśli takimi kategoriami. To przepraszam jakimi???? On będzie pławił się w szczęściu a ja???Mam być sama do końca życia????
Wierz mi Ty z tą trójką dzieci możesz być bardziej szczęśliwa niż on.
Ty masz wyrwać na te dzieci maksymalnie ile się da . On ma czuć na sobie oddech komornika,to trochę poskromi jego poczucie szczęśliwości.
142 2017-02-02 18:37:55 Ostatnio edytowany przez bleumarine (2017-02-02 18:39:15)
Oczywiście, że będziesz bardzo szczęśliwa, dzisiaj w to nie wierzysz, ale będziesz. I wcale Ci do tego szczęścia żadnen facet niepotrzebny. Masz trójkę wspaniałych, zdrowych dzieci, niejedna kobieta o macierzyństwie może tylko pomarzyć. Dzieci to najcenniejszy skarb i dla nich się żyje. On to też pewnie kiedys zrozumie i zatęskni za rodziną i normalnością jak się już pobawi. Będzie wył do księżyca jakim był idiotą, a Ty już będziesz daleko z przodu i nawet spojrzeć na niego nie zechcesz.
143 2017-02-02 20:23:41 Ostatnio edytowany przez LeisurePainter (2017-02-02 21:43:58)
Witaj cssc21
Rozumiem jak obecnie się czujesz i jak bardzo ciężko jest Ci poskładać własne myśli, daj sobie CZAS, wypłacz się, śpij, odpocznij, bo przeżywasz olbrzymi szok.
Możesz mi wierzyć lub nie, ale to nie jest koniec świata. Życie powoli wróci do normy, jednak będzie to już całkiem inna norma i inne życie. Jedynie od Ciebie zależy czy stanie się lepsze czy gorsze ponieważ to my sami budujemy swoje szczęście, a nie ci którzy nas otaczają.
Weź kartkę, napisz jak widzisz przyszłość swoich dzieci, czego dla nich chcesz, czego się obawiasz, zastanów się jak możesz im ułatwić przejście przez ten trudny okres teraz oraz później, jak zminimalizować ryzyko pozostawienia im ran i blizn o waszym rozwodzie. Chociaż dziś tego nie widzisz, dla nich jest to o wiele trudniejsze i niesie za sobą skutki długofalowe.
Trzymaj się ciepło.
Co do wypowiedzi jakie się tu pojawiły i zagorzałej dyskusji o alimentach, to chociaż wiem, że moc słów miała spowodować ich głębsze dotarcie, to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że takie rady (od najbliższych, na forach, od znajomych) w dużej mierze przyczyniają się do "tworzenia" postawy takiej jaką prezentuje założycielka w tym wątku:
Nie wiem czy to dobry pomysł ale na razie nie mam zamiaru dogadywać się z moim mężem. Poczekam jak złoży pozew i zobaczę co tam powypisywał to wtedy mu przedstawię moje propozycje. Mam już zapisane co i jak. Po co teraz mam się z nim szarpać. I tak mam depresję. Natomiast na pewno z każdym z moich wariantów będą alimenty. On sobie dobrze zaplanował z tym mieszkaniem i teraz to do mnie dotarło. Jest niestety pieprz onym egoista. A o alimenty się nie martwię bo oboje pracujemy w budżetowe i od płacenia się nie wywinie. Niestety takie życie. Każdy musi ponosić konsekwencje za swoje decyzje.
Tak my kobiety jesteśmy biedne, mniej zarabiamy na podobnych stanowiskach bla ba. Tylko ja spotykam coraz wiecej związków, gdzie to kobiety zarabiają znacznie więcej od facetów swoich. Po co takie podejście stracone 12 lat - macie dzieci to nie jest stracone! To moze szansa na przezycie czegoś nowego jeszcze?
Pan mąż się jeszcze nie wyprowadził. Mieszkanie które mieliśmy wynajmować jest w trakcie remontu. Czeka aż będzie gotowe. Wszystko sam sobie tam zaplanował. Ja nawet nie mam do niego kluczy. Nawet tam nie byłam i nie widziałam.
..ale adres chyba znasz?
Może mogłabyś dyskretnie przyjrzeć się temu mieszkaniu, czy on tam bywa i z kim?
Jeśli tamto mieszkanie jest Waszą wspólną własnością, to masz prawo tam wejść, bo może gniazdko już uwite i urządzone, a w końcu, póki co, należy także do Ciebie.
Niestety z własnego doświadczenia wiem, że do faceta w stanie miłosnego uniesienia niewiele teraz dotrze, on ma wszystko gdzieś, mój wtedy przyznał, że chwilowo nawet dzieci go nie interesują. Wiec o czym tu rozmawiać i z kim się dogadywać? Nie każdy umie wyjsc z małżeństwa z klasą jak mu tak źle, a nie jak za przeproszeniem ze sracza...
Teraz ma nowy tyłek, który przesłania mu świat, wulgarne, ale trudno to nazwać inaczej.
Skoro straszy rozwodem, niech składa pozew, a Ty na niego odpowiesz jak dostaniesz. Mój straszył pierwszy miesiąc po odejściu, potem ucichło i po półtora roku jest kicha, a nie rozwód, nikt niczego nie złożył.
148 2017-02-03 03:41:46 Ostatnio edytowany przez authority (2017-02-03 03:46:48)
Niestety nie da zrobić się tak, że po rozstaniu była żona będzie miała do dyspozycji 2 wypłaty. Będzie miała jedną i alimenty od ojca na dzieci i w obecnych czasach 500+ które co najmniej o 1000zł zwiększą budżet domowy
Ostatnio w sumie gruba publiczna sprawa zrobiła się z alimentami u jednego znanego faceta:
http://wpolityce.pl/polityka/324554-ali … -autorytetFacet wcześniej zarabiał 7k na miesiąc i miał zasądzone 2100zł na trójkę dzieci a i tak nie płacił. Później robił "wałek" z fakturami na obecną żonę za grubszy hajs i tak nie płacił.
Tak jak wcześniej wspomniał Snake, można wszystko więc lepiej nie przesadzać bo spadniesz razem z gałęzią którą podcinałaś
Żeby wchodzić na takie gazety(imperium posła pis Biereckiego) nawet o tobie miałem lepsze zdanie. Teraz konieczne są dowody zdrady.
Kobieto teraz konieczne są dowody zdrady rozwód musi być z jego winy alimenty można wywalczyć a metoda Rydzyka przepisu na osobę kochającą jest dla niego bardziej niebezpieczna...
Dobry psycholog zrobi z niego zboczeńca ale to metoda gdyby naprawdę był świnią więc nie polecam
Według mnie Twój mąz wszystko dokładnie sobie zaplanował. Myślę też, że jest też ta druga, ale w głębokiej konspiracji. To przebiegły lisek chytrusek. Mieszkanie kupione wspólnie niby na wynajem, a tu raptem remoncik, bo on tam będzie mieszkał. Konto zablokowane, dostepu już do niego nie masz. Być może, że od jakiegoś czasu odkładał już kasę na nową drogę życia. Z własnego doświadczenia powiem ci jedno - puść go wolno. Do miłości nikogo nie można zmusić. Ja rozstałam się z mężem po 30 latach. W moim wieku raczej o rozwodach się nie myśli. Nawet dałam mu szansę na odbudowę związku, ale to była pomyłka. Nie mogłam z nim żyć, bo "życie mnie bolało". I wiesz co, zaczął mnie szanować dopiero jak mu udowodniłam, że to jego wina, że to on doprowadził do rozwodu. Czułam się podle, ale każdego ranka podnosiłam głowę do góry i załatwiałam po kolei wszystkie sprawy. Oczywiście taki ktoś nie może o niczym wiedzić, bo wszystko wykorzysta przeciwko Tobie. Zbieraj dowody, bo dla sądu tylko fakty się liczą. Poobserwuj co dzieje się na waszym mieszkaniu. A co też ważne, nie rób z tego tajemnicy. I tak wszyscy się dowiedzą. Rodzice też powinni wiedzieć, jakiego idealnego zięcia mają. Może ktoś ze znajomych coś wie. Może jakiś detektyw jak masz kasę, albo podsłuch w samochodzie. Nie zgadzaj się na jego warunki. Raczej pozostawiaj je bez komentarza, a rób swoje. Traktuj go jak przeciwnika, bo w rzeczywistości tak jest. Nie ma znaczenia, że Ty zarabiasz tyle samo co on. Dzieci rosną, lata nauki przed nimi. Na wszystko potrzebne będą pieniędze. Wystarczy, że sie rozchorujesz i co wtedy? Ojciec ma obowiążek łożyc na dzieci. Zawsze jakieś pieniądze można odkładać na konto. Dla tego typu ludzi najgorsza jest obojętność. Nie proś o miłość, o naprawę małżeństwa, o jakieś mediacje. Nie warto. Zadbaj o siebie, o dzieci. Mąż jak się wyprowadzi, to w rzeczywistości porzuci rodzinę. A to jest powód do orzeczenia rozwodu z jego winy. Tym bardziej, że będzie można mu udowodnić,że zaplanował to z premedytacja. Mam nadzieję, że daje Ci pieniądze na utrzymanie dzieci i dokłada się do spłaty kredytu. Jak nie to wymagaj tego od niego. Tylko powiedz mu to spokojnie. Bez nerwów, bo krzyk, podniesiony głos pokazuje Twoją słabość, a Ty masz być silna. Jak nie dokłada się, to postrasz go, że napiszesz pismo do sądu o zabezpieczenie alimentów, a jak dalej nie bedzie płacił, to takie pismo napisz. Wiesz, ja po wszystkim byłam z siebie dumna. Zawalczyłam o swoją godność, szczęście, spokojne dni. Warto było. Ty jesteś na początku tej drogi, w szoku. Ale dasz radę. O prawdę warto zawalczyć i udowodnić cwaniaczkowi, że wcale taki przebiegły nie jest.
Adres mam z aktu notarialnego. To jest nowe mieszkanie wiec może nie remont tylko ogólne urządzanie. On na wykończenie mieszkania dostał kasę od rodziców. Natomiast ja spłaci łam cześć kredytu z darowizny od rodziców. Wszystko to pogmatwane. Ale widzę ze on to wszystko sobie doskonale zaplanował. Teraz go nie ma na weekend. Jeśli zostawi swoje klucze chyba tam pojadę i ewentualnie sobie dorobię klucz. Myślałam o detektywie ale trochę kasy mi szkoda. Tym bardziej ze póki co on mieszka z nami.
Ale detektyw to idelne "narzędzie" do zdobycia dowodów.
A czy nie tego potrzebujesz przy rozwodzie z orzekaniem o winie?
Ty nie wiesz jak mąż się zachowa podczas rozwodu.
Musisz być gotowa.Dla dobra swojego i dzieci.
Poczekam jak złoży pozew i zobaczę co tam powypisywał to wtedy mu przedstawię moje propozycje.
Nie nie nie. Ty złóż pierwsza pozew, nie czekaj.
Autorka cały czas mnie dziwi twoje podejście. Ty chcesz coś ratować czego nie ma. Mąż ci o tym powiedział kilkukrotnie a ty się nadal upierasz. Musi to dojść do ciebie że ty dla niego już pewnie nie istniejesz. Dlatego nie hce żadnej terapii po co mu ? On już ma zaplanowane dalsze życie wszyscy to widzą a ty nie możesz dojrzeć. Niestety to okrutne ale tak jest. Wg mnie kochanka jest na 100%. Uszykowal sobie gniazdko dla nich a to co się stanie z tobą i dziećmi na ten moment go nie obchodzi. Nie wiem co chcesz ratować. Kiedyś już cię zdradził więc nawet gdyby teraz się opamiętania pewnie szybko by znalazł kolejna rozrywkę. Dziewczyny mają rację myśl teraz o sobie i dzieciach i o finansach bo zobaczysz że okaże się to wkrótce bardzo ważne. A jak widać szanowny mąż już wszystko kalkuluje i jet bez skrupułów dla Was . Tak więc obudź się i naprawdę odpuść sobie takiego faceta ... kim jest osobą która tak traktuje rodzinę dla nie nikim...
Adres mam z aktu notarialnego. To jest nowe mieszkanie wiec może nie remont tylko ogólne urządzanie. On na wykończenie mieszkania dostał kasę od rodziców. Natomiast ja spłaci łam cześć kredytu z darowizny od rodziców. Wszystko to pogmatwane. Ale widzę ze on to wszystko sobie doskonale zaplanował. Teraz go nie ma na weekend. Jeśli zostawi swoje klucze chyba tam pojadę i ewentualnie sobie dorobię klucz. Myślałam o detektywie ale trochę kasy mi szkoda. Tym bardziej ze póki co on mieszka z nami.
Jeśli on wyjeżdża na weekend (wiesz przynajmniej dokąd?), to przejedź się może wieczorną porą w okolice tamtego mieszkania, nie ryzykuj tymczasem wejścia do środka, ale przynajmniej sprawdzisz czy np. światło się świeci?
Ja juz nie mam nadzieji i nawet nawet już chyba nie chce z Nim być. Powiedział swojemu ojcu wiec decyzji juz na pewno nie zmieni. Przeprowadziłam rozmowę z teściowa i powiedziałam wszystko co i jak. Jest póki co po mojej stronie. Musze tylko dobrze rozegrać podział majątku i kasę dla dzieci. Natomiast rozwodu łatwo nie dostanie bo się na niego nie zgodzę. Chyba ze z jego winy.
Natomiast rozwodu łatwo nie dostanie bo się na niego nie zgodzę. Chyba ze z jego winy.
Dowodów na jakąś winę nie masz wiec po co blokować. Wydaje sie, żę przestał kochać? Po co chcesz męczyć siebie w tej sytuacji?
cssc21 napisał/a:Poczekam jak złoży pozew i zobaczę co tam powypisywał to wtedy mu przedstawię moje propozycje.
Nie nie nie. Ty złóż pierwsza pozew, nie czekaj.
A po co?
Ja juz nie mam nadzieji i nawet nawet już chyba nie chce z Nim być. Powiedział swojemu ojcu wiec decyzji juz na pewno nie zmieni. Przeprowadziłam rozmowę z teściowa i powiedziałam wszystko co i jak. Jest póki co po mojej stronie. Musze tylko dobrze rozegrać podział majątku i kasę dla dzieci. Natomiast rozwodu łatwo nie dostanie bo się na niego nie zgodzę. Chyba ze z jego winy.
Na wsparcie teściów nie licz, prędzej, czy później staną po jego stronie.
Współczuję Ci, ale nie walcz już o niego, nawet gdyby w jakimś momencie odwidziało mu się, bo tak też bywa.
Uważam, że droga jaką w tym momencie obrałaś jest jak najbardziej słuszna tzn. dystans do niego i zaprzestanie rozmów n/t ratowania rodziny, on już ją zniszczył.
Zadbaj o to, żeby to on powiedział dzieciom, że wyprowadza się i dlaczego, nie bierz tego na swoje barki, a tymczasem maksymalnie obarczaj go opieką nad dziećmi i powiedz swoim rodzicom co Cię czeka.
159 2017-02-03 22:58:36 Ostatnio edytowany przez karolcia_38 (2017-02-03 23:01:34)
Ja juz nie mam nadzieji i nawet nawet już chyba nie chce z Nim być. Powiedział swojemu ojcu wiec decyzji juz na pewno nie zmieni. Przeprowadziłam rozmowę z teściowa i powiedziałam wszystko co i jak. Jest póki co po mojej stronie. Musze tylko dobrze rozegrać podział majątku i kasę dla dzieci. Natomiast rozwodu łatwo nie dostanie bo się na niego nie zgodzę. Chyba ze z jego winy.
hmmm.... ja tylko krótko by dodać Tobie sił. mnie mąż tak skutecznie zastraszył (identyczna sytuacja nawet staż ten sam 12 lat), że pod mostem wyląduje (dwoje dzieci), że jestem degeneratką, alkoholiczką itp. itd. i dopiął swego. w trakcie rozprawy obniżył bidulek alimenty, rozwiódł się ze mną bez orzekania o winie, i zabrał 70% naszego dorobku (w stanie depresji podpisałam dokument o podziale zupełnie nie będąc tego świadoma, tak byłam w złym stanie psychicznym). a wszystko dlatego, że jego kochanka była już w ciąży. i gdybym tylko trochę silniejsza była i mniej go kochała, moja sytuacja wyglądała by zupełnie inaczej. dla przestrogi. nie słuchaj tego co mówi, rób tak abyś była Ty i dzieci zabezpieczona po same zęby. ja odpuściłam, nawet alimentów nie podwyższyłam o 1 zł od 10 lat. za to mój eks ma wyrok za nękanie. przez ponad 5 lat ciągał mnie po sądach w sprawie dzieci, bo odważyłam się zacząć układac życie po swojemu w innym mieście. dziś już tylko mu dziękuję, bo jestem bardzo szczęśliwą kobietą. dzieci wiele zrozumiały. a mój mąż zamienił chleb na bułki i siedzi w takim samym gównie, bo wciaż od dzieci słyszę jak się kłócą i walczą ze sobą. jedyne czego im nie brak to kasy, tego mają w brut. za to ja mam pełen miłości, skromny dom. i to czyni mnie szczęśliwą. będzie dobrze tylko nie daj się zastraszyć!!!!!!!
160 2017-02-03 23:06:49 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-02-03 23:08:18)
jedyne czego im nie brak to kasy, tego mają w brut. za to ja mam pełen miłości, skromny dom.
Skąd ja to znam Trzymajcie się, dziewczyny, cieplutko, miłość ważniejsza niż kasa
Jak postanowiłam się rozwieść z byłym, to zostawiłam mu nawet łyżeczki do herbaty, nie wspominając o czymś grubszym. To trochę inna sytuacja, bo nadal mieszkaliśmy wtedy w 1 domu, ale wszystko kupiłam sobie dla siebie. A on... nie omieszkał mi powiedzieć, że wszyscy się ze mnie śmieją
A to na zdrowie, cieszę się, że mogłam pomóc i dać powód do radości, skoro innych powodów do śmiechu brak
Trzymam kciuki za Ciebie, Autorko
Nazwa tematu mi się trochę nie podoba. Sugreuję że wszystko co się wydarzyło przez te 12 lat jest stracona, a dzieci? Czy to one nie są najważniejsze w całej tej sytuacji?
karolcia_38 napisał/a:jedyne czego im nie brak to kasy, tego mają w brut. za to ja mam pełen miłości, skromny dom.
Skąd ja to znam
Trzymajcie się, dziewczyny, cieplutko, miłość ważniejsza niż kasa
Jak postanowiłam się rozwieść z byłym, to zostawiłam mu nawet łyżeczki do herbaty, nie wspominając o czymś grubszym. To trochę inna sytuacja, bo nadal mieszkaliśmy wtedy w 1 domu, ale wszystko kupiłam sobie dla siebie. A on... nie omieszkał mi powiedzieć, że wszyscy się ze mnie śmieją![]()
A to na zdrowie, cieszę się, że mogłam pomóc i dać powód do radości, skoro innych powodów do śmiechu brakTrzymam kciuki za Ciebie, Autorko
Bo jesteś Kobietą z Klasą. Pozdrawiam Cię ciepło :-) . ja żałuję bardzo, że nie ma więcej fundacji, czy też stowarzyszeń, gdzie Kobiety mogły by się wzajemnie wesprzeć i swoim życiem świadczyć, że można. owszem wiem, bo sama uczestniczyłam, że są czy też były (dawno temu to było) takie w Gdańsku. jednak to w większych miastach w mniejszych totalna cisza. dziś wiodę skromne życie. zupełnie inne niż wówczas. jednak, naprawdę dziękuję byłemu mężowi za ten krok, że uwolnił mnie od toksyczności, braku szacunku i totalnego ignoranctwa. i choć oczywiście bywają chwile gdzie człowiek zmaga się z życiem, brakiem kasy itp to jednak nigdy w życiu nie zamieniłabym tego na "powtórkę z rozrywki", nawet za standard ówczesnego życia a może szczególnie właśnie dla niego, bo odartego doszczętnie z głębi i zrozumienia o partnerstwie nie wspominając. siła miłości, szacunku i troski o drugiego człowieka jest bezcenna.
ja żałuję bardzo, że nie ma więcej fundacji, czy też stowarzyszeń, gdzie Kobiety mogły by się wzajemnie wesprzeć i swoim życiem świadczyć, że można. owszem wiem, bo sama uczestniczyłam, że są czy też były (dawno temu to było) takie w Gdańsku. jednak to w większych miastach w mniejszych totalna cisza.
Szczerze mówiąc, świetny pomysł. Nie korzystałam nigdy, ale myślałam, że istnieje coś w tym guście?
164 2017-02-03 23:47:05 Ostatnio edytowany przez karolcia_38 (2017-02-03 23:47:47)
karolcia_38 napisał/a:ja żałuję bardzo, że nie ma więcej fundacji, czy też stowarzyszeń, gdzie Kobiety mogły by się wzajemnie wesprzeć i swoim życiem świadczyć, że można. owszem wiem, bo sama uczestniczyłam, że są czy też były (dawno temu to było) takie w Gdańsku. jednak to w większych miastach w mniejszych totalna cisza.
Szczerze mówiąc, świetny pomysł. Nie korzystałam nigdy, ale myślałam, że istnieje coś w tym guście?
ja miałam to szczęście, że akurat moja dobra koleżanka wspomniała mi o takiej fundacji gdy jeszcze mieszkałam w Gdańsku. cudowna Pani Psycholog, kobieta z powołaniem i same Panie. przekrój wieku od 20 paru lat po 60 pare. życiorysy bardzo różne. lekarka po dwóch mastektomiach z mężem tyranem opiekująca się biednymi bezdomnymi kotami na osiedlu, kobieta maltretowana przez męża alkoholika, Pani od ubezpieczeń, której mąż roztrzaskał w szale siekierą drzwi do mieszkania. dużo tego było. Pani od ubezpieczeń była świadectwem, że można. pogodniła skurwys... elegancka uśmiechnięta Kobieta, która odzyskała życie. ja mam takich opowieści dziesiątki o zagubionych maltretowanych kobietach i tych, które niczym feniks z popiołów powstały i stopione ze stali noszą wysoko uniesioną głowę. i wszystkie mówiły jedno (te odrodzone) skormniej ale w godności i spokoju. tego nie można kupić za żadne pieniądze. dziś wiem, że miały rację. dziś ja chciałabym pójść przytulić powiedzieć, że będzie dobrze i wesprzeć Kobietę na początku drogi. wiem jakie może być to pomocne i jaką siłę wzbudzić w zalęknionej pełnej obaw i mającej znikomą wartość własną Kobiecie. sama zostałam tym ciepłem i pomocną dłonią obdarzona. chciałabym teraz oddać tą energię innym potrzebującym no ale lipa. w miejscu gdzie mieszkam nic takiego nie ma. a szkoda.
Hm, Karolcia, a gdzie mieszkasz? Bo u mnie chyba też nic takiego nie ma i kiełkuje mi się jakiś pomysł... ale że w piątek kiepski początek, to się nie spieszy
Hm, Karolcia, a gdzie mieszkasz? Bo u mnie chyba też nic takiego nie ma i kiełkuje mi się jakiś pomysł... ale że w piątek kiepski początek, to się nie spieszy
pod Bydgoszczą :-( i tu aż po Toruń nic nie ma.
myślałam o tym by samej zacząć coś organizować ale wiem, że samotnie będzie mi bardzo ciężko bo to nie lada wyzwanie pomimo wszystko. a wydaje mi się, że przy odpowiednim nagłośnieniu popyt byłby całkiem niemały. co zresztą widać na forum.
A to ja sobie pozwolę odezwać się do Ciebie na maila, jak mi wykiełkuje. O ile oczywiście się zgadzasz
Ja nie stamtąd, ale widocznie faktycznie czegoś takiego brakuje, bo i dotacje zostały obcięte na Niebieskie Linie i takie tam...
Tytuł jak tytuł, w chwili pisania miałam takie odczucia. Mi właśnie brakuje, aby mnie ktoś przytulił i powiedział, nie martw się wszystko się jakoś ułoży. To forum dało mi dużo wsparcia. Rozmawiam też z wieloma ludźmi na tem temat, co też powoduje, że stoję na nogach. Mam chwile załamania szczególnie jak jadę autem i myślę. Dzieci są moim szczęściem, kocham je ponad życie. Dlatego już planuję z nimi jakiś wyjazd na weekend majowy i wakacje. Teraz czekam na pozew. Zresztą jak wróci z weekendowej wycieczki, teoretycznie wiem gdzie pojechał i z kim, to mam zamiar mu przedstawić mój pogląd na to wszystko. Czy on może swoją część domu przepisać na mnie???? lub dzieci????? Czy można to zrobić u notariusza??? A kredyt i tak zostanie na dwie osoby????
Cssc ja zawsze po drodze z pracy płakałam w aucie, a wręcz wyłam na głos, bo mnie nikt nie słyszał. Ciagle te same mysli, za co, dlaczego? Tez szukałam pocieszenia, przytulenia, większość osób tego nie rozumiała i tylko ciagle słyszałam olej go, za kim ty płaczesz??? Pewnie rozsądnie dla mnie byłoby tak zrobić, tylko jak skoro po głowie chodziły wyłącznie dobre wspomnienia z 17 wspólnie spędzonych lat....
Jesli chodzi o dom, to jak najbardziej moze przepisać polowe na dzieci a kredyt musi spłacać solidarnie.
Mój prawnik doradził mi, że jak mąż bedzie bardzo naciskał na rozwód, to żebym się zgodziła, pod warunkiem, że swoją połowę mieszkania zapisze na dzieci właśnie. Z tym, że rozwód wtedy bez orzekania o winie, a na to nie chciałam przystać.
A to ja sobie pozwolę odezwać się do Ciebie na maila, jak mi wykiełkuje. O ile oczywiście się zgadzasz
![]()
Ja nie stamtąd, ale widocznie faktycznie czegoś takiego brakuje, bo i dotacje zostały obcięte na Niebieskie Linie i takie tam...
Ależ nie tylko się zgadzam wręcz teraz to już czekam
Jezu, takiego sk****a to bym na rozprawie w samych skarpetkach puscila. Wyrachowany, samolubny, tchorzliwy doopek z Twojego meza.
Walcz kobieto o kase dla siebie i dzieci. I nie daj sie zastraszyc- pamietaj, on jest mega tchorzem.
Niewątpliwie wszystkie rady, które tutaj dostałam są mega. Natomiast trudniej je w życie wprowadzić, gdy jednak człowiek stwierdza, że kocha tę drugą osobę. Analizuje swoje życie, swoje zachowania, jego zachowania i w sumie wiele się w życiu przeszło i wybaczyło. Łatwo powiedzieć - olej go, dupek itd. Dla mnie to kawał chu..... natomiast z drugiej strony kiedyś był cudownym człowiekiem, którego pokochałam.... Ech po co się rozżalać......Nie kocha i tyle. Chce zacząć życie od nowa... a ja pozostanę w tym starym życiu...
Niewątpliwie wszystkie rady, które tutaj dostałam są mega. Natomiast trudniej je w życie wprowadzić, gdy jednak człowiek stwierdza, że kocha tę drugą osobę. Analizuje swoje życie, swoje zachowania, jego zachowania i w sumie wiele się w życiu przeszło i wybaczyło. Łatwo powiedzieć - olej go, dupek itd. Dla mnie to kawał chu..... natomiast z drugiej strony kiedyś był cudownym człowiekiem, którego pokochałam.... Ech po co się rozżalać......Nie kocha i tyle. Chce zacząć życie od nowa... a ja pozostanę w tym starym życiu...
Pomysl sobie jakie pieklo zgotowal wlasnym dzieciom, nie tylko Tobie. Ilez trzeba miec samolubstwa w sobie i braku empatii by tak potraktowac RODZINE. Przed Toba cale zycie i na Twoim miejscu cieszylabym sie, ze okazalo sie tylko po 12 latach, ze to dupek, a nie po 25.
Niewątpliwie wszystkie rady, które tutaj dostałam są mega. Natomiast trudniej je w życie wprowadzić, gdy jednak człowiek stwierdza, że kocha tę drugą osobę. Analizuje swoje życie, swoje zachowania, jego zachowania i w sumie wiele się w życiu przeszło i wybaczyło. Łatwo powiedzieć - olej go, dupek itd. Dla mnie to kawał chu..... natomiast z drugiej strony kiedyś był cudownym człowiekiem, którego pokochałam.... Ech po co się rozżalać......Nie kocha i tyle. Chce zacząć życie od nowa... a ja pozostanę w tym starym życiu...
Wszystko byłoby może do przetrawienia, tylko gdzie w tym wszystkim są Wasze dzieci? Dobrze wiesz, że tylko One na tym wszystkim najbardziej ucierpią, a najgorsze będzie to,że starsze dziecko będzie siebie o rozpad Waszego małżeństwa obwiniało - tak przeważnie bywa, ale póki co musisz z tym starszym porozmawiać, tylko broń Boże nie oczerniaj męża w oczach dzieci,one i tak mało z tego zrozumieją,a ojca i tak - podejrzewam - że będą kochały.
Piszesz o "podziale majątku" - no chyba żartujesz - uważasz, że dzieciom nic się nie należy? jako mąż jest do niczego, ale jako ojciec? przynajmniej niech w tym wypadku pomyśli o swoich niewinnych dzieciach. On sam niech idzie w diabły, siłą go nie zatrzymasz,a nawet nie próbuj tego robić,miej swój honor.To, że teściowa trzyma za Tobą stronę jeszcze nic nie znaczy,chce odejść,niech idzie w ciortu,tylko niech nie zapomina o alimentach,bo to jego zakichany obowiązek. A Ty... spokojnie dasz sobie radę, przynajmniej nie będziesz tracić zdrowia przez tego gada,jeszcze będzie chciał wrócić,tylko nie wiem czy np ja tego bym chciała.Ale to Wasze życie i Twoja decyzja i zrób co Ci dyktuje serce,ale tak abyś potem nie żałowała.Ty masz o kim myśleć,masz trójkę dzieci i to one teraz są najważniejsze, przynajmniej Ty o nich pomyśl,skoro "tatuś" zapomina,że je ma.
Niewątpliwie wszystkie rady, które tutaj dostałam są mega. Natomiast trudniej je w życie wprowadzić, gdy jednak człowiek stwierdza, że kocha tę drugą osobę. Analizuje swoje życie, swoje zachowania, jego zachowania i w sumie wiele się w życiu przeszło i wybaczyło. Łatwo powiedzieć - olej go, dupek itd. Dla mnie to kawał chu..... natomiast z drugiej strony kiedyś był cudownym człowiekiem, którego pokochałam.... Ech po co się rozżalać......Nie kocha i tyle. Chce zacząć życie od nowa... a ja pozostanę w tym starym życiu...
Troszkę się nad sobą rozczulasz.
To normalne i przejdzie
Teraz tak myślisz - że on zaczyna nowe, wspaniałe życie, że przed nim wiele szans, zabawa, radość, szaleństwo... a Ty zostajesz w tym starym, nudnym, ciężkim
Ale uwierz mi, że to nie tak. Że to pozory. Że Twój mąż załapał się na wizję "trawy zieleńszej po drugiej stronie płotu", ale to nieprawdziwa wizja. Bo nasze życie jest takie, jak my sami potrafimy je sobie odbierać, bez względu na to, jacy ludzie nam towarzyszą, jakie okoliczności, nowe mieszkania, nowe kochanki...
Jeśli potrafisz być szczęśliwą osobą dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś, jeśli znajdujesz w tym radość, jeśli jest ci dobrze, akceptujesz - to nic tego nie zepsuje.
Jeśli szukasz... porzucasz jedno, bo tam gdzieś jest coś innego, lepszego... to nigdy nie znajdziesz.
Dlatego głowa do góry. Teraz jesteś zdołowana, więc to normalne, że tak to odbierasz. Że Tobie źle, a jemu dobrze.
Ale jemu wcale niekoniecznie może być tak dobrze, jak teraz on sobie planuje. I raczej ma na to małe szanse. Osoby, które tak postępują, mają ogromne problemy ze sobą... i wcale nie tak prosto jest im odnaleźć "szczęście", którego tak bardzo poszukują. Dodatkowo, to co zrobił własnym dzieciom, będzie się za nim zawsze ciągnęło, jak smród... kiepska perspektywa.
A Ty z kolei, potraktuj to wydarzenie jako coś, co musiałaś "zaliczyć" na swojej drodze dla samorozwoju, co wspomoże twój wzrost. Idź do przodu, ale nie szukaj szczęścia na zewnątrz, tylko w sobie. Zobaczysz, że za rok-dwa poczujesz się silna jak nigdy dotąd. Nie do złamania. Odnajdziesz wiele rzeczy w swoim życiu, których w starym układzie nigdy byś nie odnalazła. Nowych ludzi. Nowe okoliczności. Nowe spojrzenie. Nowe odczucia. Szanse. Radość.
Ty pójdziesz do przodu, a on zostanie tu gdzie zawsze był - mały, nic nie znaczący, smutny dupek.
Ja bym odpuściła proszenie i błaganie. Skoro podjął taką decyzycję to z litości nie zrezygnuje. Musi się sam opamiętać. Prawdopodobnie zrobi to jak zobaczy ile stracił. Jeżeli ma kogoś z kim akurat jest mu lepiej (romantycznie i zaskakująco) to musi minąć jakiś czas, aż nadejdzie codzienność i obowiązki. Trzeba go zostawić i czekać.
178 2017-02-04 17:23:04 Ostatnio edytowany przez _v_ (2017-02-04 17:23:48)
Jeśli potrafisz być szczęśliwą osobą dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś, jeśli znajdujesz w tym radość, jeśli jest ci dobrze, akceptujesz - to nic tego nie zepsuje.
Jeśli szukasz... porzucasz jedno, bo tam gdzieś jest coś innego, lepszego... to nigdy nie znajdziesz.
.
święte słowa
takie rzeczy trzeba, drukować, wieszać w widocznym miejscu i czytać codziennie
Tak rozczulam się, ale już taka jestem. Bardzo emocjonalnie podchodzę do wielu rzeczy. Potrafię nawet na bajkach się rozpłakać. Natomiast wmawiam sobie to o czym piszecie. Ktoś napisał po co utrudniać rozwód. Po co??? po to, że ten ch.... mi powiedział trudno najwyżej na drugiej rozprawie się to (czyli małżeństwo) skończy.
Tak rozczulam się, ale już taka jestem. Bardzo emocjonalnie podchodzę do wielu rzeczy. Potrafię nawet na bajkach się rozpłakać. Natomiast wmawiam sobie to o czym piszecie. Ktoś napisał po co utrudniać rozwód. Po co??? po to, że ten ch.... mi powiedział trudno najwyżej na drugiej rozprawie się to (czyli małżeństwo) skończy.
To nie o to chodzi, że jesteś bardziej czy mniej emocjonalna, wrażliwa itd.
To są normalne emocje. I musisz je przejść. Musisz czuć i złość i nienawiść. I żal, i tęsknotę. I wkurwienie na maksa. I smutek.
Wszystko to jest ok.
Napisałam Ci to wyżej tylko po to, żebyś wiedziała, że kiedyś to wszystko się uspokoi. Żeby dodać Ci sił.
A teraz rób co musisz. jak musisz mu nabluzgać - zrób to. Jak musisz mu utrudnić, utrudniaj. Tylko jednocześnie szukaj swojej własnej drogi. To w sumie najlepsza terapia dla Ciebie na teraz. Zacznij czytać. Znajdź coś nowego w swoim życiu. Zapisz się na lekcje tańca Wiem, wiem, że to trudne. Dzieci. I trzeba się zmobilizować, żeby wyjść, a tu człowiek by nie wstawał w ogóle z kanapy. Ale zrób to, wbrew własnym chęciom i siłom. Działaj.
Zorija napisał/a:Jeśli potrafisz być szczęśliwą osobą dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś, jeśli znajdujesz w tym radość, jeśli jest ci dobrze, akceptujesz - to nic tego nie zepsuje.
Jeśli szukasz... porzucasz jedno, bo tam gdzieś jest coś innego, lepszego... to nigdy nie znajdziesz.
.święte słowa
takie rzeczy trzeba, drukować, wieszać w widocznym miejscu i czytać codziennie
Dzięki, o Pani
_v_ napisał/a:Zorija napisał/a:Jeśli potrafisz być szczęśliwą osobą dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś, jeśli znajdujesz w tym radość, jeśli jest ci dobrze, akceptujesz - to nic tego nie zepsuje.
Jeśli szukasz... porzucasz jedno, bo tam gdzieś jest coś innego, lepszego... to nigdy nie znajdziesz.
.święte słowa
takie rzeczy trzeba, drukować, wieszać w widocznym miejscu i czytać codziennieDzięki, o Pani
![]()
hihihii
autorko, po pierwsze posluchaj,co pisze Zorija, po drugie znajdz kogos (adwokat), kto bedzie odpowiadal za racjonalną czesc tego wszystkiego -Toba targaja emocje i to jest normalne. ale miej sojusznika, ktory pomoze Ci.
zastanów sie nad wykorzystaniem wszystkich możliwości - nie dla zemsty, ale dla sprawiedliwosci. kazdy czyn ma swoje konsekwencje - czyny Twojego meza rowniez powinny je mieć.
Przed Toba cale zycie i na Twoim miejscu cieszylabym sie, ze okazalo sie tylko po 12 latach, ze to dupek, a nie po 25.
No ja nie wiem czy lepiej teraz czy jednak jakby sytuacja miała miejsce po 25l. Załóżmy, że mąż-ojciec odejdzie i co? Autorka zostanie "sama" z trójką małych dzieci, najmłodsze 2 latka, najstarsze dalej jeszcze w miarę niesamodzielne. Jak już ona "odchoruje" to fatalne rozstanie to może będzie chciała kogoś - jakiegoś faceta ale na prawdę nie wiem czy znajdzie, przecież to kobieta z bardzo dużym "bagażem" a dość często kobiety utyskują, że nawet i z jednym dzieckiem ciężko znaleźć faceta na partnera i ojca dla dziecka (ja bym też wykluczał nawet z jednym dzieckiem)
Jeżeli by rozważać to chyba właśnie lepiej jakby miało to miejsce później a nie teraz, taka jest moja skromna opinia
184 2017-02-04 19:02:58 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-02-04 19:04:19)
Jeżeli by rozważać to chyba właśnie lepiej jakby miało to miejsce później a nie teraz, taka jest moja skromna opinia
Ta, jasne, niech się jeszcze 13 lat pomęczy z mężem, który jej nie kocha w imię wyższych celów (jeśli posiadanie faceta można takim nazwać???)... gadasz od rzeczy, Wuwuś. A dziećmi on ma tak samo zasrany obowiązek się zajmować i na nie płacić, jak i ona.
On-WuWuA-83 napisał/a:Jeżeli by rozważać to chyba właśnie lepiej jakby miało to miejsce później a nie teraz, taka jest moja skromna opinia
Ta, jasne, niech się jeszcze 13 lat pomęczy z mężem, który jej nie kocha w imię wyższych celów (jeśli posiadanie faceta można takim nazwać???)... gadasz od rzeczy, Wuwuś. A dziećmi on ma tak samo zasrany obowiązek się zajmować i na nie płacić, jak i ona.
Nie nie, ja nie mówię, żeby go trzymała siłą i się męczyła ale lepiej dla dzieci by było gdyby odbiło temu facetowi później aniżeli wcześniej. To rzeczywiście dramat dla tych dzieci i chyba większy jeszcze nawet dla takiej kobiety. On będzie obecny w życiu tych dzieci i tym samym w niestety w jej ale on ma większe pole manewru aby dalej pokierować swoim życiem tak jak chce.
Tez wolałabym żeby stało się to za 15 lat. Dzieci odchowane, mniejsze zobowiązania. Na pewno sobie dam radę. A dzieci. ? On uważa że jak się rozejdziemy w pokoju hahaha to dzieci tego wogole nie odczują. Nawet zakłada przyjazdy na noc hehehe jest odrealnionym idiotą. Po tym co i w jaki sposób mi powiedział nie wyobrażam sobie tego. A teściowa może mnie zrozumie bo sama chciała się rozwieść bo mąż szukał panienek na boku. Tylko ze dzieci już miały po 30 lat.
Tez wolałabym żeby stało się to za 15 lat. Dzieci odchowane, mniejsze zobowiązania.
Zgadza się, że technicznie dla Ciebie na pewno byłoby prościej. Ale pomyśl - tytuł wątku brzmiałby wtedy: 25 straconych lat...
Na pewno sobie dam radę.
Oczywiście, że tak
Trzymaj się kochana... Nie jesteś sama, jest nas cała masa, musimy przebrnąć przez bagno aby kiedyś stanąć na pięknej łące. Też przez to przechodziłam, nadal tęsknię, nadal rozmyślam i śledzę jego życie. Minęło już wiele miesięcy, ale mi nic nie minęło, jak śpiewało SDM.. Cóż dziewczyno, ogarniamy się, czytajmy forum, bo tu jest wiele mądrych, doświadczonych głów. Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie i Twoje skarby
189 2017-02-04 20:21:52 Ostatnio edytowany przez bleumarine (2017-02-04 20:23:01)
cssc21 napisał/a:Niewątpliwie wszystkie rady, które tutaj dostałam są mega. Natomiast trudniej je w życie wprowadzić, gdy jednak człowiek stwierdza, że kocha tę drugą osobę. Analizuje swoje życie, swoje zachowania, jego zachowania i w sumie wiele się w życiu przeszło i wybaczyło. Łatwo powiedzieć - olej go, dupek itd. Dla mnie to kawał chu..... natomiast z drugiej strony kiedyś był cudownym człowiekiem, którego pokochałam.... Ech po co się rozżalać......Nie kocha i tyle. Chce zacząć życie od nowa... a ja pozostanę w tym starym życiu...
Troszkę się nad sobą rozczulasz.
To normalne i przejdzie
Teraz tak myślisz - że on zaczyna nowe, wspaniałe życie, że przed nim wiele szans, zabawa, radość, szaleństwo... a Ty zostajesz w tym starym, nudnym, ciężkim![]()
Ale uwierz mi, że to nie tak. Że to pozory. Że Twój mąż załapał się na wizję "trawy zieleńszej po drugiej stronie płotu", ale to nieprawdziwa wizja. Bo nasze życie jest takie, jak my sami potrafimy je sobie odbierać, bez względu na to, jacy ludzie nam towarzyszą, jakie okoliczności, nowe mieszkania, nowe kochanki...
Jeśli potrafisz być szczęśliwą osobą dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś, jeśli znajdujesz w tym radość, jeśli jest ci dobrze, akceptujesz - to nic tego nie zepsuje.
Jeśli szukasz... porzucasz jedno, bo tam gdzieś jest coś innego, lepszego... to nigdy nie znajdziesz.Dlatego głowa do góry. Teraz jesteś zdołowana, więc to normalne, że tak to odbierasz. Że Tobie źle, a jemu dobrze.
Ale jemu wcale niekoniecznie może być tak dobrze, jak teraz on sobie planuje. I raczej ma na to małe szanse. Osoby, które tak postępują, mają ogromne problemy ze sobą... i wcale nie tak prosto jest im odnaleźć "szczęście", którego tak bardzo poszukują. Dodatkowo, to co zrobił własnym dzieciom, będzie się za nim zawsze ciągnęło, jak smród... kiepska perspektywa.
A Ty z kolei, potraktuj to wydarzenie jako coś, co musiałaś "zaliczyć" na swojej drodze dla samorozwoju, co wspomoże twój wzrost. Idź do przodu, ale nie szukaj szczęścia na zewnątrz, tylko w sobie. Zobaczysz, że za rok-dwa poczujesz się silna jak nigdy dotąd. Nie do złamania. Odnajdziesz wiele rzeczy w swoim życiu, których w starym układzie nigdy byś nie odnalazła. Nowych ludzi. Nowe okoliczności. Nowe spojrzenie. Nowe odczucia. Szanse. Radość.
Ty pójdziesz do przodu, a on zostanie tu gdzie zawsze był - mały, nic nie znaczący, smutny dupek.
Zorija bardzo dobrze piszesz, nie tylko tu, czytałam duzo Twoich postów i nie raz postawiły mnie na nogi.
To samo po odejściu męża tłukła mi do głowy przyjaciółka, facet odchodzący w ten sposób, porzucający rodzine, nie ma prawa być szczęśliwy, prędzej czy pózniej dopadną go wyrzuty sumienia, które nie pozwolą mu być szczęśliwym. Teraz jest szał, hormony i nowa miłość, a za chwile bedzie płacz i zgrzytanie zębów, bo jak zamieszkają razem to okaże się, że nie jest tak kolorowo jak sobie to wyobrażał. Ten ich "związek" jest zbudowany na piasku i jak tylko przyjdą pierwsze kłopoty to runie. Wierze, że Ci cieżko i żadne słowa tu nie pomogą. Ja po półtora roku nadal nie mogę powiedzieć, że nie kocham męża, chociaż jest dupkiem pierwszej kategorii. Ale pomyśl sobie co tracisz w tym wszystkim? Masz dom, dzieci, prace, rodziców którzy Ci pomogą. On zostanie z niczym, któregoś dnia obudzi sie z palcem w d...e, tak jak mój który płacze teraz, że nie tak to wszystko miało wyglądać.
. Zresztą jak wróci z weekendowej wycieczki, teoretycznie wiem gdzie pojechał i z kim, to mam zamiar mu przedstawić mój pogląd na to wszystko. Czy on może swoją część domu przepisać na mnie???? lub dzieci????? Czy można to zrobić u notariusza??? A kredyt i tak zostanie na dwie osoby????
Poczekaj może z tą rozmowa n/t podziału majątku, zanim nie zasięgniesz porady prawnika. Przecież oprócz domu, jesteście właścicielami mieszkania. Jako żona i współwłaścicielka, znasz chyba wartość tego mieszkania. Jeżeli wartość jego połowy domu jest równa wartości mieszkania, to on nie robi ci żadnej łaski przepisując cokolwiek na dzieci, nawet go o to nie proś, żeby sobie nie myślał, że rozdaje karty.
Być może sąd w ramach podziału majątku przyzna jemu to mieszkanie, a Tobie cały dom, bez łaski. Zabezpiecz dokumenty kupna tego mieszkania, zorientuj się jaka jest wartość domu, przeanalizuj swój wkład własny (darowizna rodziców), jego wkład własny (darowizna jego rodziców na wykończenie mieszkania) i udaj się do specjalisty od podziału majątku, żebyś na 100% wiedziała na czym stoisz, co należy Ci się jak przysłowiowa psu micha, a o co ewentualnie możesz się targować, czy prosić o łaskę dla dzieci.
Wstrzymaj się z tą rozmową. Dopiero później podejmij decyzję, czy zgodzisz się na rozwód, czy będziesz utrudniać (myślę, że to bez sensu), czy będziesz walczyć o orzeczenie jego winy.
Gdybyś miała jakiś dowód jego zdrady, mogłabyś postawić warunek, że np. on przepisze cokolwiek na dzieci, uzyskasz jakieś inne korzyści w zamian za to odstąpisz od udowadniania mu winy za porzucenie rodziny.
Myślę, że tymczasem skoncentruj się na rozmowach n/t opieki nad dziećmi, poinformowaniu ich o tym, że tatuś ma zamiar się ewakuować i uświadomieniu mu jakiego wkładu w opiekę i wychowanie dzieci będziesz od niego oczekiwać. Jemu zapewne wydaje się, że zrzuci z siebie balast i odpowiedzialność i będzie beztrosko żył jak wolny ptak u boku nowej pani i raz na jakiś czas zajmie się dziećmi w Twoim domu. Zasugeruj mu, żeby w swoim nowym lokum szykował już pokój dla dzieci (przecież biorąc dzieci na weekend, będzie musiał zapewnić im także nocleg), bo po rozwodzie nie będzie miał wstępu do Twojego domu.
Sprowadź go trochę z obłoków na ziemię.
Tez wolałabym żeby stało się to za 15 lat. Dzieci odchowane, mniejsze zobowiązania. Na pewno sobie dam radę. A dzieci. ? On uważa że jak się rozejdziemy w pokoju hahaha to dzieci tego wogole nie odczują. Nawet zakłada przyjazdy na noc hehehe jest odrealnionym idiotą. Po tym co i w jaki sposób mi powiedział nie wyobrażam sobie tego. A teściowa może mnie zrozumie bo sama chciała się rozwieść bo mąż szukał panienek na boku. Tylko ze dzieci już miały po 30 lat.
Nie ma dobrego czasu na to, po nastoletnich dzieciach to nie spływa... uwierz. Jesteś młoda, a małe dzieci dadza Ci siłę . Czy w ogóle Twój szanowny m. powiedział Ci o co chodzi????? Przyznał się że ma kogoś? Weź go postaw troche do pionu! On chyba uważa, jak wielu tu szanownych małżonków, że można mieć ciastko i zjeść ciastko- stąd jego dobre samopoczucie! Jak się tylko faktycznie wyprowadzi, ślusarza wołaj na drugi dzień!
192 2017-02-04 21:26:08 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2017-02-04 21:27:31)
Tytuł jak tytuł, w chwili pisania miałam takie odczucia. Mi właśnie brakuje, aby mnie ktoś przytulił i powiedział, nie martw się wszystko się jakoś ułoży. To forum dało mi dużo wsparcia. Rozmawiam też z wieloma ludźmi na tem temat, co też powoduje, że stoję na nogach. Mam chwile załamania szczególnie jak jadę autem i myślę. Dzieci są moim szczęściem, kocham je ponad życie. Dlatego już planuję z nimi jakiś wyjazd na weekend majowy i wakacje. Teraz czekam na pozew. Zresztą jak wróci z weekendowej wycieczki, teoretycznie wiem gdzie pojechał i z kim, to mam zamiar mu przedstawić mój pogląd na to wszystko. Czy on może swoją część domu przepisać na mnie???? lub dzieci????? Czy można to zrobić u notariusza??? A kredyt i tak zostanie na dwie osoby????
Słuchaj, jeżeli macie małżeńską wspólność majątkową to wszystko co macie jest wasze wspólne przy czym wspólność małżeńska nie jest wspólnością w częściach ułamkowych. Nie ma czegoś takiego jak jego część domu i Twoja część domu. Stąd potem te boje o podział majątku.
Mój straszył pierwszy miesiąc po odejściu, potem ucichło i po półtora roku jest kicha, a nie rozwód, nikt niczego nie złożył.
On nie złożył, ty nie złożyłaś i on ma prawo wrócić do domu, będziesz musiała leczyć jego depresje. On mógł w między czasie, zaciągnąć kredyt na zabawę z kochanką, a spłacać teraz możecie razem z waszego majątku. Zamiast brać rozwód z winy męża czekałaś, teraz nie daj Boże wypadku i kalectwa, będziesz musiała takim gnojkiem opiekować się, a mogłaś uwolnić się od dziada raz na zawsze.
Autorko, nie czekaj tylko sama złóż wniosek o rozwód, rozwód to nie koniec rodziny, kiedyś jeszcze możecie być razem, jak będziesz wstanie mu wybaczyć, a on będzie chciał wrócić.
Zorija napisał/a:cssc21 napisał/a:Niewątpliwie wszystkie rady, które tutaj dostałam są mega. Natomiast trudniej je w życie wprowadzić, gdy jednak człowiek stwierdza, że kocha tę drugą osobę. Analizuje swoje życie, swoje zachowania, jego zachowania i w sumie wiele się w życiu przeszło i wybaczyło. Łatwo powiedzieć - olej go, dupek itd. Dla mnie to kawał chu..... natomiast z drugiej strony kiedyś był cudownym człowiekiem, którego pokochałam.... Ech po co się rozżalać......Nie kocha i tyle. Chce zacząć życie od nowa... a ja pozostanę w tym starym życiu...
Troszkę się nad sobą rozczulasz.
To normalne i przejdzie
Teraz tak myślisz - że on zaczyna nowe, wspaniałe życie, że przed nim wiele szans, zabawa, radość, szaleństwo... a Ty zostajesz w tym starym, nudnym, ciężkim![]()
Ale uwierz mi, że to nie tak. Że to pozory. Że Twój mąż załapał się na wizję "trawy zieleńszej po drugiej stronie płotu", ale to nieprawdziwa wizja. Bo nasze życie jest takie, jak my sami potrafimy je sobie odbierać, bez względu na to, jacy ludzie nam towarzyszą, jakie okoliczności, nowe mieszkania, nowe kochanki...
Jeśli potrafisz być szczęśliwą osobą dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś, jeśli znajdujesz w tym radość, jeśli jest ci dobrze, akceptujesz - to nic tego nie zepsuje.
Jeśli szukasz... porzucasz jedno, bo tam gdzieś jest coś innego, lepszego... to nigdy nie znajdziesz.Dlatego głowa do góry. Teraz jesteś zdołowana, więc to normalne, że tak to odbierasz. Że Tobie źle, a jemu dobrze.
Ale jemu wcale niekoniecznie może być tak dobrze, jak teraz on sobie planuje. I raczej ma na to małe szanse. Osoby, które tak postępują, mają ogromne problemy ze sobą... i wcale nie tak prosto jest im odnaleźć "szczęście", którego tak bardzo poszukują. Dodatkowo, to co zrobił własnym dzieciom, będzie się za nim zawsze ciągnęło, jak smród... kiepska perspektywa.
A Ty z kolei, potraktuj to wydarzenie jako coś, co musiałaś "zaliczyć" na swojej drodze dla samorozwoju, co wspomoże twój wzrost. Idź do przodu, ale nie szukaj szczęścia na zewnątrz, tylko w sobie. Zobaczysz, że za rok-dwa poczujesz się silna jak nigdy dotąd. Nie do złamania. Odnajdziesz wiele rzeczy w swoim życiu, których w starym układzie nigdy byś nie odnalazła. Nowych ludzi. Nowe okoliczności. Nowe spojrzenie. Nowe odczucia. Szanse. Radość.
Ty pójdziesz do przodu, a on zostanie tu gdzie zawsze był - mały, nic nie znaczący, smutny dupek.Zorija bardzo dobrze piszesz, nie tylko tu, czytałam duzo Twoich postów i nie raz postawiły mnie na nogi.
To samo po odejściu męża tłukła mi do głowy przyjaciółka, facet odchodzący w ten sposób, porzucający rodzine, nie ma prawa być szczęśliwy, prędzej czy pózniej dopadną go wyrzuty sumienia, które nie pozwolą mu być szczęśliwym. Teraz jest szał, hormony i nowa miłość, a za chwile bedzie płacz i zgrzytanie zębów, bo jak zamieszkają razem to okaże się, że nie jest tak kolorowo jak sobie to wyobrażał. Ten ich "związek" jest zbudowany na piasku i jak tylko przyjdą pierwsze kłopoty to runie. Wierze, że Ci cieżko i żadne słowa tu nie pomogą. Ja po półtora roku nadal nie mogę powiedzieć, że nie kocham męża, chociaż jest dupkiem pierwszej kategorii. Ale pomyśl sobie co tracisz w tym wszystkim? Masz dom, dzieci, prace, rodziców którzy Ci pomogą. On zostanie z niczym, któregoś dnia obudzi sie z palcem w d...e, tak jak mój który płacze teraz, że nie tak to wszystko miało wyglądać.
Dziękuję ale ja nie do końca o tym pisałam.
Bzdurą jest siedzieć i czekać, aż "temu drugiemu", który zrobił nam "tyle złego" podwinie się noga.
Nie wiemy też czy będzie mega szczęśliwy, czy będzie płakał. I nie o to chodzi.
Chodzi o tą niepotrzebną narrację, którą sobie sami dodajemy. Interpretujemy. Dopowiadamy sobie. Wiemy, że on ma lepiej... albo, że kiedyś będzie miał gorzej... po co nam takie myśli, interpretacje? Tego nie wie nikt i w ogóle ta wiedza tak naprawdę nie jest nam potrzebna.
Czym innym jest zrozumienie, na czym polega ta "droga do szczęścia"... i jak się szczęścia nie osiągnie... ale też - raczej tak dla siebie, niż po to, by oceniać innych
a czym innym czekanie, aż jemu się nie uda, czekanie na tą słynną karmę i budowanie na tym oczekiwaniu swojej wartości, swojego lepszego samopoczucia.
Lepiej zająć się sobą. Odpuścić całą resztę.
To na początku nie jest łatwe. Ale z czasem już się da.
195 2017-02-04 22:32:31 Ostatnio edytowany przez bleumarine (2017-02-04 22:33:21)
Zorija o tym tez mowię. Nie czekałam aż noga mu sie powinie, patrz rozstaną się z wielkim hukiem (choć nie powiem gdy stało sie to faktem dało mi satysfakcję ;-) ) Moim głównym problemem było nakręcanie się, wyobrażałam sobie jak to mają cudownie, jak to sobie ćwierkają i z dziobków spijają, a ja tymczasem mam przejebane, bo jestem sama i poszkodowana. W głowie tworzyłam takie projekcje, że łeb pękał, nakręcałam się tym jeszcze dodatkowo. A trzeba sobie uświadomić, że w tej sytuacji to my jesteśmy wygrane, wydaje nam się, że tam sielanka a u nas koniec świata, a jest dokładnie odwrotnie. To my mamy czyste sumienie, a oni bedą żyć z tym syfem którego narobili juz zawsze.