Jak ratować małżeństwo? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jak ratować małżeństwo?

Strony 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 158 ]

1 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-07-29 15:51:38)

Temat: Jak ratować małżeństwo?

Do niedawna tworzyliśmy piękny i udany związek. Zawsze o wszystkim rozmawialiśmy, dzieliliśmy się ze sobą smutkami i radościami. Małżeństwo prawie idealne - prawie, bo ideałów nie ma.
Pomimo różnych problemów, zawsze wychodziliśmy cało, a im trudniejsze życie, tym mocniej kochaliśmy się.
We wrześniu minie nam 8 lat odkąd jesteśmy małżeństwem, w sierpniu 9 lat jak tworzymy parę...
Wiem, że po tym co za chwilę napiszę, zostanę osądzona i skrytykowana, domyślam się jakich będziecie używać określeń co do mojej osoby i być może macie rację... Nie wiem dlaczego, nie potrafię sama siebie zrozumieć co mnie pchnęło do zdrady. Byliśmy szczęśliwi, a ja mimo wszystko zrobiłam coś niewybaczalnego. Byłam strasznie pijana, ale nie chcę się tym tłumaczyć, alkohol to nie jest wytłumaczenie... Tydzień po zdarzeniu odważyłam się i przyznałam do tego co zrobiłam. Uważałam, że kto jak kto, ale mój mąż zasługuje na to, żeby znać prawdę. Myślałam, że już wtedy rozstaniemy się, ponad tydzień zajęło mu podjęcie decyzji co dalej - dał szansę, której niestety nie wykorzystałam. Kilka tygodni później był wieczór panieński koleżanki - wódka, klub i kolejna zdrada. Po tym też przyznałam się mężowi, dał kolejną szansę, ale już nasz związek nie jest taki jak był...
Przysięgam, że nie chcę go zdradzać, nie chcę już więcej go ranić, ale sama nie potrafię wytłumaczyć dlaczego zachowałam się jak tania dziwka... Tyle lat jesteśmy razem, tyle przeszliśmy. Wyjeżdżał za granicę, jeździł w delegacje, nawet jak był w więzieniu zawsze wiernie czekałam i odbiło, totalnie odbiło... W dodatku w momencie kiedy było pięknie, kiedy nasze uczucia odżyły... Wtedy śmialiśmy się, że przechodzimy drugi raz początek związku...

Teraz zarówno on jak i ja staliśmy się nerwowi, potrafimy robić sobie wielkie awantury o byle co, z błahych powodów... W sobotę mieliśmy wesele, kolejna awantura, wróciliśmy do domu i wtedy uderzyłam go... Nigdy wcześniej tego nie zrobiłam...
Nie radzę sobie z emocjami, nie potrafię zatrzymać wybuchów agresji. Jemu też cierpliwości brakuje...
Głupio jest mi tutaj pisać, bo zawsze w każdej sytuacji radziłam sobie sama, zawsze rozwiązywaliśmy problemy sami, a teraz nie wiem co mam robić, pierwszy raz w życiu nie wiem co dalej, jak ratować nasze małżeństwo, które jest coraz bliżej końcowi. Wiem, wiem, że to moja wina, ale niczego innego nie chcę jak tego aby znów było tak jak kiedyś... Ale czy to w ogóle możliwe? Czy da się jeszcze cokolwiek naprawić?

Tak bardzo żałuję, tak bardzo chciałabym cofnąć czas...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Porozmawiaj z mezem , uczuciwie czy ratujecie , czy rozstajecie sie .
Rozmowa otwarta i wprost powinna pomoc.
Po zdradzie nie jest juz tak samo jak przed .
Zawsze bedzie inaczej , ale wspolna praca nad zwiazkiem..........
Oczywiscie Twoja samokontrola na przyszlosc konieczna jesli chcesz , byc z swoim mezem dalej .

3

Odp: Jak ratować małżeństwo?

a dlaczego uważasz że mąż powinien Tobie zaufać ?
dlatego że mu obiecasz, powiesz że już "nigdy" ?
przecież już wiesz że nie możesz nawet sobie obiecać, że "nigdy" oznacza "do następnego razu".
Co chcesz zmienić w sobie ?
Jak nad tym chcesz pracować ?
Masz jakiś plan ? moze ktoś pomoże Ci go opracować, kontrolować jego realizację ?
Jak zamierzasz pracować nad sobą ? tak zeby mąż, albo ktoś inny mógł Ci jeszcze uwierzyć ?

Słowa, obietnice, postanowienia... wybacz, ale dałaś dowód ze nic z nich nie wynika.
Jeżeli nie zmienisz siebie, będzie i 3 raz.....

4

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Z góry przepraszam moderację, że się "powtarzam" i uprzejmie proszę o wyrozumiałość smile

Zdrada to podstępne zabójstwo partnera bez sądu, wyroku i prawa do obrony. Lub inaczej - jest jak podanie polonu Litwinience w herbatce- zabija powoli i wszyscy wiedzą. że nie ma ratunku - śmierć i tak nastąpi. To tylko kwestia czasu.
Nie bez kozery mówi się przecież, ze zdradzający wymienia mercedesa na malucha (taka metafora), bo dopiero po "tym" fakcie otwierają mu się szeroko oczy, ze jest dokładnie odwrotnie. Jest ta fascynacja, motylki i cala reszta "wisienki na torcie" będąca niczym innym jak fikcja gdy przyjdzie szara codzienność i różowe okulary spadną z łoskotem na ziemie.

Różne są nasze cechy osobowości. Jedni z nas są bardziej emocjonalni, inni mniej. Ci pierwsi bardziej przeżywają konflikt na płaszczyźnie uczuć, drudzy ? faktów i logiki argumentów. Bardziej emocjonalni często podsycają, ?żywią? emocje i budują na nich oceny, oskarżenia, pretensje i wymówki. Słynne: "ty znowu, ty zawsze, ty nigdy..." powstają najczęściej na bazie emocji. Na emocjonalność może nakładać się szybkość reagowania. Jedni z nas reagują szybko i gwałtownie, ale już po chwili im ?przechodzi? i nie pamiętają urazy, natomiast u innych poczucie krzywdy, przykre uczucia i żale, zalegają długo. W poważnych sytuacjach, nawet latami. Jedni z nas są bardziej wojowniczy, drudzy ? ugodowi. Jedni bardziej towarzyscy, inni ? separatywni. Wszystko są to cechy naszej osobowości, których predyspozycje przynosimy ze sobą na świat w genach. Cechy te są pierwotnie dobre, gdyż należą do dzieła Bożego stworzenia, tylko nasza natura ludzka powoduje, że tak często te dobre cechy wykorzystujemy w sposób zły, prowadzący do konfliktów, napięć i niezgody. Warto zauważyć, że na przykład wojowniczość może być dobrze wykorzystywana, kiedy wspiera nas w wytrwałym dążeniu do celu i nie poddaniu się przeciwnościom. Ugodowość, dążenie do zgody, zdawać by się mogło niezwykle pożądana cecha, może być zagrożeniem więzi małżeńskiej, gdy jedna strona daje sobie, jak to się mówi, ?chodzić po głowie? i podporządkowuje się we wszystkim, nie zawsze zgodnym z miłością zachowaniom czy pomysłom współmałżonka. Słynne ?bycie od pantoflem? jest owocem nadmiernie ugodowego męża wobec wojowniczej i emocjonalnej żony. Doświadczenie mówi, że osoby, które szybko i gwałtownie reagują, i szybko im ?przechodzi?, maja skłonności do recydywy. Dotyczy to np. problemu wierności małżeńskiej, z którą te osoby mają czasem trudności. Natomiast ich łatwość przebaczania jest niewątpliwą zaletą. Z drugiej jednak strony osoby trzymające w sobie przezywane emocje długo, wyciągają na trwałe wnioski z popełnionych błędów, ale wypominanie współmałżonkowi popełnionych win, nieraz dawno przebaczonych, ciągnie się nieraz latami. I wreszcie jeszcze jedna z ? jakby biegunowych cech osobowości ? separtaywność i towarzyskość. Separatywny, a jeżeli jeszcze dodatku emocjonalny, ma trudność, niejako wrodzoną, z nawiązaniem kontaktu i trudniej mu pierwszemu wyciągnąć rękę do zgody. Towarzyskiemu, dla którego więź z drugą osoba jest często ważniejsza niż ?racje? zdecydowanie łatwiej powiedzieć przepraszam.
Jak się pojednać?

Już z tego krótkiego przeglądu cech osobowości widać, że mamy odmienne predyspozycje, które w różny sposób wpływają na zdolność przebaczenia. Warto poznawać cechy swojej osobowości, rozpoznawać je.
Jednym z nas jest łatwiej, a innym trudniej podjąć rozmowę. ? On nie jest winny, tylko on jest inny ? On inaczej przeżywa niż ja. I ja tego nie zmienię. Mogę tylko zmienić mój własny sposób reagowania. Mamy wrodzone cechy osobowości, które są nam dane, ale i zadane równocześnie. W jednych poczucie zranienia zalega długo i trudno im zapomnieć, przebaczyć. Oni szczególnie powinni pamiętać, by ?urazy chętnie darować?. Jednak jeśli sami popełnią coś, co nadweręży ich małżeńskie relacje i zrozumieją, to można im zaufać. Poprawa jest zazwyczaj trwała. U innych osób, gotowość przejścia, jak to się mówi, do porządku dziennego, nad nieporozumieniami, jest bardzo ważna w nawiązywaniu zerwanego kontaktu. Jednak, jak uczy psychologia, osoby te są skłonne do recydywy. Warto też, by ci, którym łatwo zrobić pierwszy krok w kierunku porozumienia, próbowali zrozumieć, że małżonkowi może być trudno zrobić to samo. Nie należy wtedy przyspieszać porozumienia ?na siłę?, ale pozwolić, by trudne uczucia spokojnie w nim wygasły. Warto też, by małżonkowie, u których trudne uczucia zalęgają długo, starali się ich nie żywić i nie podsycać. Szczególnie jeśli zarówno mąż jak i żona mają w tym kierunku skłonności. Zarówno mąż jak i żona w małżeństwie, które się tak ostro kłóciło, a potem zaraz szło pod rękę, o którym pisałem wyżej, byli wojowniczy, emocjonalni, ale ich emocje trwały krótko i szybko opadały.
Czy on/ona jest winny/a?
Na trudności we wzajemnym porozumieniu w małżeństwie warto popatrzeć nie tyle od strony, że ten drugi jest winny, ale także, że ja nie potrafię reagować z miłością. Dlatego nad cechami osobowości, które są dane i zadane, warto pracować. Na tkwiących w nich szansach budować porozumienie, a pracować nad skłonnościami, które to porozumienie utrudniają. przy odkryciu naszej znajomej: On nie jest winny, on jest inny. Niech to nam pomoże nie tylko pokonać ciche dni, ale w ogóle popatrzeć na nowo na budowanie porozumienia w małżeństwie. Chodzi o to, że musimy przepracować w sobie w jaki sposób kształtujemy w sobie nasze pierwotne cechy osobowości. One nie są same w sobie ani dobre ani złe. Dobre lub złe jest dopiero to, co z nimi zrobimy. Jeżeli widzimy, że druga strona konfliktu ? mąż, czy żona ? podsyca, jak się nam zdaje swoje ?niedobre? skłonności, to popatrzmy na siebie: czy sami nie budujemy naszej postawy na własnych ?złych? skłonnościach. Jeżeli sami mamy skłonności do długiego trzymania uraz, zauważmy, że przeciąganie cichych dni nie jest naszą ?słuszną? decyzją, tylko raczej objawem własnej niedojrzałości osobowościowej. Zauważmy jednak, że jeżeli współmałżonkowi jest trudno i ?trzyma w sobie? dajmy mu spokój, tylko życzliwą postawa ułatwmy mu szybsze wydobycie się z tego zaułka. To jest problem odpowiedzialnej postawy każdego z nas za współmałżonka.
W kierunku przykazania miłości

Ciche dni sa okazją, aby popatrzeć krytycznie na siebie. Przyjrzeć się swoim wadom i zaletom, szansom i zagrożeniem swojego temperamentu, swoich cech osobowości. Odkrycie słabości we własnym sposobie reagowania, odkrycie budowania własnych niestosownych reakcji na ?niewątpliwe winy? i ?złe cechy? współmałżonka, jest wystarczającym argumentem, by samemu pierwszemu dążyć do zgody, a nie wymuszać swoich racji. A jeżeli współmałżonek nie jest do tego jeszcze gotowy, to nie dlatego, że jest ?zły?, ale być może dlatego, że jest bardziej emocjonalny i ma predyspozycję do długiego trzymania w sobie przykrych emocji. Skłonność do długiego trzymania w sobie uczuć przy innej okazji może wykorzystać w bardzo dobry sposób, teraz jednak ma takie trudności z darowaniem urazy. To ode mnie zależy, czy pozwolę mu na to, czy też swoją wojowniczość wykorzystam w zły sposób, przeciwko niemu. Nie miejmy więc satysfakcji, jeżeli współmałżonek nas pierwszy przeprosi. To może być pozorne zwycięstwo, a może nawet własna porażka, bo nie udało się samemu pierwszemu wyjść ze swoich emocjonalnych i wojowniczych okopów. Niewątpliwie ten, kto pierwszy przeprasza, niezależnie od wagi win i błędów, wykazuje się pełniejszym przepracowaniem w sobie cech temperamentu.  Impuls do przeproszenia może wynikać z własnych predyspozycji psychicznych, z pogłębionej dojrzałości osobowości przepraszającego. Ważne jest, byśmy naprawdę wrócili do siebie pojednani. I żeby to pojednanie było trwałe, a ono też zależy od własnych predyspozycji i pracowania nad nimi...

Wszystko to wymaga zdolności do spojrzenia z dystansu na siebie samego, przepracowania w sobie własnych sposobów reagowania. Potrzebna jest świadomość swoich cech. Nikt jednak nie może powiedzieć: taki jestem i taki będę, tak mam. Każdy z nas jakoś ?ma? ale jest powołany do tego, by nad tym co ?ma? pracować w kierunku coraz większej miłości. Jesteśmy sobie w małżeństwie dani i zadani.

Tylko kropką nad ?i? jest stwierdzenie, że całe to ?przepracowywanie? w sobie predyspozycji swojej osobowości jest owocne jeżeli się poddajemy źródłu miłości. Każdy powrót do siebie w małżeństwie, każde odzyskanie siebie po kłótni, czy nawet zdradzie, to przeżycie na nowo "sakramentu małżeństwa", to jak gdyby ponowne udzielenie go sobie nawzajem, ponowne potwierdzenie miłości jako postawy wierności w trudnościach i uczciwości we wspólnym budowaniu i odbudowywaniu więzi.

Gdy rozjezdzaja sie wizje spojnosci zwiazku poprzez braki tego znaczacego czynnika trwalosci zwiazku jakim jest nie tylko seks, to moze trzeba partnera wziąć za "wszarz" usadzić i zacząć rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Nie pozwolić sobie wyjść, można się złościć, krzyczeć, płakać, ale rozmawiać bez owijania w bawelne - nie mylic z posciela. Niech to nie będzie - na poczatek - godzinna rozmowa przy butelce wina lub bardziej wyskokowych trunkach... po co od razu skakac na boki i utrudniac wyjscie partnerowi z domowych pieleszy, poprzez "rozrastajace sie poroze".
Niech trwa ona calymi dniami, miesiacami a nawet latami, bo jakos to trzeba na wzor zakonczenia jak w seksmisji zbudować od podstaw. Potrzeba nawet ta wyzszego rzedu zaspokojenia potrzeb jest w koncu matka wynalazku. Po cos bylo w koncu rozdawane przez tego siwego Pana u gory stosowne "oprogramowanie" do tego czterordzeniowego procesora, ktory kazdy z Nas nosi pod czuprynka, zwane nie inaczej jak wlasnie rozmowa.
Zamiast wysylania mu sygnalow po indiansku dymkiem, morsem czy Brailem, ze Ci to jego zachowanie "nie pasi", jest passe zamiast trendy, to usiadz i pogadaj w 4 oczy z nim, wykladajac bez pardonu kawe na lawe.

Czegoś takiego jak własnie ROZMOWA uczą Nas jak wiesz już od małego, ale jak widać nie każdy potrafi zrobić z tego właściwy użytek i szuka drogi wyjścia z kryzysu na skróty... i zabawne jest jak bardzo często jesteśmy egoistyczni - będąc w związku.

5

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Baks... Kobite swedzi a ty jej wykład o cichych dniach dajesz?
Moim zdaniem są dwie interpretacje.
Albo jestes uzależniona od alkoholu i wpadasz w klasyczne ciągi--- to możliwe za każdym razem jak zdradzasZ jestes pijana.
Albo to prowokacja. Albo sie kogoś kocha i szanuje albo sie rozkłada nóżki przed każdym zainteresowanym. Jeśli po pierwszym numerku nie zrozumialas jak ranisz męża i zrobilas to drugi raz. To ja dla ciebie nadziei nie widzę.

6

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Nie wiem dlaczego, nie potrafię sama siebie zrozumieć co mnie pchnęło do zdrady. Byliśmy szczęśliwi, a ja mimo wszystko zrobiłam coś niewybaczalnego. Byłam strasznie pijana, ale nie chcę się tym tłumaczyć, alkohol to nie jest wytłumaczenie... Tydzień po zdarzeniu odważyłam się i przyznałam do tego co zrobiłam. Uważałam, że kto jak kto, ale mój mąż zasługuje na to, żeby znać prawdę. Myślałam, że już wtedy rozstaniemy się, ponad tydzień zajęło mu podjęcie decyzji co dalej - dał szansę, której niestety nie wykorzystałam. Kilka tygodni później był wieczór panieński koleżanki - wódka, klub i kolejna zdrada. Po tym też przyznałam się mężowi, dał kolejną szansę, ale już nasz związek nie jest taki jak był...
Przysięgam, że nie chcę go zdradzać,

Pachnie mi to prowokacją, bo aż trudno mi to wszystko ogarnąć.
Jesli jednak to prawda to :

Po 1 nie pij. Po co siegasz po alkohol skoro po nim puszczają Ci wszelkie hamulce i lecisz do łózka z kim popadnie?

Po 2 odejdz od męża i daj mu szanse na życie z kimś kto go uszanuje.

Wiem, że brutalnie, ale nie masz pojęcia jak ogromne świństwo mężowi uczyniłaś. Chyba nie da się kogoś bardziej zgnoić.  Zdrada to śmierć... śmierć duszy i serca.  Z człowieka zostaje cień.
Twój maż postanowił Ci mimo tego co uczyniłaś wybaczyć (bo zapomniec się nie da) i co dostaje w podzience?? Kolejny cios w plecy.
Podpisuje się pod tym co napisała End_aluzja. Kolejna zdrada to tylko kwestia odpowiednich okoliczności.

7

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Tutaj nie ma czego ratować.  Twój mąż wybaczył o 2 razy za dużo. Jego zachowanie, to, że może znieść twoją obecność w tym samym pomieszczeniu, to według mnie czysty masochizm. Ty nie radzisz sobie nie tylko z emocjami, ale również ze swoim ciałem np.nie potrafisz trzymać nóg razem. Endaluzja ma rację.  Jeśli to nie prowokacja, to nie wrożę ci przyszłości w żadnym związku. Nikt nie jest na tyle głupi, by związać się z takim...takim czymś.  Mam nadzieję, że nie masz dzieci? Jeśli nie masz, to pomyśl o ich szczęściu i nie sprowadzaj ich na ten padół...

Nie pozdrawiam

8

Odp: Jak ratować małżeństwo?
End_aluzja napisał/a:

Baks... Kobite swedzi a ty jej wykład o cichych dniach dajesz?
Moim zdaniem są dwie interpretacje.
Albo jestes uzależniona od alkoholu i wpadasz w klasyczne ciągi--- to możliwe za każdym razem jak zdradzasZ jestes pijana.
Albo to prowokacja. Albo sie kogoś kocha i szanuje albo sie rozkłada nóżki przed każdym zainteresowanym. Jeśli po pierwszym numerku nie zrozumialas jak ranisz męża i zrobilas to drugi raz. To ja dla ciebie nadziei nie widzę.

Wiem o tym, że Ją swędzi, że jest jak takie samo nakręcające się perpetum mobile i może teraz jest pora coś z tym zrobić "po cichu". Jakoś to "zahamować" zanim wyleci się z drogi na zakręcie związkowego życia. Zwolnić, pomyśleć i przyjrzeć się też tej drugiej stronie "medalu" w związku, a nie gonić w ciągu alkoholowym na złamanie karku za "chucią".
Popracować samemu "w ciszy" bez "aplauzu" widowni, gdzie Jej dysproporcja siły równa się Jej "upojnemu" zniewoleniu.
Bo facet jest chłop na schwał i powinien zostać odznaczony z honorami jeszcze "za życia" Ich związku. "Do 3 razy sztuka" i na chwilę obecną facet wie, że Ich związek jest trupem, ale w nadchodzącym "wkrótce" efekcie końcowym, to On dalej nie będzie wiedział - dlaczego.

Może pisząc to zachowałem się jak świnia! To pewnie niczego teraz nie zmieni, ale nie wiedziałem, że temat alkoholu "na boku" w związku aż tak "wciąga". Być może za mało jestem "doświadczony" w tej materii hmm

9 Ostatnio edytowany przez End_aluzja (2013-07-29 19:21:02)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Ja sadze ze to jest objaw socjopatii i egocetryzmu skrajnego.
Pamiętacie ten wątek o tej co zdradzala męża z jego bratem? Zrozumiała ze to mogło go zabolec dopiero wtedy gdy sama poczuła ból bo dowiedziała sie ze przed
Ślubem mąż ja zdradził.
Ja sadze ze tutaj jest podobnie. Autorka nie wspolodczuwa. Nie ma empatii. Nie interesują ja żasne uczucia i potrzeby oprócz jej własnych.
Na szczescie to sie leczy.
Byleby sobie uświadomić chorobę.

Więc jest nadzieja dla autorki.
Ale nie z tym facetem i nie w tym życiu. Musi zacząć od nowa.

10

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi, szczególnie za te negatywne; utwierdzam się w przekonaniu, że jestem zła ...

Spodziewałam się takich opinii, a nie innych, ale nie - to nie jest prowokacja. Niestety to czysta, zakręcona prawda. Są idioci (idiotki) i zdaję sobie z tego sprawę, czuję się cholernie winna. Mam prawo tak się czuć, powinnam...

Wiem co wyrządziłam mężowi, wbrew pozorom wciąż jesteśmy przyjaciółmi, może nie mężem i żoną, bo uważam że to już jest fikcją. Wiem jednak co mu zrobiłam, widziałam ten ból, żal... nigdy nie zapomnę jego reakcji... Wiem również co on myśli o tym co zrobiłam...

Nie czuję się dumna z tego powodu, jest mi źle, cholernie źle. Uważam, że powinnam to czuć - ten ból i żal, powinnam cierpieć... Gdzieś tam obiektywnie uważam, że powinnam dać mu święty spokój, powinnam odejść od niego, ale nie potrafię... Najzwyczajniej nie potrafię... Nie umiem podjąć takiej decyzji...
On tak na prawdę nie wie co robić, z jednej strony kocha, z drugiej nie może poradzić sobie z tym, że jestem (byłam) jaka jestem (byłam?).
Dlaczego nie piszę, że to już skończone? Dlatego, że obiektywnie próbuję przeanalizować swoje życie. Dlatego, że nie mogę obiecać już dzisiaj nic i nie dlatego, że nie chcę - chcę cholernie być dobrą żoną i matką, ale nie jestem w stanie przewidzieć co będzie w przyszłości. Proszę Was, tylko nie piszcie mi, że Wy za rok, dwa, trzy będziecie tacy sami, bo sami siebie okłamiecie. Żaden człowiek nie jest w stanie być pewien jaki będzie z biegiem lat - tego się nie da ocenić...

Czy jestem nienormalna? Być może nie, nie chcę na siłę bronić się przed niczym... Być może jestem jak mój ojciec...
Nigdy wcześniej tak nie myślałam, ale z biegiem czasu zastanawiam się, czy on nie zostawił czegoś we mnie...

Ktoś gdzieś pytał o alkohol, tak - ostatnio dość często popijam, ale nie chcę winić alkoholu za to co zrobiłam, bo nieświadomość jest wtedy, kiedy człowiek jest nieprzytomny. Ja przytomna byłam - gdybym nie była to byłby już gwałt.... Ale byłam w miarę świadoma, żałuję, czuję się z tym źle...
Czasu nie cofnę...

Heh... miałam napisać o moim dzieciństwie, przeszłości, ale to chyba nie ma sensu - jest tu i teraz, jest to co zrobiłam... Żałuję, chciałabym być taka jaka jeszcze byłam rok temu. Przykładna żona i matka. Zawsze poświęcałam się dla nich, zawsze stawiałam wszystko ponad sobą, ale teraz... popieprzyło mi się w głowie, mam dość siebie, może powinnam pójść w ślady ojca i dać wszystkim spokój. Dać wolność i poczucie spokoju...
Nie potrafię, nie potrafię tego, bo nikt nie zastąpi matki, bo kocham dzieci - wbrew tego co myślicie kocham na zabój dzieci i męża, ale nie potrafię sama go zostawić. Może idę na łatwiznę, ale czekam na jego decyzję, a on sam nie wie co robić, wiem, że jest zagubiony... Wiele rozmawialiśmy na ten temat i nawet jeśli zdecyduje się na rozstanie, uszanuję to, on jest tego wart...

Macie rację, jestem pustą suką, głupią idiotką... Ale nigdy wcześniej taka nie byłam, nie będę się powtarzać, ale wiele jest za nami i choć miałam okazji wiele, wiele razy, nie popełniłam tego błędu (błędów) co teraz.

11

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Pytanie. Co ty z tym zrobisz.
Mówisz ze nie wiemy co bedzie za rok.
Jasne. Ze nie wiemy. Nikt nie wie.
Możemy tylko mieć nadzieje ze będziemy WYBIERAĆ....

Ze pozostanie nam świadomość ze w każdej chwili dokonujemy wyborów i ze kazdy z nich niesie za sobą konsekwencje.
I ze będziemy mieć odwagę i moc zmierzyć sie z tymi konsekwncjami...
Tylko taka nadzieje możemy mieć. Prawda??

Czy ty zatem masz odwagę powiedzieć. Pogubilam sie. Zatracilam. Ale bede przy tobie i dzieciach tak długo jak tylko mi pozwolisz. Bede przy tobie w złych i dobrych chwilach. I ze wszystkich swoich sił bede naprawiać to co zrobiłam. Przyjmie na siebie wszystkie twoje emocje. Zaakceptuje wszystko co sie z toba bedzie działo. Zaakceptuje twój żal złość nienawiść rozpacz i tu bede. Na wyciągnięcie ręki...

Tak zrobił moj mąż. Trzy lata to trwało...
Jestes na to gotowa? Masz odwagę?? Dalas dupy... Fakt.
Czy stać cie na poniesienie konsekwencji???

12

Odp: Jak ratować małżeństwo?
End_aluzja napisał/a:

Ja sadze ze tutaj jest podobnie. Autorka nie wspolodczuwa. Nie ma empatii. Nie interesują ja żasne uczucia i potrzeby oprócz jej własnych.

Wiesz można to powiedzieć o każdym kto zdradza, bo podczas zdrady tak właśnie się myśli.
Jak dla mnie to żaden przypadek do leczenia, raczej Autorka powinna dostać porządnie po dupie, oko za oko ząb za ząb.
Z tego nie będzie już żadnego związku, Ty nadal będziesz zdradzać. Ktoś kto raz zdradził daną osobę zdradzi ja kolejny i kolejny raz. Nowego partnera może nie, ale wątpię. bo Tobie było dobrze w związku nie miałaś żadnego ""powodu" do zdrady.
Osoby z Twoim podejściem powinny być w wolnych układach, wtedy wszyscy byliby zadowoleni

13

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi, szczególnie za te negatywne; utwierdzam się w przekonaniu, że jestem zła ...

Spodziewałam się takich opinii, a nie innych, ale nie - to nie jest prowokacja. Niestety to czysta, zakręcona prawda. Są idioci (idiotki) i zdaję sobie z tego sprawę, czuję się cholernie winna. Mam prawo tak się czuć, powinnam...

Wiem co wyrządziłam mężowi, wbrew pozorom wciąż jesteśmy przyjaciółmi, może nie mężem i żoną, bo uważam że to już jest fikcją. Wiem jednak co mu zrobiłam, widziałam ten ból, żal... nigdy nie zapomnę jego reakcji... Wiem również co on myśli o tym co zrobiłam...

Nie czuję się dumna z tego powodu, jest mi źle, cholernie źle. Uważam, że powinnam to czuć - ten ból i żal, powinnam cierpieć... Gdzieś tam obiektywnie uważam, że powinnam dać mu święty spokój, powinnam odejść od niego, ale nie potrafię... Najzwyczajniej nie potrafię... Nie umiem podjąć takiej decyzji...
On tak na prawdę nie wie co robić, z jednej strony kocha, z drugiej nie może poradzić sobie z tym, że jestem (byłam) jaka jestem (byłam?).
Dlaczego nie piszę, że to już skończone? Dlatego, że obiektywnie próbuję przeanalizować swoje życie. Dlatego, że nie mogę obiecać już dzisiaj nic i nie dlatego, że nie chcę - chcę cholernie być dobrą żoną i matką, ale nie jestem w stanie przewidzieć co będzie w przyszłości. Proszę Was, tylko nie piszcie mi, że Wy za rok, dwa, trzy będziecie tacy sami, bo sami siebie okłamiecie. Żaden człowiek nie jest w stanie być pewien jaki będzie z biegiem lat - tego się nie da ocenić...

Czy jestem nienormalna? Być może nie, nie chcę na siłę bronić się przed niczym... Być może jestem jak mój ojciec...
Nigdy wcześniej tak nie myślałam, ale z biegiem czasu zastanawiam się, czy on nie zostawił czegoś we mnie...

Ktoś gdzieś pytał o alkohol, tak - ostatnio dość często popijam, ale nie chcę winić alkoholu za to co zrobiłam, bo nieświadomość jest wtedy, kiedy człowiek jest nieprzytomny. Ja przytomna byłam - gdybym nie była to byłby już gwałt.... Ale byłam w miarę świadoma, żałuję, czuję się z tym źle...
Czasu nie cofnę...

Heh... miałam napisać o moim dzieciństwie, przeszłości, ale to chyba nie ma sensu - jest tu i teraz, jest to co zrobiłam... Żałuję, chciałabym być taka jaka jeszcze byłam rok temu. Przykładna żona i matka. Zawsze poświęcałam się dla nich, zawsze stawiałam wszystko ponad sobą, ale teraz... popieprzyło mi się w głowie, mam dość siebie, może powinnam pójść w ślady ojca i dać wszystkim spokój. Dać wolność i poczucie spokoju...
Nie potrafię, nie potrafię tego, bo nikt nie zastąpi matki, bo kocham dzieci - wbrew tego co myślicie kocham na zabój dzieci i męża, ale nie potrafię sama go zostawić. Może idę na łatwiznę, ale czekam na jego decyzję, a on sam nie wie co robić, wiem, że jest zagubiony... Wiele rozmawialiśmy na ten temat i nawet jeśli zdecyduje się na rozstanie, uszanuję to, on jest tego wart...

Macie rację, jestem pustą suką, głupią idiotką... Ale nigdy wcześniej taka nie byłam, nie będę się powtarzać, ale wiele jest za nami i choć miałam okazji wiele, wiele razy, nie popełniłam tego błędu (błędów) co teraz.

Już, już miałem ci uwierzyć, ale potem sobie przypomniałem, że jestem już stary i znowu nie taki głupi.  Perfidnie okłamałaś swojego męża.  Wśród wielu epitetów , jakimi można by cię opisać,  ten jeden jest w swej prostocie porazajacy - kłamca. Jesteś kłamczynią, co nie przeszkadza ci prosić obcych ludzi, by uwierzyli w twoją cudowną przemianę. Endaluzja jak zwykle celnie:wszystko jest kwestią wyboru. Nie wiem, jaki będę za 15 lat, ale tak jak przez ostatnie 12 lat mojego związku z żoną, będę robił wszystko, by jej nie skrzywdzić oraz by ktoś, kiedyś na jakimś forum nie nazwał mnie kłamcą...Taki jest mój wybór:być uczciwym, również, a może przede wszystkim względem siebie.

Przestań się zatem samobiczować(nazywając się suką etc.)  i robić z siebie ofiarę jakiejś bliżej nieokreślonej siły, którą kazała ci dorobić mężowi poroże.  Osiągasz efekt odwrotny do zamierzonego.

Swoją drogą, to przerażające, jak w krótkim czasie osoba z ukochanej może zmienić się w potwora...

14 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-07-30 04:10:08)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
End_aluzja napisał/a:

Pytanie. Co ty z tym zrobisz.
Mówisz ze nie wiemy co bedzie za rok.
Jasne. Ze nie wiemy. Nikt nie wie.
Możemy tylko mieć nadzieje ze będziemy WYBIERAĆ....

Ze pozostanie nam świadomość ze w każdej chwili dokonujemy wyborów i ze kazdy z nich niesie za sobą konsekwencje.
I ze będziemy mieć odwagę i moc zmierzyć sie z tymi konsekwncjami...
Tylko taka nadzieje możemy mieć. Prawda??

Czy ty zatem masz odwagę powiedzieć. Pogubilam sie. Zatracilam. Ale bede przy tobie i dzieciach tak długo jak tylko mi pozwolisz. Bede przy tobie w złych i dobrych chwilach. I ze wszystkich swoich sił bede naprawiać to co zrobiłam. Przyjmie na siebie wszystkie twoje emocje. Zaakceptuje wszystko co sie z toba bedzie działo. Zaakceptuje twój żal złość nienawiść rozpacz i tu bede. Na wyciągnięcie ręki...

Tak zrobił moj mąż. Trzy lata to trwało...
Jestes na to gotowa? Masz odwagę?? Dalas dupy... Fakt.
Czy stać cie na poniesienie konsekwencji???

Miałam odwagę przyznać się do wszystkiego, biorąc pod uwagę konsekwencje swoich czynów... I szczerze Ci powiem - gdybym sama się nie przyznała, nigdy by się o tym nie dowiedział. Ale nie potrafię być z nim nieszczera, on zasługuje na to, żeby znać prawdę... Przyznaję, pogubiłam się, zatraciłam i już dawno powiedziałam mężowi, że będę trwać przy nim i dzieciach dopóki tylko mi na to pozwoli...
Próbuję to naprawić, ze wszystkich sił. Chcę aby choć namiastka tego, co było wcześniej powróciło... Jednak zdaję sobie z tego sprawę, że się nie da, a jeśli nawet się da, to będzie to ciężka droga. Wiem, że nigdy mi tego nie wybaczy i wiem również, że będzie chciał się zemścić. Przyjmuję to na barki, należy mi się. Być może na jego miejscu chciałabym tego samego...

Odnośnie pozostałych postów - szkoda, że tak mało wiary w ludziach jest... Nie chcę więcej zdradzać, wiem jak wiele złego wyrządziłam, wiem jak to wygląda.
Spodziewałam się takich opinii i nie chcę się tłumaczyć, bo to bez sensu i tylko ja sama wiem co w mojej głowie siedzi.

Jedno mnie zastanawia...

Doom jakim prawem nazywasz mnie kłamcą? Mogę sobie wiele zarzucić, ale na pewno nie kłamstwo. Zrobiłam wiele złego, ale nigdy nikogo nie okłamałam.
Jeśli uważasz, że to co piszę to oszustwo, nie musisz odpowiadać.
Nie mam siły, ani ochoty na wymianę słowną, nie teraz, nie dzisiaj, nie w najbliższym czasie...

I myślcie sobie co chcecie. Wiem jedno, że nie chcę już nigdy więcej pakować się w głupoty. Nie chcę się zarzekać, nie chcę przysięgać, bo to bez sensu... Chcę się pilnować na każdym kroku, bo przez głupotę można stracić wszystko co się kocha.

Zastanawiam się tylko, czy był sens pisać tutaj, bo mimo, że oczekiwałam jakiejś pomocy, być może odpowiedzi na pytania, dostałam tylko krytykę - ale macie rację, jeszcze rok temu byłam taka sama... Tak samo myślałam i zjechałabym osobę zdradzającą...

Edit: Tak sobie myślę, że słowo pisane nigdy nie odzwierciedli uczuć i tego co człowiek ma w głowie. Może jednak zamiast szukać rozwiązania tutaj, trzeba było by udać się do terapeuty... Tyle, że ja wierzę zwykłym ludziom, a nie wyuczonym z książki "pseudo lekarzom", nie chcę książkowych rozwiązań, a życiowych - takich zwyczajnych...

Wracając do słowa pisanego - nigdy nie da się odzwierciedlić tego co się czuje, co się myśli - na forum jest to nierealne...
Potrzebuję po prostu pomocy, dlatego tu jestem... Nawet nie wiecie z jak wieloma rzeczami musiałam sobie sama poradzić, ale to było w momencie kiedy ktoś był winny, kiedy ja sama byłam ofiarą. Wtedy sobie radziłam...
Teraz kiedy czuję że ja jestem winna, że nie potrafię dać szczęście człowiekowi którego kocham... - nie radzę sobie...
Ale to nie ważne, Wy i tak wiecie swoje...

15

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Potrzebujesz pomocy.
Nie radzisz sobie.
Zacznij od dwóch rzeczy. Od zaprzestania oszukiwania się (choć podobno siebie samej oszukać nie można) oraz nie używania w stosunku do siebie efektownych epitetów. Jeśli nawet kilku- lub wielokrotnie nazwiesz siebie obelżywym słowem w  NICZYM Ci to nie pomoże. Oszukujesz (lub próbujesz), usiłując wmówić sobie i nam, że nie chciałaś zdradzić swego męża. Gdybyś nie chciała, to byś nie zdradziła. Jest osoba, jest decyzja, jest działanie. Tak, wiem, z czego wynika stwierdzenie "nie chciałam" - to ponowna próba oszukania siebie, próba umniejszenia swej odpowiedzialności.

Kolejną rzeczą jest znalezienie odpowiedzi na pytanie "dlaczego zdecydowałam się zdradzić?". Oczywiście, że alkohol był tylko katalizatorem, a nie powodem zdrady, więc nie bierz go pod uwagę. Jeśli jesteś zdeterminowaną, to znajdziesz powody swej zdrady (lub już je znasz).
Następnym krokiem jest   r o z m o w a   dojrzałej kobiety, odpowiedzialnej, świadomej, z mężem. Dojrzalej kobiety, nie zaś kobiety udającej małą, przestraszoną dziewczynkę, która nie dość, że zdradziła, to i teraz swym zachowaniem szantażuje męża.


Nie napisałam tego wszystkiego po to, by dokopać Tobie, lecz po to, byś - jeśli prawdą jest to,  co napisałaś - wyciągnęła wnioski.


Edit:
Przeczytałam, choć pobieżnie, Twoje wcześniejsze posty. Może warto, byś pomyślała jednak o terapii? Może najwyższy czas na odreagowanie różnych bolesnych doświadczeń?

16

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Doom jakim prawem nazywasz mnie kłamcą? Mogę sobie wiele zarzucić, ale na pewno nie kłamstwo. Zrobiłam wiele złego, ale nigdy nikogo nie okłamałam.
Jeśli uważasz, że to co piszę to oszustwo, nie musisz odpowiadać.
Nie mam siły, ani ochoty na wymianę słowną, nie teraz, nie dzisiaj, nie w najbliższym czasie...

Nie, wydaje mi się, że do kolekcji możesz dodać jeszcze kłamcę! Czym jest, zatem według ciebie zdrada? Dla mnie ma ona wiele definicji. Jedna z nich to zdrada=kłamstwo. Prościej nie umiem. Okłamałaś swojego męża. Coś mu obiecałaś na początku... jak to szło...? A tak: wierność i uczciwość małżeńską! Nadal twierdzisz, że nie jesteś kłamcą?? Dobrze, że chociaż przyznałaś się do zbrodni, to dość licha okoliczność łagodząca, ale zawsze coś. Przynajmniej facet ma możliwość wyboru.

Nie masz siły wdawać się w polemiki? To dlaczego piszesz na forum? Czego się spodziewałaś?

17 Ostatnio edytowany przez bags (2013-07-30 13:12:54)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Odnośnie pozostałych postów - szkoda, że tak mało wiary w ludziach jest... Nie chcę więcej zdradzać, wiem jak wiele złego wyrządziłam, wiem jak to wygląda.
Spodziewałam się takich opinii i nie chcę się tłumaczyć, bo to bez sensu i tylko ja sama wiem co w mojej głowie siedzi.

U Nas wiara jest, jak u każdego ludzia. Tylko widzisz... weszłaś między "wrony", które tutaj są "barykadą" paradoksalnie strony Twojego męża, nie Ciebie i nie dziw się - bo mnie to w ogóle nie dziwi - że owe "wrony" kraczą praktycznie jednogłośnie. 
My tu możemy pisać wszystko na forum -ono przyjmie wszystko jak papier. Czasem coś tam moderacja korektorkiem zamaże, cała reszta ujrzy elektroniczne światło dzienne.

Jedna zdrada jak przysłowiowa jaskółka wiosny nie czyni, prędzej jesień średniowiecza, bo tak potraktowane małżeństwo jest radością samą w sobie, tyle że od doopy strony. Powielanie tego zakazanego owocu, stojącego w sprzeczności ze słowami "roty" przysięgi małżeńskiej jest recydywą. A tylko głupiec oczekuje innych rezultatów robiąc wciąż to samo.

nieznajoma85 napisał/a:

Jedno mnie zastanawia...
Doom jakim prawem nazywasz mnie kłamcą? Mogę sobie wiele zarzucić, ale na pewno nie kłamstwo. Zrobiłam wiele złego, ale nigdy nikogo nie okłamałam.
Jeśli uważasz, że to co piszę to oszustwo, nie musisz odpowiadać.
Nie mam siły, ani ochoty na wymianę słowną, nie teraz, nie dzisiaj, nie w najbliższym czasie...

Nas tutaj też, paradoksalnie nawet o wiele więcej w tej materii, bo temat zdrad i ich powodów przyczynowo-skutkowych w tym dziale forum, codziennie nie schodzi z pulpitu komputerów i afiszów w tytułach wątków. świat jest teatrem, aktorami... ludzie, którzy ludziom -sobie też najbliższym - zgotowali taki a nie inny los.

Apropo kłamstwa, ono jak wiesz i wiemy My, ma zadziwiająco krótkie nogi. I paradoksalnie niedaleko pada jabłko od jabłoni w konfrontacji z wyrwanymi z kontekstu słowami przysięgi małżeńskiej. Człek jak coś palnie fałszywego - zasłania dziub ze strachu i zdumienia, Ty listkiem figowym zasłoniłaś ślubnemu oczy, niż "łuk triumfalny" pomiędzy podporami Twojego kręgosłupa moralnego - dosłownie i w przenośni. Okłamałaś męża nie tylko zdradą fizyczną ale też i zdradą o wiele cięższego kalibru, bo emocjonalną. Pokazując mu od innej strony łóżkowej alkowy, jak bardzo Tobie zależy na Nim i temu, co ślubowałaś też Jemu.

nieznajoma85 napisał/a:

I myślcie sobie co chcecie. Wiem jedno, że nie chcę już nigdy więcej pakować się w głupoty. Nie chcę się zarzekać, nie chcę przysięgać, bo to bez sensu... Chcę się pilnować na każdym kroku, bo przez głupotę można stracić wszystko co się kocha.
Zastanawiam się tylko, czy był sens pisać tutaj, bo mimo, że oczekiwałam jakiejś pomocy, być może odpowiedzi na pytania, dostałam tylko krytykę - ale macie rację, jeszcze rok temu byłam taka sama... Tak samo myślałam i zjechałabym osobę zdradzającą...

Bujać to My a nie Nas... i odziwo sama się z tym zgadzasz, ale tylko w jednym zdaniu.
Paradoksalna zgodność jest pozostałego słowotoku z powyższym moim stwierdzeniem o głupcu.

nieznajoma85 napisał/a:

Edit: Tak sobie myślę, że słowo pisane nigdy nie odzwierciedli uczuć i tego co człowiek ma w głowie. Może jednak zamiast szukać rozwiązania tutaj, trzeba było by udać się do terapeuty... Tyle, że ja wierzę zwykłym ludziom, a nie wyuczonym z książki "pseudo lekarzom", nie chcę książkowych rozwiązań, a życiowych - takich zwyczajnych...
Wracając do słowa pisanego - nigdy nie da się odzwierciedlić tego co się czuje, co się myśli - na forum jest to nierealne...
Potrzebuję po prostu pomocy, dlatego tu jestem... Nawet nie wiecie z jak wieloma rzeczami musiałam sobie sama poradzić, ale to było w momencie kiedy ktoś był winny, kiedy ja sama byłam ofiarą. Wtedy sobie radziłam...
Teraz kiedy czuję że ja jestem winna, że nie potrafię dać szczęście człowiekowi którego kocham... - nie radzę sobie...
Ale to nie ważne, Wy i tak wiecie swoje...

Czasem ciężko jest wyrazić słowami tego, co człowiekowi leży na serce, bo ono swoje a rozum swoje.
My tu jesteśmy kli(ni)ką lekarzy złamanych serc, do tych pseudo też Nam daleko, bo co jeden z Nas, to bardziej życiowo niż książkowo doświadczony, aczkolwiek potraktowany książkowo przez partnerkę/partnera smile
Terapię też prowadzimy "na kozetce", a jakżeż; nie będącą w co prawda w wersji realnej a terapią przez pisanie... tu na forum. Takie "wpierdziel i przytul"... przytulimy, poradzimy i w razie "w" przyłożymy liścia - tak od serca na odległość. Popędzimy Ci i Innym na pomoc światłowodem vel łączem LTE. Same plusy są z tego, ale to i tak nie to samo, co fachowiec na wyciągnięcie ręki, co to wskaże realną drogę wyjścia z kryzysu małżeńskiego i nie tylko.

Tematem Twojego dzieciństwa i wzorców prorodzinnych się tu Nam nie zasłaniaj, po tym co zrobiłaś. To nic nie da. To temat na osobną dysputę ale w odniesieniu do Ciebie i niedociągnięć niewyjaśnionych nawrotów z przeszłości. I do przepracowania przez Ciebie; nie samej a ze specjalistą psychologiem.

18 Ostatnio edytowany przez niewiem1104 (2013-07-30 13:19:10)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

To i ja się wypowiem. A co.

Nie szanuje ludzi takich jak Ty. Po prostu.

Ale wiesz, zawsze jak się dowaiduję o kobietach, które robią coś takiego swojemu partnerowi coraz bardziej i mocniej kocham siebie. Nigdy nie potrafiłabym zdradzić - opłaciłabym to kilkoma wizytami u ginekologa a następnie kilkuletnią terapią na kozetce kiwając się w przód i tył. Wstydziłabym się spojrzeć w lustro, nie mówiąc o psie. Tak, jemu też wstydziłabym się spojrzeć w oczy.

Nie zasługujesz na szacunek własnego męża, dlatego, że nie uszanowałaś jego. Na to co robisz nie ma wytłumaczenia. Z zasady nie życzę ludziom źle, ale tutaj tej zasady nie ma. chciałabym, żebyś Ty i każda osoba, która zrobiła coś takiego swojemu partnerowi przeżyła chociaż jedne dzień w takim bólu i rozpaczy jak on. Jeden dzień i wiedziałabyś o czym mowa.

I nie zastanawiaj się jak ratować małżeństwo, zastanów się jak ratować jego życie - czyli pozwól mu odejść. Już wystarczająco długo byłaś egoistką, żeby teraz jeszcze próbować zatrzymać jego miłość. Nawet egoizm ma swoje granice.

19

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Wczoraj miałam fatalny dzień dlatego tutaj napisałam.
To nie jest tak, że nie pozwalam mu odejść. Ma wolny wybór. Powiedziałam mu również, że nie będę niczego utrudniać jeśli zdecyduje się na rozstanie. Póki co jest ze mną...
Od tego czasu kiedy go zdradziłam po raz drugi minął miesiąc. Rozmawialiśmy o tym wszystkim wielokrotnie. Próbowaliśmy coś naprawić, nie udaje się... Kiedy zaczyna być dobrze, znów się wszystko zaczyna się rozsypywać. Wczoraj kolejna rozmowa. Pytam co dalej, czy mam odejść. Odpowiedź brzmi niewiem. To cały czas w nim siedzi. Możecie mi nie wierzyć i macie rację, bo sami zostaliście skrzywdzeni, ale chcę to naprawić.
I absolutnie nie szantażuję go. Czasem mam humory, takie jak wczoraj... Ale nigdy nie chciałam go szantażować w żaden sposób. Nawet kiedy chciał to ciągnąć ze względu na dzieci, tłumaczyłam mu, że to bez sensu, bo dzieci często bardziej cierpią kiedy rodzice są razem i męczą się ze sobą. Czasem i dla dzieci rozstanie rodziców może być zbawienne.

Swoją zemstę już zaczął. Na moich oczach i chyba miałam tyle szczęścia, że za bardzo się upił i poszedł spać... Bolało, ale czułam że nie mam prawa mu nic powiedzieć.

Czytam po kilka razy Wasze wypowiedzi, analizuję. Jednak mam wrażenie, że mam coraz większy mętlik w głowie. Wiem jedno, że chciałabym za kilka miesięcy, lat napisać tutaj - tak zdradziłam ale nigdy więcej to się nie powtórzyło.


Niewiem1104 ciekawe jest to, co napisałaś, tym bardziej dlatego, bo jeszcze rok temu miałam wręcz identyczny tok myślenia. Gdyby ktoś mi powiedział że zdradzę powiedziałbym że jest idiotą i jakim prawem wmawia mi takie rzeczy.
Zawsze kiedyś uważałam że osoby które zdradziły są skończone, ale jakże punkt widzenia potrafi się zmienić w ciągu kilku miesięcy...

Czy ktoś z Was po zdradzie partnera został z nim? Czy udało Wam się odbudować związek? Czego oczekiwaliście?

20

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Wczoraj miałam fatalny dzień dlatego tutaj napisałam.
To nie jest tak, że nie pozwalam mu odejść. Ma wolny wybór. Powiedziałam mu również, że nie będę niczego utrudniać jeśli zdecyduje się na rozstanie. Póki co jest ze mną...
Od tego czasu kiedy go zdradziłam po raz drugi minął miesiąc. Rozmawialiśmy o tym wszystkim wielokrotnie. Próbowaliśmy coś naprawić, nie udaje się... Kiedy zaczyna być dobrze, znów się wszystko zaczyna się rozsypywać. Wczoraj kolejna rozmowa. Pytam co dalej, czy mam odejść. Odpowiedź brzmi niewiem. To cały czas w nim siedzi. Możecie mi nie wierzyć i macie rację, bo sami zostaliście skrzywdzeni, ale chcę to naprawić.
I absolutnie nie szantażuję go. Czasem mam humory, takie jak wczoraj... Ale nigdy nie chciałam go szantażować w żaden sposób. Nawet kiedy chciał to ciągnąć ze względu na dzieci, tłumaczyłam mu, że to bez sensu, bo dzieci często bardziej cierpią kiedy rodzice są razem i męczą się ze sobą. Czasem i dla dzieci rozstanie rodziców może być zbawienne.

Swoją zemstę już zaczął. Na moich oczach i chyba miałam tyle szczęścia, że za bardzo się upił i poszedł spać... Bolało, ale czułam że nie mam prawa mu nic powiedzieć.

Czytam po kilka razy Wasze wypowiedzi, analizuję. Jednak mam wrażenie, że mam coraz większy mętlik w głowie. Wiem jedno, że chciałabym za kilka miesięcy, lat napisać tutaj - tak zdradziłam ale nigdy więcej to się nie powtórzyło.


Niewiem1104 ciekawe jest to, co napisałaś, tym bardziej dlatego, bo jeszcze rok temu miałam wręcz identyczny tok myślenia. Gdyby ktoś mi powiedział że zdradzę powiedziałbym że jest idiotą i jakim prawem wmawia mi takie rzeczy.
Zawsze kiedyś uważałam że osoby które zdradziły są skończone, ale jakże punkt widzenia potrafi się zmienić w ciągu kilku miesięcy...

Czy ktoś z Was po zdradzie partnera został z nim? Czy udało Wam się odbudować związek? Czego oczekiwaliście?

Ja mam dzisiaj fantastyczny dzień, więc i tobie trochę odpuszczę. Twój jeszcze mąż jest kompletnie rozbity. On rzeczywiście nie wie, co zrobić. Dziwię mu się jednak i to bardzo. Dlaczego karze cię w taki sposób? To tylko komplikuje całą sytuację. Takie zachowanie nie ukoi jego bólu, tylko go spotęguje( już o twoim bólu nie wspominając). Czy konieczne było zniżenie się do poziomu zdradzającej i zniszczenie resztek godności własnej? To trochę żałosne zachowanie z jego strony. Ludzie! Macie dzieci a zachowujecie się, jak nie przymierzając kretyni! Jaki model rodziny te dzieciaki wyniosą z domu?? Fundujecie im emocjonalne piekiełko...

Napisałaś na początku, że tworzyliście taką piękną parę, dogadywaliście się, darzyliście siebie wzajemnie szacunkiem, kochaliście się i tak dalej. Czy już wiesz dlaczego to sp.ierdoliłaś? Czy nadal próbujesz sobie na to pytanie odpowiedzieć? Pytam bez przekąsu i naprawdę z minimalną ilością złośliwości. Jeśli nie znajdziesz na to pytanie odpowiedzi, to już nigdy nie stworzysz udanego związku. Z nikim... Pracuj nad sobą

21 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-07-30 17:35:15)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Nie musisz mi odpuszczać. Przyjmę pogardę i krytykę na barki...

Rozmawialiśmy też o tym co chce zrobić. Może to dziwne dla niektórych, ale nie mieliśmy nigdy przed sobą tajemnic, a i otwarcie rozmawiamy na każdy temat. Powiedział, że chce mi odpłacić za to co sama zrobiłam, ale nie dlatego bo chce skoku w bok, ale dlatego żebym poczuła to co on czuł, żebym cierpiała tak jak on...
Może go bronię, ale wtedy z tą kobietą, jak zaczęli flirtować był kompletnie pijany. Następnego dnia nie pamiętał nawet że takie coś miało miejsce... Bolało bo wiem że mąż podoba się kobietom. Tej też się podobał. Obejmowali się, żartowali. Koleżanka zobaczyła co się dzieje i pod jakimś pretekstem zawołała tą dziewczynę - a mąż zaraz po tym poszedł spać...

Boję się tego, że zrobi mi na złość, ale z drugiej strony zastanawiam się czy będzie do tego zdolny. Z pozoru jest twardzielem, ale w głębi duszy to wspaniały i wrażliwy człowiek...

Chyba wiem dlaczego to zrobiłam. To jest trochę dłuższa historia. Kiedyś zawsze byłam grzeczną dziewczyną. I o ile szalałam mając naście lat, tak gdy poznałam męża wszystko się zmieniło. Kiedy zdecydowaliśmy się na założenie rodziny miałam niespełna 20 lat. Ślub, niedługo potem dziecko i zamknęłam się w domu. Rodzina była najważniejsza... Zrezygnowałam ze znajomych, przyjaciół. W sumie przez lata to rodzina - oni byli najważniejsi. Po jakimś czasie byłam zakompleksioną szarą kurą domową . Męża prawie nie było w domu. Pracował od świtu do nocy i tylko w weekendy mieliśmy czas dla siebie. Na rozmowy i wspólne chwile. Ale rozumiałam to, bo wiedziałam że robi to dla nas. Czułam się źle sama w domu i on to widział. Zaczął wyciągać mnie z domu, zaczął wyciągać mnie z kompleksów i stało się coś dziwnego. Po latach poczułam się piękna, atrakcyjna. Podobało mi się kiedy faceci zaczęli się za mną oglądać. Cieszyła się z tego i chwaliłam się mężowi. On też był zadowolony.
Ale zagubiłam się, w pewnym momencie posunęłam się za daleko i o ile za pierwszym razem nie doszło do sexu, to za drugim razem tak...
Sama się sobie dziwię, myślicie co chcecie, ale nigdy taka nie byłam, zawsze miałam swoje wartości i nie chce być taka jaka jestem teraz... Chcę być znów tą wartościową dziewczyną jaką byłam jeszcze w ubiegłym roku.
Wbrew pozorom jestem strasznie wrażliwą osobą . Nie jest mi łatwo, ale chyba tak powinno być...

Wiem, że to jest żałosne i na pewno nie jest powodem do zdrady, ale czasu nie cofnę. Teraz czuję, że już nic nie mogę zrobić...
No cóż trzeba było myśleć głową a nie d...ą

Pozdrawiam

22

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Moim zdaniem, mylisz się. Możesz zrobić dużo. Możesz budować wasz związek od nowa. Siedzenie i czekanie jest, znowu moim zdaniem, najgorszym wyjściem z sytuacji. To Ty zdradziłaś, to do Ciebie należy ruch, to Ty masz zabiegać, to Ty masz udowadniać.


Czytając Twe posty przypomniał mi się pewien wątek, przeczytaj go, bo schemat jest niebezpiecznie bliski: http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=47768

23

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Chyba wiem dlaczego to zrobiłam. To jest trochę dłuższa historia. Kiedyś zawsze byłam grzeczną dziewczyną. I o ile szalałam mając naście lat, tak gdy poznałam męża wszystko się zmieniło. Kiedy zdecydowaliśmy się na założenie rodziny miałam niespełna 20 lat. Ślub, niedługo potem dziecko i zamknęłam się w domu. Rodzina była najważniejsza... Zrezygnowałam ze znajomych, przyjaciół. W sumie przez lata to rodzina - oni byli najważniejsi. Po jakimś czasie byłam zakompleksioną szarą kurą domową . Męża prawie nie było w domu. Pracował od świtu do nocy i tylko w weekendy mieliśmy czas dla siebie. Na rozmowy i wspólne chwile. Ale rozumiałam to, bo wiedziałam że robi to dla nas. Czułam się źle sama w domu i on to widział. Zaczął wyciągać mnie z domu, zaczął wyciągać mnie z kompleksów i stało się coś dziwnego. Po latach poczułam się piękna, atrakcyjna. Podobało mi się kiedy faceci zaczęli się za mną oglądać. Cieszyła się z tego i chwaliłam się mężowi. On też był zadowolony.
Ale zagubiłam się, w pewnym momencie posunęłam się za daleko i o ile za pierwszym razem nie doszło do sexu, to za drugim razem tak...
Sama się sobie dziwię, myślicie co chcecie, ale nigdy taka nie byłam, zawsze miałam swoje wartości i nie chce być taka jaka jestem teraz... Chcę być znów tą wartościową dziewczyną jaką byłam jeszcze w ubiegłym roku.
Wbrew pozorom jestem strasznie wrażliwą osobą . Nie jest mi łatwo, ale chyba tak powinno być...

Wiem, że to jest żałosne i na pewno nie jest powodem do zdrady, ale czasu nie cofnę. Teraz czuję, że już nic nie mogę zrobić...
No cóż trzeba było myśleć głową a nie d...ą

Pozdrawiam

Sparafrazujmy zatem, by dobrze się zrozumieć. Dokonaliście jakiegoś wyboru: On idzie zarabiać na waszą wspólną przyszłość, ty pracujesz/zajmujesz się domem  (dla mnie to też praca). Zaczynasz czuć się źle w tej roli, "tracisz siebie" bo poświęcasz się bez reszty rodzinie. Co robi w tym czasie mąż? O dziwo DOSTRZEGA (sic!!!), że jest coś nie tak i stara się ci pomóc odnaleźć swoją wartość(przecież tacy mężczyźni prawie wyginęli)! Dzięki niemu zaczynasz się czuć piękna i szczęśliwa. W podzięce dajesz doopy innym facetom. Przeczytaj, to co napisałem ze dwa razy. Czy dobrze streściłem twoją wypowiedź? Jeśli tak, to czy dostrzegasz w jak bezgranicznie głupiej, żenującej i żałosnej sytuacji się znalazłaś?

24

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Doom dostrzegam...
Co mogę powiedzieć? Nic, nic nie mogę...

Czasu nie cofnę choć bardzo bym chciała...

Nie będę się tłumaczyć, bo nie ma dla mnie wytłumaczenia, czuję się potwornie.


Wielokropek miałam odpisać dopiero jak skończę czytać wątek do którego podalaś mi linka. Przeczytałam 11 stron, powoli systematycznie mam zamiar przeczytać resztę. Jakże wiele emocji tej kobiety jest mi bliskie. Tyle że ja zawsze będę uważała że to co się stało to tylko i wyłącznie moja wina i uswiadomiłam sobie, że my mamy szanse na odbudowanie tego co zniszczyłam...
U tamtej dziewczyny szczególnie ruszyło mnie to, że mąż w dzień był oschły, a w nocy dawał jej ciepło. Poczułam tak jak by pisała o moim mężu. Z tym że u nas, to on pracuje od świtu do nocy, a w domu jest tylko gościem.
Zawsze jak wraca z pracy dzwoni, czekam na niego ze świeżym obiadem, robię kawę. Potem tylko wykąpie się i idzie spać...
Bywało że cały tydzień poza "cześć" nie zmieniliśmy ani słowa... Wiem że on to robi dla nas...
Czasem zdarzało się , że wrócił wcześniej. Ostatnie tygodnie też jest wcześniej w domu 18 - 19 i to są na prawdę wczesne godziny. Ale ostatnio jest oschły, zimny, nieczuły. Wiem że potrzebuje czasu, próbuję mu go dać, ale jest mi strasznie ciężko, bo zawsze potrzebowałam ciepła, miłości i bliskości - to było dla mnie niesamowicie ważne. Teraz też próbuję odbudować takie relacje ale jest ciężko. Czasem odwzajemni, czasem nie ale wtedy daję mu spokój bo wiem że nie mam prawa wymagać od niego niczego...On i tak wiele zrobił. Przede wszystkim to, że dał szansę, którą muszę wykorzystać. Staram się, na prawdę się staram...
Dzisiaj nakrzyczał na mnie. Wie, że mi też nie jest łatwo żyć z wyrzutami sumienia i poczuciem winy. Mam chyba jakąś depresję. Pierwsze pytanie po powrocie z pracy brzmiało "jadlaś?" - nie nie jadłam, nie miałam ochoty.

On... Dusi emocje w sobie, nie okazuje tego że cierpi, jest mu źle. Zamknął się w skorupie, jest taki zimny i obojętny - czyżby mechanizm obronny mężczyzny? A tylko w nocy przytula się do mnie.

Z sexem też jest różnie, ale tu już blokada z mojej strony... Bo czasem jest dobrze a czasem muszę zmuszać się do tego, nie odmawiam mu, udaję, że podoba mi się...
Najgorzej jak czasem rano mnie obudzi, kiedy kompletnie nie mam ochoty, a on zrobi swoje i bez pożegnania wychodzi do pracy. Czuję się wtedy strasznie upokorzona... Ale nie potrafię mu powiedzieć nie. Szczególnie właśnie po tym jak go zdradziłam... Okropne uczucie...

25

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Twój mąż postanowił, w ramach odwetu, zdradzić Ciebie. Podobno zemsta jest słodka. Podobno. Tyle tylko, że słodycz szybko przeminie i pojawi się gorycz. A ona trwać będzie bardzo długo i nie da się jej zniwelować niczym innym i niesmak będzie przebijał przez wszystko inne.

Ty, w ramach, pokuty, postanowiłaś temu się przyglądać i znosić wszystko w pokorze i poczuciu winy.

Moim zdaniem, oboje straciliście rozum.

Zdradziłaś, co nie znaczy, że teraz masz na wszystko się zgadzać, wszystko znosić w milczeniu, nie reagować na nic. Stąd moja propozycja, byś przeczytała ? jako przestrogę ? wskazany wyżej wątek, byś porozmawiała szczerze z mężem, byś nie grała roli małej, bezbronnej dziewczynki, byś nie robiła z siebie ofiary. Poproś męża, by pomyślał, jakie on (nie Ty) poniesie koszty swej ewentualnej zdrady, czy faktycznie zważył je i jest gotowy je udźwignąć. Spytaj, czy na pewno jest zdecydowany zrobić to sobie, bo nie wątpię w to, że ze złości, bólu, rozpaczy, jest gotów na zrobienie teraz tego Tobie.

Mąż zamknął się w skorupie? Cóż, każdy ma swój sposób radzenia sobie z trudnościami. Do tej pory to Ty byłaś tą osobą, na którą mógł liczyć, z którą mógł pogadać. Ale jak teraz gadać z Tobą? Tym bardziej, że traktując go jak śmierdzące jajo, zgadzając się na wszystko, nie ułatwiasz rozmowy.

Może? przestań chodzić koło niego na palcach?
Może? przestań bać się jego reakcji?
Może? przestań myśleć, a zacznij działać?
Może? zajmij się nim, nie sobą?

26

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Wielokropek napisał/a:

Twój mąż postanowił, w ramach odwetu, zdradzić Ciebie. Podobno zemsta jest słodka. Podobno. Tyle tylko, że słodycz szybko przeminie i pojawi się gorycz. A ona trwać będzie bardzo długo i nie da się jej zniwelować niczym innym i niesmak będzie przebijał przez wszystko inne.

Ty, w ramach, pokuty, postanowiłaś temu się przyglądać i znosić wszystko w pokorze i poczuciu winy.

Moim zdaniem, oboje straciliście rozum.

Zdradziłaś, co nie znaczy, że teraz masz na wszystko się zgadzać, wszystko znosić w milczeniu, nie reagować na nic. Stąd moja propozycja, byś przeczytała ? jako przestrogę ? wskazany wyżej wątek, byś porozmawiała szczerze z mężem, byś nie grała roli małej, bezbronnej dziewczynki, byś nie robiła z siebie ofiary. Poproś męża, by pomyślał, jakie on (nie Ty) poniesie koszty swej ewentualnej zdrady, czy faktycznie zważył je i jest gotowy je udźwignąć. Spytaj, czy na pewno jest zdecydowany zrobić to sobie, bo nie wątpię w to, że ze złości, bólu, rozpaczy, jest gotów na zrobienie teraz tego Tobie.

Mąż zamknął się w skorupie? Cóż, każdy ma swój sposób radzenia sobie z trudnościami. Do tej pory to Ty byłaś tą osobą, na którą mógł liczyć, z którą mógł pogadać. Ale jak teraz gadać z Tobą? Tym bardziej, że traktując go jak śmierdzące jajo, zgadzając się na wszystko, nie ułatwiasz rozmowy.

Może? przestań chodzić koło niego na palcach?
Może? przestań bać się jego reakcji?
Może? przestań myśleć, a zacznij działać?
Może? zajmij się nim, nie sobą?

Nieznajoma, twoj mąż stracił wszystko, co było dla niego cenne. On nie widzi powodów, by dalej walczyć, zwyczajnie nie ma na to siły. Reaguje i pewnie jeszcze długo będzie, bardzo emocjonalnie, a do tego nie jest przygotowany. Wpaja się nam od kołyski, że mężczyzna musi, bez względu na okoliczności, tłumić swoje emocje i uczucia. Inaczej będzie postrzegany, jako słaby i niemęski właśnie. Z dużą dozą pewności mogę stwierdzić, że jego zachowanie jest dla niego samego przerażające. On się boi, a strach to potężna emocja. Strach zabija wszystko, to "mała śmierć, a wielkie unicestwienie". Paradoksalnie, choć pewnie sam nie zdaje sobie tego sprawy, oczekuje, że to ty będziesz silna za was oboje. Oczekuje, że to TY to wszystko naprawisz! Ostatnia rzecz, którą chce mieć obok siebie teraz, to jeszcze bardziej (tak jakby można było jeszcze bardziej się upodlić) upodlona żona, słaba, uległa istota. Taka postawa w zdrowym, kochającym mimo wszystko, mężczyźnie wymusi potrzebę reakcji, ratowania, pomocy osobie słabej (tobie). Tylko to nie on ma tobie pomagać, tylko ty jemu (ty szukaj pomocy na zewnątrz, najlepiej u psychoterapeuty).

Wielokropek: Zgadzam się z Tobą. Zdrada odwetowa, to najgorsze co może, przede wszystkim sobie no i jej zrobić. Moim zdaniem ten związek, o ile jeszcze tak to można nazwać, ma marne szanse na przetrwanie.

P.S. Przeczytałem jeszcze raz swój post i się nie poznałem. Minimalne pokłady sarkazmu, złośliwości i nawet nie użyłem wulgaryzmów. Hmm, nie wiem czy mi się to podoba...chyba mięknę smile

27

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Doom, niezależnie od stereotypów związanych z płcią, to oczekiwanie nieznajomej85, by to mąż działał, by to on teraz podejmował decyzje, jest typową grą. Ta gra w tzw. zwykłych warunkach może niektóre osoby bawi i cieszy, może czasem podnieca, ale w sytuacji, w której znaleźli się z jej decyzji, jest wręcz niesmaczna. Ta gra to "Taka mala jestem, taka glupiutka...".

Kobieta, gdy przyszło do zdrady, umiała, potrafiła, decydowała; teraz, gdy trzeba ponieść konsekwencje tegoż zachowania nagle przestała umieć, potrafić, decydować. Nagle z silnego, stabilnego drzewa stała się trzciną.

I tak, jak napisałeś, w jaki sposób, zdradzony mężczyzna ma dać ujść swym bardzo silnym negatywnym uczuciom? Jak ma wrzasnąć, by odreagować, w obecności, tak słabej, tak manifestującej, tak przeżywającej, wiotkiej istotki? Przecież byłby w swoich oczach, ale nie tylko, ostatnim ... (tutaj proszę wpisać najgorsze epitety). Stąd w moim pierwszym poście skierowanym do autorki wątku, pojawił się zarzut szantażowania męża. Grając rolę spolegliwej, troskliwej, robiąc z siebie podnóżek, TERAZ kastruje swego męża i związuje mu ręce. TERAZ prawdziwie czyni go bezsilnym. Czy robi to tylko bezwiednie?

28

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Nie sądziłam że to co czuje będzie w taki sposób postrzegane. To nie tak, że robię coś celowo, uznałam po prostu, że muszę mu wynagrodzić wszystkie krzywdy jakie mu wyrządziłam, tym bardziej że on jest dobrym człowiekiem.
Nie myślałam, że moje zachowanie będzie odebrane jako robienie z siebie ofiary, jest to ostatnią rzeczą jakiej bym chciała. Mam w sobie tyle poczucia winy, że godzę się na wszystko, jeśli to ma przynieść mu ukojenie...
Nie sądzę jednak aby zdrada z jego strony przyniosła mu ukojenie. Szczerze w to wątpię, tu raczej chodzi o ukaranie mnie i pokazanie jak bardzo można w ten sposób zburzyć równowagę psychiczną i to co się budowało przez lata.
Z rozmową póki co jednak chciałabym się jeszcze wstrzymać, bo już bardzo dużo rozmawialiśmy na ten temat, analizowaliśmy. Teraz chciałabym dać mu trochę spokoju, żeby pokładał sobie w głowie to co już było powiedziane - znam go na tyle, że wiem, że teraz tego potrzebuje...

Wbrew pozorom nigdy nie byłam silna. Często sprawiałam jedynie takie wrażenie, ale jakoś zawsze radziłam sobie - mimo wszystko. Czasem żałuję, bo w momencie kiedy było mi źle tłumiłam wszystko w sobie, choć miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu jak jest mi źle, ale uznawałam to za okazywania słabości.
Do dzisiaj nikt nie wie co się dzieje ani ze mną, ani z mężem. Nikt nie ma pojęcia jak jest źle i było mi strasznie przykro, kiedy po raz kolejny słyszę od bliskich, że mają nas za wzór małżeństwa. Kiedy uśmiecham się, ale czuję jednocześnie, że serce rozpada się na kawałki...


Przeczytałam jeszcze raz wszystko co pisaliście, znów analizuję. Przeczytałam swoje posty...
Faktycznie wiele z tego co napisałam brzmi idiotycznie, ale większość z nich pisana była pod wpływem ogromnych emocji. Na codzień, a przynajmniej przy nim staram się ich nie ujawniać. Nie zawsze mi to wychodzi - nie zawsze tak się da. Ale o ile nawet mam ochotę się wypłakać, robię to w nocy kiedy on i dzieci już dawno śpią, kiedy mogę puścić wodze, przestać udawać.
Pomimo tego, że większość zmieszała mnie z błotem, to Wasze posty dają siłę, siłę do walki o to co jeszcze zostało. Do walki o jutro, o nas - o ile się jeszcze da, ale na pewno się nie poddam.
Muszę z nim porozmawiać, ale jak pisałam muszę dać mu trochę spokoju i czasu. On teraz tego potrzebuje.
Mam w sobie nadzieję, nadzieję na to, że da się naprawić- na to że mi uda się naprawić to co zniszczyłam. Jeszcze tylko muszę odnaleźć w sobie siły... Ale kiedy jeszcze kilka dni temu nadziei nie miałam, tak teraz coraz bardziej widzę światełko w tunelu. Szczególnie po przeczytaniu sporej części wyżej podanego wątku, wiem że muszę działać tu i teraz, a nie czekać, nie załamywać rąk, bo jeszcze mam szansę. Później może być za późno.
Nie wiem tylko skąd wziąć siły, jak stanąć na nogi, kiedy czasem nie mam siły wstać z łóżka i robię wszystko jak automat, bo dzieci, bo mąż, bo dom. Bo muszę wszystkim się zająć, wszystko ogarnąć, wszystkiego dopilnować...

29

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Celowo napisałam to, co napisałam i nie żałuję ani jednego słowa.

Jesteś silną osobą. smile Jesteś, bo poradziłaś sobie w wielu trudnych sytuacjach. Z tą obecną też sobie poradzisz, nie masz innego wyjścia.

Podjęłaś decyzję o rozmowie z mężem. Chwała Ci za to. Jednocześnie stwierdziłaś, że zrobisz to później, bo teraz on potrzebuje spokoju, bo teraz dla niego to zbyt wcześnie. Skąd to wiesz? Jakim prawem decydujesz za niego? Nie lepiej, by to on podjął decyzję dotyczącą jego samego? Będąc na jego miejscu byłabym wściekła za takie traktowanie (oczywiście w "dobrej wierze").

Zastanawiasz się, skąd brać siły. Zawsze twierdziłam, iż ukrywanie uczuć zabiera mnóstwo energii. smile

I jeszcze jedno.
Nic nie musisz. Możesz. To diametralnie zmienia motywację i dodaje siły. smile

30

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Znam go i wiem, że potrzebuje czasu. On taki już jest... Jest jeszcze jedna kwestia - tak na dobrą sprawę brakuje na to czasu w ciągu tygodnia. Przychodzi z pracy, zje, wypije kawę. Niedługo potem kąpie się i idzie spać. Chciałabym aby tak poważna rozmowa była na spokojnie, a nie wtedy kiedy on jest wykończony po całym dniu w pracy i myśli tylko o tym, żeby wreszcie odpocząć, położyć się spać (pracuje fizycznie na budowie)

On ma jeszcze to do siebie, że od problemów ucieka w wir pracy. Stara się nie myśleć o tym co jest złe, co boli, tylko ucieka od tego. Czasem nawet kiedy były problemy różnego rodzaju i starałam się abyśmy wspólnie zastanowili się jak je rozwiązać, on po prostu o tym nie myślał. Myślał o pracy, o tym jak tam coś zrobić - nie w domu.
Co ciekawe to on zawsze wymagał, abyśmy decyzje podejmowali wspólnie, a potem próbował zostawić mnie ze wszystkim samą...
Teraz też tak jest. Teraz też kiedy się go pytałam czy zastanawiał się co dalej, czy myślał o tym o czym rozmawialiśmy - odpowiedź brzmiała "nie". Sam przyznał, że ucieka od tego...

Wracając do jego pracy... Jakiś czas temu jego kolega powiedział bardzo mądre słowa. Już pomijam, że mówił o moim męża jak o guru, że pochwał usłyszałam miliony. Utkwiło mi w pamięci, że mąż w pracy daje z siebie wszystko, że pracę stawia ponad wszystko...
Ale on taki jest. On cokolwiek zacznie, wkłada w to całe serce. Zaakceptowałam to lata temu...

Właśnie dzwonił, zanim skończyłam pisać posta. Dziś będzie późno - może o 20stej może później, więc tym bardziej na rozmowę nie będzie czasu...
Może jutro...

31

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Szykujesz się do tej rozmowy, jakby miała trwać godzinami. Tymczasem, moim zdaniem, z Twej strony wystarczy kilka krótkich zdań. Krótkich, lecz ważnych.


Dzwoni do Ciebie, by powiedzieć, o której wróci z pracy; pyta, czy jadłaś.

32

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Może masz rację. Podchodzę do tego wszystkiego bardzo emocjonalnie i nie potrafię na trzeźwo myśleć.
Właściwie dzwonił bo potrzebował numeru telefonu, abym mu znalazła w internecie. Przy okazji powiedział, że będzie później.
Chociaż i tak pewnie zadzwonił by, że będzie później, bo martwię się jak nie przyjeżdża o takiej godzinie jak się go spodziewam. Zaraz mam milion czarnych scenariuszy, że coś mogło mu się stać - trochę przewrazliwiona jestem.

33

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Nie potrafisz trzeźwo myśleć?
Wsadź głowę pod zimną wodę. Weź lodowaty prysznic. Albo z dość dużej odległości podbiegnij do ściany i... strzel głową baranka. Oprzytomniejesz w oka mgnieniu. tongue

34

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Znam go i wiem, że potrzebuje czasu. On taki już jest... Jest jeszcze jedna kwestia - tak na dobrą sprawę brakuje na to czasu w ciągu tygodnia. Przychodzi z pracy, zje, wypije kawę. Niedługo potem kąpie się i idzie spać. Chciałabym aby tak poważna rozmowa była na spokojnie, a nie wtedy kiedy on jest wykończony po całym dniu w pracy i myśli tylko o tym, żeby wreszcie odpocząć, położyć się spać (pracuje fizycznie na budowie)

On ma jeszcze to do siebie, że od problemów ucieka w wir pracy. Stara się nie myśleć o tym co jest złe, co boli, tylko ucieka od tego. Czasem nawet kiedy były problemy różnego rodzaju i starałam się abyśmy wspólnie zastanowili się jak je rozwiązać, on po prostu o tym nie myślał. Myślał o pracy, o tym jak tam coś zrobić - nie w domu.
Co ciekawe to on zawsze wymagał, abyśmy decyzje podejmowali wspólnie, a potem próbował zostawić mnie ze wszystkim samą...
Teraz też tak jest. Teraz też kiedy się go pytałam czy zastanawiał się co dalej, czy myślał o tym o czym rozmawialiśmy - odpowiedź brzmiała "nie". Sam przyznał, że ucieka od tego...

Wracając do jego pracy... Jakiś czas temu jego kolega powiedział bardzo mądre słowa. Już pomijam, że mówił o moim męża jak o guru, że pochwał usłyszałam miliony. Utkwiło mi w pamięci, że mąż w pracy daje z siebie wszystko, że pracę stawia ponad wszystko...
Ale on taki jest. On cokolwiek zacznie, wkłada w to całe serce. Zaakceptowałam to lata temu...

Właśnie dzwonił, zanim skończyłam pisać posta. Dziś będzie późno - może o 20stej może później, więc tym bardziej na rozmowę nie będzie czasu...
Może jutro...

Zdecydowanie, czy chce się być z niewierną żoną, to jednak nie to samo, co zdecydowanie np. o kolorze ścian w salonie. Jako ludzie mamy tendecję do wypierania z pamięci traumatycznych wydarzeń. Z reguły się to nie udaje, inaczej psychiatrzy i psychologowie nie mieliby co robić.

Pracę stawia ponad wszystko? Hm, to raczej gorzej niż lepiej. W hierarchii wartości praca powinna być raczej na drugim miejscu, po rodzinie. Choć jako facet potrafię zrozumieć jego motywację. Myśli jak każdy kochający i odpowiedzialny mąż i ojciec: Dzięki pracy mogę zapewnić mojej rodzinie bezpieczeństwo. W taki sposób okazujemy swoim dzieciom, żonom, partnerkom MIŁOŚĆ i ODDANIE. Tak, ja również tak to pojmuję. Dzięki pracy mogę zapewnić moim najbliższym stabilność i bezpieczeństwo. Taka wpojona nam, nasza rola. Ja wiem, że to czasami mało, że potrzebne są inne formy okazywania uczuć, z tym nie polemizuję. Staram się dywersyfikować formy okazywania mojej żonie uczuć, ale wielu zwyczajnie nie potrafi. Oni kochają jak diabli, chcą dawać bezpieczeństwo, bo to dla nich synonim miłości właśnie, ale kochają tak, jak potrafią, nie zawsze zgodnie z waszymi, kobiecymi wyobrażeniami.
Płacimy (mężczyźni) swoją, wysoką cenę za swoje poświęcenie tak pojętej pracy: Stajemy się nieobecni. Ucieka nam w wielu przypadkach dzieciństwo naszych dzieci, zaniedbujemy partnerki etc.

Twojemu mężowi została teraz tylko praca. Oprócz dzieci, nie ma już o kogo dbać, albo nie wie jak. Musi sobie przewartościować wszystko. Praca to jego azyl. Nie dziw się więc, że z niego korzysta.

Zdaję sobie sprawę, że to, co napisałem, to truizm i że mój post, to duża nawet generalizacja, ale taki jest schemat.


P.S.
To, że zaczyna i kończy czyli jest konsekwentny, to nie wada, którą trzeba zaakceptować, nieznajoma. To zaleta, którą się przyjmuje z wdzięcznością. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy obserwujemy deficyt prawdziwych mężczyzn:)

35 Ostatnio edytowany przez bags (2013-07-31 15:45:06)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Zadziwiające jest to w jak wielu aspektach Doom masz rację. Ale w tym wszystkim co mówisz w temacie pracy, jest jeszcze druga strona medalu. Facet tudzież kobieta, wychowana w tak feministycznym świecie ma wpojone, że to My jesteśmy niemalże stworzeni do tego, że mamy zapewnić im wikt i opierunek. W piorunujące zdumienie, by nie powiedzieć osłupienie wprawia fakt, jak bardzo ta wyniosła idea partnerskiego życia jest na dłuższą metę kulawa i mocno destrukcyjna dla związków.

NIeznajoma85 odwołując się do parafrazującego "streszczenia" Waszej pseudo idylli związkowej, dostrzegasz może teraz fakt zbieżności i zależności jednego z Was od drugiego?
Ty żyłaś w swoim świecie, On w swoim, nagle Wasze priorytety się zaczęły rozjeżdżać, to zaczął Cię dostrzegać i tak vice versowo jeździcie na okrągło.

On ucieka od Waszego związkowego i zdradzieckiego problemu w pracę, knując odwetowe "piękne za nadobne"; Ty od rozmowy w chodzenie na paluszkach i chowanie się pod miotłę, by nie drażnić urobionego po uszy lwa...
Z Twojego tematu w sposób ewidentny widać, że nadal żyjecie w więzieniu swojego związku. Z tego wszystkiego jawi się jedno - nie rozmawiacie ze sobą - owszem wymieniacie zdania - ale to puste zdania, bez nici porozumienia i jakiejkolwiek woli zrozumienia. W dodatku każde z Was nastawione jest na "szukanie" tego, do czego można się przyczepić, byle tylko nie było to Waszym dobrem wspólnym. Mętlik i brak perspektyw zdrowego układu w przyszłości. To trwa za długo. To wygląda na wir, który Was wciąga.
Wy nie rozmawiacie jeśli już tylko stojąc do siebie plecami obrzucacie się inwektywami po obwodzie kuli ziemskiej, tudzież jesteście jak dwie armie toczące zaciekły bój na froncie w okopach, które nic a nic o sobie nie wiedzą.

Stosujecie barbarzyńską zasadę oko za oko, która wedle jej "prekursora" - Mohameda Ghandiego - pozostawi Nas - WAS - wszystkich ślepymi.
Pomijając już fakt, że oboje na swój sposób jesteście głusi na to, co się wokół Was dzieje. Niby dorośli, a zachowują się jak dzieci wylane razem z kąpielą... do piaskowego -wciągającego - bagienka.

36 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-07-31 18:21:05)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Wielokropek, nie zawsze da się trzeźwo myśleć, kiedy targają nami emocje...

Doom zgadzam się z Tobą. On zawsze chciał dać nam wszystko. Przy którejś z kolei rozmowie powiedział że czuje się jak idiota. Że on tyra jak wół, robi wszystko aby nam niczego nie brakowało, rezygnuje z własnego życia a ja robię co chcę. Wiele żalu w nim jest...

Bags nie zgodzę się z Tobą jeśli chodzi o to, nie wymagam od męża aby to on tylko utrzymywał rodzinę. Wręcz przeciwnie, zawsze chciałam pracować i jeśli tylko mogłam robiłam wiele rzeczy.
Jeszcze jak mieszkaliśmy na wsi chodziłam na prace sezonowe - jeśli tylko miałam z kim dziecko zostawić. Córka gdy poszła do przedszkola łapałam się każdej pracy i uwierz, że też tyrałm fizycznie, nie raz na równi z facetami. Co niektórzy twierdzili, że taki babochłop jestem, pomimo drobnej budowy. Ale to wszystko było na umowy śmieciowe. Praca się skończyła w momencie kiedy zaszłam w drugą ciążę. Przez całe 9 miesięcy miałam straszne komplikacje, ciągle między szpitalem a domem i to cud, że syn urodził się w terminie. Od tamtej pory siedzę w domu, zajmuję się dziećmi, gotowaniem, sprzątaniem, praniem itd. Próbowałam oddać syna do żłobka (ma 1,5 roku) niestety nie mam szans. Mam przyjść jeszcze we wrześniu, może jacyś rodzice zrezygnują...
No i trzecia ciąża... Kilka miesięcy temu... Poroniłam, ledwo się pod podniosłam z tego. Mąż w tym czasie dokonał mistrzostwa świata, bo to dzięki niemu wróciłam w miarę do równowagi, albo tak mi się wydawało, bo problemy z odżywianiem się i bezsenność mam od tamtej pory...
Potem zdradziłam go, po tym wszystkim co dla mnie zrobił...
Nie pisałam o tym wcześniej, bo bałam się że mnie tu ukamieniujecie...

Potrzebowałam go, ale wiedziałam że musimy za coś żyć, spłacać długi. Myślałam też że poradziłam sobie ze stratą mojego Aniołka i mąż znów wpadł w wir pracy...

To bez sensu, chyba próbuję się tłumaczyć, ale to przecież nie ma sensu.
Nie chcę już użalać się nad sobą, tylko chcę działać. Chcę próbować ratować nasze małżeństwo póki jeszcze mam szanse, póki jeszcze jest czas. Zdaję sobie sprawę z tego jak Wy, jak on mnie postrzega i wiem również że tak na dobrą sprawę tylko odemnie zależy czy to zmienię. Jestem uparta, zawzięta i nie poddam się bez walki o nas...

Bags wcześniej - kilka miesięcy temu dogadywalismy się świetnie. Potem faktycznie zabrakło nici porozumienia.
Mieliśmy kryzysy, jak w każdym związku, ale zawsze wychodzilismy z nich cało, dochodzilismy do kompromisów... Jednak teraz zastanawiam się, czy nie wydarzyło się zbyt wiele w naszym życiu...
Wiem że sytuacja w jakiej się znaleźliśmy jest z mojej winy, ale jeśli mąż zdecydował się na to żeby dać mi szansę, czy też nie powinien coś w tym kierunku robić, a nie uciekać? Czy wszystko zostaje na mojej głowie?

Nie mogę zebrać myśli, nie mogę się wysłowić i tak na prawdę nie jestem pewna czy udało mi się przekazać jak to wygląda i co czuję. Może później na spokojnie przeczytam jeszcze raz co napisałam i w razie czego sprostuję.

37 Ostatnio edytowany przez bags (2013-07-31 18:39:58)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Bags nie zgodzę się z Tobą jeśli chodzi o to, nie wymagam od męża aby to on tylko utrzymywał rodzinę. Wręcz przeciwnie, zawsze chciałam pracować i jeśli tylko mogłam robiłam wiele rzeczy.

Ale ja nie pisałem tego "feministycznego" wywodu w odniesieniu do Ciebie. Poza tym napisałem wyraźnie "zbieżności i zależności".
Czyli co? Ty utrzymywałaś dom - to jest praca, On Was. A gdzie jest podział współmierny ról? Czyżby w tym sformatowanym wywodzie:

Doom napisał/a:

Sparafrazujmy zatem, by dobrze się zrozumieć. Dokonaliście jakiegoś wyboru: On idzie zarabiać na waszą wspólną przyszłość, ty pracujesz/zajmujesz się domem  (dla mnie to też praca). Zaczynasz czuć się źle w tej roli, "tracisz siebie" bo poświęcasz się bez reszty rodzinie. Co robi w tym czasie mąż? O dziwo DOSTRZEGA (sic!!!), że jest coś nie tak i stara się ci pomóc odnaleźć swoją wartość(przecież tacy mężczyźni prawie wyginęli)! Dzięki niemu zaczynasz się czuć piękna i szczęśliwa....

Tak, to jest tu!!! Kompletna sprzeczność! yikes

nieznajoma85 napisał/a:

Bags wcześniej - kilka miesięcy temu dogadywalismy się świetnie. Potem faktycznie zabrakło nici porozumienia.
Mieliśmy kryzysy, jak w każdym związku, ale zawsze wychodzilismy z nich cało, dochodzilismy do kompromisów... Jednak teraz zastanawiam się, czy nie wydarzyło się zbyt wiele w naszym życiu...
Wiem że sytuacja w jakiej się znaleźliśmy jest z mojej winy, ale jeśli mąż zdecydował się na to żeby dać mi szansę, czy też nie powinien coś w tym kierunku robić, a nie uciekać? Czy wszystko zostaje na mojej głowie?

O tym, czego Wam zabrakło, od czego uciekliście - pisałem pod koniec swojego 1 postu.

nieznajoma85 napisał/a:

To bez sensu, chyba próbuję się tłumaczyć, ale to przecież nie ma sensu.
Nie chcę już użalać się nad sobą, tylko chcę działać. Chcę próbować ratować nasze małżeństwo póki jeszcze mam szanse, póki jeszcze jest czas. Zdaję sobie sprawę z tego jak Wy, jak on mnie postrzega i wiem również że tak na dobrą sprawę tylko odemnie zależy czy to zmienię. Jestem uparta, zawzięta i nie poddam się bez walki o nas...

Nie tłumaczyć a usprawiedliwiać.
A jak polegniesz w swej zawziętości i upartości to co? Repeta? Może w ramach ochrony przed tym końcowym "wykolejeniem", spuścić nieco z tonu charakterek??? Wilk syty i owca całą będzie.

38 Ostatnio edytowany przez wont (2013-07-31 19:36:30)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
bags napisał/a:

Stosujecie barbarzyńską zasadę oko za oko, która wedle jej "prekursora" - Mohameda Ghandiego - pozostawi Nas - WAS - wszystkich ślepymi..

Przepraszam za offtopiczną korektę obywatelską, ale bardzo proszę o zostawienie w spokoju biednego Mahatmy Gandhiego. Ja naprawdę rozumiem, że mylić się jest rzeczą ludzką, ale przypisanie Gandhiemu kodeksu Hammurabiego jest tak niedorzeczne, tak kłuje w oczy, że zaraz je wykłuje. A wtedy, nie ma lekko - oko za oko. I co? Bagsa będę po Polsce szukać?

Ad rem: dziwny ten Twój przypadek, nieznajoma. Przeleciałem przez niektóre Twoje wcześniejsze wpisy i, jak dla mnie, to zdradziłaś bo złożyło się kilka czynników: (1) alkohol i okazja, ale to oczywiste, (2) zbyt wcześnie wyszłaś za mąż; czytaj: nie wybawiłaś się w młodości; czytaj: nie pobzykałaś sobie (3) miałaś jeszcze nie tak dawno kompleksy (rozmiar miseczki), zwalczyłaś je a teraz sobie kompensujesz (4) lubisz uprawiać seks (5) najważniejsze - wiedziałaś, że mąż ci wybaczy.

39

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Bags wcześniej się dogadywaliśmy. Ale o tym pisałam. Od jakiegoś czasu tego porozumienia brakuje.
Nie wiem, może nie potrafię przekazać wszystkiego, ale chyba datami nie muszę pisać?

Nie wiem gdzie Ty widzisz sprzeczność - ja tego nie widzę. Czy to dziwne, że mąż wyciągnął mnie w domu, bo początkowo o ile musiałam w nim tkwić, tak z czasem zamknęłam się na wszystko i wszystkich? Wpadłam w kompleksy, zatraciłam się w tym wszystkim. Ale na prawdę w tym czasie uważałam że tak powinno być.
I właśnie dzięki wspólnym rozmowom, dzięki temu, że mogłam mu wszystko powiedzieć zaczęliśmy żyć inaczej. Tylko wtedy zaczęłam się zatracać w drugą stronę, nie w tą co powinnam, potem ciąża, chaos w głowie.
I kiedy znów wyszłam na prostą... Nie muszę kończyć, bo sami wiecie jak to się skończyło...
I od tamtej pory tak na prawdę chyba brakuje nam porozumienia- co jest raczej zrozumiałe. I jeśli ja chcę to mam wrażenie, że on niekoniecznie. Ale dzisiaj postanowiłam znów porozmawiać. Czekam tylko aż wróci...

Masz rację, mam trudny charakter, ale wciąż się staram, wciąż próbuję zrobić krok do przodu, ale ostatnio im bardziej się staram, tym bardziej cofam się do tyłu.

Mam wrażenie że znów mój post wyszedł strasznie chaotycznie, niezrozumiale. Ale jest we mnie tyle skrajnych emocji, że ciężko mi się skupić na czymkolwiek...

40 Ostatnio edytowany przez Natalka1991 (2013-07-31 19:53:14)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Ale świnia

41 Ostatnio edytowany przez bags (2013-07-31 20:05:20)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
wont napisał/a:
bags napisał/a:

Stosujecie barbarzyńską zasadę oko za oko, która wedle jej "prekursora" - Mohameda Ghandiego - pozostawi Nas - WAS - wszystkich ślepymi..

Przepraszam za offtopiczną korektę obywatelską, ale bardzo proszę o zostawienie w spokoju biednego Mahatmy Gandhiego. Ja naprawdę rozumiem, że mylić się jest rzeczą ludzką, ale przypisanie Gandhiemu kodeksu Hammurabiego jest tak niedorzeczne, tak kłuje w oczy, że zaraz je wykłuje. A wtedy, nie ma lekko - oko za oko. I co? Bagsa będę po Polsce szukać?

Ma się rozumieć...
Jako sprostowanie odsyłam do filmu "życie za życie" gdzie owe sformułowanie pada i "przypisywane" jest tam uj Gadhiemu. Zwykły zbieg okoliczności tongue

Z wyrazami tego, no... należytego Kumo szacunku. bez takich kłujących w i po oczach incydentów mi tu proszę wink

42

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Wont, tak wyszłam bardzo młodo za mąż. Tak lubię - a właściwie lubiłam sex, bo ostatnio częściej się do niego zmuszam, niż potrzebuję...
Jeśli chodzi o męża, to w tamtej chwili, w tym czasie nie myślałam ani o nim, ani o konsekwencjach. Na pewno nie zdradziłam dlatego, że wiedziałam, że mi wybaczy. Przede wszystkim nie planowałam nigdy zdrady, nie wiem jak to nazwać - to była chwila. No i druga rzecz, byłam na 90% przekonana, że to będzie nasz koniec. Za pierwszym razem, kiedy doszło tylko (aż) do pocałunku, myślałam inaczej, w sumie wiedziałam że wybaczy. A potem, potem to już nie wiem co się stało... Nie będę się tłumaczyć, nie chcę umniejszać swojej winy. Zdradziłam i teraz próbuję to naprawić.
Na początek wiem jedno - żadnych imprez bez męża, bo okazja czyni złodzieja i zanim nie wrócę na normalną ścieżkę muszę się pilnować... Ale mam już nauczkę, wiem jak wiele mogę stracić, nie wiem czy przetrwamy, ale chociaż spróbuję ratować...


Nie ma go jeszcze, jest mi źle... Za dużo emocji. Lepiej się czuję kiedy piszę. Kiedy zarówno otrzymuję rady, jak i krytykę.
Jestem winna i nigdy sobie tego nie wybaczę. - nigdy... Wiele jeszcze drogi przedemną, wiele muszę z siebie dać, żeby pokazać mu jak bardzo kocham, jak bardzo żałuję i jak bardzo chcę z nim być...

43 Ostatnio edytowany przez Doom (2013-07-31 20:23:43)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Natalka1991 napisał/a:

Ale świnia

Kto jest świnią? Możesz sprecyzować kogo dotyczył twój lakoniczny komentarz, dziecko? smile

44 Ostatnio edytowany przez Doom (2013-07-31 20:41:36)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Wont, tak wyszłam bardzo młodo za mąż. Tak lubię - a właściwie lubiłam sex, bo ostatnio częściej się do niego zmuszam, niż potrzebuję...
Jeśli chodzi o męża, to w tamtej chwili, w tym czasie nie myślałam ani o nim, ani o konsekwencjach. Na pewno nie zdradziłam dlatego, że wiedziałam, że mi wybaczy. Przede wszystkim nie planowałam nigdy zdrady, nie wiem jak to nazwać - to była chwila. No i druga rzecz, byłam na 90% przekonana, że to będzie nasz koniec. Za pierwszym razem, kiedy doszło tylko (aż) do pocałunku, myślałam inaczej, w sumie wiedziałam że wybaczy. A potem, potem to już nie wiem co się stało... Nie będę się tłumaczyć, nie chcę umniejszać swojej winy. Zdradziłam i teraz próbuję to naprawić.
Na początek wiem jedno - żadnych imprez bez męża, bo okazja czyni złodzieja i zanim nie wrócę na normalną ścieżkę muszę się pilnować... Ale mam już nauczkę, wiem jak wiele mogę stracić, nie wiem czy przetrwamy, ale chociaż spróbuję ratować...


Nie ma go jeszcze, jest mi źle... Za dużo emocji. Lepiej się czuję kiedy piszę. Kiedy zarówno otrzymuję rady, jak i krytykę.
Jestem winna i nigdy sobie tego nie wybaczę. - nigdy... Wiele jeszcze drogi przedemną, wiele muszę z siebie dać, żeby pokazać mu jak bardzo kocham, jak bardzo żałuję i jak bardzo chcę z nim być...

Tak na moje oko, to właśnie od wybaczenia samej sobie powinnaś rozpocząć cały proces naprawy, ale to wyższa szkoła jazdy. Niewielu opanowało tę sztukę, dlatego uważam, że nic już z tego związku nie będzie... moją opinię już znasz, nieznajoma85. Nic nowego już nie wniosę do dyskusji.

Odp: Jak ratować małżeństwo?

jezu, nie skreslajcie tak od razu dziewczyny !
przyszla tutaj poukladac sobie to jakos.
moze liczy na jakas podpowiedz, zlota rade ?
a tu tak zaraz w leb z otwartej...
tak, najlepiej niech juz teraz zwatpi i podda sie bo NIC nie jest w stanie naprawic,
zero szans, wiec niech nawet nie probuje sie starac.
niech trwa biernie do czasu az maz jej odplaci tym samym
i po sprawie- zamkna teatrzyk, ostatni zgasi swiatlo...
bez sensu.

nieznajoma, odwazna jestes ze piszesz tutaj
ale w sumie to lepiej nie moglas wybrac jak
wejsc prosto do osobistego piekielka nas zdradzonych
bo ktoz ci prawde powie jak nie my ? wink
tylko jak widzisz nie kazdy potrafi uniesc sie ponad kociolek wlasnego bolu
zeby cos tobie przydatnego zapodac
niech to takze bedzie dla ciebie wskazowka jak wielkie jest cierpienie po doznaniu ZDRADY
choc i tak nie poczujesz jej smaku jedynie poprzez wlasna wyobraznie
bo uwierz niczyja wyobraznia az tak bogata nie jest.

powiem ci krotko- WALCZ DO KONCA
bo nigdy nie wiesz jaki bedzie final.
walcz o meza.
a jak ? ty go najlepiej znasz wiec bedziesz wiedziala.
jedynie mala podpowiedz- on musi czuc jak bardzo ci na nim zalezy
i pamietaj- ty teraz nie masz prawa do slabosci, bledow, zaniedban

teraz to musisz byc silna i zdecydowana
ale takze musisz byc soba w tym wszystkim
pracuj nad tym, nad poczuciem winy
bo jesli twoje dzialania zdeterminuje poczucie winy nie milosc
wtedy twoj maz odbierze to jako litosc
ja osobiscie bym tego nie zniosla...

46 Ostatnio edytowany przez smallangel (2013-08-01 12:26:28)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

nieznajoma85 - wszystko jest do naprawienia jeżeli oboje tego chcecie. Mąż nie wyrzucając Cię ze swojego życia, znaczy, że kocha, że ma nadzieje. Jednak najgorsze po tym wszystkim jest to by samemu mieć siłę na walkę (mam na myśli zdradzoną osobę). Dowiadując się o zdradzie - siły odchodzą. Jedna strona może nie dać rady - motywacja jest niezbędna do działania. Bez niej siły opadną tak jak u jednej jak i u drugiej osoby. A to już prosta droga do rozejścia się.

Uważaj teraz, bo może być tak, że nie zniechęcisz Go do siebie zdradą - a tym jaką jesteś kobietą na co dzień.

47 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-08-01 12:28:46)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Czy będę w stanie sobie wybaczyć? Nie wiem... Na razie wydaje mi się to nierealne, ale może kiedyś.
Czas pokaże.

Eine gute, bardzo Ci dziękuje za ciepłe słowa. Pomimo że sama cierpisz, zostałaś skrzywdzona, dajesz nadzieję. Dziękuję!

Powiem szczerze, że taki kopniak w tyłek zmotywował mnie do działania. Kiedy zaczynałam tu pisać, raptem dwa dni temu, byłam w takim stanie, że chyba pozostawało wziąć sznurek i zrobić z niego użytek. Ale tutaj pomimo krytyki, pomimo zrównania mnie z błotem dostałam te kilka rad, ogarnęłam się wreszcie. Było mi to potrzebne...
Nie jest łatwo, bo ciężko uporać się z poczuciem winy. Ten rok w ogóle był okropny. Tyle się wydarzyło, że sama zastanawiam się jak ja jeszcze funkcjonuję - ale udaje się.


Rozmawialiśmy wczoraj, tak jak radziła Wielokropek. Z jednej strony bardzo się cieszę, że zmotywowała mnie do tej rozmowy. Potrzebna była i mi i jemu...
Nie poznaję go, jest jak nie on... Ten silny, twardy facet, ten który komuś z boku może wydawać się bez emocji, wczoraj miałam wrażenie, że jest jak małe dziecko... Zagubiony, bezsilny...
Przez ostatnie dni był zimny, chłodny, obojętny... Po wczorajszej rozmowie stał się zupełnie inny. W pewnym momencie położył się z głową na moich kolanach, taki bezsilny... Serce mi pękało, wiem że to przezemnie,ale starałam się nie pokazywać jak strasznie jest mi ciężko, jak to wzbudza we mnie jeszcze większe poczucie winy. Po prostu głaskałam go po głowie, mówiłam jak bardzo jest dla mnie ważny, jak bardzo go kocham...

Z rozmowy właściwie i tak wiele nie wynikło. On jest zagubiony, nie wie co robić, co myśleć, jak żyć. Powiedział, to co już sama wiedziałam - potrzebuje czasu.
Zapytałam czy jest pewien, że chce mi odpłaciić tym samym. Czy uważa, że to coś zmieni, cokolwiek rozwiąże. Owszem przyniesie mu satysfakcję, poczucie ulgi, ale tylko na chwilę, ale co będzie później?
Póki co zapewnił mnie, że i tak niczego nie zrobi z prostego powodu - nie ma na to czasu. Co będzie później też nie wie... Na razie za wcześnie na podejmowanie jakichkolwiek decyzji.

Myśleć, nie myśli wiele o tym co zrobiłam. Mówi, że nie ma czasu. Pochłonięty pracą a ma jej bardzo dużo i pomimo że budowlaniec to także umysłowo musi pracować (rysunki techniczne, wyliczenie itd. on tam nawet wykonuje robotę za geodetów). Mówi, że czasem tylko jest źle, że zaczyna myśleć jak zwalnia tempo.
Byliśmy w sobotę na weselu, źle się czuł na ślubie... Zapytał się mnie jak mogłam to zrobić z obrączką na palcu, o tym właśnie myślał na znajomych ślubie...

Smallangel dziękuje. Próbuję, staram się zmienić nastawienie - taka jest prawda i wczoraj to zauważyłam, że on potrzebuje silnej kobiety a nie bezradnego kłębka nerwów...

48 Ostatnio edytowany przez smallangel (2013-08-01 12:36:04)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Zapytałam czy jest pewien, że chce mi odpłaciić tym samym. Czy uważa, że to coś zmieni, cokolwiek rozwiąże. Owszem przyniesie mu satysfakcję, poczucie ulgi, ale tylko na chwilę, ale co będzie później?
Póki co zapewnił mnie, że i tak niczego nie zrobi z prostego powodu - nie ma na to czasu. Co będzie później też nie wie... Na razie za wcześnie na podejmowanie jakichkolwiek decyzji.

Nie, że nie ma czasu, po prostu nie chce tego zrobić. Bo czas, zawsze sie znajdzie, bez chęci nic nie wyjdzie. Żeby zdradzić - trzeba po prostu CHCIEĆ.

49

Odp: Jak ratować małżeństwo?

nieznajoma85, gratuluję!
Czyszczenie rany, choć bolesne, przynosi ulgę.

Niewiele wynikło z tej rozmowy? Znowu mam inne zdanie. smile


Edit:
Szczerze radzę, przestań zajmować się poczuciem winy.

50 Ostatnio edytowany przez Iceni (2013-08-01 13:36:27)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Iiii tam... I o co cały ten raban? Że zdrada? No i co w tym dziwnego? Autorka naczekała się wystarczająco długo - jakieś wyjazdy, delegacje, więzienie? Jak długo jeszcze miała być nowa wersją Penelopy?
Kiedyś w końcu musiało nastąpić przemęczenie materiału i koniecznosc odreagowania.

Właściwie to facet powinien być wdzięczny, że autorka już dawno nie rozwinęła żagli i nie poszukala kogoś, na kogo nie będzie musiala wiecznie czekać. Ot, podswiadomość się obudziła i chce męża ukarać ...

Nie rozumiem podejścia autorki, że obawia się rewanżu męża - jak dla mnie to ona właśnie mu się odpłaciła za wszystkie nieuswiadomione zale - za czekanie, pusty dom, samotność - gdyby zdradzila wtedy to by męża tak nie zabolało jak teraz, kiedy byli z powrotem szczesiwi - to dopiero teraz miało siłę rażenia...

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Iceni napisał/a:

Iiii tam... I o co cały ten raban? Że zdrada? No i co w tym dziwnego? Autorka naczekała się wystarczająco długo - jakieś wyjazdy, delegacje, więzienie? Jak długo jeszcze miała być nowa wersją Penelopy?
Kiedyś w końcu musiało nastąpić przemęczenie materiału i koniecznosc odreagowania.

Właściwie to facet powinien być wdzięczny, że autorka już dawno nie rozwinęła żagli i nie poszukala kogoś, na kogo nie będzie musiala wiecznie czekać. Ot, podswiadomość się obudziła i chce męża ukarać ...

Nie rozumiem podejścia autorki, że obawia się rewanżu męża - jak dla mnie to ona właśnie mu się odpłaciła za wszystkie nieuswiadomione zale - za czekanie, pusty dom, samotność - gdyby zdradzila wtedy to by męża tak nie zabolało jak teraz, kiedy byli z powrotem szczesiwi - to dopiero teraz miało siłę rażenia...

idac twoim toczkiem rozumowania to wszyscy powinnismy sie zdradzac naprzemiennie
bo przeciez nigdy nie jest idealnie
zawsze jakis deficyt, nie ten to inny

52 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2013-08-01 14:40:09)

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Iceni napisał/a:

Iiii tam... I o co cały ten raban? Że zdrada? No i co w tym dziwnego? Autorka naczekała się wystarczająco długo - jakieś wyjazdy, delegacje, więzienie? Jak długo jeszcze miała być nowa wersją Penelopy?
Kiedyś w końcu musiało nastąpić przemęczenie materiału i koniecznosc odreagowania.

Właściwie to facet powinien być wdzięczny, że autorka już dawno nie rozwinęła żagli i nie poszukala kogoś, na kogo nie będzie musiala wiecznie czekać. Ot, podswiadomość się obudziła i chce męża ukarać ...

Nie rozumiem podejścia autorki, że obawia się rewanżu męża - jak dla mnie to ona właśnie mu się odpłaciła za wszystkie nieuswiadomione zale - za czekanie, pusty dom, samotność - gdyby zdradzila wtedy to by męża tak nie zabolało jak teraz, kiedy byli z powrotem szczesiwi - to dopiero teraz miało siłę rażenia...

Właśnie przebiłaś niejakiego Adriana, udzielającego się na tym forum, w usprawiedliwianiu wulgaryzm i wulgaryzm. Gratuluję!


Proszę, zapanuj nad swą ekspresją i dostosuj się do panujących na Forum zwyczajów.
Moderatorka Wielokropek

53

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Iceni napisał/a:

Iiii tam... I o co cały ten raban? Że zdrada? No i co w tym dziwnego? Autorka naczekała się wystarczająco długo - jakieś wyjazdy, delegacje, więzienie? Jak długo jeszcze miała być nowa wersją Penelopy?
Kiedyś w końcu musiało nastąpić przemęczenie materiału i koniecznosc odreagowania.

Właściwie to facet powinien być wdzięczny, że autorka już dawno nie rozwinęła żagli i nie poszukala kogoś, na kogo nie będzie musiala wiecznie czekać. Ot, podswiadomość się obudziła i chce męża ukarać ...

Nie rozumiem podejścia autorki, że obawia się rewanżu męża - jak dla mnie to ona właśnie mu się odpłaciła za wszystkie nieuswiadomione zale - za czekanie, pusty dom, samotność - gdyby zdradzila wtedy to by męża tak nie zabolało jak teraz, kiedy byli z powrotem szczesiwi - to dopiero teraz miało siłę rażenia...

Waszmości Inceni, Tyżeś jakowe oleum pobierała, niczym jegomość Zagłoba, że Cię owe oleum aż tak zamaszyście poniosło???
Widać ród Wasz rycerski wraz giermkiem Adrianem rośnie Nam tu w ogłupiającą rzeszę forum ludzi. Jednak Ci rozgarnięci nieco smile nijak są Ci niegodni takiego podarku, jakim Ty chcesz Nas tu obecnych uraczyć.
Kończ Waszmości tą grę nieczystą, wstydu sobie i Nam oszczędź.

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Doom napisał/a:
Iceni napisał/a:

Iiii tam... I o co cały ten raban? Że zdrada? No i co w tym dziwnego? Autorka naczekała się wystarczająco długo - jakieś wyjazdy, delegacje, więzienie? Jak długo jeszcze miała być nowa wersją Penelopy?
Kiedyś w końcu musiało nastąpić przemęczenie materiału i koniecznosc odreagowania.

Właściwie to facet powinien być wdzięczny, że autorka już dawno nie rozwinęła żagli i nie poszukala kogoś, na kogo nie będzie musiala wiecznie czekać. Ot, podswiadomość się obudziła i chce męża ukarać ...

Nie rozumiem podejścia autorki, że obawia się rewanżu męża - jak dla mnie to ona właśnie mu się odpłaciła za wszystkie nieuswiadomione zale - za czekanie, pusty dom, samotność - gdyby zdradzila wtedy to by męża tak nie zabolało jak teraz, kiedy byli z powrotem szczesiwi - to dopiero teraz miało siłę rażenia...

Właśnie przebiłaś niejakiego Adriana, udzielającego się na tym forum, w usprawiedliwianiu wulgaryzm i wulgaryzm. Gratuluję!


Proszę, zapanuj nad swą ekspresją i dostosuj się do panujących na Forum zwyczajów.
Moderatorka Wielokropek

Doom, ty uparty baranie !
opanuj sie bo zaraz dostaniesz bana !
a tego bym nie zniosla wink
lubie cie czytac

55

Odp: Jak ratować małżeństwo?
eine_gute_ehefrau napisał/a:
Doom napisał/a:
Iceni napisał/a:

Iiii tam... I o co cały ten raban? Że zdrada? No i co w tym dziwnego? Autorka naczekała się wystarczająco długo - jakieś wyjazdy, delegacje, więzienie? Jak długo jeszcze miała być nowa wersją Penelopy?
Kiedyś w końcu musiało nastąpić przemęczenie materiału i koniecznosc odreagowania.

Właściwie to facet powinien być wdzięczny, że autorka już dawno nie rozwinęła żagli i nie poszukala kogoś, na kogo nie będzie musiala wiecznie czekać. Ot, podswiadomość się obudziła i chce męża ukarać ...

Nie rozumiem podejścia autorki, że obawia się rewanżu męża - jak dla mnie to ona właśnie mu się odpłaciła za wszystkie nieuswiadomione zale - za czekanie, pusty dom, samotność - gdyby zdradzila wtedy to by męża tak nie zabolało jak teraz, kiedy byli z powrotem szczesiwi - to dopiero teraz miało siłę rażenia...

Właśnie przebiłaś niejakiego Adriana, udzielającego się na tym forum, w usprawiedliwianiu wulgaryzm i wulgaryzm. Gratuluję!


Proszę, zapanuj nad swą ekspresją i dostosuj się do panujących na Forum zwyczajów.
Moderatorka Wielokropek

Doom, ty uparty baranie !
opanuj sie bo zaraz dostaniesz bana !
a tego bym nie zniosla wink
lubie cie czytac

Przeprosiłem właśnie na innym wątku za to, jak to ująłem, kloaczne słownictwo, ale...Miłe Panie, Panowie upraszam raz jeszcze wybaczenia smile

56

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Wielokropek duża w tym Twoja zasługa, innych użytkowników też. Chyba jednak potrzebowałam takiego kopa...
Ale najwięcej do myślenia dał mi wątek "kobiety w rozterkach". Dał, bo uświadomiłam sobie, że nie ma czasu na załamywanie rąk, biczowanie się i użalanie nad sobą. Teraz jest czas na naprawę tego co sp.ieprzyłam. Teraz, nie za jakiś czas - za jakiś czas może być za późno, tak jak u wspomnianej kobiety.

Mąż pomimo wszystko właśnie teraz mnie potrzebuje. Tylko dlaczego tego wcześniej nie widziałam? Byłam egoistką...

Iceni - skoro biorąc z nim ślub podjęłam decyzję, że będę z nim na dobre i na złe, to tak było. Decyzję o delegacjach podejmowaliśmy wspólnie, nie było wyjścia. Manna z nieba nie spadnie a żyć za coś trzeba. Wyjazd za granicę był raczej bardziej spontaniczny, niczego dobrego nie przyniósł, ale to również była nasza decyzja...
Co innego gdy poszedł siedzieć... Ale tu też można by dyskutować, bo wiążąc się z facetem już wcześniej karany, brałam pod uwagę fakt, że różnie może się w życiu ułożyć. Tak chwilę jeszcze zbłądził, wybaczyłam, czekałam... Ale skoro zdecydowałam się dać szansę, skoro chcę dalej z nim żyć powinniśmy być w stosunku do siebie fair - niestety nawaliłam...

Widzisz... Doom, wbija mi kolejną szpile - podejrzewam, że nie specjalnie, ale przynajmniej nazywa rzeczy po imieniu...

57

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Autorko, wbrew temu, co sobie tu większość pomyślała, ja nie usprawiedliwiam zdrady ot tak... Ale wszystko, co w życiu robimy ma swoją przyczynę. Ja podałam pierwszy powód, który mi przyszedł do głowy, ty siebie znasz llepiej - może znajddziesz ten właściwy. Ale NIC takiego nie dzieje się bez przyczyny i póki nie dowiiesz się co skllonilo cię do zdrady, póty będzie istniało niebezpieczeńssttwo, że beddziesz zdradzać dalej.

---
A da tych, co już gotowi sa na mnie psy wieszać - owszem, jestem gotowa zdrady usprawiedliwwiac i szukać powodów, bo tak, jak napisaałam, uważam, że wszystko ma swoją przyczynę - nawet zdrda.
Co więcej - czasem działamy z powoddów, które nie do końca sobie uświadamiamy - utajone zale, niezaagojone rany - to wszystko się zbiera przez lata i czasem wybucha.
I owszem, jak ktoś tam mi zarzucił - mnóstwo ludzi załatwia swoje "porachunki małżeńskie" przez zdradę - wystarczy się rozejrzeć dookoła.

Ja staram się znaleźć usprawiedliwienie dla autorki,  bo wiem, ze czasem czllowiek znajduje się w takim stanie psychicznym, że robi rzeczy zupellnie do niego niepodobne.
I teraz tylko rzecz w tym DLACZEGO autorka poczuła potrzebę upijania się i chęc na przypadkowy seks. Co sobie tym rekompensuje?

58

Odp: Jak ratować małżeństwo?
Iceni napisał/a:

A da tych, co już gotowi sa na mnie psy wieszać - owszem, jestem gotowa zdrady usprawiedliwwiac i szukać powodów, bo tak, jak napisaałam, uważam, że wszystko ma swoją przyczynę - nawet zdrda.
Co więcej - [/b]czasem działamy z powoddów[/b], które nie do końca sobie uświadamiamy - utajone zale, niezaagojone rany - to wszystko się zbiera przez lata i czasem wybucha.
I owszem, jak ktoś tam mi zarzucił - mnóstwo ludzi załatwia swoje "porachunki małżeńskie" przez zdradę - wystarczy się rozejrzeć dookoła.
Ja staram się znaleźć usprawiedliwienie dla autorki,  bo wiem, ze czasem czllowiek znajduje się w takim stanie psychicznym, że robi rzeczy zupellnie do niego niepodobne.
I teraz tylko rzecz w tym DLACZEGO autorka poczuła potrzebę upijania się i chęc na przypadkowy seks. Co sobie tym rekompensuje?

Co to za bełkot???
sprowadzasz wszystko do mianownika pt. alkohol, a jak pamiętam, to autorka jest daleka od tego usprawiedliwienia się nim.

Jest powód to i jest jego przyczyna, jak słusznie zauważyłaś... ale zapomniałaś o jednym istotnym elemencie jak KONSEKWENCJA.
Nie tylko dla partnera czy Nas jako "obserwatorów postronnych", a dla zdradzających.

Każdy z Nas ma powody i preteksty do czegoś i do tego zdradliwego tematu również, ale tylko nieliczni w konfrontacji z Twoim "mnóstwem", zawsze potrafi przemyśleć daleko posunięte konsekwencje swoich czynów. Przed a nie po fakcie dokonanym.

59 Ostatnio edytowany przez Iceni (2013-08-01 17:33:21)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

bags, ale skoro tak doskonale rozróżniasz dobro od zła i potrafisz zawsze zatrzymać się w porę, to doradzaj autorce, nie mnie. To nie ja zdradziłam i to nie ja jestem bohaterką tego wątku, więc nie rozumiem dlaczego skupiasz się na moim zdaniu na ten temat?

Cóż cię to tak zirytowało, że ja próbuję dociekać powodów zdrady i że to one mnie najbardziej interesują?

Czy może zirytował cię sam fakt, że ktoś próbuje dociekać przyczyn zdrady - a jeszcze gorzej - próbuje ją usprawiedliwiać? Owszem, próbuję - nie mam do tego prawa?

Poza tym nie przypisuj mi twierdzen, których nie napisałam - a NIGDZIE nie napisałam, że to alkohol był powodem - uważam, ze alkohol był narzędziem, nie przyczyną .

---
A fakt, że autorka pisze, że nie chce zdradzać męża też nie do konca do mnie przemawia - może nie chce teraz, kiedy zobaczyła jakie są konsekwencje tej zdrady, ale czy nie chciała wtedy? Ok, za pierwszym razem może to był wpływ alkoholu jedynie ... A za drugim razem? czy mając w pamięci poprzedni raz nie unikałaby alkoholu jak ognia? A może podświadomie chciała zdradzić, chciała za coś męża "ukarać" ale na trzeźwo miała opory  - a po alkoholu rozum śpi to i zdradza się łatwiej?

Raz, to może być impuls, głupota... Ale dwa razy? I na dodatek za każdym razem przyznać się mężowi? Autorka CHCIAŁA żeby mąż cierpiał... A raz okazało się za mało...

Dlatego dla mnie kluczową kwestią jest ZA CO chciała go ukarać?...

60

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Alkohol nigdy nie jest powodem zdrady - zawsze tak uważałam i uważać będę. Niektórzy twierdzą, że pod wpływem alkoholu człowiek jest nieświadomy. Bzdura jakich mało... (moim zdaniem)
Może i odbiera rozum, ale nie świadomość. Gdybym była nieświadoma, musiałabym być kompletnie pijana, nieprzytomna - a to już byłby gwałt. Byłam świadoma, może nie do końca wszystko pamiętam, ale nie mogę powiedzieć, abym nie wiedziała co się dzieje.
Początkowo owszem zrzucałam winę na alkohol, ale przecież to niedorzeczne...


Dzisiaj mąż miał wolne - wreszcie po wielu miesiącach. Ale tylko dlatego, bo miałam kontrolną wizytę po poronieniu i najzwyczajniej nie miałam z kim zostawić dzieci. Znów chwilę rozmawialiśmy... Wieczorem jednak musiał pojechać do drugiej pracy.

Rano było jakoś tak inaczej niż ostatnio, tak "swojsko", "normalnie". Po powrocie od razu widziałam, że jest przygnębiony.
Dużo myślał - to wiem, bo powiedział, ale...
Zauważyłam, że część historii przeglądarki została skasowana - przeraża mnie to...

Mam zamiar poczekać kilka dni i zapytam dlaczego. Co przeglądał, czego szukał. Nie wiem, czy odpowie szczerze, mam tylko taką nadzieję...

Boję się, tak jak się bałam wtedy na ognisku u koleżanki, kiedy widziałam jak dobrze bawi się z inną... Boję się, że jednak on szuka "szczęścia" u innej...

Może faktycznie część z Was ma rację, że to się rozpadnie, ale dopóki starczy mi sił, dopóki będę widziała nadzieję - będę walczyć...

PS: Jedyne co znalazłam w komputerze, to część historii, które nie zdążył skasować - filmy porno. Generalnie nie mam nic przeciwko aby oglądał. Facet jest wzrokowcem, niektórzy po prostu lubią popatrzeć - ok
Ale czy w tej sytuacji, kiedy historia przeglądarki została skasowana mogę myśleć, że on jednak kogoś szuka?
Masakra - wpadam w jakąś paranoję...

PS 2: Miałam się odnieść do innych postów, ale najzwyczajniej pojawiła się wielka czarna pustka. Nie potrafię ani myśleć, ani już się wypowiedzieć...
Ciężko mi...

61

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

(...)Ale czy w tej sytuacji, kiedy historia przeglądarki została skasowana mogę myśleć, że on jednak kogoś szuka?
Masakra - wpadam w jakąś paranoję...(...)

Możesz myśleć, tylko... po co?
Nie pozwól rozhuśtać się swej wyobraźni, bo taka huśtawka do niczego dobrego nikogo nie doprowadzi. Zresztą, sama sobie postawiłaś diagnozę. Słuszną.

62

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Zbliżasz się do niepokojących objawów - mierzysz Jego swoją miarą. Nie kontroluj. Zaciśnij zęby i o nic nie pytaj.

63 Ostatnio edytowany przez nieznajoma85 (2013-08-02 03:41:43)

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Zapytałam, od tak po prostu, dlaczego skasował historię przeglądarki i chyba nie spodziewałam się takiej odpowiedzi - jak by nie patrzeć, wbrew temu co myślałam zadowalająca.

Przeglądał forum - Wasze (nasze) forum.

Czytał mój wątek, czytał o czym pisałam, jak pisałam...
Nie wiem czy powinien, bo czuję się z tym dziwnie, ale nigdy nie miałam przed nim tajemnic - był ciekaw, ok...
Kiedyś tu się udzielałam, więc znał mojego nicka, nie trudno już później było dotrzeć do tematu. Podejrzewam, że już więcej zaglądać nie będzie. Ciekawość zaspokojona...

Czy dobrze się stało, że to wszystko przeczytał, nie wiem, ale wydaje mi się że tak. Wytłumaczyłam mu jak to wygląda, to, że faktycznie byłam egoistką, która nie widzi jego potrzeb, że właśnie dzięki takim kopniakom zrozumiałam co robię źle, że po tym wszystkim co zrobiłam za bardzo skupiłam się na sobie i swoich wyrzutach sumienia, na swoich potrzebach.

Przede wszystkim nie powinnam zdradzać.
Mogę sobie tłumaczyć zdradę na każdy sposób, próbować się usprawiedliwić, ale zdrada - to jest zdrada. Kiedy serce, nadmiar emocji próbuje tłumaczyć samą siebie, to jednak rozum mówi - zdrada, to jest zdrada - niedopuszczalne w kochającym się związku...

Ale jak to jest, że ja kocham, szczerze, bezgranicznie? Tak jest, ale pomimo wszystko zrobiłam takie świństwo, zrobiłam coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć...

To nie jest tak, że zostałam upodlona - sama się upodliłam.

W końcu po kilku tygodniach zaczynam nazywać rzeczy po imieniu, a nie wciąż szukam wymówek, usprawiedliwienia, wytłumaczenia...

Dobrej nocy!

64

Odp: Jak ratować małżeństwo?

Ależ chaotycznie to wyszło...

Zaraz spać idę, ale powiem szczerze, że kilka postów mu się nie podobało - i nie chodzi tutaj o mnie, a o niego. Dość dosadnie wytłumaczył mi dlaczego i uważam, że ma rację.
Ale to już dyskusja na inną chwilę, a poza tym nie wiem, czy będę potrafiła przekazać o co mu chodzi smile

Pozdrawiam i dobrej nocy!

65

Odp: Jak ratować małżeństwo?
nieznajoma85 napisał/a:

Ależ chaotycznie to wyszło...

Zaraz spać idę, ale powiem szczerze, że kilka postów mu się nie podobało - i nie chodzi tutaj o mnie, a o niego. Dość dosadnie wytłumaczył mi dlaczego i uważam, że ma rację.
Ale to już dyskusja na inną chwilę, a poza tym nie wiem, czy będę potrafiła przekazać o co mu chodzi smile

Pozdrawiam i dobrej nocy!

Spróbuj mimo wszystko. Jestem bardzo ciekaw, co takiego mu się nie podobało:)

Posty [ 1 do 65 z 158 ]

Strony 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Jak ratować małżeństwo?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024