Witajcie, jest mi smutno. Smutno dlatego, że pomimo silnych uczuć i więzi nie umiemy się dogadać. Byłam ze swoim mężczyzną dwa lata. On dla mnie się rozwiódł, zamieszkaliśmy razem, objęłam stanowisko kierownicze w jego firmie, potem stworzyliśmy inną, nową razem. Do dziś łączą nas obie te firmy. Do tego momentu widziała ile we mnie inwestuje, ile dla mnie poświęca. Ale z biegiem czasu poczułam, że się ode mnie odsuwa, że nasze życie nie ustala się pryzmat ''my'', tylko moje i Twoje i ewentualnie bieżące sprawy. O to też zaczynaliśmy się kłócić, ja byłam już bardzo zakochana, czułam, że to ten mężczyzna, chciałam jego zaangażowania, ale on się wciąż odsuwał, lub powracał z uczuciem jak oszalały. W międzyczasie doszło do kilku wyprowadzek z jego strony, potem nie mógł beze mnie wytrzymać, wracał, i tak w kółko. Zycie ze sobą, chwile szczęścia, budowania tego związku, a potem kłótnia, po której on nas skreślał i tyle. W ostatnich miesiącach było już trudniej, poprosił o wyprowadzkę, nie wiadomo było jak to się ułoży, związek wrócił na te same tory, znów, pomimo tego, że nie mieszkaliśmy razem, byliśmy parą.
On mówi, że jest w tym momencie pusty w środku, wyjałowiony, nie ma dla do zaoferowania tego, czego potrzebuję (oddania, zaangażowania, budowania wspólnej przyszłości), nie może patrzeć na to jak mnie nie uszczęśliwia. Mnie to bardzo boli, bo kocham tego człowieka i chciałam z nim być.
Mój partner ma też bardzo trudny charakter, długo się gniewa, ma zmienne nastroje, potrafił zabrać wszystkie rzeczy z mieszkania, wyprowadzić się, czasami odpycha mnie kiedy chcę z nim rozmawiać. Z drugiej strony potrafi wspaniale o mnie dbać, troszczyć się, pokazywać jak bardzo mu na mnie zależy i ile dla niego znaczę.
Ale tak nie jest zawsze. Umęczyłam się już z jego niestabilizacją, tym, że ja czuję, że on mnie kocha, ale czasami czynami pokazuje zupełnie coś innego. Jestem zmęczona też tym, że nie za bardzo miałam wpływ na ten związek, nie pytał mi się co o tym myślę, nie usiadł ze mną przy stole i nie zapytał czego bym chciała, jak ma on wyglądać, w którym kierunku iść i jak ma wyglądać nasza przyszłość.
Trudno jest też żyć z mężczyzną, który wymaga od ode mnie perfekcji, bycia takim sam jak on - samodzielnym, zawsze radzącym sobie w każdej sytuacji, nie proszącym o pomoc. Mi jako kobiecie, kompletnie nie chodzi o taką postawę. Ja potrzebuję wsparcia, bycia razem, wspierania się razem na co dzień.
I tak, smutno kończy się ta nasza historia, mój partner sam nie cierpi cech charakteru, które doprowadziły do tego stanu rzeczy, jest smutny, tęskni, czuję porażkę, a ja już nie chcę wracać do tego chaosu, który był. Wiem też, że on nie może mi na tę chwilę dać tego czego potrzebuję - stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa.
Szkoda, że tak się życiowo nie zgraliśmy (mówię o czasie emocjonalnym, w którym każdy z nas jest). Może kiedyś, przecież wciąż go kocham, ale w sumie po co, widziałam już co było, i to było złe.