Dobija mnie to, że nie mam się komu wyżalić itp. Żadnej dobrej koleżanki żeby pogadać, spotkać się na kawę. Jakaś masakra. Czuję się przez to beznadziejnie. Jedynie mam narzeczonego, a z nim nie zawsze mogę o wszystkim pogadać bo wiadomo to facet. Z mamą nie mam dobrych kontaktów.. uważam, że za późno mnie urodziła, po za tym ma całkiem inne poglądy niż ja, krytykuje wszystko.
W dzieciństwie byłam bardzo nieśmiała, nie mam żadnych znajomych po podstawówce.. bo zadawałam się tylko z jedną "przyjaciółką", która po kilkunastu latach okazała się fałszywa i teraz nawet się nie odezwie "co słychać", a chodziłyśmy do szkoły razem około 15 lat. Wiem, że to może mój błąd.. ale ja byłam dzieckiem nieśmiałym myślałam pewnie, że tak jak jest jest ok.
W technikum dalej trzymałyśmy się razem, chociaż ja miałam iść do liceum, a się nie dostałam więc znów byłyśmy razem. Znowu zero znajomości takich na stałe. Bo ocknęłam się za późno (4 klasa), że nie nawiązałam głębszych znajomości tylko ciągle z tą jedną.
Aktualnie zaczęłam nową szkołę, jest nas bardzo mało w klasie bo około 4-7 (nie wiadomo czy nie rozwiążą roku). Teraz jestem już sama, wiadomo gada się coś z koleżankami ale każda z nas jest z innej miejscowości (daleko od siebie położone) i każda zawsze leci na autobus/do auta, mam wrażenie, że też się nie da nawiązać już znajomości bo każdy ma już swoje życie, swoich znajomych, masę nauki.
Czy za późno na wszystko? Czy zostało mi do końca życia mieć tylko przyszłego męża i umierać z samotności?
Może ja nie umiem znajomości nawiązywać? Choć staram się jak mogę
Wiem, że od razu koleżanka nie stanie się przyjaciółką. Wiem, że na to potrzeba czasu ale mam wrażenie, że nikt nie chce ze mną nawiązać relacji.
Jak sobie pomóc? Da się? Nie mogę się zapisać na żadne zajęcia (typu siłownia, basen itp.) (żeby kogoś poznać) bo mnie na to nie stać.