Witajcie.
Zastanawiałem się dość długo czy nie napisać swojej historii, w końcu się zdecydowałem. No cóż, chodzi o kobietę, wyjątkową, którą straciłem. No ale do rzeczy. Poznaliśmy się prawie 3 lata temu. W sumie teraz myślę, że przez przypadek, po prostu, nie wiem może to przeznaczenie? Kurde wszystko mi się teraz przypomina, np. jak już miałem wchodzić do pociągu po chyba drugim spotkaniu, a K. do mnie "pocałujesz mnie w końcu czy nie?" ja szybko wyskoczyłem i pocałowałem, haha ile razy się z tego śmialiśmy. Wiadomo, żal było się rozstawać jak któreś z nas musiało wracać. Po kilku spotkaniach postanowiliśmy spróbować. Dodam, że widywaliśmy się praktycznie w weekendy, czasem w tygodniu, dzieliło nas około 60km. I tak sobie żyliśmy, ja kończyłem studia, ona szkołe, praktycznie każdy weekend razem, mnie zaakceptowali jej rodzice, moi ją, wręcz byli zachwyceni. Tak samo rodzeństwo, znajomi. Wiadomo były jakieś spięcia, głównie z mojej strony. O tym może później. Po 1.5 roku, zamieszkałem u niej, tam znalazłem pracę, i tak 4 miesiące, wszystko było ok. Sezonowo na wakacje wyjeżdzaliśmy nad morze do pracy, co by zarobić hajsu więcej i mieć na nowy start. Postanowiliśmy się przeprowadzić do innego, większego miasta, razem z nami moja młodsza siostra. No i rok temu się udało, od września, mieszkanie dwupokojowe. Nasze marzenie. Że w końcu razem, bez nikogo, na swoim, śmialiśmy się możemy jeść zupki chińskie tylko, ale już "na swoim". K. dostała się na wymarzone studia (zaoczne) ja dalej na studia też, w międzyczasie poszukiwania pracy. I tak się zaczęło życie. Wiadomo przychodziła rutyna, jakaś codzienność, ale no wiedziałem że mam ją, że damy rade. Ale coś się zaczęło chrzanić. Zaczęliśmy żyć tak, że razem ale osobno. Ja byłem głupi, bo byłem przekonany, że miłość wytrwa. Chrzanić się zaczęło w okolicach maja tego roku. Dodam, że ja czasem pracowałem po 12h, K. miała prace zmianową, np. od 14-21, w domu była przed 22, a ja o 4.30 pobudka, co weekend studia.. No ale ja, głupi strasznie byłem, myślałem, że do wakacji damy radę, potem nie będzie studiów, pojedziemy na urlop, więcej czasu razem będziemy spędzać. No ale się nie udało. Wszystko przeze mnie. Mam strasznie niską samoocenę, raczej należe do tych osób, które no nie są jakieś mega rozrywkowe itd. Myślę, że to wszystko zaczęło ją przerastać, albo doszła do wniosku, że mi na niej nie zależy, bo ja jak popierdolony nie potrafiłem docenić i pokazać tego samego osobie która zaakceptowała mnie takiego jakim jestem. 11 lipca się wyprowadziła, ja nawet wiedzać trochę wcześniej myślałem, że zostanie.. Spotkaliśmy się po dwóch dniach, ja oczywiście zacząłem prosić, błagać o drugą szansę, K. była nieugięta. Po tygodniu przyszła do naszego byłego wspólnego mieszkania, zamówiliśmy jedzenie, tak o po prostu sobie gadaliśmy, było spoko i…przespaliśmy się. Później mówiła że to było swego rodzaju pożegnanie. Następnie spotykaliśmy się jeszcze parę razy, pisaliśmy, w sumie to ja ciągle, że ją kocham, płakałem, prosiłem, że się zmienię, że pójdę do lekarza, nie pomoglo. Jak na koniec sierpnia się spotkaliśmy na mieście, jakaś tam reszta rzeczy do oddania, to spędziliśmy kilka godzin razem, najpierw trochę płaczu, a potem normalnie chodziliśmy, jak zwyczajni ludzie, w pewnym momencie zapytała „dlaczego nie mogło być tak wcześniej?” myślałem, że mi serce pęknie. Na koniec sierpnia, gdy kończyła się umowa najmu mieszkania przyszła mi pomóc posprzątać to mieszkanie. Ogólnie zostaliśmy w tym samym mieście, ona znalazła pokój, ja też, ale to tak jakbym zmienił miejsce swojego gnicia. Czasem się łapie na tym, że chodzę tam gdzie pracuje, żeby popatrzeć na nią. Jaki ja byłem głupi, że ją straciłem. Nie mogę na siebie patrzeć w lustrze. Już dwa miesiące, a ja czuję się jakbym nie miał jakiegoś ważnego organu. Cholernie mi brakuje jej obecności. Nie potrafię stanąć na nogi, zacząłem pić, mam myśli samobójcze, plus jest taki że chodzę do psychologa walczyć z demonami z mojej głowy, ale powiedzmy, że pomaga tylko jak tam jestem. Chciałbym ją odzyskać, pokazać jej że mogę być taki jak kiedyś, że powalczę z tą deprechą do końca, ciągle o niej myślę, że jak teraz moglibyśmy spędzać czas razem. Od tygodnia ma urlop, jest u cioci w Niemczech, mieliśmy tam razem jechac. Ciągle się łudzę, wierzę w cud, że ona zmieni zdanie, że mimo wszystko mnie kocha, chyba ta nadzieja mi została tylko i ona mnie trzyma tak naprawdę przy życiu. Napisałem do niej list, napisałem tam wszystko dlaczego ja i psycholog uważamy, że tak jest ze mną, troche wspomnień, na koniec napisałem że ją kocham, i będę czekać na nią. Przynajmniej już nie prosiłem o powrót, choć mam ochotę wyć żeby ją przebłagać. Wysłałem ten list mailem, tzn porobiłem zdjęcia i wysłałem, bo nie znam jej tu adresu, a do domu rodzinnego chyba bez sensu było skoro jest na wakacjach. K. ostatnio mi napisała żebym nie żył nadzieją, że mamy swoje życia. Cholernie ją kocham. Byłem jej pierwszym chłopakiem. Ona jest tak dobra, aż za dobra czasem dla mnie była.
Nie wiem po co to piszę. Nie ma chyba ratunku dla mnie. Czytałem jakieś fora i rzeczy typu „jak odzyskać była” że się nie odzywać i tak dalej. No ale stwierdziłem, że ona nie jest schematem i nie da się tego przyporządkować w jakieś ramy. Mój tato mi mówi, że jak ma być moja to będzie. Chciałbym, żeby tak było. Pieprze jakieś teksty że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, bo uważam, że każdy jest inny, a ja wyciągnałem wnioski i wiem co robiłem źle, szkoda, że jest mała szansa, praktycznie zerowa żeby móc to pokazać i udowodnić kobiecie mojego życia. Może to komuś pomoże, może też macie jakieś kryzysy w związkach, to teraz wiem, że najważniejsze jest żeby o tym rozmawiać, bo przecież nie ma ludzi idealnych. Sorry, że to takie chaotyczne ale nawet pisać mi ciężko o tym a co dopiero rozmawiać.
Sam nie wiem co robić, chyba spróbuje być z nią w koleżeńskich/przyjacielskich stosunkach, o ile ze chce...
Pozdrawiam
1 2016-09-18 19:40:24 Ostatnio edytowany przez Mateoo. (2016-09-18 20:04:12)
Ale, że co? tak z dnia na dzień się wyprowadziła? dlatego, że dużo pracowaliście i mijaliście się w drzwiach? A może, ona ma innego?
3 2016-09-19 08:20:28 Ostatnio edytowany przez verdad (2016-09-19 08:22:28)
Ja tez za bardzo nie zrozumialam, o co Wam poszlo.
O tryb zycia ? Ze nie mieliscie czasu dla siebie ?
A jak juz przyszly wakacje, to sie wyprowadzila ?
Może źle się wyraziłem. Chrzanić się zaczęło jakoś w maju. I wtedy jej pierwsze sugestie o wyprowadzce, ja nawet nie brałem tego do glowy. Później normalnie spędzaliśmy czas, kochaliśmy się, temat odszedł. No ale wrócił, ja oczywiście podszedłem mega egoistycznie (szkoda że dopiero teraz to widzę) i że na pewno się nie wyprowadzi, potem dalej, chyba nawet to był najlepszy czas z ostatnich miesięcy, zaczęliśmy spędzać więcej czasu, w seksie małe eksperymenty. Było super. Ale po pewnym czasie wrócił temat wyprowadzki, i lipa, zamiast wtedy walczyć to wolałem się kłócić. No i odeszła. Na 99.9% nikogo nie ma. Jaki główny argument rozstania to że traktowałam ja jak kolezanke a nie jak dziewczyne, jak coś pewnego. Racja, ale trochę jej winy w tym też jest. Wiem że koleżanki jej pomogły, w sensie z tą decyzją, ale wina jest tylko moja i jest mi z tym bardzo źle.
Sam nie wiem co robić, chyba spróbuje być z nią w koleżeńskich/przyjacielskich stosunkach, o ile ze chce...
Chcesz się męczyć? Koleżeńskich - spoko, ale nie pisz do niej, nie dzwoń, nie spotykaj się z nią. Zerwij z nią całkowicie kontakt na pewien czas, bo ona Cię nie chce. Zrobiłeś z siebie desperata, błagając ją o powrót. Zrób sobie przerwę i nie myśl tyle o niej. Czas działa na Twoją korzyść, bo ona zatęskni za Tobą. Będzie się zastanawiać co u Ciebie, czy kogoś masz itd.
Wiem co czujesz, bo też spotykałem się kilka miesięcy temu z dziewczyną i dopóki zgrywałem niedostępnego to ją to strasznie jarało, bo nie mogła mnie mieć kiedy chciała i nie byłem na każde jej zawołanie. Zepsułem to, bo pokłóciłem się z nią, zrobiłem się zazdrosny. Potem dzwoniłem, chciałem się spotkać, ona nie chciała aż w końcu powiedziała, że między nami nic nie będzie. Zerwałem z nią kontakt 7 tygodni temu, mniej o niej myślałem, a wczoraj się dowiedziałem, że ma kogoś, co mnie zabolało i też mnie męczy. Życie toczy się dalej, jest pełno kobiet, a Ty przeżywasz coś takiego jak "syndrom jedynej". Zajmij się czymś, nie myśl o niej.
Mateoo...
Skup się...
Ona Ci powiedziała wprost o co poszło.
Tylko jak uparty osioł unikasz widzenia tego : „dlaczego nie mogło być tak wcześniej?”
Jak widzisz, bez większego wysiłku dało się.Ona to widziała, mówiła Ci. BA! Doświadczyła jak już odeszła.
Zamiast rokładać winę na dwoje - spójrz dokładnie na to zdanie i na to co robiłeś potem. Dało się- tylko Ty robiłeś na odwrót.Tym się zajmij.To z psychologiem.Czemu "Nie dało się " wcześniej tak postępować.W zasadzie: Czemu Ty nie chciałeś tak postępować.
Dziękuję za odzew.
Błędem, największym w moim życiu było to że ją straciłem, że pozwoliłem jej odejść. Kolejnym to że ją błagałem, i prosiłem o powrót, że się zmienie, puste słowa? Tak to można odebrać chyba.
bodziochce
Kurde sam nie wiem. Myślę, że chciałbym być z nią w takich stosunkach, dlatego żeby być blisko i że może wtedy zobaczy, poczuje, to co wcześniej. A znowu myślę sobie że jak się odetnę to pomyśli, że mi na niej nie zależy. Ale wiem, też, że jak sobie kogoś znajdzie, będzie z kimś na moich oczach, to pęknę.
Pirx
Wiem, najgorzej, że później znów spieprzyłem. Spotkaliśmy się, nie wiem, z tydzień od tego spotkania i tych słów, ja chciałem kupić laptopa i ją wyciągnąłem. Zjedliśmy obiad. Super spędziliśmy ładnych parę godzin. Zero tematu MY. Coś tam wspominałem, ale to w formie śmiechu, były żarty, robiliśmy głupie miny, nie było niezręcznej ciszy. Wieczorem pisała żebym dał znać co z laptopem, i czy nie zmusiła mnie do jego kupna. Bo mam problem z takimi sprawami, w sensie milion razy muszę się zastanowić, ale walczę z tym. W każdym bądź razie trochę pisaliśmy. Następnie po tygodniu była mi pomóc ogarnąć to mieszkanie. Wtedy już było gorzej, trochę się rozkleiłem ale nie błagałem o powrót, jej też się łezka zakręciła, bo w sumie dokładnie rok temu się wprowadzaliśmy razem do tego mieszkania. Później schrzaniłem trochę, bo znowu zaczynałem pisać, żeby wróciła, że tęsknię, że mi tu kiepsko na nowym pokoju bez niej. Aż w końcu po pijaku napisałem, że chcę się odciąć (kwa błąd jak nie wiem ;/) potem oczywiście przeprosiłem. Ogólnie mamy jakiś tam kontakt. Ale to bardziej jak ja napiszę. A co do tego czemu wcześniej tak nie chciałem postępować, to myślę że wiem, że poczułem się tak, że ona jest ze mną, kocha mnie, mieszkamy razem, i że na pewno się ułoży. Teraz przynajmniej wiem, jakie błędy popełniłem, tylko boję się że za późno się ogarnąłem, że ona już nie wróci.
Ogólnie u mnie kiepsko. Siedzę sam ciągle. Zmieniło się miejsce po prostu. Inne mieszkanie. Może już tyle nie chleje co przez ostatni miesiąc. Jutro mam rozmowę o pracę, fajnie jak by się udało, ale z drugiej strony boję się ze tam nie dam rady, że mną rozczarują, no ale to już inne problemy. W każdym bądź razie gdyby w końcu wypaliło, że mam pracę, może chociaż trochę nabrałbym dystansu, zacząłbym robić cokolwiek, bo tak naprawdę oprócz myślenia o niej to nic nie robię. Może wtedy też inaczej ona by spojrzała na to? Sam już nie wiem co myśleć.
Kocham ją. Naprawdę. Nie wiem co robić. Odciąć się? Chyba nie. Wypisywać, naciskać na spotkania? Też kiepsko. Ale nie chcę żeby pomyślała że mi "przeszło." Przeglądając neta, w poszukiwaniu podobnych historii, chciałem kupić jakieś poradniki w stylu "jak odzyskać była" (dorosły chłop ze mnie, a ja takie coś), ale stwierdziłem, że ona nie jest jakimś schematem, tylko że ja ją znam najlepiej, i powinienem sam wiedzieć co zrobić. No ale nie wiem. Boję się że z każdym dniem się oddala ode mnie. Że się martwi, bo tak trzeba, i dlatego że jest taka dobra, naprawdę, zwykłe słowo, ale ona jest dobra. Serio.
Niedługo nasze urodziny, mamy w odstępie dwóch dni. Może ogarnę bilety na koncert (słuchamy razem tego artysty) nigdy nie było okazji żeby pójść, może sie zgodzi? Albo może coś w stylu lekcji tańca? Co myślicie? Gorzej jak się nie zgodzi.
8 2016-09-19 20:25:22 Ostatnio edytowany przez Pirx (2016-09-19 20:28:45)
Zachowujesz jak ex mojej aktualnej.
Mateoo,piękny wywód.
Ale w tym wywodzie jest : ja,ja ,ja ,ja i co zrobiłem.
Zero wniosków.
Po pierwsze: Ogarnij siebie - wszystko to co powodowało że zachowywałeś jak rozchwiany emocjonalnie i nie wiedzący czego chce dzieciak i wampir.
Ty analizujesz skutki swojego zachowania.Nie przyczyny.
Po drugie: kup te bilety - zaproponuj wyjscie i wyraźnie powiedz:Ogarnę się, zmienie. I ZRÓB to a nie gadasz jak potłuczony o pustych słowach bla bla.
Zacznie się spotykać z kimś? Ma prawo, może będzie szczęśliwa.Ty już ją straciłeś.
Będzie chciała wrócić to wróci.Ty na razie o niej zapomnij i do cholery pod okiem psychologa najpierw się zmień.
TY CHCESZ....
Ją odzyskać, bla bla bla.
ONA chciała spokoju ,pewnego i stabilnego związku.
Nie ważne czy ją odzyskasz czy poznasz kogoś innego.Będzie to samo guano.BO TY NIC nie chcesz zmienić.Tylko zachować posiadanie...
Nie mając w ofercie nic.
Pewnie masz rację, na pewno.
Tylko kurde łatwo się mówi. Boję się że już ją straciłem na zawsze. Wiem, że muszę ogarnąć siebie. Szkoda, że dopiero teraz zdecydowałem się na psychologa. A powinienem dużo wcześniej. Ale no pewne wnioski już zaczynam wyciągać.
Kupie te bilety, ogarne coś. Zobaczymy.
Tylko się zastanawiam, czy się do niej odzywać teraz? Bo ogólnie jest tak że jak ona odpowie, to ja oczywiście piszę mega rzeczy więcej, w sensie że nie odpowiadam tylko na jej pytanie tylko dodaje coś od siebie. Kurde wiem, że się zachowuje jak gówniarz jakiś. No ale kocham tą dziewczynę. Dzięki, bo jak ktoś z boku na to spojrzy, to ma inne zdanie na pewne rzeczy. Chvjowe też było to że zacząłem szukac winnych nie w sobie a np. w jej koleżankach. No nic, jutro mam kolejną wizytę, potem rozmowę. Może jakoś uda mi się to poskładać wszystko.
10 2016-09-19 20:45:28 Ostatnio edytowany przez zabpth (2016-09-19 20:46:19)
Mateoo, z tego co piszesz to wynika katastrofa, z twoim poczuciem wartości na poziomie ameby nie dziwne że laska zwolniła Cię aby dać szanse jakiemuś prawdziwemu samcowi, rozstania zawsze są ciężkie, mimo że to jej decyzja, to na pewno miała jakieś rozterki, na pewno jej trochę żal było Ciebie, mi jest nawet żal czytając twój dramatyczny wpis. Ale jednak laska nigdy nie będzie z gościem tylko dla tego że jest żałosny. Po0staw się w jej sytuacji albo hipotetycznie podobnej w odniesieniu. Utrwalasz w niej negatywne skojarzenia z tobą, nie długo zacznie unikać bo każde spotkanie pisanie itp, będą nasiąknięte smutkiem rozpaczą i żalem. Ludzie generalnie unikają takich emocji.
I tak masz pozamiatane, a swoimi staraniami dojeba**eś jeszcze bardziej.
Daj lasce spokój i skup się na sobie, jesteś typowym przykładem kogoś kto buduje swoja samo oceną w oparciu o posiadanie partnerki, to męczące dla drugiej strony, obarcza dodatkową odpowiedzialnością. Nie odeszła od Ciebie bo mało czasu czy coś się psuło, odeszła od Ciebie bo jesteś beznadziejny, bez wartości, sam siebie tak oceniasz, to czemu ona miała byt inaczej Ciebie oceniać?
Widocznie uświadomiła sobie że w jej wewnętrznej skali ocen, ocenia siebie wyżej niż Ciebie, więc czas na zmiany, to taki atawizm, pozostałość po praprzodkach, ale mimo ewolucji wciąż niewidzialnie oddziałuje na nas, ponieważ jako istoty biologiczne mamy zaprogramowane pewne modele zachowań, w odniesieniu do naszego biologicznego celu istnienia- czyli przedłużenie gatunku, spłodzenie potomstwa, Ty okazałeś się za słabym samcem, nie ewoluowałeś w tym związku, z reszta z tego co piszesz to już na początku frajerzyłeś- chodzi o to całowanie które wyszło z jej inicjatywy.
Rób co uważasz, doświadczenie podpowiada że takim desperatom jak TY nie da się pomóc, dalej brniecie do TojToja mimo słusznych porad.
Ale mimo wszystko
Powodzenia
Pozdrawiam
11 2016-09-19 20:46:48 Ostatnio edytowany przez Pirx (2016-09-19 20:53:56)
Nie łatwo się mówi, mistrzu wymówek.Po prostu się robi.
Po prostu kup, powiedz że masz i czekaj na odzew.
Wyrażnie jej powiedz i napisz że zdajesz sobie sprawę że masz bałagan w głowie.I teraz nad tym pracujesz.
Podziekuj za cierpliwość i czas jaki Ci poświeciła.
I NAJPIERW posprzątaj siebie.
Do tematu WY wróć DOPIERO jak już się ustabilizujesz emocjonalnie.I nie przez jej odejście, tylko CAŁKOWICIE ustabilizujesz.
Zmienisz to co ją doprowadziło do decyzji o odejściu.
Koniec kropka.
Stary,jestem z kobietą która była kiedyś wyśmienitą osobą.
Przeszła swoje, ja kiedyś też.I tylko dlatego mam jeszcze do niej,do nas cierpliwość. Bo da się z tego wyjść.Trzeba chcieć i robić.
Zachowuje się ostatnio dokładnie tak jak TY przed odejściem Twojej dziewczyny.
A ja jestem teraz w momencie w którym Twoja dziewczyna zdecydowała się odejść.
Nie dlatego że Cię nie kochała,czy też tego co 'podręcznikowo' i ze skryptu napisał kolega wyżej.
Ja siebie nie oceniam 'wyzej niż ją' bla bla bla...
Tylko dlatego że mam dość zmienności nastrojów, ciagłego czepiania się o pierdoły i zabawy w ciepło-zimno.
Lub to że uraziłem ją czymś.I nie czymś prymitiwnym,czy nieczułym.Ale normalnymi słowami lub nie wychwalaniem pod niebiosa.
Więc jeśli TY się nie zmienisz, będziesz wiecznie ze sobą nieszczęśliwy, i przekładał to na nienormalne zachowania w związku to anioł z Tobą nie wytrzyma.
Proste jak budowa cepa.
12 2016-09-19 21:02:50 Ostatnio edytowany przez Mateoo. (2016-09-19 21:11:03)
zabpthz
Mocne, ale prawdziwe. Sam bym komuś tak napisał. Frajerzyłem od początku, fakt. Jak sam myślę o sobie, że jestem przegrywem to jak ona miała pomyśleć? Z tym samcem to może się nie zgodzę do końca. Aż cięzko mi sobie wyobrazic ze ona mogla myslec zle o mnie w kategorii potomstwa itp (nie wiem czy rozumiesz) albo po prostu ja nie rozumiem kobiet.
Pirx
tak zrobię. Nie wiem kvrwa moze potrzebowalem az tak spasc na dno, żeby się podnieść. Nie no to jest racja. Ja też bym spierdalał raczej od laski która ciągle jęczy że jej się nic nie chce, ciągle jest zle, nic Cie nie cieszy. Tylko kurwa czemu dopiero teraz do takich wniosków doszedłem.
Na Twoja sytuacje nie bede nic pisal, bo gvno wiem.
Zdecydowanie macie racje. Ogarniam siebie najpierw potem reszte.
Obydwaj bez obrazy nie rozumiecie o co chodzi... :-)
Jeśli to Wam pomoże dalej bądzcie tworcami lub powielaczami tych iluzji...:-)
Mateoo życzę powodzenie, ale nastawieniem czy też podejściem jakie zaprezentowałeś w ostanim poście - daleko nie zajdziesz...:-)
Pozdrawiam
Pirx
W sumie już nie wiem sam do czego pijesz. Ja nie chce, nigdy bym nie chciał, żeby latała za mną i mnie prosiła, bo to ja jestem jakims samcem alfa. No krwa. Tylko no w pewnych sprawach nie powinienem byc egoista, i raczej słuchac tez tego o co jej chodzi. A nie ze "ona jest moja, to choooj, nic nie musze robic", albo ze potem sie przed nia pokajam i bedzie spoko. Wiem, ze to nie o to chodzi. Skoro ona mi daje cos od siebie, ja to biore, to musze tez dac od siebie. Tak bylo. Do czasu. Z tym calowaniem tam przy pociagu to raczej teraz bylo w kwestii "beki", ze oboje sie czailiśmy, ale no jak sie widzi, czuje ze coś jest większego to czemu nie robić?
Autorze, tu nie chodzi o to że ona myślała, te mechanizmy działają w tle i nie są widoczne, bardziej oddziaływania na sferę emocjonalna zwłaszcza u kobiet.
Te mechanizmy są zakodowane, nie mamy na nie za bardzo wpływu na poziomie świadomym, natura jakby wyłączyła to spod naszej jurysdykcji, inaczej ludzkość by nie przetrwała, wyobraź sobie że tylko i wyłącznie świadomie decydujemy o emocjach i uczuciach, i np na przestrzeni dziejów laski wybierały by gości np. nie sprawnych sexualnie albo takich co nie zadbają o byt potomstwa oraz jej. Ludzkość by nie przetrwała.
Tak to sprytnie działa. I jak pojawia się w relacji taki dysonans, to wtedy zaczynają się nawarstwiać różne inne czynniki, brak czasu, rutyna, i inne pierdoły. A tak naprawdę to jedynie próba logicznego wyjaśnienia tego co się dzieje w tle, a oddziaływuje na odczucia i emocje.
Niestety.
Ale na początek zawsze warto poznać "wroga" wtedy można można przeciwdziałać, tylko chodzi o to że świadome pilnowanie siebie na dłuższą metę nie przyniesie efektu bo to oszukiwanie, oszukiwać można na początku a jak się z kimś mieszka to już się nie da 24h na dobę.
Dlatego warto zawsze zacząć od siebie, zbudować swoją ocenę w oparciu tylko o siebie, nauczyć się być szczęśliwym samemu ze sobą, wtedy taka osoba przyciąga innych ludzi którzy w naturalny sposób chcą z kimś takim przebywać, również w odniesieniu do związków.
W życiu tak się dzieje że nie wszystko idzie po naszej myśli, nic strasznego się nie stało tak naprawdę.
Powinieneś się od niej odciąć dla własnego dobra inaczej będziesz latami za nią łaził, zwłaszcza w odniesieniu do twojego pomysłu zostania jej przyjacielem, przecież to masochizm.
Urwij kontakt, faceci z natury dość szybko oswajają emocje, gwarantuje że po miesiącu bez kontaktu z nią sam zdziwisz się jak mało już o niej myślisz.
Jeżeli chcesz zacząć jakieś zmiany, to niech twoją motywacją będzie ona i chęć jej odzyskania, tylko bez kontaktu, najlepiej jak najdłużej, aby miała szanse zaistnieć siła kontrastu, w wyniku zmian i prac na sobą. Im dłuższa przerwa tym kontrast silniejszy. Standardowo ze skryptu polecam wysiłek fizyczny, człowiek zmęczony jakimiś ćwiczeniami jest bardziej zrelaksowany lepiej śpi, nie chce się myśleć tyle o problemach, poza tym, wydzielający się testosteron sprawi że będziesz nieco bardziej męski w swoich zachowaniach i również bardziej męsko podchodził do sprawy, a swoje dotychczasowe poczynania będziesz oceniać z innej perspektywy, gwarantuje że będziesz czuł zażenowanie swoimi dotychczasowymi działaniami i pomysłami.
Na początku może być ciężko, wiem jak to jest, brakuje siły na wszystko, ale właśnie dla tego niech ona i chęć jej odzyskania będzie twoją motywacją, to ogromna siła napędowa a później czas zrobi już swoje i może się okazać że już Ci tak nie zależy.
Powodzenia
Pozdrawiam
Kupiłem te bilety. Napisałem ze zapraszam. Nie chcę iść. I napisała "proszę,nie proś mnie". Nie miałem zamiaru prosić.
Nie mogę się pozbierać. Ciągle o niej myśle. Kxrwa mać.
Kupiłem te bilety. Napisałem ze zapraszam. Nie chcę iść. I napisała "proszę,nie proś mnie". Nie miałem zamiaru prosić.
Nie mogę się pozbierać. Ciągle o niej myśle. Kxrwa mać.
No to napisz jeszcze jednego, już naprawdę ostatniego sms'a, że to było zaproszenie a nie prośba (wiadomo o co chodzi) i zakończ tę znajomość raz na zawsze.
bodziochce
Kurde sam nie wiem. Myślę, że chciałbym być z nią w takich stosunkach, dlatego żeby być blisko i że może wtedy zobaczy, poczuje, to co wcześniej. A znowu myślę sobie że jak się odetnę to pomyśli, że mi na niej nie zależy.Ale wiem, też, że jak sobie kogoś znajdzie, będzie z kimś na moich oczach, to pęknę.
Ty sam nie wierzysz w to, co piszesz. Jak się poczujesz, jak zadzwoni do Ciebie i zacznie opowiadać o nowym facecie, którego poznała, jaki to on jest fajny i co według Ciebie powinna robić? Myślę, że poczujesz się jak totalne zero. Jak będziesz właził z butami w jej życie, to jeszcze gorzej Cię potraktuje i skończysz jako wróg. Zaprosiłeś na koncert, odmówiła. Spoko. Ty zerwij kontakt bez zapowiedzi, wyjdź do znajomych, masz pracę, idź na siłkę, może poznasz kogoś innego. Jak jej zależy, to się odezwie. Chociaż po tylu wpadkach z Twojej strony to wątpię. Zerwij z nią natychmiast kontakt na 2 miesiące. Zero spotkań, rozmów, smsów. Nic. Ogarnij się w ten czas i zacznij być facetem. Odezwij się do niej po 2 miesiącach, żeby jej o sobie przypomnieć. Wtedy zacznie o Tobie myśleć. Tylko pogadaj o pierdołach, a nie o Was i po 5 minutach skończ rozmowę. Potem odezwij się po kilku dniach, pogadaj dłużej i zaproponuj spotkanie. W tym wszystkim chodzi o to, że ona musi za Tobą zatęsknić, będzie się zastanawiała co u Ciebie, czy kogoś poznałeś, że zerwałeś kontakt. Musisz nabrać też do niej dystansu i pokazać po tych kilku miesiącach, że nie jesteś desperatem, że się zmieniłeś. Jak się będzie pytać czy spotykasz się z kimś, a Ty nie będziesz się spotykał z nikim, to rzuć hasło: "Czemu pytasz? Chcesz być na jej miejscu"? Jeżeli będzie jej zależało, to sama będzie Ci pomagać, żebyście zaczęli od nowa. A najlepszy sposób, to będzie wtedy, jak zobaczy Cię na mieście z inną kobietą, to wszystko przyspieszy.
Sprawa się skomplikuje, jeżeli ona nadal nie będzie chciała się spotykać i nie zatęskni - sprawa jest stracona. Jeżeli sobie kogoś znajdzie, to też nie masz co się do niej odzywać. Cierpisz na syndrom "tej jedynej", ale z tego da się wyleczyć, tylko potrzeba czasu i pracy nad sobą.
Masz nauczkę. Staraj się, dbaj....ale z inną. I ogarnij się. Inna to doceni.
Mateoo
A na jaki film chciałeś ja zabrać?
Coś czuje że wybrałeś "Smoleńsk", też dramat i katastrofa.
Postaraj się przebookować bilety na inny seans i spróbuj podbić do niej jeszcze raz, do trzech razy sztuka przecież. Na pewno w końcu się zgodzi.
Powodzenia
Pozdrawiam
zabpth
Nie na Smoleńsk, niee.
Na koncert. Myślę, że się nie zgodzi już.
BlackDog
Mam, niestety. Wiesz, teraz właśnie mam ochotę do działania..ale dla niej, nie dla żadnej innej, nie chce się w nic innego angażować.
bodziochce
Chyba muszę tak zrobić. Zerwać kontakt.
Generalnie zaczynam wpadać w paranoję, obserwuje jej portale w necie z fałszywych kont. Ona chyba nawet to wie. No ale obiecałem sobie że już nie będę. Za tydzień zaczynam nową pracę. Może nabiorę dystansu. To zerwanie kontaktu chyba najrozsądniejsze. Nie wiem tylko co ona pomyśli, czy coś na zasadzie "aha, to tak mnie kocha, a ma w dupie" sami wiecie jak to z dziewczynami.
Z drugiej strony wiem, że to beznadziejna sytuacja. Po prostu mam nadzieję, że jeszcze zdażę jej się "pokazać" odmieniony i troche pewniejszy siebie. A wtedy może...
Znowu ja. Nie potrafię się odciąć od niej. Nie mogę nie myśleć o niej. Wykancza mnie to już.
Jesteśmy umówieni w bliżej nieokreślonej przyszłości na kawę.
Generalnie miałem jej to wysłać mailem, ale chyba lepiej normalnie porozmawiać, i tak już nie mam nic do stracenia..
Mianowicie:
Wiesz, generalnie chodziło mi o to, że to ja byłem problemem. No bo byłem (przeze mnie się raczej tak stało + te problemy 'z głową"). Zawsze byłem JA, JA, JA. Może nie zawsze, ale często. Wiem, że było tego za dużo.Wiem, jakie były tego przyczyny. Walczę z tym. Nie wiem czy pamiętasz zawarłem część tego w tym liście, tam gdzie pisałem o rodzicach, myślę na 99%, że to to. Zmierzam też do tego, że sami trochę na to pozwoliliśmy. Chyba tak było. Ja na pewno. Ty też, ja to szanuje bo to z miłości, wręcz coś niesamowitego. Chodzi mi o to, że brałaś wszystko na klatę, albo inaczej moje problemy zawsze były "ważniejsze", rozumiesz? To cholernie źle, że do tego dopuściłem/dopuściliśmy. Bo związek to dwie osoby, problemy obu osób, a nie że moje są ważniejsze, choć pewnie nie są. Myślę, że jestem gotowy aby pomóc Ci z Twoimi problemami, a nie tylko myśleć , że pomagam. Chcę Cię wspierać, a nie myśleć, że Cię wspieram. Chcę Ci pokazać, że ja też potrafię być dobry, jak Ty. Bo chcę. Żeby było teraz MY, MY, MY, TY, TY, TY. Zachowywałem się jak jakiś wampir (pewnie, też rodzinne). Generalnie nie oczekuję cudów. Wiem, tyle że jesteś tą kobietą. Może dla Ciebie to śmieszne, albo myślisz "aha, jasne, czemu tak wcześniej nie było". I po części masz racje. Uważam, mimo wnoszenia do tego związku większej ilości problemów, że wina jeżeli o to chodzi leży po obu stronach. Z mojej strony zbyt rzadkie okazywanie uczuć (jak na to patrzę teraz to, nie wierzę) z Twojej powiedzmy "przyzwolenie" na taki stan rzeczy. Rozumiesz mnie? Wydaję, mi się, że takie coś jest rzeczą trudną do naprawy, ale nie niemożliwą. Bez sensu jest wracać do siebie, z przyzwyczajenia, bądź żeby po prostu z kimś być, tu się chyba zgadzamy, prawda? Tak samo, wiem, że nie będzie tak, że powrót w naszej sytuacji jest możliwy jutro, za tydzień, czy dwa, nie wspominając nawet teraz o wspólnym mieszkaniu. Chciałbym to naprawić. Chociaż spróbować. Nie musimy przecież pisać codziennie do siebie, dzwonić, widywać się. Ale stopniowo, na "nowo" się poznając, ROZMAWIAJĄC, to tyczy się zarówno mnie i Ciebie. Moja wymówka - wszystko ok. Twoja - ciągle jesteś zły. W moim odczuciu jest o co walczyć. Zbudowaliśmy już coś. Może trzeba teraz zrobić ten generalny remont. Ale remont. Stopniowo. Nawet jeśli teraz jesteś na nie, to z drugiej strony co Ci/nam szkodzi?
Niech się dzieje potem co chce. Oczywiście dodam że przecież siła ja nie zmusze i tak dalej..
Kolejny desperat.
Przeprasza laskę, która go dyma.
Wyślij jej ten skowyt kastrata, a w kolejnym przeproś za poprzedni i za to, że żyjesz.
I nas też.
Próbowałem Elle, próbowałem...;-)
25 2016-09-27 11:50:16 Ostatnio edytowany przez bodziochce (2016-09-27 12:00:52)
Znowu ja. Nie potrafię się odciąć od niej. Nie mogę nie myśleć o niej. Wykancza mnie to już.
Jesteśmy umówieni w bliżej nieokreślonej przyszłości na kawę.
Generalnie miałem jej to wysłać mailem, ale chyba lepiej normalnie porozmawiać, i tak już nie mam nic do stracenia..
Nie wierzę w to, co czytam. Wiesz czego oczekuje kobieta? Faceta, a nie kaleson. Jesteś desperatem, na którego ona nawet już nie spojrzy. Mówiłem, do cholery, żebyś zerwał kontakt, a nie łasisz się do niej i błagasz o powrót! To nie pomoże, im dalej brniesz w ten sposób, tym bardziej ona się od Ciebie odsuwa. Zerwij ten kontakt, chłopie, a nie latasz na kawki z nią. I pojaw się w jej życiu jako ktoś inny, jako prawdziwy, wartościowy mężczyzna, a nie miękka kluseczka latająca za "tą jedyną". Nie, ona nie jest jedyną kobietą na tej ziemi, więc poszukaj w majtkach jaj i zacznij działać.
Też kiedyś popełniłem błąd, bo kiedy dziewczyna dawała mi znaki zainteresowania, to ja nie chciałem działać, później to ja za nią latałem i mnie olała, bo robiłem z siebie desperata. Od kilku miesięcy nie mam z nią kontaktu, nie dzwonię już, nie piszę. Zmieniłem się, nie ciągnie mnie, żeby do niej dzwonić, chociaż nie raz o niej myślę. Wiesz co pomogło? Wychodzenie do znajomych, poznawanie innych kobiet. Poczytaj sobie w ogóle o relacjach damsko-męskich i wyciągnij wnioski, bo jak tak dalej będziesz postępował, to nigdy nie znajdziesz kobiety, która będzie chciała z Tobą budować związek.
Znowu ja. Nie potrafię się odciąć od niej. Nie mogę nie myśleć o niej. Wykancza mnie to już.
Jesteśmy umówieni w bliżej nieokreślonej przyszłości na kawę.
Generalnie miałem jej to wysłać mailem, ale chyba lepiej normalnie porozmawiać, i tak już nie mam nic do stracenia..
Mianowicie:Wiesz, generalnie chodziło mi o to, że to ja byłem problemem. No bo byłem (przeze mnie się raczej tak stało + te problemy 'z głową"). Zawsze byłem JA, JA, JA. Może nie zawsze, ale często. Wiem, że było tego za dużo.Wiem, jakie były tego przyczyny. Walczę z tym. Nie wiem czy pamiętasz zawarłem część tego w tym liście, tam gdzie pisałem o rodzicach, myślę na 99%, że to to. Zmierzam też do tego, że sami trochę na to pozwoliliśmy. Chyba tak było. Ja na pewno. Ty też, ja to szanuje bo to z miłości, wręcz coś niesamowitego. Chodzi mi o to, że brałaś wszystko na klatę, albo inaczej moje problemy zawsze były "ważniejsze", rozumiesz? To cholernie źle, że do tego dopuściłem/dopuściliśmy. Bo związek to dwie osoby, problemy obu osób, a nie że moje są ważniejsze, choć pewnie nie są. Myślę, że jestem gotowy aby pomóc Ci z Twoimi problemami, a nie tylko myśleć , że pomagam. Chcę Cię wspierać, a nie myśleć, że Cię wspieram. Chcę Ci pokazać, że ja też potrafię być dobry, jak Ty. Bo chcę. Żeby było teraz MY, MY, MY, TY, TY, TY. Zachowywałem się jak jakiś wampir (pewnie, też rodzinne). Generalnie nie oczekuję cudów. Wiem, tyle że jesteś tą kobietą. Może dla Ciebie to śmieszne, albo myślisz "aha, jasne, czemu tak wcześniej nie było". I po części masz racje. Uważam, mimo wnoszenia do tego związku większej ilości problemów, że wina jeżeli o to chodzi leży po obu stronach. Z mojej strony zbyt rzadkie okazywanie uczuć (jak na to patrzę teraz to, nie wierzę) z Twojej powiedzmy "przyzwolenie" na taki stan rzeczy. Rozumiesz mnie? Wydaję, mi się, że takie coś jest rzeczą trudną do naprawy, ale nie niemożliwą. Bez sensu jest wracać do siebie, z przyzwyczajenia, bądź żeby po prostu z kimś być, tu się chyba zgadzamy, prawda? Tak samo, wiem, że nie będzie tak, że powrót w naszej sytuacji jest możliwy jutro, za tydzień, czy dwa, nie wspominając nawet teraz o wspólnym mieszkaniu. Chciałbym to naprawić. Chociaż spróbować. Nie musimy przecież pisać codziennie do siebie, dzwonić, widywać się. Ale stopniowo, na "nowo" się poznając, ROZMAWIAJĄC, to tyczy się zarówno mnie i Ciebie. Moja wymówka - wszystko ok. Twoja - ciągle jesteś zły. W moim odczuciu jest o co walczyć. Zbudowaliśmy już coś. Może trzeba teraz zrobić ten generalny remont. Ale remont. Stopniowo. Nawet jeśli teraz jesteś na nie, to z drugiej strony co Ci/nam szkodzi?
Niech się dzieje potem co chce. Oczywiście dodam że przecież siła ja nie zmusze i tak dalej..
Przeczytałem cały wątek... Eeeee autorze w tym cytowanym liście - zamieściłeś to co napisali forumowicze, używałeś tych samych słów i stwierdzeń... Ty płacisz za te wizyty u psychologa? Jeśli tak to sobie odpuść bo Cię doi i kasy, lepiej udaj się do psychiatry albo do rodzinnego i poproś o "relanium" - uspokaja, wycisza i pozwala zasnąć.
TY ciągle żyjesz w przekonaniu o istnieniu "związku" Próbujesz ratować palący się dom, ale nie widzisz, że ten dom dawno spłonął.... są zgliszcza i już nawet nie ma co gasić po pogorzelisko jest zimne jak wieczna zmarzlina na Syberii.
Poza tym - czytając ten list - piszesz o jej miłości (tak jakby ona jeszcze była) i o tym, że jesteście choć niewspółmiernie to wspólnie winni - po co? Gdyby ONA chciała cokolwiek ratować to wychodziłaby z jakąkolwiek inicjatywą wprost.
Żebyś to zrozumiał dosadnie POWÓD jej odejścia jest już nie istotny. Sam kiedyś byłem w związku gdzie, pewnego razu przebudziłem się jak co dzień, popatrzyłem na kobietę z którą żyłem i? Nie czułem już nic... zupełnie nic, coś pękło jak przerwana nić i się wyprowadziłem (a to że powodem tego pęknięcia była składowa wielu innych narastających czynników to już nie ma znaczenia bo - się to już stało).
Tak samo jest i z Twoją EKs - wyprowadziła się, zaczęła nowe życie bez Ciebie. Ty nie jesteś w stanie tego przyjąć do wiadomości i karmisz nadzieję. Dajesz sygnały w ten sposób jak się Ciebie czyta, że poprawię się - będzie lepiej, zmienię się ale jak WRÓCISZ do mnie...
To jak się czujesz i jaką masz samoocenę to Twoja sprawa - TY się do takiego stanu doprowadziłeś i tylko TY możesz się z tego stanu wyprowadzić. Pisanie kolejnych postów i próśb o pomoc w niczym Ci nie pomoże bo nie jesteś w stanie przyjąć faktu że WAS już NIE MA. To tak jakby umarła, nie dla świata ale dla Ciebie. A Ty dalej próbujesz reanimować trupa.
Pogódź się z tym to jedyny ratunek dla Ciebie a gdy to zrobisz to będzie z górki.
Przemyślałem to, i nie będę jej tego mówił, a tym bardziej pisal.
Generalnie nie wiem co robić. Nie chca jej traktować jak jakiś schemat i bawić się w gierki, każdy dziewczyna ('sytuacja') jest inna, czyz nie? Mam świadomość że ta ja nawalilem. chciałbym to naprawić, pokazać jej jak ja kocham, a skoro ja nawalilem to chyba ja powinienem zacząć naprawiać, bo ona jeszcze bardziej sie odsunie i po co miałaby załóżmy się odzywać po jakimś czasie, nie wiem czy dobrze interpretuje i rozumuje ta sytuację. Wariujee.
Co do psychologa to tak ja płacę, ogólnie czuję/widze poprawę, akceptuję siebie, nie jest jakoś super, wiadomo, ale no nie liczyłem ze po kilku wizytach nagle będzie wszystko git.
Czyli Waszym zdaniem to już wszystko przepadlo i nie da się już nic z tym zrobić?
Dokładnie - wszystko przepadło.
Uściślijmy: "wszystko" w tym przypadku to konkretnie NIC, bo nic nigdy nie było poza fantasmagoriami w chorej główce zaczadzonego młodzieńczymi hormonami autora.
Daj spokój z 'podrywami', bo nie masz bladego pojęcia jak się za to zabierać i co robisz.
Wyznawanie miłości dziewczynie, z którą nawet nie byłeś w żadnej relacji to jest totalna żenada i szczyt amatorki, nie mówiąc o desperacji.
Zapuść włosy łonowe i wróć do tematu ale nie wcześniej.
29 2016-09-27 16:47:14 Ostatnio edytowany przez bodziochce (2016-09-27 16:48:20)
Przemyślałem to, i nie będę jej tego mówił, a tym bardziej pisal.
Brawo, w końcu zacząłeś myśleć.
Generalnie nie wiem co robić. Nie chca jej traktować jak jakiś schemat i bawić się w gierki, każdy dziewczyna ('sytuacja') jest inna, czyz nie? Mam świadomość że ta ja nawalilem. chciałbym to naprawić, pokazać jej jak ja kocham, a skoro ja nawalilem to chyba ja powinienem zacząć naprawiać, bo ona jeszcze bardziej sie odsunie i po co miałaby załóżmy się odzywać po jakimś czasie, nie wiem czy dobrze interpretuje i rozumuje ta sytuację. Wariujee.
Co do psychologa to tak ja płacę, ogólnie czuję/widze poprawę, akceptuję siebie, nie jest jakoś super, wiadomo, ale no nie liczyłem ze po kilku wizytach nagle będzie wszystko git.
Czyli Waszym zdaniem to już wszystko przepadlo i nie da się już nic z tym zrobić?
Wpisz sobie na YouTube "Robert Marchel", gość jest specjalistą od relacji damsko-męskich, tam masz mnóstwo filmików, które rozwieją Twoje wątpliwości i otworzą umysł. Nie, każda sytuacja, kiedy dziewczyna mówi "NIE" jest taka sama. Zakładam, że jej nie zwyzywałeś, więc szansa jest, że coś z tego będzie, ale na to potrzeba CZASU. Nie zrobisz tego w ciągu dwóch miesięcy, musisz się zmienić w faceta. Popełniłeś w tej relacji mnóstwo błędów. Przestań płakać po kątach i powtarzać "to ta jedyna", "zepsułem to wszystko", bo zwariujesz. I przestań do niej dzwonić, pisać - zerwij kontakt i edukuj się w sprawie relacji damsko-męskich. Polecam Ci książkę Roberta Marchela "Jak zdobyć osobę którą kochasz albo której jeszcze nie znasz". Ucz się i pojaw się w jej życiu jako ktoś zupełnie inny, pewny siebie.
30 2016-09-27 16:50:14 Ostatnio edytowany przez Mateoo. (2016-09-27 16:51:22)
Powiem Ci ze sie mylisz , ale Twoje zdanie, szanuje to
Myślę że ja wiem lepiej czy byłem z nią w relacji czy też nie. Nie bylas między nami, nie znasz, nie oceniaj? Wszystkiego nie da się tak dokładnie opisać, logiczne. I tego się będę trzymać. Pisząc to tu nie spodziewałem się tego że to naprawie, po prostu napisałem.
Taak, usmialem się. Dzięki za radę
31 2016-09-27 16:53:15 Ostatnio edytowany przez bodziochce (2016-09-27 16:54:48)
Myślę że ja wiem lepiej czy byłem z nią w relacji czy też nie.
Popracuj nad sobą i buduj relacje takie jak Ty chcesz.