Witam Was napisze tutaj o swoim problemie chyba dlatego ,że boje się otworzyć komuś z realnego świata bądź nie mam zaufania do ludzi z mojego otoczenia a nie chce obarczać cały czas chłopaka moimi problemami.Od dłuższego czasu czuje się nijako nic mnie nie cieszy,ani żaden wyjazd,wyjście do kina ,nie wiem cokolwiek .Czuje ,że albo ja albo ludzie,znajomi oddalają sie ode mnie najgorsze jest to ,że czuje ze to przez moją nijakość...brak humoru;/nie moge sie ostatnio jakość z nikim zgrać czy to w pracy czy w szkole.Mimo tego ,że jest we mnie chec spotkania się z znajomymi odczuwam strach ,że nie widzialam ich dłuższy czas ,że jakoś kontakt sie urwał.Większośc czasu spędzam z chłopakiem ,wiem że mnie kocha ,ale często zachowuje się źle wobec niego ,wyładowywuje sie na nim przez to ,ze mi jest źle.Mam pełno dziwnych myśli w głowie ostatnio wspominam mój poprzedni związek ,wspomnienia nie daja mi momentami spokoju.Na dodatek wrócił mój lęk przed samą sobą ,boje się ze wszystko robie źle,zmuszam sie do uśmiechu,czuje że moje zycie jest nijakie....Nie wiem może to taki okres ,ale trwa to długo ,chciałabym jakis zmian ,ale nawet jeśli gdzieś wychodze nic nie daje mi radości i satysfakcji nie wiem sama co by musiało się stać.Może ktoś z Was ma podobny problem? Pozdrawiam
Miałam w zasadzie taki sam problem ale to właśnie mój obecny narzeczony wtedy jeszcze chłopak pomógł mi z tego wyjść i zauważać pozytywne chwilę poza tym im więcej spraw na głowie i zajęć tym mniej się myśli o problemach pomyśl o tym
Miałam często takie etapy w życiu. Obecnie również - jednak ten trwa najdłużej: nieprzerwanie od około roku. U mnie powodów było kilka - kończyłam studia, nie miałam planu na życie, wyszłam z długoletniego i jak się okazało bardzo toksycznego związku, który mnie wyniszczył i zmienił. Obecnie związałam się z mężczyzną, który jest wielkim optymistą i szczęściarzem (przysłowiowo "w czepku urodzony"). Prawie wszystko mu się udaje i nie wiem czy Jego optymizm wynika z tego, że mu się udaje czy mu się udaje, że jest optymistą. Wspiera mnie, jednak miewa etapy, że "zarażam go swoimi negatywnymi myślami". Jutro wyjeżdża do pracy za granicę, więc żałuję, że tak jak Ty to opisujesz "często wyładowywałam się na nim", że było mi źle ze samą sobą. Czasu nie cofnę, ale może moje doświadczenie czegoś Cię nauczy.
Ciesz się, że masz Kogoś kto bezgranicznie i bezinteresownie Cię wspiera. Doceń to, że masz Kogoś przy boku. Nie wiem, czy u Ciebie to chwilowe czy nie. Czasem tak bywa, kryzysy są elementem rozwoju człowieka. Czasami skutkiem po prostu refleksji. Obserwuj się, ale i nie wiń. Jeśli będzie trwało to zbyt długo i uniemożliwi dotychczasowe, normalne funkcjonowanie - warto zgłosić się do specjalisty. Ja, po półrocznym odwlekaniu, w końcu zapisałam się do psychiatry, bo wiem że jestem na etapie, że sama sobie z tym nie poradzę.
Trzymam kciuki za Ciebie. I doceń to co masz - chłopaka, znajomych
Co prawda mój chłopak też przyczynia sie do tego ,ze czuje sie lepiej ,ale teraz go tez nie ma bo wyjechał do pracy za granice ,taka praca...Może wpadłam w taki nastrój bo w moim zyciu ostatnio nic takiego sie nie działo ,monotonia i to mnie jakoś przybiło ,dzisiaj jakos odżyłam po dłuższej przerwie zaczynam znowu pracę chociaż ją lubie to nie praca w zawodzie i może to tez mnie dobija ,myslałam ze skończe szkole ,że wszystko przyjdzie samo ,a teraz tez jakoś straciłam głębszy sens ,nie wiem tak na prawde co bym chciała robić.Nie czuje sie do końca spełniona.Może nie zauważam wielu pozytywnych rzeczy i ciągle chcę więcej...Mam nadzieje ,ze ten stan przejdzie i będzie lepiej;)