Witam wszystkich.
Jestem po rozwodzie.Moje małżeństwo trwało 27 lat, mam 3 dorosłych dzieci. Na poczatku jak w każdym małżeństwie było super,z czasem zaczęło się wszystko zmieniać.Pod koniec tego "małżeństwa" byłam wykończona psychicznie! Nie mój mąż nie pił,nie zdradzał mnie ale wykańczał psychicznie! Złożyłam wniosek o rozwód,który dostałam po 30 minutach! Nie chciałam niczego dzielić,nie miałam siły na dalszą walkę po prostu chciałam być już wolną kobietą! Założyłam sobie profil na jednym z portali randkowych,nie zawsze trafiali się fajni faceci bo większość chciała tylko seksu! Mnie interesował stały związek ,gdy byłam już zrezygnowana poznałam super gościa! Też po rozwodzie i także chciał sobie życie ułożyć na nowo! Od początku byłam z nim szczera,powiedziałam ,że mam tylko to co zmieści się w mojej torbie.Dziś już mamy ze sobą 3 lata wspólnego i szczęśliwego życia! Mam tutaj świetną pracę,zrobiłam sobie prawo jazdy,kupiłam sobie samochód! Naprawdę wiem ,że żyję!!! Spędzamy ze sobą każdy wolny czas,uwielbiamy swoje zacisze domowe,ogród,razem jeździmy na ryby,bo mój Skarb uwielbia łowić. Wszystko układa się cudownie aż niekiedy myślę,że to sen! Przeszliśmy już kilka sytuacji "ciężkich" kiedy się okazało,że mój Miniu ma raka.Poradziliśmy sobie z tym,byliśmy razem w tym i on zawsze mógł na mnie liczyć.Teraz jeździmy razem na badania (bo uważam ,że moje miejsce jest zawsze przy nim) i wyniki sa super! To mnie bardzo cieszy,ale ja pragnęłabym jeszcze z nim ślubu.Chcę mieć poukładane życie,poczucie bezpieczeństwa,spokoju,że tu jest moje miejsce na ziemi. Ja nie potrafię żyć dniem dzisiejszym dla mnie istnieją dwa kolory albo czarny albo biały,lubię twardo stąpać po ziemi a nie co będzie to będzie!Ślub ułatwia wiele rzeczy a mnie denerwuje ,że ciągle trzeba pisać upoważnienia abym cokolwiek mogła załatwić ,odebrać wyniki itp. Mój partner jednak nie dąży do ślubu i wręcz go unika,fakt ,że jest po rozwodzie i kilku związkach gdzie partnerki lubiły skoki w bok ale ze mną żyje już 3 lata i wie,że ja taka nie jestem! Pomimo iż bardzo go Kocham i jestem z nim szczęśliwa postanowiłam od niego odejść! To nie fanaberie,ale skoro nie może mi na tyle zaufać aby spełnić moje marzenie to chyba lepiej będzie odejść. Mówi ,że wszystko w swoim czasie ale kiedy ten czas nadejdzie? Za rok,pięć ,dziesięć lat? Czy on nie rozumie,że taka niepewność jutra mnie psychicznie wykańcza!
Co o tym myślicie? Jakieś rady?
Część mojej historii napisałam w innym wątku,ale zrobiłam błąd