Chciałabym żebyście pomogli mi w pewnym problemie...
Spotykam się z facetem od paru miesięcy. Wcześniej on był 5 lat z dziewczyną która miała borderline. Była niesamowicie absorbująca, jak dziecko wręcz (poznałam ją, była przez chwilę w moim towarzystwie, byłyśmy razem na wakacjach).Trzeba się nią było opiekować jak szczeniakiem (nie znam bardziej męczącej osoby). Ja mam odwrotnie, jestem permanentnie niezależna
Do rzeczy, przez chwile wydawało mi się, że po związku z nią odetchnął z ulgą ale do czasu.
Niby ma swoją małą firmę (w której pracuje z nią...) ok trudno. co nie zmienia faktu, że żeby mieć swoja firmę trzeba mieć jaja. generalnie on jest zamknięty, wyciągnąć go do ludzi to był problem choć teraz trochę się oswoił, mam wrażenie że dzięki mnie zobaczył, że znajomi nie gryzą. Z tego co wiem z nią przez 5 lat spędzali czas tylko w domu, bo ona nie lubiła ludzi.
Kiedy się spotkamy to on narzeka, że go coś boli, że zmęczony, że by spał. Ale mimo wszystko kiedy ja mowie, że może go zostawie, żeby sobie odpoczął to on twierdzi , że chce odpoczywać, ale ze mną. Jeszcze wczesny etap związku więc spotykać sie ze soba tylko po to, żeby spać jest dla mnie chore.
Sytuacja z ostatniego razu. Troche nam przestało się ukłądać w łóżku. Generalnie coraz częściej ie jest gotowy.. Mówi, że tak bardzo stara sie być idealny dla mnie (kiedy ja nie chce żeby był idealny -miły grzeczny perfekcyjnie poukładany- chce faceta) i tak bardzo się stresuję, że go ta sytuacja wprowadziła w depresję!! Nic takiego sie nie dzieje on ma depresję... Poszedł do lekarza dostał leki. Na lęki na uspokojenie i na fobię. Jest jeszcze bardziej zmeczony.
Wczoraj umówiliśy się z naszymi wspólnymi znajomymi do kina, potem mieliśmy iść we dwoje na łyżwy. I od spotkania znów się zaczęło. Uprzedził mnie, że jak zwykle źle się czuje. Dojechalismy do kina było ok, ale już wiedzieliśmy, że z łyżwami nie wypali. zapytałam sie czy pojdziemy na piwo ze znajomymi zamienic chociaz dwa słow. powiedział, że ok ale że on napije sie piwa dopiero jak wrocimy do domu. PO godzinie względnie milej atmosfery wracąjac sie pytam co robimy czy chce gdzies leciec na miasto czy do domu na to piwo a on do mnie z pretensją, że przecież obiecałam sie nim zając bo on jest teraz w takim złym stanie..
No to ok jedziemy do domu, to że on chce do łózka. Położylismy się, a już było mi trochę niefajnie bo była godzina 22. Nie chciało mi się spać ale myśle sobie niech sie przytuli i zasnie, jak tak mu zle. To on mi wywala z fochem po chwili, ze on to mnie w ogole chyba nie kreci (przeciez tak mu było zle ostatnio - prosił o czas, po ostatnim nieudanym razie, żeby mógł się wziąć w garść..)... To już było za dużo! Wkurzyłam sie, ubrałam i sobie poszłam do domu... Ot błahostki, ale ja juz nie moge.
Ja potrzebuję faceta, a nie koleżanki!!!!!
On nigdy nic nie robi, żeby zainicjować sex, wywalił mi tylko wczoraj z pretesją ze on mnie nie kreci, kopara mi opadła. Zero emocji,ciągle jeden szablon. Ogolnie lubi rozmawiać, płacze na filmach jest bardzo czuły mowi jak bardzo mnie kocha, przytula i w ogole wiem, że mu zależy. Nie może przezemnie spać, jeśli ja jade gdzieś autem po miescie to on zawsze się tam zjawia zeby zrobić mi "niespodzianke" rozmawiamy non stop na fejsbuku nawet w pracy. Wiem, że mnie kocha ale ja sie czuje tak przygnieciona...
I teraz jestem gotowa na analizę? Czy ja jestem potworem, że mi taki uklad nie pasuje? Zostawilam go jak on mowi samego w takim stanie. Ale on jest od wielu miesiecy w złym stanie. Mowi mi ze, to nie tak, że źle odbieram jego zachowanie ale ja już nie wiem co mam myslec.. Czy mogę coś zrobić? Nie chce go tracić bo jest dobrym facetem, ale trochę da się go podrasować?:)