sam22 napisał/a:Oj nie rozpędzaj się tak malina82! Jestem wg norm społecznych ciemnym charakterem. Jestem na odwrót niż świat. Moja żona ma tyle samo szczęścia co i nieszczęścia. Nie potrafię sprawić, aby poczuła się jak prawdziwa kobieta -- dżentelmeństwo, rycerstwo, romantyzm wypaliła już dawno temu żelazem rozpalonym o nazwie "zazdrość". Zrobiła to stopniowo przez wiele lat. Łączy nas seks, dzieci, wspólnie spędzony czas, miłość ale nie pełnią serca. Nikt nie wybacza, nikt nie zapomina.
Ciemny charakterze, to wszystko jakoś tak smutno brzmi. Jakieś takie pogodzenie z życiem, ale jednocześnie niezdefiniowana tęsknota za czymś. Nie wiem.
Próbowałam cytować Twój post kilkakrotnie, ale odpowiem Ci tak:
1. Wybaczać musimy. I to nie tylko komuś, ale i sobie, może nawet bardziej. Pielęgnowany żal przerodzi się w smoka, którego długo nie pokonamy. Trzeba dać sercu, duszy, głowie szansę, żeby się odrodziły, ale dopiero po zamknięciu starych drzwi. Catwoman ma rację- na wszystko potrzeba czasu, ale się stanie.
2. Piszesz:
sam22 napisał/a:Jak jest dużo pieniędzy, to można mieć dziecko nawet bez ojca.
Można mieć dziecko i z adopcji, ale samotnym osobom nikt nie przyzna, choćby nie wiem ile pieniędzy się miało. Nie mówię o skrajnych przypadkach łapówkarstwa, ale o normalnych procedurach, bo dziecku z banku spermy zrobię jeszcze większą krzywdę.
3.
sam22 napisał/a:Po drugie jak się postarasz o własne szczęście (tak, tak -- samo się nie zrobi, przykra prawda, ale nie licz na to), to znajdziesz faceta jak i ja znalazłem żonę.
Postarać się jak? Z łapanki, przepraszam, zawsze można kogoś znaleźć. Ale gdzie sens?
Od 17stu lat żyjesz z jedną kobietą, być może przeżywaliście jakieś fascynacje po drodze, nie wiem, ale jako znawca, powiedz jak się mam postarać? Chodzić po ulicy, ogłaszać, krzyczeć: halo, jest ktoś chętny?! W necie nie znajdę, sam tak napisałeś, w domu też nie, bo oprócz listonosza i ulotek raczej obcy tu nie zaglądają.
Wkurza mnie taka opinia, bo są przecież ładne, fajne, mądre babki, nawet tu, i niestety są same.
I nie pisz, że samo się nie zrobi, może zrobi, może właśnie trzeba odpuścić i nie czuć presji.
Poza tym na wszystko potrzeba czasu. Nic więcej, nic mniej.
amar napisał/a:malina82, ja tez walczylam do granic mozliwosci.
I tez jestem podwojna. W pracy, w kontaktach ze znajomymi, a inna w czterech scianach. Czasem juz po prostu chce sie teleportowac do domu, bo brakuje mi energii na maske, zeby dotrzec do domu.
Ostanio calkiem nowa kolezanka w pracy zaproponowala mi kawe, twierdzac, ze bije ze mnie pozytywna energia. Bylam w szoku. Nie wiedzialam, czy sie smiac, czy plakac. Szkoda slow...
To dobrze, ze nie kazdy widzi, co jest w naszych sercach.
Czuje, ze juz zawsze bede sama i ze juz nigdy nikogo nie pokocham, bo nie potrafie go zapomniec.
Ten dzisiejszy wieczor/noc jest nie do wytrzymania...ot tak, bez jakiegos powodu. Po prostu tesknota...
amar tak sobie myślę: zobacz, jeśli Ty tak ładnie udajesz przed ludźmi, ja też perfekcyjnie kamufluję sińce pod oczami (mój luby uwielbia teraz przychodzić do mnie w snach i straszy mnie całą noc) to pomyśl, ile takich osób może być wokół Ciebie. Może 70, niech będzie 50-40% udaje tak samo jak my, ale jakoś tak robi się raźniej, prawda? 
snoopy napisał/a:A moze wlasnie to, ze my "rezygnujemy" z naszego szczescia, to nasza wada? Bo na koncu to my cierpimy. Racja, na cudzym nieszczesciu, wlasnego szczescia nie zbudujemy i nad wlasnym szczesciem trzeba pracowac, ale mam dziesiatki przykladow, ze ludzie nic z siebie nie dali, a otrzymali od losu bardzo duzo.
Rezygnujemy dla naszego szczęścia. I chodzi tylko i wyłącznie o to, że gdy czujemy że dzieje się nam krzywda w związku, mamy, musimy! zareagować. Rozmową, terapią, czasem fochem, a nawet rozstaniem. Jakkolwiek, nie pozostać biernym, bo tracimy siebie..
Ciężkie to jakieś wszystko.. 
Posłucham sama22, dziś się upiję i zrobię sąsiadom karaoke. Miłego wieczoru.