To, że jest się ateistą nie oznacza, że nie wierzy się kompletnie w nic, ja też przypuszczam, że coś tam jest po śmierci, ale nie będę zakładać jakiegoś wymyślonego nieba, czy czego tam innego, bo co mi z takiego gdybania skoro nie będę mieć nigdy pewności co jest po śmierci.
Nie znalazłam wiary, której zasady i dogmaty podobałyby mi się w całości - w zasadzie większość popularnych religii (zwłaszcza monoteistycznych) to zlepek dziwnych dogmatów, zakazów, nakazów mających na celu chyba tylko ogłupienie i zrzeszenie ludzi i wmawianie im, że jak nie posłuchają, to jakiś wymyślony potężny byt, którego nie widać będzie się gniewał. Wszystko po to by robić pieniądze i kontrolować wiernych. Nie znam lepszego biznesu niż wymyślenie nowej, chwytliwej ideologii religijnej. Dla mnie np. katolicyzm nie różni się w działaniu od wielu potępianych przez duchownych sekt. Nie podoba mi się też ta ingerencja religii i często samych duchownych w sprawy bardzo osobiste. Taki jest mój pogląd na religię, ale nie mam nic do ludzi, którym wiara jest potrzebna, widocznie niektórzy dobrze się z tym czują. Póki ktoś nie próbuje mnie na siłę nawracać (co mi się kilkakrotnie zdarzyło) nie przeszkadzają mi ludzie wierzący.
Zdarzały mi się także zarzuty, że jako ateistka jestem pozbawioną moralności materialistką itp. Mnie nie potrzeba odgórnych zasad aby zachowywać się odpowiednio do sytuacji i podejmować decyzje. Jeżeli ktoś nie kradnie i nie cudzołoży tylko dlatego, że uważa, iż jego bóg go za to ukarze, a nie dlatego, że uważa to za niewłaściwe to ciężko mi szanować takich ludzi.