Hej,
moja przyjaciółka powiedziała mi o tym forum i tez postanowilam napisac.
Zniszczylam zwiazek. Rok i 8 m-cy.
Jestem z natury awanturnikiem, bywam cyniczna, zlosliwa. Ciężki charakter. straam sie nad sobą pracować, ale to cholernie trudne. Facet w ktorym sie zakochalam, to spokojny zrównoważony facet. Wiem, że mnie kochał bardzo. Rozstawalismy sie i schodzilismy. Zawsze obiecywalam poprawe, i faktycznie jakis czas bylo ok. Potem wracaly stare sprawy, moje bolaczki - co zrobil, a czego nie zrobil. Nie szanowalam go, upokarzalam. Totalny rollercoasterer.
Mieszkalismy razem, on o mnie zabiegal, staral sie...ale sama nie wiem wyjezdzalam z rozstaniami. Tak jakby brakowalo mi fajerwerkow, tego zatracenia sie jego w mojej osobie. I zrywalam, szantazowalam odejsciem, zdrada. Po ostatniej klotni ponad miesiac temu ucial kontakt. Powiedzial,ze on juz tak nie moze, ze nie ufa w zadne slowa o poprawie, ze nie chce tak zyc. Probowalam to wyjasniac, dzownilam, pisalam, maile- zero odzewu. Dopiero jak napisalam,ze go szanuje i prosze o przysluge, to sie odezwal, pogadalismy, ale stanowisko podtrzymal. Chce byc teraz sam i to koniec.
Nie potrafie uwierzyc,ze tak spapralam. Im dluzej nie mamy kontaktu, tym bardziej sobie to uswiadamiam.Jak moglam byc tak glupia?Wiem, ze kochal mnie jak nikogo, ale wycofal sie. Chcialabym naprawic, przyjaciele mowia czekaj, niech odpocznie. Mozna czekac, gdy druga osoba odejdzie od nas w ramach wlasnych wahan. Ale co w sytuacji, gdy samej sie popsulo wszystko? Ma sie swiadomosc kardynalnych bledow, strasznego zacmienia umyslowego....by zakochac sie tak bardzo,ze az ze strachu krzywdzic druga osobe. Mam wrazenie,ze tym nie odzywaniem sie jeszcze bardziej powstaje miedzy nami przepasc. Ze on faktycznie moze zapomniec.Chcialabym walczyc,ale nie mam jak. Na emocje z mojej strony nie reaguje, nie chce tego czytac i slyszec.
Jak odzyskac skrzywdzonego faceta, ktory utracil wiare w lepsze jutro?