Cześć
Mam prośbę o opinię kobiet w sprawie mojego związku i niestety kryzysu z nim związanego.
Sprawa wygląda tak.
Jesteśmy ok. 3.5 roku od ślubu, córeczka ma 3 lata, czyi jak widać ślub był trochę spowodowany czy raczej przyśpieszony pojawieniem się dziecka. Oczywiście myśleliśmy o nim, ale powiedzmy nie tak wcześniej.
Żona zaszła w ciążę w zasadzie zaraz po zakończeniu studiów. Pracowała w trakcie trochę ,ale nie była to nigdy normalna praca związana przede wszystkim z utrzymywaniem samej siebie, a jedynie z opłatą za swoje studia i ewentualnie przyjemności.
Ja jako że starszy kilka lat mieszkałem i pracowałem sam.
Ciąża okazała się podwyższonego ryzyka więc żona w większości siedziała w domu u rodziców, gdzie ja trochę pomieszkiwałem, na ostatnie 4 miesiące wynajęliśmy kawalerkę. W tym samym czasie remontowaliśmy dom działka w działkę z teściami by tam zamieszkać. Po narodzinach córki jeszcze pare miesięcy pomieszkaliśmy u teściów, ale potem przenieśliśmy się na swoje. Tak było ok. 3 lata temu. Umówiliśmy się wspólnie, zresztą żona bardzo chciała zostać z córką do czasu przedszkola i tak się stało .
I tak od 3 lat ja pracuję na 1.5 etatu ok, mam swoją działalność+praca na etacie, a żona zajmuje się domem i dzieckiem.
I myślałem, że wszyscy będą z takie podziału zadowoleni, do tego blisko teściowie pomoc dla żony itd.
Niestety po pewnym czasie zaczęło się ciągłe nagabywanie mnie iż muszę zaraz po powrocie do domu wyręczać żonę we wszystkim dzielić się z nią pół na pół wszystkimi obowiązkami , no i zajmować się córką. Co zresztą robiłem może nie w proporcji 50/50 ale starałem się wtedy gdy dawałem radę i nie byłem mega wypruty po robocie. Dodam iż prac w domu nie ma aż tak dużo, dużo pomaga teściowa głównie w opiece i gotowaniu obiadów dla małej.
No i tak od 3 lat coraz bardziej jestem naciskany że mam pomagać w domu, po pracy zaraz się zajmować domem i małą, no a oczywiście pieniędzy potrzeba też coraz więcej. Od jakiegoś czasu generalnie mam dość, moja praca w żaden sposób jest niedoceniana bo jakby mnie zabrakło to w końcu są rodzice którzy utrzymają. Sam zaczynam mniej szanować jej pracę co kiedyś było nie do pomyślenia zresztą w niczym nigdy nie zabraniałem i dawałem wolną rękę co do tego jak chce prowadzić swoje życie czy w domu czy iśc do pracy. Słyszę ciągłe narzekanie i niezadowolenie z mojej postawy, a ja chętnie bym się zamienił z nią i został w domu z małą robił obiady choć co drugi prawie jest od teściów, sprzątał i gotował, a niech ona w zamian przyniesie te 4-5 t. miesięcznie. Sex oczywiście stał się rzadkością i nie sprawia ani mi ani jej przyjemności. Jest jeszcze czasem, ale tylko wtedy gdy ona ma ochotę, a ja akurat siłę. Zazwyczaj jest to w środku tygodnia wieczorem kiedy ja wracam z pracy o 19-20 i z przyczyn oczywistych sił nie mam mimo iż jeszcze pare lat temu mogłem 4 razy dziennie. Jest to ważna rzecz, dla mnie która niestety się bardzo zepsuła.
W związku z tym mam pytanie do forumowiczek. Co ja mam zrobić ? Córka idzie do przedszkola liczę że się to zmieni i chcę to przeczekać, ale jak się nie zmieni ? Na dzień dzisiejszy jestem z moją żoną tylko ze względu na córkę, nie chcę jej zepsuć życia, ale moje też jest dla mnie ważne.
Dodam że rozmowy niewiele dają. Teść jest mega pantoflarzem i mimo iż on całe życie tylko utrzymywał rodzinę to tak go teściowa przerobiła że po powrocie haruje w domu. Można i tak, ale nie wiem czy jest szczęśliwy, zdrowie mu się posypało, sam się nie spełnił i zrealizował, a ja nie chcę tak skończyć. Także wyniosła to z domu od matki.
Żle że nie poznaliśmy się wcześniej w trudnych sytuacjach tyko przez 3 lata była sielanka, wyjazdy zabawa i miłość i nie mieszkaliśmy razem.
I co tu robić Panie Premierze ?