Kleoma napisał/a:Czasami lepiej w akademiku bo na pewno jest ciepło zimą, można zawsze korzystać z kuchni, pralni, łazienki.
A na stancji szczególnie mieszkając z gospodarzami to różnie bywa.
Z kolei w mieszkaniu bez właścicieli ale ze współlokatorami często są sytuacje, że musisz zapłacić za kogoś kto używa więcej niż ty np. wody, prądu bo rachunki są do podziału po równo.I także różnie się ludzie zachowują, nie dbają o porządek, zakłócają ciszę nocną, sprowadzają znajomych, podkradają jedzenie a nawet kosmetyki.
Najlepiej mieszkać w domu lub wynająć sobie jednoosobowe mieszkanie,
Nie zgodzę się kompletnie nic nic nic
Mieszkać w domu - ok, jeśli między mieszkaniem w domu i dojazdami, a wynajmem czegoś jest bardzo duża różnica finansowa, to racja - lepiej zostać w domu. Ale jeśli na jedno wychodzi, to jestem za wyprowadzeniem się! Ale absolutnie nie do jednoosobowego mieszkania. Bo po pierwsze - na pewno dużo drożej. A po drugie - co może student robić sam w mieszkaniu? Nic.
Wiadomo, że czasami trafia się na osobę, która np bierze prysznic 5 razy dziennie, tym samym zużywając normę wody na cały tydzień. Ale jeśli te różnice w rachunkach są bardzo duże, to zawsze można się wyprowadzić. Na studiach nikt nikogo nie trzyma w mieszkaniu. Ja na 1 roku mieszkałam z chłopakiem, który grał na gitarze i przywlókł potężny piecyk do tego
Szlak nas trafił, zwróciło mu się uwagę i dorzucał do rachunków coś tam więcej. Właściwie to mam przykład na wszystkie wymienione przez ciebie "wady". Nie dbają o porządek - szczerze powiedziawszy, to na wszystkich moich mieszkaniach, to ja sprzątałam najwięcej, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. O ile w domu rodzinnym cenię sobie porządek, tak na mieszkaniu studenckim - jest jak jest. Zakłócanie ciszy nocnej - co chwile trafiało się, że ktoś ze współlokatorów przyszedł w środku nocy i wybudził wszystkich. Czasami były o to złości, czasami obrażenie się, ale przeważnie się wybaczało. Dzisiaj on, jutro ja mogę powybudzać. Sprowadzanie znajomych - na jednym mieszkaniu mój kolega postanowił zrobić dobry uczynek i przygarnąć do swojego pokoju kolegę, który nie miał zamiaru się nawet do rachunków dorzucać. Ale i afera na mieszkaniu była, czego rezultatem ja i moja koleżanka wyprowadziłyśmy się, ale po miesiącu złość nam przeszła i pół roku później znowu zamieszkaliśmy w początkowym składzie
bez kolegi intruza 