Zbiorowa odpowiedź:
Dla mnie sformalizowanie związku jest ważne. Wystarczy cywilny
Dla mnie też wystarczy cywilny, nigdzie nie napisałam, że chcę białej sukni.
Czasami miłość po prostu nie wystarczy, żeby tworzyć stabilny związek małżeński.
Wiem. Jestem optymistką, ale wiem, że w życiu trzeba czegoś więcej. Przeżyłam różne rzeczy w swoim życiu i miałam wiele lekcji.
ja bym radziła NIE ustawiać się ne ten Marzec. Wogóle odsunąć ten temat powiedzmy - do końca wakacji
Odsunęłam temat do końca marca i nie mogę robić tego dłużej. Odsuwać za każdym razem, kiedy w danym terminie on znów PRZEMILCZY temat - bo nadal powtarzam, ja nie czekam na zaręczyny same w sobie, a na jakdąkolwiek jego reakcję na to co starałam się mu przekazać. I po prostu nie chcę zostać zignorowana. Oczekuję jakiejkolwiek reakcji - jak już pisałam wiele razy - choćby informacji, że ślubu nigdy nie będzie. I jak już pisałam uważam, że skoro on wie, że ja czekam, to z szacunku do mnie i naszego związku powinien mi przekazać choćby tę najmniej pozytywną wiadomość. Po prostu muszę jakkolwiek zareagować jeśli przemilczy temat, bo jeśli on to przemilczy a ja znów przesunę ten okres oczekiwania to wtedy dopiero wyjdzie na to że żebrzę.
"poczekałam na Ciebie, ale sama czekam do marca na decyzję"
minął marzec a ja mam powiedzieć
"ok, jeszcze na Ciebie poczekam"
Nie widzę tego
Żaden, ale to żaden mężczyzna NIE chce mieć stawianego ultimatum
Nie było ultimatum! Nie powiedziałam mu ALBO coś zrobisz ALBO koniec. Nie było nigdy ALBO - ALBO
może on ma w związku z tym jakiś plan, daj mu czas.
Dałam. Jeśli potrzebuje więcej czasu niech powie - daj mi jeszcze miesiąc, dwa, trzy, rok. Tylko o to mi chodzi - jakąkolwiek reakcję.
Kochacie się, chcecie być ze sobą, myślę, że on sam zrobi ten krok w wybranym momencie.
Powiedział - mamy czas. A ja uważam, że go nie mamy. Skoro on ma czas może to zrobić za kolejne 5 lat. Dlatego chcę określenia czy w ogóle i kiedy (w sensie ile czasu potrzebuje), bo chcę wiedzieć na czym stoję i przemyśleć czy dam radę.
Co zrobić jak zaręczyn nie będzie w marcu /ewent.tą kolejną rocznicę - NIC.
Nie mogę zrobić zupełnie NIC. Ale po przemyśleniu sprawy myślę, że po prostu odbędzie się spokojna, rzeczowa rozmowa, jak zawsze.
Przyjąć prezent i się cieszyć, że masz mężczyznę z którym łączy Cię więcej niż papier i kredyt - wiele kobiet chciałoby mieć tą drugą połówkę i nie wiem czy tak mocno skupiałyby się na formalnościach.
Wiem, że mam skarb, ale ja chce czuć, że moje potrzeby są ważne. A poczuję to jesli w jakikolwiek sposób poruszy ten temat sam. Bo jeśli to przemilczy poczuję, że moje potrzeby i ja jesteśmy ignorowani.
Niby nie nalegasz a jednak płaczesz.
Popłakałam się w sytuacji kiedy przyszedł do niego MMS ze zdjęciem pierścionka od siostry i tekstem, że się zaręczyli. Siedzieliśmy obok siebie bo coś oglądaliśmy. Po prostu zobaczyłam tego MMSa i wybuchłam. Nie potrafiłam ukryć emocji. Dlaczego? Dlatego, że to są młodzi ludzie, po studiach, w krótkim związku, bez doświadczenia wspólnego mieszkania, bez pracy, bez kasy, a jednak chłopak potrafił zdecydować, uzbierać na pierścionek i poprosić ukochaną kobietę o rękę. I nikt nawet o tym nie myślał, nikt się tego nie spodziewał, a jednak - on potrafił. A mój mężczyzna mieszka ze mną od 3 lat, wspólnie remontujemy, urządzamy mieszkanie, mamy stabilną sytuację mieszkaniową, finansową, widzieliśmy siebie już chyba w każdej możliwej sytuacji, jesteśmy razem niemal 4 lata, i on nie potrafi się w jakikolwiek sposób określić. No i wezbrał wtedy we mnie tak duży żal, że się nie powstrzymałam. Gdybym mogła stanąć na nogi pewnie wyszłabym z pokoju i popłakała w łazience, ale nie miałam takiej możliwości. I wtedy właśnie płakałam.
Jak myślisz jak xzuje się wtedy facet ?
Wtedy było mu bardzo głupio i wstyd. Widziałam to.
A jeśli facet nie będzie chciał formalnego, zalegalizowanego związku ?
Ale o to mi chodzi, że jeśli nie chce, niech powie. Wtedy będę wiedziała, że ze ślubu nici, i będę mogła przemyśleć czy tak potrafię, spróbować. O nic więcej mi nie chodzi, o deklarację co dalej, a nie oświadczyny tylko i wyłącznie.
Nie stawiasz mu ultimatum, ale jeśli się nie oświadczy do ńcs marca, to koniec.
Nigdzie tego nie napisałam.
W spokojnej rozmowie powiedziałam mu, że mogę poczekać do kolejnej naszej rocznicy i on to przyjął do wiadomości. Wypadałoby więc odnieść się tego jakkolwiek.
Zmuszasz go do małżeństwa i jeszcze marudzisz, że nie bierze pod uwagę Twoich uczuć?
Nie zmuszam. Oczekuję jakiejkolwiek deklaracji.
Dlaczego ciągle powtarzacie, że ja zmuszam go do małżeństwa.
Dlaczego nikt nie powie, że on swoim milczeniem i brakiem odniesienie do tematu zmusza mnie do życia w niepewności.
Do tego, że nie wiem czy mam na coś liczyć, czy nie. Bo to tak wygląda. Ja chce po prostu jasnej sytuacji. Niczego więcej.
Pyasz o zdanie a jak Ci mówią jak wg nich powinnaś postąpić to masz pretensje.....
Mam pretensje bo po pierwsze źle oceniacie moje postępowanie, a nawet jeśli trzymacie się swojego zdania to nie tego dotyczył wątek.
Zakładając nawet, że macie rację i wymuszam (co nie jest prawdą), to to się już stało, popełniłam błąd, ale się stało, i pytam co zrobić jeśli do rocznicy on w żaden sposób nie podejmie tematu. Ten przekaz zrozumiało tylko kilka osób i za wypowiedzi im dziękuję. Reszta skupiła się na moim zachowaniu, a nie to było celem tego wątku.
Pierwsze pytanie: dlaczego tak bardzo zależy ci na zaręczynach? Wg mnie są dwa główne powody:
1. Chęć, jak to powiedziałaś "ruszenia związku do przodu"
2. Gorąca chęć bycia zaakceptowania przez jego rodzinę
Ad 1. Ja po prostu uważam, że tak trzeba. No tak mam wpojone, tego potrzebuję. Różne mamy zasady w życiu prawda?
Ad 2. Nie chodzi o akceptację. Ojciec, siostry i babcia już mnie raczej zaakceptowali. Mama nie zaakceptuje mnie nigdy. Taki typ. Ślub nie zmieni poziomu akceptacji, ale uważam, że dzięki jej religijności przestanie nas rozdzielać, bo wierzy, że co Bóg złączył itd.
Po prostu przestanie między nas wchodzić, ale do mnie nadal będzie taka jaka jest.
Prawdopodobnie boi się burzy w rodzinie i związanych z tym problemów.
Burzę w rodzinie to on miał, jak pokazał rodzicom moje zdjęcie.
Burzę miał jak się wyprowadzał - to był tragiczny dzień.
Burzę miał przez kolejne prawie 3 lata bo ciągle było, że ma wrócić. Generalnie burza w rodzinie to standard przez ostatnie 3,5 roku mniej więcej.
Uwierz mi - przeszedł z nimi juz tyle, że już się tego nie boi. Po prostu z tym walczy.
Dlaczego on wzbrania się przed zaręczynami?
Już pisałam dlaczego się boi.
Ale czy do posiadania dziecka potrzebne jest małżeństwo?
Tak, dla mnie tak. Mam swoje przekonania. Wszystko po kolei
Może dlatego, że moi rodzice nie mają ślubu. Tłumaczenia wszędzie, dlaczego mama ma inne nazwisko itp.
Dla mnie to nie jest fajne.
Jak on się zapatruje na kwestię dzieci? Chce mieć? Jeśli tak, to kiedy? Bo co, jeśli okaże się, że się pobierzecie, a on nie będzie gotowy na dzieci jeszcze przez 10-15 lat? Czy pogodzisz się z tym?
O tym też już pisałam. Ten temat mamy obgadany.
jak będziesz w ciąży to chciałabyś zalegalizować związek z czysto praktycznych powodów
Nie chce tak. Chcę po kolei.
Jeżeli na razie nie chce ślubu, to poproś go o wizytę u notariusza z uregulowaniem spraw odpowiedzialności za siebie na wzajem (finansowych lub jak wspominałaś w przypadku np. szpitala).
Tego nie wymyśliłam. Dziękuję. Bardzo dobry pomysł. Na pewno o nim wspomnę jeśli do rozmowy dojdzie.
Przykro mi, ale ślub prawdopodobnie dużo nie zmieni. Możesz stawać na uszach, ale jeżeli oni sami nie będą chcieli cię zaakceptować, to ty sama tego nie zmienisz. Wszystko co możesz zrobić, to być sobą i uświadomić sobie, że do waszego szczęścia akceptacja rodziny nie jest konieczna.
To już poruszyłam wyżej. Nie chodzi o akceptację, a o zakończenie głupiego gadania.
Gorzej ma się kwestia twojego partnera, gdyż dopóki on nie zauważy swojego problemu w relacjach z matką, to nic z tego nie będzie. Tylko jego ciężka praca nad sobą i swoim sposobie myślenia o SWOICH wyborach życiowych (a nie jego rodziny) może pozwolić na WASZE zdrowe kontakty z jego mamą i resztą rodziny.
Nie chodzi raczej o problemy w relacjach z matką. On ma po prostu do swojej rodziny duży szacunek i ja go za to cenię. Jeździ tam co miesiąc, żeby ich odwiedzić. Latem jedzie na dłużej pomaga w zbiorach lub żniwach. Jeździ też tak często bo obie babcie już mocno leciwe, jedna po udarze, w każdej chwili może odejść. Przez te wszystkie nasze lata starał się, żeby bez większych kłótni pogodzić jedno z drugim. Ja się na to zgadzałam bo też jestem osobą bardzo spokojną i zgodliwą. Dlatego miałam nadzieję, że on zna swoją matkę i wie, że to da odpowiedni skutek. I wydawało nam się, że dało. Ale okazało się, że nie.
On ich szanuje, ale ma swoje zdanie. Dlatego odważył się tu przeprowadzić itp. Zawsze robi to co chce. Nigdy nie robi tego co chce matka, jesli on uważa inaczej. Zawsze robi to co uważa, ale nigdy nie jest to zachowanie typu "no to ja ci teraz pokażę!". Jednym uchem wpuści, drugim wypuści i robi swoje.
Moja koleżanka zaręczyła się po 4 miesiącach a jest w twoim wieku. Ja też myślę że w tym roku się zaręczę a jesteśmy ze sobą 5 miesięcy.
Powodzenia 
Może on się boi tej niepełnosprawności, mogę wiedzieć co ci jest?
Nie boi się tego. Rozmawialiśmy o tym. Miał wątpliwości ale to szczegółowo przedyskutowaliśmy. Znaleźliśmy rozwiązanie wszystkich bolączek i stanęło na tym, że jest OK. Że chce mi pomagać, i że nie jest to dla niego problem. Zresztą główne pytania i wątpliwości nie dotyczyły mnie samej w sobie a wspólnej starości w sensie "teraz mam siłę, co będzie jak będę stary i Cię nie nie wsadzę do wanny" albo "jak sobie poradzimy jeśli zdecydujemy się na dziecko".
W całym tym wątku boli mnie tylko to, że stawiacie mnie po tej złej stronie barykady, a on jest ten biedny i męczony.
W tym związku mamy równe prawa. Oboje jesteśmy ważni. Oboje mamy swoje potrzeby, przekonania.
I tak samo jak oceniacie mnie można ocenić jego.
Ja zmuszam go do małżeństwa VS on zmusza mnie do życia w niepewności kolejny rok
Ja płaczę i on się wtedy czuje osaczony VS on milczy i ja czuję się ignorowana
Ja uparłam się na legalizację VS on uparł się na życie na kocią łapę
Ja postanowiłam coś z tym zrobić bo chcę jasności VS on nie robi nic bo mu tak dobrze
Każdy kij ma dwa końce.
Zrozumcie, że ja nie chcę niczego więcej niż deklaracji człowieka, który mówi, że kocha, opiekuje się mną, mieszka ze mną, inwestuje swoje pieniądze w te same przedsięwzięcia. Człowieka, który omówił już ze mną problem niepełnosprawności, temat ewentualnego dziecka. Człowieka, który wie, jak legalizacja związku jest dla mnie ważna. Człowieka, który zna mnie na wylot. Przez moją niepełnosprawność, a raczej dzięki niej, widział mnie w wielu sytuacjach. Czlowieka, który musi mi pomóc przesiąść się na kibelek, który w przypadku zatrucia musiał mi przynosić do łóżka miskę, bo nie mogłam wybiec z łożka do toalety. Człowieka, który rozbierał mnie i ubierał na fotelu ginekologicznym i parę innych rzeczy. Czy któryś z Panów ma takie doświadczenia ze swoją kobietą? OK - napiszecie ohydztwo, po co o tym piszesz. Ano po to żeby pokazać Wam, że on już niczego więcej w związku ze mną nie pozna. Widział wszystko. I to wszystko mu odpowiada. Niczego więcej nie pozna, nie zobaczy. Po tych 4 latach związku ma pełen obraz życia ze mną. A skoro wie, że mi zależy na czasie, na małżeństwie, na dziecku, to powinien określić po takim czasie czy tego chce, ewentualnie na jakich warunkach tego chce.
Ja najzwyklej w świecie chcę mieć czarno na białym co dalej z nami. Oczywiście - najlepsza opcja, wymarzona - zaręczyny.
Nie będzie ich - trudno, ale niech powie. Niech podejmie temat. Uszanuje to, że czekam 
Po prostu czuję się niesprawiedliwie osądzona, bo ciągle Wam piszę o co chodzi, a Wy ciągle oskarżacie mnie o psucie życia jemu.