Ja urodziłam w 42 tygodniu. 2 tyg wcześniej odszedł czop, czasem był jakiś skurcz i to wszystko. Były moje urodziny i miałam iść do fryzjera, potem zjeść z mężem kolacyjkę. Oczywiście ok. 10.00 byłam na ktg i lekarz stwierdził, że za 2 dni idę na wywołanie, bo jego zdaniem nic nie rusza i prędko nie ruszy. Około 13 dostałam skurczy. Po pół godziny zrobiły się długie i regularne. Pojechałam do szpitala gdzie była moja lekarka. Akurat dyżurował inny lekarz i stwierdził, że poród się zaczyna, ale nie mają miejsca w szpitalu więc mogą mnie z Warszawy przewieźć do Mińska Mazowieckiego, chyba, że sobie na własną rękę znajdę szpital. Powiedziałam, że na własną rękę, on na karcie wpisał, że 'pacjentka odmówiła przyjęcia do szpitala' i pojechałam do domu po rzeczy, a potem do szpitala położniczego. Pamiętam, że było po 18, lekarka uwzięła się na dowód ubezpieczenia (następnego dnia miałam mieć już nieaktualny, a firma stemplowała z początkiem miesiąca), a przecież teoretycznie ciężarne, dzieci do 18r.ż. i kobiety w trakcie połogu nie muszą mieć ubezpieczenia. Położyli mnie w oddzielnej sali, gdyż zażyczyłam sobie porodu rodzinnego. Kazali leżeć, a ja myślałam, że ducha wyzionę (miałam silne bóle krzyżowe). O 8 rano przyszła lekarka, stwierdziła, że nic nie ruszyło i nadal jest rozwarcie 4cm. Poprosiłam o znieczulenie, żebym mogła chociaż trochę się przespać (mieli darmowe). Dała znieczulenie. Przyszedł obchód z dyrektorem i dyrektor na mnie z mordą, że rozwarcie jest za małe na znieczulenie i on nie rozumie dlaczego kobiety o to proszą, przecież 'co tj. takiego urodzić dziecko'. Podali oksytocynę. Przespałam się. Wody odeszły. Znieczulenie przestało działać. Czułam jak główka napiera. Kazali mi pójść do gabinetu lekarskiego rodzić (co mnie zszokowało, bo zapłaciłam 600zł za poród rodzinny i dobre warunki w swojej sali-a była w pełni przystosowana do odbierania porodów). Poszłam. Salowa sprzątała resztki krwi po poprzedniej rodzącej i powiedziała 'chwileczke tylko mopem przelece'. W końcu o 16:45 urodziłam. Tępymi nożyczkami przecinali pępowinę. Masakra totalna. Dziecko na szczęście było zdrowe.
Nie wspominam dobrze porodu, uważam, że gdyby pracownicy służby zdrowia nie traktowali pacjentów jak kolejne osoby do odwalenia, to mogłoby być całkiem w porządku.