Dobry wieczór wszystkim. Po raz pierwszy zdecydowałam się wyżalić obcym ludziom, bo jestem załamana, a czytam od niedawna to forum i mnóstwo tu mądrych, fajnych ludzi. Nie wiem na co liczę, na wymianę zdań taką szczerą, obiektywną, radę
O co chodzi?
Jestem w kropce. Kocham mojego narzeczonego z którym jestem 4 lata , ale zaczynam we wszystko wątpić.Załamana jestem że jest coś co mnie odpycha od Jego rodziny, nie mogę Jej polubić. Po 1. unikali od początku zapraszania mnie, zawitałam za jego namowami po 3 latach. Potem było spotkanie zapoznawcze u mnie i u Nich.Z moją mamą która jest wdową , wcześnie straciła męża i jest mega załamaną kobietą , bo nie mamy rodziny, więc jest samotna liczyłyśmy że będzie fajnie jak stworzymy rodzinę z jego rodzicami, ale Oni :
- nawet nie zaproponowali przejścia per TY, było Pani i Pani i Pani jak mantra
- żadnych poważnych tematów , mają wszystko w d...., nigdy nie pomogą bo nie mają kasy jak twierdzą(ojciec 20 lat pił, szalał)
także nawet domek mają w opłakanym stanie , z drewna , bez toalety.
- życzeń na święta też nie wysłali
- gadali na synową taką jedną że cz esto jezdzi i mają jej dość, "wykończy ich"
-jak na chwilę podjechaliśmy na sylwestra to ojciec wyniósł się do kuchni i ani słowa nie zamienił, jak tak można???
Czuję się tam dziwnie, boję się że oni będą oczekiwać wsparcia finansowego też i przepiją kasę
Poza tym ma zmierzła siostrę, pół faceta ale takiego wiecie zawadiakę, bo bez urazy dla facetów.
Ja nie wiem, czy Oni tacy ciemni czy zli czy co
My już nie chcemy kontaktów z nimi, choć jak to narzeczonemu powiedzieć? chyba milczec i unikać zwyczajnie
Marzyłam, że tak fajnie będzie. Jestem naprawdę załamana faktem powyżej opisanym. Nie cieszy mnie już nawet organizacja ślubu
Co byście zrobili? jak zareagowali? czy może ja przesadzam? nie wiem już co myśleć, robić....pomocy