Witam serdecznie.
Jestem nowy. Szukam pomocy wszedzie gdzie się da, dlatego też znalazłem się na forum dla kobiet.
Sprawa wygląda tak. Jestem w małżeństwie od 2 lat, mamy 1,5 rocznego synka.
Poczatki z moją żoną były trudne, moje zaniedbania typu brak kwiatów, brak pocałunków, ciepła, czasami jakieś kłótnie... Jak było dobrze to było dobrze, doprowadzić do kłótni mogła sytuacja kiedy np. przy znajomych nie złapałem za rękę wtedy jeszcze dziewczyny. Po czym od razu były obrazy itp., że nie kocham, nie mam szacunku itp. Nie mówiąc że jak przy rodzicach nie złapałem za ręke kilka razy czy nie mówiłem kochanie kotek itp.. Prawda jest taka że miałem z tym problem, po prostu było to dla mnie nienaturalne. Po wielkiej kłótni o te pierdoły zawsze ja musiałem przeprosić błagać o przebaczenie itp... nie ważne, była to moja pierwsza dziewczyna myślałem że tak ma być.
Nadszedł czas wyprowadzki by zamieszkać razem. Zamieszkaliśmy. Po roku ślub i dziecko, oczywiście pełno zarzutów że wszystko z jej inicjatywy itp. mi nie zależy. Przeżyłem.
Urodził się syn, naprawdę coś pięknego..
Żona niby super kontakt z moją matką. Coś tam pisali, coś tam dzwonili itp. Nadeszła genialna propozycja od mojej matki wyprowadzki do mojej babci. Babcia mieszka w domku parter + piętro z ogródkiem.
No i co, zrobiliśmy remoncik sobie na parterze. I zamieszkaliśmy i się zaczeło.
Początkowo było ok, ale po pewnym czasie moja matka coś sobie ubzdurała że żona się brzydko zachowuje do babci oraz że szantażuje dzieckiem ją, bo nie może nawet na kilka dni oddać małego by się dziadkowie pocieszyli.. Wywaliła do niej sprute. I stał się jakiś koszmar. Żona zaczeła wydzierać się i krzyczeć na matke, w imię swojej obrony. Ale to nie jest koniec, oczekiwała ode mnie bym sam postawił granicę matce i babci aby się nie wtrącały do naszego zycia. Oczywiście był wielki foch na mnie bo powiedziałem podczas kłótni do żony by nie była beszczelna i nie powiedziałem matce stop tylko próbowałem bronić żony tłumacząc. W tym momencie się spakowała i wyjechała z małym do rodziców grożąc rozwodem itp... byłem w szoku.
Oczywiście za 3 dni poleciałem bo nie wytrzymałem chociaż np. matka mi powiedziała że jest to czysty szantaż, przeprasiłem że będe lepszy coś tam że matka jest głupia itp bleble.. wrociła.
Moja matka dość dobry psycholog powiedziała tak:
karty się odkryły nie spodziewałam się że twoja żona gra, że ma tak niską samoocene itp.
co na to miałem powiedzięc ? jak tez tak uważam. z żoną nie ma kontaktu, jakbym chciał by sie pogodziła z moją matką to nie jest to możliwe po prostu. Nie okaże jej szacunku za grosz, i tylko uważa że jestem mamisynkiem i teraz zamieszkałem u babci to już wgl.
Teraz sytuacja jest tego typu że mieszkamy u babci dalej. Ale ciągle czuje presje że mamy się wyprowadzić bo ona nie wytrzyma 2-3 tygodnie nawet. A ja nie daje rady już na fochy, potrafi 2 dni być sfochana aż zaczynam sie gotować. Ostatnio nie wytrzymałem i powiedziałem że sie wyprowadzimy.
Ale co to daje ? Ona twierdzi że to jest podstawa by odbudować związek. A nie chce słyszeć o jakimś pojednaniu z moją rodziną.. twierdzi tylko że matka mnie szantażuje itp. Gdzie żadna matka mnie nie szantażuje, wiem to i czuje. Do babci z bólem się odezwie, jakieś głupie teksty, do matki to ma mine jak skała ściana.
Dodam jeszcze że jest osoba ciężką przy kłótniach, jak jest kłótnia to ona się robi właśnie jak skała, zostaje ci tylko przepraszać. Nie ma z nią dyskusji ani rozmowy, po każdej kłótni wychodzi tylko na to że ją ranie itp. Nigdy nie powiedziała ona mi przepraszam czy coś w tym stylu...
Wiem że opisuję tutaj może ułamkowy procęt wszystkeigo, ale proszę powiedzcie mi jak to widzicie. Czy jeżeli kobiecie zależy na związku dziecku rodzinie to może się tak zachowywać ? Nigdy taka nie była... a przypomnę że sytuacja z moją matką to kwestia 2 miesięcy... co musi się stac by tak chcieć zawalić życie.
Mam dwie drogi, wyprowadzić się z nią, zostawić starą babcię 92 lata, która nas przyjęła pozwoliła zrobić remont, oddzielne drzwi mamy nawet. I dużo nie rozumie, (miażdżycy nie ma, ale nie wprowadziłem jej w temat do konca).
Czy zostać zaryzykować, ona powiedziała że jak nie ze mną to sama z małym się wyprowadzi na początek do rodziców.
Dla mnie osobiście się dobrze meiszka, ponieważ płacę 200 zł a nie 2000zł. Mam ogród, miejsce do parkowania samochodu itp.. nie do porównania w bloku.
Nie jestem człowiekiem asertywnym, jestem DDA i to tak chyba na mnie wpłynęło.
Skolei wiem że ona jest mega duże DDa, miała dzieciństwo skopane jak mało kto(nie wprowadzam w szczegóły.)
Nie wiem, z jednej strony ją mocno kocham. Ale to jest męczarnia, ile można słuchać co moja matka robi i jak nam żcyie niszczy... a kontakt mam z matką już prawie żaden. Mógłbym postawić wszystko na rodzinę i prawie się odizolować od matki itp ale oni tez chcą być babciami. Ale do tego jeszcze ta wyprowadzka co jest dla mnie bardzo ciężkie do przyjęcia.