Witam, proszę o poradę i ocenę sytuacji
Na początku wyjaśnię, mieszkamy w Polsce jednak mój partner nie jest Polakiem i nie posługuje się językiem polskim,ale biegle mówi po angielsku.
Ostatnio poszukiwał dajmy na to sposobu na to by jego strona internetowa miała więcej wyświetleń i znalazł firmę która
mogłaby mu w tym pomóc, więc pojechałam z nim na wypadek gdyby potrzebował pomocy językowej, okazało się że Pan z
firmy mówi po angielsku, jednak oferta nie przekonała mojego partnera, więc następnego dnia mieliśmy jechać w inne miejsce
do innej firmy i tu się zaczyna , przyszłam do domu a właściwie przybiegłam po rannych zajęciach żeby zdążyć na czas i
pomóc mu w załatwianiu spraw okazało się że zmienił zdanie i nie jedziemy, ale wpadł na pomysł by tam poprostu zadzwonić i
poprosił abym to ja zrobiła, odpowiedziałam jasne ok ale może najpierw spróbuj sam a jeśli osoba po drugiej stronie nie mówi
po angielsku to ja wtedy zapytam i tutaj zagotował się momentalnie wykrzykując że jeżeli nie jestem w stanie dogadać się w swoim
języku to mam wypierdalać z jego domu.
Od tego zdarzenia minął dzień, partner twierdzi że wina leży po mojej stronie, że sama go sprowokowałam odmawiając mu pomocy
na moją odpowiedź że jest to nie prawdą że chciałam mu pomóc i że byłam w pogotowiu na wypadek gdyby osoba po 2 stronie nie
mówiła po angielsku reaguje tak samo czyli neguje rzeczywistość stwierdza że mu poprostu nie pomogłam. Biegłam i nie jest to metafora
po zajęciach żeby zdążyć, jak zaproponował telefon to z dobrej intencji zasugerowałam żeby zadzwonił pierwszy bo sprawa dotyczy rzeczy na
której się kompletnie nie znam i jedynie co mogłabym dla niego zrobić to zadać automatyczne pytania, sądziłam że będzie lepiej jak on sam
porozmawia z tą osobą, powiedziałam mu o tym stwierdził że oboje popełniliśmy błąd i musimy tą sytuację zostawić jak jest, ja się z tym nie zgadzam i oczekuję przeprosin i zrozumienia że tak nie można, dowiaduję się - zirytowałem się ale zapomnij że cię przeproszę sama to sprowokowałaś mogłaś mi nie odmawiać, cały czas powtarzam że nie dostał ode mnie odpowiedzi nie, nie pomogę ci, dyskusja cały czas kończy się na tym że się czepiam że chcę sprawować kontrolę przy okazji wyrzucił z siebie kilka xxxx nazwał mnie gównem między innymi.
Wszystkie moje rzeczy zgromadziłam w jednym miejscu i zapowiedziałam że jeżeli uważa że zaakceptuje fakt że mnie nie szanuje i jeżeli uważa że zgodzę sie po czymś takim na przejście do normalności to jest w błędzie, że nie mam zamiaru kultywować patologii i oczekuję rozmowy i wyjaśnienia sobie spraw, po rozmowie partner nie zmienia zdania podtrzymuje wersję że go sprowokowałam że mu nie pomogłam i że mnie za to nie przeprosi ludzie się kłócą wszędzie że robię z igły widły i szukam problemów i gdy ja przechodzę do swojej wersji momentalnie się gotuje,krzyczy,rzuca rzeczami itd A zatem mówię mamy dwa śwaty nie zamierzam walczyć z twoim masz swoją wersję ok ja mam swoją jakie jest rozwiązanie sytaucji? dla niego przejść do normalności a dla mnie to niemożliwe.
Nie chcę postępować zbyt pochopnie, zastanawiam się czy czas na coś się tu przyda, nie chcę też wymuszać sztucznych przeprosin. Jestem w stanie zrozumieć że ludzie mogą być wybuchowi i paplać pod wpływem nerwów ale nie jestem w stanie zrozumieć tego że tak manipuluje że nie chce dostrzec prostych faktów że poprostu byłam gotowa mu pomóc