Moje pytanie wynika z bezradności, ponieważ moje złe relacje z siostrą ciągną się od dłuższego czasu, a zbliżają się święta i atmosfera może być napięta.
Chodzi o to, że zawsze miałysmy ze soba dobry kontakt, zawsze byłyśmy papużkami-nierozłączkami, do momentu w kórym moja siostra poszła na studia i wyprowadziła się z domu. Siłą rzeczy nasze relacje się pogorszyły, ale to chyba tylko ja tak ciężko przeżywałam, ponieważ siostra była zajęta nowym towarzystwem, pracą, studiami, chlopakami.
Po jakimś czasie również ja poszłam na studia (do innego miasta), urodziłam dziecko, wyszłam za mąż, wzieliśmy mieszkanie na kredyt. Musiałam szybko dorosnąć. Niestety moje małżeństwo się nie udało, zostałam samotną matką. W tym czasie, jak się okazało- moja siostra zawaliła studia, wdawała się w liczne romanse, przyjęla wprawdzie oświadczyny chłopaka, ale jak sama przyznała- nie chciała wychodzić za mąż, było jej wygodnie po prostu dzielić mieszkanie z chłopakiem. Ta relacja była toksyczna, wiec z dobrego serca radziłam jej rozstanie, długo mnie nie słuchała, wręcz się obraziła, a po jakimś czasie przyznała mi rację i go zostawiła. Zaproponowała mi wspólne mieszkanie (u mnie)-tylko na jakiś czas, zanim czegoś nie znajdzie. Zgodziłam się, bo w sumie od dawna o tym 'marzyłam', wierzyłam że wszystko wróci do starych czasów.
Już od samego początku coś było nie tak. Siostra czuła się bardzo 'swojsko' u mnie. Zapraszała swoich znajomych, chłopaków, robiła imprezy. Moje relacje z mężem były bardzo złe, więc wykorzystała ten moment bardzo się z nim 'zaprzyjaźniając'- razem spędzali czas, wychodzili itd. Nawet nie byłam zazdrosna, bo sądziłam, że to tylko odgrywanie się na mnie. Nie wiem po dziś dzien co miedzy nimi zaszło, bo przecież żadne z nich się nie przyzna, ale po jakimś czasie szala się przelała i wkurzyłam się i na niego i na nia. Wiem tylko, że to mąż coś jej propnował, ona natomiast sie nie zgodziła. Sprawa ucichła, ja wolałam nie wiedziec co się działo, mimo wszystko chyba mnie to bolało. Tak czy inaczej, mąż się wyprowadził, to był praktycznie koniec naszego małżenstwa (siostra właściwie tylko zaogniła nasz konflikt, wcześniej mieliśmy o wiele wiecej problemów, także to nie była jedyna i bezpośrednia przyczyna naszego rozwodu). Na pewno czułam żal, bo przecież takich rzeczy nie robi się siostrze.
Po wyprowadzeniu się męża zostałyśmy w mieszkaniu we trzy-ja, moja córeczka i moja sis. Niestety bardzo szybko okazało się, że nie mam z czego żyć, więc szukałam pracy, ewentualnie się zadłużałam. Chciałam utrzymać mieszkanie, mąż przestał spłacać kredyt, rodzice jako współkredytobiorcy postanowili mi pomóc, ja miałam się zatroszczyć jedynie o czynsz i inne opłaty. Ale ten nie byl mały, więc oczywiście podzieliłysmy rachunki na pół. Przez pare mies. siostra żyła u mnie za darmo, do tego mąż pożyczał jej pieniądze, dlatego poprosiłam ją o zwrot zaległości, ponieważ administracja itd. upominały się o pieniadze. Bardzo ciężko było je wyegzekwować. Siostra w najgorszym momencie wyprowadziła się ode mnie do swojej koleżanki, bo tam miała za darmo . Ale to mieszkanie było wolne tylko na czas wakacji (przy okazji została okradziona z całej bizuterii) więc zaraz po nich siostra wróciła do mnie z podkulonym ogonem i obiecała spłatę zaległości za poprzednie miesiące. I to był mój wielki błąd. Zaufałam jej, wierząc, że kto jak kto-ale z siostrą będzie mi łatwiej. Moja sytuacja nadal była nieciekawa, bezrobocie, brak alimentów, brak państwowego przedszkola dla córki, mobbing w pracy, umowy-zlecenia- to wszystko wpędzalo mnie w depresję, problemy materialne spędzały mi sen z powiek. Poziom mojego (i corki) życia spadł strasznie w dół. Wielokrotnie nie miałyśmy za co żyć, pozostawało mi proszenie o pomoc znajomych, aczkolwiek wiekszość była niechętna. Wiedzialam, że muszę czekac, dopóki pewne sprawy nie rozwiąża się formalnie. Inaczej nic mi nie przysługiwało-bo nie było papierka, prawnie wciąż byłam w związku małż.
Co robiła wtedy moja siostra? Na poczatku widziała, że się nam nie przelewa, ale od samego początku miała dość dobrą pracę (której ja nie przyjęłam, ponieważ zgodziłam się pomagać mężowi w jego firmie, zaraz potem mnie zwolnił), więc żyła sobie ok i czasem mi pomagała np. kupowała jedzenie. Ale z czasem zamknęła swój pokój, zakupy robiła tylko dla siebie, swoją siostrzenicą (jest jej matką chrzestną) przestała się interesować. Na dzień dziecka kupiła jej plastelinę, podczas gdy dla siebie na zakupach potrafiła wydac pół wypłaty. Oczywiście nie mogłam wymagac od niej, by mnie utrzymywała, to nie o to chodzi. Ale- na początku to ja jej pomogłam, przygarnęłam jej, nic od niej nie oczekując. Kiedy ja potrzebowałam pomocy- spotkałam się z obojetnościa, która z czasem przekształciła się w drwinę. Doszedł jeszcze jeden aspekt- siostra zaraz po wakacjach zamieszkala u mnie ze swoim nowym chłopakiem. Na początku sądziłam, że po prostu ją odwiedza, z czasem okazało się, że już tutaj mieszka, nie dokładając się do niczego. Pojawiły się o to kłotnie, ponieważ rachunki diametralie wzrosły, a ja wciąż nie miałam odpowiednich dochodów, by komuś obcemu sponsorować mieszkanie. Siostra miała na to jeden argument- jestem wariatką. Kiedy założyłam własną działalność, nie było dnia, by mnie nie wykpiła. Nie miałam motywacji do pracy, czulam się beznadziejna słysząc z jej ust i jej chlopaka słowa krytyki, z czasem faktycznie z niej zrezygnowałam, znowu lądując na bezrobociu. W krytycznym momencie zgłosiłam się do MOPSU, ale musiałam wykazać moje dochody, wydatki. Siostra razem ze swoim chłopakiem tuż przed zwineli manatki, obrażeni. Wgląd w rachunki mnie przeraził- okazało się, że mam zadłużenie na pare tys. zł (moje zadłużenie było niczym w porównaniu do tego, które zrobiła siostra, ja starałam się zawsze opłacić chociaż część moich rachunków). W ciągu dwóch dni musiałam skombinować całą sumę, inaczej odciątoby mi wodę itd. Pożyczyłam w imieniu mojej siostry. Ale nie byl to problem mojej siostry, bo jej już nie było. Nadal mieszka w tym samym mieście, i z tego co wiem, wiedzie jej się świetnie- chodzi co tydzień na zakupy po galeriach, wyjeżdża na super wakacje, robi zdjęcia wystawnych 'uczt' i wstawia je na fb. Poza tym- ostatnie tygodnie keidy z nią mieszkałam były trudne jeszcze z jednego powodu- nie sprzątała, specjalnie robiąc mi na złość. Czasem nie miałam miejsca na stole, aby zjeść. Dbała tylko o swój zamknięty pokój. Ubliżała mi na każdym kroku, jej facet zawsze jej bronił, w końcu mieszkał u mnie za free, a ja nie chciałam mu na to pozwolić. Raz mało co mnie nie pobili...
Ponadto siostra ukradła kolczyki mojej córki, pamiątkę z chrzcin, raz ukradła mi 200 zł, licząc że się nie zorientuję i w międzyczasie mi odda (były to pieniądze odłożone na ZUS). Po jakimś czasie oddała, w ogóle się nie tlumacząc. Nie było opcji np. pożyczenia od niej czegokolwiek- swojemu facetowi kupowała swetry, perfumy, obdarowywali się naprawdę drogimi prezentami, ale nie byli w stanie zapłacic paruset z/mies za rachunki. Było mi naprawdę przykro jak siostra kupiła sobie buty za 800 zł, a ja musiałam pójść do lombardu, by mieć pieniądze na prezent świateczny dla dziecka, czy jedzenie, bilet, cokolwiek...
Wiem, że ten opis wygląda jak gorzkie żale, ale w istocie taka sytaucja miała miejsce, przez ok 2 lata. Od czerwca tego roku nie mam kontaktu z siostrą. Nie umiem jej wybaczyć takiego traktowania. Kiedyś była dla mnie wręcz autorytetem, broniłam jej, a z czase sama stałam się jej ofiarą. Przeraża mnie jej hipokryzja i brak dojrzałości, nie tylko pod względem materialnym. Oczywiście mam ogromny żal do siebie, bo jestem naiwna, wierzyłam że opłaca swoje rachunki, że może kiedyś mnie przeprosi. Ale nie- obecnie całym jej światem jest jej facet, którego stała się popychadłem, natomiast sytuacja jej siostry (czyli mnie)nie robiła na niej żadnego wrażenia. Żyje na pokaz, mając straszne długi. Zostało jej wlaściwe 3 lata do trzydziestki, ale mam wrażenie, że nie dorosła do odpowiedzialności. Kiedyś usprawiedliwiałam ją faktem, że jest DDA (sama jestem, tylko ja przeszłam terapię kilkuletnią). Siostra uważa ją za zbędną, w końcu 'ona jest normalna, a ja jestem wariatką'. Nie wiem gdzie popełniłam błąd. Starałam się te sprawy wyjaśnić z rodzicami, ale oni nie chcą słuchać moich biadolen, w końcu jesteśmy już dorosłe. Tę potrzebną sumę po długach siostry zreszta w jej imieniu pożyczylam od rodziców, choć było bardzo ciężko. Z tego co wiem, siostra im nie zwraca nawet w ratach, bo jak twierdzi- nie stać ją. To wszystko kosztowało mnie tyle stresu, bólu, płaczu, że nie umiem tego ująć w słowach. Jednocześnie zmagałam się z bezrobociem, samotnym macierzyństwem i czasem naprawdę myslałam, że dłużej nie dam rady, że chyba ze sobą skończę.
Moje pytanie jest proste- co robić??Bo nie wiem, a pewnie zobaczymy się na świętach u rodziców, taka jest nasza tradycja. Przebaczyć?Bo zapomnieć chyba się nie da. Może gdybym była silniejsza, gdyby to wszystko nie działo się na raz...
Jestem w nowym związku i zastanawiam się, czy nie spędzić świąt z rodziną mojego chłopaka. Może tak byłoby lepiej. Ale to ciężka decyzja, już sama nie wiem co jest słuszne...Ja w przeciwieństwie do siostry nie chcę nikogo krzywdzić i brzydzę sie wykorzystywaniem ludzi.