Z góry przepraszam moderację, że się "powtarzam" i uprzejmie proszę o wyrozumiałość 
Zdrada to podstępne zabójstwo partnera bez sądu, wyroku i prawa do obrony. Lub inaczej - jest jak podanie polonu Litwinience w herbatce- zabija powoli i wszyscy wiedzą. że nie ma ratunku - śmierć i tak nastąpi. To tylko kwestia czasu.
Nie bez kozery mówi się przecież, ze zdradzający wymienia mercedesa na malucha (taka metafora), bo dopiero po "tym" fakcie otwierają mu się szeroko oczy, ze jest dokładnie odwrotnie. Jest ta fascynacja, motylki i cala reszta "wisienki na torcie" będąca niczym innym jak fikcja gdy przyjdzie szara codzienność i różowe okulary spadną z łoskotem na ziemie.
Różne są nasze cechy osobowości. Jedni z nas są bardziej emocjonalni, inni mniej. Ci pierwsi bardziej przeżywają konflikt na płaszczyźnie uczuć, drudzy ? faktów i logiki argumentów. Bardziej emocjonalni często podsycają, ?żywią? emocje i budują na nich oceny, oskarżenia, pretensje i wymówki. Słynne: "ty znowu, ty zawsze, ty nigdy..." powstają najczęściej na bazie emocji. Na emocjonalność może nakładać się szybkość reagowania. Jedni z nas reagują szybko i gwałtownie, ale już po chwili im ?przechodzi? i nie pamiętają urazy, natomiast u innych poczucie krzywdy, przykre uczucia i żale, zalegają długo. W poważnych sytuacjach, nawet latami. Jedni z nas są bardziej wojowniczy, drudzy ? ugodowi. Jedni bardziej towarzyscy, inni ? separatywni. Wszystko są to cechy naszej osobowości, których predyspozycje przynosimy ze sobą na świat w genach. Cechy te są pierwotnie dobre, gdyż należą do dzieła Bożego stworzenia, tylko nasza natura ludzka powoduje, że tak często te dobre cechy wykorzystujemy w sposób zły, prowadzący do konfliktów, napięć i niezgody. Warto zauważyć, że na przykład wojowniczość może być dobrze wykorzystywana, kiedy wspiera nas w wytrwałym dążeniu do celu i nie poddaniu się przeciwnościom. Ugodowość, dążenie do zgody, zdawać by się mogło niezwykle pożądana cecha, może być zagrożeniem więzi małżeńskiej, gdy jedna strona daje sobie, jak to się mówi, ?chodzić po głowie? i podporządkowuje się we wszystkim, nie zawsze zgodnym z miłością zachowaniom czy pomysłom współmałżonka. Słynne ?bycie od pantoflem? jest owocem nadmiernie ugodowego męża wobec wojowniczej i emocjonalnej żony. Doświadczenie mówi, że osoby, które szybko i gwałtownie reagują, i szybko im ?przechodzi?, maja skłonności do recydywy. Dotyczy to np. problemu wierności małżeńskiej, z którą te osoby mają czasem trudności. Natomiast ich łatwość przebaczania jest niewątpliwą zaletą. Z drugiej jednak strony osoby trzymające w sobie przezywane emocje długo, wyciągają na trwałe wnioski z popełnionych błędów, ale wypominanie współmałżonkowi popełnionych win, nieraz dawno przebaczonych, ciągnie się nieraz latami. I wreszcie jeszcze jedna z ? jakby biegunowych cech osobowości ? separtaywność i towarzyskość. Separatywny, a jeżeli jeszcze dodatku emocjonalny, ma trudność, niejako wrodzoną, z nawiązaniem kontaktu i trudniej mu pierwszemu wyciągnąć rękę do zgody. Towarzyskiemu, dla którego więź z drugą osoba jest często ważniejsza niż ?racje? zdecydowanie łatwiej powiedzieć przepraszam.
Jak się pojednać?
Już z tego krótkiego przeglądu cech osobowości widać, że mamy odmienne predyspozycje, które w różny sposób wpływają na zdolność przebaczenia. Warto poznawać cechy swojej osobowości, rozpoznawać je.
Jednym z nas jest łatwiej, a innym trudniej podjąć rozmowę. ? On nie jest winny, tylko on jest inny ? On inaczej przeżywa niż ja. I ja tego nie zmienię. Mogę tylko zmienić mój własny sposób reagowania. Mamy wrodzone cechy osobowości, które są nam dane, ale i zadane równocześnie. W jednych poczucie zranienia zalega długo i trudno im zapomnieć, przebaczyć. Oni szczególnie powinni pamiętać, by ?urazy chętnie darować?. Jednak jeśli sami popełnią coś, co nadweręży ich małżeńskie relacje i zrozumieją, to można im zaufać. Poprawa jest zazwyczaj trwała. U innych osób, gotowość przejścia, jak to się mówi, do porządku dziennego, nad nieporozumieniami, jest bardzo ważna w nawiązywaniu zerwanego kontaktu. Jednak, jak uczy psychologia, osoby te są skłonne do recydywy. Warto też, by ci, którym łatwo zrobić pierwszy krok w kierunku porozumienia, próbowali zrozumieć, że małżonkowi może być trudno zrobić to samo. Nie należy wtedy przyspieszać porozumienia ?na siłę?, ale pozwolić, by trudne uczucia spokojnie w nim wygasły. Warto też, by małżonkowie, u których trudne uczucia zalęgają długo, starali się ich nie żywić i nie podsycać. Szczególnie jeśli zarówno mąż jak i żona mają w tym kierunku skłonności. Zarówno mąż jak i żona w małżeństwie, które się tak ostro kłóciło, a potem zaraz szło pod rękę, o którym pisałem wyżej, byli wojowniczy, emocjonalni, ale ich emocje trwały krótko i szybko opadały.
Czy on/ona jest winny/a?
Na trudności we wzajemnym porozumieniu w małżeństwie warto popatrzeć nie tyle od strony, że ten drugi jest winny, ale także, że ja nie potrafię reagować z miłością. Dlatego nad cechami osobowości, które są dane i zadane, warto pracować. Na tkwiących w nich szansach budować porozumienie, a pracować nad skłonnościami, które to porozumienie utrudniają. przy odkryciu naszej znajomej: On nie jest winny, on jest inny. Niech to nam pomoże nie tylko pokonać ciche dni, ale w ogóle popatrzeć na nowo na budowanie porozumienia w małżeństwie. Chodzi o to, że musimy przepracować w sobie w jaki sposób kształtujemy w sobie nasze pierwotne cechy osobowości. One nie są same w sobie ani dobre ani złe. Dobre lub złe jest dopiero to, co z nimi zrobimy. Jeżeli widzimy, że druga strona konfliktu ? mąż, czy żona ? podsyca, jak się nam zdaje swoje ?niedobre? skłonności, to popatrzmy na siebie: czy sami nie budujemy naszej postawy na własnych ?złych? skłonnościach. Jeżeli sami mamy skłonności do długiego trzymania uraz, zauważmy, że przeciąganie cichych dni nie jest naszą ?słuszną? decyzją, tylko raczej objawem własnej niedojrzałości osobowościowej. Zauważmy jednak, że jeżeli współmałżonkowi jest trudno i ?trzyma w sobie? dajmy mu spokój, tylko życzliwą postawa ułatwmy mu szybsze wydobycie się z tego zaułka. To jest problem odpowiedzialnej postawy każdego z nas za współmałżonka.
W kierunku przykazania miłości
Ciche dni sa okazją, aby popatrzeć krytycznie na siebie. Przyjrzeć się swoim wadom i zaletom, szansom i zagrożeniem swojego temperamentu, swoich cech osobowości. Odkrycie słabości we własnym sposobie reagowania, odkrycie budowania własnych niestosownych reakcji na ?niewątpliwe winy? i ?złe cechy? współmałżonka, jest wystarczającym argumentem, by samemu pierwszemu dążyć do zgody, a nie wymuszać swoich racji. A jeżeli współmałżonek nie jest do tego jeszcze gotowy, to nie dlatego, że jest ?zły?, ale być może dlatego, że jest bardziej emocjonalny i ma predyspozycję do długiego trzymania w sobie przykrych emocji. Skłonność do długiego trzymania w sobie uczuć przy innej okazji może wykorzystać w bardzo dobry sposób, teraz jednak ma takie trudności z darowaniem urazy. To ode mnie zależy, czy pozwolę mu na to, czy też swoją wojowniczość wykorzystam w zły sposób, przeciwko niemu. Nie miejmy więc satysfakcji, jeżeli współmałżonek nas pierwszy przeprosi. To może być pozorne zwycięstwo, a może nawet własna porażka, bo nie udało się samemu pierwszemu wyjść ze swoich emocjonalnych i wojowniczych okopów. Niewątpliwie ten, kto pierwszy przeprasza, niezależnie od wagi win i błędów, wykazuje się pełniejszym przepracowaniem w sobie cech temperamentu. Impuls do przeproszenia może wynikać z własnych predyspozycji psychicznych, z pogłębionej dojrzałości osobowości przepraszającego. Ważne jest, byśmy naprawdę wrócili do siebie pojednani. I żeby to pojednanie było trwałe, a ono też zależy od własnych predyspozycji i pracowania nad nimi...
Wszystko to wymaga zdolności do spojrzenia z dystansu na siebie samego, przepracowania w sobie własnych sposobów reagowania. Potrzebna jest świadomość swoich cech. Nikt jednak nie może powiedzieć: taki jestem i taki będę, tak mam. Każdy z nas jakoś ?ma? ale jest powołany do tego, by nad tym co ?ma? pracować w kierunku coraz większej miłości. Jesteśmy sobie w małżeństwie dani i zadani.
Tylko kropką nad ?i? jest stwierdzenie, że całe to ?przepracowywanie? w sobie predyspozycji swojej osobowości jest owocne jeżeli się poddajemy źródłu miłości. Każdy powrót do siebie w małżeństwie, każde odzyskanie siebie po kłótni, czy nawet zdradzie, to przeżycie na nowo "sakramentu małżeństwa", to jak gdyby ponowne udzielenie go sobie nawzajem, ponowne potwierdzenie miłości jako postawy wierności w trudnościach i uczciwości we wspólnym budowaniu i odbudowywaniu więzi.
Gdy rozjezdzaja sie wizje spojnosci zwiazku poprzez braki tego znaczacego czynnika trwalosci zwiazku jakim jest nie tylko seks, to moze trzeba partnera wziąć za "wszarz" usadzić i zacząć rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Nie pozwolić sobie wyjść, można się złościć, krzyczeć, płakać, ale rozmawiać bez owijania w bawelne - nie mylic z posciela. Niech to nie będzie - na poczatek - godzinna rozmowa przy butelce wina lub bardziej wyskokowych trunkach... po co od razu skakac na boki i utrudniac wyjscie partnerowi z domowych pieleszy, poprzez "rozrastajace sie poroze".
Niech trwa ona calymi dniami, miesiacami a nawet latami, bo jakos to trzeba na wzor zakonczenia jak w seksmisji zbudować od podstaw. Potrzeba nawet ta wyzszego rzedu zaspokojenia potrzeb jest w koncu matka wynalazku. Po cos bylo w koncu rozdawane przez tego siwego Pana u gory stosowne "oprogramowanie" do tego czterordzeniowego procesora, ktory kazdy z Nas nosi pod czuprynka, zwane nie inaczej jak wlasnie rozmowa.
Zamiast wysylania mu sygnalow po indiansku dymkiem, morsem czy Brailem, ze Ci to jego zachowanie "nie pasi", jest passe zamiast trendy, to usiadz i pogadaj w 4 oczy z nim, wykladajac bez pardonu kawe na lawe.
Czegoś takiego jak własnie ROZMOWA uczą Nas jak wiesz już od małego, ale jak widać nie każdy potrafi zrobić z tego właściwy użytek i szuka drogi wyjścia z kryzysu na skróty... i zabawne jest jak bardzo często jesteśmy egoistyczni - będąc w związku.