1

(103 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

ciekawy temat i...bardzo mi bliski. mój mąż popełnił samobójstwo pół roku temu, powodem była moja zdrada. zawsze w żartach mówił, że największa głupota to odejść przez kobietę, zawsze powtarzał '' pół światu tego kwiatu''. był przystojny, inteligentny, miał dobrą pracę, powodzenie u kobiet. taki facet jak on przez 5 minut nie byłby sam i miał tego świadomość. moja zdrada zabolała go tak, że odebrał sobie życie.
z perspektywy czasu wiem, że gdyby on tego nie zrobił, to ja bym to zrobiła, bo pierwsze myśli samobójcze miałam już 3 lata temu. powodem był mój romans i strasznie skomplikowana sytuacja życiowa w jakiej się znalazłam. on wiedział, że niewiele mi brakuje do tego kroku. nie wiem czy bał się, że ja go zostawię w ten sposób, czy tak miało po prostu być.

teraz walczę o siebie, w zasadzie tylko o siebie, bo nie mieliśmy dzieci. walczę o każdy dzień. tęsknie za nim potwornie. nie gloryfikuję tego co zrobił, ale staram się zrozumieć, wciąż go kocham. czekam na ten czas aż znowu będziemy razem. mój mąż nie był tchórzem. ci co znają naszą historię, mogą powiedzieć, że on odebrał sobie życie po to abym ja mogła żyć. w moich oczach ocalił mnie, moje życie. dał mi taką miłość jakiej już nigdy nie zaznam. jednocześnie mam żal do niego, że skończył to wszystko tak wcześnie, kiedy jeszcze mogliśmy być razem i stworzyć rodzinę, przeżyć jeszcze wiele cudownych chwil.
nie można powiedzieć czy samobójstwo to akt odwagi czy tchórzostwa. ja nie popełniłam tego czynu, nie dlatego, że jestem odważna aby żyć, tylko dlatego, że boję się tego co po śmierci...taka prawda...

2

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witam Was kochane Kobietki. dawno nie pisałam, ale zaglądam tutaj. wróciłam do pracy, wpadłam w wir roboty, praco-dom-dzień-noc-praca-dom...i tak jakoś leci. w pracy drobne kłopoty, w domu tak jak u Was-kompletna cisza. nie umiem pozbyć się żadnych jego ubrań, bielizny, butów. mam traumę jak idę wynieść śmieci, bo to On zawsze w domu robił, za każdym razem jak widzę ten cholerny pełny śmietnik to mam wrażenie, że znowu robię Mu krzywdę. w tv lecą ciągle Jego ulubione komedie, co nie włączę tv to przypomina mi się jak oglądaliśmy te filmy po kilka razy i wciąż nasz śmieszyły. mam niekontrolowane napady płaczu w samochodzie, po których jest mi trochę lżej.
najgorsze jest to poczucie, że już kompletnie nikomu nie jestem potrzebna, mam niecałe 32 lata i nie mam po co i dla kogo żyć. i ta tęsknota, wiem, że ona nigdy nie minie...

pozdrawiam Was cieplutko, kochane Kobietki.

3

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

jak ja dobrze Was rozumiem. zmęczenie, tęsknota, samotność.
właśnie jestem po zarwanej nocy- tzw. ''grypa żołądkowa'' i kursowanie pomiędzy pokojem a ubikacją. i teraz czuję, że nie ma przy mnie nikogo, kompletnie nikogo. gdy jestem chora nie ma kto podać mi szklanki wody. najbliższa rodzina 400 km ode mnie...mieszkanie wygląda jak lej po bombie, wszędzie bałagan, a ja mam tak potworny ból głowy, że nie mam siły podnieść się z łóżka...
nie rozumiem jaki jest sens w takim życiu. ściskam Was mocno kochane Kobietki.

4

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witam Was Kochane kolejnego samotnego wieczoru.
czytam o Waszych dzieciach i o tym jak same musicie zmagać się nie tylko z własnym cierpieniem ale również z ich. nie jestem sobie w stanie sama wyobrazić ile dodatkowego bólu sprawia wam patrzenie na Wasze dzieci. mimo to zazdroszczę Wam tych istotek, które teraz są Waszymi światełkami w tunelu.
ja jestem sama, nie mam dzieci. mieszkam jedynie z rzeczami mojego męża. w mojej żałobie mogę powiedzieć jedynie że podźwignęłam się z pozycji leżącej na kolana i szczerze nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze stanę na nogi. na razie kolejna butelka wina pozwala mi przetrwać wieczór. wiem dobrze że to droga do nikąd ale moje życie chyba ogólnie jest drogą do nikąd. jestem złą kobietą, z okropną przeszłością, ze złymi decyzjami i z kompletnym brakiem nadziei.

życzę Wam wszystkiego najlepszego, Wam i Waszym dzieciom. oby to cierpienie które przeżywacie było ostatnim, a potem niech już tylko słońce świeci dla Was.

5

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witajcie Kochane.
czytam Wasze rozważania na temat życia i śmierci Waszych mężów, na temat udziału w tym wszystkim Boga i szatana. ja sama osobiście jestem niewierząca i trochę zazdroszczę Wam tej wiary, rozmów z kapłanami, modlitw, które Wam pomagają. nie wiem jak do tego wszystkiego ma się śmierć mojego męża-samobójcy. tłumaczę sobie że to kara za moje złe uczynki, za mój romans, zdradę, za moje grzechy. bo ja faktycznie zrobiłam coś złego i będę żyć z tym już zawsze, pogodziłam się z tym, to moja kara. wiem, że Wy jesteście dobrymi kobietami, które w przeciwieństwie do mnie w żadnej mierze na to nie zasłużyły.
gdzieś tam w środku tłumaczę sobie, że mój mąż jest w jakimś lepszym miejscu, że się uśmiecha, że jest mu ciepło.
ból, rozgoryczenie, poczucie winy przeplatają się we mnie, ale najgorsza jest tęsknota. nigdy nie przypuszczałam, że można tak bardzo za kimś tęsknić...
pozdrawiam Was wszystkie.

macie rację, wiem też że piszecie to z perspektywy zdradzonych kobiet. mój kochanek z którym miałam romans też był i jest żonaty wciąż z tą samą kobietą. ona wie o wszystkim i mu wybaczyła, chociaż nie wiem czy wybaczyła ale są wciąż razem bo mają dziecko.
wiem, że on znowu ją zdradzi bo ja nie byłam jego pierwszą kochanką. mówił mi, że jego żona jest nudna, nie ma z nią o czym gadać, jest gderliwa, ciągle narzeka, nie może na nią patrzeć i że ma wstręt jak ma uprawiać z nią seks, że po porodzie ma luźną pochwę i nic w niej go nie pociąga, ale za to zajmuje się dzieckiem, gotuje, sprząta, pierze a on nie musi nic robić, więc mu się szkoda rozwodzić, bo nigdy nie wiadomo '' na co nowego by trafił''. to są jego słowa. ja byłam tym młodszym, ładniejszym, ciekawszym modelem. byłam głupia i żałosna że dałam wciągnąć się w romans. ale jego żona też jest żałosna.

współczuje wszystkim zdradzonym. ja za swoją zdradę zostałam już ukarana, on nie. on wie, że jego żona przebaczy mu wszystko byle tylko mieć na nowe drogie buty i nie nosić piętna samotnej 40-letniej matki.
są kobiety, które odchodzą z powodu zdrady bądź są porzucane i znoszą to z godnością.

macie racje, to nie forum dla mnie. nie będę się tutaj wyżalać. życzę Wam dużo siły i szczęścia w przyszłości. obyście trafiły/li na dobrych życiowych partnerów. znikam.

witam, nie wiem czy mam prawo tu być, bo to ja zdradziłam. mąż jak się dowiedział odszedł ode mnie na zawsze. popełnił samobójstwo z powodu mojej zdrady. ja chciałam ratować nasze małżeństwo ale on odszedł ode mnie w ten sposób. w pewnym sensie czuję się porzucona.
teraz wiem że zdrada to najohydniejsza rzecz jaką można zrobić. wolałabym się zabić niż zdradzić ponownie. już zawsze będę musiała z tym żyć, że ktoś przeze mnie umarł.

wszystkim zdradzonym życzę dużo siły i szczęścia i pamiętajcie, że wina jest tylko tego kto zdradza.

8

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

życie moje
ja też wiem co czujesz. mijają 4 miesiące a ja ciągle widzę mojego męża nagiego w wannie, z pętlą na szyi. dokładnie pamiętam jak wyglądał, jaki był blady, pamiętam plamy opadowe na jego udach, jego zimne czoło gdy go dotknęłam. odebrał sobie życie a ja smacznie spałam w pokoju obok. mogłam się nie kłaść spać, mogłam zmusić go aby położył się ze mną, mogłam nie prosić aby kupił alkohol, mogłam zrobić tyle rzeczy, ale..... nie zrobiłam.

stało się. zadziało się. nikt nie ma takiej mocy aby zmienić bieg tej rzeki. NIE MA W TYM TWOJEJ WINY. nie jesteś Bogiem, Stwórcą, nie dajesz i nie odbierasz życia, nie masz takich zdolności, nie masz takiej mocy.

nie wiem czy mogę i powinnam dawać Ci jakiekolwiek rady, ale powiem to co inne dziewczyny-daj upust emocjom, płacz, krzycz, mów co ci leży na sercu, nawet obcym ludziom, nie krępuj się tego. być może kiedyś Ty komuś nieznajomemu przyniesiesz ulgę w ten sam sposób- wysłuchując go. wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
po prostu przezywaj swoją żałobę tak jak ją czujesz, po swojemu. nie musisz nikomu się z niczego tłumaczyć.

pozdrawiam Was wszystkie i ściskam.

9

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa, wiem, że mówicie to z autopsji, że nie ma w tym ''dobrych rad'' tylko to co same przeżyłyście i przetrwałyście.
codziennie uświadamiam sobie, że nie mam kogo kochać i nie ma nikogo kto kocha mnie, dla kogo jestem całym światem, nie mam się kim opiekować i nikt nie opiekuje się mną. nie mam żadnego celu w życiu.
idą święta, ktoś tam  rodziny przygarnie mnie do siebie, bo wszystkim jest mnie żal, wszyscy cieszą się w duchu, że nie są na moim miejscu. jestem jak taka pusta skorupa.
było już mi lepiej, teraz jest znowu gorzej. choroba, wahania nastrojów, leki, zwolnienie, dzień-noc i tak kolejny już miesiąc. po prostu nie mam dla kogo żyć.

10

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

dziękuję Wam Kochane za te wszystkie ciepłe słowa, wiem, że każda z nas jest na innym etapie żałoby i wierzę w to co mówicie, bo same już to przechodziłyście.

ja oprócz żałoby mam straszne poczucie winy odnośnie samobójczej śmierci męża, zupełnie obiektywnie jestem za to odpowiedzialna, miałam romans a mój mąż tego nie zniósł. on tak bardzo mnie kochał. był dużo lepszym mężem niż ja żoną. zasługiwał na dobrą kobietę, a miał mnie... do tego jeszcze siostra męża przypomina mi, że to ja go wykończyłam, że nie mam serca i życzyła mi aby mnie ktoś tak potraktował, żeby ktoś się tak mną zabawił. potwornie mnie to boli, ale rozumiem, że taka jest prawda, że ona straciła przeze mnie ukochanego brata. zastanawiam się czy gdyby ona dowiedziała się o mojej śmierci to by jej ulżyło, czy wtedy w duchu by mi przebaczyła?
nie mam odwagi aby sama sobie odebrać życie, ale myślę o tym codziennie. na razie jestem u siostry i na pewno jej tego nie zrobię, ale w styczniu wracam już do siebie. będę daleko od rodziny, sama. zobaczymy jak to będzie.  myślę o tym, że dobrze by było abym zachorowała lub zginęła w wypadku, aby los zdecydował za mnie. póki co załatwiam wszystkie swoje sprawy, robię '' porządek w papierach''.

pozdrawiam Was wszystkie gorąco, trzymajcie się Kochane.

11

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

beann
dziękuję za te słowa pocieszenia. wiem, że są ''singielki'', które dobrze sobie radzą i czują się spełnione i szczęśliwe. nie wyobrażam sobie abym ja osiągnęła szczęście w ten sposób. za bardzo tęsknię za mężem. ta tęsknota mnie zabija.

odnośnie dobrych rad to słyszę tylko '' jesteś młoda, jeszcze sobie życie ułożysz'', tak jakby te wszystkie lata z mężem nie istniały. przykre to bo nawet moi rodzice, choć tego wprost nie mówią, to tak myślą. że opłaczę męża, pozbieram sie i będę szukać kolejnego. im szybciej tym lepiej, bo mam 31 lat i nie mam dzieci.  może z boku to tak wygląda, młoda, atrakcyjna, z dobrą pracą, mieszkaniem, jeszcze się poukłada, ale mimo to te komentarze nie są na miejscu. boli mnie to, że wszyscy czekają na to '' ułożenie życia'' przeze mnie. tylko moja siostra mówi, że jej też brakuje mojego męża, że był super facetem, że zawsze mogła liczyć na szwagra. odczuwam to tak, jakby tylko ona szanowała moje małżeństwo i moje uczucia...
prawdą jest, że jak ktoś sam nie przeżył tego sam to nie wie jak to jest.

12

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witajcie dziewczyny, taka dzisiaj noc że spać nie mogę, więc siedzę aby nie brać żadnej tabletki, choć pewnie tak się to skończy.

Boże jestem taka potwornie samotna. nie umiem sobie z tym poradzić. wciąż mieszkam u siostry, ale wiem że po nowym roku będę musiała wrócić do naszego miasta, naszego mieszkania. od rodziny będzie mnie dzielić 350 km, będę w '' moim'' mieście zupełnie sama, nie mam tam żadnej rodziny, tylko nasze wspólne mieszkanie. jak ja do niego wrócę? jak będę tam sama funkcjonować, mieszkać? dla kogo będę gotować, prać, sprzątać, pójdę do pracy na 8 godzin a co z pozostałym czasem, czym mam go wypełnić?

jak żyć, dla kogo, po co ?

13

(5 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

przeczytałam ten wątek i jestem szczerze zbulwersowana Twoim zachowaniem i tokiem myślenia Twojej rodziny.
sama 3 miesiące temu pochowałam męża. na pogrzeb przyjechali moi i jego znajomi, którzy jechali w jedną stronę po 350 km po to by Go pożegnać i okazać mi wsparcie. jak można być tak zaściankowym by patrzeć kto co przyniósł ?! gdyby Twój chłopak kupił znicze lub kwiaty, to rodzina by powiedziała, że znicze za małe a kwiaty zbyt tanie i to nie wypada. szok dla mnie, że '' myślałaś że coś kupi ''. 

przyszedł aby okazać Ci wsparcie i pożegnać się ze zmarłym.
brakiem szacunku dla zmarłego jest chore zachowanie waszej rodziny. widać że chłopak ma dobre serducho i powinien trzymać się z daleka od takich ludzi jak Wy.

przepraszam za szczerość, ale sama jestem w żałobie i niektóre rzeczy są dla mnie nie do pojęcia.

14

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witaj nena22.

wczoraj minęło dokładnie 3 miesiące odkąd mój mąż popełnił samobójstwo. wiem co czujesz. na pewno wszyscy Ci powtarzają, że masz dzieci i masz dla kogo żyć. brzmi to prosto, ale jest prawdą. my nie mieliśmy dzieci. ja mam 31 lat i zostałam zupełnie sama.  mogę śmiało powiedzieć, że moje życie naprawdę nie ma sensu bo jaki.

tęsknota to straszna rzecz, potrafi uniemożliwić normalne funkcjonowanie. ja tęsknie za mężem potwornie. był jedynym mężczyzną w moim życiu, którego kochałam i kocham nadal. wiem, że razem z nim umarła moja zdolność do miłości i nikogo już nie pokocham.
Ty możesz wciąż kochać swoje dzieci, zazdroszczę Ci tego.

trzymaj sie kochana. bądź silna. myślami jestem z Tobą.

15

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

WysokieLoty ja jestem właśnie w podobnej sytuacji. jak cofniesz się na forum i przeczytasz moje poprzednie posty to poznasz więcej szczegółów. mija 3 miesiąc od samobójczej śmierci mojego męża. ja faktycznie czuję się winna tego i jestem odpowiedzialna za jego śmierć. będę zmagać się z tym już zawsze, a siostra męża skutecznie mi o tym przypomina.
też chodzę na terapię, biorę antydepresanty, jestem na zwolnieniu lekarskim od sierpnia, nie pracuję. ciężko jest i będzie jeszcze ciężej.
bardzo kochałam męża, był dobrym człowiekiem, tęsknie za nim niesamowicie, śni mi się co noc. a co rano jak się budzę muszę sobie przypominać że jego już nie ma, bo chcę mu coś powiedzieć albo coś z nim zrobić.
podobnie jak Ty wydaje mi sie, że wypadek czy choroba to jakieś lepsze ''usprawiedliwienie'' przedwczesnej śmierci, że byłoby mi z tym łatwiej, ale samobójstwo? w wieku 35 lat? gdy ma się w zasadzie wszystko...
mam 31 lat, jestem wdową, nie mam dzieci, żadnego pomysłu na życie.

16

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

u mnie leci już trzeci miesiąc od śmierci. z jednej strony potworna tęsknota za Nim, śni mi się już prawie codziennie, nie pamiętam dokładnie co, tylko tyle że On jest w tych snach. momentami wyję z tej tęsknoty jak zranione zwierzę, które w końcu chce zdechnąć aby się nie męczyć.
do tego ktoś z rodziny męża ''życzliwie'' przypomina mi, że to ja go wykończyłam, że gdybym nie ja to by żył, że nie mam serca, że zasługuję na to samo...  pewnie mają rację...myślę, że to tylko kwestia czasu.

rozumiem, że cierpienie jest nieodłączną częścią naszego życia, ale żeby tylko cierpieć i wciąż się szarpać, po co? w jakim celu? dla jakiego sensu?

17

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witajcie Kobietki. dawno nie pisałam, ale zaglądam codziennie. dzisiaj wyjątkowo mi ciężko. siedzę sama w naszym mieszkaniu, myślę tylko o tym ile wyrządziłam Mu krzywdy, bólu i cierpienia. a On był takim dobrym człowiekiem, kochał mnie nad życie. nie umiem sobie wybaczyć że byłam taka zła, wiem, że On zasłużył na kogoś dużo lepszego ode mnie, że zniszczyłam Jego i sprawiłam, że Jego świat runął.
płaczę od ponad godziny. nigdy sobie nie wybaczę tego co zrobiłam, wiem że za jakiś czas będę na tyle silna aby do Niego dołączyć. bo życie bez Niego nie ma sensu i nie będzie miało. czekam aż będę gotowa aby uwolnić się od tej samotności i bólu i znowu być razem.

18

(27 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

kalinka115@wp.pl

19

(27 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

Mizka, ciesz się każdego dnia że już nie jesteście razem! weź to za dobrą kartę, uwolniłaś się od bardzo złego człowieka. wiem, co mówię, bo sama tkwiłam w tym chorym i toksycznym przez 5 lat i zapłaciłam za to straszną cenę. 5 lat przelewania na mnie swoich frustracji, niepowodzeń, budowania uczuć wzbudzając we mnie poczucie winy, szkalowania, braku szacunku, pretensji, obwiniania mnie o wszystkie swoje niepowodzenia. najgorsze, że jak tkwisz w czymś takim to tego nie widzisz, zmawiasz sobie, że to faktycznie twoja wina, że to coś z tobą jest nie tak, że on jest naprawdę fajny a to ty go niszczysz i wykańczasz. tak bardzo wierzysz w to co on mówi, że nie dopuszczasz do siebie myśli, że to coś z nim jest nie tak,przecież on jest wspaniały...
toksyczność jest w ludziach, zresztą widziałaś ją nie tylko w stosunku do Ciebie ale i do innych osób, do rodziny.

toksycznie się nie zmieniają, zmieniają tylko swoje ofiary. 

jak chcesz pisz na priv, to opowiem Ci więcej o tym jak bardzo można być toksycznym i jakie konsekwencje pociąga za sobą to, że tkwimy w takich relacjach. bo ja akurat zapłaciłam za to najwyższą cenę i będę ją płacić do końca życia.

20

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witam Was wszystkie bardzo mocno i serdecznie. mam nadzieję jak w poście powyżej, że w tym wyjątkowym Dniu macie drogie Wdowy dużo sił i spokoju ducha myśląc o swojej stracie, odwiedzając groby Waszych Ukochanych.
dla mnie ten dzień nie był cięższy niż inne, pewnie dlatego, że grób, znicze, cmentarz to dla mnie codzienność a wizyta tam dzisiaj nie budziła większych emocji niż codziennie. tęsknię za Nim do granic możliwości tak jak Wy tęsknicie za swoimi mężami, palę znicze, światełka na znak że o Nim myślę, ale nie ma takiej liczby lampionów, które oddałyby moją pamięć i to co czuję.
płynę razem z nurtem życia tak jak Wy płyniecie, oddaję się zadumie tak jak Wy i tak jak Wy czekam aż do Niego pójdę, spotkam na nowo, utulę, ucieszę się, że znowu jestem blisko.

drogie Kobietki, jest to dzień pamięci o naszych najbliższych. myślę zatem o moim ukochanym mężu a jednocześnie mam w głowie Was i Waszych mężów, Wasze cierpienie a raczej nasze wspólne...
trzymajcie się mocno  i gorąco, pamiętajcie że każda z Was mimo iż czeka na spotkanie z mężem tak jak ja, ma jeszcze do zrobienia coś tutaj na dole, dla kogoś. życzę Wam dużo siły, ciepła i miłości.

21

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

Droga Jolu.
ja jestem pod opieką psychiatry i psychologa od momentu kiedy ''to'' się stało. cały czas biorę leki antydepresyjne, często nasenne i przeciwlękowe. nie wiem jakby to było gdyby nie leki. myślę, że farmakologia to dobra rzecz dla osób takich jak my, takich którym cierpienie odbiera zdolność logicznego myślenia. dodatkowo chodzę na psychoterapię indywidualną, raz w tygodniu, gdzie próbuję ''przepracować'' to co się stało i jakoś myśleć o przyszłości.
zapewne wiesz z postów jak odszedł mój mąż, ja dodatkowo borykam się jeszcze z poczuciem winy, że gdyby nie ja to on by żył. wiem, że tak jest, tego niestety nie zmieni żadna terapia ani żadne leki, ja po prostu uczę się z tym żyć, z poczuciem winy, z tą świadomością.

jeśli zaś chodzi o Ciebie to polecam na początek dobrego psychiatrę. naprawdę z tego co opisujesz to masz depresję ( broń Boże to nie jest diagnoza, nie jestem psychiatrą ani psychologiem). myślę, że konsultacja psychiatryczna, odpowiednio dobrane leki a także terapia psychologiczną pomogą Ci choć trochę wrócić do życia. nie jest to łatwe, leki też nie działają od razu, nie ma cudownego panaceum na przeżycie żałoby.
ale pomyśl o swoim mężu, który chciałby widzieć Ciebie uśmiechniętą, zdrową, radzącą  sobie z problemami. wiem, że wiele ludzi tak mówi, ale coś w tym musi być. jeśli nie dla siebie, to spróbuj iść do lekarza poszukać pomocy przez wzgląd na Twojego Ukochanego.
jeśli Ci to nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi. zawalcz o siebie, choć wiem, że to naprawdę bolesne i traumatyczne.

22

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witajcie Dziewczyny.
u mnie mijają kolejne dni, mam wrażenie, że im dalej w las tym więcej drzew. tęsknota za mężem coraz większa, przypominają mi się te wszystkie chwile gdy byłam dla niego zła, gdy nie miał we mnie wsparcia, gdy nie myślałam o nim jako o najważniejszej osobie w moim życiu. uświadamiam sobie jak go raniłam, krzywdziłam, mimo, że on mi nie zrobił nigdy nic złego. ciężko mi żyć z taką świadomością.
wzdrygam się na samą myśl, że życie mi się ułoży, że kiedyś będę szczęśliwa, bo wiem, że na to nie zasługuję, że nie powinnam.
wiem, że to ja powinnam nie żyć, że on powinien być szczęśliwy, mieć przy sobie kogoś wartościowego, przynajmniej bardziej wartościowego niż ja.  cały czas myślę o tym aby zrobić to samo co on, aby dołączyć do niego w taki sposób, ale tak bardzo myślę o mojej rodzinie, której nie chcę zranić w ten sposób, nie chcę aby cierpieli, a jednocześnie boję się, że przyjdzie taki dzień, że przestanę o tym myśleć, że mój ''bezpiecznik'' po prostu wyskoczy.
nie wiem jak żyć.

23

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witam Was wszystkie moje drogie Dziewczyny.
niedługo mija u mnie 2 miesiące odkąd odszedł ode mnie mój mąż. cały zeszły tydzień chodziłam na cmentarz codziennie. rozmawiałam z Nim, pytałam dlaczego tak zrobił i czy jak mógłby wybierać to zrobił by to ponownie. prosiłam aby dał mi jakiś znak, jakikolwiek. stałam nad mogiłą i czułam, że jest obok, tylko 2 metry niżej. że ma na sobie ten sam krawat, który kupiłam mu jak braliśmy ślub, że ma przy sobie swoją obrączkę z wygrawerowanym moim imieniem i datą naszego ślubu. w grudniu mielibyśmy 5 rocznicę.

życie toczy się dalej, tylko jest takie jakby martwe...z zazdrością czytam posty dziewcząt, które piszą że mają dzieci, że muszą być dla nich silne i twarde, że muszą je wychować. to jest niesamowita motywacja. taka, której ja nie mam, bo nie mieliśmy dzieci. wciąż jestem na zwolnieniu, bo nie nadaję się do pracy. staram się jakoś to wszystko sobie w głowie poukładać, ale to nie jest łatwe. ludzie naokoło biorą śluby, rodzą im się dzieci, jeżdżą na wakacje, a ja nie mam nikogo. myślę tylko o mężu i o tym jak wygląda po dwóch miesiącach leżenia w ziemi, w trumnie.

ciężkie to wszystko, bolesne. tęsknota z dnia na dzień coraz większa. płaczę po nocach, zadaję pytania na które nie ma odpowiedzi.
boję sie nawet pomyśleć, że moje życie sie ułoży, bo od razu mam wyrzuty sumienia jakbym kolejny raz zdradziła męża.boję sie iść na zakupy i kupić coś dla siebie, bo to by oznaczało, że nie szanuję żałoby po Nim.
a ja tak bardzo za Mężem tęsknie, był cudownym człowiekiem, dobrym, ciepłym, wspaniałym mężem i mężczyzną. a ja idiotka nie uszanowałam tego, tak bardzo go zraniłam. nigdy sobie tego nie wybaczę.

24

(124 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

Excop
wcale nie tak odległe, męża pochowałam 1,5 miesiąca temu. wiem, że gdyby nie moje postępowanie, to by żył. to był mój błąd, którego już w żaden sposób nie naprawię. jest to sytuacja bez wyjścia, bo nikt ani nic nie zwróci mu życia. teraz do końca moich dni będę płacić za mój błąd.

mój były już kochanek widział w moim mężu przeszkodę i też mocno przyczynił się do tego dramatycznego kroku mojego męża. z tą różnicą, że ja widzę moje błędy, a kochanek uważa że nic takiego sie nie stało, nie zarzuca sobie błędów, bo samobójstwo to była decyzja męża.

25

(124 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

moim największym życiowym błędem był romans z kolegą z pracy. gorszy o tyle, że przez lata byłam przez niego wykorzystywana, gnębiona psychicznie, całkowicie emocjonalnie uzależniona a nie widziałam tego, nie potrafiłam tego dostrzec. nie umiałam w porę tego zakończyć, bałam się kochanka.
gdy mój mąż dowiedział się o tym romansie, nie potrafił z tym żyć i popełnił samobójstwo. znalazłam go.
teraz mam 31 lat, jestem sama, nie mam dla kogo i po co żyć, mój świat się rozpadł, to wszystko to tylko nędzna wegetacja i patrzenie na szczęście innych ludzi, które ja też miałam a nie potrafiłam docenić, tylko ''miłostki'' mi były w głowie.

zapłaciłam za to największą cenę jaką mogłam. mężczyzna którego kochałam najbardziej na świecie odebrał sobie życie.

doceniajcie to co macie. drobne rzeczy: uśmiech kochanej osoby, pocałunek, małą kłótnię, słońce, wypicie wspólnej kawy, doceniajcie innych, którzy są z wami mimo wszystko!!!

26

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

wszystkie sobie nawzajem dajemy nadzieję, niezależnie od tego jak nam się układa po śmierci naszych mężów. wszystkie podtrzymujemy się na duchu, rozmawiamy ze sobą, meilujemy. każda z nas ma w sobie ziarenko nadziei że jeszcze w jej życiu zaświeci słońce.
ale nie można żądać od kobiet które ułożyły sobie na nowo życie, aby wciąż były w obowiązku wracać do swojej największej traumy.

Lexpar piszesz o Kasi, że zamknęła pewien rozdział swojego życia i jest szczęśliwa. i o to chodzi. każda z nas marzy o tym aby mieć taki fart i móc zamknąć pewien rozdział i żyć dalej uśmiechając się. nie powinno żądać się od kobiet które straciły mężów i mają nowych partnerów aby do końca życia siedziały tutaj i wspierały inne wdowy i umartwiały się nad nimi i nad własnym wdowieństwem. bo to nie jest normalne. żałobę ma się w sercu, tak jak miłość, ból i żal po stracie. ale to nie znaczy że trzeba żyć w takim mroku już do końca, bo można przegapić coś wartościowego. siebie.

kochane Dziewczyny, życzę Wam wszystkim aby na Waszych twarzach pojawił się uśmiech a w sercu ciepło. abyście spotkały na swojej drodze dobrych ludzi, którzy udowodnią Wam, że życie jeszcze ma sens.

27

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witajcie Moje Drogie. dziś mija miesiąc od odszedł mój mąż. cały czas na niego czekam. lekarz podwoił mi dawkę antydepresantów. na co dzień funkcjonuję w miarę normalnie, choć nie mogę jeszcze wrócić do pracy. jestem jakby w zawieszeniu gdzieś pomiędzy ziemią a czymś pozaziemskim. czekam aż on wróci do mnie, aż zadzwoni, zapuka do drzwi, czekam na to co będzie dalej. jakby moje życie nie było moim życiem, jakbym oglądała je z boku i zastanawiała się jak dalej potoczą się losy bohaterów....
wciąż nie mogę uwierzyć w to, że jest tak jak jest, bo to nie tak wszystko miało być...

ja też zazdroszczę tych snów, w których mężowie przychodzą do żon i tłumaczą im jak to wygląda, po tej drugiej stronie. osobiście jestem niewierząca, ale myślę, że po śmierci musi istnieć ''coś''. mówią o tym sny samotnej91 i innych kobiet. mi mąż śnił się od śmierci chyba 2 lub 3 razy. ale nic mi nie wytłumaczył.
może w przypadku samobójców jest inaczej, nie wiem....

życzę Wam Kochane Kobietki dużo zdrowia i wytrwałości. mam nadzieję, że nasi mężowie czuwają nad nami i opiekują się nami.

28

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

dzisiaj śnił mi się mój mąż. śniło mi się rozmawialiśmy ale byliśmy rozdzieleni jakimś płotem lub siatką, staliśmy po przeciwnych stronach. mąż mówił mi, że jest na coś bardzo chory i umrze, że teraz musi wyjechać i prawdopodobnie widzimy się już ostatni raz. że nie zobaczymy się już nigdy więcej. ja nie chciałam się z nim rozstawać, strasznie płakałam, nie chciałam uwierzyć, że już nigdy go nie obaczę. wtedy się obudziłam, na policzkach i w oczach miałam łzy, płakałam przez sen. to chyba druga po pogrzebie najtrudniejsza dla mnie chwila, najsmutniejsza. czuję się tak samotna jakbym była jedyną osobą na tym świecie.
nie opowiadam o tym śnie najbliższym bo zaraz zaczynam płakać. płaczę też teraz jak to piszę, bo jestem sama. wiem, że mnie zrozumiecie, że same płaczecie po kątach z samotności i bezsilności.
fakt, żyję, ale co to za życie? czy w życiu ma chodzić o to aby cierpieć do samego końca? a jeśli tak to czemu to ma służyć?
nie rozumiem....

29

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

Animus napisał/a:
samotna91 napisał/a:

nie da się żyć normalnie.

Ten problem jest łatwy do rozwiązania: wszystko zależy od ustalenie ze sobą, co uznasz za normę.

W Europie banany o pewnej krzywiźnie były normalne, a w UE już nie były normalne.

Dla Taleyranda kuśtykanie było normą, bo od zawsze miał wykoślawioną stopę.

Problem normalności jest spowodowany zmianą właśnie: wszystko, co było normalne, staje się nieosiągalne, chyba, że zmieni się pojęcie normy i uzna, że cierpienie i brak ukochanej Osoby jest tą normą.


wiem, że chcesz pomóc i wytłumaczyć. ale nie wiem czy przekonywanie nas, że brak ukochanego powinien stać się dla nas normą, jest właściwy. prawdą jest, że czas przyzwyczaja nas do bólu, uczymy się żyć  bólem, jakoś funkcjonować w życiu, którego tak naprawdę nie chcemy.

samotna91, zgadzam się z Tobą, że nie da się żyć normalnie. być może jeszcze kiedyś poznamy mężczyzn, których pokochamy i którzy pokochają nas, ale w tej chwili jest to tak nierealne jak nasze życie bez naszych ukochanych partnerów, którzy odeszli za szybko, nie tak jak powinni, nie teraz, nie w ten sposób.
przede mną Wszystkich Świętych, Jego imieniny, Boże Narodzenie i 5 rocznica naszego ślubu, tyle na 2015 rok. wszystkie te uroczystości obejdę na cmentarzu przy Jego grobie. miał 35 lat i odszedł, bo tak sobie postanowił, zostawiając mnie samą.
dla mnie nie jest i nigdy nie będzie to normą, bo ja w ten sposób nigdy bym go nie zostawiła.

30

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

samotna91 doskonale wiem co czujesz. ja straciłam ukochanego męża 4 tygodnie temu. On popełnił samobójstwo... przeze mnie, ale to inna historia....
my tak jak Wy znaliśmy się praktycznie od dziecka, od podstawówki, całe życie razem. byliśmy małżeństwem od 5 lat. nie mieliśmy dzieci. byliśmy tylko we dwójkę. to nie było jakieś super idealne małżeństwo, ale kochałam Go ponad wszystko, ponad życie. mimo to pobłądziłam i On tego nie wytrzymał.
Ty mas 24 lata, ja 31. obie jesteśmy młode, ale zupełnie samotne, zranione, z dziurawym sercem, bez naszych mężczyzn. co z tym zrobić, jak żyć? nie wiem. mogę powiedzieć Ci tylko tyle, że chodzę do psychoterapeuty, biorę antydepresanty, staram się żyć ''normalnie'', choć nie wiem co to znaczy ''normalnie'', bo do tej pory normalnością była dla mnie praca, dom, pranie, gotowanie obiadów dla męża. teraz nie mam dla kogo tego robić. tak jak Ty mam zdjęcia, wspomnienia, które cholernie bolą. pamiętam go uśmiechniętego na wakacjach, odpoczywającego po pracy. śni mi się prawie codziennie. czekam na telefon od Niego, na to aż stanie w drzwiach, przywita się. wciąż na Niego czekam.
Tobie ukochanego zabrał okrutny los, ja przyczyniłam się do śmierci mojego mężczyzny i muszę z tym żyć.

myślę, że Twój mężczyzna patrzy na Ciebie i Twoje cierpienie i na pewno chciałby abyś była szczęśliwa. wiem, że ''szczęście'' dla nas pojęcie zupełnie teraz abstrakcyjne, odległe, niemożliwe. spróbuj iść do lekarza, do terapeuty. może po prostu tylko tego spróbuj i zobacz co będzie dalej.
póki co żyjemy tu i teraz.

31

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

Jola1 witam Ciebie tutaj w imieniu swoim i myślę, że wszystkich innych kobiet, które straciły swoich ukochanych. bardzo mi przykro, że dotknęło to Ciebie, że zgasło Twoje Słońce. moje życie też straciło blask niespełna 4 tygodnie temu. jesteś wdową dłużej niż ja, ale wiem, że to wszystko boli tak samo. tak jak pisałam wyżej nie ma znaczenia wiek ani staż związku. jak tracimy kogoś kogo kochamy najbardziej na świecie to zawsze ból jest nie do opisania.
nie czuję się kompetentna aby dawać Ci jakiekolwiek rady, mogę powiedzieć tylko abyś spróbowała iść z tym do lekarza psychiatry, może na psychoterapię, o ile oczywiście będziesz chciała. ja póki co tak robię, za radą i namową innych, ale jakieś efekty to daje.
wiem co to znaczy jak chce się umrzeć z tego bólu, strachu, samotności. wiem że masz poczucie że tylko śmierć Cię wyzwoli, bo ja też mimo leczenia bardzo często mam takie poczucie...
spróbuj zawalczyć o siebie dla swojego Męża, na pewno Twój uśmiech był jedną z najcenniejszych rzeczy jakie On w życiu widział, spróbuj dla Niego...

32

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

strata mężczyzny, którego się kochało zawsze boli. nieważne czy minęło 4 tygodnie czy kilkanaście miesięcy a może lat, nieważne w jakim wieku jesteśmy kiedy ''to'' się dzieje, nieważne czy mamy dzieci, rodzinę, przyjaciół. ta dziura w sercu jest chyba już na zawsze, nawet jeśli gdzieś w nas tli się iskierka nadziei, że będzie lepiej, że nasze życie jeszcze nie jest stracone, przegrane. ta pustka jest jak studnia, im bardziej krzyczymy w głąb tym mocniej odbija się echo naszego głosu, echo i nic więcej...

      mój mąż postanowił sobie, że mnie po prostu zostawi, ukarze, że zostawi nas wszystkich. nie patrzył na to co jest wokoło, nie patrzył jak będziemy wszyscy cierpieć, jak ja będę cierpieć, choć on zawsze powtarzał, że zrobi wszystko abym była szczęśliwa. nie dotrzymał słowa, jestem na niego zła, zła na siebie, że nie potrafiłam tego przewidzieć i temu zaradzić. teraz mam żyć sama, ale nie wiem jak, czy jemu na złość, aby mu pokazać, że sama też dam radę, aby go ukarać za to co mi zrobił?czy mam żyć dla siebie, czy dla rodziny i innych osób, po to by pokazać że jestem silna? ale po co to komuś udowadniać, po co udowadniać to sobie? nie wiem co dalej, ale póki co jestem tutaj...

33

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

jeszcze raz dziękuję za ciepłe słowa. Jani 53, ja miałam podobne dwie sytuacje, gdy moje życie było poważnie zagrożone, ale na szczęście nic złego się nie stało. wówczas myślałam sobie, że mam szczęście, że muszę żyć, że może mam 7 żyć jak kot. ale wszystko to było przed śmiercią mojego Męża. wtedy miałam dla kogo i po co. teraz gdy Jego przy mnie nie ma jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że jest po co. nie mam odwagi do samobójstwa choć mam takie myśli. oglądam się za siebie i szukam tej śmierci w jakimś przypadku.
skoro Ty masz dla kogo i po co żyć i chcesz żyć to trzymaj się tego. życzę Ci wszystkiego najlepszego, bo zasługujesz na to!

34

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

dziękuję za ciepłe słowa i zrozumienie. tylko kobieta która straciła cały swój świat w swoim mężczyźnie może zrozumieć. dzisiaj śnił mi się po raz pierwszy od pogrzebu. sen był taki realistyczny. prosiłam go aby
'' nie wycinał mi więcej takich numerów'', dokładnie tak sie do nie niego zwróciłam, a on powiedział że więcej nie będzie. uśmiechnął się, potem ja powiedziałam, że tak śmiesznie odrastają mu włosy, tak jakoś nierówno i zaczęliśmy obydwoje się śmiać i tak mocno go przytulałam.
dzisiaj dopiero tak naprawdę i głęboko poczułam się samotna, zupełnie samotna. to masakryczne uczucie, którego od wielu, wielu lat nie zaznałam. wiem dobrze, że też je znacie.
nie mam dzieci, nie mam dla kogo żyć, trzymać się prosto. psychoterapeuta mówi, że to może mnie wszystko czegoś nauczyć, ale czego może nauczyć ból, samotność i dziura w sercu.

35

(31,389 odpowiedzi, napisanych PSYCHOLOGIA)

witam Was wszystkie. mam 31 lat. jutro minie 3 tygodnie od tego jak zostałam wdową. mój mąż popełnił samobójstwo w naszym mieszkaniu w czasie gdy ja zdrzemnęłam się w pokoju obok. obudziłam się w nocy i go znalazłam w łazience. mieliśmy problemy małżeńskie, ale wszystko było na dobrej drodze aby je rozwiązać. miałam romans, mąż się dowiedział o tym kilka tygodni wcześniej. wielokrotnie o tym rozmawialiśmy, postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. obydwoje popełniliśmy wiele błędów, ale byliśmy też obydwoje przekonani, że nie chcemy się nawzajem zostawiać, że chcemy ratować nasze małżeństwo, te wszystkie dobre chwile jakie zostały. mąż mówił, że mnie kocha, że nie chce się ze mną kłócić, że uśmiecha się dla mnie i że wszystko będzie dobrze. dwie godziny później już nie żył. upił się i odebrał sobie życie. gdybym nie piła wcześniej z nim, gdybym wtedy nie zasnęła albo gdybym dopilnowała aby położył się spać razem ze mną, gdybym była dla niego większym wsparciem to teraz by żył. cała ak nasza sytuacja była taka skomplikowana. to ja miałam myśli samobójcze, to ja leczyłam sie na depresje, on mnie pilnował, pytał jak może pomóc, pytał czy wszystko w porządku. aż w końcu sam się zabił. właściwie to tak jak ja bym go zabiła.
nie mieliśmy dzieci,zostałam sama. on zostawił mnie, całą swoją kochaną rodzinę, mnóstwo przyjaciół. był cudownym, uśmiechniętym, uwielbianym facetem. każdy z nas go potrzebował, a ja najbardziej. a teraz jestem zupełnie sama. mieszkam kątem u siostry, która też jest samotna, w zupełnie innym mieście. przebywam na zwolnieniu lekarskim. nie wiem jak wrócić do pracy, do tamtego naszego mieszkania, gdzie mnóstwo zostało jego rzeczy, jego ubrań. do ''tej'' łazienki. jak można '' normalnie'' żyć po czymś takim. nie mam dla kogo i po co być silna. znajomi na początku dzwonili wszyscy, teraz jakby cisza, ale każdy ma swoją rodzinę, swoje życie, swoje problemy. nie mogą ciągle wisieć na telefonie i pytać co u mnie. bo i co mogą usłyszeć? że jakoś się trzymam. no fakt, chodzę, oddycham, biorę antydepresanty, chodzę na psychoterapię, ale co to wszystko zmienia? przeze mnie nie ma człowieka, którego kochałem najbardziej na świecie. ciągle w to nie wierzę, ciągle mam wrażenie że wyjechał, tak o nim rozmawiamy z siostrą, jakby wyjechał i miał wrócić. tylko, że on nie wróci. rozrywa mnie od środka. ból i tęsknota są nie do opisania. zawsze będę żyć z piętnem, że '' wpędziłam chłopaka do grobu''.