Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 49 ]

1 Ostatnio edytowany przez Niebieska1980 (2015-03-20 11:37:35)

Temat: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Właśnie..Powszechnie sądzi się, że dla dziecka/dzieci nie warto ze sobą być (koleżanka rozwodząca się twierdzi, że nawet poradnie małżeńskie stoją na podobnym stanowisku a więc część psychologów). Wiele osób uważa, że rozwód często jest najlepszym wyjściem, niezależnie od tego czy są dzieci czy nie ma bo dziecko i tak będzie miało oboje rodziców.
Czy to nie są mrzonki, egoistyczne i dość "pobożne" myślenie/życzenie? Dzieci niby nadal będą miały oboje rodziców ale czy nie będą tęskniły za jednym z nich? Istnienie równolegle 2 domów jest może skutecznym wyjściem ale na rok max 3 lata, później? Mama , która ma nowych wujków czy tata, który delikatnie wprowadza dziecko w świat nowych cioć..Czytałam o amerykańskich badaniach gdzie jednoznacznie naukowcy twierdzą, że po ponad 10 latach od rozwodu ok 70% dzieci ma słaby lub bardzo słaby kontakt z jednym z rodziców, z którym nie żyją co ważne - niezależnie od ilości kontaktów z nim. Ok 10% dzieci nie chce znać ojca lub matki po 15 latach od rozwodu, którego obwiniają za rozpad małżeństwa, co ciekawe niezależnie od tego jaką opinię ex-małżonkowi wystawia rodzic, z którym mieszkają..
Czy ojciec czy też matka da odpowiednie wzorce dziecku i wychowanie gdy rodzina się rozleci?
Oczywiście myślę tutaj o sytuacji gdy dzieci są małe..

Znam kilka par, które przeżywały kryzysy w wieku 30+ , 40+ i zostały ze sobą ze względu na dzieci. Teraz nie żałują, mają lat zdecydowanie więcej a dzieci są już dorosłe. Teraz mówią, 'zostaliśmy dla dzieci, było warto, teraz nie myślimy o rozwodzie, życie nam oddwdzięczyło -mamy blisko dzieci, wnuki itp.'

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Chyba nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie, bo każda sytuacja jest inna.

Ja bym je rozszerzyła: czy warto zostać dla dzieci jeśli rodzice potrafią "grać"? (ja zostałam zdradzona, mąż teraz jest innym człowiekiem, nieba by mi przychylił lecz ja cały czas robię dobrą minę do złej gry)

3 Ostatnio edytowany przez vergill10 (2015-03-20 12:32:53)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Ja mam znajomych których rodzice się rozstali. Kolega nr 1 był adoptowany później po kilku latach min. 9 lat jego rodzice się rozstali. Został u matki, ale z ojcem jeździł w trasy spędzali dużo czasu itp. trochę dorósł miał pretensje do ojca że odeszedł od niech do innej, ale nie mógł pojąć z jakiego powodu przestał jeździć do ojca (powód: matka jego nie gotowała nie sprzatała nie kocha sie nim przez cały wolny dzień spędzała go u swojej matki). Gdy miał 24 lata jego ojciec był w krytycznym stanie ( chorubsko serca) zaczął przejmować się nim ale niestety było za późno. Więc postanowił pójść do ojca-odebrał sobie życie.

Przykra sprawa, ale prawdziwa.

Kolega nr.2 po rozstaniu rodziców żyje jak w "Siódmym niebie" jemu to odpowiada że rodzice nie są razem ma podwójne kieszonkowe podwójne wakacje itp. Ale mieszka u babci nie chce mieszkać z żadnego z nich.  Też ma ok. 21 lat (rodzice się rozstali w wieku 15 lat)

Koleżanki rodzice byli w separacji przez 3 lata gdy ona jako 11 letnia dziewczynka powiedziała że albo się rozstają albo się schodzą albo ona idzie do domu dziecka bo nie chce mieć takich rodziców. Rodzice przytulili się urządzili sobie wypad gdzieś blisko na kilka dni  i tam wtedy rodzice zrozumieli że im zależy na sobie na dziecku.

Mi się wydaje że to zależy od wychowania, od psychologa.  Także sama widzisz każde dziecko inaczej przeżywa. Mam znajomą ona jest po rozwodzie dzieciaka ma po swojej stronie syn jak chce jechać do ojca nie zabrania mu ale dzieciak nie lubi swojej macochy. A ona cały czas się z swoim byłym mężem kłoci.

A badania które twierdzą że po kilku latach dziecko ma słaby kontakt z jedno z rodziców może też to być spowodowane że któreś z rodziców zabraniało albo zabrania widzenia się z dzieckiem lub także jedno z rodziców opowiada dziecku jaki to nie dobra/y mama/tata.

Szwagier mój ma przykre właśnie doświadczenie że rozstał się z swoją dziewczyną ponieważ ona zabrania mu widzenia sie z pół tora roczną córką i ta kobieta ma nowego faceta który wrzuca foty na portal społecznościowy który trzyma córkę mojego szwagra i podpis do zdj" z moim małą córką" z mojego punktu widzenia te dziecko nie powinno do niego mówić tato ale niestety tak nie jest. Ostatnio byliśmy w szpitalu i spotkaliśmy ją córcie szwagra i ona do mnie ciocia do mojego partnera też wujek  a do szwagra nic. A ten ch*j chodź córcia bo mamusia na nas czeka.
Także ta córka jego na pewno nie bedzie chciała z nim spędzać czasu. Bo bedzie myslała że ojciec nic nie robił z tym żebym się z nią widzieć a wiadomo jakie jest polskie prawo takze kazda sprawa w sadzie przegrana.

4 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-03-20 12:52:31)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Chyba nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie, bo każda sytuacja jest inna.

Ja bym je rozszerzyła: czy warto zostać dla dzieci jeśli rodzice potrafią "grać"? (ja zostałam zdradzona, mąż teraz jest innym człowiekiem, nieba by mi przychylił lecz ja cały czas robię dobrą minę do złej gry)

Rozbita,
Po co Ty sobie TO robisz?
Nie lepiej odejść i żyć spokojnie, bez ciągłego przymusu chodzenia w masce?
Po co Tobie życie w zgniłym związku?

Ciągle żyjesz przeszłością. Pozwalasz, aby przeszłość była Twoją terażniejszością a wraz z nią żal, złość, strach i odraza, a Twój mąż stał się jednym wielkim poczuciem winy. MASAKRA!
I w to wszystko uwikłane dzieci, które widzą dużo więcej niż Wam się wydaje.

5

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Właśnie jak masz się męczyć w związku to rozstań się, ale nie zabraniaj dziecku widzenia się z ojcem i radzę od razu dać dziecko do psychologa.

6

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Przyszłość - chyba dla dzieci a po części ze strachu, związek może być dobry bo wszystkie przesłanki świadczą o tym że mamy szanse na normalne życie (takie jest teraz), jest dobrze, nawet lepiej bo rozmawiamy, śmiejemy się, sporo rzeczy robimy razem, mogę już teraz powiedzieć że Go darzę uczuciem pozytywnym jednak gdzieś szacunek uleciał.
A czy poświęcenie dla dzieci jest czymś złym? nie może być celem? Nie ma pewności czy będzie mi lepiej...

7 Ostatnio edytowany przez Niebieska1980 (2015-03-20 13:05:59)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
vergill10 napisał/a:

A badania które twierdzą że po kilku latach dziecko ma słaby kontakt z jedno z rodziców może też to być spowodowane że któreś z rodziców zabraniało albo zabrania widzenia się z dzieckiem lub także jedno z rodziców opowiada dziecku jaki to nie dobra/y mama/tata.

Nie sądzę by tym to było spowodowane choć pewnie jest to bardzo ważne. Bardziej pewnie chodzi o to, że z czasem dzieci już tak nie potrzebują rodziców lub też po kilku latach dziecko nie musi chcieć jechać do matki czy ojca na weekend bo ma np. balet z koleżankami, biwak z kolegami czy wspólnie (no nie wiem wypad na dziewczęce zakupy czy mecz). Ponadto ojciec czy matka może mieć już nową rodzinę


vergill10 napisał/a:

Szwagier mój ma przykre właśnie doświadczenie że rozstał się z swoją dziewczyną ponieważ ona zabrania mu widzenia sie z pół tora roczną córką i ta kobieta ma nowego faceta który wrzuca foty na portal społecznościowy który trzyma córkę mojego szwagra i podpis do zdj" z moim małą córką" z mojego punktu widzenia te dziecko nie powinno do niego mówić tato ale niestety tak nie jest. Ostatnio byliśmy w szpitalu i spotkaliśmy ją córcie szwagra i ona do mnie ciocia do mojego partnera też wujek  a do szwagra nic. A ten ch*j chodź córcia bo mamusia na nas czeka.
Także ta córka jego na pewno nie bedzie chciała z nim spędzać czasu. Bo bedzie myslała że ojciec nic nie robił z tym żebym się z nią widzieć a wiadomo jakie jest polskie prawo takze kazda sprawa w sadzie przegrana.

Niechcący dotknęłaś ważnego zagadnienia. Co jest lepsze dla dziecka: czuły wujek , szczerze lubiący dziecko (już nawet nie nadużywam słowa kochający) wujek próbujący jakoś zastąpić ojca , najlepiej jak potrafi lub nawet niechcąco wchodzący w rolę ojca czy wujek , który jest doś neutralny, z lekkim na ciskiem na obojętny czy też chłodny.
Oba przypadki moim zdaniem mogą być do kitu dla dziecka, pierwszy niezbyt dobry dla biologicznego ojca, dla matki pewnie tysiąc razy lepszy byłby 1 bo myślałaby jakiego extra faceta znalazła:)

8

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Chyba nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie, bo każda sytuacja jest inna.

Ja bym je rozszerzyła: czy warto zostać dla dzieci jeśli rodzice potrafią "grać"? (ja zostałam zdradzona, mąż teraz jest innym człowiekiem, nieba by mi przychylił lecz ja cały czas robię dobrą minę do złej gry)

bardzo dojrzałe podejście, dzięki niemu pokolenie moich rodziców tak się masowo nie rozwodziło przy byle problemie, mój ojciec też zdradzał
matkę ale teraz jako staruszkowie są nadal razem, wspierają się i kochają, wiadomo, człowiek nie jest doskonały ale liczy się całokształt
stosunków, dzieci, ich przyszłość..  mnie osobiście przeraża ta obecna plaga rozwodów, dzieci twoje moje nasze, przecież małżeństwo właśnie na tym polega żeby być ze sobą do końca ale to wymaga ogromnego wysiłku i przekroczenia swojego własnego ego w imię
trwałości związku bo tak mało teraz rzeczy których możemy być pewni..

9 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-03-20 13:10:54)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Przyszłość - chyba dla dzieci a po części ze strachu, związek może być dobry bo wszystkie przesłanki świadczą o tym że mamy szanse na normalne życie (takie jest teraz), jest dobrze, nawet lepiej bo rozmawiamy, śmiejemy się, sporo rzeczy robimy razem, mogę już teraz powiedzieć że Go darzę uczuciem pozytywnym jednak gdzieś szacunek uleciał.
A czy poświęcenie dla dzieci jest czymś złym? nie może być celem? Nie ma pewności czy będzie mi lepiej...

Ja nie wątpię, że czasami jest między Wami całkiem miło.

Poświęcanie się dla dobra kogoś innego to masochizm, to na siłę szukanie sobie usprawiedliwienia dla własnej bezwolności i strachu przed samotnościa, to próba wypełnienia pustki czymś w Twoim odczuciu wartościowym.
A prawda jest taka, że dzieciaki łatwo wyłapują wszelki fałsz i kłamstwo, bo one obserwują w przeciwieństwie do Ciebie i Twojego męża, bo Wy tylko dokonujecie pewnej projekcji; żyjecie w iluzji.

Piszesz, że szacunek uleciał a ja myślę, że uleciały Twoje złudzenia. Nawet nie próbujesz odnależć sensu w tym, że "nic, co ludzkie nie jest mi obce". Twoje EGO nie pozwala Tobie zaakceptować tego, że ktoś mógł Ciebie świadomie skrzywdzić.

10

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Nie poświęcił byś się dla dzieci?
I tu się zgodzę z Tobą, nie mogę tego zaakceptować, na razie to tylko moja sprawa i męża.

11 Ostatnio edytowany przez SimplyBlack (2015-03-20 13:41:03)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Nie poświęcił byś się dla dzieci?
I tu się zgodzę z Tobą, nie mogę tego zaakceptować, na razie to tylko moja sprawa i męża.

oczywiście że bym się poświęcił dla dziecka ale w moim akurat przypadku nie byłoby to jakieś straszne poświęcenie bo mam dosyć pobłażliwy stosunek dla ludzkich słabości typu skok w bok

12

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Nie poświęcił byś się dla dzieci?
I tu się zgodzę z Tobą, nie mogę tego zaakceptować, na razie to tylko moja sprawa i męża.

Rozbita,
Nie widzisz nadużycia słowa POŚWIĘCENIE gdy mówimy o tkwieniu w niesatysfakcjonującym związku?
To kolejna iluzja, którą sobie stworzyłaś, aby "zamaskować" strach, z którym najlepiej się skonfrontować.
Myślę, że Wy macie szansę na zbudowanie związku od nowa. Nie dla dzieci, ale dlatego, że pomimo doznanych krzywd i wzajemnego niezrozumienia coś Was jednak do siebie ciągnie smile

13

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
SimplyBlack napisał/a:
Rozbita34 napisał/a:

Chyba nie ma uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie, bo każda sytuacja jest inna.

Ja bym je rozszerzyła: czy warto zostać dla dzieci jeśli rodzice potrafią "grać"? (ja zostałam zdradzona, mąż teraz jest innym człowiekiem, nieba by mi przychylił lecz ja cały czas robię dobrą minę do złej gry)

bardzo dojrzałe podejście, dzięki niemu pokolenie moich rodziców tak się masowo nie rozwodziło przy byle problemie, mój ojciec też zdradzał
matkę ale teraz jako staruszkowie są nadal razem, wspierają się i kochają, wiadomo, człowiek nie jest doskonały ale liczy się całokształt
stosunków, dzieci, ich przyszłość..  mnie osobiście przeraża ta obecna plaga rozwodów, dzieci twoje moje nasze, przecież małżeństwo właśnie na tym polega żeby być ze sobą do końca ale to wymaga ogromnego wysiłku i przekroczenia swojego własnego ego w imię
trwałości związku bo tak mało teraz rzeczy których możemy być pewni..

Myślę, że post bardzo trafny. Faktycznie, kiedyś optyka była inna ale też wychowanie i życie było inne. Dzieci wychwowały się na dużych osiedlach, chodziliśmy do szkoły z kluczem na szyi, nauczyciel była autorytetem a po lekcjach dzieci bawiły się na trzepakach. Różnie było w rożnych domach ale rodzice nie myśleli o rozwodach bo pół bloku się znało itp. itd. Dzisiaj ludzie są starsi i tym bardziej nie myślą a nawet jeśli myślą to dzieci pękają ze śmiechu albo same biorą w sprawy w swoje ręce gdy np. 50 czy 60latkowie myślą o rozstaniu "ot starym odbiło na stare lata":)

14

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Przyszłość nie chyba nie widzę, mogę to tak nazywać bo wiem że gdyby nie one nie byli byśmy już razem. Właśnie chodzi o to moje JA;) może mam obsesję ale nie zdradza się takich kobiet jak JA. A skoro już to się stało muszę w przeciwieństwie do mojego męża wsiąść odpowiedzialność za nasze dzieci i dobrze przemyśleć co dalej, i czy warto?

Czy może tak się nie da?

Spotykam się niestety ze skrajnymi opiniami ludzi, statystycznie rzecz biorąc 50/50 - co w zasadzie jest niewielkim kosztem. Ciekawa jestem opinii tych co są 10 lat po i więcej...

15 Ostatnio edytowany przez Niebieska1980 (2015-03-20 14:07:27)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Spotykam się niestety ze skrajnymi opiniami ludzi, statystycznie rzecz biorąc 50/50 - co w zasadzie jest niewielkim kosztem. Ciekawa jestem opinii tych co są 10 lat po i więcej...

też jestem ciekawa choć myślę, że polskie realia to nie amerykański dream gdzie po 15 latach po rozwodzie rodzice wspólnie z nowymi partnerami/partnerkami wyprawiają wesele córce. Raczej wszystko ustaje i relacje z rodzicem z którym dziecko nie mieszka są słabe by nie powiedzieć żadne. Może to być wina i tego rodzica (ułoży sobie życie) i dziecka (kontakty z czasem będą się rozluźniały bo za lat kilka np. umrze babcia i dziadek gdzie dziecko lubiło jeździć), wina rodzica z którym dziecko mieszka (bo mało odpowiedizalnie wyraża się nie pochlebnie o drugim rodzicu przy dziecku) lub nikt nie musi być winien ale tak się zadzieje i już.

16 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-03-20 14:08:06)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Przyszłość nie chyba nie widzę, mogę to tak nazywać bo wiem że gdyby nie one nie byli byśmy już razem. Właśnie chodzi o to moje JA;) może mam obsesję ale nie zdradza się takich kobiet jak JA. A skoro już to się stało muszę w przeciwieństwie do mojego męża wsiąść odpowiedzialność za nasze dzieci i dobrze przemyśleć co dalej, i czy warto?

Czy może tak się nie da?

Spotykam się niestety ze skrajnymi opiniami ludzi, statystycznie rzecz biorąc 50/50 - co w zasadzie jest niewielkim kosztem. Ciekawa jestem opinii tych co są 10 lat po i więcej...

Rozbita,
Myślę, że można w odbudowie związku wystartować od dzieci, ale daleko na tym "pretekście do nie-rozchodzenia sie" nie zajedziecie. Myślę, że Ci, co są 10 lat PO jednak nie na dzieciach budowali związek a już z pewnością nie był to satysfakcjonujący związek. A jeśli byli ze sobą tylko dlatego, że dzieci trzeba odchować, to współczuję.


Dobra spadam, bo jak czytam te rzewne wspominki jak to kiedyś cudnie było a ludzie się nie rozstawali z powodu byle zdrady, to mi się niedobrze robi tongue

Trzymaj się Rozbita smile

17

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Rozbita34 napisał/a:

Przyszłość nie chyba nie widzę, mogę to tak nazywać bo wiem że gdyby nie one nie byli byśmy już razem. Właśnie chodzi o to moje JA;) może mam obsesję ale nie zdradza się takich kobiet jak JA. A skoro już to się stało muszę w przeciwieństwie do mojego męża wsiąść odpowiedzialność za nasze dzieci i dobrze przemyśleć co dalej, i czy warto?

Czy może tak się nie da?

Spotykam się niestety ze skrajnymi opiniami ludzi, statystycznie rzecz biorąc 50/50 - co w zasadzie jest niewielkim kosztem. Ciekawa jestem opinii tych co są 10 lat po i więcej...

jak sama piszesz małżonek  nieba by Ci teraz przychylił, jest ojcem twoich dzieci a jaka masz alternatywę?  samotna i zgorzkniała ale dumna rozwódka, nowy związek w którym prawdopodobnie też będą problemy (bo gdzie ich nie ma)

ważne żebyś sobie uświadomiła że ta zdrada to wyłącznie jego wina a nie z powodu tego że jesteś taka czy inna, sam jako facet
rozumiem że można mieć za żonę miss uniwersum dobrą i kochającą a i tak skręci się pewnego dnia w bok a to jaka jest ta zdradzana żona
nie ma najmniejszego znaczenia..
to tylko nasz słaby charakter i zwierzęce atawizmy

18

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Ile związków, tyle opcji. Czasem warto czasem wręcz przeciwnie.
Jak mówiła moja ciotka: "życie nie rentgen, nie prześwietlisz".
W moim przypadku raczej SZYBCIEJ należało się rozejść, niż zwlekać (co niestety dopiero po latach wyszło na jaw; z krzywdą tychże dzieci)

19

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Myślicie, że po latach podświadomie obwinia się dzieci za nieszczęśliwe życie jeśli zostało się w takim związku, nie daj boże odmawiając sobie prawa do bycia z kimś innym, bo tu chyba wewnętrzny żal jest największy?

20

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Przewaznie nie warto.
Jak czytam ten temat to mam  wrazenie ,ze  ktoś przedawkował z kazaniami księdza na mszy
Nie ważne ,ze bije, pije, obdziera z godności, terroryzuje..  małżeństwo to zaspawany łańcuch dożywotni ma być na amen ,do tego najgorszy argument jaki można wysnuć ( gorszego nie ma ) dla dobra dzieci. Już dawno został obalony ten mit i słusznie. Dzieci nie są ślepe ,nasiąkają chorą atmosfera w małżeństwie rodziców, która odbija się na nich  jak najbardziej.
U dorosłego na własnej samo ocenie i wartości również  się to fatalnie odbija ,kiedy tkwi w nieszczekliwym poronionym małżeństwie.
Ja jestem przeciwnikiem tkwienia w związku tylko i wyłącznie dla "dobra" dzieci.  Słowo  "dobra" to kuriozum

21 Ostatnio edytowany przez Niebieska1980 (2015-03-21 15:12:48)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Pisłam już to -znam kilka małżeństw (średnio udanych przez lat powiedzmy 15-20 małżeństwa), które teraz uważają, że mają życie udane i bardzo dobrze, że kiedyś nie było decyzji o rozstaniu. A dlaczego się nie rozpadły wcześniej? Odpowiedź 1-dzieci.

Jeden przykład. On (oficer wojska), nadużywający alkoholu, nie bijący jej ale czy zdradzający nie wiem (pewnie i ona nie wie ale złamanego grosza nie postawiłaby, że nie) ogólnie złota rączka ale chłodny skurwiel i dla żony, jej rodziny i czasem dzieci, mówiąc krótko wojsko z pracy przeniesione do domu . Dzisiaj od lat na dobrej emeryturze. Pomógł dzieciom urządzić się, z wnukami jeździ na tańce, a żonę wysyła na wycieczki by coś zobaczyła w wieku 55+. Ona przez lata go sklinała a jak zachorował to całymi dniami siedziała przy jego łóżku. Wyszedł z tego, są ogólnie szczęśliwi otoczni dziećmi i wnukami. To taki szczęśliwy przykład. Myślę, że jest takich więcej.

22 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-03-21 15:47:25)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Ogolnie, pytanie jest zle postawione bo albo chodzi o to, czy zachować wygodny, obecny model zycia czy pokusić się o trudy zycia na wlasna reke, albo o opinie środowiska. z punktu widzenia dzieci nie ma to nic wspólnego z uczuciami do nich, troska, miloscia jeśli oboje rodzice potrafią to okazywać i nie walcza miedzy sobą o względy dzieci. Sens co zrobić tkwi raczej w tym czy dzieciom zaserwuje się prawde czy falsz, ew. kwestie miejsca nauki oraz to, ze dzieci będą w dużym stopniu powielaly potem schematy zachowan i rozwiazan zaobserwane w domu rodzinnym. Jeśli dla nich kryterium milosci będzie chlod miedzy rodzicami, wynikający ze związku na sile, to taki model związku będą powielac, takie kryterium wyboru będą w swoim własnym zyciu wybierac. Sens wiec pytania jest dla dobra dzieci, ale nie w takim ujęciu ja się powszechnie sadzi.

23 Ostatnio edytowany przez Samotna79 (2015-03-21 18:17:29)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Ja czuję podobnie jak Rozbita34...on się stara jak nigdy za nas dwoje a ja czasami jeszcze mam chwile, że wydaje mi się, że Go kocham , jednak gdy o tym pomyślę to się karcę, że nie powinnam i nie mogę bo On mnie skrzywdził i dzieci też w pewien sposób...czy warto być ze względu na dzieci...jak na nie patrzę gdy są z nim to tak...jak myślę o nas bez dzieci w tle to nie ma już nas...

24

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

ojj maniek_z_maniek, dla dzieci ma ogromne znaczenie, że ojciec jest codziennie w domu, że można mu wskoczyć na ręce jak wraca z pracy, obejrzeć film po przebudzeniu...nie widzą, że coś jest nie tak i choć zaraz padną na mnie gromy to wiem, że nie widzą...mam uśmiech, on mnie przytula przy nich, robimy wspólnie różne rzeczy, one są szczęśliwe...

25

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Samotna79 napisał/a:

ojj maniek_z_maniek, dla dzieci ma ogromne znaczenie, że ojciec jest codziennie w domu, że można mu wskoczyć na ręce jak wraca z pracy, obejrzeć film po przebudzeniu...nie widzą, że coś jest nie tak i choć zaraz padną na mnie gromy to wiem, że nie widzą...mam uśmiech, on mnie przytula przy nich, robimy wspólnie różne rzeczy, one są szczęśliwe...

To zależy od wieku. Poza tym sa rzeczy ważne i ważniejsze. Nie rozumiem jednak co dobrego ma wynikac dla dzieci z zycia w zakłamaniu. W dorosłym zyciu podstawa będą dla nich wzorce wyniesione z domu, a ze z reguly sa to wzorce zgnile to mamy jak mamy. Nie przesadzam jedna do końca jakie one będą bo mamy tu na forum taki przykład, watek, który dzisiaj komentowałem gdzie rodzice dziewczyny się nia nie interesują, nie wiemy jak jest miedzy nimi, bo to nie był temat watku, a jednak dziewczyna poprawnie zweryfikowala zachowanie swojego chłopaka, gdzie po poniżeniu jej, zerwala z nim. Być może wzorce miała takie, ze rodzice się nie klocili, stad spokoj w związku, był dla niej znanym kryterium? Ale jeśli dwoje ludzi zyja ze sobą bez milosci, to jeśli to jest przykład dla dzieci? Z tego co pamiętam to dzieci owszem wskakują na kolana rodzicow, zwłaszcza jak Ci rodzice siedza obok siebie, przytulają się. Dzieci analizują tez co robia rodzice, jak się do siebie odnoszą, czy spia razem ze sobą, itp. Tak sobie buduja obraz rzeczywistości.

26

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

no więc moje widzą, że się przytulamy, jak tata wraca z pracy całuje mamę na dzień dobry, przytula, jak ma wolne spędzamy czas razem czy to na spacerze czy wspólny film, staramy się mieć jedno zdanie w wychowaniu i pytać co powiedział tata czy co powiedziała mama, tłumaczyć jak się złości czy krzyczy co i jak, mój mąż się bardzo stara żeby było dobrze i ja to widzę a dla nich jest naprawdę w tej chwili wspaniałym ojcem (miałam swoje gorsze chwile kiedy "myślał, ze chce odejść), nawet go pytam co ja przekazuję córce na przyszłość gdyby to ja ją spotka taka sytuacja wtedy on odpowiada, że pokazuję jak tworzyć szczęśliwą rodzinę i jednego jestem pewna nie potrafię dzieciom (póki co) odmówić ojca w domu na co dzień a i jego gdzieś tam kocham ale może ja po prostu nie potrafię wybaczać...nie potrafię uwierzyć, że on jest jednym z wielu i to nie pozwala mi iść dalej dlatego często mam uśmiech na twarzy choć nie czuję się szczęśliwa a zawiedziona....

27

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Samotna79 napisał/a:

no więc moje widzą, że się przytulamy, jak tata wraca z pracy całuje mamę na dzień dobry, przytula, jak ma wolne spędzamy czas razem czy to na spacerze czy wspólny film, staramy się mieć jedno zdanie w wychowaniu i pytać co powiedział tata czy co powiedziała mama, tłumaczyć jak się złości czy krzyczy co i jak, mój mąż się bardzo stara żeby było dobrze i ja to widzę a dla nich jest naprawdę w tej chwili wspaniałym ojcem (miałam swoje gorsze chwile kiedy "myślał, ze chce odejść), nawet go pytam co ja przekazuję córce na przyszłość gdyby to ja ją spotka taka sytuacja wtedy on odpowiada, że pokazuję jak tworzyć szczęśliwą rodzinę i jednego jestem pewna nie potrafię dzieciom (póki co) odmówić ojca w domu na co dzień a i jego gdzieś tam kocham ale może ja po prostu nie potrafię wybaczać...nie potrafię uwierzyć, że on jest jednym z wielu i to nie pozwala mi iść dalej dlatego często mam uśmiech na twarzy choć nie czuję się szczęśliwa a zawiedziona....

No szok, chociaż wydaje się ze z jednej strony robisz cos "konstruktywnego". Zastanawiam się tylko czy problem twki w tym, ze jakos nie "można przepracować zdrady", czy jest to kwestia "charakterologiczna", czy może tkwienie w jakims "schemacie myslenia" - zatrzymanie się w rozwoju, w doświadczeniu. Tu w tym watku, tylko jedna osoba to zrozumie. W takim przypadku tamtego malzenstwa już nie ma, jest nowe na nowych zasadach. To jakbyśmy skończyli jedna szkole i rozpoczęli inna.

28

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Najdziwniejsze jest to, że ja mam świadomość tego jak to wszystko powinno wyglądać w sensie przepracowanie i rozsądnie myśląc to zrobiłam z nim ale po prostu to wraca jak cholerny bumerang i wtedy mam "potrzebę" zadręczania siebie i jego...nie potrafię wyjaśnić tego co co mną kieruje i co czuję...wydaje mi się, że podjęłam decyzję bycia z nim i że go kocham i po chwilach gdy jest dobrze...BUM i to jak zaczyna się wszystko od początku, tak ja od kilku dni bo dziś mija dokładnie rok od czasu kiedy poszedł do łóżka z nią...mnie się nawet wydaje (tak czuję), że po takiej kumulacji i milionowego wywalenia tych uczuć jest lepiej aż znowu...czuję się jak na karuzeli...

29

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

jeśli ma się być razem TYLKO ze względu na dzieci to nie
lepiej się rozstać i zyc w zgodzie

30

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Nie warto - dzieci dorosną a Ty zostaniesz sama - minął Tobie najlepsze lata i bedziesz starsza kobitką bez nikogo.

Miec oboje kochających rodzicow nie koniecznie mieszkajacych razem.

U mnie w rodzinie dziecko nie ucierpiało z tego powodu ani troszkę.

31

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Czy warto trwać w małżeństwie ze względu na dzieci ?
Jeżeli w małżeństwie gości patologia, zagrożenie dla zdrowia i życia na pewno nie.
Dla religijnych informacja, że KK nie zabrania rozwodu w takim przypadku a nawet go zaleca.
W przypadku zdrady - KK dopuszcza dożywotnią separację.
Przykra wiadomość - te przyzwolenia wg KK nie pozwalają na powtórne małżeństwo, związek chociaż coraz częściej mówi się o zmianie podejścia, pierwszą jaskółką może być instytucja "białego małzeństwa".

Czy w przypadku kiedy nie ma patologii, zdrady warto być ze sobą ze względu na dzieci ....
To zależy co dla kogo jest ważniejsze, własne szczęście czy szczęście dzieci.
Między bajki można włożyć opowiastki o tym że dzieci są wtedy szczęśliwe kiedy rodzice są szczęśliwi.
To łatwe wytłumaczenie decyzji podjętej ze względu na swoje oczekiwania, oczekiwaniami dzieci.
NIe.
Dla dzieci rfozejście się rodziców, jest zawsze traumą.
Zburzeniem ich rodzinnego domu, poukładanej wizji świata w której jest miejsce dla matki i dla ojca na codzień, bezpieczeństwa które odczuwają, miłości do nich - która dla dorosłych może być iracjonalna, nieuzasadniona - ale to jest miłość dzieci do rodziców.
Powtarzam, nie piszę o sytuacjach patologicznych.

Dlatego...czy warto ?
zależy co dla kogo jest ważniejsze.
Dzieci czy własne szczęście.
Każdy niech osądzi sam, uzna swoje priorytety.
Osobom postronnym - nic do tego.

Czy po latach spędzonych ze sobą, tylko ze względu na dzieci można być szczęśliwym w małżeństwie ?
Wiele jest takich małżeństw.
Po latach wyrzeczeń dla dzieci, codziennej kołomyji, następuje przewartościowanie oczekiwań od drugiej strony, można dostrzec to co druga strona zrobiła dla nasz i dla dzieci.
Niekoniecznie najważniejsza jest romantyczna miłość rozpalające emocje, ale taka wynikająca głównie z szacunku.

32

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Sekundo1 jesteś wierząca praktykująca (to różnica)  po co ślub kościelny. Większość polaków to katolicy  baaaardzo wielu ma ślub cywilny.

33

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Powiem na wlasnym przykladzie... moi rodzice rozstali sie krotko przed moimi narodzinami. Nie mialam kontaktu z ojcem i po latach jak sobie przypomnial, ze istnieje pokazalam mu srodkowy palec. Moja corka miala 1,5 roku gdy z jej ojcem sie rozstalam, nie pytala kiedy tata wroci, ale wisac bylo przez bunt, ze jej brakuje ojca, byl jak guru dla niej. Teraz jest na etapie naciagne ojca na to, czy na tamto, niech mi kupi, ale jak musi isc do niego " mama znowu musze isc do niego", "mama musze u niego spac" " ja nigdzie z nim nie jade" jest prawda, ze kontakt z jednym rodzicem maleje, jezeli jest sie skonfliktowanym, czy nie. Zanika wiez, chocby nie wiadomo co. Nie jest tez dobrym rozwiazaniem posiadania dwoch domow, w ktorych spi i funkcjonuje dziecko, bo zawsze w jednym robi co chce, a w drugim z tym rodzicem co dziecko zyje sa zasady, rytm. Z jednej strony jak ktos wspomnial, jezeli poteafi sie dobrze grac i dzieci tego nie widza, jest dobrze, ale gdy dziecko ma np. Patrzec na pijanego ojca, czy awantury, to lepiej sie rozstac. A ojczym nie jest taki zly. Moja starsza corka wie, kto jest jej ojcem, ale traktuje ojczyma jak ojca, dla niego robi laurki, a nie dla swojego ojca.

34

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Paweło napisał/a:

Sekundo1 jesteś wierząca praktykująca (to różnica)  po co ślub kościelny. Większość polaków to katolicy  baaaardzo wielu ma ślub cywilny.

?? nie za bardzo rozumiem co chciałeś powiedzieć,
co do mojej wiary - wierzę czy nie, moja sprawa.
Ja innych o to nie pytam.

Jak ktoś chce ślub kościelny, czy na "kocią łapę", czy na cywilny nic mi do tego.
Tak jak innym do tego jak żyję.
Dopóki nie krzywdzę innych, to jest wyłącznie moja sprawa i mojego partnera.

amymel87, nie masz wrażenia że powielasz w dorosłym życiu schemat który wyniosłaś z takiego a nie innego dzieciństwa ?
Córka, może mówić przed Tobą, "znowu muszę do niego iść", bo domyśla się, że to właśnie chcesz od niej usłyszeć.
Ojciec był dla niej guru i nagle ... ?
O tym, dowiesz się za kilka lat, kiedy będzie dorosła, niezależna od Ciebie i ojczyma.
Teraz stara się spełniać Twoje oczekiwania, żeby być zaakceptowana przez Ciebie i ojczyma, nie wiesz czy ta jej postawa jest tylko na pokaz, żeby nie zostać odrzucona przez ojczyma, może obawia się że i przez Ciebie ?
Nie wiem na ile udało Ci się oddzielić Twoje złe emocje do byłego partnera od rozmów z córką o jej ojcu ?

35 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-07-20 23:15:22)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Znalazłam dziś cytat z bloga, przytoczony przez jednego z Forumowiczów w innym wątku, w tym dziale. Wpis, który bardzo mnie zainteresował i który stał się impulsem do pewnej konstatacji związanej z pytaniem zawartym w tytule. Ważne dla mnie fragmenty wyboldowałam. Wulgarnych słów nie usuwałam, bo nadają one temu tekstowi bardzo emocjonalny charakter. Dlatego proszę o wybaczenie, że publikuję oryginał...

?To, jak postrzega siebie kobieta ma kolosalny wpływ na to, jak postrzega przy sobie faceta. Faceta w swoim życiu. Skupię się tu na tych paniach, które są w swoich oczach marne.
Mnóstwo kobiet ma bardzo niskie poczucie własnej wartości i liczne kompleksy. Nieistotne, jak wyglądają, potrafią znaleźć w sobie milion wad i zobaczyć siebie jak kupę gówna, mieć o sobie koszmarnie słabe mniemanie. Tego często nie widać na pierwszy rzut oka, potrafią doskonale wyglądać i równie doskonale grać. Ten syf to konsekwencja wychowania, domu rodzinnego. Kobieta, która od dziecka miała ryte w poczuciu wartości, której decyzje były negowane a ona sama krytykowana - ma do siebie samej bardzo krytyczny stosunek. Smutna prawda jest taka, że to się bardzo chujowo przekłada na jej relację z facetami.
Główny powód to taki, że taka kobieta ma wjebane do głowy, że NIE ZASŁUGUJE. Żeby było ciekawie, to wcale u niej nie działa tak, jak u faceta, który robi sobie pod kopułą z kobiety nagrodę. To działa dużo gorzej. Otóż taka pani często wkłada mnóstwo wysiłku w to, żeby swojemu facetowi udowodnić, że... jest chujowa! Owszem, robi tak, bo sama gorąco w to wierzy. Tak, tak się sprawy mają. Kobieta, która w domu rodzinnym za dziecka nie miała ciepła - nie umie ciepła odbierać. Kobieta, która w domu rodzinnym była uznawana za kiepską i bezlitośnie krytykowana - we wszystkich komplementach i zalotach węszy spisek. Bo przecież nie jest godna. Jak ma uwierzyć w to, że jest wspaniała, jak przez całe życie słyszała od tych, których bezgranicznie kochała, że jest gówno warta?
Panowie, może się wydawać, że takie kobiety są biedne, pokrzywdzone przez los i potrzebują w dwójnasób tego, żeby im lipę w domu rodzinnym wynagrodzić. I tak to powinno działać, ale kurwa niestety nie działa. Za to działa bardzo kiepsko.
Otóż kobieta taka rozpaczliwie potrzebuje czułości, podwójnie potrzebuje miłości i rozpaczliwie do tego wszystkiego zmierza. Jest jedno ale - im więcej tego pani ma, tym bardziej w to nie wierzy, słowem im jest lepiej - tym jest gorzej. Naturalna reakcja zakochanego faceta jest taka, że chce dobrze. Dba, zabiega, zakochany facet nie szczędzi czułości, zwłaszcza widząc i czując, że kobieta potrzebuje. Jest bardzo zakochana, miłość bije od niej, jak od żadnej innej. Facet wpada w sidła szybciutko, bo taka pani wydaje się ideałem: dużo seksu, wielka miłość w każdej minucie, oddanie i zainteresowanie.
I teraz robi się ciekawie, bo w głowie takiej kobiety zaczyna się bardzo chujowy i nieodwracalny proces. Nieprzyzwyczajona do takich norm wpada w panikę i zaczyna powoli, ale konsekwentnie dążyć do realizacji gównianego scenariusza , jaki ma wjebany do łba od pierwszego pierdnięcia w tetrową pieluchę: do tego, żeby zostać porzuconą. Zmierza po trupach do tego, żeby osiągnąć to, co zna - dostać karę za to, że jest, do potwierdzenia, że faktycznie jest gówno warta. Nie wierzy w szczere intencje swojego faceta. Nie wierzy, że zasługuje na to, co dostaje.
Koszmar potrafi być ładnie rozłożony w czasie, bo pani często szybko nie rezygnuje. Są okresy bezbrzeżnej miłości, po których przychodzą wielkie wątpliwości i wtedy pani zachowuje się kompletnie nieracjonalnie: z najwspanialszej kobiety na świecie nagle i bez ostrzeżenia przeobraża się w zimną sukę, robi się nie do poznania. Im dalej w las - tym więcej drzew. Sinusoida często przybiera na sile i na rozmachu, bo pan nie wiedząc, o co chodzi błądzi w tym gównie: pamiętając, że pani potrzebuje ciepła i lubi seks, przyzwyczajony do tego chce to dawać, a pani to bezlitośnie odrzuca. W jej głowie pięknie kwitnie gówniana myśl:
?jeżeli on tak zabiega o takie gówno, jak ja - coś musi z nim być nie halo!?
Dramat postępuje, bo pani za moment zrobi wszystko, żeby panu i sobie samej udowodnić, że jest słaby i chujowy. Im bardziej pan zdążył się zaangażować, tym będzie ciekawiej, bo pamięta swoją kochaną, czułą i troskliwą kobietę, pamięta, za co go pokochała. Próbuje jej dawać to, co jeszcze kilka miesięcy temu jej przynosiło bezgraniczne szczęście i brnie po pachy. Albowiem teraz wszystko, za co go pokochała powoduje, że w pani powoli kwitnie nienawiść do swojego wybranka - za to, że jest takim słabeuszem i miernotą, bo tak mu zależy na tak marnej kobiecie, jak ona.
Moi drodzy, tak wygląda coś, co w psychologii określa się ogólnym mianem ?lęk przed bliskością?. Kobieta, która nie zaznała w dzieciństwie bliskości - zabiega o nią, jak żadna inna, ale zarazem panicznie się jej boi. I taka właśnie kobieta potrafi rozpierdolić swój wymarzony związek, odrzucić i zdeptać miłość swojego życia. Jej siła odpychania, powodowany kurewsko silnym lękiem sabotaż osiąga czasami takie granice, że filozofom się nie śniło. Zmierza do samospełniającej się przepowiedni i, uwierzcie mi, nic jej nie powstrzyma. Nie ma takiej siły.
To bardzo smutne, ale kobiety o takiej naturze cholernie często wydają się idealne. Są piękne, przeinteligentne, mają bardzo silny socjal, są towarzyskie, świetnie tańczą, mają rozliczne pasje i ciekawe życie. Mają wszystko, ale... koszmarnie chujowo funkcjonują w dojrzałym związku. Panicznie się boją zdrowej, partnerskiej miłości, bo w ich głowach coś takiego nie istnieje. Nie wierzą w to i znakomita większość z nich nie uwierzy w to nigdy w życiu. Często gęsto takie kobiety mając w życiu wszystko - posady, pieniądze, talenty - zostają same. Nie wierzą w to, że życie we dwójkę może być fajne, nie wierzą w czyste intencje i bezinteresowną miłość. Z lęku przed tym, że wszystko i tak zmierza do chujowego końca - doprowadzają do tego końca za każdym razem, kiedy próbują wejść w związek.

Autor bloga, pisze o tym, że takich kobiet jest mnóstwo. Odpowiedzialnością za taką autodestrukcyjną  oraz niszczącą partnera postawę życiową obarcza dom. DOM to dla dziecka desygnat: mama i tata. Poczucie wartości, dzielność, pogodne nastawienie do życia, samodzielność, niezależność, odwagę buduje zwykle w dziecku tata. Mama daje bezpieczeństwo, troskę, łagodność, wyrozumiałość dla potknięć, ukojenie. Każda zaburzona relacja rodziców wpływa na dziecko. Dziecku na zawsze rozpada się DOM. Niby ono po rozstaniu rodziców nadal jest zalewane miłością, tyle, że od tej pory, każdego z nich indywidualnie ale? Nie będzie doświadczać już wedle swoich potrzeb bliskości z obojgiem rodziców, ale tylko z jednym, z drugim zaś ? tymczasowo i to zwykle na zasadach ustalonych przez dorosłych. To już nigdy nie będzie to samo, bo w takim momencie następuje zaburzenie poczucia bezpieczeństwa i pojawiają się pierwsze wątpliwości typu: ?czy ja naprawdę jestem kochany/-a? Czy aby nie przez to, że jestem kimś nie takim, jakiego chcieliby rodzice oni muszą się rozstać? Czy gdybym ja się nie urodził/ -a, ich małżeństwo nadal by trwało?  Na dodatek wielu psychologów potwierdza, że dzieci z rozwiedzionych małżeństw SAME obarczają się winą, potrafią się okaleczać, cierpią na rozmaite dysfunkcje, zaburzenia zachowania.  Wcale nie jest tak, że tego typu kobiety pochodzą z wyłącznie z domów, gdzie panuje przemoc, autorytaryzm czy obojętność.

To, że z taką łatwością porzuca się teraz małżeństwo, że funduje dzieciom kuriozalnie rozrośniętą rodzinę (tzw. rodziny patchworkowe), że wyrywa sobie (dosłownie i w przenośni) dzieci po rozwodzie, że uznaje za naczelną wartość własne szczęście i promuje na wszelkie sposoby jego realizację, że tumani się ludzi tzw. pozytywnym myśleniem , nie wspominając już o patologiach oraz  trwających tylko dla pozoru/kredytu/ statusu małżeństwach,  również rosną kolejne pokolenia takich kobiet, o cechach, o jakich wzmiankuje powyższy tekst.

Co w związku z tym?
Za kształtowanie się takich postaw, jesteśmy odpowiedzialni My sami. Te kobiety nie biorą się znikąd. Są produktem takiego, a nie innego modelu rodziny, takich, a nie innych wartości, nastawienia do świata i jego spraw. To nie ktoś inny, ale my sami, ?hodujemy? takie kobiety?

Od ponad roku regularnie czytam historie zamieszczane tutaj. Dramaty zdrad, tragedie związane rozpadem rodziny, rozstania?. I myślę, że dlatego tak trudno niektórym podjąć decyzję o zaniechaniu walki o siebie i o własną przyszłość, bo obok wszystkich innych spraw związanych z wadliwym funkcjonowaniem takich małżeństw, gdzieś w środku, tkwi właśnie taki naturalny głos, choć może nie do końca uświadomiony, że jeśli ja sam/-a o małżeństwo nie zawalczę, jeśli ono ?padnie?, to  tym samym dopisuję dalszy ciąg tej niechlubnej, a przytoczonej historii? Nie wiem, ale być może także dlatego, część osób, ma potężny problem z podjęciem decyzji, bo empatycznie ?czuje to? niejako i za siebie i dzieci, które także poniosą konsekwencje.

Nie sądźcie, że radzę takim parom żyjącym na krawędzi tkwić w tym, czym stało się ich życie. Nie jestem zwolenniczką pielęgnowania żadnych patologii w małżeństwie, ale miejmy świadomość, że KAŻDA rozbita relacja dorosłych, również  może generować kolejne kobiety z takim rodzajem zaburzeń, a mówienie, że rozstajemy się z partnerem dla dobra i szczęścia dziecka, to zwyczajny eufemizm, próba samousprawiedliwienia się i wytarcia w bielutką niewinność dzieciństwa okropnych brudów nas ? dorosłych, tylko trudno nam się do tego przyznać.

Moje doświadczenie uczy, że choć cytat z bloga dotyczył kobiet, mężczyźni cierpią na coś analogicznego, przejawiając jedynie nieco inne zachowania.

36

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

A Ja powiem przewrotnie..
Ci dzisiejszy rodzice, te kobiety, o których tutaj mowa, to są najczęściej kobiety pochodzace z rodzin z tzw. "pełnych domów" bo przecież te 30 czy tam 20 lat temu tyle rozwodów nie było... To dlaczego te kobiety ( a też Panowie) maja teraz takie problemy z bliskością? Bo często, gęsto te domy były w jakimś stopniu dysfunkcyjne, gdzie nie było bliskości a rodzić, a czasami obydwoje rodziców byli dla dziecka niedostępni. Często był to problem alkoholowy, czasami "srogi" ojciec czy tam matka, który tylko wymagał a czasami, stereotypowo np. Ojciec, który siadał z gazeta i obiadem przed telewizorem i nie miał zwyczajnie ochoty spędzić czas z rodziną. Tak właśnie w tych domach wyglądała "bliskość". Ci ludzie nie maja wzorców. Nie wiedzą jak budować i utrzymać relacje nie dlatego, że byli z  niepełnych domów. Oni właśnie w " świat" wyszli z takim a nie innym obrazem rodziny. Ci ludzie bardzo często żyli obok Siebie pod jednym dachem a nie razem. Hmm ja nie wiem w takim razie czy taki "układ" to dla dobra dziecka dobry wzorzec. Dziecko przecież wszystko widzi a wręcz wyczuwa każda fałszywą nutę między rodzicami.. To jak na takim przykładzie, nie kochających się rodziców, ma one budować potem zdrowe, autentyczne relacje. P.S. Wiele rozwiedziony matek mówi, że dopiero teraz, po rozwodzie ich ex mężowie  zaczęło spędzać czas z dziećmi!!! Muszą się "wykazać" i "udowodnić", że oni wcale tacy źli to nie są jak ta " zła" ex żona twierdzi!!!

37

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Pawle,
nie nie powielam tego samego schematu co moja mama, dziecko nie mowi mi tego co ja chce uslyszec, powiem Ci, ze zdarza sie dziecku przyjsc nabuntowanym i czasem to ja jestem ta zla bo nie tylko kocham, ale i wymagam. Dziecko nie mowi co ja chce uslyszec bo samo widzi jaki ojciec jest, obiecuje nie dotrzymuje slowa, chodzi do niego pod przymusem bo jak nie to wie, ze ojciec jest w stanie z policja przyjechac ( nie utrudniam kontaktow zeby nie bylo), byla tez poddana rozmowie z psychologiem sadowym i w opini nie ma nic co by moglo wskazac, ze ja niby buntuje dziecko przeciwko niemu, czy cokolwiek innego. Do jej ojca odnosze sie kulturalnie i spokojnie. Nie kloce sie z nim przy dziecku, ograniczony mam z nim kontakt.



Secondo1 napisał/a:
Paweło napisał/a:

Sekundo1 jesteś wierząca praktykująca (to różnica)  po co ślub kościelny. Większość polaków to katolicy  baaaardzo wielu ma ślub cywilny.

?? nie za bardzo rozumiem co chciałeś powiedzieć,
co do mojej wiary - wierzę czy nie, moja sprawa.
Ja innych o to nie pytam.

Jak ktoś chce ślub kościelny, czy na "kocią łapę", czy na cywilny nic mi do tego.
Tak jak innym do tego jak żyję.
Dopóki nie krzywdzę innych, to jest wyłącznie moja sprawa i mojego partnera.

amymel87, nie masz wrażenia że powielasz w dorosłym życiu schemat który wyniosłaś z takiego a nie innego dzieciństwa ?
Córka, może mówić przed Tobą, "znowu muszę do niego iść", bo domyśla się, że to właśnie chcesz od niej usłyszeć.
Ojciec był dla niej guru i nagle ... ?
O tym, dowiesz się za kilka lat, kiedy będzie dorosła, niezależna od Ciebie i ojczyma.
Teraz stara się spełniać Twoje oczekiwania, żeby być zaakceptowana przez Ciebie i ojczyma, nie wiesz czy ta jej postawa jest tylko na pokaz, żeby nie zostać odrzucona przez ojczyma, może obawia się że i przez Ciebie ?
Nie wiem na ile udało Ci się oddzielić Twoje złe emocje do byłego partnera od rozmów z córką o jej ojcu ?

38

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Droga Auroro.
Przeczytałam ze zrozumieniem, tak mi się bynajmniej wydaje i pewnie mogłabym się zgodzić gdyby nie moje osobiste obserwacje i przeżycia.
Ja byłam tą, która walczyła o związek choćby dla tych dzieci, ale dziś mając prawie dorosłe dzieci słyszę od nich sprzeczne z tą moją decyzją sygnały...
Dziś pewnie podjęłabym inne decyzje i to nieco wcześniej.

39

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Wbrew sobie, własnym przekonaniom trwałam w przeświadczeniu, że winna jestem to moim Dzieciom: utrzymywanie za wszelka cenę choćby pozorów bycia pełną rodziną...

Znosiłam wszystko. Zniosłam wiele. Tylko po co? Cena jaką zapłaciłam za "udawanie" rodziny nie ma przełożenia na nic.

Straciłam siebie. Gdzieś po drodze zagubiłam najpiękniejsze wartosci, które winny być pielęgnowane.

Mam Dzieci przy sobie. Po prawie dwuletniej walce o Nie. Ale co z tego, jeśli nie czuję samej siebie. Zgubiłam się gdzieś po drodze. Czy odnajdę... Nie wiem tego.

Zapłaciłam wysoka cenę w walce o ich byt. I nie chodzi o materialne aspekty. Zdradziłam samą siebie. Wyrzekłam się samej siebie. W imię czego...

Jedno wiem: nie warto dla dobra dzieci udawać. Bo to najgorsza ze zdrad... Nie dlatego, że nie usłyszysz słów wdzięczności. Bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Bój toczy się o ich komfort. Emocjonalny. A uczuć nie oszukasz...

40

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
renesans napisał/a:

Droga Auroro.
Przeczytałam ze zrozumieniem, tak mi się bynajmniej wydaje i pewnie mogłabym się zgodzić gdyby nie moje osobiste obserwacje i przeżycia.
Ja byłam tą, która walczyła o związek choćby dla tych dzieci, ale dziś mając prawie dorosłe dzieci słyszę od nich sprzeczne z tą moją decyzją sygnały...
Dziś pewnie podjęłabym inne decyzje i to nieco wcześniej.

Piękna Rudo-Zielona,

To jest klasyczny rozkrok... Wręcz szpagat...
Rzecz nie do pogodzenia. Zostać dla "dobra" dziecka, czy dla tego samego "dobra" rozstać się z jego ojcem lub matką?
O jakim "dobru" tu mowa? Oba przypadki z punktu widzenia dziecka są beznadziejne.

Tylko to chciałam zaakcentować.

41

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
aurora borealis napisał/a:
renesans napisał/a:

Droga Auroro.
Przeczytałam ze zrozumieniem, tak mi się bynajmniej wydaje i pewnie mogłabym się zgodzić gdyby nie moje osobiste obserwacje i przeżycia.
Ja byłam tą, która walczyła o związek choćby dla tych dzieci, ale dziś mając prawie dorosłe dzieci słyszę od nich sprzeczne z tą moją decyzją sygnały...
Dziś pewnie podjęłabym inne decyzje i to nieco wcześniej.

Piękna Rudo-Zielona,

To jest klasyczny rozkrok... Wręcz szpagat...
Rzecz nie do pogodzenia. Zostać dla "dobra" dziecka, czy dla tego samego "dobra" rozstać się z jego ojcem lub matką?
O jakim "dobru" tu mowa? Oba przypadki z punktu widzenia dziecka są beznadziejne.

Tylko to chciałam zaakcentować.

Nie zawsze oba przypadki są beznadziejne z punktu widzenia dzieci.
Jeżeli nie ma patologii ale nastąpiło "zmęczenie związkiem", zawiało nudą, pobudzone zostały potrzeby większych emocji które gdzieś się ulotniły w zmaganiach z codziennością, to tylko rozstawanie się, z powodu problemów jakie mamy sami ze sobą, jest krzywdzące dla dzieci.
Przecież można zmienić siebie, poszukać tego czegoś czego zabrakło w związku, nie na zewnątrz.
W takich przypadkach tłumaczenie, że to dla dobra dzieci, bo będę szczęśliwa itd. jest zwykłym oszukiwaniem siebie i dzieci.

42

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

"Nie zawsze oba przypadki są beznadziejne z punktu widzenia dzieci.
Jeżeli nie ma patologii ale nastąpiło "zmęczenie związkiem", zawiało nudą, pobudzone zostały potrzeby większych emocji które gdzieś się ulotniły w zmaganiach z codziennością, to tylko rozstawanie się, z powodu problemów jakie mamy sami ze sobą, jest krzywdzące dla dzieci.
Przecież można zmienić siebie, poszukać tego czegoś czego zabrakło w związku, nie na zewnątrz.
W takich przypadkach tłumaczenie, że to dla dobra dzieci, bo będę szczęśliwa itd. jest zwykłym oszukiwaniem siebie i dzieci."

No i właśnie ja nie potrafię wyzbyć się takiego głębokiego poczucia, że rozstanie w naszym przypadku będzie słuszną decyzją.  Ale to ja nie mój mąż, który skutecznie odpiera wszystkie "za" czyli pracę nad sobą, związkiem... argumentując to zawsze jednym słowem "ja nic nie czuję". Analizuję nasz związek, to co było i widzę ogrom pracy do wykonania z mojej i jego strony, ale walczę niestety z wiatrakami. Nie było nigdy u nas patologicznych zachowań, podobnie wychowujemy dzieci, seks udany, mentalnie dopasowani...  i w tym przypadku wiem, że należałoby tą pracę wykonać dla dobra dzieci, bo to nie był zły związek. Zgadzam się tu z Secondo 1, że nie zawsze oba przypadki są beznadziejne dla dzieci i warto mieć kiedyś takie przekonanie (bez względu na to czy uda się czy nie), że zrobiliśmy wszystko aby związek się nie rozpadł.

43

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Niebieska1980 napisał/a:

Właśnie..Powszechnie sądzi się, że dla dziecka/dzieci nie warto ze sobą być (koleżanka rozwodząca się twierdzi, że nawet poradnie małżeńskie stoją na podobnym stanowisku a więc część psychologów). Wiele osób uważa, że rozwód często jest najlepszym wyjściem, niezależnie od tego czy są dzieci czy nie ma bo dziecko i tak będzie miało oboje rodziców.
Czy to nie są mrzonki, egoistyczne i dość "pobożne" myślenie/życzenie? Dzieci niby nadal będą miały oboje rodziców ale czy nie będą tęskniły za jednym z nich? Istnienie równolegle 2 domów jest może skutecznym wyjściem ale na rok max 3 lata, później? Mama , która ma nowych wujków czy tata, który delikatnie wprowadza dziecko w świat nowych cioć..Czytałam o amerykańskich badaniach gdzie jednoznacznie naukowcy twierdzą, że po ponad 10 latach od rozwodu ok 70% dzieci ma słaby lub bardzo słaby kontakt z jednym z rodziców, z którym nie żyją co ważne - niezależnie od ilości kontaktów z nim. Ok 10% dzieci nie chce znać ojca lub matki po 15 latach od rozwodu, którego obwiniają za rozpad małżeństwa, co ciekawe niezależnie od tego jaką opinię ex-małżonkowi wystawia rodzic, z którym mieszkają..
Czy ojciec czy też matka da odpowiednie wzorce dziecku i wychowanie gdy rodzina się rozleci?
Oczywiście myślę tutaj o sytuacji gdy dzieci są małe..

Znam kilka par, które przeżywały kryzysy w wieku 30+ , 40+ i zostały ze sobą ze względu na dzieci. Teraz nie żałują, mają lat zdecydowanie więcej a dzieci są już dorosłe. Teraz mówią, 'zostaliśmy dla dzieci, było warto, teraz nie myślimy o rozwodzie, życie nam oddwdzięczyło -mamy blisko dzieci, wnuki itp.'

Ja uważam, że warto się dogadać i przeczekać do czasu aż dzieci się usamodzielnią. Rozwód w przypadku gdy są małe dzieci uważam, ze jest zasadny tylko wtedy gdy występuje przemoc i patologia. Dziecko nie powinno wychowywać się w domu gdzie rodzice się kłócą, biją. Gdy jeden rodzic jest patologiczny drugi powinien chronić dziecko i rzeczywiście wziąć rozwód, nawet dla dobra dziecka.
Jeżeli natomiast ktoś ma małe dzieci i chce rozwodu, bo ma słaby seks, bo zakochał się w kimś innym, bo doszedł do wniosku, ze to nie jest jego miłość życia, czy, ze czuje się samotny w małżeństwie. Ja takie osoby uważam za pierdoły i mazgai którzy nie potrafią wziąć się do kupy i ogarnąć, dlatego, że mają takie ,,zachcianki''.

44 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-07-21 23:54:08)

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
Secondo1 napisał/a:
aurora borealis napisał/a:
renesans napisał/a:

Droga Auroro.
Przeczytałam ze zrozumieniem, tak mi się bynajmniej wydaje i pewnie mogłabym się zgodzić gdyby nie moje osobiste obserwacje i przeżycia.
Ja byłam tą, która walczyła o związek choćby dla tych dzieci, ale dziś mając prawie dorosłe dzieci słyszę od nich sprzeczne z tą moją decyzją sygnały...
Dziś pewnie podjęłabym inne decyzje i to nieco wcześniej.

Piękna Rudo-Zielona,

To jest klasyczny rozkrok... Wręcz szpagat...
Rzecz nie do pogodzenia. Zostać dla "dobra" dziecka, czy dla tego samego "dobra" rozstać się z jego ojcem lub matką?
O jakim "dobru" tu mowa? Oba przypadki z punktu widzenia dziecka są beznadziejne.

Tylko to chciałam zaakcentować.

Nie zawsze oba przypadki są beznadziejne z punktu widzenia dzieci.
Jeżeli nie ma patologii ale nastąpiło "zmęczenie związkiem", zawiało nudą, pobudzone zostały potrzeby większych emocji które gdzieś się ulotniły w zmaganiach z codziennością, to tylko rozstawanie się, z powodu problemów jakie mamy sami ze sobą, jest krzywdzące dla dzieci.
Przecież można zmienić siebie, poszukać tego czegoś czego zabrakło w związku, nie na zewnątrz.
W takich przypadkach tłumaczenie, że to dla dobra dzieci, bo będę szczęśliwa itd. jest zwykłym oszukiwaniem siebie i dzieci.

W tym wypadku, poszukiwanie własnego dobra, jakim jest pozostanie w związku, powinno uprzedzać myśl, że robi się to dla dobra dziecka, bo w małżeństwie najpierw jest współmałżonek, a dopiero później dzieci. Można się dzielić "dobrami" tylko wówczas, jeśli samemu się je posiada...

Czuję, że wiem o czym piszesz, Secondo 1. Może za bardzo filozoficznie podeszłam do tego "dobra" i czepiam się słówek, gdyż mają one dla mnie znaczenie.
W głębi serca, podzielam Twój pogląd.

45

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?
kochanka81 napisał/a:

A Ja powiem przewrotnie..
Ci dzisiejszy rodzice, te kobiety, o których tutaj mowa, to są najczęściej kobiety pochodzace z rodzin z tzw. "pełnych domów" bo przecież te 30 czy tam 20 lat temu tyle rozwodów nie było... To dlaczego te kobiety ( a też Panowie) maja teraz takie problemy z bliskością? Bo często, gęsto te domy były w jakimś stopniu dysfunkcyjne, gdzie nie było bliskości a rodzić, a czasami obydwoje rodziców byli dla dziecka niedostępni. Często był to problem alkoholowy, czasami "srogi" ojciec czy tam matka, który tylko wymagał a czasami, stereotypowo np. Ojciec, który siadał z gazeta i obiadem przed telewizorem i nie miał zwyczajnie ochoty spędzić czas z rodziną. Tak właśnie w tych domach wyglądała "bliskość". Ci ludzie nie maja wzorców. Nie wiedzą jak budować i utrzymać relacje nie dlatego, że byli z  niepełnych domów. Oni właśnie w " świat" wyszli z takim a nie innym obrazem rodziny. Ci ludzie bardzo często żyli obok Siebie pod jednym dachem a nie razem. Hmm ja nie wiem w takim razie czy taki "układ" to dla dobra dziecka dobry wzorzec. Dziecko przecież wszystko widzi a wręcz wyczuwa każda fałszywą nutę między rodzicami.. To jak na takim przykładzie, nie kochających się rodziców, ma one budować potem zdrowe, autentyczne relacje. P.S. Wiele rozwiedziony matek mówi, że dopiero teraz, po rozwodzie ich ex mężowie  zaczęło spędzać czas z dziećmi!!! Muszą się "wykazać" i "udowodnić", że oni wcale tacy źli to nie są jak ta " zła" ex żona twierdzi!!!

Zgadzam się całkowicie. Moi rodzice niezbyt się lubią (he he) a są razem do tej pory. I niestety, nie otrzymałam tego ciepła, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa. Pewnie jestem kobietą z opisu na blogu. Sama mam rozwód za sobą i córkę 17-letnią. Póki co nie jest ona do mnie podobna w ogóle. Może potem się zmieni, ale na razie sama o sobie mówi: jestem zajebista!. I tak się czuje i zachowuje, nie są to słowa bez pokrycia. Z ojcem ma teraz lepszy kontakt niż kiedyś (nigdy nie miał czasu, a teraz jak chce ja widywać to musi wygospodarować trochę). Mieszkamy na tyle blisko, że mogą się widywać kiedy tylko chcą. Często na siłę wypycham ją do niego, mówię żeby zadzwoniła itp. Ona też nie bardzo chce, ale raczej wynika to z tego, że w tym wieku woli ze swoimi znajomymi wyjść. Ale wie, że on jest zawsze pod ręką jakby co. Ja z nim tez nie drę kotów, jak trzeba to i auto pożyczę. Ale ponad 10 lat po rozwodzie nie ma juz żadnych emocji.
Tak więc jak to w życiu, różnie bywa.

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

hej,

chyba bede Ci w stanie odpowiedzieć. Roszczę sobie prawo do zabrania głosu, gdyż przez większość mojego dzieciństwa bardzo chciałem by mój tato odszedł od mojeje mamy.

Myslę ze to "ze wzgdzędu na dzieci" zależy od tego jak mają teraz z Wami w domu. To znaczy: o ile jest słodko /dla nich/ i podczas rozmów jesteście rodzicami /nie podwazacie zdania drugiego, dajecie dziecku tyle czasu z kazdym z Was ile chce, nie bijecie sie i nie krzyczycie za duzo/ to dziecko pomimo że wie ze coś jest miedzy Wami nie tak, bedzie chciało by wszyscy byli w domu. Wtedy można mówić że cokolwiek się zrobiło ze względu na dzieci.

Niemniej o ile w Waszym domu jest smutno /tato odchodzi od stołu gdy mama podejdzie, jednego pytanie czy też temat do rozmowy jest wazniejszy niż drugiego/ a do tego robicie raban /przesadne wrzaski, obwinianie sie, bicie, przeklenstwa itd/ to nie ma co udawać że cokolwiek jest robione dla dzieci.

Ktoś tu pisał o tym że zależy jak rodzice potrafią grać. dużo w tym prawdy. Tylko skąd ma dzieć mały czerpać wzorce uczuć, skoro ich w waszym związku nie ma?

w przyszłości takie dzieci umieją sie same tego nauczyć....ale ja jednak jestem socjopatą i wiele wyniosłem z domu.

47

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Zostać razem dla dzieci, wydaje mi się sensowne jedynie w przypadku, kiedy rodzice się szanują, przyjaźnią, nie marzą o nowej wielkiej miłości, ale po prostu uczucie się wypaliło. Jeżeli jednak są konflikt trzeba się rozstać, bo to straszne patrzeć na kłócących się rodziców.

Świetnie, że zastanawiasz się nad dobrem dzieci. Jeżeli jednak się rozstaniecie, po tym oboje skupcie się na wsparciu dzieci, ze znalezieniem sobie kogoś innego poczekajcie nieco(znam przypadki znajomych, gdy po rozwodzie byli walczą o to kto szybciej założy rodzinę), pokażcie im, że oboje je kochacie.

48

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

wszyscy wiemy, że idealnym wyjściem z trudnej/ małżeńskiej sytuacji jest - przegadać/ przepracować problem/ i siebie samych w jakim celu ? dla dobra dzieci i siebie ( bo niejednokrotnie warto). Jednak przyszło nam żyć w czasach, w których RODZINA straciła dla nas wielu na wartości. Niby wiemy, że to wartość, jednak ..NIBY . Wielu z nas idzie na łatwiznę, uznając że co się zepsuło- wymienia się na nowe ( tak jak te sprzęty AGD). Ja widziałam, jak moi rodzice dawno temu walczyli i próbowali i pewnie uznali, że będą razem ( no właśnie - tylko będą). Domyślam, że nie byli szczęśliwi i ja przy nich niby tak ( no właśnie NIBY). Dziś, jako osoba dorosła, jestem im wdzięczna za starania, jednak ciąży na mnie poczucie, że to NIBY zrobili dla mnie. Ja dziś kocham mojego partnera, jestem z nim z wyboru, a nie z konieczności i wiem ,że jak nam się nie powiedzie nie będę nigdy z nim na NIBY dla dziecka, dlaczego? bo to tylko ładnie wygląda i nic więcej. Jak człowiek ten mały i duży żyje i czuje, to wyczuje wszystko czyli te pozytywy, negatywy i to NIBY

49

Odp: Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Znalazłam gdzieś w sieci dyskusję i skłoniła mnie by napisać o sobie. Rozwiodłam się naście lat temu. Zdrada męża.
Mąż nie chciał rozwodu ja się upierałam. Córka była jego oczkiem w głowie, jeszcze jak byliśmy małżeństwem przepadała za nim. Po rozpadzie małżeństwa wielokrotnie zalewała się łzami i czekała kiedy tata przyjedzie. I przyjeżdżał. Nauczył ją bardzo dużo w życiu, pokazał kawał świata. Ja tego nie mogłam  (nie umiałam, nie wiedziałam jak).
Później nawet do niego uciekała. Podczas "buntu" obwiniała mnie o rozpad małżeństwa.
Do dzisiaj (jest już pełnoletnia) tworzą niesamowity "tandem". On oddał jej wiele serca, swojego czasu i poświęcał się. Dużo jak na ojca nieobecnego w domu. Ona kocha go inaczej niż mnie. Pamięta nawet bluzy z dzieciństwa , które jej kupił ("tata kupił"), podobnie drobiazgi, prezenty.
Wiem, że może jej (córki) życie potoczyłoby się inaczej gdybyśmy oboje ją wychowali. Być może miałaby dzisiaj łatwiej. Niestety wychowując ją sama nie byłam w stanie zawozić ją na treningi i jednocześnie gotować, sprzątać, prać i odrabiać lekcję.
Nie ma jedynej słusznej odpowiedzi na tak postawione pytanie. W wielu przypadkach jednak WARTO.

Posty [ 49 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy warto żyć ze sobą ze względu na dzieci...?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024