Hej dziewczyny.
Przyznam od razu szczerze na samym początku, że pierwszy raz korzystam z takiego forum. Zdecydowałam się w końcu to zrobić tutaj.
Byłam z moim Maćkiem około 1,5 roku. Do tej pory pamiętam jak wyglądały nasze początki, jak wyglądał dzień, kiedy zaczęliśmy być ze sobą, to zdaje się być oczywiste - najlepsze momenty naszego związku. Naprawdę nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym to zakończyć. Absolutnie - wydawało mi się, że to co jest między nami nigdy nie zostanie zniszczone, przede wszystkim przeze mnie. I teraz, targam się ze swoimi myślami, powtarzam sobie "co ja takiego zrobiłam, po co, na co mi to?" No dobrze, to jest to co czuje po tym wszystkim co zrobiłam. A teraz pytanie dlaczego.
Zaczne od zeszłego roku. Maciek dzięki naszej wspólnej koleżance nawiązał kontakt z nowymi kolegami. Z początku mi to nawet odpowiadało, bo w końcu nie musiał tylko do mnie gęby otwierać - zależało mi na tym żeby miał jakiegoś bliskiego kumpla. Ale on coraz więcej czasu z nimi spędzał. Mi zaczynała przeszkadzać jego mama, miałam jakiś wogóle okres kompletnie zmiennych nastrojów. A jego mama przeszkadzała mi pod względem tego jak wychowywała swojego młodszego synka. Bardzo był to dla mnie drażliwy temat i niemiłosiernie się czepiałam o to. Po prostu nie akceptowałam tego że młodziak(teraz ma prawie 12 lat) nie umie sam odrobić lekcji, bo mama za niego wszystko robi i odrabia, spi z mamą w jednym pokoju(bo boi się sam), nie potrafi pozmywać po sobie, zawiązać butów, czytać zegarka... Nie mam własnego dziecka, ale uwieżcie mi, patrzenie na takie coś naprawde bulwersuje. Chciałam zeby Maciek uświadomił mamę. I tu przyznam rację że ja przeginałam, ale wychodzi na to że mam taki upierdliwy charakter, że poprostu musze mówić co czuje, co widzę, co myśle. Potem Maciek zaczął mnie olewać, wolał widywać się ze znajomymi niż ze mną, okłamywał mnie że jedzie np po rodzine na lostnisko a tak naprawde woził się ze znajomymi. Miał mnie dosyć, nie ma sie co dziwić.
Któregoś dnia zostałam okradziona. Napisałam Maćkowi o tym, ale kompletnie nie okazał zainteresowania. Okazało się, że wiadomość nie dotarła, ale jeszcze o tym nie wiedziałam. Popiłam troche i zadzwoniłam do niego z wyrzutami, że kompletnie się mną nie interesuje, że ma mnie gdzieś itd itp. Nie chodziło mi tylko o ten incydent z kradzieżą. Poprostu rzadko do mnie dzwonił, czasami cały dzień się nie odzywał, było mi przykro i wariowałam ze sobą.
Przyjechał do mnie dwa dni później, oddał mi rzeczy i zażądał przerwy. Długo rozmawialiśmy, błagałam go wtedy, żeby mnie nie zostawiał... Naściemniał mi że on do Stanów wyjeżdza za pracą, że już ma wizę i że ten związek dlatego nie przetrwa. I że on wyjeżdza na miesiąc na działke, więc to bez sensu być ze sobą(to że wyjeżdzał na działke to prawda akurat). Ale w końcu zdecydowaliśmy się na przerwę. Od jego kolegów dowiedziałam się, że zerwał ze mną definitywnie, że to już kompletny koniec. Jego znajomy był wręcz zdziwiony gdy dowiedział się, że właściwie to my tylko mamy przerwę. Ja byłam zszokowana słysząc jego wersję. Uznałam, że Maciek to tchórz.
Nieco wcześniej moja znajoma organizowała imprezę, na którą bardzo chciałam pójść. Ale Maciek nie wyraził aprobaty, więc no co, no nie poszłam, bo bez niego nie chciałam... A tak naprawde to on nie chciał iść na nią ze mną. Tłumaczył mi, że on tylko znajomych tam odwoził, nie chciał zostawać, ale upił się i za kółko już nie mógł wsiąść.
Tak czy siak, po dwóch tygodniach wróciliśmy do siebie. Przyjechał do mnie i wszystko było cacy. Jeszcze potem nasłuchałam się od koleżanek oraz znajomych Maćka(tych bliskich kumpli), że Maciek na tej imprezie brał sobie numery jakiś tam koleżanek a potem je na kawe probował wyciągać. Byłam niemilosiernie zazdrosna. Znowu się czepiałam, ale tym razem Maciek mnie uspokoił twierdząc że to tylko koleżanki i tylko chcial poprostu mieć lepsze z nimi relacje.
Pamiętam, że wtedy jeszcze przez jakiś czas miałam różne wyrzuty do niego, zawsze kiedy chciałam powiedzieć mu co mnie boli, zbywał mnie, albo się irytował. To przestałam, poprostu zamilkłam. Stawała mi cały czas przed oczami sytuacja że znowu mnie zostawi i znowu będę trupem przez jakiś czas.
I od tamtego czasu starałam się jak najmniej gadać o jego mamie, nie irytować się kiedy woli się spotkać z kumplami.. zaczynało wyglądać to wszystko bardzo zdrowo i obiecująco.
Od jakiegoś czasu jednak zaczęłam zastanawiać się na tym co było między nami. Maciek nie pracuje, cały czas sępi od mamy, dostaje tylko rente i zadowolony jest ze moze utrzymać z tego samochód - starcza mu to. Raz na jakiś czas poszlismy do kina czy na sushi, ale naprawde rzadko. Większość czasu spędzaliśmy poprostu na siedzeniu koło siebie, każde nosem w komputerze, z przerwą na jedzenie, seks, czy sen. Praktycznie codziennie do niego jeździłam, każdego dnia poświęcałam około 1,5 h w jedną stronę żeby z nim być, bo on nie miał na paliwo... Gdy mu mówiłam, że może wsiąść w autobus - nie, ja nie będę jeździł autobusem! A ja mimo wszystko jeździłam bo chciałam z nim być.
Jestem studentką drugiego roku. Natomiast Maciek, mimo że starszy ode mnie dopiero za mature się wziął. Czasami czułam tą przepaść między nami. Ja chciałam na czymś pogłówkować, zadawałam mu pytania typu "a jak myślisz, co byłoby gdyby..". Nie specjalnie mu się chciało ruszyć wyobraźnie, ja po jakimś czasie też przestałam zadawać te "głupie" pytania. Ale w sobie czułam że czegoś mi brakuje. Przez jakiś czas wystarczało mi gadanie o totalnych bzdetach.
Do tego wszystkiego dochodzi to że on lubi mi dokuczać. Łaskotał mnie czasami do bólu, albo ciągnął za włosy, nie mam na myśli tych na głowie...
Zeby przygotował się do matury sama musialam go o to prosić, żeby usiadł ze mną. I zamiast zajać się zadaniami, zaczynał się wkurzać na mnie, na to że musi się uczyć. Ja mu próbowałam coś wytłumaczyć to specjalnie spoglądał w sufit, żeby tylko nie patrzeć co ja bazgrze po kartce. Nie powiem, że tak wyglądała cała nauka, ale za każdym razem na słowo "nauka" reagował jak kot na psa. Ja chciałam mu pomóc, i tyle ile miałam cierpliwości tyle dawałam rady. W majówkę byliśmy u jego znajomego na działce, gdy zaczęłam mu coś tłumaczyć naskoczył na mnie i ryknął "Nie krzycz na mnie!!". Wtedy doprowadził mnie do łez.
To typowy domator. Ciągle by siedział przed komputerem bądź przed telewizorem. Leń z patentem. Ani do pracy, ani na spacer, ani na rower... nic. Bo jemu poprostu jest tak dobrze. Ale mi nie było dobrze. Ja lubie gdzieś sobie iść i potrzymać się za rączkę. Poza tym chciałam robić coś więcej niż przybieranie wagi na tyłku przed kompem.
Jest bardzo zazdrosny. Jak z kimś miałam przyjemność porozmawiać na fb, czy przez telefon często rzucał pytanie (nawet zdarzało mu się, że z pretensją w głosie) z kim i o czym rozmawiam. Czasami brał mój telefon i przeglądał go, ale przy mnie. Nawet powiedział mi, że nigdy nie będzie miał do mnie 100% zaufania, bo jego byłe notorycznie go zdradzały i on poprostu nie ufa kobietom i się boi. To w sumie tez mnie bolało.. Ja nigdy nie czułam potrzeby zajrzeć mu w skrzynkę. Nawet gdy słyszałam ze z jakimiś innymi pisał. Poprostu mu ufałam.
Na samym końcu doszedł strach o własną przyszłość. Czy ten facet będzie umiał zająć się domem, mną i kto wie czy naszą małą istotką? Czy pójdzie do pracy czy raczej ja go będę utrzymywać? Bardzo chce wyjechać za granicę, żeby tam spełnić swoje marzenia, bo tam są większe szanse na to. I chce pojechać na wymianę studencką. Gdy mu o tym powiedziałam, powiedział że nigdzie mnie nie puści, że sie rozpadniemy i tyle z tego będzie. Bo on nie może swojej mamy zostawić, bo ona jest chora(szczerze mówiąc no to tak, jest, ale Maciek nie specjalnie jej pomaga..). A ja sobie poprzysięgłam że nikt moich planów nie zniszczy.
I zrobiłam to. Powiedziałam mu to wszystko i zakończyłam. Nie dałam mu szansy na zmiane. W sumie przyznam się szczerze, że udawałam przez jakiś czas, że wszystko jest ok. Ale coś we mnie pękło. Planowaliśmy wyjazd pod koniec maja. Zadzwonił do mnie, mówiąc mi że intuicja podpowiada że coś złego się dzieje między namie. Powiedziałam mu tylko, że czasami coś co robi rani mnie i on chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Zapytał się "A niby kiedy ostatnio Ci zraniłem?!" i przytoczyłam mu tą sytuacje z działki. Zaczęłam mu tłumaczyć co czuje a on tylko "yhym, ta, jasne". Więc się rozłączyłam. Napisał mi, że w takim razie ja nie mogę jechać na działkę, że to bez sensu i że to co jest między nim a mną dąży do rozpadu i nie przetrwa długo. To zaprosiłam go w swoje strony, przyjechał i zrobiłam co zrobiłam.
A potem zaczęłam żałować. Uznałam, że jednak za mało nad tym wszystkim myślałam, że tak naprawde to ja z nim nie rozmawiałam o tych problemach. Raz na jakiś czas na coś się poskarżyłam, ale potem ten temat zbywałam. Doskonale zdaje sobie sprawe z tego co do niego czuje i tak ciężko jest mi teraz żyć ze swiadomością, że właśnie niszcze to wszystko. Napisałam do niego, że żałuje decyzji, spotkał się ze mną, planowaliśmy wrócić do siebie(zaznacze że było to po dwóch dniach od zerwania). Mnie naszły wątpliwości. Ale już zdążyłam zrobić nadzieje mu i zdążył już pomyśleć ze znowu jestesmy ze sobą. I zrobiłam to samo. Masakra.
Poczułam w sobie jakieś dziecko które potrzebuje się wyszaleć - to było najpierw. Potem, że ja chce poprostu innego mężczyzne, który lepiej odpowie na moje potrzeby, z którym będą mogła rozmawiać w kółko i chodzić na te głupie spacery. Ale potem znowu przyszło uderzenie z innej strony - a czy naprawde chce zastąpić mojego Maćka jakimś innym? Tak poprostu?
Wychodzi na to, że zerwałam z nim dwa razy w ciągu jednego tygodnia. Siedzę tak i stukam w tą klawiaturę ze łzami w oczach i zastanawiam się co on teraz czuje, czy też płacze.. strasznie mnie boli kiedy staje mi przed oczami smutny Maciek. Powiedział mi, że już nie ma odwrotu, że muszę żyć ze swoją decyzją i koniec - i że ma nadzieje że będę z tego powodu cierpieć, i że już nigdy nie poznam takiej osoby jak on.
Dziewczyny, teraz zwracam się do Was. Nie proszę o rady żeby on do mnie wrócił, bo ja już nie chce go więcej zranić swoim niezdecydowaniem. Poprostu powiedzcie mi co myślicie o tej sytuacji, o nim i o mnie.
Pozdrawiam,
Kasia.