Witajcie,jestem nowa na forum.
Nigdy nie przypuszczalam,ze bede pisac w takiej sprawie.
Zostalam porzucona z lilkuletnim dzieckiem.
Bylo tak, bylismy 8 lat razem, wiekszosc z tych lat po slubie. Mieszkalismy za granica,tez wiekszosc z tych lat.
Klocilismy sie czesto,ale tez kochalismy. Mialam ciezkie zycie w domu rodzinnym, nie dostalam odpowiedniego przygotowania, wiecznie byly tylko docinki,wyzwiska i obelgi. Nie potrafilam uwierzyc,ze ktos mnie moze pokochac. On wiedzial o mojej sytuacji,sam byl swiadkiem nieraz. Zamieszkalismy sami daleko ale moje zachowanie wracalao,bo nigdy nie bylam z tym upsychologa, na terapii,nikt nie powiedzial,ze powinnam isc,myslalam,ze samo minie,albo,ze tak jest dobrze, w koncu w moim domu tez mysleli,ze nic zlego nie mowia.Ze dobrze robia. Zawsze chcialam sie wyniesc zmojego rodzinnego domu.
Moj maz tez niby rozumial,ale rzadko mnie naprawde wspieral,tylko slowami,ale nie czynami. Mowil,ze tak bardzo kocha,ale okazac tego nie za bardzo potrafil,wciaz musialam sie 1000 razy dopominac o jakies kartki, male niespodzianki, nie,nic wielkiego,bo matwrialistka nie jestem. Kupowal za toczesto kwiaty,mowil, codzien ze kocha. Przezylismy wiele zlego, razem sobie ublizalismy czesto ale zawsze trzymalismy sie razem i zapewnial oswojej wiecznej milosci,ze nigdy nie zdradzilby mnie,ze jestem jego swiatem,jego prawdziwa miloscia,ze chcialby abym go choc w polowie tak kochala jak on mnie. Fakt,ze w osttanim dluzszym czasie mielismy kryzys i moje uczucia bardzo zelzaly,i nie okazywalam mu ich, nieodpowiadalam na slowa "kocham cie"... ale mowil,ze zrobi wszystko by moja milosc wrocila.I nie do konca nic nie czulam, gdy go nie bylo tesknilam, chcialam sie przutulic,powiedziec cos,ze bedzie dobrze,ze tak chce bysmy byli szczesliwi,ale pamiec o zlych zdarzeniahc blokowala mnie. Byly tez chwile gdy mu to sama mowilam,ze tez kocham.
W ostatnich kilku miesiacach postanowilismy,ze w koncu zrealizujemynasze plany zwiazane z przeprowadzka do innego kraju,oboje tego chcielismy,marzylismy by zmienic kraj,mowil,ze zrobi wszystko aby zylo nam sie lepiej i by nas uszczesliwic. Obiecywal,ze wszystko sie zmieni,ze rozumie,jak mi ciezko przez depresje jaka mialam w danym kraju,przez dom rodzinny i poniekad choc go to boli,rozumie moje zachowanie i bedzie staral sie mi pomoc by w koncu zobaczyc usmiehc na mojej buzi. Boze jak jaw niego wierzylam! Wyjechalabym na koniec swiata bo myslalam,ze moge zawsze na nim polegac,ze to moj nie tylko maz,ale przyjaciel...bo kto tak mowi,i po co...Tyle lat mi to mowil... wyjechalam wiec za jego namowa do rodzinnego domu,do ktorego balam sie wracac,bo wiedzialam ze znowu mnie to zmarnuje. Ze od znowu wpadne w te sidla i stane sie ta sama osoba, co matka,od ktorej tylko slyszalam,ze to nie moj dom,ze mam sie wynosic,przy byle drobiazgu... Z wielkim placzem pojechalam,choc mialam dziwne przeczucia,ze ja i maz juz nie bedziemy razem gdy sie teraz rozdzielimy...dzisia wiem,jak wielka sila i znak bylo to przeczucie...moglam nie wyjechac uprzec sie,i powiedziec,ze jesli zalezy mu na nas niech sie rozpakujemy.... Dzisaj zostalabym tam. Wrozka mnie kiedys ostrzegala przed zmianami wyprowadzki w latach parzystych...
POdczas tej rozlaki na odleglosc klocilismy sie... wiedzialam,ze jak jest kryzys w zwiakzu to na odleglosc nas tylko oddali...ale nie wiedzialam,ze bezpowrotnie. Nie sluchal znowu moich prosb,ze nawet internetowej kartki nie moze mi wyslac, choc kiedys pisal normalne pocztowe listy, znowu kazal czekac i sie nie upominac, wiec czekalam na darmo i moja frustracja znowu rosla. zaczal mnie unikac, rozmow ze mna, konczylo sie ze zadzwoni,ale jakos cos zawsze wypDAlo, albo brak zasiegu na internecie itp... Pewnego dnia napisal,ze cos w nim peklo, obwinial mnie za wszystko,ze przez te moje "ataki" stracil do mnie uczucia. I ze chce rozwodu. Przez tydzien to trwalo,jego niezdecydowanie, ze moze jednak da mi szanse a na drugi dzien,ze nie moze. Cala sie trzeslam gdy odbieralam kolejnego smsa. Dzwonil i chcialam,blagalam by przyjechal,ze nie mozna przez internet rozwodzic sie,ze by dal nam szanse sprobowac wszystko poukladac,jak to mialo byc od poczatku celem naszej rozlaki,ze tak nie mozna,8 lat razem niszczyc 2 miesiacami na odleglosc... Blagalam by przyjechal,ale odmawial i sie rozlaczyl...byl wtedy taki zimny,niecuzly,obojetny,mial taki inny glos... pierwszy raz go takiego zobaczylam... Wtedy umarl poraz pierwszy moj kochajacy oddany maz...
Pewnego dnia weszlam na jego portal i zobaczylam rozmowy jego z innymi osobami zinternetu,taki czat,mialam jeszcze dostep do jego hasla,bo zapomnial wszystkiego pousuwac. Musialam znac prawde,wiedzialam,ze ktos za tym jest. Byly to osoby z pewnej gry internetowej online,odkad wyjechalam zaczal w to grac. A rzeczy jakie zobaczylam jakie pisze to mnie bardzo rozczarowaly. Smial sie ze mnie ze "zrywa" ze mna przez fc, ze "chyba w koncu zajarzyla"..., ze "najlepie byloby powiedziec prawde,ze kogos ma,ale nie moze tego zrobic,bo ona ,czyli ja,nas zniszczy!!!"; naopowiadal od dawna tym "przyjaciolom " z internetu o naszym zwiazku robiac ze mnie zimna s...,oni znajac jedna strone oczywiscie przytakiwali,kazali sie rozwiesc, ponoc od prawie poczatku naszej rozlaki zwierzal im sie,i w koncu znalazla sie ta pocieszycielka,z ktora mnie zdradzil i postanowil dla niej opuscic zone i dziecko..... ;((( Tak go rozumiala,tak mi o nie potem mowil,ze sie swietnie rozumioeja,ze ona go slucha i wspiera. Ze wiedziala,ze ma zone i dziecko i nic nie probowala,ze potem gdy "zakonczyl" nasz zwiazek to zaczal ja traktowac jak cos wiecej. Tylko,ze podlug dat, jechal jakis czas przed ta tragedia,na dwa fronty... Dla mnie to wszystko,ta cala pokladziona wiara o jego wiernosci i uczciwosci, legla w gruzach. Moj swiat sie wtedy rozsypal na tysioce kawalkow. Wbi mi noz rozdzierajac serce tepym ostrzem.
Przyjechal jakis czas potem przywiezs mi reszte moich rzeczy i "zobaczyc sie z dzieckiem",,, u ktorego zreszta byl dopiero na 3 dzien,bo przeciez musial jechac do kochanki,tej wspanialej... Na drugim naszym spotkaniu doszlo do zblizenia,to byl instynkt,gdy to zrobil obiecal mi ze jeszcze to przemysli,ten rozwod,choc ledwo wyjechal juz dostalam smsa,ze nie moze,i ze to koniec. Czulam sie wykorzystana jak szmata,poraz drugi zlalam moje zycie... przez chwile bylam szczesliwa. Choc tak nic z tego seksu nie mialam,bo za bardzo mnie zranil bym czula cos. Calowalismy sie,i mowil,ze nigdy nie bedzie w stanie traktowac mnie jak normalnej kobiety bo go zawsze bardzo pociagalam. Mowil tez,ze na zawsze pozostane jego wygladowym marzeniem,(mowil to przez caly nasz zwiazek)ale nie moze daxc nam szansy,bo boi sie,ze to wszystko zle wroci,ze bede miec do niego zale,ze za duzo zla bylo miedyz nami. O tamtej mowil,ze nie jest specjalnie w jego typie ale jej charakter mu odpowiada w 100%,i ze gdyby jej nie poznal od tej strony,to nie zwrocilby w ogole na nia uwagi fizycznie.Czasem mialam wrazenie,ze smieje sie zniej,jak mowil,ze wazy 60 kg(ja mam 47). Okazal sie bardzo falszywa osobą.
Teraz gdy pojechal totalnie mnie unika,obwinia za wszystko i grozi,zebym nie wmawiala mu w sadzie winy za zdrade,bo on "wiele hakow na mnie ma i wyjdzie mi to bokiem..." Pisze do niego czasem smsy,jak miciezko,jak mi zle,ze nie moge juz dluzej,ale on albo nie odpisuje,albo pisze "dajmy sobie juz z tym spokoj i rozstanmy sie jak ludzie..." Jak mamy sie rozstac jak ludzie jak nie zostalam potraktowana jak czlowiek. Czuje zal,ze zostalam oszukana,ze jego milosc okazala sie byc falszywa. Jestem zawiedziona i rozczarowana i nie moge patzrec na zadnego faceta,nikomu juz nie zaufam... wiem,ze nie uloze sobie juz zycia, nikt mnie juz tak nie pokocha,czuje nieraz ze go nienawidze,a zaraz,ze to ja jestem ta podla i "klade sie pod jego stopy| wypisujac te rzeczy,a on sie teraz z tego tylko smieje. Jest z tamta,i sa szczesliwi...jej wysyla piosenki z you tube,ze ja kocha....ja mialam tylko "czekac i sie nie upominac".... Czy ja naprawde stracilam tak wiele? Czy on jest wart by myslec o sobie,ze to ja jestem wszystkiemu winna i zasluzylam sobie na to???
Przepraszam za taki wywod,ale krocej sie nie dalo. Jesli ktos bedzie mial ochote to przeczytac i odpisac,to mi pomoze. Naprawde bardzo mi ciezko,ten kto to przezyl,wie o co chodzi...