Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 32 ]

Temat: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Powiedzcie jak przeżyć ból, który nie pozwala spać, jeść, żyć, nie pozwala na nic???
Jestem wrakiem człowieka, po półtorej roku mój facet, którego naprawdę kochałam z całego serca, zaczął mnie oszukiwać i spotykać się z jakąś panienką (do seksu nie doszło), ale sam przyznał, że przerosł go nasz związek, bo ja chciałam większego zaangażowania i odpowiedzialności z jego strony (wszystkie cechy Piotrusia Pana się zgadzają), ale wierzyłam, że się nam uda, tylko on musi chciec terapii, chcieć choć w 1% walczyć o NAS. Ale on nie wie, standardowa odpowiedz na wszystko, nie wie czy mnie kochał, co czuje, na ten moment nie chce mnie dalej krzywdzić i ustalilismy, że koniec z odzywaniem się, wyprowadził się ode mnie.
To wszystko stało się w te Święta. Są one pełne bólu, łez, niedowierzenia. A ja jakoś naiwnie wierzę, że on kiedyś dowie się czego chce, że   wróci. Tracę wiarę w ludzi, w siebie już dawno straciła, jestem rozwódką, a mam 25 lat. Wyciągając wnisoki z nieudanego małzenstwa przyrzekłam sobie, że będę lepsza, że będę się starała, kochała tak jak kocha się najpiękniej. Moją dewizą jest hymn o miłosci z Listu do Koryntian, dlatego nie skreslam ludzi, ufam że ci pogubieni mają szansę na zmianę, ale muszą chcieć, bo póki oddycham, nie trace nadziei.

I tu moje pytanie-jak żyć?

Zobacz podobne tematy :
Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Niestety wygląda to tak jakby on nie chciał już być z Tobą zaangażował się w inny związek. Reszta to tylko wymówki, nie wie czy kochał co czuje, nie chce otwarcie powiedzieć że chce być z nią. Nie rozumiem argumentu że przerosł go Wasz związek i odpowiedzialność przecież byliscie małżenstwem...Jeżeli wróci to dlatego że nie ułoży mu się z tą nową.
Niestety nie możesz mu wierzyć że nie doszło do seksu i takie tam... Ja też bym dała sobie uciąć reke za mojego byłęgo że on by nigdy tak nie postąpił, przeprowadziłam sie zebysmy mogli zaczac od nowa i tydzien pozniej dowiedzialam sie ze ma kogos. Nie zrozumiem po co byly te wszytskie zapewnienia ze sie pogubil i potzrebuje czasu dla naszego dobra...Bo zeby zwiażac sie z nowa nie potrzebował czasu. Cięzko to pojąć ale spróbuj zacząć życ dla siebie, czas pokaze co sie bedzie działo, ale nie mozesz życ ciagle nadzieja ze on sie zmieni bo moze sie okazac ze straciłas kolejne kilka miesiecy.

3

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Wstać, otrzepać się, i iść dalej. Koniec zawsze jest początkiem. Zrozumiesz to z biegiem czasu.

4

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Zapraszam do mojego wątku a przekonasz się że nie tylko Twoje Święta są pełne bólu i płaczu

http://www.netkobiety.pl/t63438.html

5 Ostatnio edytowany przez PodPseudonimem (2013-12-26 13:26:15)

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Jeśli on nie chce to nie zrobisz nic na siłę. Zdradził cię, to boli, wierzę. Najlepsze co możesz teraz zrobić to postawić na nim krzyżyk i zająć się sobą. Popłacz sobie a potem podnieś się i zacznij od nowa. Masz 25 lat, najlepszy wiek, wszystko przed tobą, naprawdę nie musisz poświęcać najlepszych lat walcząc o człowieka który najwyraźniej nie jest tego wart.

6

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
misslonelyheart napisał/a:

Niestety wygląda to tak jakby on nie chciał już być z Tobą zaangażował się w inny związek. Reszta to tylko wymówki, nie wie czy kochał co czuje, nie chce otwarcie powiedzieć że chce być z nią. Nie rozumiem argumentu że przerosł go Wasz związek i odpowiedzialność przecież byliscie małżenstwem...Jeżeli wróci to dlatego że nie ułoży mu się z tą nową.
Niestety nie możesz mu wierzyć że nie doszło do seksu i takie tam... Ja też bym dała sobie uciąć reke za mojego byłęgo że on by nigdy tak nie postąpił, przeprowadziłam sie zebysmy mogli zaczac od nowa i tydzien pozniej dowiedzialam sie ze ma kogos. Nie zrozumiem po co byly te wszytskie zapewnienia ze sie pogubil i potzrebuje czasu dla naszego dobra...Bo zeby zwiażac sie z nowa nie potrzebował czasu. Cięzko to pojąć ale spróbuj zacząć życ dla siebie, czas pokaze co sie bedzie działo, ale nie mozesz życ ciagle nadzieja ze on sie zmieni bo moze sie okazac ze straciłas kolejne kilka miesiecy.

Rozwiodłam się wcześniej, to był mój nowy związek, juz sądziłam, że naprawdę ostatni. Co do zdrady- wierzę, że fizycznie tego nie zrobił, a własciwie mam pewność. Byłam jego pierwszą partnerką seksulaną, w tym temacie był bardzo zamknięty i wiem że ta nowa 'przyjaciółka' nie kręciła go fizycznie, bardziej psychicznie, ale to w sumie zadne pocieszenie, nawet boli bardziej.

On niby żałuje, ale co z tego, skoro nie dąży do żadnych deklaracji?Nic, tylko NIE WIEM.

Wykańczam się.

7

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Musimy swoje wycierpieć , i nawet najbardziej ciepłe słowa nie pomogą nam w bólu ... najważniejsze to wyrzucić z siebie .. i niestety w tym przypadku tylko czas nas może uleczyć ..

8

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

Musimy swoje wycierpieć , i nawet najbardziej ciepłe słowa nie pomogą nam w bólu ... najważniejsze to wyrzucić z siebie .. i niestety w tym przypadku tylko czas nas może uleczyć ..

Szkoda, że nie uczą w szkole jak sobie radzić z takimi tragediami. Z mojej perspektywy to jest niemal jak koniec świata, choć na pewno idealizuję partnera. Ale bardzo bardzo dużo się nauczyłam- w związku należy być czujnym i warto się skupić na sobie, swoim rozwoju, na pozytywnym mysleniu, które powoduje, że nasz partner wciąż nas pragnie i do nas tęskni. Ja niestety to wszystko przeoczyłam, zamknęłam się w depresji z powodu braku pracy i nie zauważyłam, że on pragnie silnej, szczęsliwej, rodosnje kobiety, która da radę mniejszym i większym smutkom. Dzisiejsi mężczyzni są również tacy zagubieni, nie wiedzą czego chcą, tak łatwo zamknąć jakiś rozdział życia, nie licząc się z drugą osobą. Nie wiem czy to egoizm, czy chore czasy.

9

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Nie kochana ... to nie my jesteśmy beznadziejne to Ci faceci są gnojkami .. nie warto obniżać swojej wartości przez faceta ..już nigdy smile

10

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

Nie kochana ... to nie my jesteśmy beznadziejne to Ci faceci są gnojkami .. nie warto obniżać swojej wartości przez faceta ..już nigdy smile

Jeśli chodzi o klasyczny przykład Piotrusia Pana-to masz rację- niedojrzałość emocjonalna, brak poczucia pewności, zaradności, odpowiedzialności za siebie i innych bliskich, do tego świadome wejście w związek przy braku chęci zmiany i zero potrzeby naprawiania się.
Nie można chyba tego nazwać inaczej, jak po prostu czystym egoizmem. Według mnie każdy problem należy starać się rozwiązać, bo jesteśmy tylko ludźmi, bez sensu jest zrzucanie odpowiedzialności na drugę osobę, bo i ja i on tworzymy całość i nie jesteśmy idealni, ale kiedy nasza wzajemna pomoc nie działa, można jeszcze kogoś poprosić o pomoc, rozwiązań jest tak wiele, trzeba tylko chcieć.
Strach przed bliskością wycofał Go gdy już naprawdę tak wiele nas łączyło. Pytanie- gdzie znajdzie lepszą?jak skończy skoro bliskość= zło, dorosłość= niebezpieczeństwo, podejmowanie decyzji=za trudne? Bo minęły fajerwerki...God. Ciężko, żeby mieć motyle w brzuchu do śmierci, choć i to się niekiedy zdarza.

11

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Ty przynajmniej wiesz co było czy jest powodem rozstania .. najgorsza jest niewiedza .. nieświadomość.. szukanie winy gdy jej tak naprawdę nie ma ... można zwariować .. dni wtedy mijają tak powoli .. w każdej sekundzie przypominasz sobie chwilę razem spędzone ..jednak pora uświadomić sobie że to co było już nie wróci... nie zapomnieć bo się nie da a pogodzić się z rzeczywistością.. i My musimy to zrobić ...

12

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

Ty przynajmniej wiesz co było czy jest powodem rozstania .. najgorsza jest niewiedza .. nieświadomość.. szukanie winy gdy jej tak naprawdę nie ma ... można zwariować .. dni wtedy mijają tak powoli .. w każdej sekundzie przypominasz sobie chwilę razem spędzone ..jednak pora uświadomić sobie że to co było już nie wróci... nie zapomnieć bo się nie da a pogodzić się z rzeczywistością.. i My musimy to zrobić ...

Moja Droga!
Mój pierwszy facet rzucił mnie przez gg po roku.
Drugi facet- mój już ex mąż rzucał mnie z 5 razy przy byle kłotni (chyba nie muszę pisać jaki to ból, bo mamy dziecko). Ostatecznie -rozwód.Byłam już tak zmęczona, że chyba nawet nie cierpiałam.
Kolejna ''miłość''- zostawił mnie, bo mam dziecko, hah;), po czym wrócił do mnie, by po miesiącu mi oświadczyć, iż przymierza się do ożenku ze starszą nadzianą panną i w ogóle nie rozumiał co ja od niego chcę. Palant do kwadratu. Ale cierpiałam jak cholera.
A teraz ON- Piotruś Pan, uroczy, zabawny, dusza towarzystwa. Początek piękny, koniec żałosny.

O reszcie pisać nie będę, bo aż wstyd.

I jak nie zwariować?Uwierz, ale nawet znając powód, nie cierpi się mniej, zwłaszcza jak w grę wchodzi 'ta druga'- to dopiero boli.
Chyba z tego bólu się upiję.

13

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Wiesz doskonale Cię rozumiem bo moje życie od dawna tez nie jest obsypane różami ... Ciągła walka o szczęście który przychodzi po długim czasie a bardzo szybko odchodzi .. Już kiedy się wydaje że to jest to czego szukałam całe życie wszystko się sypie .. to tak jakbyś składała puzzle z 5000 tyś kawałeczków i kiedy jesteś już przed włożeniem ostatniego kawałeczka ktoś podchodzi do Ciebie rozwala wszystkie elementy a Ty musisz zacząć wszystko od nowa ..Po któryś razie z kolei zastanawiasz się czy jest sens w ogóle cokolwiek układać skoro i tak złożenie swoje życia w całość się nie uda .. i znów kolejne cierpienie , szukanie w sobie winy sprowadza nas do takiego stanu że nie chcesz już zaufać ... i choćby ktoś naprawdę był szczery My już nie ufamy .. i takie błędne koło w którym toczę się już od dawna .. czas ucieka a ja jestem znowu sama .. i znowu puzzle ..tylko że problem w tym ze ja już ich nie chcę składać ...

14

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

Wiesz doskonale Cię rozumiem bo moje życie od dawna tez nie jest obsypane różami ... Ciągła walka o szczęście który przychodzi po długim czasie a bardzo szybko odchodzi .. Już kiedy się wydaje że to jest to czego szukałam całe życie wszystko się sypie .. to tak jakbyś składała puzzle z 5000 tyś kawałeczków i kiedy jesteś już przed włożeniem ostatniego kawałeczka ktoś podchodzi do Ciebie rozwala wszystkie elementy a Ty musisz zacząć wszystko od nowa ..Po któryś razie z kolei zastanawiasz się czy jest sens w ogóle cokolwiek układać skoro i tak złożenie swoje życia w całość się nie uda .. i znów kolejne cierpienie , szukanie w sobie winy sprowadza nas do takiego stanu że nie chcesz już zaufać ... i choćby ktoś naprawdę był szczery My już nie ufamy .. i takie błędne koło w którym toczę się już od dawna .. czas ucieka a ja jestem znowu sama .. i znowu puzzle ..tylko że problem w tym ze ja już ich nie chcę składać ...

Myślę, że musimy skupić się na sobie, bo nie bez przyczyny wybieramy takich, a nie innych partnerów na swoje życie. Widocznie coś w nas takiego jest, co powoduje, że oni odchodzą. Nie mówię o patrzeniu w kategoriach winy, już tego powinnysmy sobie oszczędzic bo i tak sporo przeciepriałysmy (teraz mój chłopak, ten ostatni powiedział, że w końcu przydałaby mi się żałoba po związku, a ja tak naprawdę mam wrażenie, że jestem w nieustannej żałobie od paru lat, co mnie tylko zirytowało, zresztą kto jesli nie On jest jej przyczyną?).
Na pewno jestem osobą zależną, kobietą która kocha za bardzo, mam syndrom DDA, ale z drugiej strony- przeszłam niejedną terapię i w tym związku wiedziałam, co mogę stracić, może nawet za bardzo to pokazałam. Mój chłopak poczuł się osaczony. To mi dało do myślenia- wiem, że czeka mnie dużo pracy nad sobą, przede wszystkim w kierunku zwiększenia mojej niezależności psychicznej, zawodowej, finansowej (choć mój chłopak mnie nie utrzymywał) oraz poprawie nastroju, także włączam sport, pewnie znowu jakiś psycholog i intensywne poszukiwanie pracy.

Nie chcę krakać, ale mi się wydaje, że ONI jeszcze zatęsknią, a już na pewno będą żałować.
Pocieszeniem jest fakt, że osoba, która nie umie się godnie rozstać lub robi to z byle powodu tudzież z powodu, który nie jest do nieprzeskoczenia- nie ma szansy na kolejny konstruktywny związek, dopóki nie przemyśli swojego zachowania i zacznie się leczyć.
Kolejny związek będzie jedynie plastrem na ten z nami, i zapewne prędzej czy później, równiez się zakonczy, ale to już nie będzie nasz problem.

Musimy nad sobą pracować, pokochać siebie. To jedyne wyjście.

15

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Ja jestem niezależna - mam dobrą pracę .. i nic a nic nie mam sobie do zarzucenia .. byłam wierna ,opiekuńcza i kochająca.. jeśli zatęskni za tym to już jego problem ..nigdy więcej mu nie zaufam .. spieprzył wszystko i nie mam zamiaru się nad nim kiedykolwiek rozczulać ... kiedy ja już przestanę płakać On zrozumie co stracił - tyle że wtedy będzie zbyt późno na cokolwiek

16

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

Ja jestem niezależna - mam dobrą pracę .. i nic a nic nie mam sobie do zarzucenia .. byłam wierna ,opiekuńcza i kochająca.. jeśli zatęskni za tym to już jego problem ..nigdy więcej mu nie zaufam .. spieprzył wszystko i nie mam zamiaru się nad nim kiedykolwiek rozczulać ... kiedy ja już przestanę płakać On zrozumie co stracił - tyle że wtedy będzie zbyt późno na cokolwiek

Wiesz Mirra, kiedyś też sądziłam, że to ja jestem tą dobrą, a faceci jedynymi winnymi, ale prawda leży gdzieś po środku.
Może właśnie byłaś za dobra, a on nie czuł się przy Tobie męski?? Czytałaś 'dlaczego mężczyźni kochają zołzy''?
Czasem łatwo przegapić ten moment, w którym ta druga osoba już bardziej nie jest z nami, niż jest. Nie miałaś żadnych sygnałów??Bo ja niestety miałam, ale chyba nie umiałam z tym walczyć, nie można chcieć za dwoje.

Teraz mam fokus na siebie, on niech robi co chce, choć wątpie, że sobie poradzi. Też byłam wierna, czuła, absolutnie nie znudził mi się pod żadnym względem, pomimo pewnej rutyny dnia codziennego. No ale on wolał pogadać sobie z koleżanką, uciekać jak ja sama siedziałam z dzieckiem w długie zimowe weekendy. Niby jestem wymagająca, ale czemu miałabym nie być??lepiej stać w miejscu i patrzeć jak się wszystko sypie?

Skoro masz niezależność, tzn że jesteś silna, i wyjdziesz z tego szybciej niż myślisz. Hah, śmiac mi sie chce, bo mój facet zawsze był o mnie taki zazdrosny, widział że mam spore powodzenie i cieszył się, że akurat nie niego zwróciłam uwagę, a z czasem się okazało, że w to wszystko on sam jedynie wierzył, a ja byłam zabawką, lalą którą można się pobawić i wyrzucić w kąt po przeszło roku....

Czy jest jakis sposób by usnąć w nocy?

17

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Okazał się tchórzem i to jest jedyny problem .. reszta jest już tylko milczeniem ..nie wezmę ani iskry winy na siebie bo to ON chciał ślubu ON nalegał ... moja głupota ze dałam się w to wciągnąć .. i tyle na ten temat
Noce już przesypiam ... najgorszy był pierwszy tydzień.. teraz w dzień jeszcze słabo ale w nocy śpię wink
I Tobie tego samego życzę

18

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

Okazał się tchórzem i to jest jedyny problem .. reszta jest już tylko milczeniem ..nie wezmę ani iskry winy na siebie bo to ON chciał ślubu ON nalegał ... moja głupota ze dałam się w to wciągnąć .. i tyle na ten temat
Noce już przesypiam ... najgorszy był pierwszy tydzień.. teraz w dzień jeszcze słabo ale w nocy śpię wink
I Tobie tego samego życzę

To chyba byłysmy z podobnymi przypadkami wink Na pewno łatwiej przetrwać ten czas złoszcząc się, niż cierpiąc, ale msz do tego prawo, bo ja aż tak dobrze nie znam twojej sytuacji. Na pewno każdy z nas ma swoją niepowtarzalną historię życiową i ciężko wszystko jednoznacznie ocenić, zwłaszcza na forum.

U mnie to już prawie tydzień, ale nadal objawy psychosomatyczne mnie rozwalają....

Życzę Ci również siły i spokoju, mądrości serca, harmonii.

19

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Jesteś rozwódką ? To rozwiodłaś się z tym Piotrusiem Panem ? czy jak ? czy wcześniej z kimś ? bo nie rozumiem...

20

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
czasymira napisał/a:

Jesteś rozwódką ? To rozwiodłaś się z tym Piotrusiem Panem ? czy jak ? czy wcześniej z kimś ? bo nie rozumiem...

Faktycznie troszkę namieszałam, ale starałam się wyjaśnić tę kwestię później- jestem formalnie rozwódką, ale teraz byłam w kolejnym, trwającym 1,5 roku związku. Chodziło o to, że po trudnym małżeństwie, terapii, przemyśleniach bardzo starałam się stworzyć coś pięknego, dobrego, sądziłam że znalazłam w końcu tę drugą połowę, a tu kolejny zonk...
Bardzo cierpię, czasem dochodzę do wniosku, że nikt nigdy mnie nie kochał prawdziwie; brzydzę się facetami, poza tym jednym jedynym- ostatnim, dla którego mogłabym zrobić wszystko i chyba naprawdę w końcu zakochałam się na zabój, niestety bez wzajemności...

21

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Nie przejmuj się nie jesteś sama...miłość musi być dobra, a nie jakaś byle jaka...więc może był jakiś powód że coś nie wyszło....Skoro tam wcześniej jakieś tam miałaś doświadczenia..to tym bardziej nie martw się że teraz coś nie wyszło, bo miałaś jakieś tam już wzorce i problemy, to teraz się starałaś...ale w miłości czasem tak jest, że jak się człowiek stara i robi coś nad wyrost, jest zbyt doby to też nie wychodzi...więc głowa do góry, może wszystko się jeszcze wyjaśni..miedzy wami.

22

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
czasymira napisał/a:

Nie przejmuj się nie jesteś sama...miłość musi być dobra, a nie jakaś byle jaka...więc może był jakiś powód że coś nie wyszło....Skoro tam wcześniej jakieś tam miałaś doświadczenia..to tym bardziej nie martw się że teraz coś nie wyszło, bo miałaś jakieś tam już wzorce i problemy, to teraz się starałaś...ale w miłości czasem tak jest, że jak się człowiek stara i robi coś nad wyrost, jest zbyt doby to też nie wychodzi...więc głowa do góry, może wszystko się jeszcze wyjaśni..miedzy wami.

Dla mnie trudne jest to, że przez rok, nawet dłużej było całkiem dobrze. Może to kwestia odległości-widywaliśmy się w weekendy. Kiedy zamieszkaliśmy razem, pojawiły się problemy ( z moją siostrą, która u mnie zamieszkała i miałam z nią ciągłe scysje o niedokładanie się do rachunków, bałaganiarstwo, straciłam pracę, z kolei mój chłopak założył firmę, ale nie przynosiła ona zysków, także ten stres działał na nas obojga). Zarzucił mi, że byłam ciężka, ściągałam go w dół- faktycznie żaliłam się, to był chyba mój błąd, ale sądziłam, że lepiej wyrzucac z siebie zmartwienia, jednoczesnie też słuchałam co u niego, jego problemy chyba nawet bardziej mnie stresowały, bo chodziło o dość sporą kase, leasing). Przez 3 dni  tyg. pracował po 12 godz, reszte tyg miał wolną, mógł dorabiać w swojej poprzedniej pracy, ale olał to, codziennie piwko po pracy (czego nie znosze, bo mój ojciec to alkoholik), z czasem ta panienka jako powierniczka problemów, do tego pożycył kasę jakiemuś typowi, który go oszukał i sprawa musiała trafić na policję, okłamał mnie w tym aspekcie równiez nie było go w domu, udawał że jest za granicą przez 2 dni, a pił w pracy czy z kolegami. Ajj...tyle problemów w nieałe 3 mies. wspólnego mieszkania. Przy tym nie usłyszałam, że mnie kocha, przez tak cholernie długi czas, tylko 'no lubię cię, zależy mi, jesteśmy podobnie zryci'.
Toksyczne to było, ale ten człowiek miał i ma w sobie dużo dobroci, miłości zatrutej złym dzieciństwem, ma duże poczucie humoru, coś co sprawia, że ludzie lgną do niego, zwyczajnie go lubią. Ja go pokochałam i wiem, że nawet jeśli nie uda nam się wrócic do siebie, będę chciała mu pomóc lub być jego przyjaciółką. Pobożne życzenie;) Na pewno nie mam do tego dystansu, bo ból wciąż jest wielki.

23

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

1. A ile on miał lat?

2. Dziewczyno, prawda jest taka, że naiwnie uwierzyłaś, że dasz radę go zmienić. Terapia?! Jaka terapia?! Po co? Jeśli był w Twoim wieku, albo młodszy, to on nie potrzebuje terapii tylko wyszalenia się i to jest normalne.

Wydaje mi się, że skoro byłaś jego pierwszą, to on się jakoś dowartościował i poszedł dalej, niestety Twoim kosztem. Ty już snułaś plany, budowałas dom, liczyłaś dzieci. Sam Ci powiedział, że związek i Twoje oczekiwania go przerosły.

Nie skreślanie ludzi, a wierzenie im bezgranicznie i infantylnie wręcz, to dwie różne sprawy. Ty sądziłaś, że jesteś dla niego tą jedyną i cudowną, a on tak nie uważał.

Jak przeżyć i przetrwać? Zajmij czymś mózg, oglądaj TV, wszystko jak leci, a w trakcie oglądania podjadaj coś. Jak trzeba idź do lekarza i poproś o łagodne środki nasenne i antydepresyjne (ziołowe z apteki nie działają) i postaraj się wysypiać. Z każdym dniem będzie lepiej.

24

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Teo napisał/a:

1. A ile on miał lat?

2. Dziewczyno, prawda jest taka, że naiwnie uwierzyłaś, że dasz radę go zmienić. Terapia?! Jaka terapia?! Po co? Jeśli był w Twoim wieku, albo młodszy, to on nie potrzebuje terapii tylko wyszalenia się i to jest normalne.

Wydaje mi się, że skoro byłaś jego pierwszą, to on się jakoś dowartościował i poszedł dalej, niestety Twoim kosztem. Ty już snułaś plany, budowałas dom, liczyłaś dzieci. Sam Ci powiedział, że związek i Twoje oczekiwania go przerosły.

Nie skreślanie ludzi, a wierzenie im bezgranicznie i infantylnie wręcz, to dwie różne sprawy. Ty sądziłaś, że jesteś dla niego tą jedyną i cudowną, a on tak nie uważał.

Jak przeżyć i przetrwać? Zajmij czymś mózg, oglądaj TV, wszystko jak leci, a w trakcie oglądania podjadaj coś. Jak trzeba idź do lekarza i poproś o łagodne środki nasenne i antydepresyjne (ziołowe z apteki nie działają) i postaraj się wysypiać. Z każdym dniem będzie lepiej.

1. W marcu dobiegnie równej 30-stki. No to już chyba się dość wyszalał.Ja mam 25 lat, ale bardzo dojrzałam przez ost lata, wiem na pewno czego chcę- rodziny, domu, bezpieczeństwa, stabilności, odpowiedzialności.
2. Do tej pory nie chciałąm go zmienic, ale teraz, po rozstaniu już mi właściwie wszystko jedno. Zdaję sobie sprawe, że on ma osobowość autodestrukcyjną (nałogi, brak chęci leczenia się), więc nikt go nie pchnie ku zmianom, a mi szkoda tego człowieka, nie zasługuje na stoczenie się...Wiem, może to naiwność, może moje uzależnienie, ale czuję, że byłam z nim bardzo blisko, oddałam mu się cała i w pewnym sensie ponoszę odpowiedzialność za to co oswoiłam. Jak tego nie przyjmie, cóż, będzie mi na pewno przykro.


Ponadto nie umiem się skupić na filmie, książce etc. To forum mi trochę pomaga, ale nie uleczy mnie. Myślałam o lekach z apteki, ale skoro nie działają, to nie ma sensu po nie sięgać. Nie wiem kiedy w końcu prześpię noc, wyglądam jak mara, do tego zjedzenie każdego kęa jedzenia kosztuje mnie niesamowicie dużo. Wciąż przed oczyma mam te dobre chwile, jak na złość. Płącz na przemian z lękiem. Mam w rodzinie lekarza, stwierdził że mam stan depresyjny, choć nic ni mówiłam o moich aktualnych problemach, chyba wpędziłam się w anemię, dodatkowo tuż przed zerwaniem mój ukochany zaraził mnie rotawirusem i wymioty+ biegunka dobiły mnie. Nie wiem jak wrócic do normalnosci, myslę o biofeedbacku. Jestem póki co u rodziców, ale niebawem wrócę tam gdzie i on będzie...

25

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
kocurek102 napisał/a:
Teo napisał/a:

1. A ile on miał lat?

2. Dziewczyno, prawda jest taka, że naiwnie uwierzyłaś, że dasz radę go zmienić. Terapia?! Jaka terapia?! Po co? Jeśli był w Twoim wieku, albo młodszy, to on nie potrzebuje terapii tylko wyszalenia się i to jest normalne.

Wydaje mi się, że skoro byłaś jego pierwszą, to on się jakoś dowartościował i poszedł dalej, niestety Twoim kosztem. Ty już snułaś plany, budowałas dom, liczyłaś dzieci. Sam Ci powiedział, że związek i Twoje oczekiwania go przerosły.

Nie skreślanie ludzi, a wierzenie im bezgranicznie i infantylnie wręcz, to dwie różne sprawy. Ty sądziłaś, że jesteś dla niego tą jedyną i cudowną, a on tak nie uważał.

Jak przeżyć i przetrwać? Zajmij czymś mózg, oglądaj TV, wszystko jak leci, a w trakcie oglądania podjadaj coś. Jak trzeba idź do lekarza i poproś o łagodne środki nasenne i antydepresyjne (ziołowe z apteki nie działają) i postaraj się wysypiać. Z każdym dniem będzie lepiej.

1. W marcu dobiegnie równej 30-stki. No to już chyba się dość wyszalał.Ja mam 25 lat, ale bardzo dojrzałam przez ost lata, wiem na pewno czego chcę- rodziny, domu, bezpieczeństwa, stabilności, odpowiedzialności.
2. Do tej pory nie chciałąm go zmienic, ale teraz, po rozstaniu już mi właściwie wszystko jedno. Zdaję sobie sprawe, że on ma osobowość autodestrukcyjną (nałogi, brak chęci leczenia się), więc nikt go nie pchnie ku zmianom, a mi szkoda tego człowieka, nie zasługuje na stoczenie się...Wiem, może to naiwność, może moje uzależnienie, ale czuję, że byłam z nim bardzo blisko, oddałam mu się cała i w pewnym sensie ponoszę odpowiedzialność za to co oswoiłam. Jak tego nie przyjmie, cóż, będzie mi na pewno przykro.


Ponadto nie umiem się skupić na filmie, książce etc. To forum mi trochę pomaga, ale nie uleczy mnie. Myślałam o lekach z apteki, ale skoro nie działają, to nie ma sensu po nie sięgać. Nie wiem kiedy w końcu prześpię noc, wyglądam jak mara, do tego zjedzenie każdego kęa jedzenia kosztuje mnie niesamowicie dużo. Wciąż przed oczyma mam te dobre chwile, jak na złość. Płącz na przemian z lękiem. Mam w rodzinie lekarza, stwierdził że mam stan depresyjny, choć nic ni mówiłam o moich aktualnych problemach, chyba wpędziłam się w anemię, dodatkowo tuż przed zerwaniem mój ukochany zaraził mnie rotawirusem i wymioty+ biegunka dobiły mnie. Nie wiem jak wrócic do normalnosci, myslę o biofeedbacku. Jestem póki co u rodziców, ale niebawem wrócę tam gdzie i on będzie...

Noale on dobiegał 30 i był prawiczkiem. A to zupełnie co innego w myśleniu faceta.

Wiesz co, to nie człowieka Ci szkoda, tylko siebie. Jest dorosły, ponosi odpowiedzialność za swoje wybory. Ciebie Ci szkoda, bo włożyłas w ten związek za dużo siebie i zaangażowania.
Taki trochę masz chyba syndrom matki, nie? Bo pisałaś, że z poprzedniego małżeństwa wyniosłaś to, że powinnaś bardziej się starać i zaangażować, więc popadłaś w skrajność i oddałąś całą siebie w sumie pierwszemu lepszemu.

Co do Twojego stanu, to kup sobie w aptece magnez i potas, to działa na system nerwowy, a Ty teraz tego bardzo potrzebujesz. Skoro masz lekarza to poproś o delikatne środki nasenne na recepte, powiedz, że te ziołowe z apteki nie działają.

Musisz się skupić na czyms innym, spróbuj jakiś serial, film, cokolwiek.

26

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Teo napisał/a:
kocurek102 napisał/a:
Teo napisał/a:

1. A ile on miał lat?

2. Dziewczyno, prawda jest taka, że naiwnie uwierzyłaś, że dasz radę go zmienić. Terapia?! Jaka terapia?! Po co? Jeśli był w Twoim wieku, albo młodszy, to on nie potrzebuje terapii tylko wyszalenia się i to jest normalne.

Wydaje mi się, że skoro byłaś jego pierwszą, to on się jakoś dowartościował i poszedł dalej, niestety Twoim kosztem. Ty już snułaś plany, budowałas dom, liczyłaś dzieci. Sam Ci powiedział, że związek i Twoje oczekiwania go przerosły.

Nie skreślanie ludzi, a wierzenie im bezgranicznie i infantylnie wręcz, to dwie różne sprawy. Ty sądziłaś, że jesteś dla niego tą jedyną i cudowną, a on tak nie uważał.

Jak przeżyć i przetrwać? Zajmij czymś mózg, oglądaj TV, wszystko jak leci, a w trakcie oglądania podjadaj coś. Jak trzeba idź do lekarza i poproś o łagodne środki nasenne i antydepresyjne (ziołowe z apteki nie działają) i postaraj się wysypiać. Z każdym dniem będzie lepiej.

1. W marcu dobiegnie równej 30-stki. No to już chyba się dość wyszalał.Ja mam 25 lat, ale bardzo dojrzałam przez ost lata, wiem na pewno czego chcę- rodziny, domu, bezpieczeństwa, stabilności, odpowiedzialności.
2. Do tej pory nie chciałąm go zmienic, ale teraz, po rozstaniu już mi właściwie wszystko jedno. Zdaję sobie sprawe, że on ma osobowość autodestrukcyjną (nałogi, brak chęci leczenia się), więc nikt go nie pchnie ku zmianom, a mi szkoda tego człowieka, nie zasługuje na stoczenie się...Wiem, może to naiwność, może moje uzależnienie, ale czuję, że byłam z nim bardzo blisko, oddałam mu się cała i w pewnym sensie ponoszę odpowiedzialność za to co oswoiłam. Jak tego nie przyjmie, cóż, będzie mi na pewno przykro.


Ponadto nie umiem się skupić na filmie, książce etc. To forum mi trochę pomaga, ale nie uleczy mnie. Myślałam o lekach z apteki, ale skoro nie działają, to nie ma sensu po nie sięgać. Nie wiem kiedy w końcu prześpię noc, wyglądam jak mara, do tego zjedzenie każdego kęa jedzenia kosztuje mnie niesamowicie dużo. Wciąż przed oczyma mam te dobre chwile, jak na złość. Płącz na przemian z lękiem. Mam w rodzinie lekarza, stwierdził że mam stan depresyjny, choć nic ni mówiłam o moich aktualnych problemach, chyba wpędziłam się w anemię, dodatkowo tuż przed zerwaniem mój ukochany zaraził mnie rotawirusem i wymioty+ biegunka dobiły mnie. Nie wiem jak wrócic do normalnosci, myslę o biofeedbacku. Jestem póki co u rodziców, ale niebawem wrócę tam gdzie i on będzie...

Noale on dobiegał 30 i był prawiczkiem. A to zupełnie co innego w myśleniu faceta.

Wiesz co, to nie człowieka Ci szkoda, tylko siebie. Jest dorosły, ponosi odpowiedzialność za swoje wybory. Ciebie Ci szkoda, bo włożyłas w ten związek za dużo siebie i zaangażowania.
Taki trochę masz chyba syndrom matki, nie? Bo pisałaś, że z poprzedniego małżeństwa wyniosłaś to, że powinnaś bardziej się starać i zaangażować, więc popadłaś w skrajność i oddałąś całą siebie w sumie pierwszemu lepszemu.

Co do Twojego stanu, to kup sobie w aptece magnez i potas, to działa na system nerwowy, a Ty teraz tego bardzo potrzebujesz. Skoro masz lekarza to poproś o delikatne środki nasenne na recepte, powiedz, że te ziołowe z apteki nie działają.

Musisz się skupić na czyms innym, spróbuj jakiś serial, film, cokolwiek.

Nie sądzę, aby podejście do rozpoczęcia współżycia było ściśle skorelowane z dojrzałością emocjonalną, zapewne są osoby, które mają pewne zahamowania w tym aspekcie, ale np. jednocześnie pracują, myślą o założeniu rodziny, są odpowiedzialni. W tym przypadku niesamowicie dużą rolę odgrywała jego wrażliwość i fakt, że w poprzednim długoletnim związku był z kobietą, która nie chciała uprawiać seksu przed ślubem, a on to szanował. Cieszę się, że byłam tą pierwszą, zresztą w łóżku było nam bardzo dobrze.
Jego problem to syndrom Piotrusia Pana, ja niestety jak słusznie zauważono- wcieliłam się w rolę Wendy, a to nie jest dobre. Starałam się czytać na ten temat, wiem że ciężko żyć z takim przypadkiem, ale nie jest to niemożliwe. Raczej mu nie matkowałam, owszem- czasem ganiłam, ale chyba to normalne w każdym związku... Zwłaszcza ostatnio pokazywałam mu, że sam bierze odpowiedzialność za siebie np. skoro nie chce mojej pomocy, to niech koledzy lub koleżanka poda mu herbatę w czasie choroby (był okrutnie zły), nie budziłam do pracy, jak zaspał jego problem, nie robiłam sniadanek itp., jednym słowem nie usługiwałam mu jak jego matka. Starałam się wcielać rady z książki, w której opisywano ten syndrom, ciągle siedziałam w psychologii, także naprawdę dużo zrobiłam, aby zrozumieć jego psychikę, pomóc mu. Może gdyby moje problemy mnie tak nie przygniatały, postępowałabym racjonalniej.


Może rzeczywiście przeszłam w skrajność;( Ale od momentu rozwodu nie potrafię być innym człowiekiem, wolę być dobra niż zła (w małżeństwie sama byłam jak dziecko), i jak kogoś to boli, przeraża -to nic na to nie poradzę. Mam swoje wymagania i nie mogę z nich zrezygnować, ponieważ mam małą córkę.

Opisałam tę ciemną stronę mojego chłopaka, ale jednocześnie mam masę pozytywnych wspomnień z nim związanych. Cieszę się, że problem jest nazwany- on już chyba wie, że ratuje go tylko psycholog. Chciałabym, żeby kiedyś dojrzał do tej decyzji, ale skoro on 'nic nie wie', to zastanawiam się, czy sięgnie po pomoc. Znam takich chłopców jak on i przeraża mnie skala tego zjawiska.
Żal mi chyba nas obojga, sama nie wiem kogo bardziej. Pewnie mnie samej, bo ja mimo wszystko chciałam przebaczyć i ratować nas.

27

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

jak kochana sobie radzisz ?? U mnie nadal masakra .. coraz mniej jem i boli mnie żołądek na samą myśl o tym wszystkim.. Ale może nowy rok będzie lepszy ... w to wierzę

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Dla mnie w tym roku święta też były niezwykle smutne, mnie zostawił narzeczony po prawie 6 latach bycia ze sobą... zostawił mnie tak z dnia na dzień.
Minęły od tego czasu 2 tyg... a ja ciągle mam wzloty i upadki. Raz jest dobrze, potem płaczę, myślę o nim, potem już sobie wmawiam, że on mnie nie obchodzi, a potem znów to samo...
Najgorsze w tej sytuacji co można zrobić to siedzieć i czekać i żyć nadzieją, że może on zrozumie i wróci.
Fakt tak jest łatwiej, łatwiej mieć nadzieję dla której chce się żyć, ale co będzie jeśli się tak nie stanie? Co ma być to będzie, jeżeli jesteście sobie pisani to wróci jak nie to cóż... trzeba żyć dalej. Mi też jest strasznie ciężko, już planowaliśmy dziecko, w tym roku mieliśmy wziąć ślub, oglądać obrączki... sama w to jeszcze nie do końca wierzę. Tak bardzo był mi bliski, tak strasznie mnie zranił, że moje serce rozpadło się na kawałki.
Najważniejsze to coś robić, spotkać się ze znajomą, wyjść i przejść się gdzieś, zająć się czymś.
Ja tak robię, idzie mizernie ale zawsze chociaż przez chwilkę jest mi lepiej.

29

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

A skąd ten Twój facet bo mam wrażenie jakbyśmy pisały o tym samym ..

30

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

A skąd ten Twój facet bo mam wrażenie jakbyśmy pisały o tym samym ..

Mirra i straszniesmutna - Wiem przez co przechodzicie sad mnie też narzeczony zostawił 4 m-ce przed ślubem, po 4 latach związku i wspólnego mieszkania. Choć minął już prawie rok od rozstania - boli nadal, a ja nie potrafię i nie chcę zaufać nikomu nowemu sad

Pozdrawiam Was cieplutko i przesyłam dużo pozytywnej energii!
Musimy zacisnąć zęby i żyć dalej smile Żyć dla siebie, nie dla nich.

31

Odp: Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.
Mirra napisał/a:

jak kochana sobie radzisz ?? U mnie nadal masakra .. coraz mniej jem i boli mnie żołądek na samą myśl o tym wszystkim.. Ale może nowy rok będzie lepszy ... w to wierzę

Ależ się wszystko poplątało. Do Sylwestra było okropnie -te bóle, nieprzespane noce płacz itd. Ponad tydzień wyjety z życia straciłam pare kg..
Potem wróciłam do swojego miasta i zadzwoniłam do Niego. Odebrał i spotkaliśmy się, żeby pogadać. Nie wiem czemu tak zrobilam, chyba poczułam się potwornie samotna w pustym mieszkaniu, jakbym miala zacząć nowe życie.
Ostatecznie nie gadaliśmy za wiele, więcej piliśmy. Zabrał mnie do knajpy, w której jakiś koleś zaczął mnie podrywać-zapytał czy jestem z chłopakiem, odparłam, że nie - że jestem z kolegą. Ex wszystko słyszał;) i mam nadzieję, że był zazdrosny.
Sam nazywa mnie swoją KOLEŻANKĄ. Boli cholernie. Przenocował u mnie i stało się- kochaliśmy się, pare razy. Naprawdę nie wiem co się dzieje, co on myśli, ja się już tyle oryczałam.....spędziłam z nim Sylwestra i niestety muszę to przyznać- było miło a zarazem taki lęk, że to wszysto jest jakimś snem, że zaraz wyjdzie i już nie wróci. Dzwoni do mnie i podkreśla tę naszą 'koleżeńskość'. Ja wtedy milczę. Rozmawiamy o wszystkim tylko nie o nas.W czasie seksu powiedziałam mu, że go kocham. Zrobił się jakiś inny, przestał żartować z byle powodu, chyba w końcu zdjął tę swoja maskę.
Generalnie mie wiem po co to robi- z litości? Czy już mu mnie brakuje? Jak wypił za dużo, powiedział o wypaleniu się uczuć i że jeśli mielibysmy naprawiać nasz związek, to byłaby to reanimacja trupa. Znalazlam nam terapeutkę i terapię dla takich jak my tzn.  biofeedback, powiedzial że pójdzie ze mną.
Jestem drugi dzień sama i nadal ciągle o nim myślę, dopiero te święta uzmysłowiły mi jak ważną jest dla mnie osobą.
Nie wiem co będzie, czasem płaczę w poduszkę, czasem staram się czymś zając, byle nie myśleć. Wiem jaki z niego egoista, dlatego nie powinnam na nic liczyć, ale mimo wszystko wciąż jest coś między nami, tylko ja do cholery nie wiem co? Tzn nie wiem czego on chce; gdybym zapytała, pewnie stwierdziłby po raz enty, że to jest sick, że oboje się wykorzystujemy, że on nie nadaje się do związku, że uczucie odeszło. Jednocześnie podkreślił, że ja jestem normalna, to on ma problem.
Chyba już zwariowałam kompletnie.

Posty [ 32 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Porzucona przez Piotrusia Pana.Nie daję rady.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024