Strasznie mnie irytują takie sytuację i mam wrażenie, że przypisuję im większe znaczenie niż faktycznie mają, ale inaczej nie potrafię. Zamiast skupić się na rozwiązaniu sytuacji, skupiam się na emocjach. Jak Wy sobie radzicie?
Przykład: jestem już od kilku miesięcy u lekarza (neurolog). Przepisał mi kiedyś coś, co bardzo mi pomagało. Bez problemu wykupiłam, a kasa chorych przejęła koszty. I teraz byłam jeszcze raz u niego, powiedział tylko pielęgniarce, żeby przepisała mi to samo. Pielęgniarka jednak mądrzejsza niż on i okazało się, że kasa za ten lek nie przejmuje kosztów i wystawił mi tą receptę na błędnym druczku. Co oznacza to, że mogą być obciążeni kosztami za ten lek, jeśli kasa odkryje pomyłkę. Ja oczywiście nie miałam pojęcia. Tylko ją spytałam czy jest pewna, że sama muszę płacić, bo wcześniej nie musiałam - oczywiście jeśli to możliwe, wolałabym nie płacić. Ona, że tak, że to była pomyłka. I wtedy lekarz wchodzi i na mnie bardzo ostro, że oni przecież nie mogą mi tego wypisać na druczku, który idzie na kasę chorych, bo to dla nich straty! Sorry, skąd ja mogę o tym wiedzieć? Skoro nawet on, który siedzi w tym od lat nie wiedział, że lek nie idzie na kasę. Sam mi to wypisał, w aptece też nic nie powiedzieli. Tu już się wkurzyłam, że na mnie wyskakuje, jakbym chciała od nich coś wyłudzić.
Obiecał mi jednak, że mogę skontaktować się z kasą i ubiegać się o przejęcie kosztów za ten lek (jestem za granicą, tak to tu działa). W takim przypadku potrzebuje się opinii lekarza. On powiedział, że oni mi chętnie tą opinię wystawią. Ja, że ok. Pielęgniarka pytała, czy mam jeszcze te tabletki na kilka dni, mówię, że nie, że się skończyły. Wydawała się przejęta. Obiecali więc zadzwonić kiedy opinia będzie gotowa. I teraz czekam od tygodnia i nie dzwonią! Potrzebuję tego lekarstwa i jestem naprawdę zła. Tydzień na napisanie krótkiego uzasadnienia to naprawdę zbyt mało czasu? Uzasadnienia, które zresztą już miał w karcie - chodzi tylko o przepisanie na komputer, bo on notuje ręcznie. Czyli jakieś 5 minut pracy? Nie umrę od tego, to nie jest nic zagrażające mojemu życiu albo zdrowiu, ale samopoczuciu jak najbardziej.
Jak rozwiązać takie sytuacje konstruktywnie? Pewnie powinnam zadzwonić, ale cholery dostaję na samą myśl, że znowu mam się z nimi użerać. Odpycha mnie po prostu. Z drugiej strony nie czuję się najlepiej i w obecnej sytuacji wykupiłabym ten lek nawet sama (jest drogi), gdybym miała tą cholerną receptę na pełnopłatnym druczku. Ale jestem tak zła na lekarza i pielęgniarkę, że raczej myślę o zmianie przychodni, co jednak musiałoby potrwać dłużej.