Mój problem to ciągle moje uzależnienie od chorych relacji z rodzicami. Zawsze mnie nie akceptowali, krytykowali moje kroki, potem męża, aż wyprowadziliśmy się od nich, och dużo by pisać... Powiedzmy że im wybaczyłam, zaczęłam tolerować przychodzenie do dzieci,itd wyglądało na to, że jest dobrze aż do pewnego dnia... miesiąc temu. O ich knuciu dowiedziałam się leżąc w szpitalu, ich rozmowa nagrała mi się na pocztę wiec nie byli świadomi tego, że mogę to usłyszeć. To było straszne co mówili o mnie, o mężu i teoriach dlaczego jestem w szpitalu... mama nawet nie zadzwoniła do tej pory zapytać jak się czuję. Z jednej strony czuję złość a z drugiej jak mała dziewczynka, która czeka na zauważenie i pocieszenie z ich strony, nawet zaczynam mieć wobec siebie poczucie winy...
Nie mamy wpływu na to, jakich mamy rodziców, jak byliśmy wychowywani, jakie mieliśmy dzieciństwo.
Mamy za to ogromny wpływ na to, jakimi ludźmi jesteśmy bedac dorośli, jakimi jesteśmy współmałżonkami, rodzicami dla swoich dzieci. W Tobie slychac dużo smutku, żalu, poczucia niekochania, odtrącenia. Jeśli sama nie umiesz zapanować nad tymi emocjami może powinnaś pomyśleć o dobrej terapii? Skoro Twoi rodzice są toksyczni, jeśli mają negatywny wpływ na Wasze dzieci (może wręcz przeciwnie - może wnuków traktują wspaniale) to powinnaś pomyśleć nad dobrym schematem kontaktów z nimi, spotkań ... skoro pewne rzeczy bardzo Cię ranią, to myśle, że nie powinno się w nie brnąc... nie ma nakazu utrzymywania bliskich relacji z rodzicami, można utrzymywać z nimi relacje sporadyczne, kurtuazyjne, dla wnuków (o ile zachowanie dziadków jest poprawne wobec nich). Zatroszcz się o siebie, swoje poczucie własnej wartości. Postaraj się przepracować przeszłośc i jej nie rozpamiętuj, to z reguły nie daje nic dobrego.