Nie powiem, poniosło mnie trochę. Chociaż, nie przesadzałbym tutaj z osaczaniem. W pewnym momencie odpuściłem. Nigdy nie doszło do tego, że zaczynałem ją śledzić, włamywać się na maile, czy grozić, że coś sobie zrobię.... no, może parę razy wszedłem na profil na facebook'u, ale to chyba jeszcze nie jest nic złego.
To było też tak, że chciałem wiedzieć co ona o tym wszystkim myśli, ale jej nie było wtedy stać ani na jedną szczerą rozmowę. Musiałem się wszystkiego domyślać sam, stąd moja frustracja.
Potrzeba kontroli- tutaj niestety się zgodzę, bo moje zachowanie tak właśnie wyglądało. Jako próba kontroli- a takie zachowania właśnie prowadzą do niewypału w relacji.
Dałem się tutaj też wciągnąć w taki trochę ślepy zaułek. Wiecie dlaczego? Bo przez pierwszy miesiąc to jej bardziej zależało, ona pisała, ona dzwoniła, ona proponowała większość spotkań, nawet pierwsza zaczęła mnie przytulać. Kiedy chciałem kończyć rozmowy, trzymała mnie na telu przez kolejną godzinę, bo tak nie chciała kończyć. To ona też dążyła do tego, aby mnie zdobyć, mimo to podkreślała, że czasami utrzymuje dystans, ale ja żadnego dystansu nie odczuwałem. Wręcz przeciwnie, czasami bywała męcząca z chęcią ciągłego kontaktu ze mną. Ja musiałem tylko zaakceptować jej dziwny hmm... fetysz, a uwierzcie, nie każdy byłby w stanie to zrobić. Po pewnym czasie nawet zaczeło mi się to podobać
To nie ja narzuciłem takie tempo, tylko ona, więc serio, miałem prawo pomyśleć, że mamy rozwiniętą relację i że to ona chce czegoś więcej. I chciała bo ewidentnie miała kisiel w majtach na mój widok. Później ja też zacząłem się starać, a kiedy zacząłem to robić, to ona trochę ochłonęła.
Wydaje mi się, że w pewnym momencie stwierdziła, że nie jesteśmy już w związku, ale nie poinformowała mnie o tym. Kiedy ja cały czas traktowałem to jako związek.
Ba! Do tej pory oficjalnie nie zerwaliśmy. Nigdy nie powiedziała oficjalnie "z nami koniec. odczep się ode mnie".
Kiedyś była taka sytuacja, że byłem umówiony z koleżanką na piwo. Stwierdziła, że lepiej byłoby gdybym na to spotkanie nie szedł, bo chciała ze mną porozmawiać wieczorem. Zgodziłem się, zrezygnowałem ze spotkania, po czym czekam jak głupi na jakikolwiek znak, a znaku nie ma, bo ona zdecydowała się, że pójdzie na imprezę ze znajomą. Wkurzyłem się trochę- nie puściła mnie na spotkanie, nudziłem się cały wieczór, a sama gdzieś wyrwała w tango. Później doszło do naszej pierwszej sprzeczki.
Pozwoliłem sobie na zbyt wiele, tak, ale sama też sprawdzała gdzie są moje granice. Prawda jest taka, że było minęło. Rozminęliśmy się w pewnym momencie, głównie przeze mnie. W każdym razie, dzięki za miłe słowo i trzymanie kciuków
dzięki za statystykę. Owszem, to prawda, cierpliwość jest tutaj kluczem do wszystkiego.
Z tym brakiem tłumaczenia i znikaniem bez słowa, to już jest trochę przesada. Trochę kultury jednak trzeba zachować w każdym przypadku
Teraz jest inny problem. Czy napisać do niej drugą wiadomość? Czy czekać aż to ona się odezwie? Minęło 10 dni od naszej ostatniej rozmowy. Tylko wydaje mi się, że ona od pewnego momentu znajomości nie chciała, żebym zobaczył, że jej zależy. Nieraz mówiła mi, że chciała do mnie napisać, że miała takie momenty, kiedy trzymała telefon w ręku z chęcią zadzwonienia, ale coś ją powstrzymywało i rezygnowała z tego planu.
Ale do rzeczy, pisać jeszcze raz czy czekać na jej krok? Chociażby miała napisać za miesiąc czy w ogóle.... co byście zrobili na jej miejscu? Dodam, że nasza rozmowa po tej przerwie była bardzo miła.