Przeczytałam tytuł wątku i aż się we mnie zagotowało
. Nie żebym się przejmowała cudzymi dywagacjami, zwłaszcza osób, które nie chytają, o co chodzi
. No dobra, trochę się przejęłam, że takie fajne kobitki na takim fajnym forum a takich prostych rzeczy nie rozumieją.
Tak sie składa, że jakiś czas temu popełniłam tekst będący ripostą do tytułowego pytania retorycznego. Jako że jestem pod nim podpisana z imienia i nazwiska, to linka nie wrzucę, z oczywistych względów.
Postaram się jednak wyjaśnić pokrótce, o co chodzi z tym "grzechem i snobizmem".
Jak wsiadamy do auta, to sporo ryzykujemy. Jakiś debil może wymusić pierwszeństwo, pijak może się nam wtoczyć pod koła, matka może nie upilnować dzieciaka albo tir może zjechać na przeciwległy pas... Kurcze i po co to? Żeby nie musieć jechać komunikacją miejską? Toż to snobizm! Wszyscy ci posiadacze samochodów na pewno czują się lepsi od tych, którzy stoją na przystankach, bo przecież mają fury!
A fury kosztują! Jak śmią wydawać swoje pieniądze na samochody! Do piekła z nimi!
Wspinam się od kilku lat. W skałach i w Tatrach. Jako że bardzo źle znoszę wysokości powyżej 4 tys. metrów to himalaistką raczej nie zostanę. Czy ryzykuję? Dokładnie tyle, ile wsiadając do auta, przy czym jeżdżę o wiele gorzej niż się wspinam. Zapewniam, że żaden wspinacz/alpinista czy jak zwał tak zwał nie ryzykuje więcej. Nikt nie robi w górach dróg trudniejszych niż jego obecne maksimum w skałach. Skały to dla nas coś w rodzaju placu manewrowego. Trenujemy, żeby móc więcej zrobić w górach. Trening wspinacza to nie tylko skały, ale też bieganie, normalne chodzenie po górach, czasem joga i inne sporty. Wszystko po to, żeby podnieść wydolność, siłę i kondycję. Oczywiście, wypadki się zdarzają. Ich przyczyny są niezależne od człowieka - np. pogoda lub zależne, np. złe założenie stanowiska, obciążenie go i w konsekwencji lot na sam dół.
To nigdy nie jest tak, że ktoś porywa się z motyką na słońce, bo ma kaprys. Osoby wspinające się są nierzadko bardzo mocno wytrenowane, przygotowane psychicznie i fizycznie do tego, co je czeka.
Samo wspinanie to 100% koncentracji - na ruchu i na otoczeniu.
Moje drogie, wspinam się, bo żyję tylko raz - teraz, w tej chwili. I chcę to życie przeżyć, a nie przesiedzieć przed tv i nie przesnuć po galeriach handlowych. Syty głodnego nie zrozumie, ale mam nadzieję, że choć trochę ogarniecie teraz temat.
Bo himalaizm to nie grzech. To nie jest takie ryzyko, jak wam się wydaje. W góry nie idą osoby takie jak wy, a nazywając ten sport grzechem patrzycie przez pryzmat samych siebie, wyobrażacie sobie siebie tam, na ośmiotysięcznikach i zaczynacie się bać i myśleć, że himalaiści to psychopaci. Bo wy nigdy byście tam nie poszły. A tymczasem ludzie są różni, jedni lubią jedno, inni drugie i jednym nic do drugich
. A już na pewno nie do naszych portfeli i wydatków na wspinanie. Jeśli mnie stać to mogę robić co chcę, prawda? A jeśli stać moją firmę, żeby sponsorować młodych, obiecujących wspinaczy, to dlaczego mam im nie płacić, żeby ich zmotywować do treningu, by stawali się jeszcze lepsi w tym, co kochają? Mój budżet w mojej firmie to moja sprawa
.