Cześć dziewczyny! Mam nadzieję, że dobrze trafiłam...
Chciałabym bardzo opowiedzieć moją historię. Będzie to troche jak film science fiction, zatem usiąść wygodnie i czytać !
Pochodzę z biednej, skromnej rodziny. Bywała patologia - jak praktycznie w każdej uboższej kategorii. Skończyłam Technikum, obroniłam dyplom, zdałam maturę. Postanowiłam, że nie chce żyć w tym bagnie, chcę wyjechać. Mam fajne papiery, trzeba spróbować pomóc sobie, a potem mojej rodzinie. Koleżanka ściągnęła mnie do Szwecji. Tam poznałam uroczego 30letniego uwaga: urodzonego w Szwecji, mieszkającego całe życie we Francji, Araba (bo rodzice są Libańczykami). Jak to polka... leci na ten towar. Był przeuroczy. Inteligentny, błyskotliwy, żartobliwy, przystojny. Jeden minus - chory na bipolar. Chorobę afektywną dwubiegunową. Nie zdawałam sobie sprawy w co się pakuję... Po 2 miesiącach spotykania się, zamieszkałam u niego. Obiecywał mi, że pomoże mi ze szkołą, z pracą i papierami w urzędach migracyjnych. Co się okazało po moim przybyciu? Myślał, że będę dziwką. Że od razu pójdę z nim do łóżka. Byłam wówczas dziewicą. Broniłam swego jak popadnie. Nie dałam się dotykać. Zawiodłam się, że wcześniej, miły, kochany, a teraz myślał że będzie sobie robić ze mną co chce. Buntowałam się. On zły - także. Tworzył konta na portalach randkowych, pisał zbereźne rzeczy do panienek, wyglądających jakby urwane prosto z filmu porno. Plastik, silikon i masa tapety. Chodził na imprezy, dyskoteki... mnie zostawiał samą w domu. Zapraszał ludzi z Somalii, jarali (dosłownie- JARALI) hasz i maryche jak popieprzeni... później na haju im odwalało. Ktoś ukradł moje kosmetyki, mój komputer, jego okulary Diora... on się tym nie przejął. Ważne, że była imprezka. Ja bez pracy, bez grosza przy duszy, zaczęłam wykonywać prace domowe, sprzątanie, gotowanie, pranie i tak w koło. Nie szanował mojej pracy, dzień w dzień sprzątanie domu który wyglądał jak po przejściu huraganu. Okazał się fleją nie do poznania. Ja nie miałam szans na powrót. Moja rodzina wyemigrowała, nie miałam domu do którego by wrócić... Więc zmuszona byłam zostać i mieć nadzieję... Głupie było to, że ja zauroczyłam się w nim od pierwszego wejrzenia i wciąż miałam tą nadzieję... że się zmieni... Po pewnym czasie, kiedy imprezki mu się znudziły... zaczął być znów kochany i dobry dla mnie. Pomagał mi w sprzątaniu, nawet coś ugotował. Był z inicjatywą do wszystkiego. Wychodziliśmy na spacery, na imprezy... i znów motyle w brzuchu wróciły. On mnie przeprosił za to co było, wybaczyłam mu. "love love love" dziewictwo poszło raz, dwa. Rozkochał mnie w sobie. Minęło kilka miesięcy, kiedy już poczuł nade mną władzę. Nie pozwolił mi iść do pracy. Sprawdzał każdą wiadomość na fb, telefon mi odebrał. Był zazdrosny nawet o to, że rozmawiam z mamą na skype za długo. Nie miałam prawa rozmawiać z jego znajomymi. Nie mogłam mieć kontaktu z moimi polskimi przyjaciółmi. Wszystko na rozkazy. Daj mi to, przynieś to, zrób to. Jeżeli powiedziałam NIE, piącha szła w twarz. Były święta Bożego Narodzenia... jego rodzina zaprosiła nas do siebie, był miły, rodzinny świąteczny wieczór. Po północy wracaliśmy oboje do domu, raptem 3 minuty pieszo. Był duży śnieg, ja byłam przeziębiona i źle się czułam, ubrana byłam w sukienkę i miałam cienkie rajstopy. Mój towarzysz życia wybrał drogę przez lasek w zaspach śniegu, ja powiedziałam, że nie idę tą drogą, poszłam normalnym chodnikiem 10 metrów obok, nie chciałam zamoczyć nóg aby nie pogorszyć choroby. Zaczął coś pyskować, że "teraz widze, że nie idziesz moją drogą w życiu, no tak. Lepiej mieć swoje indywidualne drogi. Tak będzie lepiej. Ja sam czuje się najlepiej" ... nic się nie odezwałam, weszliśmy do domu, na klatce schodowej zaczął sie drzeć na mnie, że jak mógł być takim głupim aby wziąć takiego osła i debila do siebie. Zaczął mnie poniżać, ja powiedziałam mu, aby był ciszej, bo jesteśmy na korytarzu, jest po północy i sąsiedzi śpią, on wziął zamach i z pięści uderzył w mnie w głowę. Weszłam do domu, w milczeniu. Podszedł do mnie, patrzył się prosto w oczy, spytałam się go, o co Ci chodzi? O to, że poszłam kilka kroków obok, bo jestem chora? On mnie chwycił rękoma za szyje, przydusił do ściany, nie mogłam oddychać. Próbowałam się bronić, a on zaczął okładać mnie pięściami. Zaczęłam płakać, krzyczeć, w końcu mnie puścił i wrzucił do sypialni i zamknął drzwi. Ja zaczęłam wyjmować ubrania, by się pakować, usłyszał hałas, otworzył drzwi i powiedział, że jak wyjde z tego domu, to mnie zabije na ulicy. Po kilkunastu minutach przyszedł, zaczął mnie tulić i przepraszać. Podał mi nawet wodę, bo tak łkałam... tej nocy nie mogłam spać, ogromny ból głowy, brzucha. Ciągnęło mnie na wymioty.. myślałam, że mam wstrząśnienie mózgu. On niczym się nie przejmował, że mam gorączke, że coś mnie boli. Kiedy płakałam, mówił, że da mi Oscara, za to jaką świetną jestem aktorką... W końcu po dwóch dniach, ból stał się nie do zniesienia, zaczęłam krwawić. A okres powinnam dostać za ponad 2 tygodnie. Udałam się więc do szpitala. Z emergency skierowano mnie na ginekologie. Szybki wywiad, badania. "Jest pani w zagrożonej ciąży. Podejrzewam 6sty tydzień". Dostałam histerii i zemdlałam. Na miejsce przybył mój chłopak, lekarze robili z nim wywiad. Powiedziano, że istnieje możliwość oderwania się płodu od jamy, pytali, czy coś się działo stresującego dla mnie, czy spożywałam narkotyki lub alkohol, jakie środki antykoncepcyjne stosowałam. Najlepsze jest to, że podczas brania Midiany, po prostu wpadłam. Lekarze dali mi środki uśmierzające ból, musiałam zostać w szpitalu na kontroli. Ponowne badania, wywiady. Nie przyznałam się, że mnie pobił. Zostałam wypisana ze szpitala, lecz pod stałą kontrolą lekarzy. Powiedziałam, że biorę odpowiedzialność i nie usunę mojego dziecka. Mój chłopak nie był w szoku. Był zachwycony, miłość wróciła, zaczął opowiadać, jaką wspaniałą rodziną będziemy, nawet imie już ustaliliśmy... minęły dwa tygodnie. On zaczął znów coś odwalać, koledzy, imprezki. Jego koledzy zaczeli do mnie podjazdy robić, więc ich zignorowałam i wszystko powiedziałam mojemu tż, aby uważał jakich koleżków ma. On zrobił na nich naskok, oni w grupce się wyparli i ze mnie zrobili dziwkę. Mój tż im uwierzył, była kłótnia, poniżanie,szarpanina. Z dnia na dzień był jak potwór. W końcu szantaże, groźby i bijatyka. (będąc w ciąży). Nie mogłam znieść emocji, depresji i ciągłego traktowania jak wywłokę. Nie mogłam liczyć na rodzinę, która się wypięła na mnie tyłkiem. W końcu zagroził mi, że jeżeli nie poddam się aborcji, (wizyte przygotował za moimi plecami) to cytuje: "mnie zmiażdży z bachorem". We frustracji postanowiłam się zabić, aby mieć spokój i nie zgotować piekła mojemu dziecku. Po nieudanej próbie 3 dni leżałam w śpiączce. Siłą zaciągnął mnie do szpitala aby poddać się aborcji. Na badaniach wykazało, że płód ma sie bardzo dobrze, wywiady z psychologami, lekarzami. Byłam wrakiem, pod jego presją połknęłam tabletkę. Wyszłam ze szpitala, chciałam rzucić się wprost pod samochód. W ostatniej chwili szarpnął mnie na chodnik i zaczął tłuc na ulicy. Ludzie widzieli, nie zareagowali. Znieczulica dała mi popalić. 3 miesiące leżenia w łóżku, płakania samej do siebie i ciągłego poniżania przez niego i bicia. Tak mi zrujnował psychikę, że poddałam się. Nie mogłam uciec, bo ciągle siedział w domu. Nie mogłam nawet iść wyrzucić śmieci przed blok, bo mi zabraniał. Do sklepu szłam z nim. Siaty nosiłam ja, a on jak lolek ze słuchawkami na uszach skakał i boksował się z powietrzem w drodze powrotnej. Ma się za przyszłego boksera mma. Trenuje w domu, na worku treningowym, na ścianach, nawet sam siebie okłada pięściami. Nie chce brać leków, jest maniakalnym demonem który niszczy wszystko. Ściany są we krwi. A jak mu odwala to i mnie boksuje. Niedawno odważyłam się podnieść głos. Byłam przygotowana na najgorsze, bo każdy mój sprzeciw kończył się bijatyką. Powiedziałam mu, że albo dasz mi wolność, albo weź nóż i zadźgaj mnie tu i teraz. Wole żyć na ulicy niżli w tym piekle. To jest koniec. Nie będę Twoją służącą, panną na zawołanie i rozkazy. Miałam nadzieję, ale już jej nie mam. To koniec R. Koniec gróźb, prześladowania i znęcania się. Proszę o 200 koron na bilet na samolot, z resztą sobie poradzę. (miałam zamiar stopem dostać się na lotnisko, a w Polsce iść po prostu jak żebrak, spać u znajomych, dopóki nie znajdę pracy). On skoczył na mnie, dusił, okładał pięściami, nie mogłam oddychać, starałam się krzyczeć i dzięki Bogu, ktoś normalny wśród otaczających mnie w sąsiedztwie muzułmanów, wezwał pomoc. Przyjechała policja, on zamknął mnie w pokoju. Słyszałam, jak pytają się, o krzyki. On powiedział wesołym głosem że to nie tu. Ja zaczęłam okładać pięsciami drzwi, wołać o pomoc. I stało się. Pod presją policji otworzył drzwi, policja mnie wyprowadziła z domu do samochodu. Wezwano karetkę. Badania, obdukcja, wywiady z policją i tłumaczem przysięgłym. Mogłam go wsadzić do pierdla "od tak", starać się o odszkodowanie, lecz moja dobra wola była taka, że jego zamknięto w szpitalu psychiatrycznym a ja żyję teraz szczęśliwie z dala od niego, w Polsce, na swoim, skromnej kawalerce, pracuję na pół etatu w zawodzie i "cieszę się" życiem. Mam uraz do mężczyzn, sądzę, że nigdy już żadnemu nie zaufam. Leczę się psychiatrycznie, przyjmuję leki, stwierdzono u mnie nerwicę lękową. Do dziś mam urojenia, napady strachu. Mam problemy w kontaktowaniu się z otoczeniem. Ale mam wolność....