Jak w temacie. Od dłuższego czasu (ściślej od kilku lat) obserwuję w naszym kraju zjawisko, bardzo nieprzyjemne, napiętnowania kobiet, które z różnych powodów nie pracują zawodowo.
Zjawisko jest tym silniejsze u pokolenia urodzonych po roku 80. Rozumiem przemiany i wzrost samodzielności kobiet, wynikające z postępu kulturowego i nie tylko, ale jednej rzeczy pojąć nie potrafię:
dlaczego napiętnuje się tak usilnie kobiety, które nie pracują? Czyż to nie jest ich sprawa? Dlaczego nie zajmujemy się swoim życiem, tylko ilekroć usłyszymy o kobiecie bez pracy, co i rusz spotykamy się z komentarzami otoczenia: "Nie ma pracy, bo nie chce jej mieć!" (w naszym kraju macie TAKIE podejście??? To chyba w U.K. kto nie ma pracy, ten nie chce jej mieć....mamy galopujące bezrobocie w Polsce!).
Inne komentarze: "Kura domowa! Pewnie tylko wykorzystuje swojego męża. PASOŻYT!" - czy nie przyszło nam do głowy, że może to kwestia układu między tymi osobami, może tak się dogadują, może preferują tradycyjny model rodziny? ICH SPRAWA...
Jeszcze inne komentarze: "Jak można urodzić dziecko i nie wracać za chwilę do pracy?"
Naprawdę, ciężki jest los kobiet niewpisujących się w model współczesnego ideału: najlepiej by rodziła dzieci, chodziła do dobrze płatnej pracy gdzie zarabiałaby krocie, a jednocześnie niech w domu aż świeci się od porządku, niech obiad będzie na stole, dzieci niech spędzają cały jej wolny czas z nią. I jeszcze niech wygląda jak seksbomba, zawsze odstawiona i bardzo zadbana, bo inaczej MĄŻ POLECI DO ŁADNIEJSZEJ/BARDZIEJ ZADBANEJ. Tak je straszą media i ludzie wokół nich. Mediami może nie warto się przejmować, ale głosy otoczenia odbijają się na nich ciężkim czasem echem. Jeśli bowiem słyszą coś co chwilę, trudno by nie wpłynęło to na ich postrzeganie siebie. A czy to nie one są kowalami własnego losu? Dlaczego, pytam, w imię czego, wściubamy nos w coś, co w ogóle nie powinno nas obchodzić...
Ciężkie to i ciężki jest los kobiety. Ktoś nawet kiedyś powiedział: "Smutek to drugie imię kobiety". Mają pod górkę naprawdę bardziej niż faceci, nawet jeśli to na barkach tych drugich spoczywa zarabianie na dom. Oni tylko to mają na głowie. Tylko.
Żeby podsumować...nie twierdzę, że nie powinniśmy nie mieć odmiennego zdania w sprawie kobiet niepracujących, ale ludzie, należy się trochę stonować. Przestać napiętnować kobiety z małymi dziećmi, które nie pracują, młode kobiety które pracy znaleźć na razie nie mogą choć próbują... zacznijmy mieć trochę więcej szacunku.
Wniosek jaki ja wysnuwam to taki, że najprawdopodobniej kobiety, które tak bardzo oburzają się tym, że ich koleżanka/i nie pracuje/ą, tak naprawdę czegoś im zazdroszczą.
Inaczej dlaczego tak by je to bolało???
Jakie jest Wasze zdanie?