Byłam z pewnym Panem, który zerwał ze mną, bo często się kłóciliśmy. Potem chciał wrócić mówił, że bardzo mnie kocha etc. Dostał ode mnie "kosza", chociaż nie powiedziałam kategorycznie nie. Na następny dzień zrobiło mi się głupio i dałam mu zrozumienia, że jest szansa, ale to musi wymagać pracy od nas obu. On stwierdził, że poprzedniego dnia ta chęć powrotu to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie. Mijały dni, tygodnie, a Pan się nie starałam. Potem troszeczkę coś próbował. Pewnego dnia powiedziałam mu, że chce odebrać od niego rzeczy, które zostawiłam u niego w mieszkaniu. Jego reakcja mnie zaskoczyła- zapytał czy mogłabym przyjechać któregoś dnia do niego, bo on chciał spędzić ze mną trochę czasu. Wstępnie się zgodziłam, ale potem zaproponowałam mu, żeby przyjechał do mnie. Zgodził się, choć wolał spotkać się u niego. Oczywiście nie przyjechał, bo nie dostał wolnego w pracy (zawsze miał dobrą wymówkę, żeby nie przyjechać do mnie). Chciałam zerwać z nim kontakt, bo do niczego dobrego nie prowadził moim zdaniem. Chociaż nie ukrywam, że tęsknie i mi zależy, ale z drugiej strony chce też jak najszybciej zapomnieć. Dzwonił i pisał do mnie sporadycznie (raz na 2 lub 4 dni). Czułam, że dostaje "ochłapy". Dodatkowo, kiedy ja pisałam mu wiadomości to nie zawsze mi na nie odpisywał, a wiem doskonale że mógł to zrobić.Czułam, że sobie ciągle pogrywa ze mną. Dlatego postanowiłam to urwać póki ta relacja nas nie wykończy. Poblokowałam go i pousuwałam go ze wszystkiego co się dało. Efekt był taki- salwa telefonów, wiadomości "o co ci znowu chodzi". Tak jak wcześniej twierdził, że nie miał czasu aby odpisać mi na wiadomość albo, żeby zadzwonić to nagle czas znalazl. Wiem, że innym potrafił go poświęcić. Ciężko mi było wszystko samej zakończyć definitywnie. Nie miałam aż tyle siły, ale sie starałam zrobić wszystko, abyśmy mogli kiedyś porozmawiać spokojnie spotykając się przypadkiem na ulicy. Naprawdę mi na nim zależało, ale on mnie już oszukiwał w trakcie związku, często mnie okłamywał, wpędzał w poczucie winy. Potem się zlitowałam i nie ukrywam też tęskniłam. Kontakt się odnowił. Oczywiście mówił, że mnie kocha i że chce być ze mną, ale nic w tym kierunku nie robił.Twierdził również, że OCZYWIŚCIE MIAŁ NIEJEDNĄ OKAZJĘ ŻEBY COŚ Z JAKĄŚ DZIEWCZYNĄ, ALE ON NIE POTRAFIŁ ZE WZGLĘDU (?) CHYBA NA MNIE. Było mi strasznie przykro, czułam się źle w tym układziku, czułam że się poniżam. Później dzwonił i pisał jeszcze rzadziej niz wczesniej. na wiadomosci w dalszym ciagu mi nie odpisywał. Kiedy pytałam go jak to się ma do tego, że mnie kocha. Bo jesli człowiek kocha to chyba chce spedzać czas z drugą osobą i wiedzieć jak się jej układa w życiu. Zaczął krzyczeć na mnie, że znowu jest to samo, że nie rozumiem tego ze on nie ma czasu mi odpisac i ze nie pamieta dlaczego mi wczesniej nie odpisal na jakas tam wiadomosc. Na walentynki nie dostałam od niego nawet kwiatka, bo on nie obchodzi walentynek- ale wiedział przecież że jego ukochana TAK i że bardzo chciałaby dostać głupiego kwiatka od niego. Miał do mnie znowu przyjechać w tamtym tygodniu. Oczywiscie nie zrobil tego, bo sie rozchorowal i faktycznie tak bylo. Słyszałam przez telefon. Wszystko rozumiem, ale mnie nawet nie przeprosił, nie wytłumaczył się. Zadzwonił jakby nigdy nic mi nie obiecywał i nie miało miejsca. Powiedziałam mu,że jest mi przykro, że nie odpisuje mi na wiadomości i zapytałam go dlaczego się tak dzieje. Powiedział, że nie miał czasu albo nie zauwazył i tysiąc różnych powód. Powiedziałam mu też, że chodzi mi nawet o zwykłe słowo "przepraszam" z jego ust, którego nie usłyszałam. Przecież jestem człowiekiem i potrafie zrozumieć drugą osobę! Powiedział, że przesadzam i że przegniam. To mnie juz dobiło. Ostatecznie to zakończyłam. Muszę wytrwać. Proszę o opinie i wsparcie. Generalnie naprawde starałam się, żeby było wszystko ok. Nawet nagiełam się do tego stopnia, ze zaczęłam "chodzić przy nim na paluszkach", ale zrozumiałam, że to bez sensu. Chyba za dużo się starałam, ale o ile można starać się za bardzo dla bliskiej osoby? Może ktoś z Was widzi coś złego w moim zachowaniu. Czy Waszym zdaniem pogrywał sobie czy to ja mam jakiś problem? Sama się gubię. Jestem naiwna- to pewne.
Generalnie wcześniej został zraniony przez dziewczynę, ale ja też przez chłopaka i mimo wszystko odciełam się od przeszłości.
W czasie naszego związku kiedy zapytałam go dlaczego mnie już nie adoruje powiedział, że "on już nigdy nie będzie traktował tak dobrze żadnej dziewczyny jak swojej byłej bo się na tym przejechał". Pisałam o tym tutaj-> http://www.netkobiety.pl/t91582.html