Mam ogromny problem, jestem w wielkiej rozterce.
Otóż mój związek od dawna się nie układa, jest bardzo źle, wyzwiska, agresja, brak zaufania ze strony partnera i zazdrość. Partner w sumie już zerwał ze mną, że niby to ja go wykończyłam, a on przecież nie robi nic złego tylko ja się czepiam w kółko,że on ma dość i chce to zakończyć. Niestety partner jest tak zapatrzony w siebie, że nie widzi nic, że mnie rani.
No i nagle kiedy już prawie się rozstaliśmy, okazało się że jestem w ciąży. Szok.... nie byłam jeszcze u lekarza, mam termin za 2 tygodnie dopiero, ale testy i brak miesiączki chyba mówi wszystko. Do tego źle się czuję i brzuch boli.
W kłótni pokazałam facetowi test , rzucił nim i tyle. Stwierdził, że udaję, że nie jestem w ciąży, że chcę go zatrzymać ciążą, no i powiedział że to na sto procent nie jego, że żąda testów DNA. Szok, jak facet może coś takiego mówić, skoro ja wiem że jest jego. Boli mnie to bardzo, zaraz zaalarmował moją matkę, że niby ja ściemniam, tak się pokłócili że moja matka powiedziała że nie chce go już widzieć na oczy.
Od kilku dni żyje w mega stresie co ja mam zrobić. On cały czas się upiera przy swoim, cały czas dogaduje, rani, ale oczywiście uważa że nie. Ze czemu ja się burzę tak testami, że każdy robi. Że to nie jego , bo przecież by wiedział, że zdążył za każdym razem, bo wtedy akurat był stosunek przerywany. Ja nie wiem czy mam z nim zostać, czy odejść, A odejść nie mam gdzie, mieszkamy razem, on mówi że mnie nie wyrzuci, wow łaskę robi ciężarnej. Mówi że jak nie będę w ciąży to koniec a jak będę to on nie wie, heh śmieszne, co okaże się że to jego i wtedy będziemy tworzyć szczęśliwą rodzinkę aż mu się znudzimy? to co on robi nam łaskę, z litości ze mną będzie?
Zostaje mi starać się o mieszkanie socjalne, ale tez jak się utrzymam, z samych alimentów? Mam już jedną córkę , nie jego.
Boję się też że były mąż zabierze mi córkę, jak się dowie np że żyje w socjalnym i klepie biedę. Albo że obecny też zabierze mi dziecko, bo ja nie mam warunków i nie utrzymam się z samych alimentów, do pracy tez nie pójdę teraz, a po porodzie od razu też nie, mam taki mętlik w głowie. Zaraz mi głowa wybuchnie.
Dwa dni temu partner spytał się mnie czy chcę się godzić, dało mi to sygnał, że może jednak chce powalczyć, ale wczoraj znowu zaczął, że teraz mam wymówkę by do pracy nie iść i że ciąża mi na rękę, że się cieszę.
Zamiast się cieszyć tym stanem błogosławionym , to żyje w takim stresie , że zaraz mnie rozsadzi. Przykro mi że maleństwo urodzi się w takiej rodzinie, ale będę je kochać całym sercem, bo nie jest niczemu winne.
Co robić?