Hej... Mam problem i nie wiem już sama, co o tym myśleć, może jakaś obiektywna osoba mi pomoże...
Czuję się przytłoczona przez swojego chłopaka. Jesteśmy razem 4 lata... Nasz związek był dość burzliwy, różne rzeczy się działy... Mieliśmy problemy z komunikacją, głównie z jego strony, czego nie mogłam wytrzymać, ciągłe kłótnie o coś, o co nikt by się nie czepiał. Postanowiłam z nim zerwać, ale jak przyszło co do czego... To nie mogłam tego zrobić. Postanowiliśmy więc dbać o ten związek, on obiecał, że się zmieni. No i mu się udaje, trzeba przyznać... Ale to wszystko to nie jest chyba tym, czego ja chcę...
On się stara i w ogóle, ale ja nie mogę znieść komplementów prawionych co 10 min, kilkanaście razy dziennie słów 'kocham Cię' i słodkich smsów w kółko... Ja nie wiem, czy jestem dziwna? Widzę, że mu zależy, ale znowu zaczynam mieć go dość... I tak w kółko, jak go nie ma, mam z nim mały kontakt bo wyjazd, albo nauka - tęsknię, wiem, że mi zależy. Jak już się zobaczymy jest super, są czułości, których mi brakowało - świetnie. Ale za parę dni znowu mam dosyć, nie mam ochoty na spotkania... Wolę wyjść ze znajomymi niż słuchać po raz setny, jaka to jestem piękna... Nie robi to już na mnie wrażenia...
Coś ze mną nie tak? Próbowałam rozmawiać z chłopakiem, powiedziałam mu, że potrzebuję tez czasu, przestrzeni dla siebie... Niby zrozumiał, ale jak widać, nie do końca. Mówiłam też, że chciałabym związku opartego na przyjaźni, a nie tylko na słodzeniu sobie... Ale on jak widać ma inny sposób postrzegania relacji.
Do tego dochodzi fakt, że on ciągle na wszystko narzeka i się żali, a ja tylko go pocieszam... Ok, jak ja mam problem, on też podniesie mnie na duchu (choc nie zawsze tak bywa...) ale nie bardzo mi się podoba, jak ciągle słyszę jakieś narzekania i biadolenia. I to nie chodzi o sprawy, które naprawdę są tragiczne...
Nie wiem, chyba naprawdę coś ze mną jest nie tak... Może ktoś podpowie, co zrobić?