klasyka. poznaliśmy się kilka lat temu. było namiętnie, gorąco. potem ślub. praca. dobra praca. jej i moja. kariera. w końcu rutyna i nuda. nie umiemy rozmawiać. z zewnątrz wszystko wygląda perfekcyjnie.ona - świetna żona, mądra, atrakcyjna a ja z kolei jestem ulubionym zięciem, przedstawiany za wzór.
zresztą za wzór przedstawiany jestem od początku, przecież jestem z dobrego domu, więc od zawsze pisana mi była rola najlepszego w klasie, na studiach. liczyła się nauka, aby wstydu nie było. kiedy koledzy obracali kolejne panny ja przewracałem Rasiową (abecadło literatury na studiach informatycznych).
zdziwaczałem, a może zawsze taki byłem. nigdy tak do końca nie nauczyłem się rozmawiać z dziewczynami. od zawsze się stresuję przy kontakcie z nimi. mogę to tylko lepiej lub gorzej maskować.
na szczęście, albo i nie, od czasów kiedy szturmem polskie domy zdobywały optimusy z Windowsem 95 miałem komputer z dostępem do Internetu. w ten sposób kontakt wirtualny z dziewczynami zastąpił ten realny. i tak poznałem przyszłą żonę. w skrócie. moja pierwsza kobieta, która zaakceptowała mnie jaki jestem. byłem.
miałem kilka koleżanek, z którymi dużo pisałem, z którymi nigdy się nie spotkałem. z którymi pisałem, znałem się dłużej niż z żoną. żonie się to nie spodobało. zrobiła awanturę i kazała zakończyć wszelkie takie znajomości. zakończyłem.
motyle zdechły. zostało przyzwyczajenie, rola dobrego męża, wzoru.
pojawił się także większy zakres możliwości kontaktu wirtualnego, gdzie nie trzeba już siedzieć zgarbionym przed komputerem.
postanowiłem to sprawdzić. z nudów. jak to obecnie wygląda.
I. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła
okazało się, że profil bez zdjęcia to strzał chybiony, a ja byłem niecierpliwy. przecież się nudziłem.
założyłem konto jeszcze raz. ze zdjęciem. oczywiście nie swoim. oczywiście bez informacji, że jestem żonaty. oczywiście nie na moje dane. oczywiście wtedy pojawiły się pierwsze zainteresowane do nawiązania kontaktu.
fałszywe dane to nic złego. przecież i tak się nie spotkam, tak jak to najczęściej było wcześniej, kilka lat temu. a poza tym mam żonę. przecież mogłaby się od kogoś dowiedzieć, a po co? nic złego nie zamierzam. zabić nudę, ciekawość. to był motyw.
II. Pierwszy kontakt
byłem rozczarowany. inteligencją, dystansem do siebie. a jeśli nawet dobrze się pisało przez godzinę, dwie, to najczęściej następnego dnia było już inaczej. zainteresowanie szybko pryskało.
miałem z tym skończyć, ale trafiłem na pewną dziewczynę. atrakcyjne zdjęcie. dobrze się kleiła rozmowa. jak do tej pory najlepiej. do tego stopnia, że kontakt zdominował mój wolny czas.
pojawił się element ukrywania tego co robię. a rozmowy wirtualne kwitły. także poruszając strefę seksualności. padła z jej strony propozycja spotkania. potem kolejne. odmawiałem.
III. Pierwsze spotkanie
przyznałem się, że tak nie wyglądam i dane są nieprawdziwe. dałem wybór, że może dalej kontynuować rozmowy z tą wiedzą, albo może przestać pisać. przecież ją to zdenerwowało. wybrała kontynuację. większość tak wybiera. nadal odmawiałem spotkania, ale już z zastrzeżeniem, że może za jakiś jednak się zdecyduję. jak będzie dobry moment.
nie będę rozwijał jak do niego doszło i jak wyglądało w szczegółach. zaprosiła do siebie. w południe. denerwowałem się. było to widać, słychać. dało się wyczuć z daleka.
oblałem spotkanie. rozczarowała się. kontakt osłabł. zamarł.
przestałem używać tej aplikacji.
zalogowałem się ponownie po miesiącu, albo dwóch. z ciekawości czy napisała. okazało się, że napisała dopiero dzień wcześniej. przypomniała sobie o mnie. kontakt odżył. zaczęła proponować wspólne wyjścia. na niektóre wprost po pracy na krótko przystawałem. w końcu to tyko spotkanie z koleżanką. nie zgodziłem się na regularne wspólne zapisy na różnego rodzaju zajęcia. w końcu takie przestała proponować.
już do końca zostały nam tylko krótkie sporadyczne wypady na miasto i od czasu do czasu jakiś już płytszy kontakt przez komunikator.
IV. Pierwszy pocałunek
tamten kontakt sprawił mi mimo wszystko pewną przyjemność. ktoś, czytaj atrakcyjna dziewczyna, chciał się ze mną spotykać. jednak kontakt osłabł, nie był już tak intensywny, a moje podbite ego domagało się uwagi.
z kolejną dziewczyną było podobnie. długie wieczorne i nocne urywane pisanie. było tego nawet więcej. było więcej wszystkiego. nie zraziła również jej informacja że nie tak wyglądam, itd. jak to określiła, kręciło ją to jak myślę, moja inteligencja. opór się pojawił kiedy postanowiłem przed pierwszym spotkaniem poinformować, że mam żonę. zachwiało to naszym kontaktem. ale finalnie to kontynuowaliśmy, a i tak później jej to już tak nie przeszkadzało.
pojawił się kontakt telefoniczny z drugiego ukrytego telefonu na kartę. nieco się z nią oswoiłem w rozmowie.
spotkaliśmy się u niej. późnym wieczorem, korzystając z okazji, że żona musiała wyjechać z miasta. znowu stres, ale minimalnie mniejszy. przynajmniej w miarę składnie dałem radę składać zdania.
okazało się jednak, że dla tej dziewczyny celem samym w sobie nie była pogawędka. z jej inicjatywy, propozycji doszło do pocałunków, a potem zaproponowała pójście dalej.
nie skorzystałem.
nie byłem przygotowany nawet na pocałunki, a co dopiero na seks. miało to być nasze pierwsze spotkanie. a przecież mało która dziewczyna idzie do łózka na pierwszym spotkaniu. a co jeśli bym nie podołał? wszak mam doświadczenie tylko z żoną.
odmowa poskutkowała jak mokra ściera w twarz. nie spotkaliśmy się już więcej. jej się przecież nie odmawia. każdy kolejny opisywany przez nią nowy facet nigdy nie odmówił. każdy wcześniejszy też nie. byłem pierwszy.
V. Francuski
znowu się to powtórzyło. musiałem kogoś znaleźć dla zabicia nudy. scenariusz identyczny.
zadziwiające jest to jak ludzie się odizolowali od innych ludzi patrząc w przestrzeni publicznej każdy w swój w telefon. zadziwiające jest to wtedy jak bardzo nam umyka to co robi osoba obok nas, o czym myśli. o kim. słowo pisane indywidualnie także potrafi uwieść, ponieść emocje.
nowy kontakt był spoza mojego miasta. siłą rzeczy czas kontaktu zależał od żony, kiedy ona wylatuje na kolejną konferencję.
wynająłem pokój, ona przyszła. denerwowałem się. denerwowałem, bo rozmowa nie wychodziła. dziewczyna widząc nieporadność sytuacji przeszła do pocałunków. a potem oboje przeszliśmy do łóżka. do samego seksu nie doszło z prozaicznego powodu - nie wziąłem prezerwatyw. potem się z tego cieszyłem, bo uznałem to za argument, że przecież do zdrady nie doszło.
następnego dnia dziewczyna zaproponowała kolejne spotkanie. odmówiłem tłumacząc, że mam żonę. dziewczyna była wściekła. wszelki kontakt został zerwany.
przy okazji poznałem podwójne standardy, bo w tym czasie ona sama miała chłopaka.
VI. FWB
kolejne spotkania, kontakty pisane się nasilały zabijając coraz bardziej moją nieśmiałość i pobudzając samoocenę. Kolejne dziewczyny, kobiety radziły co powinienem w sobie zmienić i tak też robiłem.
w końcu doszedłem do takiego punktu, że chciałbym kogoś z kim mogę szczerze, dowolnie długo pogadać i z kim mógłbym realizować coraz bardziej śmiałe fantazje, na które żona w życiu się by nie chciała zgodzić.
kogoś kto na pewno nie będzie chciał wbijać się w moje małżeństwo,
założyłem kolejne konto. z fotografią sylwetki i z informacją o małżeństwie.
los chciał, że połączył mnie ze starszą ode mężatką z pobliskiego miasta.
szybko znaleźliśmy tematy do rozmów, które zabierały nam większość czasu wolnego. od początku też było jasne czego oboje szukamy. gdy nadarzyła się okazja spotkaliśmy się i poszliśmy na całość.
ona po tym miała jeszcze jakieś wyrzuty sumienia. to był jej pierwszy raz w jej małżeństwie, kiedy w taki sposób zwalcza rutynę. u mnie już dawno zostało do zagłuszone przez tłumaczenia, że przecież nie mam zamiaru opuścić żony. i nigdy nie miałem.
---------------------
bardzo długo mi zajęło spisanie rzeczy powyżej.
zapewne teraz zadajesz sobie pytanie: ale o co chodzi? po co ten post? chciałem przedstawić swoją ewolucję, pewien rodzaj w każdym następnym kroku samotłumaczenia się, przekraczania kolejnej granicy.
dla każdego z was zapewne sama zdrada zaczyna się w innym momencie. może ktoś z was ma podobnie, jest na innym szczebelku uzasadniania przed sobą, że nic się nie stało.
wiem, że zrobiłem źle. robię źle. że gdyby żona się dowiedziała, to małżeństwo dobiegłoby końca. nie chcę tego. pogubiłem się. staram się to naprawiać. od pewnego czasu jest lepiej. jednak na orbicie jest nadal ostatnia kobieta, z którą wymieniamy się datami i adresami spotkań.
w opisanym przeze mnie studium nie uwzględniłem jeszcze multum innych czynników, które miały na mnie wpływ. z wiadomych względów o nich nie piszę. nie są one poza tym, każdy z nich osobna, aż tak istotne. chciałem zachować pewną ogólność, najważniejsze punkty.
może się to komuś przyda, może Tobie, czytelniczko. może przyłapiesz męża, chłopaka, że poświęca ostatnio więcej uwagi bardziej intensywnemu pisaniu. albo, ze ni stąd ni z owąd postanowił przewietrzyć szafę. że lepiej wygląda, inaczej się zachowuje. i wcale nie chodzi, że gorzej, tylko o to, że to nie dzięki Tobie.