Często widzę tematy o rozstaniu ze strony osoby porzuconej.
Chcę napisać jako osoba która porzuciła.
Niedawno rozstałam się z facetem. Z mojej inicjatywy. Powodem była odległość i to, że w w ciągu najbliższych lat nie zapowiadało się na zmiany. Kochałam go bardzo, ostatnio jednak oddalaliśmy się od siebie - przeze mnie, jakoś się wycofywałam emocjonalnie, widząc że ten związek nie ma sensu. On oczywiście sens widział i snuł plany co będzie za parę lat. Być może niewystarczająco go kochałam, bo przecież gdybym kochała, czekałabym, prawda? Sama nie wiem.
Teraz to i tak nieistotne, istotne jest to, że podjęłam decyzję że to koniec. Nie jestem bez serca, nadal mi na nim zależy jako na człowieku, nie chcę by cierpiał, dlatego do tej pory utrzymujemy codzienny kontakt. On przeżywa swoje piekło, ale twierdzi że jego ból będzie mniejszy jeśli nadal będziemy mieli kontakt.
Najpierw nie mógł pogodzić się z moją decyzją, nie przyjmował jej do wiadomości, nie chciał słuchać, wypierał to. W tej chwili nasze rozmowy zawsze wyglądają tak samo: jego ciągłe pytania "dlaczego?" i mimo że udzielam tych samych odpowiedzi wiele razy, on nadal ich nie rozumie; od czasu do czasu wybuchy złości, niemiłe słowa, a potem płacz, prośby, wyznania. Ciągłe rozpamiętywanie tego co kiedyś mówiłam, jakichś zdarzeń, jakichś obietnic, wyrzucanie mi jaka okropna jestem, jak to zmarnował czas, a potem znów jego łzy.
Oczywiście rozumiem jego uczucia, wiem że zrobiłam mu krzywdę tym rozstaniem, czuję się winna i właśnie dlatego nadal z nim rozmawiam, tłumaczę, odpowiadam na pytania, znoszę jego przykre słowa, chociaż wciąż na jego aluzje bym zmieniła zdanie, twardo mówię że nie.
Wcześniej chciałam utrzymywać kontakt, teraz coraz mniej mam na to ochotę, bo wiem że znów będzie mnie gnębił, obwiniał o wszystko, płakał. Jest mi przykro że nie ma honoru, że tak się poniża przede mną, tracę do niego szacunek oraz sympatię. Nie on jeden ma złamane serce, czy to naprawdę powód by dalej z nim rozmawiać i godzić się na to by traktował mnie jak wiadro na pomyje? Albo wciąż odpierać jego ataki, odpowiadać na miliony tych samych pytań, pocieszać gdy płacze lub ciągłe słuchać "to przez ciebie tak płaczę, jesteś szczęśliwa?".
Mówiłam mu że urwę kontakt, to prosi bym tego nie robiła, że przestanie być taki, mówi że się kompletnie załamie jeśli przestaniemy rozmawiać. Ale przy następnej rozmowie znów jest tak samo.
Co powinnam zrobić?