sztylet, ty po prostu boisz się zmiany.
Może poczytaj sobie o zaburzeniu borderline- daleko mi do diagnozowania twojej zony, ale na podstawie tego, co przeczytałam od razu nasunęła mi sie taka mysl, że masz do czynienia z wariatką.
Wkleiłam to dla ciebie z forum o przemocy w rodzinie niebieskiej linii- przeczytaj to koniecznie.
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:17 Temat postu: BORDERLINE Osobowość borderline. Tak daleko, tak blisko Odpowiedz z cytatem
Osobowość borderline. Tak daleko, tak blisko
Grzegorz Sroczyński
http://www.wysokieobcasy.pl
/wysokie-obcasy/1,53664,13002628,Osobowosc_borderline__
Tak_daleko__tak_blisko.html?as=4
Poniewaz Piano dziala, pozwalam sobie wkleic caly arytykul,
Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku - z psychoterapeutką Danutą Golec rozmawia Grzegorz Sroczyński
"Byłem kiedyś z dziewczyną, która miała osobowość borderline. Nie życzę tego nawet wrogom". "Borderów powinno się jakoś oznaczać, żeby normalni ludzie ich omijali" - to cytaty z internetu. O co właściwie chodzi?
Moda. Kiedyś popularne było określenie "neurotyk" i każdą trudną osobę tak opisywano w towarzyskich pogawędkach. Teraz mamy modę na osobowość borderline. Od pewnego terapeuty usłyszałam żart: "Jak diagnozujemy pacjenta borderline? Jeśli po jego wyjściu mamy ochotę wbić zęby w futrynę".
Prawda?
To, czy terapeuta ma ochotę wbić zęby w futrynę, zależy przede wszystkim od jego odporności. Zdarza się - zwłaszcza początkującym - wrzucanie do worka "borderline" każdego pacjenta, który budzi uczucie bezradności i któremu trudno pomóc.
Osoby borderline to rzeczywiście przypadki ekstremalnie trudne. Niewiele w tej konstrukcji jest miejsca na leczenie. Coś taką osobę blokuje, jakaś jej część jest skierowana przeciwko rozumieniu własnych emocji.
Podręcznikowa definicja mówi, że borderline to osobowość lokująca się na pograniczu nerwicy i psychozy. Nie wpada w psychozę, zachowuje kontakt z rzeczywistością. Ale jej nie rozumie.
A gdyby miała pani kogoś takiego opisać?
Wybrałabym Alex z filmu "Fatalne zauroczenie", którą świetnie zagrała Glenn Close. Poznaje na przyjęciu nowojorskiego prawnika Dana (Michael Douglas), potem przypadkowo zderzają się na ulicy w deszczu, idą na kolację, widać wzajemną fascynację. Uwodzą się, wygląda to jak gra dwojga dorosłych ludzi. Alex pyta Dana: "Czy jesteś dyskretny? Bo ja jestem bardzo dyskretna". Wie, że on ma żonę i dziecko, daje mu sygnał do niezobowiązującego romansu. Potem jest fantastyczny seks i inne atrakcje, idą tańczyć salsę do jakiegoś klubu, świetnie się rozumieją, lubią te same opery. Na drugi dzień Alex dzwoni do Dana i już coś dziwnego słychać w jej głosie: "Nie podoba mi się, że tak nagle znikasz. Natychmiast przyjedź". "Nie mogę". W końcu jednak przyjeżdża, znowu spędzają świetnie czas, biegają razem po Central Parku, kochają się w windzie, gotują wspólnie kolację. Kiedy jednak Dan zbiera się do domu, ona wpada w panikę: "Nie możesz mnie opuścić! Zostań!". Trzęsie się, krzyczy, drze na nim koszulę, zamyka się w łazience. Po chwili wychodzi uspokojona: "Przepraszam, pogódźmy się". Wyciąga do niego ręce, ale one krwawią, bo próbowała podciąć sobie żyły.
Co jej się właściwie stało?
Po dwóch wspólnych wieczorach już go do siebie przyłączyła. Podstawowy problem osób borderline ujawnia się w relacjach z ludźmi. Zmagają się ze sprzecznymi lękami - przed całkowitym pochłonięciem przez drugą osobę i przed całkowitym odrzuceniem. Wszyscy to przeżywamy, ale znajdujemy jakiś optymalny dystans w relacjach. Tak jak z ustawianiem ostrości przed zrobieniem zdjęcia - tak jest trochę za blisko, tak trochę za daleko, a teraz jest dobrze. Osoba o strukturze borderline tego nie umie i rzuca się po ekstremach. Gdy się do kogoś zbliży, to chce się z nim złączyć, zlać. Wtedy budzi się potworny lęk przed pochłonięciem, więc się oddala. A gdy już się wycofa - lub druga osoba się oddali - to czuje się porzucona, w czarnej dziurze samotności. U Alex nie widać tego lęku przed pochłonięciem, bo widzimy ją tylko w pierwszej fazie - to Dan próbuje uciekać - ale nietrudno zgadnąć, co by się działo, gdyby scenarzysta zaplanował ich wspólne życie.
Podobne emocje targają dwuletnim dzieckiem - chce być blisko mamy, ale jednocześnie pragnie wolności, bo właśnie nauczyło się chodzić. Kiedy dziecko ogarniają te dwa pragnienia równocześnie, rzuca się na ziemię i ma atak złości.
Alex nie traktuje wyjścia kochanka jako przerwy w romansie, tylko jako straszliwe i niesprawiedliwe porzucenie. Bo sama tak funkcjonuje. W fazie zlania nie doświadcza tego, że on jest odrębny. Osoba psychotyczna może uważać: "Ty jesteś moją ręką". Osoba borderline tak nie myśli, bo zachowuje kontakt z rzeczywistością, ale w swoim świecie wewnętrznym nie czuje odrębności.
Alex parę dni później przychodzi do biura Dana: „Sorry, nie wiem, co mi się stało, na zgodę kupiłam dwa bilety na » Madame Butterfly «”. Dan nie chce iść, bo już się jej po prostu boi. Alex reaguje spokojnie: „No trudno, rozumiem cię, może się kiedyś jeszcze spotkamy”. Niby wszystko sobie wyjaśnili, ale za chwilę następuje eskalacja. Alex zaczyna Dana nachodzić, porywa mu dziecko, próbuje zabić żonę.
Pamiętam. Regularna wariatka i tyle.
Nie. Ona zachowuje kontakt z rzeczywistością tak jak pan czy ja. Wszyscy mamy w sobie wszystko. Aspekty psychotyczne, neurotyczne i mechanizmy borderline. Na przykład czasem jesteśmy tak podejrzliwi, że to wygląda prawie jak psychoza. Problem pojawia się, gdy ktoś ma konstrukcję usztywnioną i korzysta głównie z jednego mechanizmu. Taka osoba ani nie jest chora, ani zdrowa. Żyje na granicy.
Borderline oscyluje między idealizacją i dewaluacją drugiej osoby. Stąd te opowieści terapeutów o wbijaniu zębów w futrynę. Jednego dnia pacjent chce zamieszkać w gabinecie, przykleić się. "Pani jest najlepszą terapeutką w całej Warszawie, nikt nie potrafi mnie tak zrozumieć". Następną sesję zaczyna od stwierdzenia: "Pani jest beznadziejna, zrywam tę idiotyczną terapię". Trwa to naprzemiennie przez wiele miesięcy. Właściwie nie wiesz, kto przyjedzie na następną sesję. Te osoby często same nie wiedzą, kto się z nich wyłoni. "Wieczorem próbuję zgadnąć, kto rano wstanie z mojego własnego łóżka" - mówi taka osoba.
Nie wiedzą, kim są?
Żyją na ziemi niczyjej. Różne fragmenty ich osobowości są trzymane w oddzielnych szufladach wysuwanych dość przypadkowo. Osoba borderline może mieć kilka różnych obrazów siebie - jednego dnia jest homoseksualna, drugiego heteroseksualna. Jednego dnia wierzy w Chrystusa, drugiego w Mahometa, a trzeciego w Sai Babę. Ale nie chodzi tutaj o neurotyczną zmienność, którą każdy czasem w sobie znajdzie, tylko o stan permanentny.
Kiedyś w psychoanalizie przyjmowano, że część neurotyczna jest najbardziej destrukcyjnym obszarem naszej osobowości. Teraz właściwie uważa się, że jest to część w miarę zdrowa. Pacjent neurotyk powie: "Mam problem ze sobą". Czuje, że coś złego dzieje się na jego własnym terenie, swoje konflikty przeżywa wewnętrznie. Osoba borderline przychodzi i mówi: "Mam problem z matką, to ona jest winna", "Moja żona jest straszna, proszę coś zrobić", "Świat jest okropny".
a jestem dobry, a świat jest zły?
Często, ale to też może oscylować. Świat jest naprzemiennie idealizowany i dewaluowany, dzielony na dobry i zły. Podstawą funkcjonowania takich osób jest mechanizm rozszczepienia.
Co to jest rozszczepienie?
Pierwotny mechanizm obronny, który znamy wszyscy. Niemowlak od początku życia przeżywa frustracje: czasem czuje głód, bywa mu zimno, miewa kolki. Nie potrafi frustracji "przetrawić", bo jego psychika jest jeszcze niedojrzała, więc radzi sobie tak, że rozszczepia obraz matki na "matkę dobrą" i "matkę złą". Głód albo kolka oznaczają, że zjawiła się jakaś "zła mama", która to powoduje. Z kolei "mama dobra" odpowiada tylko za dobre doznania. Z czasem dziecko rozpoznaje, że to jedna osoba. Robi wtedy ogromny krok rozwojowy, łączą się dwa obrazy świata - bo matka to cały świat na tym etapie - spotykają się uczucia, które były wcześniej rozszczepiane, czyli przeżywane osobno, miłość do "dobrej mamy" i nienawiść do "złej". Z tej alchemii powstają bardziej złożone emocje, np. troska, współczucie. Obraz świata staje się wielowymiarowy.
A osoba borderline wciąż rozszczepia?
Te osoby żyją w świecie jak z westernu. Proste emocje. Bohater zły, bohater dobry. Często obsadzają osoby wokół siebie w westernowych rolach: jedną jako idealną, drugą jako złą, całkowicie zdewaluowaną. Potrafią doprowadzić do tego, że ci ludzie kłócą się między sobą.
Osoba neurotyczna będzie przeżywać konflikty we własnej głowie, gryźć się tym, może mieć objawy somatyczne, kołatanie serca, napady lęku. A osoba borderline sięgnie po mechanizmy projekcji i identyfikacji projekcyjnej - wyrzuci trudne emocje na zewnątrz, umieści w jakimś "złym obiekcie", obsadzi teatrzyk i niech inni się kłócą. Rozegra swój konflikt wewnętrzny w świecie zewnętrznym.
Też bym tak chciał
Wszyscy czasem korzystamy z tych mechanizmów. Tyle że osoba borderline sięga po nie nieustannie. To, czego nie chce widzieć w sobie, przypisuje innym. Z poczuciem, że całkowicie się od tej emocji uwalnia. "We mnie nie ma agresji, ona jest w tobie". Albo: "Może i jestem wściekły, ale to ty mnie celowo wkurzyłeś". Zupa zawsze jest za słona. Odpowiedzialność -zawsze po drugiej stronie. I rzeczywiście, chce się wbić zęby w ścianę, bo ktoś wpycha ci w brzuch nie twoje emocje.
Jakie?
Najczęściej agresywne i destrukcyjne: złość, zazdrość, poczucie winy. Ale czasem też nudę. Zdarza się, że terapeuta prawie zasypia na sesji, trudno mu utrzymać stan przytomności umysłu. Pacjent próbuje pozbyć się czegoś, co można nazwać stanem śmierci wewnętrznej.
Skąd w nim ta śmierć wewnętrzna?
Przywołam jeszcze jedną scenę z "Fatalnego zauroczenia". Glenn Close siedzi przy biurku, obok leżą bilety na "Madame Butterfly", a ona włącza i wyłącza lampę. Ta kobieta ma w oczach kompletną pustkę - genialnie to zostało zagrane - pstryka bezmyślnie i nic więcej się nie dzieje.
Osoba borderline nie jest w stanie pomieścić w sobie złożonych emocji. A to właśnie one meblują nasz świat wewnętrzny. Na przykład poczucie winy - nieprzyjemne, a jednak ważne i rozwijające. Borderline doprowadzi raczej do tego, że to on będzie się czuł skrzywdzony przez osobę, wobec której mógłby czuć się winny.
To nawet wygodne
Tak? Na pewno? Wracamy do stanu śmierci wewnętrznej, o który pan pytał. Jeśli nieustannie wydalasz trudne emocje, to masz w środku pusto. Nudno. Siedzisz z pustym wzrokiem i pstrykasz lampą.
Też tak czasem siedzę
Proponuję, żeby się pan się nie diagnozował na podstawie tej rozmowy. I czytających też przed tym przestrzegam. Wywiady z terapeutami psychoanalitycznymi mają ten niepowtarzalny urok, że każdy znajduje w nich kawałek siebie. Tyle że to urok dość złudny. Powtórzę: wszyscy mamy w sobie wszystko. Na pewno ma pan w sobie elementy borderline, jak każdy. Na pewno czasem stosuje pan proste mechanizmy obronne, jak każdy. Ale to nie znaczy, że jest pan zaburzony. Mówimy o ciężkim zaburzeniu osobowości, a nie o tym, że czasem się pan nudzi.
Proszę jeszcze powiedzieć o tej nudzie
Korzystanie z prymitywnych mechanizmów obronnych - rozszczepienia, projekcji - prowadzi do zastoju. Brytyjski psychoanalityk Wilfred Bion bardzo prosto to ujął: "Umysł potrzebuje prawdy emocjonalnej tak jak organizm pożywienia. Gdy jej brakuje, umysł zaczyna chorować". A prawda emocjonalna to widzenie rzeczy w złożony sposób.
Funkcja umysłu to nie tylko umiejętność zliczania słupków i kierowania samochodem, ale też trawienia i rozumienia emocji własnych i emocji innych ludzi. Zdolność do tak zwanej mentalizacji. Kiedy tej zdolności brakuje, umysł w pewnym sensie zaczyna działać odwrotnie - nie służy już przyjmowaniu doznań i przeżyć, tylko ich wydalaniu. Usuwa różne niestrawione kawałki rzeczywistości. W efekcie pozostaje na strawie monotonnej i mało pożywnej, jakby ktoś jadł tylko suchary.
Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Czw Sty 10, 2013 21:25, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:20 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Pożywny pokarm dla umysłu skąd się bierze?
Z relacji. Osoby borderline odrzucają fakt, że najbardziej twórcze jest to, co pojawia się między nimi a innymi ludźmi. Relacje są dla nich źródłem lęku. Bo kiedy jesteś z drugą osobą, to rozpoznasz w sobie i agresję, i małostkowość, i inne przykre rzeczy.
Osoba borderline żyje w przekonaniu, że może być samowystarczalna. Wszystko, co dobre, mieć w sobie. Nie czerpać z zewnątrz. Usłyszałam taki oto opis życia wymarzonego: "Mam pieniądze, mieszkam w dużym domu z siłownią, w której sobie ćwiczę, wieczorem czytam mądre książki i nie muszę wychodzić w ten zły świat". Proszę zauważyć: jest tu samowystarczalność i elementy doskonalenia się (siłownia, czytanie mądrych książek). Doskonalenie się to kolejna obsesja takich osób. Wierzą, że mogą wrócić do raju, z którego kiedyś zostały wygnane.
Do raju?
Do świata idealnego, gdzie dobro i zło są rozdzielone, rozszczepione, są poza mną. Szatan pod postacią węża nikogo jeszcze nie skusił i nie pomieszał miłości z nienawiścią. Ten raj jest w zasięgu ręki, wystarczy tylko trochę się postarać. Udoskonalić. Wydalić z siebie ostatnie nieprzyjemne uczucie i wreszcie ostatecznie się oczyścić. Nie udało się dotąd? Może za słabo się staram. Przecież mogę być idealny, cel jest tuż-tuż.
To jest właśnie piekło takiej osoby - życie w pogoni za rajem
Pamięta pan film "Wstyd" Michael Fassbender gra tam atrakcyjnego 30-latka, który jest seksoholikiem. Rzuca się w erotyczną ekscytację, żeby uciec od myśli, że mógłby czegokolwiek od kogoś potrzebować. W końcu spotyka kobietę, która naprawdę mu się podoba. Mógłby coś ważnego od niej dostać, poczuć jakieś emocje, zakochać się. Idą do łóżka i to jest ten jeden jedyny raz, kiedy on nie ma erekcji. Ze strachu. Bo mogłoby się okazać, że nie ma w sobie wszystkiego, że drugi człowiek jest mu do czegoś potrzebny.
We "Wstydzie" dobrze widać jeszcze jeden mechanizm borderline. Chodzi o tzw. acting out, czyli rozegranie uczuć w działaniu. Fassbender po tej nieudanej randce czuje wstyd i upokorzenie. A właściwie mógłby to poczuć, ale nie potrafi. Zamiast tego idzie do klubu gejowskiego, żeby ktoś go brutalnie przeleciał i pobił. Zamiast bólu psychicznego musi poczuć ból fizyczny. Na tym między innymi polega bieda takich osób. Bo jeśli przeżywamy przykre emocje, to jest to oczywiście trudne, ale też twórcze. A jak zamiast tego napraszamy się, żeby dostać w dziób, to już zbyt twórcze nie jest.
Ten acting out dotyczy tylko złych emocji?
Niekoniecznie złych. Złożonych. Współczucie też można rozegrać w działaniu - zaopiekować się pieskiem. I nie myśleć, że jakąś ważną emocję czuje się do bliźniego.
Przez to nieustanne wydalanie uczuć świat wewnętrzny osoby borderline jest płaski, ubogi i pełen lęków. Nie ma tu miejsca na zabawę, spontaniczność, ciekawość.
No ale jak to - nie ma? Raz wierzę w Chrystusa, raz w Sai Babę, potem biegam na jogę albo funduję sobie, dajmy na to, seks grupowy. Same rozrywki
To jest rozpaczliwa ekscytacja, nie zabawa. Prawdziwa zabawa oznacza rozwój, realne interakcje ze światem, które mogą nas zaskoczyć. Osoba borderline jest jak szeryf i nie chce być przez nikogo zaskoczona. Nosi kolta u boku i nerwowo przebiera palcami.
Rozrywki i zmienne ekscytacje to w gruncie rzeczy mielenie powietrza rękami. Takie osoby często wywołują chaos wokół siebie i niesłychany nadmiar emocji.
Coś się przynajmniej dzieje.
Niektórym to odpowiada. Osoby borderline potrafią uchodzić za ekscentryczne i atrakcyjne. Zwłaszcza kobiety. "Ach, ona jest taka zmienna!". "Ależ to fascynująca osobowość". Jak Glenn Close w "Fatalnym zauroczeniu": numerek w windzie, tańczenie salsy, bieganie po parku. Mówi się czasem o zestawie narcystyczny mężczyzna i kobieta borderline. Bo ona raz się zbliża, raz oddala, on ją musi nieustannie zdobywać i wreszcie ma wyzwanie godne siebie. Potem opowiada: "Przez miesiąc było nam cudownie, ale nagle się wyprowadziła, na miesiąc wróciła, znów się wyprowadziła, i tak to trwało przez rok. Czuję się rozbity i zmaltretowany, ale to było fascynujące".
No i fajnie. Ma, czego chciał
Nie można w kółko powtarzać numerków w windzie i tańczyć salsy, bo jednak kiedyś przychodzi realne życie. I są w nim trudniejsze chwile. Spróbuj przyjść do osoby borderline, żeby cię wsparła w gorszym momencie.
W fazie zalotów liczy się powierzchowny wystrój, barwa piór, każda strona trochę udaje, żeby pokazać się lepszą. Osoba borderline często ogranicza swoje związki do tej fazy. Zlewa się, zakochuje, idealizuje partnera i oczywiście również siebie, bo przecież są jednością. Ja jestem fantastyczny, ty jesteś fantastyczna i nie wychodzimy z łóżka. A potem przy pierwszych kłopotach ucieka.
Da się żyć z taką osobą?
Związki to zabawa dla dorosłych ludzi. Najpierw trzeba dojrzeć na pewnym podstawowym choćby poziomie, a potem można coś budować. Z kimś o mocno zaburzonej osobowości naprawdę trudno żyć, a nawet się przyjaźnić. Kontakt z osobą borderline jest nieporównywalny z niczym innym. Człowiek nigdy nie wie, kiedy oberwie i za co. Zwykle w takich relacjach jest coś nadmiarowego. "Jesteś najlepszą przyjaciółką na całym świecie, nikt nigdy tak mądrze mi nie doradził".
Pani mówiła, że te osoby są trudne w terapii, bo coś je blokuje. Co?
Kiedyś pacjent powiedział: "Mam wrażenie, że mój świat wewnętrzny to państwo totalitarne rządzone przez dyktatora". Trafne porównanie. Jako terapeutka muszę się dowiedzieć, czy w świecie wewnętrznym takiej osoby działa jakakolwiek opozycja demokratyczna, z którą mogłabym nawiązać sojusz. Czy ten świat to bardziej NRD, czy może raczej Polska Ludowa, gdzie podziemna "Solidarność" korzystała z pomocy z zagranicy.
Psychoanalityk Herbert Rosenfeld używa jeszcze innej metafory: pisze, że w umysłach osób borderline zawiązał się mafijny gang. Chore części osobowości postanowiły przejąć władzę i podporządkować sobie całą resztę.
Co ten gang chce osiągnąć?
Chce rządzić. Kontrolować. Tak jak mafia. "Nie potrzebujesz niczego od nikogo. Słuchaj tylko mnie". Nie znosi wszystkiego, co może zagrozić jego władzy - niezależności, uczuć. Domaga się bezwzględnego posłuszeństwa.
Brzmi jak opis superego
Nie do końca. Superego to zestaw pewnych idealnych wzorców, czyli - bardzo upraszczając - idealny obraz własny, do którego dążymy. Nakazy: "Masz taki być". Zakazy: "Masz taki nie być". I kary: "Jak zrobisz źle, będziesz ukarany wyrzutami sumienia". Osobowość w pełni zdrowa nie liczy na to, że te ideały osiągnie. To jest tylko drogowskaz.
U osoby borderline superego przestaje być drogowskazem, zyskuje totalną władzę i okłamuje osobowość, że może ona się stać własnym ideałem. Stać się własnym bogiem i żyć w świecie szczęśliwym, bez cienia frustracji, że coś się z tym ideałem nie zgadza.
Marzenia dosyć powszechne: być idealnym, nie przeżywać frustracji, smutku i innych zbędnych emocji. Mamy epidemię borderline?
Wielu terapeutów twierdzi, że to dominująca osobowość naszych czasów. Ale nie wiem, na jakiej podstawie, bo osoby borderline nie zaludniają gabinetów. Żeby trafić na terapię, trzeba najpierw uznać, że ma się problem.
Borderline nie wie, że ma problem?
Wie, ale pójdzie z nim raczej na policję niż do terapeuty, bo to przecież problem ze złym światem. A jeśli nawet przyjdzie do terapeuty, to powie: "Proszę zrobić coś, żebym tego nie czuł".
No i?
Rozczarowanie. Bo terapia polega na czymś wprost odwrotnym. Żaden terapeuta nie da im tego, żeby nie bolało. Przeciwnie - będzie bolało i dobrze, że boli, bo wtedy jest prawdziwie. Osoby borderline często przelatują przez gabinety, zmieniają terapeutów, odchodzą.
Częściej trafiają na terapię kobiety borderline. Mają 35 lat, nie zbudowały związku i martwią się, że zaraz będzie na wszystko za późno. Na przykład na dziecko. Mężczyzna uważa, że ma czas.
Są też formy terapii, które obiecują: udoskonalimy cię. Osobie borderline w to graj! Świetnie się czuje w atmosferze "udoskonalania", chodzi na ćwiczenia "świadomości oddechowej", kursy pozytywnego myślenia, przemiany osobowości w dwa tygodnie. To zgodne z motywacją, która brzmi: "Chcę być idealny i mogę to osiągnąć".
A jak brzmi zdrowa motywacja?
"Chcę być dla siebie bardziej realny" - to dobra motywacja. Borderline musi uznać, że jest człowiekiem zwyczajnym. Że nigdy nie zostanie bogiem, który ma w sobie tylko dobro i moc oddzielania go od zła. Brytyjski psychoanalityk Gregorio Kohon o procesie leczenie pisze tak: "Pacjent będzie musiał uznać, podobnie jak czyni to reszta z nas, że raj nie tylko został utracony - ale że nigdy nie istniał"
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 21:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Z FORUM do artykulu
autor
wrakpokontakciezbl
Troszkę bym dodał i zmienił.
Zadziwiony byłem tą kwestią samodoskonalenia -która wielu czytelników z którymi rozmawiałem -zmyliła - zaczęli szukać zachowań BL u swoich całkiem normalnych bliskich...
Powiedzmy sobie to jasno - ktoś kto miał do czynienia z Borderem wie, że TO jest TO i nic innego.
To nie ma nic wspólnego ze zmiennością nastrojów ...
A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".
UWAGA na jego przewrotną logikę !!!
Ona jest prosta i żelazna i nie jest to kwestia najwyższego IQ aby to rozpoznać.
Broń Boże abyście starali się z nim mierzyć i coś udowadniać - nic nie wskóracie,
jesteście jego krótką grą, etapem w życiu, choćby Wam obiecywał, że jesteście jedyni, niepowtarzalni, jesteście celem jego życia...
Ofiarami BL są ludzie najczęściej o dużej empatii (lub też skrajni narcyzi) - oni w swojej dobroci chcą mu pomóc w jego walce ze złym światem, nawet nie przypuszczają, że są JUŻ jego ofiarą.
Teraz BL będzie tylko zagęszczał sieć intryg.
Tacy ludzie dają z siebie coraz więcej i więcej bo są przekonani, że da się Bordera "wyleczyć" swoją miłością, oddaniem itd. wielokrotnie nie wytrzymują ale wtedy border wraca i LOGICZNIE I SENSOWNIE "przyznaje" się do swoich złych działań i obiecuje zmianę, poprawę i znowu jest sielanka...
Poznacie Bordera po tym, że w dłuższym okresie czasu WSZYSCY są lub byli jego wrogami.
Od rodziców, przez rodzeństwo, nawet dzieci, kolejno wszyscy partnerzy, przyjaciele i przyjaciółki.
Wrogie fronty ciągle się zmieniają. Jednego dnia możesz usłyszeć, że ktoś jest skończoną kanalią, z którą Border nie chce mieć już nigdy nic do czynienia, po jakimś czasie ta osoba jest autorytetem i przyjacielem, który dobrze jej życzy aby za jakiś czas znowu stać się ostatnim wrogiem.
To samo dotyczy wspomnień - raz są one traumatyczne
a później okazuje się że nie, że było całkiem fajnie....
U bordera nie istnieje coś takiego jak nienaruszalne wartości, obiekty szacunku - to tylko kwestia czasu aby o WSZYSTKICH usłyszeć, że są źli, najgorsi, że nigdy więcej nie chcą o nich słyszeć.
I na koniec...
Po bliższym kontakcie z Borderem jesteście psychicznym wrakiem, (znaczna część trafia w końcu do psychologa aby przywrócić własną samoocenę i stabilność świata) jesteście w centrum skłóconego świata, już odcięliście się od swoich dotychczasowych przyjaciół i znajomych, często rodziny. Wspierając bordera, chcąc mu pomóc, walczyliście w jego wojnach wszystkich ze wszystkimi.
W końcu czas przychodzi na Was, w końcu sami stajecie się jego wrogiem i dołączacie do długiej listy znienawidzonych, którzy są winny wszystkich jego krzywd - cokolwiek byście nie zrobili dla niego, jakkolwiek byście mu nieba nie przychylili - ta świadomość dla normalnego człowieka jest nie do zniesienia!
Co przyciąga do Bordera?
Te krótkie chwile, w których wychwala Was pod niebiosa, kiedy jesteście dla niego jedynymi wspaniałymi na tym złym świecie, którzy go rozumiecie, jedynymi którzy KIEDYKOLWIEK go rozumieli.
Ten sam motyw zauważycie nawet w opisie z punktu widzenia terapeuty.
BORDERÓW POWINNO SIĘ OZNACZAĆ!
Niestety piszę to w pełnej świadomości, że to i tak nic to nie da.
Z wewnątrz sieci Bordera nie da się dostrzec realnego świata.
Jakakolwiek próba dotarcia jest traktowana jako przejaw wrogości.
Może PO FAKCIE, komuś to pomoże zidentyfikować z kim mieli do czynienia
i że czas zgłosić się do terapeuty po pomoc sobie
aby dać się przywrócić do pełni sił psychicznych
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Sty 10, 2013 22:09 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
A propos opisanego w artykule rysu samodoskonalenia...
Border upatruje źródła problemów i ich przyczyn prawie zawsze poza sobą (choćby był sprawcą) i nie ma żadnej motywacji aby się doskonalić, on nie rozumie relacji przyczynowo skutkowej, on nie rozumie stwierdzenia "uczyć się na błędach", która napędza samodoskonalenie, bo to nie są dla niego błędy ale kłody rzucane mu pod nogi przez tych innych, "złych".
........... tu chyba autor z forum zle zrozumial slowa autora artykulu. Moim zdaniem autor ma na mysli doskonalenie maski , tej "mafii" w glowie bordera.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Wto Gru 11, 2012 19:11 Temat postu: niezwykle ciekawa dyskusja o zyciu z zaburzencem Odpowiedz z cytatem
o milosci i osobowosci zaburzenca..
http://forum.gazeta.pl/forum/w,35861,13 … i.html?v=2
warto przeczytac..
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kejtusik
Dołączył: 26 Maj 2012
Posty: 59
Skąd: zach pom
PostWysłany: Wto Gru 11, 2012 22:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
bardzo duzo świetnych informacji, ileż w tym prawdy..
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 8:24 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Prawdy .. o nas. Czesto mysle, ze gdyby nie doswiadczenie z zaburzencem nie poznalabym siebie, swoich defektow , swoich charakterologicznych sklonnosci do wiklania sie w uklady zaburzone., ze w tym wszystkim jest ogrom szczecia w nieszczesciu.bo wyszlysmy z tego inne, dojrzalsze swiadome pulapek ktore sa w nas samych.
.
\ Ponizej kilka wybranych feagmentow ktre kazda z nas powinna przeczytac i poznac i zapamietac..
Ostatnio zmieniony przez marta 25 dnia Sro Gru 12, 2012 13:50, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 10:52 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Tam, gdzie pojawia się lęk przed stratą - nie można stawiać granic. Ten, komu bardziej zależy przestaje mieć moc stawiania granic i warunków. Boisz się, że jeżeli przestaniesz akceptować, przestaniesz wspierać, dawać za darmo - ktoś odejdzie. A lęk przed stratą jest powodem rozpadu wielu wspaniałych relacji. W związku stery trzyma ZAWSZE ten, komu mniej zależy. Jeżeli ster trafi w ręce zaburzonej partnerki/partnera - jest koniec lotu."
"
"Przecież wiesz, jak jest bord zbudowany. Deklaratywnie kurewsko potrzebuje bezwarunkowej, matczynej/ojcowskiej miłości, oddania i poświęcenia bezgranicznego. Ale im bardziej udowadniasz mu swoje oddanie i pokazujesz poświęcenie - on tym bardziej się Tobą brzydzi. Wysysa z Ciebie całą miłość i zostawia. Uznaje to za Twoją słabość, bo dajesz mu więcej, niż na to zasługuje. Nie musi się starać.
Mi się wydaje, że jest tak: bord jest ukierunkowany na zdobywanie atencji, współczucia, jest sępem miłości - bo całe dzieciństwo spędził bezpardonowo walcząc o to, co mu się z nadania jako kochanemu dzieciakowi należało. Każdy, kto spróbuje iść tym tropem, "uratować", wypełnić te prastare deficyty przejebie z kretesem. Dopóki bord będzie się musiał starać o to wszystko, o co niesprawiedliwie i niesłusznie musiał się starać za dziecka - bord będzie się starał. Bo to staranie ma zakodowane w podświadomości. Ma zakodowane coś, z czym mu kurewsko niewygodnie, ale czego nie może się pozbyć - że na czyjąś miłość trzeba zasłużyć. I chociaż nie wiem jak by chciał sobie udowodnić, że jest inaczej - szczerze wierzy tylko w ten smutny scenariusz.
Jeżeli bord dostanie, zdobędzie - pójdzie się starać gdzie indziej. Pójdzie realizować swój smutny, dziecinny schemat do kogo innego. Pójdzie grać w swoją grę z kimś innym."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:33 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Wiesz, NIC tak nie boli jak obojętność. NIC. Chłód, dystans, zobojętnienie. To dla mnie nawet nie zaprzeczenie miłości, to coś co ją absolutnie wyklucza. Nie ma mowy o miłości, o jakimkolwiek uczuciu, kiedy mam kogoś gdzieś, kiedy go nie zauważam, kiedy jest mi obojętny. Kolosalna większość ludzi, z którymi mam styczność, znajduje się w mojej świadomości w tej bezpiecznej strefie. Bo wiem, że gdy pozwolę na to, by ktoś przekroczył tę niewidzialną linię, to cholernie trudno będzie mi go z niej potem wykopać, stracę wiele sił i sporo samej siebie, swoich zasobów."
.
to teraz sobie wyobraź, że on trzyma WSZYSTKICH w bezpiecznej strefie. Dosłownie wszystkich, łącznie z najbliższą rodziną. Ze WSZYSTKIMI ma powierzchowny kontakt. Owszem, ma sporo znajomych, ale takich do pogadania o filmie albo ubraniach."
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:39 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Odzyskałaś wzrok. Cenę, którą musiałaś zapłacić za obdarzenie kogoś naturalnym, pięknym, czystym uczuciem - znamy wszystkie. Też ją płacimy albo już zapłaciłyśmy.
A gdyby nawet wrócił na terapię, to co ? Wybaczysz, zapomnisz ? Nie da się. Jesteśmy tylko ludźmi. Wciąż nie wymyślili piguł na totalny reset pamięci i nawet jeśli zdecydowałabyś spróbować raz jeszcze (w imię dobrych czasów, które razem przeżyliście) robak zwątpienia i poczucia beznadziei już w Tobie zostanie. Brak zaufania już w Tobie zostanie. I będzie Cię toczył codziennie.Bo nie da się NIE PAMIĘTAĆ.
Wiesz, co ja sobie pewnego dnia uświadomiłam ?
Że za pięć miesięcy, rok, dwa czy trzy BĘDZIE TAK SAMO JAK DZIŚ.
Będę w tym samym punkcie "związku".
Nic się nie zmieni.
Och, świetnie to wiem: nic nawet nie drgnie.
A KIEDY TO WRESZCIE DO NAS DOTRZE _ NASTEPUJE MOMENT PODJECIA DECYZJI
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:48 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Jeszcze jedno: każdy z nas ma indywidualnie ustawiony próg bólu, granicę tego, ile potrafi znieść. Ja, w imię miłości, wybaczania, rozumienia i czego tam jeszcze, zniosłam tyle upokorzeń, że w końcu zaczęłam sobą pogardzać. Pogardzać za to, na ile się zgodziłam, jakie rzeczy próbowałam zapomnieć i wybaczyć, że w momencie, w którym trzeba było odejść, nie odeszłam, ale dawałam kolejne szanse i łykałam kolejne obietnice (w które, nota bene, przestałam wierzyć, wiedziałam, że zostaną złamane).
To było jak cykliczny gwałt dokonywany na samej sobie. Nieoczekiwanie wracało w snach, w koszmarach. Pamięć nie chciała się zresetować, podświadomość żyła sobie hiperaktywnie, a ja zaczęłam wydatkować nieprawdopodobne zasoby energii na obronę integralności własnej psychiki.
.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
bord cierpi świadomy tego, że krzywdzi -
> kocha zawsze ze strachem, że go ograją i rozpieprza wszystko - sobie też"
Właśnie, "ograją". Dlatego - rozpieprzyć w najpiękniejszym momencie, żeby nie było gorzej. Zamrozić chwilę, dalszy ciąg dopisać w głowie. Kochać zrywami, chwilami. Bordowi się wydaje, że każda miłość wygląda tak jak jego - niestabilnie, skrajnie, histerycznie. Że czyjaś miłość - tak jak jego - to zlepek największych emocji na świecie. Że te emocje, dobre i złe, najpiękniejsze i najbrzydsze, stanowią o sensie i trwaniu miłości. Jeżeli zelżeją - będzie po wszystkim, nic już nie zostanie. Dlatego walczyć, ranić i głaskać, wybaczać i prosić o wybaczenie, przeżywać niepewność, huśtać łódką.
Nie dość, że w głowie karuzela - przypuszczenie, a w zasadzie pewność, że druga strona przeżywa tak samo. Te same stany niepewności, wątpliwości, tak samo na przemian kocha i nienawidzi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 11:57 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Bord trzyma się na wodzy, trzyma innych, w tym "ukochaną" osobę na bezpieczny dystans, bo kiedy dopuści zbyt blisko - można borda łatwiej i mocniej/głębiej zranić. Nie przychodzi im do głowy, że nie wszyscy na tym świecie chcą ranić. Też miałem takie same, identyczne wręcz obawy - kiedy byłem duuuuużo młodszy... Ale ostatcznie zrozumiałem bezsens takiej postawy, nie będę z góry skazywał się na miałkość i płytkość w niby-związku. I to jest chyba zasadnicza róznica pomiędzy bordem, a normalsem - paniczny strach przed bliskością, przed całkowitym oddaniem się drugiej osobie. Bo skrzywdzi mnie, prędzej czy później... A normals w dupie ma to, czy go ktoś skrzywdzi! Pewnie że tez go zaboli, ale poboli i przestanie, a można przecież wygrać Miłość (duże M). Suma summarum - "gra" nader warta świeczki Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 12:02 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Hmmmm
Tak sobie dziś dumałam, i doszłam do wniosku, że lekarz/terapeuta jest dla bpd idealnym obiektem uczuć i idealizowania... Bo
-jest niemal z definicji niedostępny, nieosiągalny (jeśli istnieje relacja lekarz-pacjent)
-równocześnie jest tak blisko jak nikt: wie o Tobie tyle co nikt, zwierzasz mu się, zna Twoje troski, lęki, obsesje, słabości
-w pełni Cię akceptuje
- nie chce Cię zmieniać, by było mu z Tobą lepiej, czy dla dobra związku
- chce Ci pomóc, chce byś była zdrowa, to jest jedynym celem
- nie może Cię skrzywdzić, brutalnie odrzucić, chamsko skrytykować
- On Cię ROZUMIE (jeśli jest dobry Razz) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- nie wolno mu Cię tknąć ani okazywać względów, co może stanowić cholerne wyzwanie (dla mnie stanowiłoby)
- nie wyśmieje Cię, nie zrobisz z siebie nawet idiotki próbując go chwilami oczarować, bo Cię zna (Twoją psychikę, zaburzenia) i go to nie zaskoczy
- mimo to możesz sobie wyobrażać, że on pragnie Twojej bliskości równie silnie jak Ty jego, i to, znając nas, nie musi być jedynie wyobrażeniem
-on MA OBOWIĄZEK Cię wysłuchać, być, gdy go potrzebujesz
- jest wysoce przewidywalny (wizyta, jej przebieg, termin, jego podejście do Ciebie - żadnych złych dni czy humorów)
- nie da się wyprowadzić z równowagi Smile choćby nie wiadomo co (chyba, że jest kiepski)
- raczej nie zdołasz go zranić (chyba, że on jest słaby, a Ty dobra)
- nie jest od Ciebie zależny i nie stanie się nagle (jesteś bezpieczna)
- wyobraźnia ma pole do popisu
- to zazwyczaj bardzo inteligentni (mówię o psychiatrii i psychologii), empatyczni, głębocy mężczyźni
- nie ma wobec Ciebie oczekiwań, niczego się nie spodziewa, po prostu chce Ci pomóc i cieszy się gdy to następuje
- nie osądza Cię
- nie musisz się go bać
- możesz mu zaufać naprawdę, jak nikomu (nie wykorzysta Twoich słabości ani informacji o Tobie)
- możesz być sobą (a nawet chyba powinnaś)
- tak jak pisałaś, są twarde reguły, zasady, granice, jest wreszcie jakiś porządek, jakaś tama..
- Ty także nie możesz mieć wobec niego dużych oczekiwań (nie mówię o skutkach terapii tylko o relacji z nim), więc... pewnie ich nie masz
- jest niedostępny, bo nie może być, więc nie masz do niego o to żadnego żalu
Kurczę no.. To tak z kopyta, jakby pomyśleć dłużej, to znalazłoby się dużo więcej argumentów...
O!
- nie jest zazdrosny o innych, jesteś wolna !!
- nie obarcza Cię swoimi problemami, troskami, kompleksami (choć pewnie bardzo byś chciała), jest ideałem bez wad (bo jak tu je poznać?)
- nie odejdzie, nie opuści, jeśli tylko Ty tego nie zechcesz
--
inni boją się śmierci ja boję się żyć
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:13 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Chodzi o to, o co zwykle - o strach. Osoba zaburzona ma misternie przez lata zbudowany system zabezpieczeń i wypracowany w pocie czoła model funkcjonowania wśród ludzi. Taki, który kosztuje go jak najmniej bólu. Im wszystkim - i dda, i bpd i innym - koszmarnie trudno funkcjonować wśród ludzi, w ekstremalnych przypadkach każda jedna jebana sytuacja rośnie do rangi misji kosmicznej, nawet zakup biletu w kiosku. Wiem, bo kiedyś otworzyła się przede mną taka osoba i się przeraziłem, serio. Po zwykłym dniu, najzwyklejszym, bez żadnych problemów ani wyzwań, fizycznie padała na twarz ze zmęczenia, bo od rana w masce, od rana z kontrolą pod rękę, od rana do wieczora zgadywała, jak powinna się zachować w każdej jednej sytuacji, co
odpowiedzieć, co powiedzieć, co o niej myśli ta osoba, a co inna. czy już ją nienawidzą, czy zaraz znienawidzą, czy widać po niej, że ma w środku to, co ma, czy nie widać. A wiesz, ta osoba wśród ludzi uchodzi za super spontaniczną, "normalną" do bólu, wesołą i atrakcyjną. Jest jedno ale - sama nie wie, kim jest. Bez "udawania", wcielania się w sztuczny sposób w role fizycznie znika.
"ten lek przed bliskoscia kaze mu niszczyc testowac prowokowac az do wykonczeni
> a partnera."
testuje, bo nigdy nie ma dość dowodów ani dostatecznie silnego dowodu, że może zaufać. Testuje w nadziei, że któryś kolejny test przyniesie mu pewność, gwarancję, że może sobie pozwolić na zdjęcie zbroi i nie dostanie wpierdol. Testuje, bo nie wierzy, że za każdym razem ten sam test przyniesie identyczny wynik i nie uwierzy nigdy. Testuje, a im bardziej test przynosi wynik na korzyść partnera - tym silniejsza jest reakcja "oooo nie, chcesz mnie oszukać i zabić! Okej, prawie ci się udało!". I przychodzi z kontrą, zapina zbroję, żeby szybciej oszukać i zabić. Bywa podły i niszczycielski, udaje, że mu nie zależy - bo ten, komu mniej zależy, kto jest bardziej zimny, kto nie potrzebuje - w życiu wygrywa. Ten, komu bardziej zależy kieruje związkiem, w odczuciu borda przejmuje władzę nad jego życiem. Dla borda utrata kontroli, świadomość tego, że ktoś nim kieruje, że jest od kogoś zależny - to koszmar życia. Ten, kto silniejszy - kontroluje, ten, kto słabszy - jest na łasce kontrolującego, bezbronny.Dlatego bord, chociaż słaby jak osikowy listek, zrobi wszystko, żeby Ci udowodnić, że to TY jesteś ta słabsza. Dla borda kochać = być słabym = wystawić się na pogardę i zniszczenie. Oddać swój los kompletnie w czyjeś ręce. Dać się ośmieszyć, skompromitować, dać sobie zabrać "ja" i dać się wchłonąć -> utracić siebie. Bord się odbija w swojej relacji jak w lustrze, zresztą każda relacja jest odbiciem partnerów. Nawet kiedy bord widzi swoje piękno - zwyczajnie w nie nie wierzy. Traktuje to odbicie jako pułapkę, oszustwo i mistyfikację, dobre słowo - jak pochlebstwo, które ma jeden cel: omamić go i zniszczyć. Cierpi z niewiary, jak widzi swoje piękno, cierpi z cierpienia jak widzi swoje krzywdzące oblicze. Wciąż nie widzi jednego i stałego, tego samego siebie - wciąż na przemian dwie różne osoby. I do końca nie wie, która z nich to on sam. A może żadna?
Bord, podobnie jak dda - WIE, że znowu schrzani, on nie myśli, on to zwyczajnie wie. I nie widzi, że to samospełniająca się przepowiednia. Terapia zaburzonych - rzecz ultratrudna. Dlatego może, że to, co trzeba wyleczyć to koszmarny lęk przed odsłonięciem się i tym, że ktoś zobaczy słabość. A tak się składa, że samo zaczęcie terapii, sama pierwsza wizyta u psychologa to deklaracja "jestem słaby, nie radzę sobie, boję się - pomocy". Czyli trzeba przezwyciężyć lęk na samym początku drogi ku lepszemu, a to przecież ten sam lęk, którego wykorzenienie z dna duszy zajmuje potem lata, a czasami nigdy nie wychodzi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:44 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Kontrola to podstawowy problem borda w związku. W walce o kontrolę bord przesuwa granice. W nieskończoność powiększa swoje terytorium i strefę komfortu kosztem strefy komfortu partnera. Jeżeli się nie udaje otwarcie i bezczelnie, bo jest opór i przykre konsekwencje - niezauważalnie przesuwa i podstępnie. Podświadomie sprawdza czujność.
Jakby karmił się drobnymi zwycięstwami w tej walce o strefę komfortu/niepodlełość. Te potyczki i zwycięstwa są niezbędne do przetrwania relacji. Kolejne dowody na to, że jednak wszystko od borda zależy, że jest na górze. Nieprzerwane pasmo testów, których wynik jest zawsze negatywny Smile Jeżeli bord nie ma kontroli - źle, jeżeli ma kontrolę - fatalnie.
Bord CHYBA podświadomie bardzo chce, żeby partner złamał ten schemat. Chciałby bord zależeć i się tego nie bać. Chciałby, żeby ktoś wziął tę odpowiedzialność, której sam nie umie wziąć - ale nie może do tego dopuścić, oddać tej odpowiedzialności, której i tak nie ma, bo strach. Bo jeżeli da trochę kontrolować - ryzyko, że odda całą kontrolę. Jeżeli odda trochę odpowiedzialności - takjakby oddał się całego w czyjeś władanie. Jest wściekły na partnera, że partner nie umie do tego doprowadzić, przejąć tej kontroli i odpowiedzialności. Że nie umie go przechytrzyć, jego podświadomości Smile A jak ma partner wygrać?
Nie stawia partner granic, zbywa milczeniem jazdy - źle, bo "sobie daje" -> utrata szacunku.
Próbuje nawiązać spokojną dyskusję, próbuje pokazać granice - źle, bo "dlaczego ma być tak, jak TY chcesz!?"
Wchodzi w kłótnię - źle, bo "jest za słaby daje, się wciągnąć..." albo "jest agresywny!" albo co jeszcze chcesz.
Przecież wiesz, że bord MUSI sobie udowadniać, że nie należy i nie zależy i często każdą, każdziutką sytuację do tego sprowadzi. Ale nawet, jeżeli zapewni się maks niezależności i niepodległości - to nie działa, bo bord realizuje się w walce i w nadmiernych emocjach, które z tej walki wynikają. Pewnie bardzo chce z tego zrezygnować, ale nie umie, tak jest i basta.
"Jak to, zachowuje spokój - więc mu nie zależy! Jak to - nie wkurwia się, więc olewa!"
"Nie pozwala mi? Hahahaha, niech się pałuje, może sobie pozwalać albo nie!!! O, pozwala mi? Jak to? No dobra, ale na TO to już na pewno nie pozwoli!"
"> mamy parę - sfrustrowany/poświęcający się normals i sfrustrowany/rozdeptany bo
> rd "
a nie odwrotnie? Sfrustrowany, rozdeptany normals i sfrustrowany, poświęcający się bord? Bord rozdeptany to taki, któremu z wielką przykrością i jeszcze większym bólem przyszło się pogodzić z tym, że żeby mieć coś najcenniejszego - trzeba coś dać? Cokolwiek?
Czasami bywa: "on tak dużo przy mnie zniósł... chyba nikt inny by tyle nie wytrzymał, z nim sobie będę".
Znam takie przypadki, po "przetestowaniu" kilku partnerów, po kilku pełnych burz i namiętności związkach bord/dda wraca do tego, który wytrzymał najwięcej, który kocha najmocniej - nie do tego, KTÓREGO kocha najmocniej. Nie wiem, może dochodzi do wniosku, że może albo mieć czyjąś miłość, albo żadnej?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 13:48 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
znasz swoje granice?
wracaj się do nich może czasem - faje są/były?
bord łamie granice - tak musi Smile więc nie przesuwaj ich - nie utrudniaj bordowi Smile
uśmiechasz się? załapałeś?
wiem wiem wiem - trudne
puenta cudna.
uff. ale mysle,ze bylo warto.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nika14
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
PostWysłany: Sro Gru 12, 2012 22:21 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Czytałam i jeszcze poczytam, masz rację Marto, bardzo ciekawa dyskusja.
Myślałam ,że mam już otwarte oczy na problem, ale po przeczytaniu tego co wskazałaś otworzyły mi się jeszcze bardziej.
Czyli nasi zaburzeńcy są bardzo precyzyjnie zdiagnozowani.
Polecam wszystkim, aby poczytali, warto.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Zeberka
Dołączył: 25 Sie 2012
Posty: 34
PostWysłany: Czw Gru 13, 2012 0:27 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Marta, stałaś się specjalistką w tej dziedzinie:)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu Forum Forum na temat przemocy w rodzinie Strona Główna -> Forum ogólne o przemocy w rodzinie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2 Następny
Strona 1 z 2
Skocz
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Czw Gru 13, 2012 7:24 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
nie wiem, raczej nie aspiruje do specjalistki..
raczej rozwiazuje wlasne problemy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nika14
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 19:45 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Przemocowiec, psychopata, wariat, świr, potwór itp. - takimi epitetami dotąd określałam zachowanie swojego męża w najgorszych momentach naszego wspólnego życia, w chwilach bezradności, rozpaczy.
Niczego tak naprawdę nie rozumiałam do końca. Czy to była moja wina? zadawałam sobie pytanie.
Nie potrafiłam ani odejść od niego ani żyć z nim.
A czas płynął, on krzywdził mnie i dzieci.
Brak świadomości, szukanie po omacku, istna karuzela a cisy leciały z każdej strony, bez chwili na zebranie sil, na odpoczynek.
Od dawna czytam i próbuję zrozumieć ten bałagan w moim życiu, z każdym miesiącem jestem silniejsza, mam większą wiedzę.
Teraz, dzięki Tobie Marto, odkrywam coś, co mnie uświadomiło już chyba do końca, tyle lampek nagle zaświeciło mi się w głowie.
Pograniczne zaburzenie osobowości -(BPD) Borderline
Przeczytałam już prawie wszystko co znalazłam na ten temat w internecie i powaliło mnie na kolana.
Mój mąż jest wręcz książkowym przykładem tego typu osobowości, zaczynając od dzieciństwa przez nasze małżeństwo po chwilę obecną, całe jego zachowanie z najmniejszymi szczegółami, pasuje do opisanego BPD.
A ja miałam go za wrednego psychopatę, on jest po prostu tak "zbudowany" i on musi tak postępować.
Nie tłumaczę go, nie mam takiego zamiaru. Ale nie miałam zielonego pojęcia ,że on jest po prostu "inny", że żyje w swoim świecie, pełnym pustki, bólu, ucieczki przed samym sobą.
Nie, wcale mi nie ulżyło, że wiem już w czym tkwię.
Zrozumiałam jednak jakie mechanizmy spowodowały, że ja pielęgnowałam tą jego "inność" , nieświadomie. Nie jestem bez winy, mimo, że to on zrobił ogromną krzywdę swoim najbliższym.
Dotarło wreszcie do mnie, że walka z takim człowiekiem to nieporozumienie, udowadnianie mu winy, szarpanie się w sądzie.
Nie tędy droga, odejść, odejść możliwie najspokojniej, odsunąć się. Tak jak ktoś napisał w tej dyskusji, którą wskazałaś Marto, że :" życie z takim człowiekiem to wieczny poligon".
Wszystko zaczyna się od tego co mamy w głowie, od tego czy jesteśmy świadome swoich relacji. Niepotrzebne jest to całe cierpienie, łzy, nadzieja, dawanie kolejnej szansy, czekanie, że coś się zmieni na lepsze.
Zrozumiałam i jak na razie siedzę i analizuję całe swoje małżeństwo, wszystko ułada się teraz w logiczną całośc. Nie sądziłam,że zrozumienie problemu tak bardzo odmieni mnie, moje patrzenie na niego i na siebie.
Warto poczytać , naprawdę warto, nasza świadomośc może odmienić wszystko, a co najważniejsze przynieś ulgę w niepotrzebnym cierpieniu.
Żal mi jedynie strconych niepotrzebnie lat na walce o ten związek.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:16 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Nikus,
Zaburzenie osobosci, borderline, psychopatia, narcyzm , osobowosc historiniczna/ histeryk/ anankastyczna , schizotymiczna, antyspoleczna itd wg klasyfikacji to wciaz psychopatia, wciaz patologia rozwoju osobowosci. Narcyzm, aspoleczna i pograniczna wyrzadzaja najwieksza krzywde otoczeniu wiec o nich jest najczesciej mowa. gdy uzywa sie slowa "psychopata". Przy tym nalezy pamietac ze najczesciej mamy do czynienia z typami mieszanymi. tj jakis omawiany psychol ma w sobie po troszke wszystkiego .Kazdy z nich ma zestaw cech wspolnych dla wszystkich zaburzencow , to dlatego wydaje sie nam ze sa jak klony, niemal identyczni.Wynika to z ubostwa struktur, no wzieli i sie nie rozwineli.zatrzymali na poziomie drozdza. Lecz jak im sie lepiej przyjrzec widzimy ze jednak sie roznia.. jeden jest wesołkiem glupkowatym, drugi nadety , trzeci ponurak, jeden hipochondryk, inny niezmordowany w dzialaniu,jeden oferma niedojda, inny cwany umiejacy sie dobrze urzadzic, jeden towarzyski bezkrytycznie, drugi samotnik , jeden alkoholik, drugi kropli alkoholu nie wezmie do ust. itd..
Jesli przeczytsz dobre opracopwanie np narcyzmu tez uznasz ze to bajka i twoim psycholu. Przynajmniej ja tak szlam.. i doszlam do punktu ze juz wlasciwie nie chce JEGO diagnozowac.. wystarczy ze wiem, ze wreszcie uwierzylam , ze jest zaburzony.
Na poczatku zareagowalam jak Ty. Eureka! juz wiem, juz rozumiem. Wielka ulga. Lecz dalej cos zaczelo sie psuc.. uznanie,ze on jest swirem jakos zaczelo mi uwierac.. . w koncu doszlam do pytania.. skoro on byl swirem to kim ja bylam ? Jak to mozliwe ze bralam smiertelnie serio bredzenie 3 ;latka udajacego doroslego? Jak to mozliwe ze dalam sie wciagnac w jego gre i ba! walczylam jak lwica aby sie ze mna bawil a nie glownie walczyl. Zatrzymalam sie na slowie " bawil " i zobaczylam kolejne drzwi. Otworzylam i zobaczylam lustro a w nim siebie.- ale jaką!
To byl bardzo wazny moment.. on znikl, wyszedl z mojej glowy.. zostalam sama z karykatura siebie w lustrze. .Wiem,ze i Ty dojdziesz do tego.
. Do tanga trzeba dwojga.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nika14
Dołączył: 17 Paź 2011
Posty: 146
Skąd: dolnosląskie
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:55 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Dla mnie teraz nastąpił moment, kiedy wreszcie uwierzyłam, że on jet zaburzony. Przedtem próbowałam wierzyć i jednocześnie sama siebie oszukiwałam, że może jednak się mylę. Masz rację, pisząc o pozostałych typach zaburzeń, w nich też odnalazłabym jego, nie chcę już drążyć, diagnozować , jak to nazwałaś. Ale opis BPD jest w każdym zdaniu opisem jego zachowania, poraziło mnie kiedy to czytałam.
Może nie chciałam się bawić w diagnozowanie, raczej próbowałam zrozumieć.
Bardzo dobre pytanie "skoro on był świrem, to kim ja byłam?" No właśnie, kim ja byłam?
Pewnie dzięki temu, że żyłam z takim człowiekiem, lepiej poznam samą siebie.
Piszesz, że do tanga trzeba dwojga , tak i ja tańczyłam z nim ten taniec -czy to się nazywa współuzależnieniem ?
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Pią Gru 14, 2012 21:58 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Dotarło wreszcie do mnie, że walka z takim człowiekiem to nieporozumienie, udowadnianie mu winy, szarpanie się w sądzie.
Nie tędy droga, odejść, odejść możliwie najspokojniej, odsunąć się.
. dzieki.,. jak wiesz malo kto zgdzal sie z e mna w tej kwestii.. byly chwile,ze zaczynalam watpic , myslalam,ze projektuje swioje doswiadczenia, z e moze oceniam innych swoja miara , tj moze nadmierna ugodowoscia,wlasnym lekiem przed wchodzeniem w wojne itp..
To byly chwile, bo w srodku czułam ,ze mam racje.. ze sa ludzie i sytuacje z ktorymi nie nalezy isc na wojne poniewaz sa niezwykle brutalni i nieprzewidywalni w walce i roztrzaskuja ofiare na strzepy .oraz bo nie sa w stanie zrozumiec krzywd jakie zrobili. Wiec ew kara jest bez sensu.i wzbudza w nich jedynie poczucie krzywdy.i chec odwetu.
No i ze jak wyzej.. do tego tanga jesli taniec trwa dluzej - zawsze trzeba dwojga.
Czesto piszemy, ze nie potrafimy juz zaufac.
Czemu? bo zostalysmy skrzywdzone, oszukane, bo przemoc wykoleila nam psychike, zniszczyla nas Mamy tego swiadmosc.
A teraz odwrotnie..
a jesli nasi sprawcy przeszli podobna albo znacznie gorsza/ sadze ze gorsza bo byli dziecmi/ traume? Jesli ktos im zniszczyl psychike ? jesli oni wchodzac w zwiazek czuli tak jak my dzis czujemy? chcieili kochac chcieli byc blisko ale .. nie umieli? umieli jedynie to i tak i w taki sposob jak i czego sami doznali?
Zrobilam mala wizualizacje..
gdyby ktos.. ktos prosil, blagal mnie zaufaj
lub kochaj mnie
i jednoczesnie byl dla mni dobry, troszczyl sie o mnie, ba mial same zalety.. gdyby w jego towarzystwie bylo mi dobrze i bezpiecznie.
gdybym chciala z nim byc, zostac z nim, bo mi dobrze..
gdyby ten ktos prosil L zaufaj mi.
nie zaufalabym.
gdyby prosil kochaj mnie
nie moglabym.
Bo juz nie moge. Boje sie.
Ale to nie wyklucza checi bycia z ta osoba.
A wiec? a wiec najlepiej aby on nigdy nie ządal zaufania, ani kochania, i wogole nie narzucal sie ze swoimi uczuciami emocjami . Ma byc ale .. na bezpieczny dystans. Ma dac swoje zalety, te ktore mnie przy nim zatrzymaly ale nie zadac odemnie za wiele. Nie wchodzic mi w dusze.
Gdyby jednak probowal.. wzbudzilby w e mnie irytacje i.. lek. , czulabym sie postawiona pod sciana, oczekuje sie odemnie tego czego ja nie mam. I pewnie wymamrotalabym jak moj przemocowiec " czego ty chcesz? przeciez jestem, wracam tu, pracuje, nie latam za babami" I podobnie jak on staralabym sie unikac bliskosci. , trzymac sie daleko. I.. udawac, klamac ze cos mam dla niego.casem dc mu zludzenie z e jestem blisko.. albo..
Albo:.. musialabym powiedziec : wybacz , nie dam rady. Jest mi z toba dobrze lecz nie umiem ci nic z siebie dac, bo tego czego oczekujesz we mnie nie ma. I musialabym odejsc z zycia tego czlowieka. Czyli stracic cos co dla mnie bylo wazne.. dobroc , troske, milosc, bezpieczczenstwo jakie ten czlowiek dawaal mnie.
Czy nie przed podobnym po czesci dylematem stoi zaburzeniec?]
Czy aby ni ejst tak,ze osoba zdrowa emocjonalnie instynktownie nie bedie wchodzila w takie uklady albo jesli juz wejdzie w chwili kiedy zrozumie,ze przeliczyla swoje sily uczciwie powie " wybacz, nie potrafoe ciebie kochac ani zaufac" i odejdzie.
Natomiast zaburzeniec nie potrafi tego powiedziec bo. byc moze nie wie co czuje, nie rozumie ze krzywdzi , i chce kurczowo zatrzymac i trzymac i utrzymac swoj dobrostan.tj dobroc troske partnera..jego ofiarnoc ..
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
kejtusik
Dołączył: 26 Maj 2012
Posty: 59
Skąd: zach pom
PostWysłany: Sob Gru 15, 2012 15:12 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Cytat:
nie sa w stanie zrozumiec krzywd jakie zrobili. Wiec ew kara jest bez sensu.i wzbudza w nich jedynie poczucie krzywdy.i chec odwetu.
dlatego ja zrezygnowałam w rozwodzie z orzekania
nic nie dochodzi do tych pustych głów, żaden logiczny argument, jak grochem o ścianę
zauwazyłąm, że odkąd przestałam jemu tłumaczyć całą moja logikę odnośnie przyczyny końca nszego małżeństwa jestem mniej sfrustrowana, ale do tego trzeba dojrzeć, odczekać swoje.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Echnaton
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Moderator - Współpracownik NL konsultant ds. prawa i procedur
Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 6110
Skąd: Suwałki
PostWysłany: Wto Gru 18, 2012 22:54 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
To nie jest takie jednoznaczne. Przyznaje, ze w niektórych przypadkach faktycznie lepiej zamknąć sprawę i do niej nie wracać, ale w niektórych...to o czym piszecie jest najbardziej przydatne gdy dwie strony są zgodne i dążą do wypracowania jakiegoś - choćby pozornego kompromisu. Niestety, w wielu przypadkach proste odejście, nie orzekanie, ucieczka, niewiele zmienia. Są sytuacje kiedy sprawca znęca się mimo orzeczonego rozwodu, niezamieszkiwania pod wspólnym dachem a nawet po zakończeniu sprawy karnej. W każdym przypadku trzeba zapytać - czego chcesz i jak to zmienić? - dopiero później starać się znaleźć wyjście aprobowane przez krzywdzoną!
_________________
„lepiej zapal świecę, niż byś miał przeklinać ciemność”
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
bonifacy
Dołączył: 08 Wrz 2012
Posty: 108
PostWysłany: Nie Gru 30, 2012 21:30 Temat postu: niezwykle ciekawa dyskusja o zyciu z zaburzeniowcem Odpowiedz z cytatem
Ja podpisuje sie obiema rekami pod cala dyskusja
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ki
Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 103
Skąd: dolnośląskie
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 0:04 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Marto wspaniale napisane to tak jakbyś napisała o problemie na który szukam odpowiedzi.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
marta 25
Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 690
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 10:33 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Dziekuje.
Napisz jaki masz problem. Moze razem rozbiezemy go na czynniki pierwsze i cos sie nowego, pozytecznego urodzi?.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ki
Dołączył: 03 Sty 2013
Posty: 103
Skąd: dolnośląskie
PostWysłany: Wto Sty 15, 2013 18:32 Temat postu: Odpowiedz z cytatem
Leczenie przez amputacje
Wydaje mi się że nie każdy przypadek należy traktować tak samo
Do odpowiedniej diagnozy i leczenia należy wybrać odpowiedniego specjalistę
To moja opinia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika