Czesc. Nigdy nie udzielalam sie na forach ,na pewno juz nie tego typu ,ale po prostu juz nie wiem co mam robic i co myslec.. Musze sie komus "wygadac" ,poznac opinie osob trzecich po za przyjaciolmi czy rodzina. Zaczne od poczatku. Bylam z facetem trzy lata. Znamy sie od lat czterech. To moj pierwszy tak powazny zwiazek ,wiecie ,pierwszy seks i te sprawy. Pierwsze wspolne wakacje ,pierwsze wszystko doslownie. Bylismy ze soba bardzo zzyci ,ufalam mu jak nikomu innemu ,dalabym sobie za niego uciac reke.. (dzis byla bym bez reki..) Laczyla nas na prawde szczegolna wiez ,to nie byl zwykly zwiazek. Widywalismy sie niemal codziennie ,calymi dniami. Mieszkalismy niedaleko siebie. Spedzalismy ze soba mnostwo czasu ,nigdy sie nie nudzilismy. Mozna powiedziec ,ze troche zylismy jak w klatce ,poniewaz on nie mial przyjaciol ,raczej kilku znajomych z silowni czy pracy ,a ja swoje kolezanki troche odsuneam dalszy plan. Zylismy sobie w takiej sielance ,oczywiscie klotnie tez byly ale kazda przechodzilismy. Zawsze mi powtarzal ,ze mocno mnie kocha ,ze zawsze bedemy razem i nigdy mnie nie zostawi. Pierwszy raz zranil mnie zima 2014 kiedy postanowil SAM ,bez uzgodnienia ze mna ,ze pojdzie do wojska.. chcialam sie z nim wtedy rozstac ,bo zabolalo mnie to ,ze sam podjal decyzje o zlozeniu papierow. Bylo mi przykro na sama mysl ,ze bedzie gdzies z dala ode mnie.. ale doszlismy do porozumienia ,obiecywal mi ,ze wybierze jednostke blisko mnie ,ze bedziemy razem mieszkac a on bedzie do pracy dojezdzal. Kocham go mocno i oczywiscie sie na to zgodzilam ,pogodzilismy sie. Temat wojska ucichl (nie tak latwo jest sie tam dostac ,chociaz teraz wolalabym zeby poszedl do wojska niz zeby zrobil to co zrobil.. o czym za chwile.. ) Bylo miedzy nami dobrze. Sylwestra 14/15 spedzilismy we Wroclawiu i to chyba moje ostatnie wspomnienie kiedy bylam na prawde szczesliwa... Stwierdzilismy ,ze nic do szczescia nie jest nam bardziej potrzebne jak to ,zeby razem zamieszkac. W marcu wynajelismy kawalerke ,gdzie mieszkalismy razem z moim psem i kotem ,ktore wzielam ze soba z mieszkania rodzicow. Kawalerka byla malutka ,ciezko mi bylo sie przystosowac do minimalizmu ,do zycia w jednym pomieszczeniu ,wgl do warunkow ,ktore roznily sie od tych ktore mialam mieszkajac z rodzicami. Kiedy "zaakceptowalam" miejsce ,zaczal sie inny problem. Ciagle klotnie z partnerem.. nie wiem czy to dlatego ,ze mielismy sie za duzo (choc i tak mijalismy sie ze wzgledu na prace) ,wszystko mnie w nim denerwowalo ,irytowalo.. kolejnym powodem byly pieniadze a raczej ich brak. Oboje jestesmy z dwoch innych swiatow ,moj tata pracuje w niemczech ,mieszkanie rodzicow jest duze ,mialam swoj pokoj. Bron Boze ,nie jestem rozpuszczona ani nic ,ale mialam wiecej niz niektorzy ,a moze wiecej niz on. Dodam ,ze jest jedynakiem .Jego rodzice to prosci ludzie ,dosc starsi (jego matka urodzila go majac 37 lat ,ojciec jest alkoholikiem ,jednak poniekad tworzyli w miare normalny dom) ,zyli razem z nim za 3 tys zl ,wszystko pobrane na raty.. i on w nich widzial autorytet ,dlatego uwazal ,ze tez damy sobe rade. Ja mu uwierzylam ,choc moja mama mnie ostrzegala ,ze nie damy sobie rady i wroce do domu.. Nie mam nic do produktow z biedronki czy tesco ,ale bez przesady jesc caly czas wszystko z promocji i niefirmowe. To przeciez nawet nie zdrowe.. i o to byly problemy. Ze ja nie umialam sie przestawic na jedzenie "samego badziewia" .. moj kot niestety jest dosc wybredny i nie lubi whiskasa ,co tez denerwowalo mojego chlopaka ,kiedys podczas klotni powiedzial ,ze nie bedzie "utrzymywal tego siersciucha" .. Mi takze wypominal ,ze nie lubie coli z biedronki tylko oryginalna coca cole. Musialam odmawiac sobie kupienia czegokolwiek dla siebie (np. bluzki czy cos) ,zeby miec na zycie. Kiedys kupilam sobie szczotke w rossmanie Tangle Tizeer za 30zl.. ale byl krzyk... a to byla jedyna rzecz w miesiacu ktora sobie wtedy kupilam.. wypomnial mi to chyba z 5 razy. Wgl nie rozumial ,ze kobieta ma potrzeby ,ze musi miec kosmetyki ,ktore tez kosztuja (odzywka do wlosow ,tusz do rzes..) Ogolnie stal sie bardzo skapy ,kupowal wszystko jak najtaniej ,nie patrzyl na jakosc tylko na ilosc ,a ja w domu bylam nauczona odwrotnie. Na wspolnych zakupach doslownie patrzyl co wkladam do koszyka ,czy nie za drogi np. serek.. Moja mama widziala ,ze "klepiemy biede" ,czesto "pozyczala" nam pieniadze. Kiedys zobaczyla u mnie szynke tesco ,wiec dala mi 100zl na zakupy ,o co tez poklocilam sie z partnerem ,gdyz naskoczyl na mnie ,ze nie jestem samodzielna. Nie wiem ,moze bolalo go to ,ze jego rodzice w zasadzie w zaden sposob nam nie pomagali ? Moja mama bardzo duzo rzeczy kupila nam do mieszkania ,moj tata dal nam 1000zl na kaucje.. rozumiem ,ze moglo mu byc glupio czy cos. Ale nigdy mu nic nie wypominalam. No ,tak wiec z sielanki zaczely sie ciagle klotnie ,z czym wiazalo sie brak ochoty na seks i na wszystko.. mialam dosc ,nie bylam tam szczesliwa ,czesto szlam do mamy i plakalam ,nie moglam sie doczekac az wyjde do pracy i nienawidzilam z niej wracac.. przez mysl chodzilo mi rozstanie. Stwierdzilam ,ze moze to nie to ,widocznie nie dalismy sobie rady ,moze wyprowadzilismy sie za wczesnie. Ktora mloda osoba pragnie zyc na wlasne zyczenie od wyplaty do wyplaty? Mlodzi maja swoje potrzeby.. pieniadze na koszulke ,nowe buty czy impreze.. Zapomnialam napisac ,ze mamy po 21 lat (nawet nie skonczone).. pewnie myslicie "dzieci".. Ale ja tez teraz tak mysle. Dzieci ,ktore chcialy byc dorosle.. Moj chlopak zawsze wydawal mi sie bardzo dojrzaly (moze przez tego ojca..) ,nie pil ,chodzil na silownie ,byl odpowiedzialny i roznil sie od swoich rowiesnikow pod wzgledem zachowania. To on bardzo chcial sie wyprowadzic ,usamodzielnic ,miec mnie przy sobie caly czas.. Ale mysle ,ze zniszczylismy ta milosc. Bo na prawde szczesliwa bylam przed wyprowadzka.. W koncu on tez zauwazyl co sie miedzy nami dzieje i sam zaproponowal ,zebym wrocila do rodzicow a on zostanie w mieszkaniu bo sam swietnie da sobie rade jedzac tanie produkty.. Stwierdzil ,ze jak nieda rady to tez wroci do rodzicow. Ze bedziemy sie dalej spotykac normalnie tak jak bylo.. Bylo mi smutno ,nie wiedzialam co robic ,ale pomyslalam ,ze moze faktycznie tak bedzie lepiej. W srodku maja wrocilam do rodzicow. A on ? Nie uwierzycie. Powiadomil mnie ,ze skoro sie rozstajemy to on wyjezdza do Anglii. Ze chce zrobic sobie ode mnie przerwe bo za duzo sie wydarzylo i ,ze jak przyleci do Polski na swieta Bozego Narodzenia to sie spotkamy i podejmiemy decyzje czy chcemy byc razem czy nie. Aha i najwazniejsze :POSTAWIL MI WARUNEK !!! Jesli chce z nim byc to mam z nim wyjechac. Bo on nie chce tu zyc. Rozumiecie ? Czy w milosci sie stawia warunki ? Czy w milosci podejmuje sie takie decyzje samemu ?... ja mam teraz rzucic wszystko : studia ,rodzine (ktora docenilam po rozstaniu..) ,przyjaciol (ktorzy mimo wszystko sa przy mnie teraz..) mam rzucic to i jechac za chlopakiem jak idiotka ? Nie wiem co robic.. Rozstalismy sie w maju i przez pierwszy okres rozstania bylam.. spokojna. Ten spokoj mnie az przerazal. Tak jakby odpoczywalam od niego.. ale zaczelam za nim tesknic ,spotkalismy sie kilka razy ,on tez za mna teskni i mowi ,ze mnie kocha. Wyjezdza na poczatku lipca i chce sie ze mna spotkac dzien przed wyjazdem. Moj spokoj przerodzil sie w wielka pustke. Nie daje sobie rady z tym uczuciem. Caly czas mysle ,ze on jednak zostanie. Ze wroci ,ze przeprosi ,zacznie sie starac i bedzie jak dawniej.. bardzo mnie to boli i nie moge pogodzic sie z tym ,ze on mnie zostawia.. powiedzial mi ,ze "on jedzie tam gdzie sa pieniadze a jak jego milosc niechce jechac z nim to trudno" .. obiecywal ,ze zawsze bedziemy razem.. przeciez powinien uszanowac ,ze ja nie jestem gotowa wyjechac z kraju od tak.. nie chce rzucac rodziny w wieku 20 lat.. mielismy wspolne plany ,marzenia.. gdzies tam zaplanowany slub ,dziecko.. a on to wszystko skreslil.. zachowal sie jak egoista i materialista.. wybral pieniadze ,nie mnie.. mowil ,ze jestem miloscia jego zycia.. Najlepsze jest to ,ze on mowi ,ze to ja go pierwsza zostawilam.. mimo ,ze sam zaproponowal taki a nie inny uklad.. skoro tego nie chcial to mogl powiedziec ,przeciez nie jestem wrozka zeby sie domyslac czego on chce na prawde a czego nie... Jeszcze w zlosci po rozstaniu wygarnal mi w twarz ,ze jestem " rozwydrzona ksiezniczka z za dobrego domu " i ,ze "nie stac go na mnie i na mojego siersciucha" .. Bardzo to przezylam. Mimo ,ze pozniej mnie za to przeprosil. Znajoma powiedziala mi wtedy tak : "nie znizaj sie do dziadostwa bo w dziadostwie bedziesz zyc do konca. zawsze trzymaj swoj poziom" .. Prosze ,doradzcie mi co mam robic. Kiedy nie mam z nim kontaktu to jakos zyje. Funkcjonuje. Nawet sie usmiecham ,w pracy czy w szkole. Staram sie jakos zajac zeby o nim nie myslec. Mimo ,ze sni mi sie co noc. Najgorej jak ni stad ni z owad napisze. Ze mnie kocha ,ze za mna teskni ,ale ze i tak wyjedzie i nie zmieni zdania. Wiem jednak ,ze podjal ta decyzje zbyt pochopnie i w zlosci. W zlosci ,ze nie dalismy sobie rady.. Znajomi i siostra doradzaja mi ,zebym lepiej o nim zapomniala. Nie mam sie co ludzic ,ze nie wyjedzie ,ze wroci. Bede tylko niepotrzebnie zyc nadzieja. Mowia mi ,zebym szla naprzod ,ale ja nie potrafie. Bardzo go kocham i mimo ,ze bylo miedzy nami zle ,to do glowy przychodza mi same dobre momenty.. wakacje ,spacery ,spotkania.. przeciez bylismy tacy szczesliwi.. wszyscy nam zazdroscili takiego zwiazku.. Ale fakt jest taki ,ze gdy przyszla pora na "dorosle zycie" to nie dalismy rady.. wiec moze dobrze ,ze wyjezdza ? Moze pierwsza milosc i tak sie musi kiedys skonczyc ? Moze nawet gdyby zostal to predzej czy pozniej bysmy sie rozstali.. ? Moge tylko tak gdybac.. to mnie wykancza.. boje sie ,ze nikomu juz tak nie zaufam i nikogo nie bede potrafila pokochac.. bo tak bardzo kocham jego.. strasznie mnie zawiodl ,w zyciu bym nie pomysala ,ze stac go na takie zachowanie.. przeciez taknie postepuje osoba ktora kocha... byl calym moim swiatem.. a kiedy odchodzi ,ja zostaje z niczym.. nawet znow zaczelam palic przez to wszystko..
Wiem ,ze to dosc dlugie ,ale na prawde musialam sie wygadac. nawet mi troche lepiej ,ze tu napisalam.. uklon dla tych ktorzy przeczytaja ta epopeje..