Witajcie wszystkie netkobietki!
Często zaczytywałam się w tutejszych tematach, lecz dopiero dziś postanowiłam napisać o tym, co mnie nurtuje już od dłuższego czasu, nie wiem czy jestem nienormalna i czy nie za wiele wymagam, ale mam nadzieję, że ktoś mi odpowie, poradzi...Mam nadzieję, że ta osoba tego nie przeczyta, bo chyba bym zapadła się pod ziemię ze wstydu...
Z dwa lata temu poznałam pewnego chłopaka, była to jak najbardziej luźna znajomość, szczególnie, że wtedy był zakochany w innej. Potem zupełnie normalnie rozmawialiśmy przez e-maile czy gg, no i tam po pół roku uznaliśmy, że w sumie to jesteśmy przyjaciółmi. no i tak się jakoś potem wydarzyło, że on zerwał ze swoją dziewczyną, a raczej ona z nim, bo znalazła sobie innego... Oczywiście pocieszałam go. Potem uznaliśmy że się spotkamy, jednak to było wciąż spotkanie "kumpelskie", potem ja do niego pojechałam w wakacje,on do mnie, a potem długo długo nic, i dopiero tej zimy spotkaliśmy u niego i jakoś wyszło że zostaliśmy parą. Ostatnio był u mnie na weekend majowy... No i mam parę problemów, zastanawiam się, czy ten związek w ogóle ma sens...
po pierwsze, nigdy nie miałam ojca, wychowywałam się tylko z matką, przez co nie miałam tego wzorca, jaki powinien być mężczyzna. Oczywiście sama sobie jako tako wyrobiłam zdanie, że przede wszystkim powinien być zaradny i z poczuciem humoru, bo te dwie cechy są dla mnie najważniejsze.
nie wiem w sumie od czego zacząć, tyle mam zdań ułożonych w głowie... Ogólnie czuję się zaniedbywana przez niego, mam wrażenie że to jakieś niewyrośnięte egoistyczne dziecko...
Ja mam 18 lat, chodzę teraz do liceum, ale parę razy już pracowałam, żadnego szału nie było, parę dni przez wakacje przy ulotkach czy czymś takim, ale no zobaczyłam jak to jest... On ma 22 i nigdy nie zbrudził sobie rąk pracą oprócz praktyk... Jego matka nie pracuje, ojciec za to dość dużo zarabia, bo wyjeżdża za granicę pracować przez pół roku, ale nie oszukujmy się jedna pensja na całą rodzinę, to wystarczająco, ale bez fajerwerków. dodatkowo, uczy się tylko w weekendy w zaocznej szkole, a pracować nie chce! Powiedział, że jak skończy do zacznie... Nie chce mi się w to wierzyć, a jednak mam tak poukładane w głowie, że facet powinien pracować, kobieta również, bo związek polega na łączeniu się, a nie że jedna osoba daje a druga tylko korzysta... No ale uznajmy, że na razie to tylko jeden z powodów, dla których mam wrażenie że nie ma sensu tego ciągnąć, wszak która chciałaby być z nieudacznikiem?
Kolejna kwestia, jak jestem u niego, to on żadnych rozrywek nie załatwia. Nie jesteśmy jakimiś nastolatkami co lecą do klubów, ale no do baru to mógłby zaprosić, albo chociaż do jakiejś restauracji?
Natomiast gdy on do mnie przyjeżdża to się dwoję i na miesiąc przed przyjazdem zastanawiam się co można by zrobić, pytam go o zdanie, i wymyślam jakieś atrakcje. No i ustaliliśmy, że jak on jest u mnie, to ja płacę, a jak ja u niego, to on za mnie. Ale czuję z tego powodu się trochę oszukiwana, że on nic nie organizuje tak nazwijmy to, generującego koszty, natomiast ja specjalnie oszczędzam, coby móc pójść na pizze, czy tam na bilard.
Następnie... On powtarza dość często,że mnie kocha, że mu na mnie zależy, ale tylko te słowa widzę na ekranie lub słyszę, wtedy kiedy spotkaliśmy się ostatnio... Nie widzę żadnych czynów.
A jeszcze zapomniałam napisać, że spotkania zawsze, zawsze, ja inicjowałam, on - nigdy. Trochę to komiczne, że wprosiłam się do jego domu. Zastanawiam się, czy jest egoistą, który tylko czeka aż mu się wszystko poda? I czy jestem w stanie go zmienić?
Teraz uznałam, że czekam twardo aż on mnie zaprosi. Jeżeli nie nastąpi to do końca wakacji, kiedy będę zaczynała klasę maturalną i nie będę miała czasu na spotkanie, to po prostu zerwę z nim, będzie mi ciężko, bo jest praktycznie jedyną osobą której mogę wszystko wszystko powiedzieć, ale chyba nie ma sensu w czymś takim trwać. Skoro on nawet nie chce się spotykać, to czy mogę uważać że mu na mnie tak zależy jak on mówi? Czy dobrze myślę?
No i zawsze jest też tak, kiedy rozmawiamy przez internet, że czasami wiadomo, mam zły dzień jak chyba większość kobiet, nie koniecznie przez "te dni"m ale po prostu ktoś mnie zdenerwował, lub coś mi nie poszło. Kiedy zaczynamy rozmawiać przez komunikator, no i chyba widać, że nie mam siły i nie odpowiadam, to chyba mógłby się zainteresować co się dzieje? Bo ogólnie, to ja papla jestem i strasznie dużo piszę. :P Z kolei on jest raczej milczkiem... No ale wracając do wątku, więc kiedy nie piszę dłużej, to dla mnie to oczywiste, że coś się stało, albo źle się czuję, przeważnie że parę razy taka sytuacja już występowała i napisałam mu wprost, że czuję się po prostu nieważna dla niego, kiedy widać że źle się czuję, a on nic nie pisze, nie zapyta, tylko po paru godzinach, np o 23 pisze " idę spać pa" Natomiast kiedy on milczy przez dłuższy czas, to pytam się co się stało i pocieszam...
Jeszcze czepiam się takich dupereli... Jak z kimś gadam (szczególnie z mężczyznami) to życzą mi kolorowych snów, lub miłej nocy, czy "śpij dobrze" . Natomiast mój luby czasem nawet nie napisze dobranoc zwykłego... Albo kiedy umówiliśmy się że sobie damy coś co upichciliśmy. no i on miał zrobić ciastko a ja czekoladki... No i ja oczywiście je zrobiłam, dałam mu, czekałam na ciastko i się nie doczekałam... Myślałam, że czeka na coś, ale jak niedawno się dowiedziałam, bo oczywiście sama musiałam się zapytać, po prostu mu się spaliło i nie chciał się do tego przyznać! Nie wiem, czy to dla mnie jest nienormalne, ale jakbym ja obiecała słodycz i nie zrobiła tego, to bym wręczyła kupione i opowiedziałabym całą historię czemu nie zrobione przeze mnie?
Ach no i zapomniałam chyba o najważniejszym? Nie uprawialiśmy seksu, żadnego rodzaju, ale no jakieś tam pieszczoty były. No i ja uwielbiam doprowadzać go do wiadomo jakiego stanu, natomiast on się według mnie nie stara w ogóle... Kiedy mu jest przyjemnie w ogóle przestaje, ale jakoś tam lekko głaszcze, natomiast, jak się razem dotykamy, to zdecydowanie bardziej ja go... Raz jak z nim rozmawiałam na ten temat, to powiedział, że go nie zachęcam (!) do dalszych pieszczot bo nie reaguję... No witki mi opadły, on sobie wyobraża że parę razy smyrnie udo i ja mam już się pławić w szczęściu?
Nie wiem, może to ja jestem jakaś wybredna, a facet jest jak najbardziej w porządku, tylko ja tak wymyślam?
Przepraszam, ze tyle tekstu spłodziłam i jest tak niespójny myślowo... Dziękuję każdej osobie która zechciała to przeczytać i odpowiedzieć, co sądzi o tym panu ...
Jeszcze raz pozdrawiam Was wszystkie i nielicznych Panów tu zaglądających, a nuż jakiś odpowie, bo facet faceta najbardziej zrozumie...