lakers napisał/a:Emilia napisał/a:Dla mnie miłość to: wzajemne zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, akceptacja inności drugiej osoby, gotowość do poświęcania uwagi, szacunek, darowanie osobie prawa do posiadania własnego życia, hobby, pasji, przyjaciół itp. Jeśli do tego dochodzą wspólne zainteresowania, uzupełnianie się charakterów i osobowości, dojrzałość i akt woli bycia razem, a przede wszystkim akt woli do bycia sobie wzajem wiernymi to mamy związek.
Skąd te definicje? Czy jeśli coś nie bedzie spełnione, lub większosc, to nie można stworzyć związku?
Ile razy ktoś za mało poświeca nam swój czas, nie szanuje nas, i nie do końca nas akceptuje a pomimo tego jestesmy z nim.
Mowi sie ze miłość jest pomimo a nie dlatego...
Przecież można kochac nie mając tych wszystkich wartości w durgiej osobie.
Skąd? Z 15 lat doświadczeń, z dwóch długich związków (jeden z nich trwa mimo burz spokojnie i szczęśliwie), z mnóstwa kryzysów, z rozwodu, z terapii, z obserwacji życia. Nie wiem, jak mają inni. Napisałam, jak jest dla mnie. Jeśli ktoś ma inaczej, to ok, jego sprawa, nie mnie oceniać. Ja żyję swoim życiem i moja miłość jest taka, jak opisałam
.
Jeżeli ktoś mnie nie szanuje, to znaczy, że mnie nie kocha. To jest dla mnie proste i zrozumiałe. Nie kocha mnie, to po co mam marnować cenne chwile mojego życia na oszukiwanie się? Jeśli ktoś mnie nie akceptuje, to znaczy, że nie kocha.
lakers napisał/a:Emilia napisał/a:Innymi słowy związek to dla mnie przyjaźń i partnerstwo na całe życie i wszystkie pozytywne wartości, które niosą za sobą te dwa pojęcia.
Jak może być na całe życie? Przecież sami nie jesteśmy pewni swoich uczuć za kilka lat.
Chcemy by nasz partner/ka był taki jak nam pasuje jak sobie to wyobrazimy, jak spełnia nasze definicje miłości, ale czy jak nie pasuje to znaczy ze nie kocha?
Czy jakakolwiek definicja musi być spełniona?
Uczucie to nie miłość. Nad związkiem trzeba pracować i to ciężko. Jeśli nie mamy pewności, to nie zakładamy, że będziemy razem iść przez życie. Więc po co w takim razie w to inwestować, po co się angażować? Ja nie chcę, żeby partner spełniał definicję. To nie tak. Moje życie to nie ramka, w którą wkładam partnerów i sprawdzam czy pasują. To by było nieetyczne. Pasowanie do siebie się czuje. I na wyczucie tej drugiej osoby jest czas w momencie luźnego spotykania się z nią.
lakers napisał/a:Wg mnie to nie prawda, wiele z tych kobiet na prawde kocha tych facetów. To samo z żonami przestępców, alkoholików i innych drani.
Czemu kobiety wchodzą w zwiazek z facetami siedzącymi w wiezieniu? Czy ci faceci pasują do ich definicji zwiazku?
Ja miałam męża drania. Nie będę wchodzić w szczegóły, już to wszystko opisywałam kiedyś na forum, a dziś nie czas i miejsce na to. Nie kochałam go. To nie była miłość, a toksyczne uzależnienie emocjonalne, choć myślałam że kocham. Byłam w stanie w imię "miłości" znieść brak szacunku i wiele innych rzeczy tego typu. Uświadomiłam to sobie najpierw sama, a potem kiedy weszłam głęboko w temat podczas terapii. Tak mają te kobiety, o których piszesz. To się nawet nazywa: "kobiety kochające za bardzo". Nie miałam definicji związku i inne kobiety, te które żyją w różnych chorych układach, też nie mają. To ma źródło w niskiej samoocenie i różnych nieciekawych przeżyciach. Ale to nie miłość.