miłość? szczęście? kompromis? gubię się... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Strony Poprzednia 1 5 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 391 do 455 z 569 ]

391

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
krynolina napisał/a:

. Małżeństwo nie służy odszukiwaniu siebie, stawaniu na nogi, zadbaniu o swoje ja itd. Silky ma męża i dziecko, nie znaczy to, że ma przestać być sobą, ale że są pewne wymiary bycia sobą, które są dla niej nieosiągalne i powinna ona odnaleźc siebie w tym małżeństwie, a nie w ogóle.

silky - żeby było jasne, ja też nie uważam, że odpowiedzią na wasze problemy małżeńskie jest rozstanie
ja tylko uważam, że błędem jest zmienianie patato
bo to nie chodzi o to, CZY I JAK on się dostosuje do twoich granic... ale JAK ty granice wyznaczysz - patrz MIRIAM. prawda miriam?? niewazne jest to, co potrafi lub nie druga strona, jak działa, jak reaguje
wazne jest to - JAK TY REAGUJESZ i co robisz, gdy granice są przekroczone

gdy ostatnio emocjonalnie na tobie pograł - powiedziałaś, że nie będziesz tego słuchać i wyszłaś
przyszedł i przeprosił - to było właśnie to zastosowanie grqanic
ty je postawiłaś a on zareagował
MIAŁ prawo zareagowac dowolnie
ale to nie znaczy, że ty granice przesunełaś

o to włąsnie chodzi

krynolina - nie zgadzam się absolutnie z twoją definicją małżeństwa
ja np. oczekuje że związek, a więc intymnośc tych codziennych relacji dają mi przestrzeń na odszukanie siebie,zadbanie o swoje ja.. KAZDY wymiar bycia mna musi byc dla mnie w związku osiągalny  - inaczej mnie w nim nie ma

ale to nie oznacza, że zmieniam mojego męża, naginam do moich potrzeb -to racja jest krynolina

związek to TOWARZYSZENIE- w poczuciu bezpieczenstwa i zaufania

silky-ty wiesz czego cchesz i ty tak żyj

potato też wie
i jesli to coś, to jestes ty i rodzina.. to zaprzestanie gierek..
razem wpadliście w tej styl zycia - on zastosował jeden chwyt, drugi.. ty się zgodziłaś.. i nie wiadomo kiedy tkwiliście w tym po uszy...

Zobacz podobne tematy :

392

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

silky - żeby było jasne, ja też nie uważam, że odpowiedzią na wasze problemy małżeńskie jest rozstanie
ja tylko uważam, że błędem jest zmienianie patato
bo to nie chodzi o to, CZY I JAK on się dostosuje do twoich granic... ale JAK ty granice wyznaczysz - patrz MIRIAM. prawda miriam?? niewazne jest to, co potrafi lub nie druga strona, jak działa, jak reaguje
wazne jest to - JAK TY REAGUJESZ i co robisz, gdy granice są przekroczone

gdy ostatnio emocjonalnie na tobie pograł - powiedziałaś, że nie będziesz tego słuchać i wyszłaś
przyszedł i przeprosił - to było właśnie to zastosowanie grqanic
ty je postawiłaś a on zareagował
MIAŁ prawo zareagowac dowolnie
ale to nie znaczy, że ty granice przesunełaś

o to włąsnie chodzi

Z tym się zgadzam i to właśnie nazywam dbaniem o siebie w małżeństwie i też uważam, że to właśnie droga by Silky uratowała to, co jest do uratowania

End_aluzja napisał/a:

krynolina - nie zgadzam się absolutnie z twoją definicją małżeństwa
ja np. oczekuje że związek, a więc intymnośc tych codziennych relacji dają mi przestrzeń na odszukanie siebie,zadbanie o swoje ja.. KAZDY wymiar bycia mna musi byc dla mnie w związku osiągalny  - inaczej mnie w nim nie ma

ale to nie oznacza, że zmieniam mojego męża, naginam do moich potrzeb -to racja jest krynolina

związek to TOWARZYSZENIE- w poczuciu bezpieczenstwa i zaufania

Może nie wyraziłam się jasno, ale również dokładnie o to samo mi chodzi. Nie chodzi o to, by zniknąć w małżeństwie, ani by szukać siebie na zewntątrz, ale by umieć siebie znaleźć w nim. To wcale nie znaczy, że nie należy o siebie zadbać i zadbać o swoje ja. Ale nie należy stawiać tego na pierwszym miejscu, bo to nie jest najważniejsze. Swojego ja szukają panowie zdradzający żony, oni też się realizują i szukają czegoś ważnego, ale tak właśnie się nie robi. Nie stawia się siebie i swoich potrzeb przed - nie małżonkiem - ale małżenstwem.

393

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

tak krynolina

ja mam jedną wiarę:
wszystko, co ja robię, jak działam, co decyduje, jak reaguję - ŚWIADCZY O MNIE i tylko i wyłącznie omnie
nikogo nie będe obarczac odpowiedzialnoscią za moje działania, decyzje..

wszystko, co robi, działa, co decyduje, jak reagule - mój partner - świadczy tylko o nim

nie mam wpływu na jego decyzje, uczucia i zachowania
mam wpływ tylko na swoje

dzisiaj silky próbuje zdecydowac za siebie i meża

ale silky -niepotrzebnie to robisz

przecież ty już zdecydowałaś - zdecydowałś za siebie
zdecydowałś- kocham tego faceta, chcę tej rodziny, znam swoje granice i o nie dbam

dal wybrac swojemu męzowi sillky... daj mu zdecydować

NIE TY URATUJESZ LUB ROZWALISZ TO MAŁŻEŃSTWO

ty zdecydowałaś - że chcesz w nim zyć

nie mzieniaj go dlatego, nie stosuj sztuczek i eksperymentów
BĄdź sobą
otwarcie i ufnie

a on?
albo będzie przy tobie.. a;lbo nie będzie..

394

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Eksperyment nie jest zły, nie przesadzajcie.

Uważam, że powinna go zrobić, bo te 3 tygodnie mogą jej pomóc i otworzyć oczy. Bez tego nie pójdzie do przodu.

395

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Endi,

tak, to prawda, nalezy stawiac granice. A potem, po prostu granice pokazuja, gdzie jest ok, a gdzie juz nie jest ok. Tak jak granice panstwowe...
oczywiscie - jesli maz chce przekraczac granice to mu wolno. Tyle, ze to oznacza pewne konsekwencje. Jakie - to juz zalezy od zainteresowanych.

I nie zgadzam sie z Toba Krynolina, ze Panowie zdradzajacy swoje zony realizuja swoje ja. Najpierw sa zasady. I zasad przestrzegamy (tzn. nie zdradzam, nie klamie, nie oszukuje, nie matacze i co tam jeszcze....). Potem realizujemy siebie bez lamania zasad. Tzn. idziemy na ryby, na motor, na kolko wedkarskie. Ale nie idziemy na tzw. bok!
Zdrada to nie jest realizowanie siebie tylko zaprzeczenie podstawowym zasadom wspolnego zycia.
Jesli maz sie nie realizuje mowi o tym swojej zonie. I jesli nie sa w stanie sie dogadac, to sie rozstaja.

396

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

daj sobie chwile. Odpusc wszystko. Niech sie toczy swoim trybem.
Poobserwuj po prostu. Jesli umiesz, to tak troche "z boku".
NIC nie rob w sprawie naprawiania czegokolwiek. Moze zobaczysz wiecej, niz myslisz.
mam wrazenie, ze u Ciebie nastapilo zmeczenie materialu od nadmiaru interwencji.
Jak to  niektorzy tutaj pisali daj czasowi czas. I przygladaj sie.

397

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

daj sobie chwile. Odpusc wszystko. Niech sie toczy swoim trybem.
Poobserwuj po prostu. Jesli umiesz, to tak troche "z boku".
NIC nie rob w sprawie naprawiania czegokolwiek. Moze zobaczysz wiecej, niz myslisz.
mam wrazenie, ze u Ciebie nastapilo zmeczenie materialu od nadmiaru interwencji.
Jak to  niektorzy tutaj pisali daj czasowi czas. I przygladaj sie.

Problem polega na tym, że ona już sobie poobserwowała i doszła do wniosków, że jej to nie pasuje, dlatego teraz przyszedł czas na działanie.

398

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
camellya napisał/a:

silkytouch - ja myślę, że powinnaś trochę odpocząć od forum, powinnaś się wyciszyć, próbować zrozumieć siebie i jego. Za dużo w tym wątku różnych dziwnych opinii, wcale niekorzystnych dla Ciebie, pisanych li tylko z własnej, indywidualnej perspektywy. A Ty tego słuchasz jak zaczarowana. Uspokój się, popatrz na życie jakim jest i nie próbuj żyć filmami idealnego związku, bo takich nie ma. Proś o zmiany zachowań, ale nie torpeduj tego swojego męża jak mięso armatnie. Moimi zdaniem, na tym etapie, to forum Ci szkodzi.

Czytam ten wątek regularnie, nie podpowiadam nic, bo jestem zdecydowanie za młoda i nie mam doświadczenia w takich sprawach jak Silky. Po co czytam? Chyba tylko, by się uczyć i wyciągać wnioski na przyszłość.

Ale komentarz, który zacytowałam wydaje mi się jak najbardziej trafny. W tym momencie forum Ci szkodzi. Dziewczyny wkręcają się i mieszają Ci w głowie, mimo, że chcą pomóc. Wiele jest dobrych rad, ale wiele też zbędnych, wprowadzających w Twojej głowie bałagan jeszcze większy niż jest. To widać, widać po Twoich postach, że jesteś już zdezorientowana i że sama nie wiesz czego chcesz. Nie wiem czy dlatego, że sytuacja z mężem jakby nie patrzeć nie zmienia się, czy dlatego, że przeczytałaś tu wiele i wymyślasz różne scenariusze (zdrada, pracoholizm itd.). Może problem leży zupełnie gdzie indziej. MOŻE. A może nie. Za bardzo napalasz się na odpowiedzi w tym wątku i żyjesz nimi i za wiele analizujesz. Ja sama wiele analizuję jeżeli chodzi o moje życie i wiem, że jakby ktoś doświadczony wypisywał pod moim postem tyle "pomysłów" i rozwiązań, to nie wiedziałabym już jak to wszystko pogodzić z moim prawdziwym życiem.

Ty chcesz czegoś na siłę, na już. Mówisz, że jesteś cierpliwa, ale nie jesteś. Ale znam te uczucie. Kiedyś ludzie pisali do siebie listy, a teraz nie odpisze się na smsa przez pół h i jest złość (taki żart); a tu Ty chcesz by było ok, a przecież z dnia na dzień nie będzie dobrze.

Powtórzę, że jestem młoda, nie mam doświadczenia takiego jak Ty, ale gdy między mną, a moim facetem jest źle, po każdym takim okresie on potrafi powiedzieć dlaczego tak i tak się zachowywał, że wie, że robił źle, że stało się tak dlatego, że miał taki i taki problem. Nawet jeżeli kłamie, nawet jeżeli miałby kogoś na boku - ważne jest, że facet chce pokazać, że jakoś Twoje uczucia dostrzega i "szanuje". Dla mnie dziwne jest to, że Twój mąż, mimo Twoich (co prawda chyba ciągłych i upierdliwych) oczekiwań, próśb, chęci zmian itd, nie czuje się w obowiązku to przycupnięcia i wytłumaczenia/przeproszenia. NIE LICZY SIĘ Z TOBĄ.

Jestem chyba kolejną, która miesza Ci w głowie, ale poważnie mówię - odpocznij już od forum, już nie czytaj naszych komentarzy, zrób sobie przerwę od Internetu, nie czytaj książek psychologicznych. Postaraj się być naprawdę sobą, a nie sobą szukającą lepszej wersji siebie samej.
Nie wracaj do trybu "mąż chce, żona robi", ale nie nadawaj też na największych obrotach jak teraz - wypośrodkuj to, wymagaj, ale nie za wiele. Zrób przerwę, postój. Sama jesteś pewnie zmęczona chęcią zmiany. Zapomnij na kilka tygodni (bo w kilka dni wiadomo, że nic się nie zmieni), wytrzymaj, nie kombinuj, żyj po prostu z dnia na dzień, nie myśl, że musisz tutaj nam opowiedzieć każdy dzień. Powiedz nam "do widzenia" i wróć z opisem sytuacji za jakiś czas, chyba, że naprawdę będziesz w rozsypce i zatęsknisz za nami.

399

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Teo,

do Silky nalezy decyzja co zrobi. My tylko doradzamy.
Ja radze odsuniecie sie na chwile, Ty co innego.
Silky wie lepiej, czego jej teraz trzeba, a jesli nie wie, to tym bardziej powinna sie zatrzymac, zeby sie tego dowiedziec.

Silky, jestes madra kobieta. Wystarczy Cie poczytac, zeby to zobaczyc. Jesli Ci sie gdzies spieszy, to rozumiem - spiesz sie. Ale moze jednak warto sie na chwile zatrzymac. Na wirujacej karuzeli kiepsko widac co jest naokolo.
Nie proponuje CI zatrzymania sie na 20 lat - jak ja. Tylko nie musisz popelniac bledu. A decyzja o rozstaniu - bo taka propozycja co chwile tu pada - jest decyzja trudna i zawsze z tym zdazysz.
Daj sobie choc kilka dni. Zobacz, minelo pare dni od urlopu i jest juz inaczej.Ty tez myslisz juz inaczejo swoim zwiazku. Karuzela i do kompletu hustawka - tu wlasnie jestes.

Paniom doradzajacym rozstanie tez radzilabym zwolnic. Kto wie na pewno, ze malzenstwa Silky nie da sie juz uratowac? Jesli ktoras z Pan to wie, chcialabym poznac zrodlo tej wiedzy, bo moze ja tez czegos sie dowiem NA PEWNO o moim zwiazku?

400

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky ja tez uwazam ze powinnas odciac sie narazie od internetu i ksiazek. Nie zebym uwazala, ze ksiazki nie sa madre bo sa ale tez potrafia namieszac niezle w glowie.. Sprobuj wrzucic na luz, i nie oczekiwac zbyt duzo. Sprobuj rozmawiac ze swoim partnerem na spokojnie bez wyrzutow ze nic nie robi. I tez uwazam jak tutaj pare osob, ze z rozstaniem zdazysz.. Nie podejmuj decyzji ktorych nie jestes pewna. Silky nie zadreczaj sie i sprobuj byc soba.

401

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

oj zrobiło się gorąco

Spokojnie, nie śpieszę się do rozstania. Nie odejdę od męża, bo ktoś mi tak doradził na forum wink. Mam swój rozumek. Czasem się on gubi ale jednak go mam. Wychodzę, z założenia że z rozstaniem (podobnie jak z eutanazją) zawsze zdążę. Nie spieszę się do rozstania, bo nie jestem na nie po prostu gotowa, nie czuję że tego potrzebuję. Nawet jeśli kiedyś dojdę do tej decyzji, teraz jest na to zdecydowanie za szybko. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Spróbuję odpuścić na te 3 tygodnie i zobaczę co się będzie działo. Bo dla mnie dużym problemem jest teraz to, dlaczego moja osoba tak irytuje mojego męża, że nie potrafimy przeżyć spokojnie 2 tygodni bez spięcia. Czy chodzi TYLKO o moje zmiany, czy jest coś jeszcze?

402

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

i co zrobisz? Bedziesz sie babrac w takim g.....?
Sledzic? Przegladac telefon i komputer?
Naprawde mozna sie przy tym emocjonalnie ubabrac i poczuc sie bardzo zle.  Mowie to z pozycji osoby, ktora to robila a potem czula sie fatalnie.
Zadbac o siebie w takiej sytuacji oznacza rowniez nie robienie niczego, czego mialabys sie potem wstydzic.
I moze tyle na razie, bo rzeczywiscie zrobil sie tu tlok i scisk.
Powodzenia i do uslyszenia (napisania??)

403

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

i co zrobisz? Bedziesz sie babrac w takim g.....?
Sledzic? Przegladac telefon i komputer?
Naprawde mozna sie przy tym emocjonalnie ubabrac i poczuc sie bardzo zle.  Mowie to z pozycji osoby, ktora to robila a potem czula sie fatalnie.
Zadbac o siebie w takiej sytuacji oznacza rowniez nie robienie niczego, czego mialabys sie potem wstydzic.
I moze tyle na razie, bo rzeczywiscie zrobil sie tu tlok i scisk.
Powodzenia i do uslyszenia (napisania??)

nie, nie to miałam na myśli
Spróbuję wrócić do swojego "starego" zachowania i zobaczę czy to coś zmieni, czy on będzie się mniej irytował.
A co potem to nie wiem
Nie chcę się bawić w detektywa i szukać na niego haka - to nie ja

404 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2013-11-05 10:37:51)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zeby bylo jasne tip top to nikt tu silky do rozstania nie NAMAWIA. Ja tylko jestem swiecie przekonana, ze do niego dojdzie i tak. A kiedy i jak to wlasnie wczesniej pisalam - silky sama do tego dojrzeje. Albo jej maz. Bo ten zwiazek juz sie kupy nie trzyma.

Guzik zgadzam sie z opiniami, ze meza nie wolno zmieniac i takie tam i ze malzenstwo to jakas meka i droga krzyzowa. Charakteru mu nie zmieni ale moze postawic wymagania do jego udzialu we wspolnym zyciu. I do tego jak ja traktuje, oraz ich rodzine. Poki co dom to dla tego pana noclegownia z restauracja a nie dom.
Zwiazek ma przynosic szczescie i radosc, zadowolenie z bycia razem, a nie jakies takie hustawki emocjonalne: dzis bylo milo, jutro cholera wie jak.

I o co kaman z tym biednym przyzwyczajonym do full wypasu mezem? To co z tego, ze sie byl przyzwyczail, zbiesil i rozbojarzyl w domu jak nie powiem kto? Co z tego, ze silky jak durna od lat uslugiwala i "pochwal" w stylu - jak Cie nie op..to z rytmu wypadniesz" sluchala? Ona sie zmienila, moze i on. Nie widze w opisach silky zadnych scen dantejskich jaki by obecnie mezowi urzadzala, przeciwnie wykazuje iscie stoicki spokoj i anielska cierpliwosc biorac pod uwage zachowanie Patata. Co, ze poprosi - posprzataj swoj balagan albo wroc wczesniej z pracy to sa te DRASTYCZNE zmiany i wymagania? Zwiazek to nie skamielina, zaden constans, jak bylo dekade temu tak ma na wieki wiekow pozostac, amen. Ludzie zyjacy razem pod jednym dachem razem sie dogaduja, docieraja tak aby bylo im razem dobrze. A nie jednemu dobrze a drugiemu jak w ruskim czolgu.

I teraz kiedy silky spokojnie, w rozmowach, wyluszczajac jak krowie na miedzy, tlumaczy swemu panu i wladcy, ze tak dalej byc nie moze, ze ona tez czegos dla siebie chce, ze jest zmeczona tyloma obowiazkami, ze fajnie byloby aby ja zauwazyl, kiedy ona stara sie i obiadkami i wyjazdami i psychologiem - on co daje? Tylkiem sie wypial i focha odstawil.

No to Ci napisze krynolina, silky zrobi jak ona zechce i kiedy zechce, bo jeszcze tego bucyfala za cos kocha, choc szczerze to nie wiem za co - za te kase co domu znosi razem ze swoim zmeczeniem i humorkami, za te wspolne wyzebrane po latach wakacje, za te czule noce spedzone po drugiej stronie lozka, za te "cieple" spojrzenia, gesty..kurde nie wiem za co go kocha ale kocha. Jeszcze. Ale ja uwazam, ze traci czas i energie poki on palcem w bucie nie kiwnie i nie pokaze, ze on tez ich WSPOLNEGO szczescia chce. I na takiego goscia szkoda zycia. Co tam zreszta teraz - jak czytam o ich narzeczenstwie, o ich "romantycznym"slubie, o jego zachowaniu wobec silky od samego poczatku ich znajomosc, to az sie dziwie, ze wytrzymala cale 11 lat.

Ja sama nie bawilabym sie juz w zadne hocki klocki za sprawdzianami tylko zawlokla go do psychologa albo do stolu i zazadala wyjasnien o co mu w malzenstwie chodzi, jakiej wspolmalzonki sobie zyczyl przez te wszystkie lata i w czym majestatowi ubedzie, jak kibel po sobie wytrze. Obawiam sie, ze gdyby on powiedzial szczerze i na glos jak widzi swoja role i role silky w domu, to ona nie mialaby juz zadnych watpliwosci za kogo wyszla. Teraz to on sobie pogrywa udajac biednego zapracowanego i skrzywdzonego misia obarczakjac cala wina silky a pod nosem mruczy sobie wieczorne mruczando: bedzie tak jak ma byc silky albo zobaczysz - rozwodem Cie postrasze. I ona boi sie, co pisze od gory do dolu w swoich postach. A on o tym doskonale wie i gra sobie swoja wlasna melodyjke, do ktorej silky mu tanczy jak marionetka.

Moze i sa kobiety, ktorym na wiecznym malzenstwie zalezy az tak bardzo, ze wor konopny na siebie i pochwe od miecza zawiesza, byleby sie wspolnie do konca dni swoich przemeczyc, ja za leniwa i egoistyczna na takie rozwiazania jestem. Nie chce sie meczyc tylko zyc. A widocznie nie z kazdym da sie zyc. Z mezem silky za cholere nie da sie zyc. Tyle mojej opinii.

405

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

Moze i sa kobiety, ktorym na wiecznym malzenstwie zalezy az tak bardzo, ze wor konopny na siebie i pochwe od miecza zawiesza, byleby sie wspolnie do konca dni swoich przemeczyc, ja za leniwa i egoistyczna na takie rozwiazania jestem. Nie chce sie meczyc tylko zyc. A widocznie nie z kazdym da sie zyc. Z mezem silky za cholere nie da sie zyc. Tyle mojej opinii.

Zgadzam sie z Toba Mussu. Ja z perspektywy czasu tez tak uwazam. I tez jestem moze za leniwa.
Ale tez wiem, ze czasem trzeba zawalczyc, warto jest zawalczyc, zeby sie przekonac, ze decyzja, ktora podejmujemy jest najwlasciwsza.


Dlatego Silky, ja trzymam kciuki za Ciebie i z calego serca Ci zycze, zeby sie udalo. I zebyscie obydwoje o ten zwiazek zawalczyli. Bo w pojedynke to sie nie uda.

406

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Kawencja napisał/a:
Mussuka napisał/a:

Moze i sa kobiety, ktorym na wiecznym malzenstwie zalezy az tak bardzo, ze wor konopny na siebie i pochwe od miecza zawiesza, byleby sie wspolnie do konca dni swoich przemeczyc, ja za leniwa i egoistyczna na takie rozwiazania jestem. Nie chce sie meczyc tylko zyc. A widocznie nie z kazdym da sie zyc. Z mezem silky za cholere nie da sie zyc. Tyle mojej opinii.

Zgadzam sie z Toba Mussu. Ja z perspektywy czasu tez tak uwazam. I tez jestem moze za leniwa.
Ale tez wiem, ze czasem trzeba zawalczyc, warto jest zawalczyc, zeby sie przekonac, ze decyzja, ktora podejmujemy jest najwlasciwsza.


Dlatego Silky, ja trzymam kciuki za Ciebie i z calego serca Ci zycze, zeby sie udalo. I zebyscie obydwoje o ten zwiazek zawalczyli. Bo w pojedynke to sie nie uda.

Jasne Kawka, ze najpierw zawsze walczysz, nikt nie pisze, ze po pierwszej sprzeczce czy niesnaskach, trzask rzucasz rekawica i poddajesz sie walkowerem.Tylko pytam sie, ile ta walka ma trwac i czy zawsze jest sens walczyc do upadlego, albo co gorsza pogodzic sie ze swoim nieciekawym losem na zawsze?

Ja za silky kciukow nie trzymam, bo wiem, ze ona sobie rade w zyciu da, na 100%. JEJ zycie na pewno sie uda. A czy uda sie Patatowi to juz od jego hrabiowskiej mosci zalezy, czy mu w ogole na kimkolwiek poza soba wlasnie zalezy. Widzisz, ja troche z silky w kuluarach popisuje i to, co czasem czytam powoduje, ze mam spore watpliwosci co do przyszlosci tego zwiazku. Ale zadnych co do tego, ze silky sobie tak czy siak poradzi.

407

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zmykam na razie w real...
Znikam na razie ze swojego wątku...
Dziękuję za rady, wsparcie, krytykę...


Jak na razie to mam piąty dzień ciszy ze strony męża...


Dam Wam znać czasem co u mnie, jak się toczą nasze losy...



I wierzę, że w końcu będę mogła napisać: JESTEM SZCZĘŚLIWA

408

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Trzymaj się Silky ciepło i mocno smile

409

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Trzymam kciuki, powodzenia smile

410

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Zmykam na razie w real...
Znikam na razie ze swojego wątku...
Dziękuję za rady, wsparcie, krytykę...


Jak na razie to mam piąty dzień ciszy ze strony męża...

Bierz ile potrzebujesz. Daj ile mozesz.  I konfrontuj sie z soba
a wszystko bedzie dobrze...
PA

411

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Powodzenia kochana, wierze ze sie uda!

412

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Jak na razie to mam piąty dzień ciszy ze strony męża...

Silky. To strasznie smutne jest...
Ile ty musisz mieć sił.
I ile masz wiary i ufnosci. Życzę ci zeby twoje problemy nie zabiły tego w tobie.
Życzę ci nadziei silky.
I broń siebie. Dbaj o siebie... Nie zatrac siebie. Pamiętaj gdzie są twoje granice...

413

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
saffari napisał/a:

Powodzenia kochana, wierze ze sie uda!

co sie niby uda? zycie z tym kretynem jej mezem? Nie sadze. Silky w koncu nie wytrzyma, sama powie KONIEC tej bredni jaka jest jej malzenstwo, nawet synek nie zmieni tego. I dodam jeszcze, ze kiedy pozna kogos totalnie odmiennego od jej obecnego ..... to ze zdziwienia oczy otworzy, ze moze byc tak calkiem inaczej, normalnie, wesolo, przyjemnie i czule. Tego jej wlasnie zycze, takiego objawienia u boku naprawde kochajacego ja i szanujacego mezczyzny a nie marazmu z obecnym do konca zycia.

414

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Mussuka,

wrozka jestes, czy co? To jest projekcja!!
Zyczmy jej zeby podjela decyzje, ktora jest najlepsza DLA NIEJ.
Nie dla Ciebie. Nie dla mnie.
Nie wiesz ani Ty ani ja, co sie jej uda a co nie uda.

Nie mam nic do Ciebie, ale zglaszam sprzeciw takiemu stawianiu sprawy.

415

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Mussuka,

wrozka jestes, czy co? To jest projekcja!!
Zyczmy jej zeby podjela decyzje, ktora jest najlepsza DLA NIEJ.
Nie dla Ciebie. Nie dla mnie.
Nie wiesz ani Ty ani ja, co sie jej uda a co nie uda.

Nie mam nic do Ciebie, ale zglaszam sprzeciw takiemu stawianiu sprawy.

Czyli jakiemu stawianiu sprawy? Uczciwemu i jasnemu? Ja tez zycze silky podjecia decyzji najlepszej dla niej tylko nie ukrywam i nie owijam w bawelne jaka to moze byc decyzja. Sily ze mna zyc nie bedzie wiec nie dla mnie to decyzja. Ja sie tylko powaznie zastanawiam czy zechce jednak zyc ze swoim aktualnym partnerem.

Nie moge zdradzac szczegolow korespondencji z silky ale moge tylko tyle dodac, ze nie tylko mnie ale i kilku ponoc blizszym jej osobom rzucila sie w oczy niekompatybilnosc obu malzonkow. I to juz dawno.

Ja jej namawiac do rozstania nie bede, ale na pewno nie bede zachecac do ciagniecia beznadziejnego jak na chwile obecna zwiazku.

416

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dawno się tu nie udzielałam, ale porusza mnie wątek silky, ponieważ jej problem jest mi dosyć bliski. Nie wszystkie cechy męża silky zgadzają się z cechami mojego byłego męża, ale jeśli chodzi o niekompatybilność, to jest to dokładnie to, o czym dziewczyna pisze. Na szczęście ja byłam mężatką tylko niecałe 3 lata i nie mieliśmy dzieci. Było tak, jak opisuje silky- nie czułam się kochana, nie czułam się ważna, i pomimo że mój były mąż nie spędzał dużo czasu poza domem, raczej był typem domatora, to czułam się przy nim przezroczysta, niewidzialna. Nigdy dobrego słowa, bo on "nie umie miłych rzeczy mówić", żadnego komplementu, bo "faceci tacy są, że żon nie komplementują", żadnej pochwały, "bo chwali mnie do innych i powinnam wiedzieć, że skoro jest ze mną, to wszystko jest ok". Tylko że tak to nie działa, a przynajmniej nie u mnie. Dodajcie do tego zero kompromisów w absolutnie każdej sprawie (wakacje, co jemy, czy wyjdziemy, czy nie, jak spędzimy weekend itp.), bo jak nie było po jego myśli, to obraza, milczenie, skwaszona mina, bo "chłop nie musi gadać" i on "ludzi nie lubi". Nie wytrzymałam, wyprowadziłam się, wzięłam rozwód, a teraz jestem najszczęśliwsza na świecie z kimś, kto całym sobą okazuje, jak jestem dla niego ważna i wspaniała. Nie piszę tego po to, żeby nakłonić silky do rozstania, ale po to, żeby jej uświadomić, że nie można w nieskończoność tłumić własnych potrzeb, podporządkowywać się, byle tylko nie urazić i nie wprowadzać kwasu. Silky już pękła i nie chce tak dalej, teraz tylko kwestia- czy jej mężowi zależy na niej na tyle, aby wyjść naprzeciw jej potrzebom. Jeśli tak, to wspaniale, ale jeśli nie, to silky- niewarto, całe życie przed Tobą, a szczęście może już czai się za rogiem, tak jak to u mnie było smile I nie zgadzam się z krynoliną, że małżeństwo to jakiś krzyż, który trzeba dźwigać, szarpać się i walczyć za wszelką cenę... to , co robi silky od paru miesięcy, to już jest heroiczna walka, ja aż tak długo nie byłam w stanie...

417

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
bugenwilla napisał/a:

Dawno się tu nie udzielałam, ale porusza mnie wątek silky, ponieważ jej problem jest mi dosyć bliski. Nie wszystkie cechy męża silky zgadzają się z cechami mojego byłego męża, ale jeśli chodzi o niekompatybilność, to jest to dokładnie to, o czym dziewczyna pisze. Na szczęście ja byłam mężatką tylko niecałe 3 lata i nie mieliśmy dzieci. Było tak, jak opisuje silky- nie czułam się kochana, nie czułam się ważna, i pomimo że mój były mąż nie spędzał dużo czasu poza domem, raczej był typem domatora, to czułam się przy nim przezroczysta, niewidzialna. Nigdy dobrego słowa, bo on "nie umie miłych rzeczy mówić", żadnego komplementu, bo "faceci tacy są, że żon nie komplementują", żadnej pochwały, "bo chwali mnie do innych i powinnam wiedzieć, że skoro jest ze mną, to wszystko jest ok". Tylko że tak to nie działa, a przynajmniej nie u mnie. Dodajcie do tego zero kompromisów w absolutnie każdej sprawie (wakacje, co jemy, czy wyjdziemy, czy nie, jak spędzimy weekend itp.), bo jak nie było po jego myśli, to obraza, milczenie, skwaszona mina, bo "chłop nie musi gadać" i on "ludzi nie lubi". Nie wytrzymałam, wyprowadziłam się, wzięłam rozwód, a teraz jestem najszczęśliwsza na świecie z kimś, kto całym sobą okazuje, jak jestem dla niego ważna i wspaniała. Nie piszę tego po to, żeby nakłonić silky do rozstania, ale po to, żeby jej uświadomić, że nie można w nieskończoność tłumić własnych potrzeb, podporządkowywać się, byle tylko nie urazić i nie wprowadzać kwasu. Silky już pękła i nie chce tak dalej, teraz tylko kwestia- czy jej mężowi zależy na niej na tyle, aby wyjść naprzeciw jej potrzebom. Jeśli tak, to wspaniale, ale jeśli nie, to silky- niewarto, całe życie przed Tobą, a szczęście może już czai się za rogiem, tak jak to u mnie było smile I nie zgadzam się z krynoliną, że małżeństwo to jakiś krzyż, który trzeba dźwigać, szarpać się i walczyć za wszelką cenę... to , co robi silky od paru miesięcy, to już jest heroiczna walka, ja aż tak długo nie byłam w stanie...

Przybij piatke dziewczyno czy kobieto!:) wreszcie ktos to widzi podobnie:) jest sens jesli jest sens i szansa, a jak tych dwoch czynnikow zabraknie to o kant mozna cale starania i walke i droge krzyzowa potluc. Zyje sie tylko raz i warto o to zycie sie starac, tak aby nam sprawialo radosc i przyjemnosc.

418

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dodam jeszcze, że ja też myślałam tak, jak silky- że trzeba się poświęcać dla dobra związku, że trzeba dawać z siebie wszystko i tak robiłam przez pięć lat, a mojemu eks było w to graj, bo kto by tak nie chciał? On nie musiał nic, ja się podporządkowałam, żeby było "dobrze". Ale guzik, długo tak nie wytrzymałam, a on nie potrafił zaakceptować tych zmian, nie potrafił NIC dać z siebie, taka to była "miłość" smile Dlatego, Mussuka, dałam sobie szansę na szczęście, bo któregoś dnia zapytałam samą siebie- czy chcę tak żyć przez kolejne -dziesiąt lat (a mam 29:). Odpowiedź była prosta i wiem, że obojgu nam to wyszło na dobre.

419 Ostatnio edytowany przez Teo (2013-11-06 15:19:41)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:
bugenwilla napisał/a:

Dawno się tu nie udzielałam, ale porusza mnie wątek silky, ponieważ jej problem jest mi dosyć bliski. Nie wszystkie cechy męża silky zgadzają się z cechami mojego byłego męża, ale jeśli chodzi o niekompatybilność, to jest to dokładnie to, o czym dziewczyna pisze. Na szczęście ja byłam mężatką tylko niecałe 3 lata i nie mieliśmy dzieci. Było tak, jak opisuje silky- nie czułam się kochana, nie czułam się ważna, i pomimo że mój były mąż nie spędzał dużo czasu poza domem, raczej był typem domatora, to czułam się przy nim przezroczysta, niewidzialna. Nigdy dobrego słowa, bo on "nie umie miłych rzeczy mówić", żadnego komplementu, bo "faceci tacy są, że żon nie komplementują", żadnej pochwały, "bo chwali mnie do innych i powinnam wiedzieć, że skoro jest ze mną, to wszystko jest ok". Tylko że tak to nie działa, a przynajmniej nie u mnie. Dodajcie do tego zero kompromisów w absolutnie każdej sprawie (wakacje, co jemy, czy wyjdziemy, czy nie, jak spędzimy weekend itp.), bo jak nie było po jego myśli, to obraza, milczenie, skwaszona mina, bo "chłop nie musi gadać" i on "ludzi nie lubi". Nie wytrzymałam, wyprowadziłam się, wzięłam rozwód, a teraz jestem najszczęśliwsza na świecie z kimś, kto całym sobą okazuje, jak jestem dla niego ważna i wspaniała. Nie piszę tego po to, żeby nakłonić silky do rozstania, ale po to, żeby jej uświadomić, że nie można w nieskończoność tłumić własnych potrzeb, podporządkowywać się, byle tylko nie urazić i nie wprowadzać kwasu. Silky już pękła i nie chce tak dalej, teraz tylko kwestia- czy jej mężowi zależy na niej na tyle, aby wyjść naprzeciw jej potrzebom. Jeśli tak, to wspaniale, ale jeśli nie, to silky- niewarto, całe życie przed Tobą, a szczęście może już czai się za rogiem, tak jak to u mnie było smile I nie zgadzam się z krynoliną, że małżeństwo to jakiś krzyż, który trzeba dźwigać, szarpać się i walczyć za wszelką cenę... to , co robi silky od paru miesięcy, to już jest heroiczna walka, ja aż tak długo nie byłam w stanie...

Przybij piatke dziewczyno czy kobieto!:) wreszcie ktos to widzi podobnie:) jest sens jesli jest sens i szansa, a jak tych dwoch czynnikow zabraknie to o kant mozna cale starania i walke i droge krzyzowa potluc. Zyje sie tylko raz i warto o to zycie sie starac, tak aby nam sprawialo radosc i przyjemnosc.

Zgadzam się, ale wierzcie mi, ciężko jest zabić wyidealizowany obraz tej drugiej osoby. Ale najgorsze z tego wszystkiego jest włożone poświęcenie i ten gigantyczny wysiłek, który ona wkładała przez te 11 lat. Ja myślę, że to to ją jeszcze przy nim trzyma, bo ciężko jest rzucić tę gigantyczną pracę jaką się włożyło. Ciężko przyznać przed samą sobą, że cała para poszła w gwizdek... To jest najgorsze, uświadomienie sobie, że tyle dała, a nie dostałam w zamian prawie nic... i nie dostanę, zapewne już nigdy... (od niego, oczywiście)

420

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Zgadzam się, ale wierzcie mi, ciężko jest zabić wyidealizowany obraz tej drugiej osoby. Ale najgorsze z tego wszystkiego jest włożone poświęcenie i ten gigantyczny wysiłek, który ona wkładała przez te 11 lat. Ja myślę, że to to ją jeszcze przy nim trzyma, bo ciężko jest rzucić tę gigantyczną pracę jaką się włożyło. Ciężko przyznać przed samą sobą, że cała para poszła w gwizdek... To jest najgorsze, uświadomienie sobie, że tyle dała, a nie dostałam w zamian prawie nic... i nie dostanę, zapewne już nigdy... (od niego, oczywiście)

Latwo rozstac sie nigdy nie jest ale Teo, czy lepiej jest poswiecic straconych 11 lat czy poswiecic reszte lat i nigdy, byc moze nigdy, a moze nawet na pewno nigdy, nie zaznac juz szczescia? 11 lat to PIkus ale pomysl 50! To dopiero przeraza.

421

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Zgadzam się, ale wierzcie mi, ciężko jest zabić wyidealizowany obraz tej drugiej osoby. Ale najgorsze z tego wszystkiego jest włożone poświęcenie i ten gigantyczny wysiłek, który ona wkładała przez te 11 lat. Ja myślę, że to to ją jeszcze przy nim trzyma, bo ciężko jest rzucić tę gigantyczną pracę jaką się włożyło. Ciężko przyznać przed samą sobą, że cała para poszła w gwizdek... To jest najgorsze, uświadomienie sobie, że tyle dała, a nie dostałam w zamian prawie nic... i nie dostanę, zapewne już nigdy... (od niego, oczywiście)

Teo, trafiłeś tu również w sedno- zabicie wyidealizowanego obrazu czyjejś osoby. Ja tuż po rozstaniu czułam się strasznie, to były, bez przesady, najgorsze dni mojego życia. Cały czas czułam się winna, że przecież od początku wiedziałam, jaki on jest, że się nie zmienił, nie okłamał mnie, że to ja się zmieniłam, przestało mi wystarczać to, że on po prostu jest, że nic nie daje od siebie. Cały czas się gryzłam tym, że strasznie go skrzywdziłam. Ale potem przestałam, bo on wcale o mnie nie zawalczył, nie powiedział ani razu, że chce, żebym wróciła, że mnie kocha. Usłyszałam jedynie, że sobie nie da sam rady z rachunkami i gotowaniem obiadów smile Wtedy chyba powoli zaczęłam się leczyć z poczucia winy i teraz wiem na 100%, że to była bardzo dobra decyzja, najlepsza, jaką mogłam podjąć. A że był ślub? Że może nie przemyślałam tego, kiedy był czas? No trudno, nie ma sensu teraz płakać nad rozlanym mlekiem, jestem już mądrzejsza i mogę służyć doświadczeniem i radą innym. Wiem tylko jedno - jak jedna osoba tylko chce i się stara, to na dłuższą metę nie może się to udać.

422

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:
Teo napisał/a:

Zgadzam się, ale wierzcie mi, ciężko jest zabić wyidealizowany obraz tej drugiej osoby. Ale najgorsze z tego wszystkiego jest włożone poświęcenie i ten gigantyczny wysiłek, który ona wkładała przez te 11 lat. Ja myślę, że to to ją jeszcze przy nim trzyma, bo ciężko jest rzucić tę gigantyczną pracę jaką się włożyło. Ciężko przyznać przed samą sobą, że cała para poszła w gwizdek... To jest najgorsze, uświadomienie sobie, że tyle dała, a nie dostałam w zamian prawie nic... i nie dostanę, zapewne już nigdy... (od niego, oczywiście)

Latwo rozstac sie nigdy nie jest ale Teo, czy lepiej jest poswiecic straconych 11 lat czy poswiecic reszte lat i nigdy, byc moze nigdy, a moze nawet na pewno nigdy, nie zaznac juz szczescia? 11 lat to PIkus ale pomysl 50! To dopiero przeraza.

Przeraża, ale nas - Ciebie, mnie, bo my już wiemy co jest za zakrętem. I możemy mówić, prosić, błagać, krzyczeć i się zarzekać, ale to i tak nic nie da, niestety. Silky jest w takim momencie, gdzie te przyszłe 50 lat nie istnieje dla niej. Ona widzi tylko to, co było. I ma nadzieję, że będzie lepiej. To jest moment, gdzie każdy jest sam ze sobą i nic ani nikt mu nie pomoże, sam sobie musi pomóc.

Siedzę na tym forum już jakiś czas, będzie ze 2 lata? Jedno, co mogę powiedzieć na pewno, to nie widziałam nigdy wpisu kobiety/mężczyzny po takim rozstaniu, gdzie trzeba było podjąć poważną decyzje, żeby pisał "jak mi źle, co ja zrobiłem/zrobiłam!". Nigdy nie widziałam takiego wpisu. Były, że jest inaczej, dziwnie, smutno, ale NIGDY gorzej. Natomiast bardzo dużo jest wpisów po czasie, że poznało się kogoś i okazało się jakie życie z kimś  może być cudowne, proste i fantastyczne. Że są ludzie normalni, czuli, kochający i starający się i że nie jest to wymysł chorej wyobraźni i wygórowanych oczekiwań. Ty, Mussu, to wiesz, bugenwilla to wie i ja to wiem. Jest plus w tym całym doświadczeniu życiowym, bo osoba wychodzi z tego silniejsza, a co za tym idzie nie da się wplątać w kolejny głupi związek, jest zaszczepiona i jeżeli pozna kogoś, kto zatrzęsie jej światem, to to będzie właśnie "TO" smile

423

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Mussuka,

ok. Nie wiedzialam, ze masz wiecej informacji. Ja mam tylko te z forum, i do tego sie odnioslam.

424

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

A mnie przeraża to co pisze silky.
Mozna sie pogubic. Mozna mieć inne wizje zycie. Ale okrucienstwo. Świadome karanie. Milczenie. Odmowa bliskości..,odrzucenie.  PrZeciez to tak jakby mąż silky każdym gestem odcinał kolejny kuponik z karnetu wspolne zycie....
Na czym miałaby silky budować??
Silky. Dobrze ze mu powiedziałas ze dalas siebie na maksa. I jestes zmęczona. On musi zrozumieć ze to on decyduje.

425

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Moj maz tez potrafil sie nie odzywac przez tydzien, w ramach karania mnie za cos.
Dlatego nie zareagowalam, ale masz racje Silky.
Jak sie za dlugo siedzi w wiezieniu, swiat za murami staje sie egzotyczny :-) mysli sie, ze to co sie dzialo w wiezieniu bylo normalne...
I tez uwazam, ze to on wybiera. Niestety.
Nie ma rownych praw w tym malzenstwie.

426 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-11-07 09:28:18)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

witajcie
ja tylko przelotem, miałam wrócić w real. W ostatnich dniach wydarzyło się bardzo wiele. Coś we mnie pękło przedwczoraj...Coś się we mnie skończyło.... wyczerpaly się moje pokłady wiary i cierpliwości...


wpis z mojego pamiętnika, z 5 listopada:
on wciąż problem widzi tylko we mnie. Nie odzywa się 5 dzień. Próbowałam to dziś załagodzić. Próbowałam po raz kolejny go poprosić bysmy coś zrobili RAZEM dla NAS. Rozmijamy sie zupełnie. Interpretujemy nasze zachowania i gesty zupełnie na opak. Zarzucamy sobie to samo, wciąż to samo sad
Prosiłam byśmy RAZEM poszli do kogoś kto nam pomoże się odnaleźć, na terapię (psycholog?).
Usłyszałam tylko, że ON nie ma takiej potrzeby BO ON JEST NORMALNY. Nie będzie się uzewnętrzniał przed kimś kto mu jakieś dyrdymały będzie nawijał na uszy. JEżeli ja mam problem i sobie nie radzę to mój problem. On NIGDZIE nie pójdzie bo ON nie potrzebuje. Poprosiłam by poszedł ze względu na mnie. Że jeżeli ja potrzebuję pomocy, to sama z psychologiem nie jestem w stanie tego stwierdzić, że potrzebne jest jego słowo, jego pomoc. Powiedział, że nie!
poczułam jakby dał mi w twarz gdy stwierdzil, że on pomocy psychologa nie potrzebuje bo on nie ma problemu on jest normalny.
Poczułam, że tak na prawdę ja go nie obchodzę, nie jestem ważna skoro nawet nie chce mi pomóc. Ja wyciągam do niego rękę, krzyczę sałą sobą, wołam o pomoc a on mnie odtrąca, daje mi do zrozumienia, że nie szanuje mnie, nie kocham, nie zależy mu na mnie..
Tak to odebrałam, rozsypałam sie na kawałeczki, dotarło do mnie, że ja dla niego nie jestem ważna... 
Powiedziałam, że jestem już zmęczona, że mam już dosyć, że nie mam już siły
znów oczy zaryczane
wiem, że to bez sensu ale piję by zasnąć (pierwszy raz mi sie to zdarza)
tak cholernie mi przykro
tak cholernie mi źle
tak cholernie bym chciała by mnie ktos przytulił,
tak cholernie bym chciała sie obudzić ze złego snu
wycofuję się, nie będę robiła już nic (nic by to naprawić; swoje zmiany zachowam ale odpuszczam walkę z wiatrakami)
już nie mam siły
już nie chcę
już nie potrafię
sad
to nie jest mój M..
to nie jest facet, którego pokochałam
to nie jest facet, za którego wyszłam za mąż
to nie on!!!!!!!!!!
on gdzieś się ulotnił, wyparował w międzyczasie
pozostał zimny, nieprzyjemny, wymagający, roszczeniowy, rozpieszczony, zapatrzony w siebie materialista
jego nie obchodzi co ja myślę, co czuję
ON JEST BIEDNY MIŚ
ale ja mam już dość!!!!!!!!!!!!!
MAM TEGO BIEDNEGO MISIA W poważaniu!!!!
wycofuję się
będzie chciał to za mną pójdzie
nie będzie chciał to SORRY WINETOU
JA NIE BĘDĘ WIĘCEJ:
za nim latać
przepraszać
starać się
MAM MAXA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!



wpis z mojego pamiętnika, z 6 listopada:
Wczoraj się rozsypałam
Od dziś zaczynam się sklejać
Wczoraj poczułam z jego strony pogardę, brak szacunku. Poczułam, że dla niego liczy się tylko on. Że dla niego ja nic nie znaczę.
Rozsypałam sie po tym tekście, gdy prosiłam by poszedł ze mną do psychologa, że jeżeli problem jest we mnie to proszę go o pomoc! A on wyskoczył, żę on jest normalny i tego nie potrzebuje. W tym momencie poczułam jakby mnie uderzył w twarz rozsypałam się, nie dałam rady, umarłam by narodzić się na nowo
Oswajam się z tą myślą, że od pewnego czasu kochałam już tylko moje wyobrażenie o nim..
nie zamieniliśmy dziś właściwie ani słowa
znów śpi na kanapie

....

Wstałam dziś wcześniej. Czas się ogarnać!
W takich chwilach jak ta wolałabym mieć pracę mega fizyczną, w krórej nie musiałabym używać rozumku. Bo mój rozumek mi trochę niedomagał ostatnio. Nie chciał pracować tak ja mu kazałam. Nie chciał sie skupiać na pracy sad
Co ma być to i tak będzie
On właśnie wstał, przyszedł zobaczyć do biura co robię. Powiedziałam że pracuję. Przeniósł wiec spać z kanapy do sypialni.
Od dziś jestem JA
Od dziś skupiam się na sobie
Od dziś ja też mam prawa!
Nie tylko on
Może z młodym na basen dzisiaj skoczę, a może w odwiedziny do koleżanki.
Zrobię dziś obiad, żeby nie było, ale nie wrócę do domu przed 19.
Nie mam ochoty

Śpi na kanapie, nie odzywa się do mnie, nie nosi zawieszki, którą dostał niedawno ode mnie na rocznicę śłubu i  której żartowaliśmy że to będzie jego odpowiednik obrączki


nie mam już siły
jestem mi obojętne co się stanie

427

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

wiem, że to bez sensu ale piję by zasnąć (pierwszy raz mi sie to zdarza)

Skilly, broń Cię Panie Boże przed kolejnym razem ... wiem co mówię, wiem, że wtedy wszystko łatwiej przez głowę przelatuje, myśli jakby lżejsze, sen jakby mocniejszy ... ale to tylko złudzenie, wiesz o tym.

Jest mi przykro niezmiernie czytając Twoje "myśli", Twoje "uczucia". Bo to co piszesz jest smutne, przykre, ale też skoro zdecydowałaś się tak osobiste mysli i uczucia nakreślić na forum, dla mnie to sygnał jak bardzo jesteś samotna, jak bardzo potrzebujesz atencji innych, jak bardzo potrzebujesz mieć kogoś obok, jak bardzo czujesz się zaniedbana sad

Skilly, jak długo zamierzasz tak dalej?

428

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, az mnie dreszcze przeszly jak to przeczytalam. Bardzo Ci wspolczuje i nawet nie wiesz jak doskonale moge sobie niemal kazda scene wyobrazic, nawet te, ze idziesz sama z synkiem na basen byleby nie byc w tym zakletym zamku. Bo to nie dom, to jakies ruiny, gdzie duchy strasza.

Silky - popros aby wyprowadzil sie na miesiac, moze i dwa - dla Ciebie i dla Was. Ty powoli kruszysz sie i jest Ci z nim gorzej niz bez niego. On potrzebuje tez jakiegos ciosu, kopa do postawienia sobie samemu jasno pytania: chce byc jeszcze z ta kobieta czy nie. I czasu na odpowiedz.

Ani rozmowami, ani cichymi dniami ani innymi demonstracjami niczego nie zalatwicie, tylko sie powykanczacie psychicznie. O ynku az zal pomyslec, sadzisz, ze ogluchl i oslepl przez te ostatnie dni ciszy w domu?

429

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Mussu
jeżeli on nie podejmie tematu to ja muszę sobie dać kilka dni
muszę ochłonąć, nabrać dystansu, przygotować się
Muszę wziąć głęboki oddech nim ostatecznie skoczę na głęboką wodę

430

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Bardzo wskazana byłabym dla Was teraz rozłąka na jakiś czas. W tej chwili się nie dogadacie. Nie ma sensu walić głową w mur.

431

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Wstałam dziś wcześniej. Czas się ogarnać!
W takich chwilach jak ta wolałabym mieć pracę mega fizyczną, w krórej nie musiałabym używać rozumku. Bo mój rozumek mi trochę niedomagał ostatnio. Nie chciał pracować tak ja mu kazałam. Nie chciał sie skupiać na pracy sad
Co ma być to i tak będzie
On właśnie wstał, przyszedł zobaczyć do biura co robię. Powiedziałam że pracuję. Przeniósł wiec spać z kanapy do sypialni.
Od dziś jestem JA
Od dziś skupiam się na sobie
Od dziś ja też mam prawa!
Nie tylko on
Może z młodym na basen dzisiaj skoczę, a może w odwiedziny do koleżanki.
Zrobię dziś obiad, żeby nie było, ale nie wrócę do domu przed 19.
Nie mam ochoty

Śpi na kanapie, nie odzywa się do mnie, nie nosi zawieszki, którą dostał niedawno ode mnie na rocznicę śłubu i  której żartowaliśmy że to będzie jego odpowiednik obrączki


nie mam już siły
jestem mi obojętne co się stanie

Po raz kolejny widzę w Tobie siebie...ja nawet, jak już wiedziałam, że nic z tego nie będzie, że się wyprowadzę, to gotowałam obiad, no bo jak to tak, zostawić go bez jedzenia, niezadowolonego, głodnego. Tylko że jak ja któregoś razu, jeszcze na długo przed kryzysem, poprosiłam go, aby coś zamówił, bo wracam późno i nic nie zrobię, to usłyszałam, że ON nie jest głodny haha nawet nie przyszło mu do głowy zapytać, czy może ja jestem głodna po całym dniu. I takich sytuacji było pełno... A po tym, co Ci powiedział, że nie potrzebuje pomocy i jest normalny, sorry, ale widać, kto się jedynie w życiu dla niego liczy - on sam...

432

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky strasznie mi przykro...
Ale nie da się na siłe uszczęśliwić drugiego. Głową muru nie przebijesz.
Znam doskonale to uczucie....że robi sie wszystko, aby ten drugi chciał, znów kochał.....Ty robisz wszystko a druga strona tylko rani, upokarza....
Wiadomo...żal wspólnych lat, żal dziecka.....
Tylko takie zycie to nie życie...to wegetacja.
A dziecko wcale nie jest szczęśliwe, zyjąc w takiej atmosferze.

Silky...jesteś silna kobietą...dasz radę!
Przytulam smile

433

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Szkoda, ze to co z niego wylazlo to same robale. Myslalam, ze sie ogarnie. Byla taka nadzieja, bo jakis czas sie staral.
No ale wyglada na to, ze on nie dorosl do zmian i moze nigdy nie dorosnie.

Ale jeszcze na koniec historia:
Do medrca przyszla kobieta, skarzyc sie ze nie moze znalezc faceta, szuka juz lata cale,  Sa tylko tacy do d....
A ona chce madrego, czulego, dobrego, pieknego, szanujacego ja...
A medrzec powiedzial: to zaden problem. Takich jest pelno i znajdziesz go bez trudu. Tylko musisz spelnic jeden warunek. Musisz przysiac teraz ze to zrobisz co mowie. I obiecuje, ze znajdziesz takiego faceta.
Kobieta mowi, ze przysiega. I prosi o podanie warunku, na ktory juz sie zgodzila. Warunek byl taki: najpierw sama sie taka stan, a potem znajdziesz bez trudu takiego faceta.

Silky, juz jestes na tej drodze.

434

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Szkoda, ze to co z niego wylazlo to same robale. Myslalam, ze sie ogarnie. Byla taka nadzieja, bo jakis czas sie staral.
No ale wyglada na to, ze on nie dorosl do zmian i moze nigdy nie dorosnie.

Ale jeszcze na koniec historia:
Do medrca przyszla kobieta, skarzyc sie ze nie moze znalezc faceta, szuka juz lata cale,  Sa tylko tacy do d....
A ona chce madrego, czulego, dobrego, pieknego, szanujacego ja...
A medrzec powiedzial: to zaden problem. Takich jest pelno i znajdziesz go bez trudu. Tylko musisz spelnic jeden warunek. Musisz przysiac teraz ze to zrobisz co mowie. I obiecuje, ze znajdziesz takiego faceta.
Kobieta mowi, ze przysiega. I prosi o podanie warunku, na ktory juz sie zgodzila. Warunek byl taki: najpierw sama sie taka stan, a potem znajdziesz bez trudu takiego faceta.

Silky, juz jestes na tej drodze.

zeby to byla prawda z tym medrcem to by tyle szantrap nie trafialo na super mezczyzn i vice versa, patalachow na super babki. Silky jest na dobrej drodze, bo coraz szerzej otwiera oczy i poki co nie wierzy w to co widzi, ale w koncu uwierzy. Glupi ten pataton oj glupi, taka fajna i kochana babke miec w domu, tak starajaca sie o niego, dom, synka i tak to wszystko spartolic. No coz, nie dla psa kielbasa skoro nie docenia.

435

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

A mi nie jest przykro. Nie. Silky, ja się cieszę, że on Ci dał w twarz (metaforycznie) i mam wielką nadzieję, że właśnie dobiłaś do dna. I teraz możesz się już tylko odbić. Pękło, wylało się i widzisz dokładnie z czym masz do czynienia.

Przez smutek i rozpacz musisz przejść sama. Uczucia muszą Cię teraz sponiewierać. Ale przyjmij to jako szczepionkę. Bo po tym co przeżyjesz, po tym jak się już podniesiesz wyryje Ci się w duszy "NIGDY WIĘCEJ" i to będzie Twoją tarczą obronną na resztę życia. A masz go przed sobą baaardzo dużo smile I będzie to życie szczęśliwe, zobaczysz smile

436

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky - ty tak doskonale czujesz, czym jest dla ciebie szczęscie i spełnienie
i dlatego to przetrwasz
bo rozumiesz, że to, czego chcesz, to nie gwiazdka z nieba, ale zwykła zwyczajna zwyczajność.

dostepna
dla ciebie

437

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

gdzie jestes?

438

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

gdzie jestes?

Tam, gdzie być powinna. smile W realnym życiu. Oby chwilowe odstawienie forum jej służyło.

439

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dla niego wszystko wydarzylo sie tak szybko I niespodziewanie
Zyl sobie w blogiej nieswiadomosci az pewnego dnia zona mu oznajmila, ze czuje sie przez niego zdominowana, ze bedzie to zmieniac
Zaczela zmieniac, on nie byl gotow. To nie byly jego zmiany. TO byly jej zmiany
On coraz czesciej sie na nia denerwowal, przestawal sie odzywac bo tak myslal, ze bedzie lepiej. Mniej rozmawiania, mniej potencjalnych konfliktow
Ona odebrala to jako odrzucenie, przestala czuc sie kochana
Wg niej gdy sie kogos kocha to nie robi jej sie awantur za brak recznika w lazience I nieodebrany telefon
Wg niej musialo byc cos jeszcze co srawialo, ze on sie denerwowal na nia
Zaczeli sie cora bardziej na siebie denerwowac, oddalac od siebie
on jej zarzucal, ze ona ma swoj swiat, ona jemu ze on jej nie kocha I nie rozumie, ze ona robi to dla nich
Krecili sie w kolko przez kilka miesiecy
kilka dni dobrze, kilka dni zle
kazde kolejne zle byl coraz gorsze
on zaczal wspominac ze sie wyprowadzi, bo jej nie rozumie
jej swiat sie zawalil gdy na prosbe o wizyte u psychologa uslyszala, ze on tego nie potrzebuje bo jest normalny
ona odebrala to jako brak szacunku z jego strony do wlasnych uczuc, potrzeb, jako calkowity brak rozumienia jej potrzeb I egoistyczne skupienie sie tylko na sobie przez niego
miala fatalna noc
2 dni mijali sie ze smutnymi oczami, nie rozumieli sie zupelnie, obcy ludzie
po 2 dniach on przyszedl do sypielani (nie spal tam juz od tygodnia, nie nosil 'obraczki')
chcial ja przytulic ale ona nie miala juz sily, nie chciala po raz kolejny tego samego: kilka dni fajnie, kilka zle
ona chciala to w koncu zrozumiec - jest kobieta. Kobiety chca wszystko zrozumiec
powiedziala, ze czuje sie fatalnie, ze nie ma sily, ze czasem ma watpliwosci czy go kocha
on zrozumial to, ze ona go nie kocha,
jego swiat sie zawalil
na drugi dzien wynajal mieszkanie, chcial od niej odejsc
ona go zatrzymala, poruszyla niebo I ziemie byle tylko on zostal
bo chyba jednak go kocha...
zostal, obiecal ze sie nie wyprowadzi na razie
7 dni trwali w jakims glupim zawieszeniu
on niesczesliwy, ona pelna nadzei
ale coraz bardziej watpiaca w jego checi
coraz bardziej jej sie wydawalo, ze on jest z nia na sile, tylko dlatego ze ona chce
przeprowadzili trudna rozmowe
on przyznal, ze sie bal wejsc znow 'na calego' w zwiazek, z emcjami, otwarcie
bal sie, ze ona go znow odrzuci
powiedzial, ze jej nie ufa
po trudnej rozmowie jej sie wydawalo, ze cos drgnelo
on zaczal sie usmiechach
byli na lodach cala rodzina
ona czula, ze jest inaczej, czula sie dobrze, cieszyla sie
sielanka nie trwala jednak dlugo
po 2 dniach chiala sie z nim kochac, napisala sms I zaprosila go do sypialni
przyszedl I zasnal
na drugi dzien tez nie chcial, choc ona probowala
I znow rozmawiali
I znow sie nie rozumieja
ona zapytala dlaczego? dlaczego on nie chce jej calowac, unika kontaktu?
Czy jest zmeczony?
Powiedzial, ze nie o to chodzi.
O co wiec chodzi? Ona tego nie rozumie I bierze to do siebie
Czy on ma blockade na nia?
Czy on juz nie potrafi?
Przez jej slowa?
Czy powinna byla zatem milczec?
Nie mowic nic?
I znów po kilku dniach znaleźli nić porozumienia...
Znów jej się wydaje, że może być dobrze...
Wg niego problem jest w jego braku zaufania do niej...
do tego co ona mówi, co robi...
on jej nie ufa...

Jak sie skonczy ta histora?
Czy jest szansa, ze sie odnajda? Zrozumieja?
Czy on odzyska zaufanie do niej?


c.d.n.

440

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Pytanie jest co chcesz teraz zrobić bo widzę że zaczyna ciebie ta sytuacja przerastać.

441

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,
jest jeszcze o co walczyć? No i czy masz na to siłę?

442

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
pig-headed napisał/a:

Silky,
jest jeszcze o co walczyć? No i czy masz na to siłę?

Jeszcze tak...

Choć już nie walczę, a przyjmuję co jest, co się bedzie działo i czekam. Zachowuję się normalnie. Nie staram się już go zrozumieć. Żyję dniem dzisiejszym, nic nie planuję

Ostatnie tygodnie jestem mocno nakręcona pracą, daje mi ona duzego kopa do przodu. Dostalam wiecej zlecen i co za tym idzie rowniez podwyzke.
To mnie pcha do przodu...
To wyzwala we mnie endorfiny i tego się póki co trzymam...

Czas przynesie rozwiązanie...

443

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Smutno, byle jak
Wczorajsza rozmowa skończona słowami: dobrze, będzie jak chcesz!
Ja tego chcę więc będzie mnie dotykal, kochał się ze mną
Bo ja tak chcę
Nie dopuści mnie do swoich uczuć - bo nie chce
Jak się czuję?
Fatalnie!!!!!!!

Co z tego że mnie dotykal rano! Czuje się jeszcze gorzej. Bo wiem że on nie ma ochoty, nie wiem dlaczego tak jest, ale robi to bo ja chcę!!!!

...

chyba już wszystko próbowałam
on twierdzi, że wciąż nie czuje że ja go kocham
że to co ja robię to robię na pokaz

powiedziałam mu w końcu, że on w moich oczach zachowuje sie jak obrażona księżniczka
że wg mnie on nie ma jaj by mi powiedzieć, że już mnie nie chce
ale jeśli tak jest, jeśli mnie nie chce/nie kocha/nie potrafi niech mi to powie jak najszybciej!

powiedziałam, że ja musze wiedzieć dlaczego on mnie nie dotyka, nie dąży do kontatku fizycznego i emocjonalnego ze mną (nie zaprzeczył że tak jest!)
muszę to wiedzieć, bo to wraz z całym jego zachowaniem sprawia, że w mojej głowie powstają niefajne obrazy
to sprawia, że ja czuję się odrzucona i niekochana przez niego, nieatrakcyjna

powiedział tylko, że on już wszystko powiedział co miał do powiedzenia, że już nie będzie nic mówił
a teraz będzie robił tak jak ja chę
mam robić to na co mam ochotę, to nie jego sprawa
chcę iść na sylwestra? pójdziemy, on się podporządkuje

On się podporządkuje i będzie robił to co ja chcę!

CORAZ GORZEJ, powoli w dół.... coraz niżej i niżej....

444

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky to strasznie smutne jest...
dla mnie Wasz zwiazek juz umarl, a Ty tego nie chcesz przyjac...

i znosisz te upokorzenia

445

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
pomaranczowa 1 napisał/a:

dla mnie Wasz zwiazek juz umarl, a Ty tego nie chcesz przyjac...

bo trudno sie pogodzić z czymś czego nie chcesz, bo wydaje Ci się, że jeśli spróbujesz jeszcze tego, tamtego, siamtego to może się coś zmieni....
czuję, że jest coraz gorzej... ale jeszcze to wypieram ze swojej głowy....

446

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
pomaranczowa 1 napisał/a:

dla mnie Wasz zwiazek juz umarl, a Ty tego nie chcesz przyjac...

bo trudno sie pogodzić z czymś czego nie chcesz, bo wydaje Ci się, że jeśli spróbujesz jeszcze tego, tamtego, siamtego to może się coś zmieni....
czuję, że jest coraz gorzej... ale jeszcze to wypieram ze swojej głowy....

kazdy inaczej reaguje...
daj sobie czas, tyle czasu ile potrzebujesz
ale nie przedluzaj go nadmiernie
bo widac, ze cierpisz

447

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

a jak mu powiesz, ze chcesz sie rozstac ta gra bedzie trwala nadal? On powie, ze poniewaz Ty tak chcesz to on sie dopasuje choc moze by nie chcial? A jak powiesz, ze chcesz zeby Cie kochal to powie dobrze, bede Cie kochal....
Ja nie rozumiem, w co on z Toba gra? I po co?
Silky, co teraz?

448

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
pomaranczowa 1 napisał/a:

dla mnie Wasz zwiazek juz umarl, a Ty tego nie chcesz przyjac...

bo trudno sie pogodzić z czymś czego nie chcesz, bo wydaje Ci się, że jeśli spróbujesz jeszcze tego, tamtego, siamtego to może się coś zmieni....
czuję, że jest coraz gorzej... ale jeszcze to wypieram ze swojej głowy....

Silky...doskonale znam to uczucie. Ja równiez myślałam, że moge cos jeszcze zrobić, żeby mój mąż chciał być ze mną.
Podsuwałam książki, organizowąłam terapię...a on to robił...dla mnie tylko, dla świętego spokoju. Bez przekonania.

Tak jak piszesz o swoim mężu...mój też nie miał jaj, żeby to uciąć od razu. Tylko kazał mi cierpieć długi rok..robił nadzieje...
Inna rzecz, że ja wtedy byłam zbyt słaba, zeby to sama zrobić.

449

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
moniaCo napisał/a:
silkytouch napisał/a:
pomaranczowa 1 napisał/a:

dla mnie Wasz zwiazek juz umarl, a Ty tego nie chcesz przyjac...

bo trudno sie pogodzić z czymś czego nie chcesz, bo wydaje Ci się, że jeśli spróbujesz jeszcze tego, tamtego, siamtego to może się coś zmieni....
czuję, że jest coraz gorzej... ale jeszcze to wypieram ze swojej głowy....

Silky...doskonale znam to uczucie. Ja równiez myślałam, że moge cos jeszcze zrobić, żeby mój mąż chciał być ze mną.
Podsuwałam książki, organizowąłam terapię...a on to robił...dla mnie tylko, dla świętego spokoju. Bez przekonania.

Tak jak piszesz o swoim mężu...mój też nie miał jaj, żeby to uciąć od razu. Tylko kazał mi cierpieć długi rok..robił nadzieje...
Inna rzecz, że ja wtedy byłam zbyt słaba, zeby to sama zrobić.

moze tym proszeniem i probowaniem dzialamy odwrotnie niz chcemy? moze to jest wlasnie takie przedobrzenie i zaglaskiwanie kotka? W sensie, ze on juz nas nie pragnie i im bardziej sie staramy tym bardziej go odpychamy? A moze gdyby zastosowac kontrofensywe i wycofac sie na tyly i powiedziec? Nie chcesz? To nie, ja tez juz nie chce. Skoncz Wasc, wstydu oszczedz i mojego marnowanego czasu. Moze gdyby poczul naprawde usuwajacy sie grunt pod nogami? Tylko, ze to tez nie moze byc tak, ze co dwa dni to zmiana frontu. Jak sie powie A to trzeba i B. Obie strony. Jak mowie, ze mi to jego zachowanie juz wisi kompletnie to nie nadskakuje mu nastepnego dnia i godze sie na wszystko dla swietego spokoju i odzyskania meza. A on tez, jak nagle mowi, ze kochja (jak Potato czasami twierdzi), to niech kurde slowo w czyn zamieni. A nie goloslowne przysiegi sklada.

Ja tu widze okropny brak konsekwencji i twardego stanowiska po obu stronach.

450

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

a jak mu powiesz, ze chcesz sie rozstac ta gra bedzie trwala nadal? On powie, ze poniewaz Ty tak chcesz to on sie dopasuje choc moze by nie chcial? A jak powiesz, ze chcesz zeby Cie kochal to powie dobrze, bede Cie kochal....
Ja nie rozumiem, w co on z Toba gra? I po co?
Silky, co teraz?

Tak Miriamm, jeśli powiem że chcę się rozstać to on odejdzie, jeśli powiem że ja odchodzę to mi przytaknie. Jeśli powiem by został - zostanie.
On teraz mnie uświadamia, że będzie robił wszystko tak jak ja chcę i nie dopuszcza mnie do swoich uczuć i emocji

I jednocześnie bardzo się stara o dobry kontakt z synem, nigdy nie spędzali tyle czasu razem co teraz.

Ze mną stara sie by było prawidłowo, tak JAK JA CHCĘ

451

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

to katorga jest.

452

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky... niech on się w końcu wyprowadzi. Uważam, że popełniłaś błąd wtedy zatrzymując go, ale trudno. Powiedział, że już wszystko co miał do powiedzenia, to powiedział i pewnie tak jest. On nie może się określić, bo ma w nosie, co się dzieje. Nie określi się, bo Ty dalej będziesz trwać przy nim i walczyć. Teraz on się będzie dostosowywał, a Ciebie będzie to coraz bardziej frustrowało. Czekam na moment, w którym wybuchniesz, a on popatrzy na Ciebie jak na wariatkę i powie ze szczerością, że zwariowałaś, bo sama nie wiesz czego chcesz. Jak robił po swojemu było źle, jak robi tak jak Ty chcesz, to też jest źle. Zrobi Ci wodę z mózgu, popuka się w czoło i zasiądzie przed TV zadowolony z siebie.

Skończ to Silky. Nie jemu, a sobie powiedz - koniec. On się nie zmieni. NIE ZMIENI. Nic nie naprawisz, nic nie ruszysz, nic.

453 Ostatnio edytowany przez moniaCo (2013-12-04 12:40:15)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

Silky,

a jak mu powiesz, ze chcesz sie rozstac ta gra bedzie trwala nadal? On powie, ze poniewaz Ty tak chcesz to on sie dopasuje choc moze by nie chcial? A jak powiesz, ze chcesz zeby Cie kochal to powie dobrze, bede Cie kochal....
Ja nie rozumiem, w co on z Toba gra? I po co?
Silky, co teraz?

Tak Miriamm, jeśli powiem że chcę się rozstać to on odejdzie, jeśli powiem że ja odchodzę to mi przytaknie. Jeśli powiem by został - zostanie.
On teraz mnie uświadamia, że będzie robił wszystko tak jak ja chcę i nie dopuszcza mnie do swoich uczuć i emocji

I jednocześnie bardzo się stara o dobry kontakt z synem, nigdy nie spędzali tyle czasu razem co teraz.

Ze mną stara sie by było prawidłowo, tak JAK JA CHCĘ

Swoja drogą,że jemu taki układ pasuje...
Czy on ma jakieś uczucia? Emocje?
Ale to wegetacja a nie życie.

454

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
moniaCo napisał/a:
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

Silky,

a jak mu powiesz, ze chcesz sie rozstac ta gra bedzie trwala nadal? On powie, ze poniewaz Ty tak chcesz to on sie dopasuje choc moze by nie chcial? A jak powiesz, ze chcesz zeby Cie kochal to powie dobrze, bede Cie kochal....
Ja nie rozumiem, w co on z Toba gra? I po co?
Silky, co teraz?

Tak Miriamm, jeśli powiem że chcę się rozstać to on odejdzie, jeśli powiem że ja odchodzę to mi przytaknie. Jeśli powiem by został - zostanie.
On teraz mnie uświadamia, że będzie robił wszystko tak jak ja chcę i nie dopuszcza mnie do swoich uczuć i emocji

I jednocześnie bardzo się stara o dobry kontakt z synem, nigdy nie spędzali tyle czasu razem co teraz.

Ze mną stara sie by było prawidłowo, tak JAK JA CHCĘ

Swoja drogą,że jemu taki układ pasuje...
Czy on ma jakieś uczucia? Emocje?
Ale to wegetacja a nie życie.

Monia! Monia! Budze Cie
to GRA

455

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
moniaCo napisał/a:
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

Silky,

a jak mu powiesz, ze chcesz sie rozstac ta gra bedzie trwala nadal? On powie, ze poniewaz Ty tak chcesz to on sie dopasuje choc moze by nie chcial? A jak powiesz, ze chcesz zeby Cie kochal to powie dobrze, bede Cie kochal....
Ja nie rozumiem, w co on z Toba gra? I po co?
Silky, co teraz?

Tak Miriamm, jeśli powiem że chcę się rozstać to on odejdzie, jeśli powiem że ja odchodzę to mi przytaknie. Jeśli powiem by został - zostanie.
On teraz mnie uświadamia, że będzie robił wszystko tak jak ja chcę i nie dopuszcza mnie do swoich uczuć i emocji

I jednocześnie bardzo się stara o dobry kontakt z synem, nigdy nie spędzali tyle czasu razem co teraz.

Ze mną stara sie by było prawidłowo, tak JAK JA CHCĘ

Swoja drogą,że jemu taki układ pasuje...
Czy on ma jakieś uczucia? Emocje?

monia, a w czym ma mu to przeszkadzac, jesli np. ma jeszcze gdzies swoje drugie zycie? Pania dochodzaca, z ktora niekoniecznie zaraz chce brac slub? Tu ma teraz spokoj, dziecko sobie bawi, wikt i opierunek bz., podotyka czasem zone, ale jak automat - bo sobie takie reguly wymyslil, zle mu sie nie dzieje - bo nigdzie swoich uczuc nie ulokowal. Tylko w sobie.

Posty [ 391 do 455 z 569 ]

Strony Poprzednia 1 5 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024