Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 26 ]

Temat: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Hej,
nigdy nie miałam szczęścia w miłości. Trafiałam na nieodpowiednie osoby. 6 miesięcy temu poznałam Jego. Pierwsza randka - 7h przegadane. Od razu było wiadome, że trafiło nas to 'coś' smile Nie miałam żadnych wątpliwości, że mu się spodobałam. Druga randka - rozmowy, rozmowy i rozmowy. I pierwszy pocałunek. Potem każda kolejna randka była czymś niesamowitym, czymś wspaniałym. Jego zakochane spojrzenia, czułe gesty, dotyk. Dostawałam ogromne bukiety kwiatów - przesyłka do pracy albo dawał mi je w domu. Spotykaliśmy się średnio 2-3 razy w tygodniu. Przytulaliśmy się, całowaliśmy namiętnie, gotowaliśmy razem, oglądaliśmy przytuleni filmy itp. Codziennie prawie 3h rozmowy przez telefon.
Od początku miałam problemy z zaangażowaniem się, bałam się tego i tego, że mu się odwidzi. Uprzedziłam go, że mogę robić kroki do tyłu. Zrozumiał i starał się, abym mu zaufała. Prosił, żebym uwierzyła i zatraciła się w tym uczuciu, bo mu strasznie zależy, że zakochany jest we mnie.
I stało się - ze spotkania na spotkanie nabierałam coraz większego zaufana, skracałam dystans, widziałam, że mu się podoba, że ja go pierwsza pocałowałam. I zakochałam się bardzo. Potem wyznaliśmy sobie miłość po 2 miesiącach - on pierwszy mi to powiedział (zabawne, bo akurat zamierzałam mu to samo powiedzieć pierwsza). Ze szczęścia wręcz fruwałam nad ziemią. Potem po prawie 2,5 m-cu nastąpił nasz 'pierwszy raz' (i mój przy okazji tak w ogóle pierwszy.... mimo, że mam prawie 26 lat. Chciałam to zrobić tak jak zrobiłam - z miłości i w pełni poczucia zrozumienia - był wręcz dumny, ale i zdziwiony, że taka atrakcyjna dziewczyna... ale też i podejrzewał to. Na nic nie naciskał, nie było żadnej presji). Generalnie ta sfera życia ułożyła się bardzo ok:) On dalej był kochany, czuły, troskliwy. Ja to odwzajemniałam. Rozmawialiśmy o przyszłości - ale nie takiej dalekiej. Takie tam plany, wspólne cele itp.

Jednak 2 miesiące temu coś zaczęło się psuć. Ma dosyć wymagającą pracę, która już wcześniej zajmowała mu sporo czasu, ale jednak był w stanie coś wygospodarować dla mnie. Jednak wtedy zapisał się jeszcze na studia. Dzienne (facet ma 27 l.). Ok, ale zapewniał, że przecież to będzie w dzień, dla mnie zawsze znajdzie czas itp. I co? Doszło do tego, że czasami jak wyjdzie z domu o 8, to wraca o 22. W tym czasie i praca i uczelnia. W ciągu dnia pojedyncze smsy. Rozmowy tel. coraz krótsze... Cały czas tylko ta szkoła i szkoła. Nie spotkamy się, bo musi referat zrobić, projekt, nauczyć się do wejściówki, do egzaminu, do kolokwium. Albo musi przygotować się do pracy. Spotkania odbywają się tylko w weekendy - przyjeżdza w sobotę i zostaje na noc. Weekendowy związek:/

Jeszcze bym to zniosła... ale chciałabym mieć poczucie, że mam partnera też w tygodniu. Miły sms czy telefon... a tu i jedno i drugie coraz rzadziej... już nie ma 'kochanie', 'skarbie' i innych czułych słówek (przez długi czas ja się do niego tak zwracałam, a ten nic:/). Gdy jesteśmy razem, to mam wrażenie, że nie na 100% - nie tuli się, nie pocałuje. Brakuje mi tej bliskości. Ja muszę się do niego łasić. Gdy mu powiedziałam o tym, że mi tego brakuje i zapytałam co takiego zrobiłam, to odpowiedział, że jestem wręcz idealna, ale już te pierwsze emocje, hormony opadły i że przecież nie będzie jak na początku. No ręce opadają. Znam pary zakochane w sobie po uszy, nieszczędzące czułości po 2 i więcej latach związku! A tu? zaledwie 6 miesięcy związku i już żadnych namiętnych buziaków bez okazji? nic?

Widzę, że jest zmęczony i ledwo wyrabia. Staram się go wspierać, tyle, że... ja też pracuję i studiuję drugi kierunek (już prawie kończę). Myślałam, że czułości wszelakie z kobietą, która kocha, go zrelaksują... coraz bardziej czuję się samotna w tym związku. Ba, dochodzi jeszcze to, że sobie wkręcam, że jestem dla niego nieatrakcyjna, nie wystarczająco dobra, niekochana itp. Mówiłam mu o tym już parę razy, a on 'przyjmuje do wiadomości' i nie potrafi mi tego wyjaśnić. Coraz rzadziej też zostaje na noc w weekendy, bo woli ze mną spędzić jakoś ten czas, a nie śpiąc. Tyle, że jak on spędza ten czas ze mną?? że oglądamy filmy (wtedy mnie łaskawie obejmie), coś tam ugotujemy, seks (i tu akurat jest czuły),coś tam pogadamy. I wraca do siebie (bo przecież rano się pouczy), a ja płaczę, bo poduszka nim pachnie...
ostatnio udało mi się go wyciągnąć na spacer - to wręcz owszem szliśmy trzymając się za ręce, ale gdy usiedliśmy to wszystkie pary dookoła wtulone i całujące się, a ten usiadł obok jak z koleżanką:/ I po niecałej godzinie już chciał wracać, bo musi się uczyć.
Rady w stylu - zrób kolację, ładna bielizna, makijaż itp. - nic nie dadzą, bo to wszystko jest.

A ja 'lubię płakać' i stwarzać sobie problemy. Myślałam, że wczoraj (1.05) się spotkamy, to nie, bo obiecał coś pomóc rodzinie - ok, rozumiem, bo też mają pretensje, że za mało czasu im poświęca. Może 'łaskawie' jutro znajdzie dla mnie czas. Jego życie to praca, szkoła, praca, szkoła i potem trochę czasu dla mnie. Wszystkie uczucia przelał na tą uczelnię:/ On mi powiedział, że z jednego ani drugiego nie zrezygnuje. Tyle, że momentami ma wrażenie, że zrezygnuje ze mnie, bo będzie mu lżej tak. A ja mam już pomału dość tego pracoholizmu, braku czasu dla mnie, braku czułości i bliskości, braku jakichkolwiek wspólnych planów (np. wakacje). Owszem mam swoje sprawy, swoje zajęcia - ale jednak brakuje mi go w codziennym życiu. Chyba na tym polega związek...

Nie wiem już totalnie co robić, jak dać do zrozumienia, że może mnie stracić...? kocham go bardzo, ale jak ma ten nasz związek się rozwijać skoro widzimy się tak rzadko? Nie wiem czy on się pogubił już, przytłacza go ilość obowiązków, ale na litość boską - ja też chcę być w jego życiu ważna i być mu potrzebna sad
Boli mnie to, że gdy tak się mocno w to zaangażowałam i nabrałam pewności (prosił i zapewniał), on się zaczął oddalać. Boli. Mogłam się tak nie angażować.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

jak dać do zrozumienia, że może mnie stracić...?

Porozmawiać z nim. Powiedzieć mu to, co nam, ustalić, jakie są widoki na zmianę pracy na mniej męczącą i czasochłonną, jeśli żadne, to lepiej się rozstać teraz niż po latach...

3 Ostatnio edytowany przez Tegan (2014-05-02 21:49:07)

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

chcialabyś zeby zrezygnowal z uczelni dla Ciebie? Ja nieraz mialam zajeca 10-12 h i tak to niestety wyglada....

4 Ostatnio edytowany przez szarykotek (2014-05-02 22:03:20)

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Ranyy...to chyba w ostatnim czasie jakaś epidemia. Kolejny wątek zbliżony tematyką. Naprawdę rozumiem Twoją sytuację, bo moja wyglądała niemal identycznie. Na początku super, ja niepewna - ale dzięki temu jaki dla mnie był zaangażowałam się na sto procent. A tu nagle z jego strony bach - ciężka i wymagająca praca, bach egzaminy i gdzieś w tym wszystkim zniknęłam ja, zniknęliśmy "my". Związek urwany gdzieś z piątku na sobotę - bo w weekendy też często miał inne plany - w końcu znajomi płakali, że nie widują się z nim w tygodniu. Potem spotykaliśmy się raz na dwa tygodnie wieczorem, co najczęściej kończyło się zaśnięciem po godzinie rozmowy, bo był zmęczony. Dodatkowo nic mu nie pasowało, stał się oschły, nic go nie cieszyło kompletnie. Myślami był non stop gdzie indziej. Plany na wakacje czy nawet najbliższy tydzień? Mogłam pomarzyć. Wakacje spędziliśmy oddzielnie - ja wyjechałam, on w pracy. Mówił, że potem gdzieś skoczymy. Ehe, nawet głupiej wycieczki do parku nie mogłam się doprosić smile

Obiecywał poprawę, ale to było tylko gadanie żeby mnie uspokoić, żebym nie zasypywała go pretensjami. Też słyszałam o tym, że motylki odleciały - choć ja ciągle miałam ochotę go całować i dawać z siebie to co najlepsze. Cierpiałam w tym związku bardzo, coraz bardziej. Straciłam nerwy, energię i kawałek siebie. Przestał reagować na moje fochy. Moje pomysły na ożywienie związku również miał w dupie. Nic nie dawało ani po dobroci ani groźbą. Dla niego już chyba było wiadome, że prędzej czy później się rozstaniemy. Życie zawodowe wygrało, choć z tego co wiem, teraz stracił pracę i hm...Można powiedzieć, że ani nie ma jej, ani mnie. Choć ja zawsze byłam mniej ważna, więc pewnie nawet mojej osoby w tym rankingu strat nie uwzględnia. wink

Po co Ci to wszystko mówię? Bo w tym co piszesz widzę siebie sprzed dwóch miesięcy. I wiem jak bardzo cierpisz, jak czujesz się okropnie, jak tęsknisz. Jego nie zmienisz jeżeli sam nie będize tego chciał, jeżeli nie dostrzeże, że ten związek idzie do nikąd. Możesz jedynie sama próbować troszeczkę zdystansować się w stosunku do niego, bardziej poświęcić swoim sprawom, wiem, że jest to ciężkie kiedy tak rzadko się widzicie i kiedy go kochasz. Z autopsji jednak wiem, że tylko ta metoda dawała mu do myślenia i czasem dostrzegał problem, zaczynał się starać, podpytywać co jest nie tak. Z tym, że średnio mu wychodziło - może też dlatego, że ja z czasem bywałam coraz bardziej zrzędliwa, nie ukrywam. Natomiast moje próby naprawienia i ożywienia związku za każdym razem kończyły się fiaskiem - albo nie miał czasu i chęci, albo miał skwaszoną minę. Z tym, że ja popełniłam jeszcze jeden błąd - non stop mu nawijałam o tym, co mi nie pasuje - bo podświadomie myślałam, że trzeba przecież o problemie rozmawiać. Nic bardziej mylnego, gadał dziad do obrazu a obraz do niego ni razu... W końcu jednym uchem wpuszczał drugim wypuszczał.

Dzięki zdystansowaniu się do niego pod koniec relacji osiągnęłam także to, że...łatwiej mi było dojść do siebie po rozstaniu. Bo w końcu i tak niewiele się zmieniło. A rozstaliśmy się z jego inicjatywy. Powiedział, że nie jest w stanie już dłużej udźwignąć mojego 'nieszczescia'. Byliśmy razem 1,5 roku, przy czym problem zaczął się już po trzech miesiącach znajomości, by w połowie związku osiągnąć apogeum. Potem już tylko tendencja spadkowa - coraz gorzej i gorzej, coraz mniej spotkań i czułości. Jakiekolwiek. Nawet przez telefon.

5

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.
Tegan napisał/a:

chcialabyś zeby zrezygnowal z uczelni dla Ciebie? Ja nieraz mialam zajeca 10-12 h i tak to niestety wyglada....

serio? No co Ty... jedne studia dzienne skończyłam, w ich trakcie zaczęłam drugie w trybie niestacjonarnym. Pierwsze skończyłam, drugie studia kończę. Pracuję od 8 do 16. Są czasami dni, że jak wyjdę z domu o 7:30, tak jestem o 22. Są też przerwy, wykłady - można napisać miłego smsa, prawda?
Gdzie napisałam, że ma zrezygnować? ja tylko proszę o okazanie mi czułości, uczucia.

6

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

szarykotek - jeju, ile podobieństw... też mu mówię co mnie boli i że mi strasznie z tym wszystkim trudno, a on mi tłumaczy, że nie może zrezygnować z pracy i studiów. Najlepsze jest to, że ja go namawiałam na te studia... tyle, że myślałam, że już pójdzie na zaoczne:/
Najgorsze w tym, że kochał go jak głupia, mamy tyle wspaniałych wspomnień. On od samego początku wiedział jak się waham, boję. Oswoił mnie. Myślałam, że warto było poznać tyle palantów i pocierpieć, że to wszystko mi teraz los wynagrodzi, bo taki fantastyczny facet trafia się raz na milion. I te jego zakochane oczy...
On akurat nie ma czasu na znajomych. I nie ma znajomych za dużo też, więc przynajmniej to odpada.
W sumie pierwsza taka moja miłość, pierwszy raz zaangażowałam się tak naprawdę, tak prawdziwie... i co?:/

7

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.
Tegan napisał/a:

chcialabyś zeby zrezygnowal z uczelni dla Ciebie? Ja nieraz mialam zajeca 10-12 h i tak to niestety wyglada....

No niestety, Tegan. Praca wymaga czasu, studia wymagają czasu, czasem pomoc rodzinie wymaga czasu, ale związek też wymaga czasu. Można rozumieć, że to tez ważne sprawy, ale jeśli sytuacja nie ma się wkrótce zmienić, to dana osoba po prostu nie ma na chwilę obecną czasu na związek w swoim życiu.

8

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Wiem jak się czujesz, dlatego musiałam Ci to napisać, bo nawet logikę mamy podobną - "z ukochaną kobietą powinien się zrelaksować". Te tłumaczenia, które Ci zapodaje to też miałam na porządku dziennym. Wszystko rozumiałam, a jego problemy doprowadzały do tego, że kiedy miał ważny egzamin zawodowy przez cały dzień nie mogłam nic przełknąć ze stresu.

Chciałabym Ci dać jakąś receptę, ale sama nie znalazłam złotego środka. W pojedynkę nie da się udźwignąć związku. On musi sam chciec jakiejś zmiany i przecież nikt tu nie mówi, ze ma rzucać wszystko. Ale można zacząć od małych rzeczy - głupiego smsa, niespodzianki w środku tygodnia, spontanicznego wyjścia nawet na godzinę. U mnie to trochę reanimowało trupa, tyle, ze ja straciłam potem cierpliwosć i stałam się jęczącą babą wink Jeśli się naprawdę chce to można wszystko.

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Współczuję. Chyba jedyne wyjście to dystans, może trafi do niego a jak nie to nie ma czego żałować. Trzymaj się smile

10

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Nie wiem czy przez tą szkołę i brak czasu czy po prostu mu przeszło... nie mogę znieść już ogólnie tej niepewności. Najlepsze jest to, że w pracy jestem uśmiechnięta i udaje mi się 'udawać', a w domu płaczę...

11

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Nie płacz. Staraj się czymś zająć, wyjść z koleżanką, poczytać coś, pobiegać, popisać na forum czy po prostu porobić sobie to co tam lubisz. Ja czasem nawet szłam spać - byle nie przeżywać, że nie widzimy się kolejny dzień, że chłodniki otrzymuje itd. Beksowanie nic nie zmieni, a tylko Ciebie rozbije. Chodzi o to żebyś umiała być szczęśliwa także bez niego. On też to wyczuje, szczególnie jeśli się zdystansujesz - powinno to wzbudzić jego zainteresowanie. Mojego czasem budziło i jakieś kroki czynił by ocieplić relacje.:D

12

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Tzn ja bym po pierwsze zapytała, czy są widoki, że się to niedługo zmieni.
Jeśli nie, to powaznie zastanów się, czego bardziej nie chcesz - takiego związku na stałe, czy jego braku? Jak już sobie ustalisz to albo zerwij, albo zaakceptuj sytuację.

Na pewno nie widzę sensu się oszukiwać, że z czasem zrobi się dobrze jak nic na to nie wskazuje.

13

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Jeszcze do niedawna było znośnie - pisał mi w smsach te głupie ":*", były miłe słowa... a teraz taka zwykła wymiana informacji. Starał się zadzwonić na noc, żeby powiedzieć dobranoc. A teraz to wszystko takie "suche". Jak on nie będzie chciał z tym nic zrobić, to nie ma chyba lepszej opcji niż... wiadomo.
Tyle, że mam wrażenie, że umrę z tej tęsknoty i zawodu, żalu. I postaram się nigdy nie zakochać i angażować... sad

14

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Nie rozumiem czemu na poczatku maja wszyscy czas a potem raptownue juz nie takie jakby udawanie zmienianie sie , jak nie ma czasu na zwiazek niech sie nie wiarze z kims i tyle dopuki nie skonczy szkoly i jakiejs keriery jak sie ustabilizuje niech szuka partenerki  bo inaczej nie ma sensu. Trzeba miec czas na drugiej osoby. A i na zwyklego sms zawsze mozna wyslac jak sie mysli o tej osobie zwlaszca jak sie nie mozna widziec i teskni ale on chyba nie teskni najwyrazniej.

15

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Vian - wiesz, w moim przypadku w odpowiedzi na takie pytanie słyszałam, że to się zmieni, to chwilowe. Jeszcze miesiąc, dwa, po tym, po tamtym. A nawet jak nie zmienią się okoliczności to on się będzie starał. Mówił dużo, a rzeczywistość była inna.

czerwonylakier - tak jak powiedziałaś, on sam musi chcieć działać. Inaczej nie dasz rady - no bo jak, sama ze sobą w związku sfrustrowana po wieki?

16

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

szkoda zycia i nerwow na takie zwiazki jak ma sie cos rozwijac jak ktos nie ma czasu sie spotykac

17

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Jak tak szybko minęło, a juz Cie to męczy to wiedz, że moze byc tylko gorzej. Ty za to bedziesz wciaz mega zakochana, ale tylko w "olewaniu", w tym że pragniesz to co Ci sie oddala. Niezdrowo.

18

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.
szarykotek napisał/a:

Vian - wiesz, w moim przypadku w odpowiedzi na takie pytanie słyszałam, że to się zmieni, to chwilowe. Jeszcze miesiąc, dwa, po tym, po tamtym. A nawet jak nie zmienią się okoliczności to on się będzie starał. Mówił dużo, a rzeczywistość była inna.

Wiesz, ja miałam jednego takiego, co się "starał" być odpowiedzialny i podchodzić do związku poważnie aż 7 lat. ;-) A mnie 7 lat zajęło zanim ogarnęłam na 100%, że jak się do tej pory nie nauczył pewnych rzeczy, to się już nie nauczy i czas na mnie. Nigdy więcej. tongue Ja wprawdzie potrafię być cierpliwa, ale jak widzę, że ktoś SERIO nad sobą pracuje, a nie stara się miesiąc, potem coraz mniej, aż wszystko znowu jest po staremu. Potem kolejna awantura, znowu obietnice poprawy, miesiąc lepiej i co - tak w kółko? E-e, ja już dziękuję, nie mam kolejnych 7 lat. smile

19

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Siedem lat?! Faktycznie nieźle. Mój ułatwił mi zadanie o tyle, że sam szybko nie wytrzymał tych awantur.;p No cóż, autorka wątku może coś uszczknąć sobie z naszych doświadczeń...

20

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.
szarykotek napisał/a:

Siedem lat?! Faktycznie nieźle. Mój ułatwił mi zadanie o tyle, że sam szybko nie wytrzymał tych awantur.;p

Tzn wiesz, u mnie nie ZAWSZE było źle i to jest właśnie problematyczne w takiej relacji, kiedy partner się stara, ale na chwilę. Dopiero po długim czasie się orientujesz na 100%, że i tak na stałe nic się nie zmienia.

21

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Ja nie będę obiektywna, bo miałam niemal identyczną sytuację. Starałam się być wyrozumiała aż 4 lata. Robiłam to wszystko co polecił Ci szarykotek, ale to sprawiało tylko, że nasz związkowy staż rósł i coraz trudniej było mi zerwać, gdy przechodziły kolejne rocznice, pojawiały się poważniejsze plany, a ja w zasadzie czułam, że w moim życiu nie ma nikogo i dalej wikłałam się w kolejne aktywności, by o tym nie myśleć smile.

W zasadzie w końcu przestałam go potrzebować. W zamian za swój pracoholizm dawał mi nieograniczoną swobodę, mogłam robić co chciałam, z kim chciałam. Rozumiał jak mi się nie chciało do niego przyjechać (on mnie nie odwiedzał raczej nigdy) i uważał, że jak my nigdzie nie wychodzimy to, co za problem jak porobię to co chcę z innymi znajomymi? On miał święty spokój, ja bawiłam się i spędzałam czas aktywnie i na wesoło, a to że nie widzimy się kolejny tydzień to tam pikuś. No na początku sama tak myślałam, przyjeżdżałam do niego po prostu na krócej.  A potem doszło do momentu, w którym wszystko co fajne przeżywałam z każdym innym tylko nie z nim smile. Odwiedziny u niego też zaczęłam w końcu skracać...

Rozumiem, że miał też swoje sprawy, że jak tyle pracował musiał kiedyś porobić prace domowe, poprać, posprzątać. To dość oczywiste. Próbowałam się dostosować, czasem mu pomagałam, czasem go gdzieś wyciągałam, a  czasem siadałam w kącie z książka, czy laptopem i zajmowałam się sobą, jak on nie miał czasu, ale chyba nie po to przyjeżdża się do swojego faceta, aby musieć zajmować się całymi dniami sobą? Co innego jakbyśmy ze sobą mieszkali, a co innego jak widywaliśmy się raz w tygodniu, a czasem i raz na 2-3 tygodnie. A nawet jak już coś udało się wykombinować, jakieś wyjście to praktycznie tylko 2 razy w roku byliśmy sami. Bo przecież swoich kumpli też musiał odhaczyć kiedys smile Chociaż po x czasu takiej harówki doszło do tego, że nawet w wolne dni, nie chciało mu się nic. Był przemęczony i leżał po prostu w łóżku. Taka praca każdego może zabić, pytanie kiedy Twój będzie takim zombie, jak mój. Niestety niektórzy takie życie po prostu wybierają.

Pogadaj z nim otwarcie. Powiedz co leży Ci na sercu i czy możesz liczyć na jakąś zmianę, jak tak to kiedy. Bo przecież nie bedziesz czekac 5 lat. Nie zwlekaj z tą rozmową. Ja niestety swojego przyparłam do muru w zasadzie, gdy już był zbyt przemęczony i chyba zbyt pewny, że nie odejdę, a moją poważną rozmowę potraktował, jako jedne z tych wielu pretensji, których trzeba wysłuchać, pokiwać głową i zapomnieć. Pech chciał że tym razem nie uważał na słowa i walnął, że on pracować nad sobą nie zamierza, ani się zmieniać, a ja MUSZĘ to zaakceptować, albo droga wolna. Wcześniej, chociaż próbował mnie traktować poważnie nawet jakiś czas się starał i myślę, że jakby po każdym "przypomnieniu" starał się dalej, to spokojnie byśmy się dogadali.

Nie radzę Ci ciągnąć tego tyle, co ja. Niech Twój tez powie szczerze, jak on to widzi. Jak macie być ze sobą blisko, skoro on nie uczestniczy w Twoim życiu.
Śmieszy mnie tylko to, że mój sam wklejał jakieś teksty na fb o np. chłopcu, który zbiera pieniążki na godzinę pracy tatusia, aby spędzić z takim pracoholikiem trochę czasu, ale ni cholery do głowy mu nie wpadło, że sam kompletnie nie ma czasu, ani siły na utrzymanie związku, mimo że 2 wczesniejsze też jakoś po 3 latach mu się rozwaliły smile. Wielu mężczyzn też uważa, że po jakimś czasie rutyna w związku to coś normalnego, mimo że praktycznie każda związek zabija wink. I nie jest to rzecz, którą naprawi się nowa bielizną. Jak się nie ma czasu to niech się nie robi innym ludziom nadziei, że coś z tego będzie.

22

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Hej,
podłącze sie pod ten wątek bo czytając Wasze historie miałam wrażenie, ze opisana jest w nich moja obecna sytuacja. Za kilka dni matura, a ja bezustanie mysle o swoim zwiazku, a właściwie o jego szczatkach. Poznaliśmy sie dwa lata temu i od razu zaiskrzylo. Ja byłam w pierwszej On w trzeciej klasie liceum na 2 miesiące przed jego matura. Sama zeby isc do liceum wyjechałam z małej miejscowosci do miasta. Mieszkałam w internacie, nic kompletnie nic sie nie układało; ucieklam z patologicznej rodziny jednak ciagle mnie dotyczyły wzysykie rodzinne problemy. Ze szkoła tez nie wychodziło, szło mi conajmniej słabo, kompletnie sie zalamalam bo zawsze byłam dobra uczennica. Wtedy pojawił sie On. Chlopak z zasadami z ogromnym poczuciem humoru, jak sie okazało mieliśmy ze sobą wiele wspólnego. Na samym początku powiedziałam, ze jeżeli chce sie ze mna spotykać musi sie poddać zasadom, np mniej pic niz do tej pory. Zgodził sie, nawet był bardzo zadowolony ze wymagam, ze traktuje Go poważnie. Było jak w bajce. Nie uleknal sie i pomagał gdy miałam problemy z rodzicami. W czasie wakacji przyjezdzal po 20h pracy 60 km do mojej rodzinnej miejscowosci aż chciało sie zyc. Wszystko do czasu, od ponad roku pracuje w nowym bardzo wymagającym miejscu. Dla Niego to wyzwanie, adrenalina, pieniadze i stanowisko sie liczy. Gdy sie spotykamy ciagle mówi o pracy, pierwsze słowa po "cześć" to "nie mam czasu" zazwyczaj dlatego ze nawet w dzien wolny musi isc do pracy, albo sie do niej przygotowac. Na dodatek w swoim miejscu pracy jest bardzo wykorzystywany, ostatnio dostał awans- nie odzywaj sie całymi dniami bo prowadził zmianę o tylko to sie liczyło. Nie spotykał sie, bo nie miał czasu. Kompletnie Go nie obchodziło co sie ze mna dzieje. A działo sie emocje związane ze szkoła plus choroba. Jeżeli nie interesuje sie chwilowo praca to ciagle gada o swojej rodzinie, ktora podobno nie jest dla niego ważna (przynajmniej tak sie tłumaczy kiedy mowie zeby mnie zaprosił, widziałam jego rodzicow raz w zyciu po dwoch latach wymuszenia tego, mieszkam w jego miescie i zawsze jest z tym problem, ja mieszkam 60 km od miasta i zna cała moja rodzine) zawsze kiedy prosze go o pomoc w dany dzien (np msc wczesniej bo chce zeby był ze mna w czasie rozprawy sądowej akurat musi zostac z dzieckiem swojej siostry, zdarzyło sie to kilka razy). Mam duże problemy z nerkami, powiedziałam mu ze bede miała operacje i nie wiadomo co z matura na co on, ze jego siostra jest ciezko chora i sie martwi. Nie widzieliśmy sie od ponad tygodnia oczywisvie z jego winy, jeszcze jak prosiłam go o spotkanie, olal mnie dla kumpli z pracy, dla tych samych ktorzy go wystawili.

23

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Ciezko z takimi ludzmi marnja tylko nasz cenny czas na poznanie kogos odpowiedniejszego a najgrsze ze ten czas bardzo szybko leci wdaje si eze to rok a to kilka lat tak przeleci.

24 Ostatnio edytowany przez mysterious_chocolate (2014-05-04 21:51:29)

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.
szarykotek napisał/a:

Nie płacz. Staraj się czymś zająć, wyjść z koleżanką, poczytać coś, pobiegać, popisać na forum czy po prostu porobić sobie to co tam lubisz. Ja czasem nawet szłam spać - byle nie przeżywać, że nie widzimy się kolejny dzień, że chłodniki otrzymuje itd. Beksowanie nic nie zmieni, a tylko Ciebie rozbije. Chodzi o to żebyś umiała być szczęśliwa także bez niego. On też to wyczuje, szczególnie jeśli się zdystansujesz - powinno to wzbudzić jego zainteresowanie. Mojego czasem budziło i jakieś kroki czynił by ocieplić relacje.:D

Zgadzam się poza pierwszym zdaniem smile
Autorko, płacz jeśli to tylko przynosi Ci ulgę. Emocje duszone w sobie niszczą od środka

bordowa - szkoda życia na taki ''związek''

25

Odp: Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Cześć!
Ciąg dalszy tej historii.... piszą ten wątek chyba intuicyjnie wyczułam co się stanie...
napisałam ten wątek ponad 2,5 miesiąca temu... 2 maja w nocy... w między czasie czytając Wasze wypowiedzi z Nim smsowałam. Wyjątkowo do mnie nie zadzwonił. Przepraszał w smsach, że prawie cały dzień się nie odzywał, ale miał zlecenie, sprzątał i telefon zostawił w kurtce w szafie (??). W jednym smsie "pękłam" i zapytałam go co się z nami dzieje, co jest ze mną nie tak, co się stało, że tak się oddalił? a on, że nie wie, że przeprasza, że jestem najwspanialsza i to wszystko jego wina. Potem coś mu napisałam, że jednak się kochamy, to postarajmy się, zadbajmy o to i naprawmy. Cisza. Zadzwoniłam. Nie odbierał... potem dużo później sms, że ćwiczył i brał prysznic, ale nie chce żebym przez niego płakała, kocha mnie bardzo, wszystko zawala i robi beznadziejnie, że jego wina. Coś tam odpisałam... pełna nadziei, że coś w końcu się zmieni, on dostrzeże problem - że postarajmy się, naprawmy, żeby przyjechał następnego dnia (czyli 3 maja) i żeby mnie mocno przytulił.

Następnego dnia cisza. Dzwonię - nic. Piszę - nic. Sms od niego po 12, ze boli go głowa. Coś tam mu miłego napisałam i zapytałam czy przyjedzie. Cisza. Potem dzwonię - cisza. Znowu dzwonię - wyłączony telefon. I tak do końca dnia już... pisałam, dzwoniłam, nagrywałam się na sekretarkę. Prosiłam o rozmowę, żeby nie zrywał ze mną w ten sposób. Nie on. Przecież obiecał, że nigdy mi takiego czegoś nie zrobi. A on zamilkł. Po tygodniu łaskawie mail - że przeprasza, że myśli, ale musiał się zdystanować do tego wszystkiego i przemyśleć. Obiecał, że się odezwie jak odpiszę. W między czasie ograniczył mi widoczność swojego profilu na fb. Ukrył widoczność "związku". Coś tam pisałam do niego raz na jakiś czas - a to sms a to mail... i już aż tak nie rozpaczałam, tylko chciałam z nim porozmawiać, jakoś to wyjaśnić, żeby on mi to powiedział. Nic.

Potem już w ogole wywalił mnie ze "związku"... fajnie, że mogłam to wywnioskować z obserwacji profilu na fb. Ochłonęłam i napisałam mu maila, że wiadomo co to znaczy, ale czemu w taki paskudny sposób. I że chce się z nim spotkać - po prostu porozmawiać, bo nie tylko on był w tym związku. Cisza. W tym czasie byłam na fajnym wyjeździe - dodawałam jakieś zdjęcia gdzie jestem uśmiechnięta i widać, że nie rozpaczam;p

Po 10 dniach od tego maila (cóż za refleks...) napisał mi chamskiego maila, że... nie życzy sobie moich histerycznych maili (??), mam dać mu spokój. I spotyka się z kimś co mam... uwaga... uszanować! I sprawa nie dotyczy mnie smile what??? (pewnie tym pierwszym mailem mnie trochę zbył i zostawił sobie furtkę jakby z tą nową nie wyszło...) I mam nie pisac, bo trafi do spamów, mam na nic nie liczyć... tytuł maila "!!!". Szok i niedowierzanie. A ja biedna łudziłam się, że on taki pogubiony, chciałam mu pomagać, a tu on sobie nową znalazł... na bank na tych studiach sad Aha, zablokował mnie na fb.

Czyli łaskawie wysłał "oficjalnego" maila po 1,5 m-ca od zamilknięcia.

Od 2,5 m-ca nic do niego nie napisałam, żadnych prób kontaktu. Już o tym tak nie myślę, pogodziłam się, ogarnęłam, skupiam się na sobie. Chodzę na jakieś tam randki, ale nic konkretnego. Żyję. Wszyscy znajomi w szoku, że jak on mógł mnie tak potraktować... mnie - taką dobrą, fajną, ładną dziewczynę. No mógł, jak widać. Może zaufałam mu też za bardzo... Coż, zawsze jakieś doświadczenie życiowe, na przyszłość będę mądrzejsza jak zobaczę takie sygnały jak tutaj się pojawiły... zasługuję na kogoś kogo nie będę musiała prosić o czułość po paru miesiącach związku smile a do niego mam nadzieje wróci karma... Mam w sobie dalej żal i gniew. Że jak ON mógł mi coś takiego zrobić, skazać mnie na tyle tygodni cierpienia poprzez swoje milczenie zamiast powiedzieć wprost i zakończyć szybko sprawę. Oczywiście przez te 1,5 m-ca milczenia go nie widziałam ani później też.

Jakby ktoś chciał pogadać, to będzie mi miło smile

Posty [ 26 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Oddalenie, brak czułości i czasu. Czy to ma już sens? Proszę o rady.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024