Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 32 ]

1 Ostatnio edytowany przez Wielki Błękit (2013-12-06 06:35:56)

Temat: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

O tym czy samorealizacja jest przeszkodą do szczęśliwego związku, czy pasja niszczy związek oraz czy można kochać (?) dwóch totalnie różnych mężczyzn. O bezradności i życiowej patowej sytuacji, w którą tak niepozornie wpędziło mnie życie...

       Jestem dzielną, ambitną kobietą. Z pasją. Mam silną osobowość; swoje reguły, zasady, honor. Jestem lojalna. Nie znoszę hipokryzji. Choć jestem temperamentna, wbrew pozorom bardzo wrażliwa i "dobra dusza" - muchy nie skrzywdzę i źle o nikim nie pomyślę - zawsze doszukuję się dobrych stron. Zawsze wiedziałam czego chcę i jak to osiągnąć. I zazwyczaj osiągałam. Czasem życiową mądrością lub po prostu sprytem, czasem ciężką i wytrwałą pracą. Mimo, iż w życiu wybierałam sobie najtrudniejsze szlaki (nie jestem rozpuszczoną dziewczynką, która miała wszystko w życiu podstawione pod nos), to wszystko przychodziło mi raczej łatwo - nigdy nie miałam problemów z nauką, realizowałam się na tyle na ile chciałam, nie oczekiwałam pomocy od innych. Czułam się samowystarczalna. Twarda. Może przez to przyciągam facetów jak magnes.
      Choć moja uroda zostawia wiele do życzenia, uchodzę wśród mężczyzn za kobietę "pożądaną". I zdaję sobie sprawę ze swej atrakcyjności. Co wcale ani nie ułatwia ani nie utrudnia życia. Przez całe swoje dotychczasowe życie "odbijało się" ode mnie wielu mężczyzn. Kolegów, bliższych kolegów, przyjaciół, przyjaciół i coś więcej... - zawsze byłam otwarta i lekko hmmm... uwodzicielska? ale nie do końca dostępna. Zawsze każdego mężczyznę analizowałam i rozkładałam na czynniki pierwsze. Mam głęboko rozwiniętą samoświadomość dotyczącą kontaktów z mężczyznami.
      W wieku 18 lat (wcześnie?) poznałam wspaniałego mężczyznę, z którym uzupełnialiśmy się jak ogień i woda. Każde z nas było inne (ale gdzieś łączyły nas wspólne mianowniki). Mogę śmiało powiedzieć, że takiego mężczyzny szuka każda kobieta. Naprawdę. Było nam dobrze. Nie kłóciliśmy się prawie wcale (jak inne młode pary), wszystko zawsze było bezproblemowe, rozumieliśmy się pod każdym kątem. Wszyscy naokoło się dziwili jak to robimy. Po prostu byliśmy i zawsze było nam dobrze. Kochaliśmy się bezgranicznie. (Mimo wszystko zawsze miałam dobre kontakty z innymi mężczyznami, co w jakiś sposób poprawiało moją samoocenę?) Nie zdradzałam. Przez 10 lat był moim jedynym partnerem łóżkowym (choć zdarzały się sytuacje wyskokowe z innymi mężczyznami, zawsze się pilnowałam i wzorowo wiedziałam, kiedy są granice. Raczej sobie pogrywałam <mea culpa>).
     Tak minął rok, dwa trzy... stwierdziłam, ze to mężczyzna życia. Mogliśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. W naszym życiu nie było nadmiaru wolnego czasu bo każdy się realizował - ja szkoła (potem studia), praca, bardzo absorbująca pasja, na która i tak zawsze znalazł się czas mimo wszystko.. On studia, praca. Bardzo z niego pracowity człowiek. Przedsiębiorczy. W bardzo młodym wieku założył i do tej pory prowadzi prosperującą firmę. Mijały kolejne lata 5, 6... Mimo, że byliśmy razem, każdy realizował się "osobno". Wspieraliśmy się wzajemnie w tym co robimy. Wszystko było zrozumiałe. Na poziomie niezaawansowanym. Wspólne plany na przyszłość zaczęły się realizować. Zaręczyliśmy się (jednak przez najbliższy czas nie było czasu na ślub). Zaczęliśmy razem pomieszkiwać. Wszystko było w porządku ale... dopóki każde z nas było tak jakby "oddzielnie" było bezproblemowo. Każdy realizował swoje założenia.
    Miałam duże aspiracje, plany i marzenia. Dostosowywałam je jednak zawsze do tego aby nasz związek mógł rozkwitać. Czasem z ciężkim żalem rezygnowałam z pewnych rzeczy dla dobra "ogółu". Po studiach zrezygnowałam z dalszego rozwoju naukowego (przed studiami wybrałam nawet kierunek studiów taki "żeby być blisko". Kochałam mocno.), zjechałam z dużego nafaszerowanego atrakcjami miasta do rodzinnej, mniejszej miejscowości. Ograniczyłam pasję, mimo, że jest to jeden z istotniejszych elementów w moim życiu. To nawet nie pasja - to styl życia. I tu zaczął pojawić się problem.
    Moja pasja "pożera" dużo czasu i pieniędzy. Wymaga poświęcenia. Jednak zawsze starałam się sprawiedliwie "rozdzielać" czas pomiędzy wszystko, tak aby nasz związek miał z tego jak najwięcej korzyści. Chciałam się jednak w tym kierunku rozwijać. Nie nalegałam, żeby mój partner na siłę "pokochał" moją pasję, zaczął się zajmować tym co ja. Chciałam tylko zrozumienia. Ewentualnie wsparcia mentalnego. Tym bardziej, że robię to "bez pleców", muszę ambitnie przedzierać się przez wysokie mury, forsować pozamykane drzwi, konfrontować się ze szczelnie zamkniętym środowiskiem. Pochłania to wiele mojej energii, jednak zawsze znajdowałam ją dla partnera. Poza tym on sam był zapracowany i wracał późno do domu. Widywaliśmy się wieczorami, które zawsze miło spędzaliśmy. Moja pasja i tak była wtedy na poziomie "rekreacyjnym" gdyż zawsze były wyżej wymienione bariery i brakowało "popchnięcia". Mój partner jednak coraz bardziej okazywał niezadowolenie z mojego nadmiernego (?) zaangażowania w ten sport.
     Mijały kolejne lata. Dalej rozwijaliśmy się związkowo i zawodowo. Los chciał, że twardo dalej robiłam swoje; zupełnie przez przypadek trafiłam w swej pasji w końcu na odpowiednich ludzi, w odpowiednie miejsce. Ruszyło "z miejsca". Zaczęło się intensywnie. Częste wyjazdy, zawody, nowi ludzie... Do całego tego nagłego "pospolitego ruszenia" przyczyniła się ze szczególnością jedna osoba (płci przeciwnej), która robiła to samo co ja. Rozumiała to doskonale. Kochała to tak samo mocno jak ja. Wspólny temat nas bardzo połączył. Z miesiąca na miesiąc zacieśniały się nasze więzi. Jako przyjaciele. Bliżsi przyjaciele. Najbliżsi przyjaciele. Pomagaliśmy sobie wzajemnie. Zbudowaliśmy dziwny system wzajemnej mobilizacji, wspierania, motywowania, popędzania do działania. Pozytywnego nakręcania. Startowaliśmy z tej samej życiowej pozycji. Działaliśmy w jednym kierunku. Kłóciliśmy się czasem. Czasem nawet często;) ale po trzech minutach dalej wspólnie robiliśmy swoje. Uzupełnialiśmy się wzajemnie wiedzą. Eliminowaliśmy złe nawyki. Hamowaliśmy wzajemnie negatywne emocje. To wszystko dało nam swoistą potęgę. Osiągaliśmy sukces. Zaczęliśmy istnieć. Ludzie kojarzyli nas razem. Co bardzo przestało podobać się mojemu partnerowi. I z jednej strony w cale się nie dziwie - istnieje przyjaźń między kobieta a mężczyzną? Nie, nie istnieje.
      I tak też było. Z przyjaźni w głębi duszy każdego z nas rodziła się nietypowa miłość. A może szło to zupełnie równolegle? Zaprzyjaźnialiśmy się coraz bardziej w całej tej spontanicznej miłości  z pasji zrodzonej? Coraz bardziej każde z nas zastanawiało się nad druga osobą. Coraz częściej kontaktowaliśmy się. Nie było dnia, hmm może nawet godziny, bez zdania relacji jak wygląda dzień, jak poszedł trening, jakie wyniki zawodów, jakie plany itp.
     Zatraciłam się. Zaczęłam prowadzić podwójne życie. Tu jako poprawna narzeczona, wokół domu, rodziny, pracy. Tam jako żyjąca pasją, robiąca to, co naprawdę daje mi sens życia. Zaczęłam kochać obu. Zupełnie inną miłością. To było silniejsze ode mnie. Ale zawsze trzymałam to głęboko w sobie. Mój przyjaciel był odważniejszy. Okazywał mi to na każdym kroku, coraz bardziej wprost. On jest wolny. Młody - młodszy o 5 lat, jednak cholernie dojrzały. Wrażliwy. I trochę emocjonalny. Ale tak samo ambitny i zacięty.  Pracowity i dążący do celu. (Trzeba mu jednak w tym pomagać bo ma trochę za mało pewności siebie i obniżone poczucie własnej wartości). Ja w związku- starałam się zepchnąć to uczucie na bok. Nie dopuszczałam go do siebie. Bywały chwile słabości. Szybko starałam się jednak ogarnąć i naprostować sytuację. Zdawałam sobie sprawę, że to nie idzie w dobrym kierunku i zaczyna tykać jak bomba. Kiedyś wybuchnie.
   Życie zaczęło być coraz bardziej pogmatwane. Meandrowanie między dwoma światami- jedną noga tu, drugą tam. Starałam się to wszystko pozazębiać. Posklejać do kupy. Tak, żeby każdy był szczęśliwy. Żebym mogła mieć wszystko (i wszystkich:/) po trochu. Żeby żadnego nie urazić, nie skrzywdzić. Nie dało się. Zaczęły pojawiać się zgrzyty między chłopakami. Coraz więcej słuchania i żalenia się ze strony partnera. Próśb i gróźb. Nakazów i zakazów (ignorowanych z poczucia zagrożenia autonomii, nie braku miłości). Wszystko z powodu lęku. Lęku przed utratą ukochanej osoby. Coraz więcej rozpaczy w głosie przyjaciela manifestującego swą miłość. Kocha tak bezgranicznie. Każdej kobiecie życzę takiej miłości jaką daje mi ten mężczyzna. Drugi zresztą też, z tym że jest trochę bardziej introwertyczny, ale znam go na wylot. Już nawet nie będę opisywać zestawów emocji serwowanych przez moje serce rozumowi. Popadałam w skrajności, totalne rozdarcie. Ogarniała mnie bezradność a potem świadomość jak bardzo patowa jest ta sytuacja. Podejmowałam wiele prób unormowania tej sytuacji. Wartościowałam kładąc obu na szalę. Analizowałam. rozpatrywałam pod kątem serca i rozumu. Nie dało się. 
    W naszym życiu i całej tej układance nastąpił jeden gwałtowny przewrót - zaszłam w ciążę z narzeczonym. To był ogromny cios dla drugiej strony. Lawina emocji. Obustronna. Pomyślałam jednak, że życie samo wybrało i widocznie tak powinno być i że sytuacja z biegiem krótkiego czasu sama się wyklaruje. Też byłam w błędzie. Zacieśniły się tylko jeszcze bardziej moje więzi z obydwoma mężczyznami- z narzeczonym bo spodziewaliśmy się dziecka (obydwoje je od początku bardzo kochaliśmy) i z "Przyjacielem" (piszę w cudzy" bo już nie wiem jak mam go nazwać) - hmmm, to jest jeszcze trudniejsze do opisania -  nigdy nie spotkałam się z taką reakcją faceta. Mimo, że spotkało go z mojej strony wielkie nieszczęście - w jednej chwili runęło całe jego życie-to potrafił być mężczyzną. Zaakceptował sytuację. Okazał się najwspanialszym opiekunem "ciężarówki". Kochał tak samo mocno. I chciał pokochać i dziecko. Nie chciał stracić. Choć krzyżowało to diametralnie jego szczęście, wspierał mnie na każdym kroku. Po urodzeniu się dziecka potrafił się zająć Małym jak swoim. Chyba chciałby, żeby to było jego (dodam, że nie sypialiśmy ze sobą!).
     Były wzloty upadki. Wciąż podejmowaliśmy próby rozłąki. Staraliśmy się przejść na czyste koleżeństwo.  Kocham go na tyle, że serce mnie boli jak sobie pomyśle ile się przeze nie nacierpiał a ja nie mogę mu dać wymarzonego szczęścia bo... bo jestem już zajęta i mam własną rodzinę - kochającego narzeczonego i półrocznego synka. Nie chciał żadnej innej kobiety. Podsuwałam mu nawet partnerki (co prawda takie jak mi pasowały). Choć wiedziałam, że i tak nic z tych związków nie będzie. Chciałam po prostu żeby zaczął żyć normalnie. Żeby zaczął być szczęśliwy. Choć byłam w tym wszystkim i tak hmm... zachłanna? Tak bardzo nie chciałam go stracić, że nawet nie pozwalałam mu podświadomie wchodzić w nowe związki. Za każdym razem, gdy podejmował próby spotykania się z inną kobietą docierało do mnie jak bardzo go kocham i jak bardzo nie chcę żeby odchodził. Chciałam go zawsze mieć blisko. A potem miałam do siebie żal dlaczego w ogóle tak bezmyślnie pozwoliłam komuś zakochać się we mnie. Żal do siebie dlaczego sama pozwoliłam sobie na słabość...
    Po półtora roku znajomości życie sprawiło, że podzieliły nas kilometry. Podjęliśmy intensywne działania żeby poukładać sobie życia. Obiecaliśmy sobie pójść własnymi ścieżkami, jednak zawsze chcieliśmy aby każde z nas było gdzieś blisko, "w zasięgu ręki...". Nie potrafiliśmy.
    Dalej robimy to samo. Dalej jest pasja, którą niszczę swój związek bo jest w niej mężczyzna, z którym tak doskonale się zgrywam. Dla narzeczonego staje się to dużym zagrożeniem. Zaczynam mieć życiowy kryzys. Wypalam się. Mam synka. Nie potrafię podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Kocham ich obu na swój sposób. Żadnego nie chcę zranić swoim odejściem bo wiem, że będzie to dla nich koniec świata. Bez żadnego z nich nie umiem normalnie żyć. Gdy odejdę od narzeczonego, zawsze będę nosić w sobie ból, że pozwoliłam pasji przewziąć górę nad związkiem, rodziną... Że straciłam tak wspaniałego mężczyznę bo po prostu nie podzielał moich wewnętrznych potrzeb. A jest to na prawdę wspaniały facet - kochający, oddany, rodzinny, ciepły, wrażliwy, zorganizowany. Charakter bez zarzutów. Przez całe 10 lat naszego związku nigdy nie miałam z nim problemów. Nawet tych najbardziej błahych i standardowych w związkach. Zgrzyty pojawiały się raczej z mojej winy. Gdy odejdę od "Przyjaciela", nigdy do końca nie będę szczęśliwa w związku bo moja pasja to pół mojego życia, a bez tego człowieka wszystko to nie ma sensu. Będę do końca życia nosiła w sercu ból, że pozwoliłam odejść mężczyźnie, który kochał mnie bezgranicznie, bezwarunkowo a swą wytrwałością i cierpliwością w tym oczekiwaniu na mnie przeskoczyłby nawet Syzyfa. Mężczyznę, który rozumie mnie od podszewki,pozwala mi cieszyć się pasją i rozwijać w tym co kochamy oboje... Mimo niedociągnięć charakteru jest wspaniałym facetem i najchętniej zamknęłabym go w złotej klatce.
    To trwa już 2 lata. Nie potrafię zrobić kroku. Jest już za późno. Odwrotu nie ma. Wszyscy troje tracimy zmysły. Liczymy na to, że dr Czas wszystko uleczy. Niestety choroba jest nieuleczalna. Pozostaje chyba czekać na śmierć.
    Mimo, że kocham życie całą sobą, często w tej całej bezsilności dopadają mnie myśli, że dla tych dwóch wspaniałych facetów, sytuacje mogłabym rozwiązać tylko w jeden sposób aby żaden nie poczuł się pokrzywdzony, zdradzony, porzucony, upokorzony. Jednak w tym wszystkim jest jeszcze mój kochany Synek, który potrzebuje mamy...


Dziękuję za wytrwałość. Napisałam to, żeby choć trochę oczyścić się z emocji. Ostrzec, że czasem jednak warto zrezygnować z własnego szczęścia jeśli ma to mieć tak negatywne odniesienie w przyszłości i krzywdzić tyle osób na raz. Nie oczekuję ocen, porad typu "musisz wybrać"... Jeśli jednak ktoś ma coś mądrego to zasugerowania to proszę o wsparcie.

pozdrawiam

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Sumienne opisałaś swoje życie oraz motywy postępowania.
Napisałaś, że nie potrafisz zrobić kroku. Czyżby? A co, przepraszam, jest tu "do potrafienia"? Twoje zachowanie świadczy o jednym: podjęłaś decyzję o dalszym takim życiu.
Wniosek? Więcej z tej sytuacji masz korzyści niż strat.

Twierdzisz, że już jest za późno. Na co? Bo na to, by nie było trojga skrzywdzonych osób, to prawda. Na to, by podjąć decyzję, by nie żyć w trójkącie - nie. Póki co, podjęłaś decyzję, by w takim trójkącie żyć.
Wniosek? Więcej z tej sytuacji masz korzyści niż strat.

Choroba jest nieuleczalna? Dlaczego? Z Twego opisu wynika, że żadne z was nie podjęło decyzji o podjęciu leczenia. O ile obu mężczyzn rozumiem, bo dalej każdy z nich liczy na to, że wybierzesz któregoś z nich, to Twoje zachowanie przypomina mi osiołka z bajki Aleksandra Fredry.
Wniosek? Więcej z tej sytuacji masz korzyści niż strat.

Dwa lata temu podjęłaś decyzję o życiu w trójkącie. Nie zmieniłaś jej do tej pory.
Wniosek? Więcej z tej sytuacji masz korzyści niż strat.

Myślisz o samobójstwie, bo według Ciebie tylko w ten sposób żaden mężczyzna nie poczuje się pokrzywdzony, zdradzony, porzucony, upokorzony. Naprawdę myślisz, że samobójstwo jest rozwiązaniem tej sytuacji? Naprawdę myślisz, że do tej pory żaden z nich nie czuje upokorzenia? Że żadnego z nich nie zdradzasz? Że żaden z nich nie jest porzucany?

Stworzyłaś sobie pokaźny system zaprzeczeń. Jego celem jest dalsze trwanie w trójkącie. Obaj mężczyźni, przypuszczam, liczą na to, że w końcu pokonasz wyboru. Na co Ty liczysz? Bo nie wierzę, że na to, że sytuacja sama się rozwiąże. "Samo się" nie działa.

3

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Ale jakiej mądrej sugestii oczekujesz?
Żyjesz tak jak chcesz.
Tylko jak powiesz synowi,że ma 2 tatusiów?!,wujka i tatusia?!
Dzieci są bardzo mądre!

4 Ostatnio edytowany przez kenobi (2013-12-06 13:51:03)

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Można kochać dwóch mężczyzn. Ale żyć będziesz mogła tylko z jednym. Pewnie jeden będzie mężem ("Narzeczony"), a drugi kochankiem ("Przyjaciel"). I tak się to będzie ciągnęło latami.

Niech "Przyjaciel" znajdzie sobie żonę. Najlepiej gyby ją pokochał.

Zerwanie kontaktu z "Przyjacielem" nic nie da -- tylko się wymęczycie oboje. Rozwód z "Narzeczonym" też nic nie da. Więc żyj z "Narzeczonym", kontaktu z "Przyjacielem" nie zrywaj, a on niech sobie organizuje swoje życie, bo nie będziesz jego żoną.

Nie panikuj tak strasznie... to normalna rzecz. Nawet ludzie w małżeńśtwach się zakochują w kimś innym. A przecież "Przyjaciel" od początku wiedział, że jesteś z "Narzeczonym" w związku.

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Dziękuję za mądre, sensowne odpowiedzi.

Najbardziej frustrujące w tym wszystkim jest to, że trafiam w życiu na takich wspaniałych facetów. O ileż by mi było łatwiej gdybym np. tkwiła w jakimś patologicznym związku, z jakimś facetem oszołomem. Lub gdybym chwilowo zgłupiała poznając jakiegoś lovelasa, którego należałoby ostatecznie potraktować w taki a nie inny sposób. Ile jest nieszczęśliwych kobiet nie mogących się wyrwać ze swoich związków bo "nie mają dokąd pójść" lub "boją się samotności". Ja mam wręcz przeciwnie uwierzcie mi, że jest jeszcze trudniej.
Niektórzy proponują wizytę u psychologa, co z tego kiedy ja wiem na jakim podłożu to wszystko leży. Jakimi cechami osobowości jest spowodowane. Jakie czynniki z przeszłości determinują takie zachowania. Wiem to doskonale. Wiem też, że meandrując między tymi dwoma światami staram sobie uzupełnić wszystkie "braki" w jednym bądź drugim świecie. Wyszukuję w drugim cech, których nie ma ten pierwszy. Niestety nie potrafię z tym walczyć. Pokochałam obu tak mocno, że życie bez któregokolwiek z nich traci kolor. Jeśli wybiorę pasję i maksymalne szczęście to zniszczę rodzinę, nigdy w życiu nie zaznam spokoju, że mogłam coś takiego zrobić. Kochającemu Narzeczonemu i kochanemu Synkowi.  Nie potrafię być taka egoistyczna. Jestem zdolna dla nich poświęcić wiele swojego szczęścia.Zresztą nasze dziecko zawsze by nas w jakiś sposób łączyło. Jednak będę wtedy taką żyjąca marionetką trochę bez duszy. Bo w przypadku zrezygnowania z pasji (a musiałabym to zrobić żeby urwać kontakt z Przyjacielem bo dalej w tym siedząc mielibyśmy zbyt wiele okazji do spotkań w tym środowisku, a ja zawsze patrzyłabym na niego w TEN SAM SPOSÓB) moje życie stało by się puste i "papierowe", mimo że miałabym wspaniałą rodzinę (którą tez bardzo kocham)
Czy powinnam stłamsić uczucia i odsunąć Przyjaciela od siebie? Wyciszyć się, zrezygnować z pasji (może uda mi się w coś nowego zaabsorbować?) i spróbować żyć "standardowo"? W końcu rodzina jest najważniejsza... Chcę zapewnić dziecku normalne życie. Nie spieprzyć mu psychiki już na starcie. Chociaż ktoś kiedyś mi powiedział mądre słowa: dobra mama, to szczęśliwa mama. A ja nie wiem czy w takim układzie będę potrafiła kipić szczęściem. Cząstka mnie zawsze będzie gdzieś daleko a tęsknota kłuła każdego dnia...

6

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Jesteś typowa cwaniara dla której najwyższą wartością jest własna wygoda.Nie przejmuj sie, to popularny typ osobowości.Ale po co dorabiasz do tego wydumane ideologie?
I tak nie posłuchasz żadnej rady, oczekujesz tylko poglasiania po głowie.

7

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Moim zdaniem nie da się kochać w tym samym czasie dwóch mężczyzn tak samo.
Skoro piszesz o miłości do obydwu, to myślę, że jeden z Panów dostaje jej zapewne mniej. Który?

Dla dobra dziecka, powinnaś sytuację ustabilizować. Mama, która ma problemy, to mama, która za dużo czasu i energii poświęca na swoją osobę. To nie jest dobre, to nie jest zdrowe.

8

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Szczerze? Pitagoras udzielił tu najlepszej odpowiedzi.

9 Ostatnio edytowany przez Abizer (2013-12-07 00:32:19)

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Pitagoras- Czy pozwolisz, abym Twoją wypowiedź (lekko zmodyfikowaną wink) wziął sobie do sygnaturki? Wiesz, copyrights, te sprawy- muszę mieć Twoją zgodę "na piśmie" tongue

10

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Jassne:)

11

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

A niby czemu twierdzisz, że będziesz musiała zrezygnować z pasji wybierając narzeczonego? Weź się kobieto ogarnij! Masz wspaniałego faceta, który jeszcze do tej pory nie wykopał Cię za drzwi... Żal mi go trochę, bo się strasznie poniża będąc z Tobą... Zaś Twój "przyjaciel" jest wielkim egoistą. Liczy się dla niego tylko to, że Cię kocha i wymusza na Tobie ten związek. A gdyby Cię naprawdę kochał to by sam odszedł, a już na pewno by to zrobił po urodzeniu Twojego dziecka! A zastanawiałaś się kiedyś czy naprawdę ten przyjaciel by Cię tak bardzo kochał jeśli byś go zostawiła? Nie miał by do Ciebie nawet minimalnego żalu? Zrozumiał by? Oczywiście że nie! Skąd to wiem? Z Twojego opisu jak zareagował na Twoją ciążę. Miał żal do Ciebie, że to nie on jest ojcem... Kobieto on Cię nie kocha, on kocha siebie! Jest mu z Tobą dobrze i tylko to się dla niego liczy. Szkoda, że Ty tego nie widzisz.

12 Ostatnio edytowany przez Wujek S.Z. (2013-12-09 15:16:59)

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Witam wszystkich a szczególnie Ciebie ?Wielki Błękit? bo po przeczytaniu Twojego posta postanowiłem się Tu zarejestrować. Dlaczego? Bo prawie trzy lata w moim życiu mam podobną sytuację do Twojej a wręcz bardziej skomplikowaną ale o tym za chwilę. Nie mam zamiaru osadzać Cię czy pouczać ?głaskać po głowie? jak tu ktoś napisał  chcę tylko pokazać że takie sytuacje zdarzają się myślę często i to niezależnie czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Nie wpadłaś jedyna w taki labirynt a wagę problemów, emocji z tym powiązanych, poczucia bezsilności które odbiera radość i chęć życia zmieszanego z miłością zrozumie tylko ktoś kto codziennie ma tak samo.

Więc od początku.
Postaram się skracać bo wiele musiał bym spisać od Ciebie bo schemat raczej zawsze jest podobny.
W uczuciach raczej słabo mi się szczęściło i od miłości raczej zawsze dostawałem po tyłku.
W końcu przestałem szukać ?ideału swego? bo zrozumiałem że nie ma takiej osoby.
Poznałem swoją żonę uroda średnia ale charakter wspaniały (podobnie jak Twój narzeczony zero problemów) pomogła mi w życiu wyjść na prostą (co się działo długo pisać. Książka) kocham Ja i wszystko się układa. Pojawia się szansa ciekawego zajęcia zarobku i pomocy jednocześnie bo się na tym znam. Prezesem podupadającej firmy jest kobieta ok. Praca to praca. Dzięki wspólnym działaniom firma zaczyna się podnosić poznajemy siebie coraz lepiej coraz więcej wspólnych tematów już nie firmowych - prywatnych w końcu bardzo osobistych jesteśmy z podobnych środowisk, podobne rodziny wychowanie, takie same wartości to bratnia dusza rozumiemy się bez słów. Jesteśmy bardzo blisko nazywamy siebie ?przyjaciółmi? ale to coś dużo więcej. Ja już wiem kocham Ją  ale Ona ma męża i córeczkę. Maż drań na jakich lepiej nie trafić, córka wspaniały dzieciak ale brak ojca odciska w niej piętno (mieszka z nimi ale tak jakby go nie było).     
Któregoś dnia nie wytrzymuję wyznaje co do niej czuję (choć wiem że sprawa beznadziejna) widać że się cieszy ale jakby chwilowe opamiętanie i dyplomatycznie nie mówi co czuje.
W głowie wiem i widzę napis ?WIEJ? nie mogę -jest już za późno kiedy próbuje Ona trzyma złotą nić nie mówi co czuje ale to widać. W pracy zadania do zrealizowania chcę Jej unikać nie da się rozmowy bliskość. Jej mąż coraz więcej robi jej problemów czuje się zagrożony mega awantury zazdrości choć sam gra nieczysto od zawsze. Ona nigdy go nie zdradziła i teraz tez jest uczciwa tłumi to co czuje i nigdy nie przekraczamy granicy.

Kiedy wracam do domu każdego dnia jestem rozdarty w środku. Żona powoli się domyśla dodatkowe sprawy burzą harmonię nieukładna się coraz bardziej ale próbujemy poskładać to, kochamy się i wiele przeszliśmy. Jest źle.
Wracam z delegacji mam wypadek poważny ledwie uchodzę z życiem. Żona jest ogromnym oparciem zajmuje się mną to nas zbliża z powrotem.
Przyjaciółka również mnie nie opuszcza odwiedza w szpitalu kontaktujemy się (codziennie długie rozmowy przez telefon).
Żona w powypadkowych rzeczach znajduję hasła do firmowego maila. Jej domysły staja się faktem. Kocha mnie bardzo i tylko dlatego nie odchodzi rozmawiamy, stara się zrozumieć ale nic nie jest już takie jak było.
Wszyscy cierpią? u mnie to już nawet nie trójkąt to cały czworobok bólu.
Myślę jesteś facetem czas na męską decyzję -chcę odejść od żony dopuki nie mamy jeszcze dzieci. Rozmawiam o tym z przyjaciółką gram w otwarte karty bo trzeba tą sytuację zakończyć. Ona nie może się zdecydować nie chce rozbijać rodziny choć wie że Kocham i jej córeczkę i to nie problem. Choć traktowana jak nic przez męża nadal szuka mocnego argumentu aby odejść, maż nią manipuluje jego złe rady sprawiają że firma upada (w ten sposób chciał pozbyć się mnie).
Jednak nadal z przyjaciółką jesteśmy blisko. Ja chce zmian bo to nie do zniesienia granicą jest dla mnie ciąża żony przyjaciółka o tym wie ale nadal tłumi uczucia.
Ja znowu rozdarty w środku nie słucham już serca  kieruje się rozumem poprawiam stosunki z żoną mija czas zachodzi w ciąże to zbliża nas bardzo. Ja pamiętam o swojej granicy lecz nadal tkwię w tym labiryncie. Kiedy kontakt jest coraz mniejszy przyjaciółka prosi o spotkanie mówi że chce odejść od męża ma dość płacze. Ja słucham i nie podejmuję tematu bo dziecko w drodze ale kocham Ją i w środku pęka mi serce czekałem na to teraz jest za późno bo dziecko jest najważniejsze. Nadal się kontaktujemy ale już nie tak jak kiedyś ona wie o dziecku choć pewnie mnie kocha to rodziny nie zechce rozbić, swojej nie chciała choć chorej, tym bardziej mojej. Ja czuję że czas odciąć tę nić bo trzeba być odpowiedzialnym tylko ten ból serca?albo strach przed nim.

Wszystko co chce Ci powiedzieć ?Wielki Błękit? to to  że Cię rozumiem i Twojego przyjaciela również bo po tym co przeszedłem to i z jego osobą mogę się utożsamić i z Tobą. To że jest opiekuńczy nawet dla nie swojego dziecka mnie to nie dziwi to dowód ze Cię kocha i pokochał by i je, ja miałem tak samo. Jak przeczytasz co napisałem to chyba dojdziesz do wniosku że utrzymywanie takiego stanu rzeczy przyniesie Ci więcej strat niż korzyści to stanie się jak labirynt bez wyjścia labirynt cierpienia Twojego i innych a i tak koniec nie będzie szczęśliwy to tylko od Ciebie będzie zależało czy weźmiesz młot i utorujesz sobie wyjście. Będzie bolało będziesz płakać po nocach ale tłucz tym młotem aż wyjdziesz z tej pułapki dla dobra wszystkich. A zwłaszcza dla dobra swojego synka może właśnie On da Ci siłę aby z tego wyjść. Jeśli Twój narzeczony jest tak dobry jak mówisz i kochasz go duszą i ciałem to stwórz z nim rodzinę dla dziecka i zapomnij o przyjacielu on też będzie cierpiał ale to minie. Grunt żeby powiedzieć jasno to koniec. A wiem że gdzieś w duszy i w głowie Ty to wiesz tylko nie chcesz tej myśli dopuścić do głosu jak JA.
Nie wiem jaka masz pasję może off-road jak w pewnym serialu albo coś innego (wyścigi) nie rezygnuj zmień tim na kobiecy tam gdzie nie będzie jego ale inni którzy zajmą się Tobą i zajmą myśli czymś nowym. Jeśli to drużyna piłki nożnej, kosza, orkiestra? cokolwiek zmień środowisko rezygnacja to ostateczność.

13

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Aż mnie korci aby powiedzieć:
Nikt tak nam życia nie skomplikuje,jak my sobie sami!
A założycielce wątku życzę podjęcia dobrej dla niej i jej dziecka decyzji.

14

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
cebeerka napisał/a:

Szczerze? Pitagoras udzielił tu najlepszej odpowiedzi.

Podpisuję się dwiema łapkami. Trafna i prosta konkluzja.
Autorka wmawia sobie, że chce zadowolić dwóch mężczyzn na raz a tak na prawdę zadowala samą siebie. Pod szlachetnym pozorem dobra obu panów spełnia swoje zachcianki. Najlepiej gdyby dało się zlepić 2 facetów w jednego i jej takiego miksa podarować.
Gdyby miała na uwadze przede wszystkim ich dobro to potrafiłaby zrezygnować z któregoś i przestałaby mydlić im oczy i ich ranić. Bolałoby tego który by odpadł, ale później by się pozbierał i mógł zacząć on nowa a tak to trwa ten trójkąt w jakimś zawieszeniu.
Szczerze to dziwię się tym facetom że pozwalają na dzielenie się kobietą.
Autorko, nie miałam zamiaru Cię obrażać. To po prostu szczera prawda według mojego toku pojmowania.

15

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Droga autorko, odpowiedz szczerze na następujące pytania:

1. Który z mężczyzn daje Ci więcej szczęścia?
Mam wrażenie, że z narzeczonym jesteś teraz tylko ze względu na dziecko oraz jego nieskończoną dobroć i bezwarunkową miłość do Ciebie, nie zaś z potrzeby serca i szczęścia. Wydaje mi się, iż kojarzy Ci się on tylko z ograniczaniem Cię w tym, co bardzo kochasz - swojej pasji, bez której nie widzisz sensu życia. Odsunęłaś się od niego emocjonalnie dlatego, że Cię w tym nie wspierał i nie dopingował w tak ważnej sferze życia. Krótko mówiąc - skoro czujesz się ograniczona, nie jesteś tak naprawdę szczęśliwa.
2. Czy przyjaciel jest osobą, która wzbudza w Tobie większe niż narzeczony emocje?
Moim zdaniem tak, co ma wydźwięk w Waszej wspólnej pasji, która, jak sama zaznaczyłaś, jest połową Twojego życia i bez niej byłabyś zupełnie wypalona. I o ile jemu się nie dziwię, że jest Tobą zafascynowany, o tyle dziwię się Tobie, iż na to pozwoliłaś. Ale chciałaś tego, robiłaś to świadomie i ta "obrona przed uczuciami do przyjaciela" była tylko pozorna. Imponowało Ci zainteresowanie faceta, który rozumie bez słów tę część Twojego życia, której nie mógł zrozumieć narzeczony.
3. Co wyobrażasz sobie bardziej: życie u boku narzeczonego z Waszym synem i realizowanie pasji bez przyjaciela (w końcu chyba nie tylko on jeden podziela te zainteresowania), czy może życie z przyjacielem, realizowanie pasji oraz "dzielenie się" z narzeczonym synem?
Moim zdaniem szczęśliwsza byłabyś, będąc z przyjacielem, ale na krótszą metę, niż z narzeczonym. Dobrem dziecka się nie kieruj zgodnie z dewizą "pełna rodzina", bo najlepsze dla rozwoju dzieci jest otoczenie, w którym jego rodzice są szczęśliwi - co nie oznacza, że są razem. Lepsze jest rozstanie i pełna zgoda niż gdyby dziecko miało patrzeć na niepełnowartościowy związek i matkę, która planuje samobójstwo oraz ojca robiącego jej ciągle wyrzuty.

Na Twoim miejscu zastanowiłabym się, który z tych mężczyzn nadaje się bardziej do wspólnego życia, wszak sama chemia i pożądanie z czasem słabną w najbardziej nawet "rozpalonym" związku. Pomyśl, czy Twoja pasja naprawdę wymaga kontaktu z przyjacielem? Nie ma na świecie innych miejsc i ludzi, w których i z którymi mogłabyś ją dzielić, nie dzieląc jednocześnie uczuć?
Byłoby mi bardzo szkoda tego dziesięcioletniego (dobrze zrozumiałam?) związku z partnerem, który tak potrafi kochać i wybaczać (pod warunkiem, że i ja bym go bardzo kochała) na rzecz osoby z niedociągnięciami charakteru, która jednak daje mi kopa do realizacji hobby i wyzwala we mnie większe emocje, które jednak po paru latach najprawdopodobniej gdzieś się ulotnią.

Musisz dokonać wyboru i to czym prędzej, w innym wypadku skazujesz siebie, tych facetów oraz syna na niezły emocjonalny burdel. Kochasz przyjaciela? Daj mu odejść i pozwól zakochać się w innej kobiecie, która będzie mogła w pełni odwzajemnić jego uczucia.

Rada kenobi nie podoba mi się o tyle, że Ty, będąc w małżeństwie, nie byłabyś do końca szczęśliwa posiadając kochanka, który byłby żonaty. Może i jest to  jakiś sposób, może nawet sprawdzony, nie wiem, ale moim zdaniem trudno o prawdziwą radość i szczęście, kiedy nie można uzupełnić się w pełni (czyli pójść czasem na kompromisy i wypracować pewne zachowania - razem) z jedną osobą, szczególnie, gdy w grę wchodzi oszukiwanie (zdaje się, iż nie informowałabyś męża o związku z kochankiem).

Pomyśl nad tym, szkoda młodości, energii życiowej i tak naprawdę startu życiowego.

16

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Nie chcesz być tak egoistyczna i zabierać któremuś z nich siebie. Małe uzupełnienie - to właśnie teraz jesteś najbardziej egoistyczna. Z Twojego opisu jasno wynika że chciała byś mieć w życiu wszystko. To jest możliwe, jednak Ty zdobywasz to raniąc innych. I tkwisz w tym zawieszeniu łapczywie garnąc resztki tego całkowitego zaspokojenia wszystkich potrzeb i zachcianek. I powstrzymujesz się bo niby nie chcesz nikogo zranić. Więc może pomyśl że to właśnie to co robisz teraz to powolne wbijanie noża w serce i jakakolwiek decyzja będzie ulgą dla ofiary... I mówię tu o jednej ofierze, bo kochanek świadomie ładował się w romans z zajętą, mógł się spodziewać że tak to będzie wyglądało. A narzeczony? Sama pisałaś że widział co się dzieje, walczył o Ciebie. Więc z pełną świadomością żyje i planuje wychowywać dziecko z osobą która nie jest mu wierna i oddana. Za każdym razem pisałaś że nie możesz tego zrobić narzeczonemu i zostawić go wybierając pasję. A wiesz jak on teraz się czuję? Daję Ci głowę że jak go jeszcze w takim stanie potrzymasz to duża szansa że facet na długo zatraci dumę, pewność siebie, męstwo. Żywisz do niego jakiekolwiek uczucia? I nie potrafisz z czegoś w życiu zrezygnować (nie z pasji, wystarczy z kochanka), przedkładając to nad zadawanie mu bólu? Moim zdaniem już dawno powinnaś odejść od narzeczonego a dziecko sztucznie to przedłuża i jeszcze bardziej zniszczy mu psychikę ten związek.

17 Ostatnio edytowany przez egofeministka (2013-12-10 12:42:36)

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

jest możliwość kochać dwóch mężczyzn na raz jednak  nie na dłuższa metę.

18

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Jak to czytałam to musiałam wytężyć mózgownicę, żeby sobie to wyobrazić. Pozwól że to przetłumaczę na inny język. Poznałaś narzeczonego, ogień i woda, uzupełnialiście się itd. Ty większość swojego czasu poświęciłaś nauce, co za tym idzie, że to On więcej materializmu włożył w ten układ. Ty nie chciałaś być bierna, wobec czego przełożyłaś swoją pasję na materializm, aby to zmaterializować potrzebowałaś wsparcia kogoś, kto podobnie jak Ty, chciał to realizować...wspominasz coś o jakimś sporcie, czyli np. wzięłaś "kredyt zaufania" na poczet wybudowania hali rekreacyjno - sportowej w twoim mieście.....sorry że mam taką wyobraźnie ale po prostu próbuję oddzielić to co jest w twoim życiu materialne od tego , co jest niematerialne.
Tak naprawdę rozumiem twój ból, bardzo Ci współczuję, że znalazłaś się w takim impasie. Uważam że teraz na 1 miejscu powinien być twój syn, powinnaś też szukać pomocy u swojej mamy albo taty. Pozwól tym sprawą jakby przycichnąć, nic nie robić gwałtownie i może wtedy dopiero ta sytuacja się jakoś ustabilizuję. Pomyśl sobie że jak nie znałaś tego kochanka, to On wtedy po prostu był sobie gdzieś w jakieś czasoprzestrzeni, że może musi powrócić do tych korzeni swoich...by Cię uwolnić..nie wiem, ufam , że Ty sama znasz najlepszą odpowiedz..

19

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Tez uwazam , ze to wygoda i przedkladanie swojego szczescia nad szczescie innych--rownie dobrze ja moge kochac trzech facetow, kazdego za cos innego i nie moc sie zdecydowac.Co mi doradzisz wtedy.Niby zawsze bylas mądra, z ambicjami a prostej rzeczy nie potrafisz rozwiazac,jeszcze zeby to trwalo miesiac to bym zrozumiala ale 2 lata?masz na to wszystko sile i jeszcze czas by dzieckiem sie zajac.Zgadzam sie z Pitagorasem niestety,opisujesz to tak jakby Ci sie wielka krzywda dziala..ja jakos nie potrafie wspolczuc Tobie,jest uczucie, milosci a jest tez rozum i jego trzeba czasem uzyc.Nie twierdze, ze nie mozna sie w kima zauroczyc, do dwoch mezczyzn cos czuc ale zycie to jest wybór

20

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Niby jest demokracja, możemy żyć jak chcemy, ale mimo wszystko jesteśmy uzależnieni od rożnych czynników. Ja rozumiem twój sposób myślenia z tym pierwszym chłopakiem. Ogólnie chyba też chodzi u Ciebie o to, że nie chciałaś się oddać mu w 100 procentach, chciałaś mieć jakąś cząstkę siebie na wyłączność, mieć inne pasję, pewnie uważałaś że nie wpadniesz wtedy w rutynę, w przyzwyczajenie..ale rzeczywistość okazała się taka a nie inna i teraz musisz zadecydować co dalej.

21

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Witam ponownie.
Czy Wujek S.Z. jest tu jeszcze?
Potrzebuję Cię.
Nie daję rady.
Jak u Ciebie?

22

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
Wielki Błękit napisał/a:

Witam ponownie.
Czy Wujek S.Z. jest tu jeszcze?
Potrzebuję Cię.
Nie daję rady.
Jak u Ciebie?

Minęły dwa lata. Nadal nie dokonałaś wyboru? Nie jestem Wujkiem Sz, ale jestem ciekawa...

23 Ostatnio edytowany przez Excop (2015-01-15 08:09:06)

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
Wielki Błękit napisał/a:

Witam ponownie.
Czy Wujek S.Z. jest tu jeszcze?
Potrzebuję Cię.
Nie daję rady.
Jak u Ciebie?

Witam, Wielki Błękicie.
Odezwałaś się po ponad roku, a wcześniej nie czytałem Twojego wątku.
Teraz, gdy już przeczytałem całość, nie widzę sensu umoralniania, bo robili to już inni tuż po tym, gdy zdecydowałaś się opisać swoją historię.
Z tego, co napisałaś teraz wynika, że nie podjęłaś decyzji w sprawie tego emocjonalnego rozdwojenia.
Czemu to, co do tej pory starałaś godzić ze sobą przerosło Cię?
Stało się coś, co pozostaje poza Twoim wyborem?
Masz nadzieję, że Wujek "przetarł drogę", decydując się na coś w jedną lub drugą stronę przy sporej różnicy Waszych historii?
Odpowiesz?

24

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Rozstaliśmy się.

Między nami wydarzyło się zbyt wiele.
Jak w piosence "Łatwopalni" wbiegliśmy oboje prosto w ogień. Spaliliśmy miłością wszystko.
Pokochaliśmy się tak za mocno, że oboje zaczęliśmy utrudniać sobie tą miłością życie. Miłością, zazdrością, tęsknotą, niemożnością, frustracją.
Oboje przytłoczeni losem zaczęliśmy to na sobie odbijać. Każde z nas chciało dobrze. Żadne z nas nie umiało na końcu tego udźwignąć.

Każdego dnia zakładam maskę na twarz. Uśmiecham się. Mówię sobie, że nic się nie stało. Że tak będzie lepiej dla wszystkich. Tym bardziej dla NIEGO. 
I każdego dnia, w głębi duszy, tak cholernie mocno przeżywam rozstanie, że nie potrafię pozbierać się do kupy. I mimo, że mam wspaniałą rodzinę, to przestałam czuć sens każdego kolejnego kroku podejmowanego w życiu.
Czuję się strasznie pusto.
Kładę się spać w żalu. Wstaję rano z nadzieją (nie wiadomo jaką i ku czemu bo potrafię już ocenić sytuację na tyle obiektywnie, że wiem, że nigdy nic nie zmieni tego stanu rzeczy po tym wszystkim co się wydarzyło dotychczas). I znów przeżywam każdy dzień w nostalgii za utraconym szczęściem i radością życia.
Nie potrafię bez tego człowieka normalnie funkcjonować. Niezależnie od stosunków między nami i dystansów jakie sobie nakreśliliśmy własnym postępowaniem czuję, że kocham tego człowieka bezwarunkowo.
Jestem racjonalistką, raczej twardo stąpam po ziemi. Dla tego mężczyzny potrafię popełniać błędy, działam czasem wręcz irracjonalnie.
Nie kontaktujemy się.
Każde z nas poszło w swoją stronę.
Zapewne obydwoje rozpaczamy nad tym co się stało. Ale tak samo oboje ponosimy konsekwencje tego, do czego doprowadziliśmy.
Każdej nocy boli okrutnie. I mam wrażenie, że każdej kolejnej wręcz mocniej.
Nie potrafię znieść myśli, że mężczyzna, którego darzę takim uczuciem jest gdzieś w świecie beze mnie. Może spotyka się z inną kobietą. Może stara się rozpocząć nowe życie. Zresetować umysł.
Każdego kolejnego dnia tracimy siebie coraz bardziej. Każdego dnia coraz więcej złoszczę się na życie.
I na niego. Mam żal, że pozwolił, żeby to TAK się skończyło.

Na razie minął miesiąc. Jest źle.
Może kiedyś się z tego wyleczę.

25

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
Wielki Błękit napisał/a:

Rozstaliśmy się.

Między nami wydarzyło się zbyt wiele.
Jak w piosence "Łatwopalni" wbiegliśmy oboje prosto w ogień. Spaliliśmy miłością wszystko.
Pokochaliśmy się tak za mocno, że oboje zaczęliśmy utrudniać sobie tą miłością życie. Miłością, zazdrością, tęsknotą, niemożnością, frustracją.
Oboje przytłoczeni losem zaczęliśmy to na sobie odbijać. Każde z nas chciało dobrze. Żadne z nas nie umiało na końcu tego udźwignąć.

Każdego dnia zakładam maskę na twarz. Uśmiecham się. Mówię sobie, że nic się nie stało. Że tak będzie lepiej dla wszystkich. Tym bardziej dla NIEGO. 
I każdego dnia, w głębi duszy, tak cholernie mocno przeżywam rozstanie, że nie potrafię pozbierać się do kupy. I mimo, że mam wspaniałą rodzinę, to przestałam czuć sens każdego kolejnego kroku podejmowanego w życiu.
Czuję się strasznie pusto.
Kładę się spać w żalu. Wstaję rano z nadzieją (nie wiadomo jaką i ku czemu bo potrafię już ocenić sytuację na tyle obiektywnie, że wiem, że nigdy nic nie zmieni tego stanu rzeczy po tym wszystkim co się wydarzyło dotychczas). I znów przeżywam każdy dzień w nostalgii za utraconym szczęściem i radością życia.
Nie potrafię bez tego człowieka normalnie funkcjonować. Niezależnie od stosunków między nami i dystansów jakie sobie nakreśliliśmy własnym postępowaniem czuję, że kocham tego człowieka bezwarunkowo.
Jestem racjonalistką, raczej twardo stąpam po ziemi. Dla tego mężczyzny potrafię popełniać błędy, działam czasem wręcz irracjonalnie.
Nie kontaktujemy się.
Każde z nas poszło w swoją stronę.
Zapewne obydwoje rozpaczamy nad tym co się stało. Ale tak samo oboje ponosimy konsekwencje tego, do czego doprowadziliśmy.
Każdej nocy boli okrutnie. I mam wrażenie, że każdej kolejnej wręcz mocniej.
Nie potrafię znieść myśli, że mężczyzna, którego darzę takim uczuciem jest gdzieś w świecie beze mnie. Może spotyka się z inną kobietą. Może stara się rozpocząć nowe życie. Zresetować umysł.
Każdego kolejnego dnia tracimy siebie coraz bardziej. Każdego dnia coraz więcej złoszczę się na życie.
I na niego. Mam żal, że pozwolił, żeby to TAK się skończyło.

Na razie minął miesiąc. Jest źle.
Może kiedyś się z tego wyleczę.

Faceci aż takich dylematów nie mają. Jeśli jest facet, na którym zależy to jedyne co mozna zrobić to walczyć o niego. A jeśli się nie uda to trudno. Jeśli jest z kimś innym, to na pewno nie rozpacza a cieszy się smile

26

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
Wielki Błękit napisał/a:

Rozstaliśmy się.

Między nami wydarzyło się zbyt wiele.
Jak w piosence "Łatwopalni" wbiegliśmy oboje prosto w ogień. Spaliliśmy miłością wszystko.
Pokochaliśmy się tak za mocno, że oboje zaczęliśmy utrudniać sobie tą miłością życie. Miłością, zazdrością, tęsknotą, niemożnością, frustracją.
Oboje przytłoczeni losem zaczęliśmy to na sobie odbijać. Każde z nas chciało dobrze. Żadne z nas nie umiało na końcu tego udźwignąć.

Każdego dnia zakładam maskę na twarz. Uśmiecham się. Mówię sobie, że nic się nie stało. Że tak będzie lepiej dla wszystkich. Tym bardziej dla NIEGO. 
I każdego dnia, w głębi duszy, tak cholernie mocno przeżywam rozstanie, że nie potrafię pozbierać się do kupy. I mimo, że mam wspaniałą rodzinę, to przestałam czuć sens każdego kolejnego kroku podejmowanego w życiu.
Czuję się strasznie pusto.
Kładę się spać w żalu. Wstaję rano z nadzieją (nie wiadomo jaką i ku czemu bo potrafię już ocenić sytuację na tyle obiektywnie, że wiem, że nigdy nic nie zmieni tego stanu rzeczy po tym wszystkim co się wydarzyło dotychczas). I znów przeżywam każdy dzień w nostalgii za utraconym szczęściem i radością życia.
Nie potrafię bez tego człowieka normalnie funkcjonować. Niezależnie od stosunków między nami i dystansów jakie sobie nakreśliliśmy własnym postępowaniem czuję, że kocham tego człowieka bezwarunkowo.
Jestem racjonalistką, raczej twardo stąpam po ziemi. Dla tego mężczyzny potrafię popełniać błędy, działam czasem wręcz irracjonalnie.
Nie kontaktujemy się.
Każde z nas poszło w swoją stronę.
Zapewne obydwoje rozpaczamy nad tym co się stało. Ale tak samo oboje ponosimy konsekwencje tego, do czego doprowadziliśmy.
Każdej nocy boli okrutnie. I mam wrażenie, że każdej kolejnej wręcz mocniej.
Nie potrafię znieść myśli, że mężczyzna, którego darzę takim uczuciem jest gdzieś w świecie beze mnie. Może spotyka się z inną kobietą. Może stara się rozpocząć nowe życie. Zresetować umysł.
Każdego kolejnego dnia tracimy siebie coraz bardziej. Każdego dnia coraz więcej złoszczę się na życie.
I na niego. Mam żal, że pozwolił, żeby to TAK się skończyło.

Na razie minął miesiąc. Jest źle.
Może kiedyś się z tego wyleczę.

Witaj Wielki Błękicie.
A co z Twoim narzeczonym ówczesnym. Jak on odbiera to Twoje cierpienie? Gdzie on jest w tym wszystkim? Piszesz o "wspaniałej rodzinie", którą masz, ale co to właściwie znaczy, bo z postu wynika, że ten drugi przesłonił wszystko?

27

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Faceci aż takich dylematów nie mają. Jeśli jest facet, na którym zależy to jedyne co mozna zrobić to walczyć o niego. A jeśli się nie uda to trudno. Jeśli jest z kimś innym, to na pewno nie rozpacza a cieszy się smile

Mają mają. Ale jak zawsze powtarzam, to nie kwestia tego, co między nogami, tylko między zwojami. Jeśli ktoś musi być 24h/dobę na haju to zawsze pobiegnie za emocjami, im skrajniejsze, tym lepiej. One się oczywiście wypalą, bo nie na tym Miłość polega.

Jeśli ktoś wzbudza w nas skrajne i silne emocje to najczęściej dlatego, że kontakt z nim ma nas czegoś ważnego o sobie nauczyć, ergo: mamy jakąś lekcję do przerobienia i dzięki temu się rozwiniemy /lub też nie i będziemy je powtarzać wg tego wzoru z kimś nowym, dopóki nie zajarzymy/.

I jeśli uda się z kimś ten wzajemny rozwój inspirować wspólnie - to wtedy jest Miłość. A kiedy po szybkim "zwarciu" strony rozchodzą się, bo "nie udźwignęły" etc. to bardziej była to lekcja do przerobienia: trudna, bolesna i tym mocniej transformująca, ale przygotowująca dopiero na Miłość -tą, która będzie trwała, a nie śmignie razem z chemią, gdy pojawią się pierwsze problemy i ktoś 'nie wytrzyma napięcia'.

Autorka ma 'życie jak w kinie', ale - jak zauważył pierwszy pitagoras- ma je na własne życzenie.
O ile uczuć, emocji nie można sobie "zamówić" i kontrolować - zwłaszcza jeśli dotyczą innych osób, o tyle można wybierać ich interpretacje, czyli pośrednio nasze reakcje na ich pojawienie się. Najczęściej prawdziwe źródło jest zupełnie inne niż dany Człowiek, który jest tylko dla nich katalizatorem.

28

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
Wielki Błękit napisał/a:

Rozstaliśmy się.

A dałaś ty mu chociaż tyłka? Pewnie nie smile

Nie zgrywaj tutaj zranionej romantyczki, bo nie jesteś romantyczna a cwana i egzaltowana, tylko albo (a) daj mu tyłka albo realną szansę na otrzymanie tyłka, to może wróci i znowu będziesz mieć EMOCJE albo (b) miej trochę serca i litości zostaw chłopaka w spokoju.

29

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Trzeba było się z nim przespać, może by ci te głupoty z głowy wyparowały bo okazałoby się że jednak nie jest taki cacy jak myślisz.

30

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
display napisał/a:

Trzeba było się z nim przespać, może by ci te głupoty z głowy wyparowały bo okazałoby się że jednak nie jest taki cacy jak myślisz.

heloł 7 lat

31

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
maku2 napisał/a:
display napisał/a:

Trzeba było się z nim przespać, może by ci te głupoty z głowy wyparowały bo okazałoby się że jednak nie jest taki cacy jak myślisz.

heloł 7 lat


Wiem, wiem

32

Odp: Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.
Wielki Błękit napisał/a:

istnieje przyjaźń między kobieta a mężczyzną? Nie, nie istnieje.

Istnieje. Np. komentarz #11 https://www.netkobiety.pl/p3910364.html

Posty [ 32 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Kocham dwóch mężczyzn... dwa różne światy.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024