Rozwód czy może jeszcze nie... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Rozwód czy może jeszcze nie...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 37 ]

Temat: Rozwód czy może jeszcze nie...

Witam serdecznie,

na wstępie tylko powiem, że przed chwilą napisałem całkiem pokaźne opowiadanie na swój temat, a że mnie wywaliło z forum w między czasie to napiszę tylko ostani fragment ponownie.

Otóż. Jakieś trzy tygodnie temu niemiłosiernie pokłóciliśmy się z żoną. Powiedziała kilka zdań za dużo i postanowiłem się z nią nie odzywać. Ona zawsze tak robi więc tylko wykorzystałem jej taktykę. Nic do mnie nie pisała, nie dzwoniła, ja też tego nie robiłem. Po kilkunastu dniach znów się pokłóciliśmy i żona tylko stwierdziła, że w sumie to ona mnie kocha ja ją też ale najlepszym dla nas wyjściem będzie rozwód. Powodem głównym według niej jest fakt iż w dwa lata po ślubie nie dorobiliśmy się jeszcze wspólnego domu (sic!) ani nic nie mamy materialnego na siebie. Wczoraj po namiętnym sexie rozpoczęła rozmowę o formalnościach w Sądzie. Wiecie co? Mało to jest przyjemne gdy po sexie z ukochaną osobą ta jak gdyby nigdy nic rozpoczyna dyskusję w jaki sposób mamy się zachowywać w sądzie i czy znam może jakiś dobrych i w miarę tanich adwokatów od spraw cywilnych to nam pomoże wniosek wypełnić. Nie wiem czy się rozwodzić i zakończyć tę szopkę z moją niedojrzałą emocjonalnie żoną czy niezgodzić się i mieć nadzieje, że dojrzeje. Powiem wam, że mam po kilku latach ciągłych sprzeczek o przysłowiowy damski chooj zrytą psychikę. Nie wiem czy ją jeszcze kocham czy nie. Wszyscy ale to wszyscy dookoła życzą nam rozwodu. To jest już trzeci raz jak wywinęła mi taki poważny numer. Proszę o porady.

Zobacz podobne tematy :
Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Kolego też się produkowalem żeby ci odpowiedzieć ale mnie wywaliło.
Moim zdaniem nie walcz z wiatrakami jesli nie macie jeszcze dzieci.Skoro po sexie rozmawia o rozwodzie to znaczy że dla niej to tylko seks.Nie wiąże go z uczuciem.Nie pozwól sobie na wiązanie dobie zycia z kimś kto cię nie kocha.Nie wstrzymasz dlugo.Teraz nie macie własnego mieszkania,dzieci.Potem jak juz będą nie będzie to takie proste.Ja walczyłem przez lata o miłość i szacunek.Teraz sam odszedłem w strasznym bólu nadal ja kochając i tęskniąc za swoim brzdącem.Nie dla innej.poprostu zbyt bardzo się juz męczyłem.Nie życzę Ci tego samego.Kiedyś miałem szanse na inne życie ale postanowiłem dalej kochać.A czasu już się nie cofnie.Nie kiedy warto pozwolić odejść od siebie żeby miec szansę na coś udanego.Swoim zachowaniem twoja żona mówi ci ze chce cię mieć już z głowy.A jak jest naprawde sam wiesz najlepiej bo nie znasz jej od wczoraj

3

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Kiedyś, świeżo po przeprowadzce do nowo wyremontowanego mieszkania, stwierdziła, że jestem nieudacznikiem bo nie chcę zmienić pracy na lepiej płatną (w małej miejscowości bez znajomości zarabiałem 3500 brutto), nie będzie mnie stać na samochód dla niej ani na remont pustostanu jej rodziców abyśmy w nim zamieszkali więc zrobiła pierwszy numer, spakowała wszystkie swoje rzeczy i się wyprowadziła do matki. Moim rodzicom nagadała, że to moja wina bo jestem alkoholikiem (wspomnę tylko, że nie piję i nie palę), po czym moi rodzice nie mając podstaw by jej nie ufać przyjechali do mnie i mnie namówili by ją przeprosić za jej złe zachowanie. Teściowa mnie kilkukrotnie poniżyła jak już po żonę przyjechałem, dostałem jeszcze kilka chujów za swoje rzekome złe zachowanie i się pogodziliśmy.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Kochany z tego co piszesz to ponosisz ciężar utrzymania,starasz się a i tak to nie jest docenione.Jesli faktycznie nie masz nałogów a żona cię oczernia to nic innego jak próba pozbawienia cię autorytety w oczach innych.Nie chce oceniać pochopnie ale może to wskazywać że masz do czynienia z toksyczną kobietą.Te normalne i kochające doceniają twoje zalety a nie starają pozbawić cię wartości.To początek góry lodowej.Jeśli robi z ciebie niedorajdę teraz to będzie robiła i potem przed dziećmi.Też nie pozwoli by cię szanowały.Zaniży ciebie żeby przodować.Ja również pilnowałem się z alkoholem i mimo że wszyscy inni mieli to u mnie za zaletę,teściowa wrednie powiedziała ze ten to potrafi wyżreć

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Kiedy moja żona miała problem z alkoholem dzwoniła  do mojej matki i też opowiadała takie rzeczy.Tylko u mnie akurat matka znala mnie pod tym względem i nie dała temu wiary.Ale i tak mi włosy stanęły dęba jak zaczęła ze mną rozmawiać delikatnie jak psycholog żeby mnie wyczuć.Też nie mogłem uwierzyć że tak naprawdę żyję z wrogiem.

6

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Powiem Ci, że najlepsze są komentarze teściowej typu "matkę ma się tylko jedną a mężów można mieć kilku" albo "co to za mąż, który żonie pieniędzy nie daje". Trzeba się było pilnować aby się z żoną przy niej nie kłócić gdyż przeważnie kończyło się to uszczypliwymi komentarzami typu "jak nie możecie się dogadać to znajdź sobie takiego co Cię będzie słuchał" czy "skoro ciągle Ci się sprzeciwia to się rozstańcie i skończcie tą szopkę". Chyba teściowa mnie nie lubi. Wspomnę tylko, że teściowa ma prawko i samochód w garażu a mimo to żąda aby moja żona woziła ją do kościoła, cytuję "ja nie po to mam dzieci aby samemu pewne sprawy załatwiać. To chyba oczywiste, że to obowiązek córki matkę słuchać" a moja kochana żona głowa w dół i leci mamusię do kościółka podrzucić. Wtedy przeważnie słyszę, że JEŚLI mam ochotę iść z nimi to mogę ewentualnie z nią jechać.

7

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Śmieszna sytuacja miała ostatnio miejsce. Teściowa ze swoją jedyną córką oraz jedyną siostrą debatowały na temat wszystkim mieszkańców jej miasteczka. Każdemu po kolei się dostawało. Jako, że nienawidzę wiejskich plotek to poszedłem do pokoju obok na telewizję. Drzwi były otwarte więc mimochodem doskonale wszystko słyszałem. Komedia polega na tym, że teściowa bez owijania w bawełnę wypaliła do mojej żony: "Pamiętasz tego przystojnego Rafała co kiedyś wyjechał z tą małą Anią do Anglii? No, to w zeszłym tygodniu wrócił bez niej. Podobno się rozstali. Teraz masz szanse u niego bo jest wolny a ja zawsze chciałam abyście ze sobą byli. Już sobie wyobrażam jakie śliczne dzieci by Ci zrobił." Nie powiem, trochę się wkurwiłem. Ubrałem się i wyszedłem do znajomego. Później była kłótnia w samochodzie, że jestem kiepskim kochankiem i nie umiem własnej żony zaspokoić co jest wierutną bzdurą gdyż w tej materii to akurat znam swoją wartość.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Wiesz co na różnych forach są podobne tematy.Każdy się od siebie różni,ale sprowadzają się do jednego,brakuje piszącym miłości szacunku lub też spełnienia w związku.Czesto brakuje poprostu pieniędzy i mamy złudne wrażenie że gdybyśmy wygrali w totka to wszystko by było cacy.Tylko dlaczego widzisz że inni też zarabiają 3500 lub nawet mniej a ich żony kochaja i szanują?Lub też na pewno masz w gronie znajomych związki ze facet faktycznie jest do niczego a jego kobieta cierpi a za nim szaleje.Zastanawiałeś się nad tym pewnie nie raz.Nieraz poprostu człowiek zainwestuje uczucia w kogoś kto na to nie zasłużył.Sam sobie musisz odpowiedzieć ile jej dajesz a ile ona ci odwzajemnia.Ale jesli sama chce rozwodu to chyba niewiele dla ciebie ma po za łóżkiem.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Jednym słowem nie traktują cię poważnie.Ale teściową masz równie "kochana".Każdy byłby lepszy niż ty a żona nie staje w twojej obronie.Coś wiem na ten temat.Teściowa potrafi namieszać córce w glowie.Pamietaj że każda córka szanuje zdanie matki bo przecież matka to matka i nie chce dla niej źle.Ciekawe jak by się poczuli słysząc to samo od twojej rodziny że z przykładową Andzią to miałbyś życie jak w Madracie a dzieci jak perełki.Wejdź na temat toksyczni rodzice.Zbladniesz.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Napisze ci anegdotę
Matka mówi do znajomej:
"Mój syn to się dobrze ożenił.Jego żona pracuje,dobrze zarabia i jak wraca z pracy wszystko porobi że syn ze szczęścia się nie może nadziwić jaki go spotkało.
Ale córka to źle wyszła za mąż.Pracuje i dobrze zarabia,a jak wróci z pracy to jeszcze w domu musi wszystko porobić"
Taka jest niestety większość teściowych.Niech się dzieje Wola Nieba,ale ich dzieci maja mieć dobrze i być szczęśliwe.A ta druga strona to element do spełnienia tego.

11

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Z tym łóżkiem to bym tak nie szalał. To, że jak już do czegoś dojdzie i trwa to jakieś dwa tygodnie to nie znaczy, że tak jest zawsze. Potem mojej żonie przechodzi ochota i następuje pora sucha trwająca kiedyś 4 miesiące. Fakt. Myślałem o zdradzie. Ale na myśleniu się skończyło bo zawsze brałem obrączkę w dłoń i mówiłem sobie, że tylko słaby frajer zdradza ukochaną osobę. Rozmowy z żoną nic nie dają w tej materii. Mówi mi zawsze, że nie odczuwa fizycznej potrzeby sexu. Tylko przytulanie się i pozwolenie na całowanie się w czoło choć też nie zawsze. Jak już makijaż sobie zrobi to pocałunek w usta też jest źle odbierany gdyż wg niej jest to atak na jej starania w łazience aby ładnie wyglądać. Ręce opadają. Sex tylko wtedy jak ja zainicjuję. Ciągłe pretensje o moje niskie zarobki, i że nic z tym nie robię. Aaaaa. Przypomniałem sobie pewną rzecz. Jej mamusia wydzwania do niej średnio 5-6 razy dziennie i pyta o przysłowiowe bzdury. Jak już jej wszystko o sobie opowie to na moje pytanie co w pracy, odpowiada, że nic się nie działo, po czym dzwoni do matki i mówi jej, że zapomniała jej opowiedzieć o Marysi z pracy, która jadąc samochodem oberwała błotnik o krawężnik. Ja wiem, że to nic istotnego w moim życiu ale uwierz mi, gdy żona nie chce z Tobą na żaden temat rozmawiać to nawet przygody niezdary Marysi w ustach współmałżonka są fascynujące. Nawet zacząłem brazylijskie seriale z nią oglądać aby mieć wspólny temat do rozmów. Nie wiem co ja mogę jeszcze zrobić. Piorę, prasuję, odkurzam, nastawiam zmywarkę, gotuję, ścielę, deskę opuszczam, nie pyskuję teściowej (a by się żmiji należało czasem) i chuj. Jedyne co mi moja żona jest w stanie powiedzieć to to, że mamy inne w życiu priorytety i aby nie zaciągać się w latach ona proponuje rozwód. No pierdolnąć na zawał można z wrażenia. Akt kurwa łaski. Nie ma co.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Kolego starałem się pisać ze zrozumieniem.Ale po twoim ostatnim wpisie powiem krótko.Porozmawiaj z żoną spokojnie na osobności.Powiedz jej od serca jak się z tym wszystkim czujesz.A jesli to mamy córeczka i ma cie do swojej rodziny na przystawkę a nie założyła z tobą nowej.To daj kopa w "D" i niech z mamusią dalej śmierdzi.A dam poszukaj kobiety do życia bo może faktycznie czas i nerwy zmarnujesz.Ja tak właśnie miałem.Gdy mi puściły juz nerwy zapytałem wzrost gdzie ma rodzinę.Tu czy tam?Usłyszałem to samo" Rodziców ma się jednych s mężów szesnastu.No i ma mamusię i tatusia,ale straciła mnie.

13

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Zrozumiałem wszystko co piszesz ale nie wiem czy umiem tak po prostu zrezygnować z kobiety, o którą tyle walczyłem. To dla niej po 11 latach rzuciłem palenie, to dla niej wykonuję wszystkie obowiązki domowe mimo, że czasem cholernie mi się nie chce. To dla niej dbam o swoje zdrowie i wygląd zewnętrzny aby nie wstydziła się ze mną pójść na miasto. Tylko ze względu, że to ona mnie o to poprosiła to zmieniłem nr konta, na które przelewana jest moja wypłata. Tylko jej jestem w stanie kupić suknię za 1/3 wypłaty a ona jedyne co ma do powiedzenia to to, że do siebie nie pasujemy. Przykre ale co ja mogę więcej. Widzę, że ona działa na mnie toksycznie ale powiedz mi jedno. Jak sobie radzisz po rozwodzie? Jak to jest świadomie dać komuś rozwód kogo się jeszcze kocha? Czy mam wyjechać z kraju? A jak nie to co mam dalej robić?

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Chłopaku!Cztery miesiące?Juz pomijając inne problemy nie zastanawiałby się nawet.Ciekawe czy przy Lorenco miałaby taką niechęć do seksu.Widać nie pociągasz jej wcale.Smutne ale wyobrażam sobie jak się z tym musisz czuć.Takie problemy to mają kobiety po urodzeniu lub w wieku średnim.Brak namiętności ze strony żony to podstawowa oznaka że Cię nie kocha,lub ma kogoś na boku.Chyba każdy ci to powie.

15

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Zastanawiam się czemu żadna kobieta się nie wypowie na ten temat. Taka wielka kopalnia wiedzy i doświadczenia a nikt od płci pięknej nie zabrał dotąd głosu.

A wracając do tematu, też kiedyś myślałem, że kogoś ma. Nawet rozmawialiśmy wielokrotnie na zbliżone tematy. Ona sama wielokrotnie rozpoczynała tematy, że jak można być w związku małżeńskim i mieć romans na boku, że albo małżeństwo albo romans więc wychodziłem z założenia, że jest mi wierna i nic nie kombinuje. Zresztą nawet nie chciałbym wiedzieć, że mi rogi dorabia. Moja żona jest dumną osobą i nie ukryłaby tego zbyt długo. Sama by się wygadała. A teraz mówiąc o rozwodzie nic nie wspominała o ewentualnym kochanku. Zresztą jakie to ma znaczenie czy mi powie czy nie. Sama chęć rozwiedzenia się jest wystarczającym ciosem z jej strony.

16

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

hahaha. Właśnie dostałem smsa od żony. "Skarbie zamów nam coś do jedzenia to nie będziesz musiał gotować i więcej czasu ze sobą spędzimy". Oszaleję i palnę sobie w łeb.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Na to nie ma recepty.Sam przechodzę właśnie przez to piekło.Długo się tęskni.Mnie zawsze trzyma świadomość tego jak się czułem.Mówisz rozwieść się z kimś kogo kochasz.Ale mając świadomość tego jaka jest czy to naprawdę miłość czy uzależnienie?Wiele kobiet tak jak mnie tak i ciebie nie kocha.Trzeba znaleźć  tą która będzie.Tylko na wszystko trzeba dać sobie czas.Ja jestem jeszcze przed rozwodem.Okres letargu uczuciowego.Czas na poskładanie sobie wszystkiego.To cholernie ciężkie.Masz to uczucie a nie ma kogo kochać.Praca,znajomi,bliska rodzina wypełniają czas.Odzyskanie poczucia własnej wartości i samego ja.Każdy to przechodzi.Omijanie topnienia zali w butelce.Pamiętaj to rozłoży cie na łopatki.No i może być i tak że jak po rozsianiu żona zda sobie sprawę co straciła jeśli będziesz sobie radził bez niej i dążył do czegoś.Najważniejsze to wiedzieć czego się w życiu chce.Może podrostu twoja żona to typ blachary,która nie będzie się w życiu starała żeby coś z partnerem osiągnąć,tylko będzie stawiała poprzeczki i wymagania które ktoś ma spełnić.Taki typ człowieka nie pomoże nikomu w życiu,a na uczuciach będzie jedynie zerował niewiela z siebie dając.Tacy ludzie nawet rozstając się nigdy nie wezmą części odpowiedzialności na siebie.Zawsze powiedzą że to ktoś zawalił,nie oni.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Ha.ha.ha.No widzisz,zonka do skarbusia z papusiu leci a ty jej tylek smarujesz.I bądź tu chłopie mądry

19

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Nie zgodzę się z Tobą. Ona jest typem chorej z ambicji perfekcjonistki. Na początku mi to imponowało, że taka drobna i ładna dziewczyna jak ona nie dość, że potrafi o siebie zadbać to i ma ogromne ambicje dużo w życiu osiągnąć. Teraz gdy czas płynie a jej życie praktycznie stoi w miejscu to ma pretensje do mnie dlaczego jeszcze nie jestem milionerem i "obawia się", że nic ze mną w życiu nie osiągnie. Ja po prostu nie jestem takim cholerykiem jak ona. Przeważnie zawsze na chłodno robię sobie rachunek strat i zysków i jeśli wiem, że w coś nie warto inwestować to tego nie robię a ją to wkurwia, że nie chcę zaryzykować wszystkiego na jedną kartę i stąd te wszystkie moim zdaniem wyzwiska pod moim adresem.

20

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Powiem Ci taką dygresję, że kiedyś mnie tak wyprowadziła z równowagi, że aż zestaw 5 wierszy w 15 minut napisałem. Nie wiem czemu ale ten fenomen więcej się nie powtórzył. Taka tam głupota ale wiersze są świetne. Wiem bo kolega dr filologii je czytał.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Potem wrócę.Muszę teraz jechać.robota czeka

22

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Witam, pozwolicie, ze wetnę się w rozmowę panów.
Jak każdy na tym forum, przedstawiasz problem z własnego punktu widzenia, rozumiem.
To, co zwraca uwagę; dla żony zrobiłeś/robisz tyle..............co robisz dla siebie?
Z Twojego opisu wynika, że żona prezentuje wobec Ciebie postawę roszczeniową, a przede wszystkim nie szanuje Cię.
To, że sprzątasz, prasujesz itd, to moim zdaniem, normalne, obydwoje pracujecie, nie macie dzieci, tylko, czy te czynności dzielicie mniej więcej po połowie?
Jeśli na Ciebie spada większość tych obowiązków, to znaczy, że dajesz się wykorzystywać w imię spokoju i przypodobania się żonie, co jak widać niewiele zmienia w jej stosunku do Ciebie.
Stosunki z teściową - tutaj szczególnie ujawnia się brak szacunku żony do Ciebie. Jak widać dziewczyna nie odcięła pępowiny i myli priorytety.
Teraz to Wy jesteście rodziną, podstawową komórką i niestety rodzic musi pogodzić się z tym, że jest na drugim miejscu.
Teściowa może sobie uważać, że córka powinna to, czy tamto, ale istotne jest to, co uważa Twoja żona i jak się zachowuje w tej sytuacji, a niestety  egzaminu nie zdaje.
To źle, że biega na skargę do mamusi i obrabia Ci tyłek (Twoi rodzice, też niestety nie popisali się, chyba, że mają na Ciebie jakieś kwity), ale wyrażanie zgody, brak reakcji, gdy teściowa wygaduje o jakimś Rafale, krytykuje Cię, dobitnie świadczy o braku szacunku żony do Ciebie.
Dobrze, że w tej sytuacji nie dałeś się wmanewrować w remont mieszkania teściów, obawiam się, że kiepsko byś na tym wyszedł.
Nie spiesz się z tą inicjatywą, dopóki stosunki z żoną nie unormują się, o ile w ogóle to nastąpi.
Jeżeli macie wspólne konto, czy dochody żony też na nie wpływają, czy wspólnie decydujecie o wydatkach?
Nie rozumiem, dlaczego żona uważa, że to Ty powinieneś kupić jej samochód. Wydaje mi się, że taką decyzję powinniście podjąć wspólnie, przeanalizować, czy stać Was na drugi? samochód, o ile macie już jeden?
Twoja żona postawiła się, za Twoim przyzwoleniem, na piedestale, trafiła Ci się księżniczka, która wymaga, tylko ile daje od siebie?
Nie piszesz, czy rozmawiasz z nią, jak rozmawiasz, czy na bieżąco starasz się wyjaśniać i omawiać piętrzące się problemy.
Moim zdaniem, tylko Twoja stanowcza postawa, bez lęku, bez poddawania się jej szantażowi (rozwód), może cokolwiek zmienić, tylko, czy warto.
Jesteście młodymi ludźmi, aż trudno uwierzyć, że Twoja żona nie pragnie seksu i bliskości z Tobą, to jest także wyznacznikiem miłości.
W żadnym wypadku nie zdradzaj jej, bo będziesz w czarnej d..ie. Zdrada się wyda, a Ty po rozwodzie będziesz płacił jej alimenty.
Reasumując: rozmawiaj na bieżąco (nie załatwisz wszystkich problemów hurtem), spróbuj doprowadzić do jakiś ustaleń i trzymaj się ich, nie odpuszczaj, powiedz co Cię boli w sprawach seksu i jak ona sobie to wyobraża.
Nie daj się szantażować rozwodem, jeśli żona do tego dąży, zgódź się, ale niech formalności załatwia sama, zdystansuj się do niej, nie nadskakuj, bądź spokojny, nie kłóć się.
Tak długo, jak będziesz służącym pieskiem, gotowym na każde jej skinienie, jak długo będziesz okazywał lęk o Wasze małżeństwo, niczego nie osiągniesz.
Zewrzyj więc pośladki, schowaj uczucia do kieszeni i postępuj konsekwentnie i stanowczo.

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Josz podpisuję się do tego co napisałeś w 100%.Kochać,starać się,ale czasami stanąć z boku i ocenić z kim się właściwie jest.Z boku łatwo radzić,ale po chłopaku widać że celem jego życia jest uszczęśliwić ją.Tylko czy jej celem nie powinno być to samo?Czytając wypowiedzi Sztyleta widzę tylko ją,jej roszczenia i niezadowolenie jakby była chodzącym ideałem który trzeba kochać za samo istnienie.To coś bardzo niezdrowego kiedy jedno jest kochane bo istnieje a drugie staje na rzęsach żeby zostać dostrzeżone.Takie zwiazki wczesniej czy później zmierzają do jednego.Nikt nie ma w sobie tyle uczucia żeby nadrobić jego brak u partnera.To jak lokata,zle zainwestujesz to stracisz.Dłużej potrzymasz na niej,stracisz jeszcze więcej.Sam taki mądry nie jestem bo trzymałem lokatę aż rozpadł się bank

24

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

sztylet, Josz jak zwykle napisała tak, że wiele już nie można od siebie dodać, ale mimo to spróbuję coś ci poradzić, bo chwilami rozwalałeś mnie opisami niektórych sytuacji, tak że aż śmiałam- nie z ciebie, rzecz jasna, tylko z durnej rodzinki, w którą się wpakowałeś. A ty z kolei masz chyba dość duże poczucie humoru i potrafisz świetnie opisać coś, by opis wydarzeń rzeczywiście był komiczny.
Zacznę od twojego zachowywania się wobec żony- powiem krótko- twoje zachowanie jest frajerskie i idiotyczne.
Dwie kobiety (twoja zona i jej matka) mają cię z doopę wołową, z którą można robić wszystko. Obie jadą po tobie, jak po burej suce, a ty zamiast walnąć pięścią w stół zwieszasz łeb po sobie i jeszcze bardziej się starasz. Nie ma niczego złego w tym, że wykonujesz różne prace domowe, ale zważywszy na całokształt tego, jak jesteś traktowany w tej rodzinie, to taka twoja postawa jest po prostu głupotą z twojej strony. Twoja zona robi za księżnę udzielną i ma wobec ciebie postawę roszczeniową. Ty sam ją tego nauczyłeś, a wcześniej księżniczkę z niej zrobiła matka. Ty i twoja teściowa tak naprawdę rozwydrzacie tę pustą i humorzastą kobietę. Doprowadzisz w końcu do tego, że staniesz się wołem roboczym, a i tak nigdy nie sprostasz wymaganiom tych pań. Doszło już nawet do tego, że teściowa w twojej niemalże obecności potrafi opowiadać o jakimś facecie, z którym to widziałaby swoją córeczkę. Ty tolerujesz i znosisz takie traktowanie, że aż ciężko w to uwierzyć.
Twoja zona robi ci wielką łaskę, że pójdzie z tobą do łóżka i nawet w tej ważnej w małżeństwie kwestii robi ci sieczkę z mózgu- raz jest namiętną kochanką, a za chwilę odstawia cię od cycka na cztery miesiące. Ty chodzisz skołowany i zastanawiasz się o co chodzi w tym wszystkim. Co robisz źle i co możesz zrobić, by w końcu było między wami normalnie i dobrze. Ty główkujesz, a twoja żona żyje sobie na luzie i ma w doopie twoje problemy.
Jesteś w tym domu bankomatem i to bankomatem średniej jakości, bo nie plujesz milionami. Twoja zona, widać to wyraźnie, ma sama siebie za Bóg wie kogo, a skoro tak, to znaczy, że w jej pojęciu ona wychodząc za ciebie popełniła mezalians, czyli idąc dalej tym tokiem rozumowania to, gdy pojawi się w jej życiu  jakiś chłop z grubym portfelem, ona wymierzy ci kopa w doopę, a jej matka jeszcze pochwali swoją córeczkę, że była ona taka mądra.
Jesteś nikim w tym domu.
Nie wiem w jaki sposób udało ci się dostąpić zaszczytu poślubienia tej niezwykłej kobiety, ale niestety naciąłeś się na gofno zawinięte w piękne sreberko, tyle tylko, że ty jeszcze tego nie widzisz, ale i tak jest nieźle, bo coś zaczyna świtać ci w głowie.
Fatalnie wybrałeś sobie kobietę na zonę- kiedyś gorzko przez to zapłaczesz.
W żadnym wypadku nie ładuj w to małżeństwo swojej kasy- płać tyle, ile kosztuje twoje utrzymanie, ani grosza więcej.
Nie bierz żadnych wspólnych z tą kobietą kredytów, bo ugotujesz się na amen- potem, gdy będziesz chciał odejść z tego niezwykle budującego cię małżeństwa zostaniesz wrobiony w spłacanie kredytu- do końca zycia się chłopie nie wypłacisz.
Nie remontuj mieszkania swoje teściowej, bo obojętne, co byś dla tej kobiety zrobił albo czegoś byś dla niej nie zrobił, ona i tak nie doceni cię i nigdy nie będzie uważała ciebie za godnego jej wspaniałej córki. Znasz powiedzenie że ktoś wyżej sra niż doopę ma?- właśnie ma ono świetne zastosowanie do tych dwóch kobiet.
Twoja zona non stop straszy cię rozwodem i nawet w łożku, gdy pięć minut wczesniej kochała się z tobą, ona potrafi rozmawiać z toba na temat tego, jakby tu zrobić, by rozwieść jak najkorzystniej- przecież to chore i nienormalne.
Składaj sobie kasę na boku i nie ładuj za duzo w to małżeństwo- myśl juz o ewakuacji z tego związku, bo daleko ty w tym zaprzęgu nie dojedziesz.
Gdzieś ty wynalazł to cudo?
Poleciałeś na jej cycki czy co? Gdzie ty miałeś rozum żeniąc się z taka gwaizdą?

25

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Ludzie, którzy obserwują to wasze, pożal sie Boże, małżeństwo z boku mówią zgodnym chórem "życzymy wam rozwodu"-  to chyba daje mocno do myślenia, bo ciężko jest uwierzyć w to, że wszyscy nagle uwzięli się na wasz związek.
Myślę, że przez 11 lat "wychodziłeś" sobie tę kobietę i prawdopodobnie ona, po wielkich dyskusjach z mamusią doszła do wniosku, że lepszy wróbel w garści niz gołąbków sto na dachu. Może inni jej adoratorzy szybciej zakumali, że nie ma na kogo aż tak się zasadzać? W końcu z braku laku ona poslubiła ciebie.Dlatego właśnie nie masz w tej rodzinie żadnego poważania ani szacunku, bo obojętne, jakby cię tam nie traktowali, ty będziesz przecież trzymał się gwiazdy, bo według ciebie złapałeś chyba pana Boga za nogi.
Zrób rozdzielność majątkową, bo pani może zaciągnąć na was jakies kredyty i ukróć dostęp do swojego konta.
Postaw wyraźne granice i przestań lizać hemoroidy tej pani, bo źle na tym wyjdziesz.
Nie pakuj się w dziecko z tą gwiazdą, bo do końca zycia bedziesz robił za wyrobnika i dojną krowę.
Swojej żonie powiedz, że ostatnio sporo o was myslałes i doszedłeś do wniosku, że pora wziąć rozwód. Zanim jednak oznajmisz jej coś takiego najpierw dobrze zabezpiecz się finansowo, bo baba ta ogoli cie równo, zanim na dobre cię puści. a jej sprytna mamusia też odpowiednio jej poradzi, jak puścić cię z torbami.
A potem, zanim kur zapieje, wnet w ich domu pojawi się nastepny do golenia- może ten o którym mówiła matka zony z takim rozrzewnieniem?

Zejdź na ziemię i zacznij coś robić ze swoim życiem.
Powodzenia.

26

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

"Przysłuchiwałam" się rozmowie panów z zamiarem napisania elaboratu w wolnej chwili i wyręczyła mnie Oliwka wink Podpisuję się pod każdym jej słowem!
Dałeś się za psa, to szczekaj... A poważnie mówiąc, uciekaj jak najdalej, tylko rozsądnie i zabezpiecz się wcześniej finansowo. Żadnych zdrad, trzymaj ptaszka na uwięzi, bo będzie miała tylko argument w sądzie, że to może z Twojej winy. Smutna prawda jest taka, że cała rodzinka ma Cię za frajera, ona sobie wyrobnika znalazła i takiej hrabinie wygodnie.
Powiem szczerze, że wstyd mi w takich momentach za te głupie baby sad Poprzewracało się takim w tych pustych łbach i szukają podatnego gruntu. Jak faceci coraz częściej trafiają na takie gwiazdy, co im słoma z butów wystaje, to potem uogólniają jakie to wszystkie jesteśmy bezduszne hmm

Pamiętaj, Autorze, o jednym: bądź mężczyzną! Nie bez powodu to Ty masz jaja.

27

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Ją też troszkę jeszcze myslalam o naszym sztylecie i doszlam do wniosku że on mógłby chyba zakrecic się koło unieważnienia małżeństwa w kosviele- nie ma dzieci, baba ma problem z glowa- dzisiaj jeśli ktoś mocno by się uparl to kto wie? Może udałoby się uzyskać nie tylko rozwód cywilny ale wręcz unieważnić to małżeństwo,?
Korzyści z unieważnienia małżeństwa byłyby ewidentne bo potem w razie gdyby autor spotkał porzadna kobietę kobietę do życia to lepiej byłoby gdyby on miał w swoich papierach napisane czarno na białym że nawet kościół unieważnił ten związek. Mądra kobieta będzie zwracała uwagę na to dlaczego sztylet jest rozwiedziony- dlatego unieważnienie ślubu kościelnego bardzo by autorowi pomogło w przyszłości.
Autorze, wiej od tej baby, bo któregoś dnia zajedzie Cię to babsko, a jej matka zatrze ślady za swoją córeczką rozpuszczając na twój temat różne brednie. Wyrobi ci taką opinię że żadna porzadna kobieta nawet spojrzeć na Ciebie nie będzie chciała.
Wiej z tego syfu ale zrób to sprytnie i żadnych boczniary bo wpadlbys z deszczu pod rynnę a potem placilbys księżnej alimenty dopóki ona nie znalazlaby kolejnego łosia do roboty.
Tam wszystkim rządzi mamuska- to ona rozdaje karty- przykład z tym samochodem. Córeczka natomiast w waszym małżeństwie jest własną matką ( nie wiem czy rozumiesz sztylecie o czym ją piszę) a Ty jesteś na samym końcu tego łańcucha pokarmowego. Nie wiem jaką pozycję wypracował sobie e tej rodzinie twój teść. Czy on jest głównym guru, czy też tak jak Ty robi za Murzyna i bankomat.
I ciekawa też jestem czy rodzice sxtyleta zdają sobie sprawę z tego w co wpakowal się ich syn i czy oraz na ile oni w razie czego mu pomogą.
Sorry pisalam z telefonu.

28 Ostatnio edytowany przez Sztylet (2015-12-23 23:55:09)

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Witam ponownie po pewnym czasie iluzorycznego spokoju.

Otóż. Przez kilka dni było pięknie. Buzi buzi kochanie, a co na obiad? Rosołek z miłością. I co? Moja mama poprosiła nas (mnie i żonę - przyp. red.) abyśmy nie przychodzili na Wigilię jutro gdyż jesteśmy chorzy, przyjmujemy antybiotyki a u moich rodziców będzie 3 małych dzieciątek, płacząco - śpiąco - srających. Powiedziałem, że ok, że nie ma problemu. No ale jednak problem się znalazł. Moja żona stwierdziła, że to atak mojej rodziny na nią, beczy, szlocha, obwinia mnie za kalendarz Majów i inne apokalipsy. Teściowa do mnie dzwoni: co ja sobie myślę, że żona płacze? Co sobie myśli moja matka, że nie chcą nas na Wigilii? Co sobie moja cała rodzina myśli na temat mojej żony i czemu jej tak nienawidzi? A ja siedzę, jest mi wstyd za rodzinę, policzki mnie pieką, pić się chce i nie wiem co ze sobą zrobić. Słyszałem teścia w tle jak rozmawiałem z teściową, że skoro moja matka nas nie chce to on też mnie nie chce u siebie. Paranoja. Co ja tym wszystkim ludziom zrobiłem, że każdy za wszelką cenę drugiego dna poszukuje? Aaaaa. Jest jeszcze jeden zarzut mojej żony. Podobno jest tak źle między nami bo ja rozmawiam ze swoimi rodzicami na nasz temat i moi rodzice podobno mają kosmicznie złe zdanie na temat mojej małżonki.

Właśnie kopałem w internecie i znalazłem definicję moich relacji z żoną:

„Toksyczne tango”

Kiedy osoba uzależniona od obsesyjnej „miłości” zwiąże się z osobą unikającą bliskości zdarza się, że rozpoczynają oni charakterystyczny cykl wzajemnego uzależnienia  zwany „toksycznym tangiem” (zob. P. Mellody „Toksyczna miłość”). Nałogowiec „miłości” obsesyjnej często zostaje uwiedziony przez osobę unikającą bliskości, która po zdobyciu go, zaczyna się odsuwać. Ta pierwsza rozpoczyna wtedy intensywną walkę o zdobycie uczucia partnera, próbuje go zmienić, całą swoją energię skierowuje na związek. Unikający bliskości z każdym dniem zamyka się coraz bardziej, staje się niedostępny i ucieka w aktywności poza związkiem. Tak się dzieje jednak do czasu, gdy nałogowiec „miłości” obsesyjnej zdecyduje o rozstaniu i wycofa się ze związku. Wtedy role się zamieniają. Osoba unikająca bliskości robi wszystko, aby odzyskać partnera. Zaczyna zachowywać się tak jak tamten tego  zawsze oczekiwał, obiecuje poprawę, uwodzi i nakłania do powrotu. Nałogowiec „miłości” obsesyjnej przyjmuje wtedy role unikającego bliskości – dopóki walka partnera nie przekona go i nie podejmie decyzji o powrocie do związku, wracając przy tym do swojej poprzedniej roli. Po krótkim „miodowym miesiącu” sytuacja wraca do stanu sprzed rozstania – osoba unikająca bliskości robi zwrot i znowu ucieka od zaangażowania. Po jakimś czasie sytuacja się powtarza. Cykl taki może odbywać się z różną częstotliwością, różnym natężeniem i różnymi zamianami ról. Najczęściej charakteryzują go:

    częste rozstania i powroty
    intensywność i namiętność odbierana jako prawdziwa i wyjątkowa miłość
    jednoczesne przyciąganie i odpychanie siebie nawzajem
    charakteryzowanie swojego partnera zdaniem – „nie mogę z nim żyć, ale nie mogę też żyć bez niego”
    wysoka temperatura uczuć w związku – cykle pozytywnej i negatywnej intensywności emocji
    jeden z partnerów zawsze „goni” drugiego – partnerzy często zamieniają się w tej roli

PS. Ja jestem ten typ od obsesyjnej miłości.

29

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Poprostu odejdz od niej. Nie macie jeszcze dzieci. Jak z nia zostaniesz i bedziecie miec potomstwo to nawet im zrobi kielbie we lbie. Wbije im do glow ze pijesz itp. Skonczysz w psychiatryku. Bierz nogi za pas i zwiewaj.

30

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

sztylet, dalej więc jesteś z tą pożal się Boże, księżniczką? No cóż- widać za mało jeszcze doznałeś z jej strony upokorzeń, nie sięgnąłeś swojego dna i dlatego ciągle jeszcze łudzisz się, że coś jeszcze będzie z tego małżeństwa. Skoro, jak sam twierdzisz, jesteś typem od obsesyjnej miłości, to może dla własnego dobra zacznij leczyć się ztego. Wsþółczuję, ale co zrobić?

31

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Siedzi mi gdzieś w głowie poczucie winy, że to ja czegoś nie zrobiłem dlatego jest jak jest. Czoło mnie boli, nie mogę się skupić, jest mi okropnie przykro i boję się, że mam zamiar zrobić koszmarny błąd czyli zakończyć ten miłosny arszenik. Nie umiem sobie wyobrazić mnie bez niej pomimo jej wad. Leżymy teraz razem, ona śpi (albo dobrze udaje), czuję zapach jej ciała, zdaję sobię sprawę, że to pewnie już koniec i panika mnie ogarnia. Zawsze starałem się z nią robić wszystko razem a niedługo sam będę chodził spać. Straszne.

32

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Dobrze ze przeczytałeś książkę P.Mellody. A teraz odrob resztę lekcji poczytaj o zaburzeniu borderline i o kobietach hienach. Dziewczyny dobrze Ci radzą abyś wziął nogi za pas. Nie sypiaj z nią do rozwodu potrzeba pól roku abstynencji. Nie macie dzieci to jeszcze lepiej. Jeśli ona mówi o rozwodzie powiedz ze dasz jej kasę na to. Przez tyle lat nie odcięła się od rodziców? Ciągle toksyczny kontakt z toksyczna  matka. Robi ci wodę z mózgu. Oprzytomniej zrób coś dla siebie A nie dla niej. Kup sobie buty za 1/3 wypłaty. A najlepiej załóż osobne konto na które będziesz przelewać np 1000 zł na czarną godzinę. Bo będziesz uciekał z tamtad  nie będziesz mial mieszkania ograbi Cię jak typowa hiena. Na początek  przyda się kasa odłożona na osobne konto. nie bój się być sam. Nauczyles sie wielu domowych obowiązków  za które inna kobieta będzie Cię całować po rękach ze jej pomagasz. A ona niech weźmie sobie Rafalka  który zacznie ja traktować jak pustaka. Dajesz sobą pomiatac gdzie Twoja męskość?gdzie silna  ręka?stanowczosc? Zacznij ja nagrywać. Kup pendrive z dyktafonem. dowiesz się co ona tak naprawdę planuje i o tobie myśli. Obyś zbyt szybko nie osiwial z nadmiaru informacji.

33 Ostatnio edytowany przez santana (2016-01-03 14:21:43)

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Jeszcze jedną powtórka co wcześniej inni pisali. Zero wspólnych kredytów zero rat wszystkie rachunki na siebie. Choć za dużo Ci to nie da dobrze by było gdybyś wziął rozdzielnosc majątkową. I nie remontuj  żadnych domów jej rodziców bo zrobisz to a ona Cię przepedzi razem ze swoimi rodzicami. Chłopie sex jest cudowny ale czy warto za 5 minut rozkoszy być gnojonym przez nią i jej rodziców? Stracisz własne poczucie godności męskości i psychikę. Bierz do serca  wszystkie rady i zrób cos z tym fantem

34

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Przeczytałam parę postów Autora i jestem przerażona... To babsko to jakiś koszmar. Mam 31 lat i nie wyobrażam sobie, żebym miała się tak zachowywać jak Twoja żona, obrzydliwa, roszczeniowa toksyczna baba. Dziwi mnie, że taki fajny facet z nią siedzi i się męczy w tej toksycznej relacji. Tyle fajnych kobiet na świecie, a Ty Autorze siedzisz z takim za przeproszeniem kompletnym zerem, kobietą która Cię nie kocha, nie szanuje, a tylko dołuje i wyniszcza. Ja bym nawet nie była w stanie tak kogoś traktować. Mój facet też jest wspaniałym mężczyzną i bardzo go kocham, szanuję, okazuję wdzięczność za prezenty, nie mam do niego pretensji, że mało zarabia, nie mówię tego co wiem, że by mogło mu sprawić przykrość. Dlatego nie rozumiem jak możesz siedzieć z taką toksyczną nieprzyjemną babą, której w dodatku w ogóle nie pociągasz. Gdzieś tam czeka na Ciebie wspaniała kobieta, która by Cię doceniła, a Ty marnujesz najlepsze lata z takim babonem. Może po prostu Ty jesteś typem męczennika masochisty i lubisz takie kobiety? Bo jakbyś był mądrzejszy to już dawno byś się rozwiódł.

35

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

sztylet, ty po prostu boisz się zmiany.
Może poczytaj sobie o zaburzeniu borderline- daleko mi do diagnozowania twojej zony, ale na podstawie tego, co przeczytałam od razu nasunęła mi sie taka mysl, że masz do czynienia z wariatką.

Wkleiłam to dla ciebie z forum o przemocy w rodzinie niebieskiej linii- przeczytaj to koniecznie.

   
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:17    Temat postu: BORDERLINE Osobowość borderline. Tak daleko, tak blisko     Odpowiedz z cytatem
Osobowość borderline. Tak daleko, tak blisko
Grzegorz Sroczyński
http://www.wysokieobcasy.pl
/wysokie-obcasy/1,53664,13002628,Osobowosc_borderline__
Tak_daleko__tak_blisko.html?as=4

Poniewaz Piano dziala, pozwalam sobie wkleic caly arytykul,

Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku - z psychoterapeutką Danutą Golec rozmawia Grzegorz Sroczyński
"Byłem kiedyś z dziewczyną, która miała osobowość borderline. Nie życzę tego nawet wrogom". "Borderów powinno się jakoś oznaczać, żeby normalni ludzie ich omijali" - to cytaty z internetu. O co właściwie chodzi?

Moda. Kiedyś popularne było określenie "neurotyk" i każdą trudną osobę tak opisywano w towarzyskich pogawędkach. Teraz mamy modę na osobowość borderline. Od pewnego terapeuty usłyszałam żart: "Jak diagnozujemy pacjenta borderline? Jeśli po jego wyjściu mamy ochotę wbić zęby w futrynę".

Prawda?

To, czy terapeuta ma ochotę wbić zęby w futrynę, zależy przede wszystkim od jego odporności. Zdarza się - zwłaszcza początkującym - wrzucanie do worka "borderline" każdego pacjenta, który budzi uczucie bezradności i któremu trudno pomóc.

Osoby borderline to rzeczywiście przypadki ekstremalnie trudne. Niewiele w tej konstrukcji jest miejsca na leczenie. Coś taką osobę blokuje, jakaś jej część jest skierowana przeciwko rozumieniu własnych emocji.

Podręcznikowa definicja mówi, że borderline to osobowość lokująca się na pograniczu nerwicy i psychozy. Nie wpada w psychozę, zachowuje kontakt z rzeczywistością. Ale jej nie rozumie.

A gdyby miała pani kogoś takiego opisać?

Wybrałabym Alex z filmu "Fatalne zauroczenie", którą świetnie zagrała Glenn Close. Poznaje na przyjęciu nowojorskiego prawnika Dana (Michael Douglas), potem przypadkowo zderzają się na ulicy w deszczu, idą na kolację, widać wzajemną fascynację. Uwodzą się, wygląda to jak gra dwojga dorosłych ludzi. Alex pyta Dana: "Czy jesteś dyskretny? Bo ja jestem bardzo dyskretna". Wie, że on ma żonę i dziecko, daje mu sygnał do niezobowiązującego romansu. Potem jest fantastyczny seks i inne atrakcje, idą tańczyć salsę do jakiegoś klubu, świetnie się rozumieją, lubią te same opery. Na drugi dzień Alex dzwoni do Dana i już coś dziwnego słychać w jej głosie: "Nie podoba mi się, że tak nagle znikasz. Natychmiast przyjedź". "Nie mogę". W końcu jednak przyjeżdża, znowu spędzają świetnie czas, biegają razem po Central Parku, kochają się w windzie, gotują wspólnie kolację. Kiedy jednak Dan zbiera się do domu, ona wpada w panikę: "Nie możesz mnie opuścić! Zostań!". Trzęsie się, krzyczy, drze na nim koszulę, zamyka się w łazience. Po chwili wychodzi uspokojona: "Przepraszam, pogódźmy się". Wyciąga do niego ręce, ale one krwawią, bo próbowała podciąć sobie żyły.

Co jej się właściwie stało?

Po dwóch wspólnych wieczorach już go do siebie przyłączyła. Podstawowy problem osób borderline ujawnia się w relacjach z ludźmi. Zmagają się ze sprzecznymi lękami - przed całkowitym pochłonięciem przez drugą osobę i przed całkowitym odrzuceniem. Wszyscy to przeżywamy, ale znajdujemy jakiś optymalny dystans w relacjach. Tak jak z ustawianiem ostrości przed zrobieniem zdjęcia - tak jest trochę za blisko, tak trochę za daleko, a teraz jest dobrze. Osoba o strukturze borderline tego nie umie i rzuca się po ekstremach. Gdy się do kogoś zbliży, to chce się z nim złączyć, zlać. Wtedy budzi się potworny lęk przed pochłonięciem, więc się oddala. A gdy już się wycofa - lub druga osoba się oddali - to czuje się porzucona, w czarnej dziurze samotności. U Alex nie widać tego lęku przed pochłonięciem, bo widzimy ją tylko w pierwszej fazie - to Dan próbuje uciekać - ale nietrudno zgadnąć, co by się działo, gdyby scenarzysta zaplanował ich wspólne życie.

Podobne emocje targają dwuletnim dzieckiem - chce być blisko mamy, ale jednocześnie pragnie wolności, bo właśnie nauczyło się chodzić. Kiedy dziecko ogarniają te dwa pragnienia równocześnie, rzuca się na ziemię i ma atak złości.

Alex nie traktuje wyjścia kochanka jako przerwy w romansie, tylko jako straszliwe i niesprawiedliwe porzucenie. Bo sama tak funkcjonuje. W fazie zlania nie doświadcza tego, że on jest odrębny. Osoba psychotyczna może uważać: "Ty jesteś moją ręką". Osoba borderline tak nie myśli, bo zachowuje kontakt z rzeczywistością, ale w swoim świecie wewnętrznym nie czuje odrębności.

Alex parę dni później przychodzi do biura Dana: „Sorry, nie wiem, co mi się stało, na zgodę kupiłam dwa bilety na » Madame Butterfly «”. Dan nie chce iść, bo już się jej po prostu boi. Alex reaguje spokojnie: „No trudno, rozumiem cię, może się kiedyś jeszcze spotkamy”. Niby wszystko sobie wyjaśnili, ale za chwilę następuje eskalacja. Alex zaczyna Dana nachodzić, porywa mu dziecko, próbuje zabić żonę.

Pamiętam. Regularna wariatka i tyle.

Nie. Ona zachowuje kontakt z rzeczywistością tak jak pan czy ja. Wszyscy mamy w sobie wszystko. Aspekty psychotyczne, neurotyczne i mechanizmy borderline. Na przykład czasem jesteśmy tak podejrzliwi, że to wygląda prawie jak psychoza. Problem pojawia się, gdy ktoś ma konstrukcję usztywnioną i korzysta głównie z jednego mechanizmu. Taka osoba ani nie jest chora, ani zdrowa. Żyje na granicy.

Borderline oscyluje między idealizacją i dewaluacją drugiej osoby. Stąd te opowieści terapeutów o wbijaniu zębów w futrynę. Jednego dnia pacjent chce zamieszkać w gabinecie, przykleić się. "Pani jest najlepszą terapeutką w całej Warszawie, nikt nie potrafi mnie tak zrozumieć". Następną sesję zaczyna od stwierdzenia: "Pani jest beznadziejna, zrywam tę idiotyczną terapię". Trwa to naprzemiennie przez wiele miesięcy. Właściwie nie wiesz, kto przyjedzie na następną sesję. Te osoby często same nie wiedzą, kto się z nich wyłoni. "Wieczorem próbuję zgadnąć, kto rano wstanie z mojego własnego łóżka" - mówi taka osoba.

Nie wiedzą, kim są?

Żyją na ziemi niczyjej. Różne fragmenty ich osobowości są trzymane w oddzielnych szufladach wysuwanych dość przypadkowo. Osoba borderline może mieć kilka różnych obrazów siebie - jednego dnia jest homoseksualna, drugiego heteroseksualna. Jednego dnia wierzy w Chrystusa, drugiego w Mahometa, a trzeciego w Sai Babę. Ale nie chodzi tutaj o neurotyczną zmienność, którą każdy czasem w sobie znajdzie, tylko o stan permanentny.

Kiedyś w psychoanalizie przyjmowano, że część neurotyczna jest najbardziej destrukcyjnym obszarem naszej osobowości. Teraz właściwie uważa się, że jest to część w miarę zdrowa. Pacjent neurotyk powie: "Mam problem ze sobą". Czuje, że coś złego dzieje się na jego własnym terenie, swoje konflikty przeżywa wewnętrznie. Osoba borderline przychodzi i mówi: "Mam problem z matką, to ona jest winna", "Moja żona jest straszna, proszę coś zrobić", "Świat jest okropny".
a jestem dobry, a świat jest zły?

Często, ale to też może oscylować. Świat jest naprzemiennie idealizowany i dewaluowany, dzielony na dobry i zły. Podstawą funkcjonowania takich osób jest mechanizm rozszczepienia.

Co to jest rozszczepienie?

Pierwotny mechanizm obronny, który znamy wszyscy. Niemowlak od początku życia przeżywa frustracje: czasem czuje głód, bywa mu zimno, miewa kolki. Nie potrafi frustracji "przetrawić", bo jego psychika jest jeszcze niedojrzała, więc radzi sobie tak, że rozszczepia obraz matki na "matkę dobrą" i "matkę złą". Głód albo kolka oznaczają, że zjawiła się jakaś "zła mama", która to powoduje. Z kolei "mama dobra" odpowiada tylko za dobre doznania. Z czasem dziecko rozpoznaje, że to jedna osoba. Robi wtedy ogromny krok rozwojowy, łączą się dwa obrazy świata - bo matka to cały świat na tym etapie - spotykają się uczucia, które były wcześniej rozszczepiane, czyli przeżywane osobno, miłość do "dobrej mamy" i nienawiść do "złej". Z tej alchemii powstają bardziej złożone emocje, np. troska, współczucie. Obraz świata staje się wielowymiarowy.

A osoba borderline wciąż rozszczepia?

Te osoby żyją w świecie jak z westernu. Proste emocje. Bohater zły, bohater dobry. Często obsadzają osoby wokół siebie w westernowych rolach: jedną jako idealną, drugą jako złą, całkowicie zdewaluowaną. Potrafią doprowadzić do tego, że ci ludzie kłócą się między sobą.

Osoba neurotyczna będzie przeżywać konflikty we własnej głowie, gryźć się tym, może mieć objawy somatyczne, kołatanie serca, napady lęku. A osoba borderline sięgnie po mechanizmy projekcji i identyfikacji projekcyjnej - wyrzuci trudne emocje na zewnątrz, umieści w jakimś "złym obiekcie", obsadzi teatrzyk i niech inni się kłócą. Rozegra swój konflikt wewnętrzny w świecie zewnętrznym.

Też bym tak chciał

Wszyscy czasem korzystamy z tych mechanizmów. Tyle że osoba borderline sięga po nie nieustannie. To, czego nie chce widzieć w sobie, przypisuje innym. Z poczuciem, że całkowicie się od tej emocji uwalnia. "We mnie nie ma agresji, ona jest w tobie". Albo: "Może i jestem wściekły, ale to ty mnie celowo wkurzyłeś". Zupa zawsze jest za słona. Odpowiedzialność -zawsze po drugiej stronie. I rzeczywiście, chce się wbić zęby w ścianę, bo ktoś wpycha ci w brzuch nie twoje emocje.

Jakie?

Najczęściej agresywne i destrukcyjne: złość, zazdrość, poczucie winy. Ale czasem też nudę. Zdarza się, że terapeuta prawie zasypia na sesji, trudno mu utrzymać stan przytomności umysłu. Pacjent próbuje pozbyć się czegoś, co można nazwać stanem śmierci wewnętrznej.

Skąd w nim ta śmierć wewnętrzna?

Przywołam jeszcze jedną scenę z "Fatalnego zauroczenia". Glenn Close siedzi przy biurku, obok leżą bilety na "Madame Butterfly", a ona włącza i wyłącza lampę. Ta kobieta ma w oczach kompletną pustkę - genialnie to zostało zagrane - pstryka bezmyślnie i nic więcej się nie dzieje.

Osoba borderline nie jest w stanie pomieścić w sobie złożonych emocji. A to właśnie one meblują nasz świat wewnętrzny. Na przykład poczucie winy - nieprzyjemne, a jednak ważne i rozwijające. Borderline doprowadzi raczej do tego, że to on będzie się czuł skrzywdzony przez osobę, wobec której mógłby czuć się winny.

To nawet wygodne

Tak? Na pewno? Wracamy do stanu śmierci wewnętrznej, o który pan pytał. Jeśli nieustannie wydalasz trudne emocje, to masz w środku pusto. Nudno. Siedzisz z pustym wzrokiem i pstrykasz lampą.

Też tak czasem siedzę

Proponuję, żeby się pan się nie diagnozował na podstawie tej rozmowy. I czytających też przed tym przestrzegam. Wywiady z terapeutami psychoanalitycznymi mają ten niepowtarzalny urok, że każdy znajduje w nich kawałek siebie. Tyle że to urok dość złudny. Powtórzę: wszyscy mamy w sobie wszystko. Na pewno ma pan w sobie elementy borderline, jak każdy. Na pewno czasem stosuje pan proste mechanizmy obronne, jak każdy. Ale to nie znaczy, że jest pan zaburzony. Mówimy o ciężkim zaburzeniu osobowości, a nie o tym, że czasem się pan nudzi.

Proszę jeszcze powiedzieć o tej nudzie

Korzystanie z prymitywnych mechanizmów obronnych - rozszczepienia, projekcji - prowadzi do zastoju. Brytyjski psychoanalityk Wilfred Bion bardzo prosto to ujął: "Umysł potrzebuje prawdy emocjonalnej tak jak organizm pożywienia. Gdy jej brakuje, umysł zaczyna chorować". A prawda emocjonalna to widzenie rzeczy w złożony sposób.

Funkcja umysłu to nie tylko umiejętność zliczania słupków i kierowania samochodem, ale też trawienia i rozumienia emocji własnych i emocji innych ludzi. Zdolność do tak zwanej mentalizacji. Kiedy tej zdolności brakuje, umysł w pewnym sensie zaczyna działać odwrotnie - nie służy już przyjmowaniu doznań i przeżyć, tylko ich wydalaniu. Usuwa różne niestrawione kawałki rzeczywistości. W efekcie pozostaje na strawie monotonnej i mało pożywnej, jakby ktoś jadł tylko suchary.

Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Czw Sty 10, 2013 21:25, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:20    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Pożywny pokarm dla umysłu skąd się bierze?

Z relacji. Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku. Bo kiedy jesteś z drugą osobą, to rozpoznasz w sobie i agresję, i małostkowość, i inne przykre rzeczy.

Osoba borderline żyje w przekonaniu, że może być samowystarczalna. Wszystko, co dobre, mieć w sobie. Nie czerpać z zewnątrz. Usłyszałam taki oto opis życia wymarzonego: "Mam pieniądze, mieszkam w dużym domu z siłownią, w której sobie ćwiczę, wieczorem czytam mądre książki i nie muszę wychodzić w ten zły świat". Proszę zauważyć: jest tu samowystarczalność i elementy doskonalenia się (siłownia, czytanie mądrych książek). Doskonalenie się to kolejna obsesja takich osób. Wierzą, że mogą wrócić do raju, z którego kiedyś zostały wygnane.

Do raju?

Do świata idealnego, gdzie dobro i zło są rozdzielone, rozszczepione, są poza mną. Szatan pod postacią węża nikogo jeszcze nie skusił i nie pomieszał miłości z nienawiścią. Ten raj jest w zasięgu ręki, wystarczy tylko trochę się postarać. Udoskonalić. Wydalić z siebie ostatnie nieprzyjemne uczucie i wreszcie ostatecznie się oczyścić. Nie udało się dotąd? Może za słabo się staram. Przecież mogę być idealny, cel jest tuż-tuż.

To jest właśnie piekło takiej osoby - życie w pogoni za rajem

Pamięta pan film "Wstyd" Michael Fassbender gra tam atrakcyjnego 30-latka, który jest seksoholikiem. Rzuca się w erotyczną ekscytację, żeby uciec od myśli, że mógłby czegokolwiek od kogoś potrzebować. W końcu spotyka kobietę, która naprawdę mu się podoba. Mógłby coś ważnego od niej dostać, poczuć jakieś emocje, zakochać się. Idą do łóżka i to jest ten jeden jedyny raz, kiedy on nie ma erekcji. Ze strachu. Bo mogłoby się okazać, że nie ma w sobie wszystkiego, że drugi człowiek jest mu do czegoś potrzebny.

We "Wstydzie" dobrze widać jeszcze jeden mechanizm borderline. Chodzi o tzw. acting out, czyli rozegranie uczuć w działaniu. Fassbender po tej nieudanej randce czuje wstyd i upokorzenie. A właściwie mógłby to poczuć, ale nie potrafi. Zamiast tego idzie do klubu gejowskiego, żeby ktoś go brutalnie przeleciał i pobił. Zamiast bólu psychicznego musi poczuć ból fizyczny. Na tym między innymi polega bieda takich osób. Bo jeśli przeżywamy przykre emocje, to jest to oczywiście trudne, ale też twórcze. A jak zamiast tego napraszamy się, żeby dostać w dziób, to już zbyt twórcze nie jest.

Ten acting out dotyczy tylko złych emocji?

Niekoniecznie złych. Złożonych. Współczucie też można rozegrać w działaniu - zaopiekować się pieskiem. I nie myśleć, że jakąś ważną emocję czuje się do bliźniego.

Przez to nieustanne wydalanie uczuć świat wewnętrzny osoby borderline jest płaski, ubogi i pełen lęków. Nie ma tu miejsca na zabawę, spontaniczność, ciekawość.

No ale jak to - nie ma? Raz wierzę w Chrystusa, raz w Sai Babę, potem biegam na jogę albo funduję sobie, dajmy na to, seks grupowy. Same rozrywki

To jest rozpaczliwa ekscytacja, nie zabawa. Prawdziwa zabawa oznacza rozwój, realne interakcje ze światem, które mogą nas zaskoczyć. Osoba borderline jest jak szeryf i nie chce być przez nikogo zaskoczona. Nosi kolta u boku i nerwowo przebiera palcami.

Rozrywki i zmienne ekscytacje to w gruncie rzeczy mielenie powietrza rękami. Takie osoby często wywołują chaos wokół siebie i niesłychany nadmiar emocji.

Coś się przynajmniej dzieje.

Niektórym to odpowiada. Osoby borderline potrafią uchodzić za ekscentryczne i atrakcyjne. Zwłaszcza kobiety. "Ach, ona jest taka zmienna!". "Ależ to fascynująca osobowość". Jak Glenn Close w "Fatalnym zauroczeniu": numerek w windzie, tańczenie salsy, bieganie po parku. Mówi się czasem o zestawie narcystyczny mężczyzna i kobieta borderline. Bo ona raz się zbliża, raz oddala, on ją musi nieustannie zdobywać i wreszcie ma wyzwanie godne siebie. Potem opowiada: "Przez miesiąc było nam cudownie, ale nagle się wyprowadziła, na miesiąc wróciła, znów się wyprowadziła, i tak to trwało przez rok. Czuję się rozbity i zmaltretowany, ale to było fascynujące".

No i fajnie. Ma, czego chciał

Nie można w kółko powtarzać numerków w windzie i tańczyć salsy, bo jednak kiedyś przychodzi realne życie. I są w nim trudniejsze chwile. Spróbuj przyjść do osoby borderline, żeby cię wsparła w gorszym momencie.

W fazie zalotów liczy się powierzchowny wystrój, barwa piór, każda strona trochę udaje, żeby pokazać się lepszą. Osoba borderline często ogranicza swoje związki do tej fazy. Zlewa się, zakochuje, idealizuje partnera i oczywiście również siebie, bo przecież są jednością. Ja jestem fantastyczny, ty jesteś fantastyczna i nie wychodzimy z łóżka. A potem przy pierwszych kłopotach ucieka.

Da się żyć z taką osobą?

Związki to zabawa dla dorosłych ludzi. Najpierw trzeba dojrzeć na pewnym podstawowym choćby poziomie, a potem można coś budować. Z kimś o mocno zaburzonej osobowości naprawdę trudno żyć, a nawet się przyjaźnić. Kontakt z osobą borderline jest nieporównywalny z niczym innym. Człowiek nigdy nie wie, kiedy oberwie i za co. Zwykle w takich relacjach jest coś nadmiarowego. "Jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie, nikt nigdy tak mądrze mi nie doradził".

Pani mówiła, że te osoby są trudne w terapii, bo coś je blokuje. Co?

Kiedyś pacjent powiedział: "Mam wrażenie, że mój świat wewnętrzny to państwo totalitarne rządzone przez dyktatora". Trafne porównanie. Jako terapeutka muszę się dowiedzieć, czy w świecie wewnętrznym takiej osoby działa jakakolwiek opozycja demokratyczna, z którą mogłabym nawiązać sojusz. Czy ten świat to bardziej NRD, czy może raczej Polska Ludowa, gdzie podziemna "Solidarność" korzystała z pomocy z zagranicy.

Psychoanalityk Herbert Rosenfeld używa jeszcze innej metafory: pisze, że w umysłach osób borderline zawiązał się mafijny gang. Chore części osobowości postanowiły przejąć władzę i podporządkować sobie całą resztę.

Co ten gang chce osiągnąć?

Chce rządzić. Kontrolować. Tak jak mafia. "Nie potrzebujesz niczego od nikogo. Słuchaj tylko mnie". Nie znosi wszystkiego, co może zagrozić jego władzy - niezależności, uczuć. Domaga się bezwzględnego posłuszeństwa.

Brzmi jak opis superego

Nie do końca. Superego to zestaw pewnych idealnych wzorców, czyli - bardzo upraszczając - idealny obraz własny, do którego dążymy. Nakazy: "Masz taki być". Zakazy: "Masz taki nie być". I kary: "Jak zrobisz źle, będziesz ukarany wyrzutami sumienia". Osobowość w pełni zdrowa nie liczy na to, że te ideały osiągnie. To jest tylko drogowskaz.

U osoby borderline superego przestaje być drogowskazem, zyskuje totalną władzę i okłamuje osobowość, że może ona się stać własnym ideałem. Stać się własnym bogiem i żyć w świecie szczęśliwym, bez cienia frustracji, że coś się z tym ideałem nie zgadza.

Marzenia dosyć powszechne: być idealnym, nie przeżywać frustracji, smutku i innych zbędnych emocji. Mamy epidemię borderline?

Wielu terapeutów twierdzi, że to dominująca osobowość naszych czasów. Ale nie wiem, na jakiej podstawie, bo osoby borderline nie zaludniają gabinetów. Żeby trafić na terapię, trzeba najpierw uznać, że ma się problem.

Borderline nie wie, że ma problem?

Wie, ale pójdzie z nim raczej na policję niż do terapeuty, bo to przecież problem ze złym światem. A jeśli nawet przyjdzie do terapeuty, to powie: "Proszę zrobić coś, żebym tego nie czuł".

No i?

Rozczarowanie. Bo terapia polega na czymś wprost odwrotnym. Żaden terapeuta nie da im tego, żeby nie bolało. Przeciwnie - będzie bolało i dobrze, że boli, bo wtedy jest prawdziwie. Osoby borderline często przelatują przez gabinety, zmieniają terapeutów, odchodzą.

Częściej trafiają na terapię kobiety borderline. Mają 35 lat, nie zbudowały związku i martwią się, że zaraz będzie na wszystko za późno. Na przykład na dziecko. Mężczyzna uważa, że ma czas.

Są też formy terapii, które obiecują: udoskonalimy cię. Osobie borderline w to graj! Świetnie się czuje w atmosferze "udoskonalania", chodzi na ćwiczenia "świadomości oddechowej", kursy pozytywnego myślenia, przemiany osobowości w dwa tygodnie. To zgodne z motywacją, która brzmi: "Chcę być idealny i mogę to osiągnąć".

A jak brzmi zdrowa motywacja?

"Chcę być dla siebie bardziej realny" - to dobra motywacja. Borderline musi uznać, że jest człowiekiem zwyczajnym. Że nigdy nie zostanie bogiem, który ma w sobie tylko dobro i moc oddzielania go od zła. Brytyjski psychoanalityk Gregorio Kohon o procesie leczenie pisze tak: "Pacjent będzie musiał uznać, podobnie jak czyni to reszta z nas, że raj nie tylko został utracony - ale że nigdy nie istniał"
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:54    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Z FORUM do artykulu

autor
wrakpokontakciezbl

Troszkę bym dodał i zmienił.
Zadziwiony byłem tą kwestią samodoskonalenia -która wielu czytelników z którymi rozmawiałem -zmyliła - zaczęli szukać zachowań BL u swoich całkiem normalnych bliskich...

Powiedzmy sobie to jasno - ktoś kto miał do czynienia z Borderem wie, że TO jest TO i nic innego.
To nie ma nic wspólnego ze zmiennością nastrojów ...

A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".

UWAGA na jego przewrotną logikę !!!
Ona jest prosta i żelazna i nie jest to kwestia najwyższego IQ aby to rozpoznać.
Broń Boże abyście starali się z nim mierzyć i coś udowadniać - nic nie wskóracie,
jesteście jego krótką grą, etapem w życiu, choćby Wam obiecywał, że jesteście jedyni, niepowtarzalni, jesteście celem jego życia...

Ofiarami BL są ludzie najczęściej o dużej empatii (lub też skrajni narcyzi) - oni w swojej dobroci chcą mu pomóc w jego walce ze złym światem, nawet nie przypuszczają, że są JUŻ jego ofiarą.
Teraz BL będzie tylko zagęszczał sieć intryg.
Tacy ludzie dają z siebie coraz więcej i więcej bo są przekonani, że da się Bordera "wyleczyć" swoją miłością, oddaniem itd. wielokrotnie nie wytrzymują ale wtedy border wraca i LOGICZNIE I SENSOWNIE "przyznaje" się do swoich złych działań i obiecuje zmianę, poprawę i znowu jest sielanka...

Poznacie Bordera po tym, że w dłuższym okresie czasu WSZYSCY są lub byli jego wrogami.
Od rodziców, przez rodzeństwo, nawet dzieci, kolejno wszyscy partnerzy, przyjaciele i przyjaciółki.
Wrogie fronty ciągle się zmieniają. Jednego dnia możesz usłyszeć, że ktoś jest skończoną kanalią, z którą Border nie chce mieć już nigdy nic do czynienia, po jakimś czasie ta osoba jest autorytetem i przyjacielem, który dobrze jej życzy aby za jakiś czas znowu stać się ostatnim wrogiem.

To samo dotyczy wspomnień - raz są one traumatyczne
a później okazuje się że nie, że było całkiem fajnie....
U bordera nie istnieje coś takiego jak nienaruszalne wartości, obiekty szacunku - to tylko kwestia czasu aby o WSZYSTKICH usłyszeć, że są źli, najgorsi, że nigdy więcej nie chcą o nich słyszeć.

I na koniec...
Po bliższym kontakcie z Borderem jesteście psychicznym wrakiem, (znaczna część trafia w końcu do psychologa aby przywrócić własną samoocenę i stabilność świata) jesteście w centrum skłóconego świata, już odcięliście się od swoich dotychczasowych przyjaciół i znajomych, często rodziny. Wspierając bordera, chcąc mu pomóc, walczyliście w jego wojnach wszystkich ze wszystkimi.
W końcu czas przychodzi na Was, w końcu sami stajecie się jego wrogiem i dołączacie do długiej listy znienawidzonych, którzy są winny wszystkich jego krzywd - cokolwiek byście nie zrobili dla niego, jakkolwiek byście mu nieba nie przychylili - ta świadomość dla normalnego człowieka jest nie do zniesienia!

Co przyciąga do Bordera?
Te krótkie chwile, w których wychwala Was pod niebiosa, kiedy jesteście dla niego jedynymi wspaniałymi na tym złym świecie, którzy go rozumiecie, jedynymi którzy KIEDYKOLWIEK go rozumieli.
Ten sam motyw zauważycie nawet w opisie z punktu widzenia terapeuty.

BORDERÓW POWINNO SIĘ OZNACZAĆ!

Niestety piszę to w pełnej świadomości, że to i tak nic to nie da.
Z wewnątrz sieci Bordera nie da się dostrzec realnego świata.
Jakakolwiek próba dotarcia jest traktowana jako przejaw wrogości.

Może PO FAKCIE, komuś to pomoże zidentyfikować z kim mieli do czynienia
i że czas zgłosić się do terapeuty po pomoc sobie
aby dać się przywrócić do pełni sił psychicznych
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 22:09    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".

........... tu chyba autor z forum zle zrozumial slowa autora artykulu. Moim zdaniem autor ma na mysli doskonalenie maski , tej "mafii" w glowie bordera.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość     


Wiadomość
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Wto Gru 11, 2012 19:11    Temat postu: niezwykle ciekawa dyskusja o zyciu z zaburzencem     Odpowiedz z cytatem
o milosci i osobowosci zaburzenca..
http://forum.gazeta.pl/forum/w,35861,13 … i.html?v=2

warto przeczytac..
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
kejtusik



Dołączył: 26 Maj 2012
Posty: 59
Skąd: zach pom
   
PostWysłany: Wto Gru 11, 2012 22:54    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
bardzo duzo świetnych informacji, ileż w tym prawdy..
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 8:24    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Prawdy .. o nas. Czesto mysle, ze gdyby nie doswiadczenie z zaburzencem nie poznalabym siebie, swoich defektow , swoich charakterologicznych sklonnosci do wiklania sie w uklady zaburzone., ze w tym wszystkim jest ogrom szczecia w nieszczesciu.bo wyszlysmy z tego inne, dojrzalsze swiadome pulapek ktore sa w nas samych.

.
\ Ponizej kilka wybranych feagmentow ktre kazda z nas powinna przeczytac i poznac i zapamietac..

Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Sro Gru 12, 2012 13:50, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 10:52    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Tam, gdzie pojawia się lęk przed stratą - nie można stawiać granic. Ten, komu bardziej zależy przestaje mieć moc stawiania granic i warunków. Boisz się, że jeżeli przestaniesz akceptować, przestaniesz wspierać, dawać za darmo - ktoś odejdzie. A lęk przed stratą jest powodem rozpadu wielu wspaniałych relacji. W związku stery trzyma ZAWSZE ten, komu mniej zależy. Jeżeli ster trafi w ręce zaburzonej partnerki/partnera - jest koniec lotu."
"

"Przecież wiesz, jak jest bord zbudowany. Deklaratywnie kurewsko potrzebuje bezwarunkowej, matczynej/ojcowskiej miłości, oddania i poświęcenia bezgranicznego. Ale im bardziej udowadniasz mu swoje oddanie i pokazujesz poświęcenie - on tym bardziej się Tobą brzydzi. Wysysa z Ciebie całą miłość i zostawia. Uznaje to za Twoją słabość, bo dajesz mu więcej, niż na to zasługuje. Nie musi się starać.

Mi się wydaje, że jest tak: bord jest ukierunkowany na zdobywanie atencji, współczucia, jest sępem miłości - bo całe dzieciństwo spędził bezpardonowo walcząc o to, co mu się z nadania jako kochanemu dzieciakowi należało. Każdy, kto spróbuje iść tym tropem, "uratować", wypełnić te prastare deficyty przejebie z kretesem. Dopóki bord będzie się musiał starać o to wszystko, o co niesprawiedliwie i niesłusznie musiał się starać za dziecka - bord będzie się starał. Bo to staranie ma zakodowane w podświadomości. Ma zakodowane coś, z czym mu kurewsko niewygodnie, ale czego nie może się pozbyć - że na czyjąś miłość trzeba zasłużyć. I chociaż nie wiem jak by chciał sobie udowodnić, że jest inaczej - szczerze wierzy tylko w ten smutny scenariusz.

Jeżeli bord dostanie, zdobędzie - pójdzie się starać gdzie indziej. Pójdzie realizować swój smutny, dziecinny schemat do kogo innego. Pójdzie grać w swoją grę z kimś innym."
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:33    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Wiesz, NIC tak nie boli jak obojętność. NIC. Chłód, dystans, zobojętnienie. To dla mnie nawet nie zaprzeczenie miłości, to coś co ją absolutnie wyklucza. Nie ma mowy o miłości, o jakimkolwiek uczuciu, kiedy mam kogoś gdzieś, kiedy go nie zauważam, kiedy jest mi obojętny. Kolosalna większość ludzi, z którymi mam styczność, znajduje się w mojej świadomości w tej bezpiecznej strefie. Bo wiem, że gdy pozwolę na to, by ktoś przekroczył tę niewidzialną linię, to cholernie trudno będzie mi go z niej potem wykopać, stracę wiele sił i sporo samej siebie, swoich zasobów."
.
to teraz sobie wyobraź, że on trzyma WSZYSTKICH w bezpiecznej strefie. Dosłownie wszystkich, łącznie z najbliższą rodziną. Ze WSZYSTKIMI ma powierzchowny kontakt. Owszem, ma sporo znajomych, ale takich do pogadania o filmie albo ubraniach."
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:39    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Odzyskałaś wzrok. Cenę, którą musiałaś zapłacić za obdarzenie kogoś naturalnym, pięknym, czystym uczuciem - znamy wszystkie. Też ją płacimy albo już zapłaciłyśmy.
A gdyby nawet wrócił na terapię, to co ? Wybaczysz, zapomnisz ? Nie da się. Jesteśmy tylko ludźmi. Wciąż nie wymyślili piguł na totalny reset pamięci i nawet jeśli zdecydowałabyś spróbować raz jeszcze (w imię dobrych czasów, które razem przeżyliście) robak zwątpienia i poczucia beznadziei już w Tobie zostanie. Brak zaufania już w Tobie zostanie. I będzie Cię toczył codziennie.Bo nie da się NIE PAMIĘTAĆ.
Wiesz, co ja sobie pewnego dnia uświadomiłam ?
Że za pięć miesięcy, rok, dwa czy trzy BĘDZIE TAK SAMO JAK DZIŚ.

Będę w tym samym punkcie "związku".
Nic się nie zmieni.
Och, świetnie to wiem: nic nawet nie drgnie.

A KIEDY TO WRESZCIE DO NAS DOTRZE _ NASTEPUJE MOMENT PODJECIA DECYZJI
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:48    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Jeszcze jedno: każdy z nas ma indywidualnie ustawiony próg bólu, granicę tego, ile potrafi znieść. Ja, w imię miłości, wybaczania, rozumienia i czego tam jeszcze, zniosłam tyle upokorzeń, że w końcu zaczęłam sobą pogardzać. Pogardzać za to, na ile się zgodziłam, jakie rzeczy próbowałam zapomnieć i wybaczyć, że w momencie, w którym trzeba było odejść, nie odeszłam, ale dawałam kolejne szanse i łykałam kolejne obietnice (w które, nota bene, przestałam wierzyć, wiedziałam, że zostaną złamane).
To było jak cykliczny gwałt dokonywany na samej sobie. Nieoczekiwanie wracało w snach, w koszmarach. Pamięć nie chciała się zresetować, podświadomość żyła sobie hiperaktywnie, a ja zaczęłam wydatkować nieprawdopodobne zasoby energii na obronę integralności własnej psychiki.
.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:54    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
bord cierpi świadomy tego, że krzywdzi -
> kocha zawsze ze strachem, że go ograją i rozpieprza wszystko - sobie też"

Właśnie, "ograją". Dlatego - rozpieprzyć w najpiękniejszym momencie, żeby nie było gorzej. Zamrozić chwilę, dalszy ciąg dopisać w głowie. Kochać zrywami, chwilami. Bordowi się wydaje, że każda miłość wygląda tak jak jego - niestabilnie, skrajnie, histerycznie. Że czyjaś miłość - tak jak jego - to zlepek największych emocji na świecie. Że te emocje, dobre i złe, najpiękniejsze i najbrzydsze, stanowią o sensie i trwaniu miłości. Jeżeli zelżeją - będzie po wszystkim, nic już nie zostanie. Dlatego walczyć, ranić i głaskać, wybaczać i prosić o wybaczenie, przeżywać niepewność, huśtać łódką.
Nie dość, że w głowie karuzela - przypuszczenie, a w zasadzie pewność, że druga strona przeżywa tak samo. Te same stany niepewności, wątpliwości, tak samo na przemian kocha i nienawidzi.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:57    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Bord trzyma się na wodzy, trzyma innych, w tym "ukochaną" osobę na bezpieczny dystans, bo kiedy dopuści zbyt blisko - można borda łatwiej i mocniej/głębiej zranić. Nie przychodzi im do głowy, że nie wszyscy na tym świecie chcą ranić. Też miałem takie same, identyczne wręcz obawy - kiedy byłem duuuuużo młodszy... Ale ostatcznie zrozumiałem bezsens takiej postawy, nie będę z góry skazywał się na miałkość i płytkość w niby-związku. I to jest chyba zasadnicza róznica pomiędzy bordem, a normalsem - paniczny strach przed bliskością, przed całkowitym oddaniem się drugiej osobie. Bo skrzywdzi mnie, prędzej czy później... A normals w dupie ma to, czy go ktoś skrzywdzi! Pewnie że tez go zaboli, ale poboli i przestanie, a można przecież wygrać Miłość (duże M). Suma summarum - "gra" nader warta świeczki Wink
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 12:02    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Hmmmm
Tak sobie dziś dumałam, i doszłam do wniosku, że lekarz/terapeuta jest dla bpd idealnym obiektem uczuć i idealizowania... Bo

-jest niemal z definicji niedostępny, nieosiągalny (jeśli istnieje relacja lekarz-pacjent)
-równocześnie jest tak blisko jak nikt: wie o Tobie tyle co nikt, zwierzasz mu się, zna Twoje troski, lęki, obsesje, słabości
-w pełni Cię akceptuje
- nie chce Cię zmieniać, by było mu z Tobą lepiej, czy dla dobra związku
- chce Ci pomóc, chce byś była zdrowa, to jest jedynym celem
- nie może Cię skrzywdzić, brutalnie odrzucić, chamsko skrytykować
- On Cię ROZUMIE (jeśli jest dobry Razz) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- nie wolno mu Cię tknąć ani okazywać względów, co może stanowić cholerne wyzwanie (dla mnie stanowiłoby)
- nie wyśmieje Cię, nie zrobisz z siebie nawet idiotki próbując go chwilami oczarować, bo Cię zna (Twoją psychikę, zaburzenia) i go to nie zaskoczy
- mimo to możesz sobie wyobrażać, że on pragnie Twojej bliskości równie silnie jak Ty jego, i to, znając nas, nie musi być jedynie wyobrażeniem
-on MA OBOWIĄZEK Cię wysłuchać, być, gdy go potrzebujesz
- jest wysoce przewidywalny (wizyta, jej przebieg, termin, jego podejście do Ciebie - żadnych złych dni czy humorów)
- nie da się wyprowadzić z równowagi Smile choćby nie wiadomo co (chyba, że jest kiepski)
- raczej nie zdołasz go zranić (chyba, że on jest słaby, a Ty dobra)
- nie jest od Ciebie zależny i nie stanie się nagle (jesteś bezpieczna)
- wyobraźnia ma pole do popisu
- to zazwyczaj bardzo inteligentni (mówię o psychiatrii i psychologii), empatyczni, głębocy mężczyźni
- nie ma wobec Ciebie oczekiwań, niczego się nie spodziewa, po prostu chce Ci pomóc i cieszy się gdy to następuje
- nie osądza Cię
- nie musisz się go bać
- możesz mu zaufać naprawdę, jak nikomu (nie wykorzysta Twoich słabości ani informacji o Tobie)
- możesz być sobą (a nawet chyba powinnaś)
- tak jak pisałaś, są twarde reguły, zasady, granice, jest wreszcie jakiś porządek, jakaś tama..
- Ty także nie możesz mieć wobec niego dużych oczekiwań (nie mówię o skutkach terapii tylko o relacji z nim), więc... pewnie ich nie masz
- jest niedostępny, bo nie może być, więc nie masz do niego o to żadnego żalu

Kurczę no.. To tak z kopyta, jakby pomyśleć dłużej, to znalazłoby się dużo więcej argumentów...

O!
- nie jest zazdrosny o innych, jesteś wolna !!
- nie obarcza Cię swoimi problemami, troskami, kompleksami (choć pewnie bardzo byś chciała), jest ideałem bez wad (bo jak tu je poznać?)
- nie odejdzie, nie opuści, jeśli tylko Ty tego nie zechcesz

--
inni boją się śmierci ja boję się żyć
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:13    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Chodzi o to, o co zwykle - o strach. Osoba zaburzona ma misternie przez lata zbudowany system zabezpieczeń i wypracowany w pocie czoła model funkcjonowania wśród ludzi. Taki, który kosztuje go jak najmniej bólu. Im wszystkim - i dda, i bpd i innym - koszmarnie trudno funkcjonować wśród ludzi, w ekstremalnych przypadkach każda jedna jebana sytuacja rośnie do rangi misji kosmicznej, nawet zakup biletu w kiosku. Wiem, bo kiedyś otworzyła się przede mną taka osoba i się przeraziłem, serio. Po zwykłym dniu, najzwyklejszym, bez żadnych problemów ani wyzwań, fizycznie padała na twarz ze zmęczenia, bo od rana w masce, od rana z kontrolą pod rękę, od rana do wieczora zgadywała, jak powinna się zachować w każdej jednej sytuacji, co

odpowiedzieć, co powiedzieć, co o niej myśli ta osoba, a co inna. czy już ją nienawidzą, czy zaraz znienawidzą, czy widać po niej, że ma w środku to, co ma, czy nie widać. A wiesz, ta osoba wśród ludzi uchodzi za super spontaniczną, "normalną" do bólu, wesołą i atrakcyjną. Jest jedno ale - sama nie wie, kim jest. Bez "udawania", wcielania się w sztuczny sposób w role fizycznie znika.

"ten lek przed bliskoscia kaze mu niszczyc testowac prowokowac az do wykonczeni
> a partnera."

testuje, bo nigdy nie ma dość dowodów ani dostatecznie silnego dowodu, że może zaufać. Testuje w nadziei, że któryś kolejny test przyniesie mu pewność, gwarancję, że może sobie pozwolić na zdjęcie zbroi i nie dostanie wpierdol. Testuje, bo nie wierzy, że za każdym razem ten sam test przyniesie identyczny wynik i nie uwierzy nigdy. Testuje, a im bardziej test przynosi wynik na korzyść partnera - tym silniejsza jest reakcja "oooo nie, chcesz mnie oszukać i zabić! Okej, prawie ci się udało!". I przychodzi z kontrą, zapina zbroję, żeby szybciej oszukać i zabić. Bywa podły i niszczycielski, udaje, że mu nie zależy - bo ten, komu mniej zależy, kto jest bardziej zimny, kto nie potrzebuje - w życiu wygrywa. Ten, komu bardziej zależy kieruje związkiem, w odczuciu borda przejmuje władzę nad jego życiem. Dla borda utrata kontroli, świadomość tego, że ktoś nim kieruje, że jest od kogoś zależny - to koszmar życia. Ten, kto silniejszy - kontroluje, ten, kto słabszy - jest na łasce kontrolującego, bezbronny.Dlatego bord, chociaż słaby jak osikowy listek, zrobi wszystko, żeby Ci udowodnić, że to TY jesteś ta słabsza. Dla borda kochać = być słabym = wystawić się na pogardę i zniszczenie. Oddać swój los kompletnie w czyjeś ręce. Dać się ośmieszyć, skompromitować, dać sobie zabrać "ja" i dać się wchłonąć -> utracić siebie. Bord się odbija w swojej relacji jak w lustrze, zresztą każda relacja jest odbiciem partnerów. Nawet kiedy bord widzi swoje piękno - zwyczajnie w nie nie wierzy. Traktuje to odbicie jako pułapkę, oszustwo i mistyfikację, dobre słowo - jak pochlebstwo, które ma jeden cel: omamić go i zniszczyć. Cierpi z niewiary, jak widzi swoje piękno, cierpi z cierpienia jak widzi swoje krzywdzące oblicze. Wciąż nie widzi jednego i stałego, tego samego siebie - wciąż na przemian dwie różne osoby. I do końca nie wie, która z nich to on sam. A może żadna?

Bord, podobnie jak dda - WIE, że znowu schrzani, on nie myśli, on to zwyczajnie wie. I nie widzi, że to samospełniająca się przepowiednia. Terapia zaburzonych - rzecz ultratrudna. Dlatego może, że to, co trzeba wyleczyć to koszmarny lęk przed odsłonięciem się i tym, że ktoś zobaczy słabość. A tak się składa, że samo zaczęcie terapii, sama pierwsza wizyta u psychologa to deklaracja "jestem słaby, nie radzę sobie, boję się - pomocy". Czyli trzeba przezwyciężyć lęk na samym początku drogi ku lepszemu, a to przecież ten sam lęk, którego wykorzenienie z dna duszy zajmuje potem lata, a czasami nigdy nie wychodzi.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:44    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Kontrola to podstawowy problem borda w związku. W walce o kontrolę bord przesuwa granice. W nieskończoność powiększa swoje terytorium i strefę komfortu kosztem strefy komfortu partnera. Jeżeli się nie udaje otwarcie i bezczelnie, bo jest opór i przykre konsekwencje - niezauważalnie przesuwa i podstępnie. Podświadomie sprawdza czujność.

Jakby karmił się drobnymi zwycięstwami w tej walce o strefę komfortu/niepodlełość. Te potyczki i zwycięstwa są niezbędne do przetrwania relacji. Kolejne dowody na to, że jednak wszystko od borda zależy, że jest na górze. Nieprzerwane pasmo testów, których wynik jest zawsze negatywny Smile Jeżeli bord nie ma kontroli - źle, jeżeli ma kontrolę - fatalnie.

Bord CHYBA podświadomie bardzo chce, żeby partner złamał ten schemat. Chciałby bord zależeć i się tego nie bać. Chciałby, żeby ktoś wziął tę odpowiedzialność, której sam nie umie wziąć - ale nie może do tego dopuścić, oddać tej odpowiedzialności, której i tak nie ma, bo strach. Bo jeżeli da trochę kontrolować - ryzyko, że odda całą kontrolę. Jeżeli odda trochę odpowiedzialności - takjakby oddał się całego w czyjeś władanie. Jest wściekły na partnera, że partner nie umie do tego doprowadzić, przejąć tej kontroli i odpowiedzialności. Że nie umie go przechytrzyć, jego podświadomości Smile A jak ma partner wygrać?

Nie stawia partner granic, zbywa milczeniem jazdy - źle, bo "sobie daje" -> utrata szacunku.

Próbuje nawiązać spokojną dyskusję, próbuje pokazać granice - źle, bo "dlaczego ma być tak, jak TY chcesz!?"

Wchodzi w kłótnię - źle, bo "jest za słaby daje, się wciągnąć..." albo "jest agresywny!" albo co jeszcze chcesz.

Przecież wiesz, że bord MUSI sobie udowadniać, że nie należy i nie zależy i często każdą, każdziutką sytuację do tego sprowadzi. Ale nawet, jeżeli zapewni się maks niezależności i niepodległości - to nie działa, bo bord realizuje się w walce i w nadmiernych emocjach, które z tej walki wynikają. Pewnie bardzo chce z tego zrezygnować, ale nie umie, tak jest i basta.
"Jak to, zachowuje spokój - więc mu nie zależy! Jak to - nie wkurwia się, więc olewa!"
"Nie pozwala mi? Hahahaha, niech się pałuje, może sobie pozwalać albo nie!!! O, pozwala mi? Jak to? No dobra, ale na TO to już na pewno nie pozwoli!"

"> mamy parę - sfrustrowany/poświęcający się normals i sfrustrowany/rozdeptany bo
> rd "

a nie odwrotnie? Sfrustrowany, rozdeptany normals i sfrustrowany, poświęcający się bord? Bord rozdeptany to taki, któremu z wielką przykrością i jeszcze większym bólem przyszło się pogodzić z tym, że żeby mieć coś najcenniejszego - trzeba coś dać? Cokolwiek?

Czasami bywa: "on tak dużo przy mnie zniósł... chyba nikt inny by tyle nie wytrzymał, z nim sobie będę".

Znam takie przypadki, po "przetestowaniu" kilku partnerów, po kilku pełnych burz i namiętności związkach bord/dda wraca do tego, który wytrzymał najwięcej, który kocha najmocniej - nie do tego, KTÓREGO kocha najmocniej. Nie wiem, może dochodzi do wniosku, że może albo mieć czyjąś miłość, albo żadnej?
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:48    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
znasz swoje granice?

wracaj się do nich może czasem - faje są/były?
bord łamie granice - tak musi Smile więc nie przesuwaj ich - nie utrudniaj bordowi Smile

uśmiechasz się? załapałeś?
wiem wiem wiem - trudne




puenta cudna.
uff. ale mysle,ze bylo warto.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
nika14



Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
   
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 22:21    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Czytałam i jeszcze poczytam, masz rację Marto, bardzo ciekawa dyskusja.
Myślałam ,że mam już otwarte oczy na problem, ale po przeczytaniu tego co wskazałaś otworzyły mi się jeszcze bardziej.
Czyli nasi zaburzeńcy są bardzo precyzyjnie zdiagnozowani.
Polecam wszystkim, aby poczytali, warto.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
Zeberka



Dołączył: 25 Sie 2012
Posty: 34

   
PostWysłany: Czw Gru 13, 2012 0:27    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Marta, stałaś się specjalistką w tej dziedzinie:)
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
Wyświetl posty z ostatnich:
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu        Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie     Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


   
Skocz
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Czw Gru 13, 2012 7:24    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
nie wiem, raczej nie aspiruje do specjalistki..
raczej rozwiazuje wlasne problemy.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
nika14



Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
   
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 19:45    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Przemocowiec, psychopata, wariat, świr, potwór itp. - takimi epitetami dotąd określałam zachowanie swojego męża w najgorszych momentach naszego wspólnego życia, w chwilach bezradności, rozpaczy.
Niczego tak naprawdę nie rozumiałam do końca. Czy to była moja wina? zadawałam sobie pytanie.
Nie potrafiłam ani odejść od niego ani żyć z nim.
A czas płynął, on krzywdził mnie i dzieci.

Brak świadomości, szukanie po omacku, istna karuzela a cisy leciały z każdej strony, bez chwili na zebranie sil, na odpoczynek.

Od dawna czytam i próbuję zrozumieć ten bałagan w moim życiu, z każdym miesiącem jestem silniejsza, mam większą wiedzę.

Teraz, dzięki Tobie Marto, odkrywam coś, co mnie uświadomiło już chyba do końca, tyle lampek nagle zaświeciło mi się w głowie.

Pograniczne zaburzenie osobowości -(BPD) Borderline

Przeczytałam już prawie wszystko co znalazłam na ten temat w internecie i powaliło mnie na kolana.
Mój mąż jest wręcz książkowym przykładem tego typu osobowości, zaczynając od dzieciństwa przez nasze małżeństwo po chwilę obecną, całe jego zachowanie z najmniejszymi szczegółami, pasuje do opisanego BPD.
A ja miałam go za wrednego psychopatę, on jest po prostu tak "zbudowany" i on musi tak postępować.
Nie tłumaczę go, nie mam takiego zamiaru. Ale nie miałam zielonego pojęcia ,że on jest po prostu "inny", że żyje w swoim świecie, pełnym pustki, bólu, ucieczki przed samym sobą.
Nie, wcale mi nie ulżyło, że wiem już w czym tkwię.
Zrozumiałam jednak jakie mechanizmy spowodowały, że ja pielęgnowałam tą jego "inność" , nieświadomie. Nie jestem bez winy, mimo, że to on zrobił ogromną krzywdę swoim najbliższym.

Dotarło wreszcie do mnie, że walka z takim człowiekiem to nieporozumienie, udowadnianie mu winy, szarpanie się w sądzie.
Nie tędy droga, odejść, odejść możliwie najspokojniej, odsunąć się. Tak jak ktoś napisał w tej dyskusji, którą wskazałaś Marto, że :" życie z takim człowiekiem to wieczny poligon".

Wszystko zaczyna się od tego co mamy w głowie, od tego czy jesteśmy świadome swoich relacji. Niepotrzebne jest to całe cierpienie, łzy, nadzieja, dawanie kolejnej szansy, czekanie, że coś się zmieni na lepsze.

Zrozumiałam i jak na razie siedzę i analizuję całe swoje małżeństwo, wszystko ułada się teraz w logiczną całośc. Nie sądziłam,że zrozumienie problemu tak bardzo odmieni mnie, moje patrzenie na niego i na siebie.

Warto poczytać , naprawdę warto, nasza świadomośc może odmienić wszystko, a co najważniejsze przynieś ulgę w niepotrzebnym cierpieniu.
Żal mi jedynie strconych niepotrzebnie lat na walce o ten związek.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:16    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Nikus,
Zaburzenie osobosci, borderline, psychopatia, narcyzm , osobowosc historiniczna/ histeryk/ anankastyczna , schizotymiczna, antyspoleczna itd wg klasyfikacji to wciaz psychopatia, wciaz patologia rozwoju osobowosci. Narcyzm, aspoleczna i pograniczna wyrzadzaja najwieksza krzywde otoczeniu wiec o nich jest najczesciej mowa. gdy uzywa sie slowa "psychopata". Przy tym nalezy pamietac ze najczesciej mamy do czynienia z typami mieszanymi. tj jakis omawiany psychol ma w sobie po troszke wszystkiego .Kazdy z nich ma zestaw cech wspolnych dla wszystkich zaburzencow , to dlatego wydaje sie nam ze sa jak klony, niemal identyczni.Wynika to z ubostwa struktur, no wzieli i sie nie rozwineli.zatrzymali na poziomie drozdza. Lecz jak im sie lepiej przyjrzec widzimy ze jednak sie roznia.. jeden jest wesołkiem glupkowatym, drugi nadety , trzeci ponurak, jeden hipochondryk, inny niezmordowany w dzialaniu,jeden oferma niedojda, inny cwany umiejacy sie dobrze urzadzic, jeden towarzyski bezkrytycznie, drugi samotnik , jeden alkoholik, drugi kropli alkoholu nie wezmie do ust. itd..
Jesli przeczytsz dobre opracopwanie np narcyzmu tez uznasz ze to bajka i twoim psycholu. Przynajmniej ja tak szlam.. i doszlam do punktu ze juz wlasciwie nie chce JEGO diagnozowac.. wystarczy ze wiem, ze wreszcie uwierzylam , ze jest zaburzony.
Na poczatku zareagowalam jak Ty. Eureka! juz wiem, juz rozumiem. Wielka ulga. Lecz dalej cos zaczelo sie psuc.. uznanie,ze on jest swirem jakos zaczelo mi uwierac.. . w koncu doszlam do pytania.. skoro on byl swirem to kim ja bylam ? Jak to mozliwe ze bralam smiertelnie serio bredzenie 3 ;latka udajacego doroslego? Jak to mozliwe ze dalam sie wciagnac w jego gre i ba! walczylam jak lwica aby sie ze mna bawil a nie glownie walczyl. Zatrzymalam sie na slowie " bawil " i zobaczylam kolejne drzwi. Otworzylam i zobaczylam lustro a w nim siebie.- ale jaką!
To byl bardzo wazny moment.. on znikl, wyszedl z mojej glowy.. zostalam sama z karykatura siebie w lustrze. .Wiem,ze i Ty dojdziesz do tego.
. Do tanga trzeba dwojga.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
nika14



Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
   
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:55    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Dla mnie teraz nastąpił moment, kiedy wreszcie uwierzyłam, że on jet zaburzony. Przedtem próbowałam wierzyć i jednocześnie sama siebie oszukiwałam, że może jednak się mylę. Masz rację, pisząc o pozostałych typach zaburzeń, w nich też odnalazłabym jego, nie chcę już drążyć, diagnozować , jak to nazwałaś. Ale opis BPD jest w każdym zdaniu opisem jego zachowania, poraziło mnie kiedy to czytałam.
Może nie chciałam się bawić w diagnozowanie, raczej próbowałam zrozumieć.

Bardzo dobre pytanie "skoro on był świrem, to kim ja byłam?" No właśnie, kim ja byłam?

Pewnie dzięki temu, że żyłam z takim człowiekiem, lepiej poznam samą siebie.

Piszesz, że do tanga trzeba dwojga , tak i ja tańczyłam z nim ten taniec -czy to się nazywa współuzależnieniem ?
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:58    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Dotarło wreszcie do mnie, że walka z takim człowiekiem to nieporozumienie, udowadnianie mu winy, szarpanie się w sądzie.
Nie tędy droga, odejść, odejść możliwie najspokojniej, odsunąć się.

. dzieki.,. jak wiesz malo kto zgdzal sie z e mna w tej kwestii.. byly chwile,ze zaczynalam watpic , myslalam,ze projektuje swioje doswiadczenia, z e moze oceniam innych swoja miara , tj moze nadmierna ugodowoscia,wlasnym lekiem przed wchodzeniem w wojne itp..
To byly chwile, bo w srodku czułam ,ze mam racje.. ze sa ludzie i sytuacje z ktorymi nie nalezy isc na wojne poniewaz sa niezwykle brutalni i nieprzewidywalni w walce i roztrzaskuja ofiare na strzepy .oraz bo nie sa w stanie zrozumiec krzywd jakie zrobili. Wiec ew kara jest bez sensu.i wzbudza w nich jedynie poczucie krzywdy.i chec odwetu.
No i ze jak wyzej.. do tego tanga jesli taniec trwa dluzej - zawsze trzeba dwojga.

Czesto piszemy, ze nie potrafimy juz zaufac.
Czemu? bo zostalysmy skrzywdzone, oszukane, bo przemoc wykoleila nam psychike, zniszczyla nas Mamy tego swiadmosc.
A teraz odwrotnie..
a jesli nasi sprawcy przeszli podobna albo znacznie gorsza/ sadze ze gorsza bo byli dziecmi/ traume? Jesli ktos im zniszczyl psychike ? jesli oni wchodzac w zwiazek czuli tak jak my dzis czujemy? chcieili kochac chcieli byc blisko ale .. nie umieli? umieli jedynie to i tak i w taki sposob jak i czego sami doznali?

Zrobilam mala wizualizacje..
gdyby ktos.. ktos prosil, blagal mnie zaufaj
lub kochaj mnie
i jednoczesnie byl dla mni dobry, troszczyl sie o mnie, ba mial same zalety.. gdyby w jego towarzystwie bylo mi dobrze i bezpiecznie.
gdybym chciala z nim byc, zostac z nim, bo mi dobrze..
gdyby ten ktos prosil L zaufaj mi.
nie zaufalabym.
gdyby prosil kochaj mnie
nie moglabym.
Bo juz nie moge. Boje sie.
Ale to nie wyklucza checi bycia z ta osoba.
A wiec? a wiec najlepiej aby on nigdy nie ządal zaufania, ani kochania, i wogole nie narzucal sie ze swoimi uczuciami emocjami . Ma byc ale .. na bezpieczny dystans. Ma dac swoje zalety, te ktore mnie przy nim zatrzymaly ale nie zadac odemnie za wiele. Nie wchodzic mi w dusze.
Gdyby jednak probowal.. wzbudzilby w e mnie irytacje i.. lek. , czulabym sie postawiona pod sciana, oczekuje sie odemnie tego czego ja nie mam. I pewnie wymamrotalabym jak moj przemocowiec " czego ty chcesz? przeciez jestem, wracam tu, pracuje, nie latam za babami" I podobnie jak on staralabym sie unikac bliskosci. , trzymac sie daleko. I.. udawac, klamac ze cos mam dla niego.casem dc mu zludzenie z e jestem blisko.. albo..
Albo:.. musialabym powiedziec : wybacz , nie dam rady. Jest mi z toba dobrze lecz nie umiem ci nic z siebie dac, bo tego czego oczekujesz we mnie nie ma. I musialabym odejsc z zycia tego czlowieka. Czyli stracic cos co dla mnie bylo wazne.. dobroc , troske, milosc, bezpieczczenstwo jakie ten czlowiek dawaal mnie.
Czy nie przed podobnym po czesci dylematem stoi zaburzeniec?]

Czy aby ni ejst tak,ze osoba zdrowa emocjonalnie instynktownie nie bedie wchodzila w takie uklady albo jesli juz wejdzie w chwili kiedy zrozumie,ze przeliczyla swoje sily uczciwie powie " wybacz, nie potrafoe ciebie kochac ani zaufac" i odejdzie.
Natomiast zaburzeniec nie potrafi tego powiedziec bo. byc moze nie wie co czuje, nie rozumie ze krzywdzi , i chce kurczowo zatrzymac i trzymac i utrzymac swoj dobrostan.tj dobroc troske partnera..jego ofiarnoc ..
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
kejtusik



Dołączył: 26 Maj 2012
Posty: 59
Skąd: zach pom
   
PostWysłany: Sob Gru 15, 2012 15:12    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Cytat:   
nie sa w stanie zrozumiec krzywd jakie zrobili. Wiec ew kara jest bez sensu.i wzbudza w nich jedynie poczucie krzywdy.i chec odwetu.


dlatego ja zrezygnowałam w rozwodzie z orzekania
nic nie dochodzi do tych pustych głów, żaden logiczny argument, jak grochem o ścianę
zauwazyłąm, że odkąd przestałam jemu tłumaczyć całą moja logikę odnośnie przyczyny końca nszego małżeństwa jestem mniej sfrustrowana, ale do tego trzeba dojrzeć, odczekać swoje.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur


Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki
   
PostWysłany: Wto Gru 18, 2012 22:54    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
To nie jest takie jednoznaczne. Przyznaje, ze w niektórych przypadkach faktycznie lepiej zamknąć sprawę i do niej nie wracać, ale w niektórych...to o czym piszecie jest najbardziej przydatne gdy dwie strony są zgodne i dążą do wypracowania jakiegoś - choćby pozornego kompromisu. Niestety, w wielu przypadkach proste odejście, nie orzekanie, ucieczka, niewiele zmienia. Są sytuacje kiedy sprawca znęca się mimo orzeczonego rozwodu, niezamieszkiwania pod wspólnym dachem a nawet po zakończeniu sprawy karnej. W każdym przypadku trzeba zapytać - czego chcesz i jak to zmienić? - dopiero później starać się znaleźć wyjście aprobowane przez krzywdzoną!
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora         
bonifacy



Dołączył: 08 Wrz 2012
Posty: 108

   
PostWysłany: Nie Gru 30, 2012 21:30    Temat postu: niezwykle ciekawa dyskusja o zyciu z zaburzeniowcem     Odpowiedz z cytatem
Ja podpisuje sie obiema rekami pod cala dyskusja
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
ki



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 103
Skąd: dolnośląskie
   
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 0:04    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Marto wspaniale napisane to tak jakbyś napisała o problemie na który szukam odpowiedzi.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
marta 25



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690

   
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 10:33    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Dziekuje.
Napisz jaki masz problem. Moze razem rozbiezemy go na czynniki pierwsze i cos sie nowego, pozytecznego urodzi?.
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość         
ki



Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 103
Skąd: dolnośląskie
   
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 18:32    Temat postu:     Odpowiedz z cytatem
Leczenie przez amputacje

Wydaje mi się że nie każdy przypadek należy traktować tak samo

Do odpowiedniej diagnozy i leczenia należy wybrać odpowiedniego specjalistę

To moja opinia
Powrót do góry    
Ogląda profil użytkownika

36

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

Wspominałaś Oliwko o forum błękitnej linii na innym wątku, niniejszym bardzo Ci dziękuję za wklejenie. Noworocznie, z zapałem do zmian, i ja otwieram oczy po latach... Czytam, czytam i jeszcze raz czytam (ciesząc się z jednej strony jak dziewczyny powyżej, że w końcu wiem z czym mam do czynienia),  kupiłam "Moje dwie głowy" i zaczynam myśleć trzeźwo. Całe życie twierdziłam, że jest chory nie wiedząc jak to nazwać.

Sztylet - to forum głównie kobiece, ale borykasz się z podobną do naszych partnerów osobowością. Czytaj, nie lekceważ i słuchaj rad - nim będzie za późno.

37

Odp: Rozwód czy może jeszcze nie...

virtuallna, cieszę się bardzo, że ten wklejony przeze mnie test rozjasnił ci nieco z czym się mordowałaś. walka z psycholami, to walka z wiatrakami- nigdy jej nie wygrasz, bo nawet, jesli uda ci się wygrać jedną bitwę, to i tak przegrasz całą wojnę- nie warto więc marnowac sobie zycia na jakiegoś czuba. Niestety ludzie bardzo często marnuja sobie życie, bo czuby potrafią wmówić człowiekowi winę i robią to na tyle skutecznie, że czasem mijaja całe lata, zanim człowiek kapnie sie, że żyje z psychicznym.
Od samego początku zrobiło mi się szkoda sztyleta i dlatego do niego napisałam. Przez klawiaturę wyczułam porządnego faceta i ten charakterystyczny psychofaży smród walący od jego zony- dlatego dzisiaj postanowiłam wkleić mu to wszystko, a czy trafiłam w dziesiątkę, czy też kulą w płot, tego nie  wiem.
Fajnie jednak, że tobie troszkę pomogłam.
Wszystkiego dobrego.

Posty [ 37 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Rozwód czy może jeszcze nie...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024