Czy ktoś z was miał tu taką sytuację, że jest sam i spędza każdą chwilę sam jednocześnie widząc szczęście innych ludzi ma takie myśli, że może lepiej by było, gdyby nas nie było?
Nie mam szczęścia w miłości. Może coś robię źle. Idę przez życie sama. Nikogo nie skrzywdziłam ani złego słowa nie powiedziałam, żeby tak miało być. Coś musi we mnie być, że odstraszam ludzi. Ale ja nie wiem co.
Dlaczego muszę ponosić taką karę? Mam wrażenie, że zawsze już zostanę sama i że nigdy się to nie zmieni i że resztę życia spędzę na terapii. Ale ja nie chcę tak żyć.
Wegetacja nie jest dla mnie. Samotność mnie irytuje, bo widzę, że nikt na dłuższą metę nie jest sam. Tylko mi się nie udaje. Trafiam na same złe osoby, które chcą mnie wykorzystać i nic więcej. Może ja faktycznie nie nadaję się do związku.
Nie jest to celem mojego życia, ale jest mi zwyczajnie przykro. Zadaję sobie pytanie: po co kochać, jak i tak nikt tego nie odwzajemni?
Gdy nie ma tej drugiej osoby z którą mogłabym porozmawiać, to nic mi się nie chce i nie widzę sensu bytu. Bo dla kogo robić śniadanie. Z kim mam iść do kina?
Jaki jest sens mojego istnienia, gdy wszystko co robię jest bez sensu i nie sprawia mi przyjemności?
W moje życie wkradła się rutyna.