Hej kobietki! Wkraczam w tzw wiek pomieszania z poplątaniem i totalnej burzy hormonalnej czyli krótko, 33 kobiece lata kiedy to zaczynamy zastanawiać się jaki mamy w życiu cel kiedy to wisi nad nami klątwa zostania babcio-mamą, bo przecież jak to, ja jeszcze dzieci nie planuję?! No właśnie ni w pięć ni w dziewięć co myślicie Wy drogie netKobietki nt. możliwości połączenia macierzyństwa z rozwojem intelektualnym i zawodowym. Osobiście zaczynam czuć pewną presję i niesmak w jaki sposób połączyć te dwie kwestie? W dobie ciągłego parcia na szkło, wyścigu tzw. szczurów, kiedy to pieniądz i osiągnięcia liczą się najbardziej, a dla szefa liczy się twoje 100% zaangażowanie i obecność na zawołanie. Jak ja mam to niby wszystko zrobić? Rozdwoję się czy jak? Już nie wspomnę o trzecim zawodzie wręcz wyuczonym i wyssanym z mlekiem matki czyli zmywarko-kucharka, sprzątaczka i kochanka w domowych pieleszach. Hmmm ktoś tu chyba na głowę upadł....Który ''zawód'' mam wybrać, bo niby jak mam je wszystkie połączyć? Czy rzeczywiście strach ma większe oczy niż go malują, czy mam po prostu przestać narzekać i motorek sobie zainstalować, bo przecież kobiety na całym świecie jakoś dają radę więc o co ten szum? (pytanie tylko jakim kosztem) Jeszcze jedna kwestia, macierzyństwo i praca zawodowa teraz i w ''legendarnych'' czasach komunistycznych, czy da się to w ogóle porównać???
Jasne że da się to wszystko połączyć nawet z dużym efektem. Widać to obecnie po dużym zapotrzebowaniu na pomoce domowe i opiekunki do dzieci. Duże zarobki dają możliwość zatrudnienia pomocy domowej czy opiekunki, przez co popołudniami w domu jest luźnej. Nie taki diabeł straszny jak go malują.
Da się, da się, tyle kobiet radzi sobie z tymi wszystkimi zawodami razem wziętymi.
Kwestia dobrej organizacji, czym więcej obowiązków, tym lepiej to poukładane
Dzisiaj mężowie/ojcowie więcej pomagają niż kiedyś (trzeba przyuczyć).
A dla porównania z czasami PRL-u, to weź jeszcze pod uwagę jeszcze zawód
"stacz kolejkowy" wszyscy stali w kolejkach, a niejednokrotnie z małych miejscowości
trzeba było jechać na zakupy do miasta lub do większych miast.
Kupowane były półprodukty (nie gotowe w słoiczkach, czy pakowane gotowe w folie - brrrr)
do przerobienia w domu.
Da się da się, trzeba poukładać jak w ciasnej szafie;)
Zawsze podziwiałam te nasze mamy czasów PRLowskich, to pewnie nie tylko kolejki i brak zupek w słoiczkach, ale i pranie pieluch i jakby nie było zupełnie inne podejście do kobiety w ciąży, samego porodu, obecności partnera podczas narodzin dziecka, żadnych udogodnień typu znieczulenia, a później inne podejście chyba samych tatusiów nt. pracy zawodowej kobiet, pracy w domu przy dzieciach itd....to fakt. Ale teraz z kolei, przynajmniej w moim przypadku specyfika zawodu wymaga bym siedziała w biurze do godz. 19, wcześniej wyjść nie mogę, nie wyobrażam sobie pogodzenia pracy z macierzyństwem, dziecko nie widzi mnie przez cały dzień, a kiedy w końcu mamuśka zdecyduje się wrócić maluszek już dawno śpi, oto bolączka pewnie milionów współczesnych kobiet??....
Zawsze podziwiałam te nasze mamy czasów PRLowskich, to pewnie nie tylko kolejki i brak zupek w słoiczkach, ale i pranie pieluch i jakby nie było zupełnie inne podejście do kobiety w ciąży, samego porodu, obecności partnera podczas narodzin dziecka, żadnych udogodnień typu znieczulenia, a później inne podejście chyba samych tatusiów nt. pracy zawodowej kobiet, pracy w domu przy dzieciach itd....to fakt. Ale teraz z kolei, przynajmniej w moim przypadku specyfika zawodu wymaga bym siedziała w biurze do godz. 19, wcześniej wyjść nie mogę, nie wyobrażam sobie pogodzenia pracy z macierzyństwem, dziecko nie widzi mnie przez cały dzień, a kiedy w końcu mamuśka zdecyduje się wrócić maluszek już dawno śpi, oto bolączka pewnie milionów współczesnych kobiet??....
No właśnie zawsze jest coś za coś, zupki w słoiczkach, pieluchy tetrowe (zdrowsze), stanie w kolejkach, dziś towar leży na półkach i czeka na klienta, za to praca wymaga większego poświęcenia.
Ponieważ byłam matką samotną (2 dzieci), żeby sobie poradzić musiałam zmienić pracę (bliżej - mniej płatną) żeby ogarnąć obowiązki.
Dziś pomagam córce (samotna matka 1 dziecko) i też widzi dziecko na wieczór (dojeżdża do pracy), a jeszcze w tygodniu na rehabilitację + logopeda . Kontakty z dzieckiem nadrabia w weekendy.
6 2017-01-29 23:25:58 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-01-29 23:28:47)
No właśnie zawsze jest coś za coś, zupki w słoiczkach, pieluchy tetrowe (zdrowsze), stanie w kolejkach, dziś towar leży na półkach i czeka na klienta, za to praca wymaga większego poświęcenia.
Powiem Wam taką nieco śmieszną rzecz. Przerobiłam i pieluchy tetrowe, dawno, i teraz pampersy przerabiam.
Kiedy nie mogłam się odrobić z praniem pieluch, teściowa na mnie darła gębę, że ona we frani prała albo ręcznie, a ja z automatem mam problem... fakt, miała trochę racji, jak tak sobie pomyślę teraz, coś musiało być nie tak, sama się zastanawiam, dlaczego wtedy mi czasu brakowało
Teraz mam dziecko z pampersami. I też odrobić się nie mogę mimo pralki oczywiście automatycznej. A kiedyś naprawdę kobiety pieluchy w rzece prały...
Przy starszym dziecku nawet Bebiko musiałam gotować, żadne instant, jak teraz... Pieluchy do prania, poruszałam się MZK... teraz mam i pampersy, i samochód, i pralkę, a czasu mało...
Znak czasów?
Nie wiem jak to robiły nasze mamy i babcie, ale dla mnie są święte, choć nikt nigdy o tym nie mówi, bo przecież świętym może być tylko męczennik ???
Nie wiem też jak to wszystko obecnie funkcjonuje, ale ja widzę zapędzony, zapętlony świat goniący tylko za jednym kasą i karierą, tu nie ma miejsca dla dzieci, już nie mówiąc o potrzebach zwykłego człowieka, czyli nas samych, ja czuję się przytłoczona i wypalona, jedyne na co mam ochotę przychodząc z pracy o 20 to położyć się w ramionach najlepszego czworonożnego przyjaciela czyli w łóżku!!! Dzieci to u mnie są, ale za ścianą u sąsiada albo w snach, taka smutna prawda. Gdybym miała szansę na pracę na 3/4 czy 1/2 etatu pewnie inaczej bym na to spojrzała, ale który szef teraz jest skory na takie warunki jak oni potrzebują ludzi przede wszystkim dyspozycyjnych i otwartych przede wszystkim na firmę, a nie macierzyństwo, pewnie zaraz by się znalazł ktoś na moje miejsce. Już nie mówiąc o podejściu do kobiet naszego wspaniałego państwa i ewentualnej przyszłej emeryturze, bo przecież obywatele powinni się rodzić, ale kto ma ich wychować i za jaką cenę to nikogo nie interesuje. Takie moje przemyślenia...