Hej, jestem tu nowy. Witam wszystkie Panie (i panów bo widziałem że też się tu zapuszczają żeby badać kobiecą psychikę). Mam spory problem i chciałbym prosić Was o dyskusję dotyczącą widoków na przyszłość w mojej sytuacji.
Jakiś czas temu będąc u schyłku poprzedniego związku (związek był na etapie zabierania moich rzeczy i przeprowadzki) odezwała się do mnie przez internet dziewczyna (24 lata) którą kiedyś poznałem. Odezwała się z pewną sprawą ale jakoś tak zaczęło nam się fajnie rozmawiać, po krótkim czasie oboje się zaangażowaliśmy i przechodziliśmy do tematów coraz bardziej osobistych i widać było że między nami iskrzy. Pisaliśmy do siebie czule i ciągnęło nas do siebie. Problem był jeden - ona była na stażu za granicą na jakiejś wyspie - jeszcze przez 2 mies. Mnie ona podobała się od zawsze - poznałem ją kilka lat wcześniej, byla zainteresowana moim przyjacielem no ale ja wtedy byłem w związku a jestem facetem pod tym względem do bólu porządnym i zasadniczym więc mimo że ukłuło mnie to że wtedy nawet na mnie nie spojrzala nie mogę oczywiście mieć pretensji bo nic by się nie wydarzyło. Mój przyjaciel z kolei nie był zainteresowany nią i tak przez kilka lat byliśmy nieznajomymi znajomymi aż do czasu. No właśnie. Po rozstaniu i problemach poprzedniego związku byłem dość rozczarowany kobietami (byłem z zasadniczą i zimną kobietą która rzadko okazywała uczucia) i obiecywałem sobie dluuugi detox ale pojawila się ona i nie bylem w stanie. Może trochę o niej - czuła, wrażliwa, delikatna, bardzo kobieca, trochę zagubiona, nieśmiała. Byłem zaskoczony że tak piękna kobieta (a jest naprawdę zjawiskowo piękna) moze mieć jakieś kompleksy. A jednak. W każdym razie byłem szczęśliwy że zwrociła na mnie uwagę i oboje odliczaliśmy dni do jej powrotu kiedy to mieliśmy się spotkać. Jak wróciła i zaczęliśmy się spotykać byłem przekonany ze spotkałem kobietę z którą się ożenię i ze to przeznaczenie jak nic. No a potem dowiedziałem się o sytuacjach które miały miejsce jak się już znaliśmy i pisaliśmy "dobranoc kochanie". A więc:
na stażu na egzotycznej wyspie całowała się po pijaku z: holendrem, rumunem, anglikiem i jeszcze kilkoma innymi łącznie było ich kilkunastu. Straciła dziewictwo z jakimś śniadym kolesiem (zrobiła to na plaży 30 minut po tym jak poznała kolesia) a potem przespała się jeszcze z jakimś miejscowym który za nią chodził przez cały ten wyjazd. To wszystko udało jej się zrobić przez kilka tygodni.. Kiedy wróciła po naszej pierwszej randce godzinę po tym jak się rozeszliśmy po pijaku lizała się z kolesiem którego spotkała na mieście (facet w którym się kochała kiedyś). Dowiedziałem się o tym wszystkim od niej. Sama mi się przyznała ale dopiero jak ją spytałem. Nie chcę przechodzić tu procesu ale rozmawialiśmy o tym wiele razy, to byl cały proces w którym ona się oczyszczała a moje oczy się otwierały. Teraz trochę o tym jak ona tłumaczy swoje zachowanie. Miała 23 lata, nie była wcześniej w poważnej relacji, nie miała szczęścia z facetami (zakochana w facecie który jej nie chciał), miała kompleksy że coś jest z nią nie tak. Wszyscy znajomi w związkach, wszyscy gadają o seksie itd. Zawsze lubiła imprezy, często na nich flirtowała ale zawsze konczyło się to całowaniem i niczym więcej. Jak pojechała na staż, było ciepło, imprezy, koleżanki waliły się jak domy w afganistanie więc udzieliło się jej. Chciała stracić dziewictwo i jak nadarzyla się okazja to zrobila to. Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, facet ją po prostu zaliczył w 3 minuty i sobie poszedł a pozniej udawał że jej nie zna. Potem kiedy nadarzyla się druga okazja chciała zobaczyć czy drugi raz te będzie taki beznadziejny. Przespała się z jakimś innym. Też było beznadziejnie jak wróciła to się popłakała. Potem jeszcze zauroczyła się jakimś anglikiem, ale ten jej nie chciał i przespał się z jakąś jej znajomą. Po naszej pierwszej randce kiedy całowała się z tym kolesiem w którym się kochała - twierdzi że chciała zobaczyć czy jeszcze coś do niego czuje.
Aktualnie jest we mnie bardzo zakochana, twierdzi że chce mieć ze mną dzieci, że jestem najwspanialszym mężczyzną jakiego spotkała, że była głupia i niedojrzała. Twierdzi że jej dawne życie było puste i nie wie czemu tak się zachowywała, czemu dawała się wykorzystywać obcym kolesiom. Mówi że po tym jak poznała seks z miłością już nigdy nie dałaby się dotknąć nikomu z kim nie łączy ją obustronne uczucie.
Problem w tym że ja nie chodzę na boki, nie uznaję one night standów, lubię flirt ale unikam jak ognia kobiet ktore sypiają z obcymi 30 minut po poznaniu, kobiet które liżą się z kimś po pijaku, z kimś kogo imienia nawet nie znają. Byłem z 4 poważnych związkach z kobietami, wszystkie były kilkuletnie. Mam swoje zasady. ONA wkradła się do mojego świata fortelem. Kiedy pisaliśmy ze sobą mówiła o swojej wrażliwości, o tym ze nie uznaje seksu bez miłości. Kłamała, albo chciała się widzieć taką, może pobłądziła naprawdę (choć czy błędy popełnia się kilkanaście razy pod rząd)? Wiem na pewno że wszystko to działo się kiedy pisała mi "dobranoc kochanie". I szła na plażę z kolesiem...
I teraz do sedna. Zakochałem się w niej już pisząc z nią, pokochałem jej wrażliwość, to ze jest porządna i myśli dojrzale. A potem okazało się że tego wszystkiego nie ma. Bawiła się mną, dowartościowywała moim kosztem do czasu aż się nie zakochała. Jest mi teraz przykro kiedy na nią patrzę. Widzę biedną, przestraszoną dziewczynę która zrobiłaby dużo żeby wszystko było dobrze. Ale jednocześnie przypominam sobie jak bezdusznie to wszystko traktowała, mnie, siebie, swoje ciało. Nie wierzę w jej wrażliwość, dopatruję się w niej cynizmu i egoizmu i nie jest już dla mnie tą wyjątkową kobietą. Kiedyś chciałem żeby była moja i naprawdę widziałem w niej bratnią duszę. Teraz sam nie wiem co czuję. Ale chyba rozczarowanie wzięło górę. Poprosiłem ją o przerwę, wyprowadziła się ode mnie ale cały czas pisze do mnie, co dodatkowo utrudnia sprawę. Czuję się samotny i myślę że zmarnowałem przez nią dużo czasu i nerwów. Jest to moje ogromne rozczarowanie. Wiem teraz z perspektywy czasu że powinienem był wtedy swój potencjał skupić na przemyśleniu swojego życia i wiem że gdybym to zrobił, w samotności, na spokojnie, to podjąłbym próbę ratowania poprzedniego związku. Moja była jest może zimna i zasadnicza ale jest bardzo wartościową kobietą, z zasadami, jest niezwykle inteligentna i można na niej polegać w każdej kwestii.
Nie wiem co czuję ale magii w tym już nie ma. Niestety :-/ I chyba już nigdy nie będzie.
Na koniec jeszcze uprzedzając komentarze: nie jestem katolickim strażnikiem moralności, seks jest dla ludzi. Każdy ma prawo, nawet nie w stałym związku jeśli tak potrafi. Ale jakieś minimum przyzwoitoiści, nie bawić się kilkoma facetami naraz, nie okłamywać nikogo, szanować siebie i swoje ciało...