Przepraszam, ale dopiero teraz doczytałam, że oni razem pracują? Nie stracił jej więc, przecież nadal się widują i z pewnością rozmawiają, więc po co te daremne żale?
Skąd u niego przekonanie, że "prawie Cię stracił"? Może watro uświadomić go, że jednak stracił, a Ty nie wiesz, czy chcesz żeby Cie odzyskał.
Kurczę, nie zazdroszczę Ci okoliczności w których się znalazłaś.
Przepraszam, ale dopiero teraz doczytałam, że oni razem pracują? Nie stracił jej więc, przecież nadal się widują i z pewnością rozmawiają, więc po co te daremne żale?
Skąd u niego przekonanie, że "prawie Cię stracił"? Może watro uświadomić go, że jednak stracił, a Ty nie wiesz, czy chcesz żeby Cie odzyska
Kurczę, nie zazdroszczę Ci okoliczności w których się znalazłaś.
Josz, on myśli, że skoro nie spakowałam manatów w pierwszym odruchu wściekłości, to nadal mnie "ma" Żałosne, przyznaję. Że oboje pracują to pikuś- razem z nimi pracuje jej mąż. To dopiero : "moda na sukces". Nie tylko razem pracują: realizują czasem wspólne projekty. I tak jak powiedziałam: mąż nie zrezygnuje z kontaktów z nią. Oficjalnie dla mnie: bo nie uniknie kontaktów zawodowych. Nieoficjalnie: bo nie chce. Prawda jest niezwykle klarowna i dla mnie i dla niego. Oboje wiemy, że nawzajem zdajemy sobie z tego sprawę. Tylko w sumie nie wiem, po jakiego te ciągłe pozory. Czy on naprawdę jest tak naiwny, że myśli, iż po tym wszystkim ja mu jeszcze uwierzę???
memo331, obawiam się, że to na Tobie spocznie obowiązek podjęcia decyzji w tej sytuacji. A brak decyzji też jest decyzją.
Ja zapytam tak: czy Ty widzisz swoje życie bez męża?
Ja nie ukrywam, iż jestem jedną z tych kobiet, które uważają, iż pewne granice są nieprzekraczalne, jest coś takiego jak godność (nie mylić z dumą), a z pewnością konkretne konsekwencje wobec wyborów niewiernego małżonka.
Czego się boisz Memo331? Porozkminiać sobie tutaj w swoim własnym temacie możesz do woli. Od tego jest forum.
Ale co zamierzasz zrobić w świetle wiedzy, którą posiadasz? Napisałaś, że żyjecie pozorami. Co dalej? Chcesz coś zmienić w swoim życiu?
memo331, obawiam się, że to na Tobie spocznie obowiązek podjęcia decyzji w tej sytuacji. A brak decyzji też jest decyzją.
Ja zapytam tak: czy Ty widzisz swoje życie bez męża?
Ja nie ukrywam, iż jestem jedną z tych kobiet, które uważają, iż pewne granice są nieprzekraczalne, jest coś takiego jak godność (nie mylić z dumą), a z pewnością konkretne konsekwencje wobec wyborów niewiernego małżonka.
Czego się boisz Memo331? Porozkminiać sobie tutaj w swoim własnym temacie możesz do woli. Od tego jest forum.
Ale co zamierzasz zrobić w świetle wiedzy, którą posiadasz? Napisałaś, że żyjecie pozorami. Co dalej? Chcesz coś zmienić w swoim życiu?
Chcąc uczciwie odpowiedzieć na Twoje pytanie: mieszanka emocji, która przewala się aktualnie przez moją głowę, nie jest dobrym doradcą w podejmowaniu jakichkolwiek decyzji. Czy widzę swoje życie bez męża? Nie wiem. Przez 2 tygodnie nie odpowiedziałam sobie jeszcze na to pytanie. Wiele wspólnych lat i beznadziejne podsumowanie. TO boli. Czas na "godne" załatwienie sprawy minął jakieś pół roku temu. A może i jeszcze wcześniej. Na dzień dzisiejszy czuję się przede wszystkim bezradna. I wściekła. I poniżona, niestety.
memo331, doceniam Twoją szczerą odpowiedź.
Trzymaj się, tyle mogę w tej chwili napisać.
Słuchaj, to nie jest tak z tą godnością, że się ją traci przez swoje wątpliwości i chęć ratowania związku. Nie zarzucam Ci jej braku.
Natomiast wspominam o niej w przypadku, gdy pewne granice zostaną już przekroczone ...
Memo331, życzę Ci dokonania dobrego wyboru życiowego. On jest kwestią czasu.
Powodzenia!
Prawda jest niezwykle klarowna i dla mnie i dla niego. Oboje wiemy, że nawzajem zdajemy sobie z tego sprawę. Tylko w sumie nie wiem, po jakiego te ciągłe pozory. Czy on naprawdę jest tak naiwny, że myśli, iż po tym wszystkim ja mu jeszcze uwierzę???
Twój mąż jest hipokrytą, dobrze o tym wiesz. Sama przyznałaś, że w gruncie rzeczy nie poniósł żadnych konsekwencji.
Prawdę, choć nie całą (reszty możesz się tylko domyślać) poznałaś całkiem niedawno, więc cały czas masz konkretne podstawy, żeby spakować mu walizki, chociażby ze względu na te pozory i kłamstwa, którymi cały czas Cię karmi.
Tu już nie chodzi o to, żeby mu dokopać, czy przestraszyć, ale odseparować się od niego przynajmniej fizycznie. Może mieszkając sama, spojrzałabyś na cały ten problem z innej perspektywy.
Sytuacja w jakiej teraz tkwisz, prowadzi donikąd, niczego nie zmienia, ani w układzie między Wami, ani między nimi, ani, jak sadzę, nie zmienia jego uczuć do niej.
On tęskni, żałuje (tego, że się wydało) i nawet tego nie ukrywa.
Oczywiście nie można zmusić go do zmiany pracy, a tym samym do całkowitego ucięcia kontaktów z nią, beznadziejne jest to, że on sam nie wyszedł z taką inicjatywą, no ale przecież miałaś uwierzyć, że była to tylko (bez przyczyny, głęboko zakonspirowana ) przyjaźń.
Cały czas masz okazję powiedzieć; basta, rób co chcesz, "przyjaźnij się" nadal, ale ja nie muszę tego tolerować i nie toleruję.
Uważam, że zabrakło wstrząsu, o przepraszam, wstrząs przeżyłaś Ty, a on wylądował na cztery łapy.
Jego wyprowadzka i zmiana pracy, to podstawa do dalszej rozmowy, co nie oznacza wybaczenia i kontynuowania małżeństwa, ewentualnie, w drugą stronę - dania szansy.
Pozostanie problem, czy chciałabyś żyć dalej z mężem, siłą oderwanym od kochanki, sfrustrowanym w efekcie obarczającym Cię winą za brak zrozumienia i tolerancji, czy nadal bawić się w kotka i myszkę, w sytuacji, gdzie wszystkie zainteresowane strony wiedzą o co chodzi i co się dzieje.
memo331 napisał/a:Prawda jest niezwykle klarowna i dla mnie i dla niego. Oboje wiemy, że nawzajem zdajemy sobie z tego sprawę. Tylko w sumie nie wiem, po jakiego te ciągłe pozory. Czy on naprawdę jest tak naiwny, że myśli, iż po tym wszystkim ja mu jeszcze uwierzę???
Twój mąż jest hipokrytą, dobrze o tym wiesz. Sama przyznałaś, że w gruncie rzeczy nie poniósł żadnych konsekwencji.
Prawdę, choć nie całą (reszty możesz się tylko domyślać) poznałaś całkiem niedawno, więc cały czas masz konkretne podstawy, żeby spakować mu walizki, chociażby ze względu na te pozory i kłamstwa, którymi cały czas Cię karmi.
Tu już nie chodzi o to, żeby mu dokopać, czy przestraszyć, ale odseparować się od niego przynajmniej fizycznie. Może mieszkając sama, spojrzałabyś na cały ten problem z innej perspektywy.
Sytuacja w jakiej teraz tkwisz, prowadzi donikąd, niczego nie zmienia, ani w układzie między Wami, ani między nimi, ani, jak sadzę, nie zmienia jego uczuć do niej.
On tęskni, żałuje (tego, że się wydało) i nawet tego nie ukrywa.
Oczywiście nie można zmusić go do zmiany pracy, a tym samym do całkowitego ucięcia kontaktów z nią, beznadziejne jest to, że on sam nie wyszedł z taką inicjatywą, no ale przecież miałaś uwierzyć, że była to tylko (bez przyczyny, głęboko zakonspirowana ) przyjaźń.
Cały czas masz okazję powiedzieć; basta, rób co chcesz, "przyjaźnij się" nadal, ale ja nie muszę tego tolerować i nie toleruję.
Uważam, że zabrakło wstrząsu, o przepraszam, wstrząs przeżyłaś Ty, a on wylądował na cztery łapy.
Jego wyprowadzka i zmiana pracy, to podstawa do dalszej rozmowy, co nie oznacza wybaczenia i kontynuowania małżeństwa, ewentualnie, w drugą stronę - dania szansy.
Pozostanie problem, czy chciałabyś żyć dalej z mężem, siłą oderwanym od kochanki, sfrustrowanym w efekcie obarczającym Cię winą za brak zrozumienia i tolerancji, czy nadal bawić się w kotka i myszkę, w sytuacji, gdzie wszystkie zainteresowane strony wiedzą o co chodzi i co się dzieje.
Zgadzam sie... Pan maz powinien zmienic prace. I to szybko.
Podrywka upaja sie wrecz faktem posiadania takiego adoratora w swoim otoczeniu:( Nie mozemy dopuscic aby podrywki sie czymkolwiek upajaly:)
Oprocz tego pan maz powinien zrozumiec, ze oni wszyscy narazaja sie wrecz na smiesznosc ze strony otoczenia w ktorym pracuja.
Oprócz tego pan maz powinien zrozumiec, ze oni wszyscy narazaja sie wrecz na smiesznosc ze strony otoczenia w ktorym pracuja.
Ja myślę, że to już się stało. Sama byłam świadkiem romansu w mojej pracy między współpracownikami. Im się wydawało, że świetnie się kamuflują, ale i tak każdy wiedział. Takiej wzajemnej fascynacji nie da się po prostu ukryć. Czy to jest śmieszne? Raczej bolesne. Codziennie widzieć swoją żonę wpatrzoną w tego drugiego. Codziennie mieć świadomość, że działo się to pod jego nosem, a dowiedział się jako ostatni. Codziennie się zastanawiać, czy nadal się spotykają, bo tak faktycznie było. Mówię o jej mężu, mnie przynajmniej taka sytuacja została zaoszczędzona.
Kasia-Kicia napisał/a:Oprócz tego pan maz powinien zrozumiec, ze oni wszyscy narazaja sie wrecz na smiesznosc ze strony otoczenia w ktorym pracuja.
Ja myślę, że to już się stało. Sama byłam świadkiem romansu w mojej pracy między współpracownikami. Im się wydawało, że świetnie się kamuflują, ale i tak każdy wiedział. Takiej wzajemnej fascynacji nie da się po prostu ukryć. Czy to jest śmieszne? Raczej bolesne. Codziennie widzieć swoją żonę wpatrzoną w tego drugiego. Codziennie mieć świadomość, że działo się to pod jego nosem, a dowiedział się jako ostatni. Codziennie się zastanawiać, czy nadal się spotykają, bo tak faktycznie było. Mówię o jej mężu, mnie przynajmniej taka sytuacja została zaoszczędzona.
Mialam na mysli raczej reszte wspolpracownikow.
Mam wrazenie, ze istnieje pewna prawidlowosc, ze wspolpracownicy ktorzy wdaja sie w romans traca szacunek otoczenia.
Kobiety sa uwazane za puszczalskie (nie bez powodu zreszta) faceci natomiast, za takich, ktorym nie mozna ufac.
Zdrada uwazana jest w naszej kulturze za cos "brudnego" I czesto zdradzacze sa stygmatyzowani (na wlasne zyczenie zreszta).
Znam przypadek biurowego romansu, w ktroym ktos ze wspolpracownikow nie wytrzymal I poinformowal zdradzana zone.
A propos meza owej "damy" - mam wrazenie ze to jakis mieczak. Ktory normalny facet pozwolilby zonie na takie atrakcje??
memo331 napisał/a:Kasia-Kicia napisał/a:Oprócz tego pan maz powinien zrozumiec, ze oni wszyscy narazaja sie wrecz na smiesznosc ze strony otoczenia w ktorym pracuja.
Ja myślę, że to już się stało. Sama byłam świadkiem romansu w mojej pracy między współpracownikami. Im się wydawało, że świetnie się kamuflują, ale i tak każdy wiedział. Takiej wzajemnej fascynacji nie da się po prostu ukryć. Czy to jest śmieszne? Raczej bolesne. Codziennie widzieć swoją żonę wpatrzoną w tego drugiego. Codziennie mieć świadomość, że działo się to pod jego nosem, a dowiedział się jako ostatni. Codziennie się zastanawiać, czy nadal się spotykają, bo tak faktycznie było. Mówię o jej mężu, mnie przynajmniej taka sytuacja została zaoszczędzona.
Mialam na mysli raczej reszte wspolpracownikow.
Mam wrazenie, ze istnieje pewna prawidlowosc, ze wspolpracownicy ktorzy wdaja sie w romans traca szacunek otoczenia.
Kobiety sa uwazane za puszczalskie (nie bez powodu zreszta) faceci natomiast, za takich, ktorym nie mozna ufac.
Zdrada uwazana jest w naszej kulturze za cos "brudnego" I czesto zdradzacze sa stygmatyzowani (na wlasne zyczenie zreszta).Znam przypadek biurowego romansu, w ktroym ktos ze wspolpracownikow nie wytrzymal I poinformowal zdradzana zone.
A propos meza owej "damy" - mam wrazenie ze to jakis mieczak. Ktory normalny facet pozwolilby zonie na takie atrakcje??
Nie wiem. On dowiedział się o jej kontaktach jakoś tak na urlopie. Oczywiście zabronił, podejrzewam, że ona przedstawiła mu tę sprawę tak, jak mój mąż przedstawiał ją mi: nic niewinnego. On nie znał treści tych wysyłanych sobie nawzajem maili. Na bieżąco je kasowali, ale już był ostrzeżony. z tego co mówi mój mąż, o ile można założyć, że nie kłamie, kontakt się mocno ograniczył przez okres wakacyjny. Pewnie zaczął jej bardziej pilnować, sprawdzać, nie wiem. Aż sprawa się ostatecznie wylała w momencie, kiedy jej mąż przejął maila z wyznaniami. Widzisz on o nią walczy, to była jego wielka miłość, zresztą jej też, jak często zaznaczała. Żałosne to jakieś
Kasia-Kicia napisał/a:memo331 napisał/a:Ja myślę, że to już się stało. Sama byłam świadkiem romansu w mojej pracy między współpracownikami. Im się wydawało, że świetnie się kamuflują, ale i tak każdy wiedział. Takiej wzajemnej fascynacji nie da się po prostu ukryć. Czy to jest śmieszne? Raczej bolesne. Codziennie widzieć swoją żonę wpatrzoną w tego drugiego. Codziennie mieć świadomość, że działo się to pod jego nosem, a dowiedział się jako ostatni. Codziennie się zastanawiać, czy nadal się spotykają, bo tak faktycznie było. Mówię o jej mężu, mnie przynajmniej taka sytuacja została zaoszczędzona.
Mialam na mysli raczej reszte wspolpracownikow.
Mam wrazenie, ze istnieje pewna prawidlowosc, ze wspolpracownicy ktorzy wdaja sie w romans traca szacunek otoczenia.
Kobiety sa uwazane za puszczalskie (nie bez powodu zreszta) faceci natomiast, za takich, ktorym nie mozna ufac.
Zdrada uwazana jest w naszej kulturze za cos "brudnego" I czesto zdradzacze sa stygmatyzowani (na wlasne zyczenie zreszta).Znam przypadek biurowego romansu, w ktroym ktos ze wspolpracownikow nie wytrzymal I poinformowal zdradzana zone.
A propos meza owej "damy" - mam wrazenie ze to jakis mieczak. Ktory normalny facet pozwolilby zonie na takie atrakcje??
Nie wiem. On dowiedział się o jej kontaktach jakoś tak na urlopie. Oczywiście zabronił, podejrzewam, że ona przedstawiła mu tę sprawę tak, jak mój mąż przedstawiał ją mi: nic niewinnego. On nie znał treści tych wysyłanych sobie nawzajem maili. Na bieżąco je kasowali, ale już był ostrzeżony. z tego co mówi mój mąż, o ile można założyć, że nie kłamie, kontakt się mocno ograniczył przez okres wakacyjny. Pewnie zaczął jej bardziej pilnować, sprawdzać, nie wiem. Aż sprawa się ostatecznie wylała w momencie, kiedy jej mąż przejął maila z wyznaniami. Widzisz on o nią walczy, to była jego wielka miłość, zresztą jej też, jak często zaznaczała. Żałosne to jakieś
masz racje... zalosne I w sumie bardzo smutne.
Takim glupim flirtem (bo nie wiem jak to inaczej nazwac) tyle osob skrzywdzili.
CIekawe, czy ja to dowartosciowywuje w jakis sposob. Po co to jej? W jakim jest wieku? Zachowuje sie jak gimnazjalistka:(
masz racje... zalosne I w sumie bardzo smutne.
Takim glupim flirtem (bo nie wiem jak to inaczej nazwac) tyle osob skrzywdzili.
CIekawe, czy ja to dowartosciowywuje w jakis sposob. Po co to jej? W jakim jest wieku? Zachowuje sie jak gimnazjalistka:(
Też tak pomyślałam, że to bardziej smutne, niż żałosne, ponieważ kochankowie nie ponieśli żadnych konsekwencji, w przeciwieństwie do ich małżonków.
Niestety, zabawa trwa nadal. Jeśli w tych okolicznościach ona umieszcza na otwartym forum "sympatyczne komentarze" po adresem kochanka, a on nie protestuje, mało tego, cały czas tęskni, za rzekomo utraconą przyjaźnią, to dowód na to, że między nimi cały czas iskrzy, tyle, że musieli mocno wyhamować.
Wyjątkowo perfidna jest ta kobieta, to jasne, że prowokuje i jak sądzę ma z tego niemałą satysfakcję. Wie, że może, bo jest bezkarna (mąż Memo także), jaki widać jej mąż musi być bardzo miękkim facecikiem, skoro widzi i nie reaguje, zwłaszcza, że to nie pierwszy już wyskok żonki.
Trudno w tej sytuacji zaczynać cokolwiek od nowa, gdy zabrakło szczerości, a oni bawią się dalej.
78 2016-11-18 10:31:50 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-11-18 10:32:47)
widać jej mąż musi być bardzo miękkim facecikiem, skoro widzi i nie reaguje, zwłaszcza, że to nie pierwszy już wyskok żonki.
Trudno w tej sytuacji zaczynać cokolwiek od nowa, gdy zabrakło szczerości, a oni bawią się dalej.
A ja miękką laską
Ależ tak, reaguje
zamknął żonę w twierdzy domu i pilnuje jak kot zdechłej myszy
Tyle, że po roku konspiracji oboje z moim mężem wiedzą, jak "zejść do podziemia"
I tak nie ponieśli większych konsekwencji. Czasem mam wrażenie, że jej mąż obarczył całą odpowiedzialnością za ich romans mojego męża, chcąc zdjąć ze swojej żony piętno niewierności. Na zasadzie: uwiódł mi kumpel kobietę
Śmieszne, ale być może najprostsze dla niego do wytłumaczenia sobie sytuacji, o której dowiedział się stosunkowo niedawno.
Kasia -Kicia : "CIekawe, czy ja to dowartosciowywuje w jakis sposob. Po co to jej? W jakim jest wieku? Zachowuje sie jak gimnazjalistka:( " Pani ma 44 lata. 5 lat starsza niż mój niewierny mąż
Obiektywnie rzecz ujmując przeciętnej urody. Musi więc niewątpliwie chodzić o "wnętrze"
lub te zdjęcia opalonej skóry
Chociaż z drugiej strony przeczytałam gdzieś na forum, ze w TAKICH sytuacjach, zawsze ciągnie do tej "atrakcyjniejszej"
Ale znów mam się umartwiać?
niiieee
Czasem mam wrażenie, że jej mąż obarczył całą odpowiedzialnością za ich romans mojego męża, chcąc zdjąć ze swojej żony piętno niewierności. Na zasadzie: uwiódł mi kumpel kobietę
Śmieszne, ale być może najprostsze dla niego do wytłumaczenia sobie sytuacji, o której dowiedział się stosunkowo niedawno.
Tak działa mechanizm wyparcia, zaprzeczenia. TYPOWA REAKCJA NA POCZĄTKU. Facet jest w szoku. Nie dopuszcza do siebie myśli, że jego księżniczka mogła zrobić coś takiego.
Może on z tych, którzy "kochają za bardzo?" Mąż kochanki mojego męża "kochał ją zbyt mocno", ona się "dusiła" przy takim kochającym, odpowiedzialnym, facecie. On ją sobie wyidealizował. Za jakiś czas może dotrze do niego, że jego żona jest DOROSŁA i PRZEZ ROK ŚWIADOMIE go oszukiwała. Piszę "może", bo są ludzie, dla których prawda jest tak bolesna, że będą sobie na potrzeby oswojenia tego bólu tworzyć iluzje tego typu.
Memo331, tu może chodzić o "wnętrze". Tak. Wiesz, jak to działa. W domu TA SAMA żona od lat, problemy, marudzenie... A ona - PRZYJACIÓŁKA (od siedmiu boleści he he) zawsze gotowa misia pysia przytulić do piersi i wysłuchać, jak to mu niedobrze z żoną, jaki zaniedbany emocjonalnie i w ogóle ...
To nieprawda, że mężczyźni zdradzają z kobietami atrakcyjniejszymi od żon. Zdradzają po pierwsze z CHĘTNYMI I DOSTĘPNYMI. Kochanka mojego męża według opinii jego samego (!) i wielu osób, które znają mnie i ją, jest mniej atrakcyjna ode mnie. Fizycznie i osobowościowo, jak twierdzą. Jednak jest INNA, nie jest mną.
memo331, nie umartwiaj się. NIE WARTO. NIE MA ZA KOGO I DLA KOGO.
Zrób coś teraz dla siebie, Dziewczyno.
Acha, a te teksty o tym, że "oni nas kochają" jak się wyda romans, to jest zwykłe, STANDARDOWE pierdolamento. Po prostu doopa się zaczyna palić, no i szukają miękkiego lądowania. Gdzieś trzeba mieszkać, nie?
Memo331, nie daj się! Ja po czymś takim spakowałam gościa i wystawiłam mu graty przed drzwi. Co Ty zrobisz, to oczywiście będzie Twoja decyzja, Twój wybór i nic nam, anonimowym użytkownikom forum do tego, co zrobisz realnie ze swoim życiem.
Jednak jak czytam, że fajne, silne, mądre kobiety przyjmują "to to" z powrotem, tych skruszonych cudownych OJCÓW swoich dzieci, to mi jest przykro. Po prostu przykro o tym czytać. Te dziewczyny zasługują na coś lepszego. Tylko niektóre z nich wolą "znany teren", a wiele też nie wierzy po prostu, że zasługuje na coś więcej.
No ale tak ten świat się kręci.
80 2016-11-18 15:19:53 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-11-18 15:35:55)
[/quote=I_see_beyond]
Kochanka mojego męża według opinii jego samego (!) i wielu osób, które znają mnie i ją, jest mniej atrakcyjna ode mnie. Fizycznie i osobowościowo, jak twierdzą. Jednak jest INNA, nie jest mną.[/guote]
Powiedział mi dosłownie, słowo w słowo to samo Uwierzysz?
[/quote=I_see_beyond]
On ją sobie wyidealizował. Za jakiś czas może dotrze do niego, że jego żona jest DOROSŁA i PRZEZ ROK ŚWIADOMIE go oszukiwała.[/guote]
Śmiem wątpić, czy on zdaje sobie sprawę z tej rocznej zabawy żony, a tym bardziej z wydarzeń na ognisku sprzed roku. Obawiam się, ze jego rama czasowa obejmuje miesiące lipiec- wrzesień. Tak, że to stosunkowo krótka i świeża "świadomość" . Ze mną ewidentnie rozmawiać nie chce, ja w donosy bawić się nie zamierzam- nie ta osobowość, nie ten wiek
Jeśli kiedyś zapyta, odpowiem zgodnie z prawdą i posiadaną wiedzą
Myślę, że on na dzień dzisiejszy po prostu jeszcze chce wierzyć
[/quote=I_see_beyond]
Acha, a te teksty o tym, że "oni nas kochają" jak się wyda romans, to jest zwykłe, STANDARDOWE pierdolamento. Po prostu doopa się zaczyna palić, no i szukają miękkiego lądowania.[/guote]
Po " kurewnie" "pierdolamento" to kolejne moje ulubione słowo Ale do rzeczy. Czytając dzisiaj Twojego posta odtworzyłam w głowie sposób, w jaki mój mąż zakomunikował mi niedawno o tym, że romansik jednak mimo wszystko spokojnie sobie kwitł. Nie umiałabym lepiej tego oddać.
Po żałosnych wydarzeniach z końca października, mąż zalewał moją skrzynkę mailową "szczerymi" wyznaniami. Widząc ewidentnie nierozwiązaną do końca sytuację uczuciową między nim a nią ( standardowo mąż posądza mnie o urojenia ), zapytałam, czy nie odczuwa dyskomfortu między tym co do mnie pisze, a tym co do niej czuje? ( oczywiście nic do niej nie czuje, to są moje kolejne "urojenia"
) Czy nie widzi irracjonalności w swoim zachowaniu: tęskniąc do innej, walczy o przebaczenie kobiety, której uczucia zdeptał?
Ewidentne ratowanie doopy jak widać i to bez potrzeby zachowania jakichkolwiek pozorów
Tu dobrze to ujęłaś - jej mąż chce wierzyć, że to się nie wydarzyło. Biedny człowiek ... A fakt, że on z Tobą rozmawiać nie chce dodatkowo o tym świadczy. Ja rozmawiałam dwukrotnie z mężem "kurewny" - pierwsza rozmowa ze mną była mu potrzebna, był w szoku, potrzebował kogoś, kto z nim porozmawia, zrozumie jego sytuację. Byłam idealną osobą w tamtym momencie.
Przy podjętej przeze mnie próbie drugiej rozmowy, kilkanaście tygodni później, ZOSTAŁAM ZAATAKOWANA słownie przez tego faceta - on UWIERZYŁ, że żona zerwała znajomość z moim mężem i razem z nim odbudowuje związek. Taaak... Fakty mówiły coś zupełnie innego. Naprawdę mi go żal. Ja się z takich ludzi nie śmieję. Współczuję wiary w drugiego człowieka zakrawającej na zwykłą naiwność.
Memo331, ja widzę, że Ty nie straciłaś kontaktu z rzeczywistością - wiesz doskonale, że Twoje "urojenia" nie istniały. Twój mąż po prostu KŁAMAŁ W ŻYWE OCZY. Jak każdy łajdak, oszust, kłamca czy manipulant. I tchórz oraz słabeusz.
Przykro mi to pisać o Twoim mężu, ale tak jest. Do tego znowu widzę tu relację typu RODZIC (Ty) - DZIECKO (ON). Wszystko trzeba chłopcu wytłumaczyć, zadać właściwe pytania, aby zrozumiał, co zrobił ... Ehh! Męczące to Memo331, nie sądzisz?...
Ja tu powrzucałam na forum kawałki mojej historii - powiem Ci, że nie żałuję decyzji o zakończeniu związku.
Zajrzę tu od czasu do czasu na Twój wątek, zobaczę jak się Twoja historia potoczy, Memo331. Mam nadzieję, że dla Ciebie i dziecka ostatecznie dobrze.
Napisz, jak mąż zacznie się bardziej teraz starać w domu, pomagać Ci, masować stopy, przynosić kwiaty, zacznie z Tobą rozmawiać głęboko patrząc Ci w oczy i WIDZĄC CIĘ ... Nie zdziwię się, jak to napiszesz.
Trzymaj się, Dziewczyno! I pamiętaj - rób teraz coś dla siebie. Emocje są trudne, ja to pamiętam i to wszystko bardzo BOLI. Trzeba to jakoś złagodzić.
Ochłoń, bez emocji. Krok w tył. Obserwuj. Nie daj się wciągnąć w słowa. Patrz, co robi.
I kobiety mają tu rację, słuchaj intuicji. Nie wyobraźni, która się nakręca.
Kłamca zawsze wpada we własne sidła...
83 2016-11-18 20:50:25 Ostatnio edytowany przez josz (2016-11-18 20:51:40)
Przykro mi to pisać o Twoim mężu, ale tak jest. Do tego znowu widzę tu relację typu RODZIC (Ty) - DZIECKO (ON). Wszystko trzeba chłopcu wytłumaczyć, zadać właściwe pytania, aby zrozumiał, co zrobił ... Ehh! Męczące to Memo331, nie sądzisz?....
Kiedyś na tym forum, jedna z forumowiczek, opisując swoje perypetie ze zdradzającym mężem (oczywiście zaprzeczającym wszystkiemu), napisała, że w pewnym momencie zadała mu pytanie; "czy uważasz, że jestem głupia?" Mąż oczywiście zaprzeczył, a ona na koniec powiedziała; "to pamiętaj o tym".
Myślę Memo, że Twój mąż , postrzega, lub chce postrzegać Cię w taki właśnie sposób, jako naiwną, łatwowierną, dającą się urobić, kochającą za wszelką cenę, żonę.
Przez tyle miesięcy udawało się, więc dlaczego teraz miałoby się cokolwiek zmienić?
Nie określiłabym jego postawy, jako dziecinnej, absolutnie nie. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego co zrobił i raczej rozumie jakie mogą być tego konsekwencje, przecież nie jest głupi. Jest wyrachowany i wydaje mu się, że sprytny.
Wierzę natomiast, że nie rozumie Twoich odczuć, bo skoncentrowany jest na sobie i ratowaniu własnego tyłka, ale także dlatego, że w efekcie zaliczył miękkie lądowanie.
Nie stracił Cię, uff znowu się udało, nic złego przecież nie zrobił , więc wszelkie pytania i tłumaczenia są zbędne.
Uciął z Tobą sprawę stanowczym stwierdzeniem "to tylko przyjaźń", podobnie jak kiedyś "to był błąd".
Cały problem polega na tym, że tkwisz cały czas w tym samym miejscu.
Domyślam się, że i tak cały czas bijesz się z myślami, powtórzę więc po Marvano; ochłoń, uspokój emocje, na podejmowanie decyzji zawsze będzie czas.
Przeczytałam to, co napisała josz i tym razem ja uwypukliłam dla Ciebie Memo331 fragment jej wypowiedzi, z którym się zgadzam, choć josz zupełnie inaczej określa postawę Twojego męża niż ja:
Nie określiłabym jego postawy, jako dziecinnej, absolutnie nie. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego co zrobił i raczej rozumie jakie mogą być tego konsekwencje, przecież nie jest głupi. Jest wyrachowany i wydaje mu się, że sprytny.
Odniosłam wrażenie, że jesteś taką łagodną osobą Memo331, z pewnością bardzo cierpliwą, właśnie dającą się urobić uroczemu urwisowi - przypominasz mi trochę taką wyrozumiałą żonę-matkę, stąd moje porównanie do relacji rodzicielskiej. Ten uroczy urwis narozrabiał, a teraz naprzemiennie rżnie głupa przed matką lub bezczelnie pokazuje, że ma ją za nic - tak to postrzegam. Mogę się mylić, memo331, nie znam całej Twojej historii. Nie lubię uogólnień jednak po przeczytaniu sporej ilości wątków w tym dziale uderzyło mnie, ile zdradzonych osób przyjmuje taką właśnie "rodzicielską postawę" - wyjaśnia, naprowadza na właściwą ścieżkę, zaprowadza do psychologa, na terapie ... Bo dorosły człowiek nie wie, że kłamstwo i zdrada są złe. Musi mu to psycholog wytłumaczyć. Trochę ironizuję w tym momencie, wiem, nie podważam zasadności terapii w niektórych przypadkach.
Jakkolwiek nie nazwiemy Twojego męża, wniosek płynący z wielu komentarzy w Twoim temacie jest jeden: NIECIEKAWY TYP. Czy z takim chcesz dalej iść przed życie - to do tej decyzji trzeba dojrzeć, wiem sama po sobie. Zajęło mi sporo czasu dojście do punktu w jakim jestem, jednak wiem, że moja decyzja, niełatwa przecież, jest słuszna. I ja nie zmieniłabym jej za żadne skarby świata. Takiej pewności, memo331, również Tobie życzę.
Poczytam jeszcze topiki typu " 5 lat życia w drugim życiu" i w końcu ruszę z miejsca, w którym utknęłam Dżizus, a ja myślałam, że mnie życie doświadczyło
"Żenuła" do kwadratu
No coż facet zgubił gdzieś swój nabiał.
Jak wielu innych.
Przeczeka u żony-mamusi, to może spotka jeszcze w markecie tą wielką miłość. Ale wygodnych kapci dla niej przecież nie będzie ryzykował.
No coż facet zgubił gdzieś swój nabiał.
Jak wielu innych.
Przeczeka u żony-mamusi, to może spotka jeszcze w markecie tą wielką miłość. Ale wygodnych kapci dla niej przecież nie będzie ryzykował.
Przez moment zastanawiałam się, czy Twoja wypowiedź była kierowana bezpośrednio do mnie, tudzież odnoście zamieszczonego przeze mnie ostatniego posta Ale wiesz co? Nie ma to większego znaczenia
Niezależnie od kontekstu, 100 % racji
Memo napisz cos jak sie u Ciebie sprawy maja. Jakies nowosci?
Memo napisz cos jak sie u Ciebie sprawy maja. Jakies nowosci?
Zapodziałaś mi się gdzieś na tym forum
Jak radzili postronni ( jak zwykle dobrze ) zrobiłam krok w tył
nawet kilka
perspektywa była dla mnie bezwzględna
obnażyła moją głupotę w pełnej krasie
Mój mąż nagle ...zmalał..:) Jestem autentycznie: przerażona
Jak to sie zapodzialam? No fakt ostatnio malo sie udzielalam ale wczoraj troche wylalam swoich zali i opini na forum( dzien wolny od pracy). Pisz troche jasniej o co chodzi bo nie bardzo rozumiem. Twoj maz zmalal a Ty jestes przerazona? Tzn kaja sie przed Toba czy jak to wyglada? A co w tamtym malzenstwie wiesz cos?
@memo
To jednocześnie pierwszy krok, aby odzyskać swoją siłę.
Trzymam kciuki.
92 2016-11-27 13:46:50 Ostatnio edytowany przez memo331 (2016-11-27 14:00:36)
Jak to sie zapodzialam? No fakt ostatnio malo sie udzielalam ale wczoraj troche wylalam swoich zali i opini na forum( dzien wolny od pracy). Pisz troche jasniej o co chodzi bo nie bardzo rozumiem. Twoj maz zmalal a Ty jestes przerazona? Tzn kaja sie przed Toba czy jak to wyglada? A co w tamtym malzenstwie wiesz cos?
Widzisz Eni, przykróciłam troszkę swoją wyobraźnię Zaczęła mi projektować obrazy, które niekoniecznie mogły być prawdziwe, a wprowadzały mnie w podły nastrój. Mój mąż, no cóż. Na dzień dzisiejszy nie ma szans na szczerą z nim rozmowę w pełnym tego słowa znaczeniu. Ustalił sobie pewną strategię w rozmowach ze mną, której się wiernie trzyma
Napisałam, że zmalał w moich oczach ( nie wiem, może pomogła mi lektura popularnego ostatnio wątku
). Nareszcie bowiem w pełni dotarło do mnie, czego on dopuścił się względem mnie. Nie jako "żony", ale względem zwykłego człowieka po prostu, z którym przeżywało się wiele wspaniałych i trudnych chwil, wiele wspólnych lat.
Nowości nie ma żadnych. Jeśli chodzi o tamtą rodzinę, cóż. Pan X zamieszcza wspólne z żoną zdjęcia Wydają się na nich zrelaksowani i szczęśliwi
W końcu po męsku "zdusił" sytuację w zarodku
Ona została przez męża "zauważona", może właśnie na tym jej zależało? Kto wie
Pani jednak nie daje za wygraną. Mojemu mężowi przypomina się cyklicznie, wiedząc, że mam tego świadomość. Perfidna. Jak mój mąż właśnie
Ty juz Memo nie dowiesz sie raczej calej prawdy co tam rzeczywiscie bylo. Musialabys odzyskac tresc wszystkich tych maili w ktorych pisali a to pewnie niemozliwe. Widzisz to samo powiedzialam mojemu mezowi ze wystarczyloby zeby potraktowal mnie juz nawet nie jak zone ale jak czlowieka. Obcy obcemu nie robi takich rzeczy jakie on mnie zrobil i dlatego mam juz ten dystans do niego. Ja z mojego wyciagnelam wszystko Twoj jest tak zatwardzialy ze byloby ciezko. Moze jakas hipnoza albo wariograf hi hi!? Czy Tobie zalezy zeby poznac cala prawde? Czy juz dalas sobie spokoj bo wiesz ze raczej jej nie poznasz?Zamieszcza z mezem szczesliwe zdjecia a cyklicznie przypomina sie Twojemu mezowi? W jaki sposob?
Ty juz Memo nie dowiesz sie raczej calej prawdy co tam rzeczywiscie bylo. Musialabys odzyskac tresc wszystkich tych maili w ktorych pisali a to pewnie niemozliwe. Widzisz to samo powiedzialam mojemu mezowi ze wystarczyloby zeby potraktowal mnie juz nawet nie jak zone ale jak czlowieka. Obcy obcemu nie robi takich rzeczy jakie on mnie zrobil i dlatego mam juz ten dystans do niego. Ja z mojego wyciagnelam wszystko Twoj jest tak zatwardzialy ze byloby ciezko. Moze jakas hipnoza albo wariograf hi hi!? Czy Tobie zalezy zeby poznac cala prawde? Czy juz dalas sobie spokoj bo wiesz ze raczej jej nie poznasz?Zamieszcza z mezem szczesliwe zdjecia a cyklicznie przypomina sie Twojemu mezowi? W jaki sposob?
Eni. Ja od samego początku chciałam sprawę "załatwić" po "dorosłemu". Przecież widziałam wyraźnie, że mój mąż "ma w głowie" inną kobietę. Powiedziałam mu "Tak się zdarza, chociaż ja tego nie rozumiem. Jeśli jednak zakochałeś się w innej kobiecie, nie będę stała na drodze twoim wyborom. Ale z szacunku dla tylu wspólnych lat, nie baw się moimi uczuciami". Chciałam chyba, żeby chociaż raz udowodnił, iż potrafi odpowiadać za podjęte przez siebie decyzje. Jak facet. Nawet ze szkodą dla mnie. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczył, i zaprzeczał później wielokrotnie, chociaż tego typu rozmowy ponawiałam. Fakt, był taki czas (wakacje), kiedy wierzyłam, że sprawa pani X wygasza się. Przez chwilę wrócił do mnie "prawie" stary mąż Pamiętam nawet jak siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o tej historii, jakby była odległym wydarzeniem. Wtedy pierwszy raz od wielu miesięcy nie zaprzeczał, mówił co nie satysfakcjonowało go w naszym związku, dlaczego zdecydował się na taki krok. Ale nawet wtedy podkreślał, że nie łączyło go z nią żadne uczucie. Jak mi się wówczas wydawało, rozmawialiśmy z sobą: szczerze.
A później przyszedł październik, "słodkich snów moja dziewczyno", kolejne wyparcie, kolejne przysięgi, kolejne "szczere" rozmowy, kolejna karuzela.
Na dzień dzisiejszy udało mi się uzyskać pewien bonus. W naszych relacjach nie ma już miejsca na przysłowiowe czary-mary. Jeśli chodzi o zaufanie- trudno go w obliczu ostatnich wydarzeń szukać, niezależnie, albo zwłaszcza, od zapewnień ze strony mojego męża. Już niczego nie oczekuję, przestałam się czemukolwiek dziwić, nie oszukuję się. Patrzę, słucham, skupiam się zwłaszcza na swoich potrzebach.
Jeśli chodzi o treść ich korespondencji. Jeśli kiedyś ją poznam, to raczej przypadkiem Mówią, że zakopywane kłamstwa cisną się zawsze na powierzchnię same
Jeśli chodzi o jej "przypominanie" się. Komentarze pod jego zdjęciami, "uśmieszki", "lajki". I normalnie nie byłoby w tym nic zdrożnego. Ale w świetle ostatnich "wydarzeń" daje wiele do myślenia.
Aż prosi się napisać, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o...
Miłość przemija i nie warto dla niej tracić połowy majątku, a uczucia i seks można mieć na boku.
Bez obciachu piszą o tym faceci na swoich forach.
a uczucia i seks można mieć na boku
I o uczucia właśnie tu chodzi. Niestety, nie umie się do nich otwarcie przyznać. Więc brnie w jakieś "przyjaźnie", "dobrze mi się z nią rozmawia", "bardzo ją lubię".
Przedtem uzurpował sobie prawo do prywatności, a teraz do "przyjaznych uczuć", a w tle ciągle ona.
memo331, może w ramach terapii i skupiania się na swoich potrzebach, zaprzyjaźnij się z kimś na zasadzie klin klinem.
Wiem, możesz potraktować to jako czarny humor, ale sytuacja w jakiej tkwisz jest tak przygnębiająca i beznadziejna, że może faktycznie znalezienie nowej pasji i pasjonata wytrąciłoby Cię z tego marazmu i niemocy.
Przedtem uzurpował sobie prawo do prywatności, a teraz do "przyjaznych uczuć", a w tle ciągle ona.
memo331, może w ramach terapii i skupiania się na swoich potrzebach, zaprzyjaźnij się z kimś na zasadzie klin klinem.
rozważę tę kuszącą propozycję
Memo ja nie rozumiem dlaczego Twoj maz ma ją nadal na fb bo przypuszczam ze to tam zamieszcza te komentarze i usmieszki. Co ona tam robi jeszcze? Ja na Twoim miejscu dawno bym zażądała zeby ją stamtad wywalil w koncu to nie zwykla kolezanka tylko do cholery przypuszczalnie kochanka. Moze zbyt łagodnie sie z nim obchodzisz? Moze powinnas go wlasnie krotko trzymac a nie tak popuszczac? W koncu to Twoj mąż. Zacznij cos od niego żądac bo jak narazie to tylko on żądał że chce miec prywatnosc ,zebys go rozumiala i inne bzdety. Dla Ciebie by było lepiej gdyby ona sie rozwiodla bardzo dobrze bys wtedy sprawdzila meza co tak naprawde czuje ale jak widac tam jakas zaklamana sielanka trwa. Po co oni jeszcze zamieszczaja jakies szczesliwe zdjecia? Zeby udowodnic cos czego tak naprawde nie ma? To jest co najmniej zalosne.
100 2016-11-27 23:10:19 Ostatnio edytowany przez josz (2016-11-27 23:10:52)
Memo ja nie rozumiem dlaczego Twoj maz ma ją nadal na fb bo przypuszczam ze to tam zamieszcza te komentarze i usmieszki. Co ona tam robi jeszcze? Ja na Twoim miejscu dawno bym zażądała zeby ją stamtad wywalil w koncu to nie zwykla kolezanka tylko do cholery przypuszczalnie kochanka. Moze zbyt łagodnie sie z nim obchodzisz?
Nie Eni, przecież to "tylko przyjaciółka", więc dlaczego miałby wykonywać tak dramatyczne i "żenujące" ruchy?
Podobnie ze zmianą pracy, trudno ryzykować karierę i "tylko przyjaźń" z powodu "urojeń" żony.
...i koło się zamyka
Uważam, że przymus na nic się nie zda. Memo okaże tylko swoją słabość, bezsilność i desperację.
Moim zdaniem, największym problemem jest ta patowa, wykańczająca psychicznie sytuacja w której Memo aktualnie tkwi oraz jego przekonanie, że problem został wyjaśniony i zamknięty; "o mało nie stracił żony" uff, stracił jednak przyjaciół a zwłaszcza przyjaciółkę
Hipokryta do potęgi
Wiem dziewczyny ze moze nic nie dac bo bedzie chcial to znajdzie droge do niej. Ale ja bym chciala zobaczyc jego reakcje i mine. A poza tym ja akurat sobie nie wyobrazam zeby moj maz mial taką przyjaciolke ktora calowala sie z moim mezem na fb. Dawno kazalabym ja wywalic cokolwiek by nie bylo dalej.Ta sytuacja klin klinem moze by mogla byc tylko co to rozwiaze? Co najwyzej poprawi samopoczucie memo ale malzenstwa nie uratuje a zaszkodzi przy ewentualnym rozwodzie. No moze sie myle bo maz zrobi sie taki zazdrosny ze porzuci przyjaciolke. Juz kiedys ktos pisal ze tak zrobil. Tylko pytanie do Ciebie Memo czy Ty jeszcze bedziesz chciala byc w tym malzenstwie jak zakonczy przygode z przyjaciolka? Czy o to Ci chodzi zeby on to zakonczyl i uratowac to malzenstwo czy wiesz juz ze nie dasz rady tylko ciezko Ci sie z tym pogodzic?
Uważam, że przymus na nic się nie zda. Memo okaże tylko swoją słabość, bezsilność i desperację.
Moim zdaniem, największym problemem jest ta patowa, wykańczająca psychicznie sytuacja w której Memo aktualnie tkwi oraz jego przekonanie, że problem został wyjaśniony i zamknięty; "o mało nie stracił żony" uff, stracił jednak przyjacióła zwłaszcza przyjaciółkę
Hipokryta do potęgi
Josz, od samego początku mojej śmiesznej historii towarzyszysz mi jak przyjaciel, nie oceniając, zawsze trafiając w punkt. Nie wiem, jak to robisz, ale czasami wręcz dopowiadasz historię nie mogąc przecież znać jej rzeczywistego biegu Hipokryta? Tak. Egoista? Jak najbardziej. Przez 11 lat żyłam iluzją, chyba, że człowiek potrafi tak drastycznie zmienić się w przeciągu kilku miesięcy. Wątpliwe. Kim jestem dla niego? Szczęśliwie dla mnie pozwala mi to "rozumieć" podejmując mniej lub bardziej przemyślane decyzje. Piszę "szczęśliwie", bo to pozbawia mnie resztek głupich złudzeń. Eni zapytała mnie, czy mogę żyć z takim człowiekiem? Nie mogę. I tak, żal mi tak bardzo, tyle, że nie wiem czego. Chyba tej głupiej miłości ulokowanej w nieodpowiednim miejscu. Bywa.
Memo rozumiem ze podjelas juz decyzje musisz sie tylko z nia pogodzic. Bedziesz potrzebowala teraz duzo sily zeby to przejsc. Dobrze wszystko przemysl i zrób to z rozwagą.
. Nie wiem, jak to robisz, ale czasami wręcz dopowiadasz historię nie mogąc przecież znać jej rzeczywistego biegu .
Nie mam siódmego zmysłu. Zachowanie Twojego męża jest przewidywalne do bólu i Ty o tym wiesz, zwłaszcza Ty.
Myślę, że przez przynajmniej 10 lat, żyłaś z tym człowiekiem, którego znałaś, teraz niestety, mieszkasz z kimś innym.
On się zmienił, kiedy? Trudno stwierdzić, być może to kryzys wieku średniego, a być może zobojętniał już wcześniej.
Gdyby Cię kochał, nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby Cię kochał, a popełnił wtedy ten "błąd", ogarnąłby się, zreflektował, chciałby Ci wynagrodzić ten stres, zawód jaki Ci sprawił i być może upokorzenie. Tymczasem on bawił się nadal nie zważając na Ciebie, nie myśląc o konsekwencjach, o dziecku, ponad rok!
To wszystko niestety jest faktem i zdajesz sobie z tego sprawę, tak jak z jego aktualnej, fałszywej postawy.
Nie jesteś zdesperowaną, rozhisteryzowaną kobietą, która trzyma się portek, byle tylko były.
Potrzebujesz czasu i być może wizualizacji swojego życia po ewentualnym rozstaniu, albo przeciwnie, wspólnej przyszłości mimo wszystko.
Dlatego uważam, o czym wcześniej wspominałam, że może dobrym wyjściem byłoby jednak, poproszenie go o wyprowadzkę, może w takich okolicznościach, nie oglądając go codziennie spojrzałabyś na problem z większym dystansem.
Czy brałaś pod uwagę konsultację z psychologiem, może profesjonalista wskazałby Ci drogę, zasugerował rozwiązanie. Czy braliście pod uwagę terapię małżeńską?
Często zdesperowani zdradzeni sądzą, że terapia uzdrowi i wzmocni pokiereszowany związek, jednak ona nierzadko ujawnia prawdę o tym, że nie ma już czego ratować.
Jest tylko jeden problem, czy Twój mąż zgodziłby się na takie rozwiązanie (skoro nic się nie wydarzyło), a przede wszystkim, czy zdobyłby się na szczerość?
Może on sam uwierzył już w te kłamstwa które funduje Ci od roku?
memo331 napisał/a:. Nie wiem, jak to robisz, ale czasami wręcz dopowiadasz historię nie mogąc przecież znać jej rzeczywistego biegu .
Nie mam siódmego zmysłu. Zachowanie Twojego męża jest przewidywalne do bólu i Ty o tym wiesz, zwłaszcza Ty.
Myślę, że przez przynajmniej 10 lat, żyłaś z tym człowiekiem, którego znałaś, teraz niestety, mieszkasz z kimś innym.
On się zmienił, kiedy? Trudno stwierdzić, być może to kryzys wieku średniego, a być może zobojętniał już wcześniej.
Gdyby Cię kochał, nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby Cię kochał, a popełnił wtedy ten "błąd", ogarnąłby się, zreflektował, chciałby Ci wynagrodzić ten stres, zawód jaki Ci sprawił i być może upokorzenie. Tymczasem on bawił się nadal nie zważając na Ciebie, nie myśląc o konsekwencjach, o dziecku, ponad rok!
To wszystko niestety jest faktem i zdajesz sobie z tego sprawę, tak jak z jego aktualnej, fałszywej postawy.
Nie jesteś zdesperowaną, rozhisteryzowaną kobietą, która trzyma się portek, byle tylko były.
Potrzebujesz czasu i być może wizualizacji swojego życia po ewentualnym rozstaniu, albo przeciwnie, wspólnej przyszłości mimo wszystko.
Dlatego uważam, o czym wcześniej wspominałam, że może dobrym wyjściem byłoby jednak, poproszenie go o wyprowadzkę, może w takich okolicznościach, nie oglądając go codziennie spojrzałabyś na problem z większym dystansem.
Czy brałaś pod uwagę konsultację z psychologiem, może profesjonalista wskazałby Ci drogę, zasugerował rozwiązanie. Czy braliście pod uwagę terapię małżeńską?
Często zdesperowani zdradzeni sądzą, że terapia uzdrowi i wzmocni pokiereszowany związek, jednak ona nierzadko ujawnia prawdę o tym, że nie ma już czego ratować.
Jest tylko jeden problem, czy Twój mąż zgodziłby się na takie rozwiązanie (skoro nic się nie wydarzyło), a przede wszystkim, czy zdobyłby się na szczerość?
Może on sam uwierzył już w te kłamstwa które funduje Ci od roku?
Jeśli chodzi o psychologa, mąż nigdy się na takiego nie zdecyduje. Proponowałam, jeszcze może gdzieś koło marca:) Terapia małżeńska może przyniosłaby skutek, pod warunkiem, jak sama zauważyłaś, pełnej szczerości męża. A na to się nie zanosi. Przynajmniej nie teraz. Czy kocha tamtą? Nie wiem, ale uczucia do niej żywi, chociaż chyba sam przed sobą woli ich nie nazywać. I tu kłopot. Najprawdopodobniej wierzy w swoje kłamstwa. To pozwala mu przecież wytłumaczyć się przed całym światem. Jeśli zaś chodzi o mnie, ja potrzebuję czasu, żeby odszukać siebie. Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak potrafię i chcę dalej żyć.
Memo zadalam awarszawie pytania (majac na mysli wlasciwie Ciebie bo sytuacja troche podobna) ktore mogly by pomoc Ci w diagnozie Twojego meza. Niestety czesc odpoowiedzial a czesc orientujac sie ze ma komus pomoc a nie sobie to zignorowal. Chyba rzeczywiscie z niego niezly egoista chociaz moze jeszcze odpowie. W kazdym bądz razie, moze nie kazdy przypadek jest identyczny ale na pewno jakis wspolny mianownik tego jest. Cos z tego moze wywnioskujesz.
Jeśli zaś chodzi o mnie, ja potrzebuję czasu, żeby odszukać siebie. Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak potrafię i chcę dalej żyć.
Tak trzymaj, sama wiesz najlepiej, lub dopiero będziesz widziała jak postąpić. Wybacz moje sugestie, łatwo się pisze patrząc z boku. Mogę się tylko domyślać jak się z tym wszystkim czujesz i jakie rozterki przeżywasz. Oby czas pomógł Ci w podjęciu dobrej decyzji.
Memo, wg mnie jedynym wyjściem teraz jest odejść.
On nie kocha, po prostu pali się pod dupą, więc docenia ciepło domowego ogniska. Ale to nie znaczy że przestał myśleć o innej.
Będzie z Tobą siedział, trzymał za rękę i uzna że tak trzeba i tak dobrze, ale serce palić się będzie na myśl o innych cyckach.
Wg mnie naprawdę jedyne co może coś rzeczywiście zmienić to jest strzał w pysk i wyciągnięcie konsekwencji.
Jak siądzie sam, otrzyma szansę ułożenia sobie życia po swojemu skoro obok Ciebie nie było wszystkiego czego potrzebuje - zrozumie czego tak naprawdę chce i kogo kocha.
Nie licz teraz na szacunek, uczciwość, on nie myśli logicznie niestety. I nie jest człowiekiem za którego wyszłaś.
Miej szacunek do siebie, nie łykaj kitów - bo Twoja głowa wszystko sobie wytłumaczy a tak naprawę jest to stek bzdur, miał szansę się zrehabilitować a brnął w to dalej.
Ty jsteok i nic złego nie zrobiłaś.
Nie żyj w iluzji.
Zrobienie czegokolwiek da szansę na prawdziwe życie, może bez niego, a może z nim - ale szczerym nim, który będzie rzeczywiście płakał nad swoją głupotą i tym co mógł stracić, a nie męczennikiem, który siedzi z Tobą z braku ciekawszej alternatywy.
Taka prędzej czy później się pojawi.
Naprawde wiem co mówię.
Nie oszukujmy sie. Zadnej z nas maz nie kochal kiedy zdradzal. Wierzenie w jakies bzdury ze wtedy kochal tylko sie pogubil ,ze kochal zaraz po to jakies totalne bzdury i wiara w to to oszukiwanie samej siebie. Nie rozumiem jak ktos moze wierzyc w takie cos ze kochal i zdradzal a sa i tacy. Jedne zony przeczekaja tego pierdolca jak to okreslila laskanebeska i zyja z tym mezem choc to juz nie to samo zycie bo on dla nas staje sie jakims odrebnym swiatem a my jestesmy najwazniejsze juz tylko same dla siebie z wlasnym JA i chocby facem nie wiem jak stawal na glowie nie bedzie juz mial tej zony sprzed ,druga czesc zon nie akceptuje takiego stanu rzeczy ze maz je kiedys nie kochal z powodu jakiegos pierdolca i odchodza.
Memo decyzja nalezy do Ciebie. Zrób to co uwazasz dla samej siebie najlepsze. Po takim czyms juz nie mysli sie o dobru wspolnym tylko o swoim wlasnym. Pan maz teraz bedzie mial to na co sam sobie zapracowal czyli juz nie tą samą żone o ile wogóle ją bedzie jeszcze miał.
111 2016-11-30 11:31:07 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-11-30 11:45:28)
Memo decyzja nalezy do Ciebie. Zrób to co uwazasz dla samej siebie najlepsze. Po takim czyms juz nie mysli sie o dobru wspolnym tylko o swoim wlasnym. Pan maz teraz bedzie mial to na co sam sobie zapracowal czyli juz nie tą samą żone o ile wogóle ją bedzie jeszcze miał.
Z jego perspektywy wszystko jedno, jaka ta żona jest, bo to nie żona jest ważna, ale rodzina jako wygodne miejsce do codziennej egzystencji. Jeśli tylko nie będzie za bardzo marudziła i narzekała to może być. Może być obok, bo on myślami i tak będzie z tamtą. Może nawet być wkładką w łóżku, bo on w myślach będzie z tamtą. Może być jako marna imitacja tamtej.
Dlaczego wy dziewczyny godzicie się na taką rolę, jaką wam wasz mąż przypisał trudno mi zrozumieć, ale rozumiem, że to wasza decyzja.
EDIT: właściwie to przyszło mi do głowy, dlaczego wy tak robicie, dziewczyny. Dokładnie z tych samych powodów, co wasi mężowie. Tak jest wam wygodnie.
No widzisz summerka po jakims czasie juz staje sie dla Ciebie malo wazne co on mysli jaka jest jego perspektywa itd. Dla Ciebie wtedy stajesz sie najwazniejsza Ty sama ,to czego Ty chcesz i z czego masz wieksze korzysci. Egoistyczne? No trudno. Jemu egoizmu tez nie brakowalo. Do takiego stanu nie dochodzi sie od razu tylko z biegiem czasu i wcale to latwe nie jest ale z czasem coraz latwiejsze. Moze nie kazdy ma identycznie ale na pewno podobnie. Z kims innym wcale nie musi byc lepiej. Jak widac zdradzaczy i egoistow na swiecie nie brakuje. Zostajac sama lub zaczynajac z kims innym wcale nie musi byc lepiej. Mozna dostac kolejna dawke cierpienia a tego przynajmniej moja psychika by juz nie wytrzymala. Byc moze ulatwia mi to fakt ze u mojego meza pierolec juz minal inni sa w innej sytuacji jak np memo. Moga myslec jeszcze inaczej lub wogole inaczej do tego podejsc. I ok niech kazdy postepuje w zgodzie ze sobą. To jest sytuacja w ktorej cokolwiek sie nie zrobi latwo juz nigdy nie bedzie pozostaja tylko 2 drogi i w kazdej z nich trzeba miec duzo sily. Tysiac razy myslisz czy isc w ta czy w ta czasem prawie juz idziesz a potem jedna z tych drog zaczyna wygrywac.
113 2016-11-30 12:03:41 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-11-30 12:04:41)
No widzisz summerka po jakims czasie juz staje sie dla Ciebie malo wazne co on mysli jaka jest jego perspektywa itd. Dla Ciebie wtedy stajesz sie najwazniejsza Ty sama ,to czego Ty chcesz i z czego masz wieksze korzysci. Egoistyczne? No trudno. Jemu egoizmu tez nie brakowalo. Do takiego stanu nie dochodzi sie od razu tylko z biegiem czasu i wcale to latwe nie jest ale z czasem coraz latwiejsze. Moze nie kazdy ma identycznie ale na pewno podobnie. Z kims innym wcale nie musi byc lepiej. Jak widac zdradzaczy i egoistow na swiecie nie brakuje. Zostajac sama lub zaczynajac z kims innym wcale nie musi byc lepiej. Mozna dostac kolejna dawke cierpienia a tego przynajmniej moja psychika by juz nie wytrzymala. Byc moze ulatwia mi to fakt ze u mojego meza pierolec juz minal inni sa w innej sytuacji jak np memo. Moga myslec jeszcze inaczej lub wogole inaczej do tego podejsc. I ok niech kazdy postepuje w zgodzie ze sobą. To jest sytuacja w ktorej cokolwiek sie nie zrobi latwo juz nigdy nie bedzie pozostaja tylko 2 drogi i w kazdej z nich trzeba miec duzo sily. Tysiac razy myslisz czy isc w ta czy w ta czasem prawie juz idziesz a potem jedna z tych drog zaczyna wygrywac.
Rozumiem. Nie kochacie się i macie gdzieś nawzajem to, co każde z was czuje. Taki układ. Jesteście razem, bo tak wygodniej. Dzieci trzeba wychować. Przynajmniej nam tu Eni oczu nie mydlisz wyświechtanymi frażesami o miłości. Jesteście z sobą, bo nie ma lepszej opcji lub jak w przypadku męża memo lepsza opcja jest poza zasięgiem. Tak upływa dzień za dniem. Tylko czegoś wciąż brakuje. I samo się to coś nie pojawi.
Wpadłam tu na chwilę i Twoja historia memo nieco mi moją przypomniała..
http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=85118
Jakkolwiek się powtórzę...to z perspektywy czasu, słuchaj intuicji.
W jednym wielkim skrócie, mnie pomogło bardzo:
a) wywnętrzanie się na tym forum
b) przyjaciółka ( terapeuci..hm..albo źle trafiłam albo uważam że jestem niereformowalna
c ) najważniejsze:
po czasie ( długim dość ) wbiłam sobie jedną podstawową rzecz:
Co się staje kiedy on zdradzi ? tak z reguły ? Pytania ? główkowanie ? maglowanie owego niewiernego ? słuchanie tych samych bredni ? albo bredni okraszonych kolejnymi bredniami ?
I tak do wyrzygania..
A więc NIE.
Nie, bo zabiera to całą mnie...bo myśli zostają skradzione przez niego..przez tamtą..obrazy niechciane, bolesne do granic..
Tak bardzo kiedyś się pochłonęłam tym co on zrobił, że zabrakło mi siebie...sama siebie zatraciłam.. chcąc dojść prawdy..chcąc naprawiać..wybaczać etc etc
Nie popełniaj mojego błędu..nawet jeśli jesteś na początku..
Zawalcz o siebie od początku..
Widzisz summerka czytalam juz rozne opinie na swoj temat ze kocham za bardzo ,ostatnio ze wogole nie kocham pogubic sie mozna. Wszyscy wiedza lepiej ode mnie czy kocham i jak kocham.Wlasciwie to sie pomylilam sa 3 wyjscia w tej sytuacji. Odejsc i byc samemu, odejsc i szukac nowej milosci, zostac z mezem. W moim przypadku samotnosci nie lubie , mloda ksiezniczka juz nie jestem i jakos ksiecia na bialym koniu szukac juz mi sie nie chce. Z tych 3 wyjsc najbardziej satysfakcjonuje mnie pomimo wszystkiego zycie z mezem chociaz latwo mi nie jest. Rozmawialismy o rozwodzie i to calkiem niedawno tylko ze oboje doszlismy do wniosku ze co nam to da? Ani on nie chce juz sobie zycia z nikim ukladac ani ja. Chyba nie potrafilibysmy na to patrzec. Moze gdyby bylo wczesniej ale minelo juz 4.5 roku i teraz jakos sobie tego nie wyobrazamy. Piszesz ze czegos brakuje. Jedyne czego brakuje to tego zeby to sie nigdy nie wydarzylo ale to niemozliwe. Na razie podchodze do tego bardzo egoistycznie ale mam nadzieje ze kiedys spuszcze troche z tonu bo tak naprawde to nie ja, ja taka nie jestem. Na pewno juz nie bede taka naiwna i nie bede wierzyc bezgranicznie ale czasem mi glupio kiedy widze jak on sie stara i robi wszystko wrecz kosztem siebie. Obiadki herbatki sniadanka zlota raczka w domu przyjezdza po mnie po pracy chociaz pada z nog kwiatki non stop mowi ze nigdy sam nie odejdzie bo nie chce mnie w zaden sposob juz ranic ciagle czeka na moja decyzje nieraz widzialam jak plakal kiedy mialam gorszy dzien. Czasem juz mi miekna kolana chociaz nie wiem czy powinny? Teraz to facet marzenie drugiego takiego w moim wieku nie wykopie. Zastanawiam sie jak moglabym takiego faceta dzisiaj zostawic?gdybys byla na moim miejscu nie wiem czy byloby Ci tak latwo odejsc. Jestem w sumie rozdarta juz chyba latwiej ma memo bo ten jej ciagle klamie chociaz kiedy przypomne sobie swojego z wtedy to byl nie do pozazdroszczenia. Niektorym sie to wydaje takie latwe odejsc ale nie kazdy chce tego rozstania i tej wywrotki o 180 stopni.
Na razie podchodze do tego bardzo egoistycznie ale mam nadzieje ze kiedys spuszcze troche z tonu bo tak naprawde to nie ja, ja taka nie jestem.
A jaka jesteś Eni? Kim jesteś? Jak chcesz żyć? Czego chcesz od swojego męża?
Wciąż piszesz, że kiedyś było nie tak, bo ty byłaś naiwna a twoje małżeństwo złudzeniem.
Dzisiaj też nie jest tak jak być powinno i ty nie jesteś sobą.
To kim ty właściwie byłaś i jesteś, bo piszesz jakby nic nigdy od ciebie nie zależało, jakbyś była ofiarą losu, ofiarą swojego mężą, ofiarą dzisiejsżej sytuacji ?
No oczywiscie ze padlam ofiara najbardziej to wlasnej glupoty. Kazdy zdradzony to ofiara a ja to juz mega biorac pod uwage jak bylam uzalezniona emocjonalnie i materialnie od meza. Bylam na tyle glupia ze chcialam nawet dzialke sprzedac zeby dobudowac sie do jego domu. W efekcie pozniej nawet nie mialabym co sprzedac zeby przezyc z dzieckiem jak mnie zostawial bez pieniedzy. Myslalam kiedys ze wszystko jest na wieki. Błąd, duzy błąd. Braklo mi wlasnego zdania i rozsadku akurat za to moge winic tylko samą siebie. Niestety w tym malzenstwie chyba wszystko popadlo ze skrajnosci w skrajnosc. Jak chce zyc? Juz nie moge zyc jakbym chciala kazda z tych drog nie jest w pelni satysfakcjonujaca. Pozostalo mi tylko:jak moge jeszcze jakos pozyc po tym wszystkim zeby bylo mi w miare dobrze.Moze chociaz dla memo ktoras z tych 3 drog okaze sie w pelni ją zadawalajaca.
118 2016-12-01 18:42:12 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-01 18:47:55)
No oczywiscie ze padlam ofiara najbardziej to wlasnej glupoty. Kazdy zdradzony to ofiara a ja to juz mega biorac pod uwage jak bylam uzalezniona emocjonalnie i materialnie od meza. Bylam na tyle glupia ze chcialam nawet dzialke sprzedac zeby dobudowac sie do jego domu. W efekcie pozniej nawet nie mialabym co sprzedac zeby przezyc z dzieckiem jak mnie zostawial bez pieniedzy. Myslalam kiedys ze wszystko jest na wieki. Błąd, duzy błąd. Braklo mi wlasnego zdania i rozsadku akurat za to moge winic tylko samą siebie. Niestety w tym malzenstwie chyba wszystko popadlo ze skrajnosci w skrajnosc. Jak chce zyc? Juz nie moge zyc jakbym chciala kazda z tych drog nie jest w pelni satysfakcjonujaca. Pozostalo mi tylko:jak moge jeszcze jakos pozyc po tym wszystkim zeby bylo mi w miare dobrze.Moze chociaz dla memo ktoras z tych 3 drog okaze sie w pelni ją zadawalajaca.
Eni, A gdybyś tak przyjęła na wiarę, że zdrada twojego męża to był dla ciebie znak od "losu", żebyś zaczęła żyć naprawdę, tzn. zastanowiła się kim jesteś, czego ci w życiu brakuje, jak możesz to osiągnąć i być szczęśliwą. Ale nie jak teraz uzależniać swoje szczęście i zadowolenie z życia od drugiego człowieka i jego postępowania, ale od samej siebie. Co sama dla siebie mogłabyś robić żeby być szczęśliwą?
No ten znak od losu to chyba pojawil sie w najgorszym moim zyciowym momencie bo kiedy raczkowalam w swojej karierze zawodowej. Prace na poczatku kiedy nie mialam doswiadczenia wcale latwo znalezc mi nie bylo. No moze byl to jakis znak od losu zeby w koncu zmądrzec i nie narobic jeszcze wiecej glupot zwiazanych z uzaleznieniem od meza. W ciagu tych 4 lat zrobilam juz duzo dla siebie i nie bylo to nic zwiazanego z mezem. Zrobilam wszystko dla siebie. Pelni szczescia to juz pewnie nigdy nie osiagne. Chyba za duzo sie stalo. To jest jeszcze ciagle hustawka emocjonalna w ktora wlasnie wkroczyla memo.
120 2016-12-01 19:42:35 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-01 19:57:57)
No ten znak od losu to chyba pojawil sie w najgorszym moim zyciowym momencie bo kiedy raczkowalam w swojej karierze zawodowej. Prace na poczatku kiedy nie mialam doswiadczenia wcale latwo znalezc mi nie bylo. No moze byl to jakis znak od losu zeby w koncu zmądrzec i nie narobic jeszcze wiecej glupot zwiazanych z uzaleznieniem od meza. W ciagu tych 4 lat zrobilam juz duzo dla siebie i nie bylo to nic zwiazanego z mezem. Zrobilam wszystko dla siebie. Pelni szczescia to juz pewnie nigdy nie osiagne. Chyba za duzo sie stalo. To jest jeszcze ciagle hustawka emocjonalna w ktora wlasnie wkroczyla memo.
Niestety, tak to już bywa, że ciosy od "losu" dostajemy w najmniej spodziewanych momentach. Lecz nie w tym rzecz, aby być na nie przygotowanym, ale żeby uniezalezniać swoje samopoczucie, szczęście i emocjonalną stabilność od innej osoby. Jesteś dorosłym człowiekiem, który odpowiada za swoje życie.
Twojego męża mogło nawet przygniatać to, że tak na nim "wisisz" i uzależniasz siebie i swoje życie od niego. Dlaczego jeden dorosły człowiek ma taszczyć przez życie drugiego? W żadnym wypadku go nie tłumaczę, daleka jestem od tego. Ale wiesz, ja uciekałabym gdzieś, w coś, w KOGOŚ żeby trochę odetchnąć od ciężaru, który składałabyś na moje barki, to może on wybrał krzywdzącą ciebie metodę ucieczki też.
Wiem ze moglo tak byc tylko widzisz podobno ta druga okazala sie jeszcze gorsza zwlaszcza pod wzgledem emocjonalnym. Ostatnio opisal alexich czy jakos tak mu bylo w watku "biedna dziewczynka"swoja byla i podobnie opisal mi ja maz ze go pod koniec zaczela meczyc chociaz pewnie na poczatku mu sie podobalo ze ktos mu tyle uwagi poswieca. Nie wazne. Jemu z kolei teraz troche przeszkadza ze jest u mnie za bardzo w druga strone. Summerka cokolwiek nie bedzie przezyje bo musze. Czasem mi ciezko ale dzieki za obiektywna ocene . Twoje rady czesto daja do myslenia. Memo wyciagaj wnioski i napisz co u Ciebie.
122 2016-12-01 21:35:08 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2016-12-01 21:38:00)
Wiem ze moglo tak byc tylko widzisz podobno ta druga okazala sie jeszcze gorsza zwlaszcza pod wzgledem emocjonalnym. Ostatnio opisal alexich czy jakos tak mu bylo w watku "biedna dziewczynka"swoja byla i podobnie opisal mi ja maz ze go pod koniec zaczela meczyc chociaz pewnie na poczatku mu sie podobalo ze ktos mu tyle uwagi poswieca. Nie wazne. Jemu z kolei teraz troche przeszkadza ze jest u mnie za bardzo w druga strone. Summerka cokolwiek nie bedzie przezyje bo musze. Czasem mi ciezko ale dzieki za obiektywna ocene . Twoje rady czesto daja do myslenia. Memo wyciagaj wnioski i napisz co u Ciebie.
Wcale się nie dziwię, że tamta okazała się gorsza, statystyki mówią, że od żon do kochanek odchodzi 5-10% facetów a tylko niewielki odsetek tych nowych związków przetrwa dłużej niż 5 lat. To o czymś świadczy Najczęściej, że trawa u sąsiada tylko WYDAWAŁA się bardziej zielona
Jeśli chodzi o memo, to trudność jej sytuacji polega na tym, że jej mąż nie przekonał się, że "trawa" u sąsiada wcale nie jest bardziej zielona niż w jego własnym ogródku, więc nadal o trawie od sąsiada marzy. A memo musi sama zdecydować, czy chce żyć u boku kogoś, kto wzdycha do innej.
Jeśli chodzi o memo, to trudność jej sytuacji polega na tym, że jej mąż nie przekonał się, że "trawa" u sąsiada wcale nie jest bardziej zielona niż w jego własnym ogródku, więc nadal o trawie od sąsiada marzy .
No, nie Męża Memo o tym fakcie przekonał mąż nadobnej sąsiadki
I słowo "sąsiadka" nie jest w tym przypadku nadużyciem, ponieważ dzieli nas dokładnie...ulica odległości
ale mąż Memo tak sobie wmówił, że była to JEGO indywidualna decyzja, że dzisiaj na kolanach (dosłownie) przepraszał Memo, za ból i łzy ostatniego roku. Teraz, po roku, ZROZUMIAŁ jak cenna jest dla niego Memo, TERAZ nie pozwoli aby ONA (!!!) stała( !!!) między nim a Memo (!!!!).
Napisała mi tu kiedyś GIA_79 kilka mądrych słów.
po czasie ( długim dość ) wbiłam sobie jedną podstawową rzecz:
Co się staje kiedy on zdradzi ? tak z reguły ? Pytania ? główkowanie ? maglowanie owego niewiernego ? słuchanie tych samych bredni ? albo bredni okraszonych kolejnymi bredniami ?
I tak do wyrzygania..
A więc NIE.
Nie, bo zabiera to całą mnie...bo myśli zostają skradzione przez niego..przez tamtą..obrazy niechciane, bolesne do granic..
Tak bardzo kiedyś się pochłonęłam tym co on zrobił, że zabrakło mi siebie...sama siebie zatraciłam.. chcąc dojść prawdy..chcąc naprawiać..wybaczać etc etc
Nie popełniaj mojego błędu..nawet jeśli jesteś na początku..
Zawalcz o siebie od początku..
Ja właśnie tego nie zrobiłam. Nie zawalczyłam o SIEBIE. Opatrznie zrozumiałam, że aby ratować małżeństwo, powinnam walczyć o niego.
Memo ale masz cyrk w domu. Wiesz juz co chcesz z tym cyrkiem zrobic czy czekasz na ciag dalszy? U sasiadow chyba podobnie nie bylo? Pani sasiadka chyba nie blagala meza na kolanach!?
że dzisiaj na kolanach (dosłownie) przepraszał Memo, za ból i łzy ostatniego roku. Teraz, po roku, ZROZUMIAŁ jak cenna jest dla niego Memo, TERAZ nie pozwoli aby ONA (!!!) stała( !!!) między nim a Memo (!!!!).
Memo, zajrzyj do posta nr 81 na swoim wątku i daj nam tu znać, które z wymienionych przeze mnie zachowań prezentuje w chwili obecnej Twój skruszony małżonek.
Teraz od Ciebie zależy, co dalej, ale to wiesz.
Wydajesz mi się sympatyczną osobą i życzę Ci jak najlepiej.
Dam Ci taką radę - zanim popadniesz w euforię, że niewierny małżonek uznał, iż nie ma na tym świecie większego skarbu niż Ty i dajesz mu szansę, BĄDŹ CZUJNA i go dyskretnie OBSERWUJ.
Wiesz dlaczego Ci tak piszę? Po pierwsze, nie zaszkodzi, po drugie piszę z autopsji, po trzecie trochę tu wątków o tej "skrusze" jest, m.in. taki post:
http://www.netkobiety.pl/p2976360.html#p2976360
I teraz, forumowa koleżanko, zawalcz o SIEBIE. I nam tu napisz, co ostatnio zrobiłaś KONKRETNIE w tym kierunku. Czy zdecydujesz się dać mężowi szansę (jak mniemam tak) czy nie, potrzebna będzie Ci wielka SIŁA.
Potwierdzam to, co napisała Summerka88:
statystyki mówią, że od żon do kochanek odchodzi 5-10% facetów a tylko niewielki odsetek tych nowych związków przetrwa dłużej niż 5 lat.
Tę statystykę potwierdza również wiele wątków na tym forum.
memo331, powodzenia!
mąż Memo tak sobie wmówił, że była to JEGO indywidualna decyzja, że dzisiaj na kolanach (dosłownie) przepraszał Memo, za ból i łzy ostatniego roku. Teraz, po roku, ZROZUMIAŁ jak cenna jest dla niego Memo, TERAZ nie pozwoli aby ONA (!!!) stała( !!!) między nim a Memo (!!!!)
No proszę, to już nie tylko parole, parole, ale też akt pokory, czyli jakiś mini-czyn.
Tylko co z tą "przyjaźnią" chciałoby się spytać?
summerka88 napisał/a:Jeśli chodzi o memo, to trudność jej sytuacji polega na tym, że jej mąż nie przekonał się, że "trawa" u sąsiada wcale nie jest bardziej zielona niż w jego własnym ogródku, więc nadal o trawie od sąsiada marzy .
No, nie
Męża Memo o tym fakcie przekonał mąż nadobnej sąsiadki
I słowo "sąsiadka" nie jest w tym przypadku nadużyciem, ponieważ dzieli nas dokładnie...ulica odległości
ale mąż Memo tak sobie wmówił, że była to JEGO indywidualna decyzja, że dzisiaj na kolanach (dosłownie) przepraszał Memo, za ból i łzy ostatniego roku. Teraz, po roku, ZROZUMIAŁ jak cenna jest dla niego Memo, TERAZ nie pozwoli aby ONA (!!!) stała( !!!) między nim a Memo (!!!!).
Jak myślisz memo, czy twój mąż ZROZUMIAŁ, że lada chwilę straci nawet ten niezadbany przydomowy trawniczek i próbuje go ratować? Czy ZROZUMIAŁ, że domowy trawnik jest jednak wyjątkowo soczyście zielony?
Memo ale masz cyrk w domu. Wiesz juz co chcesz z tym cyrkiem zrobic czy czekasz na ciag dalszy? U sasiadow chyba podobnie nie bylo? Pani sasiadka chyba nie blagala meza na kolanach!?
Nie wiem, co dzieje się w domu "sąsiadów" Jakiś rok temu pewnie "poplotkowałybyśmy" sobie z sąsiadką, ale w tej sytuacji...:) Eni, nie ma takich zaklęć, którymi mój mąż przekonałby mnie o swojej miłości do mnie. Jego obecne zachowanie jest wypadkową wielu wydarzeń: świadomości sytuacji JEJ męża, strachu JEJ samej, strachu mojego męża, świadomości z kolei mojego męża, że bajka się skończyła i czas wrócić do ...domu
Ale tak jak powiedziałam: najpierw JA, później decyzje.
Ja jestem ciekawa co by sie stalo gdyby Twoj maz musial sie na jakis czas wyprowadzic. Czy sasiadka pobiegla by do niego? Czy Twoj maz przyjalby sasiadke? Kurcze jak jakis melodramat. Ciekawe na ile trawa okazalaby sie zielona z obu stron?
memo331 napisał/a:mąż Memo tak sobie wmówił, że była to JEGO indywidualna decyzja, że dzisiaj na kolanach (dosłownie) przepraszał Memo, za ból i łzy ostatniego roku. Teraz, po roku, ZROZUMIAŁ jak cenna jest dla niego Memo, TERAZ nie pozwoli aby ONA (!!!) stała( !!!) między nim a Memo (!!!!)
No proszę, to już nie tylko parole, parole, ale też akt pokory, czyli jakiś mini-czyn.
Tylko co z tą "przyjaźnią" chciałoby się spytać?
Josz, "przyjaźń", słowo wymyślone na potrzeby zdradzanych żon Mój mąż ma świadomość, że mnie traci po prostu. Nie fizycznie, bo przecież nadal dzielimy próg wspólnego domu. Jakby nie było, to inteligentny człowiek. Jednym słowem "Fire on the hall! " Ratujemy, co nam się wydaję, że uratować się da...